• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 14 Dalej »
[10 luty 1962] U pana Dumbledore'a w ogródku | Avelina, Lorraine i Augustus

[10 luty 1962] U pana Dumbledore'a w ogródku | Avelina, Lorraine i Augustus
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#1
18.09.2023, 16:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2024, 12:19 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Lorraine Malfoy - osiągnięcie Piszę więc jestem

Pomysł zakiełkował w jej głowie kilka dobrych miesięcy temu, kiedy wkręciła starszego kolegę ze Slytherinu, panikującego przed jakimś ważniejszym zaliczeniem, że w dawce uderzeniowej wywar z pędzistolca koi nerwy i łagodzi fizjologiczną reakcję organizmu na stres. Gwoli ścisłości, użyła słów "wywar z Excrementum vulgaris", żeby zabrzmieć bardziej wiarygodnie, i uśmiechnęła się też w sposób, który zawsze czynił ludzi jakoś bardziej podatnymi na jej sugestie... Grunt, że biedaczysko uwierzył w tę bajeczkę - ukradł cały zapas pędzistolca ze szkolnego magazynku przez co nieomal otworzył w męskim kiblu kolejną komnatę tajemnic - no i tak się odwodnił, że musiał mieć podawane płyny w skrzydle szpitalnym.

Do rzeczy: Lorraine dostrzegła poważną lukę w szkolnej hierarchii, a mianowicie - brak porządnego, godnego zaufania handlarza substancjami, który dostarczyłby co trzeba i to dobrej jakości. Zawsze była przedsiębiorczą dziewuszką, więc postanowiła tę lukę uzupełnić.
Nie była jeszcze jednak na tyle zaawansowana w dziedzinie eliksirowarstwa, na ile by chciała, więc przez ostatnie miesiące praktycznie każdą wolną chwilę spędzała w bibliotece w dziale z eliksirami, szukając ciekawych przepisów na produkty, które mogłyby zainteresować potencjalnych klientów.
Przez te studia nieco zaniedbała resztę przedmiotów, dlatego była niesłychanie zestresowana i zarywała noce, żeby nadrobić braki. Trzeci rok jest taki ciężki, dużo nowego materiału, tak mało czasu... Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy Lorraine nie poszła do łóżka, tylko ślęczała nad podręcznikiem w pokoju wspólnym, czekając, aż ten kompletnie opustoszeje. Wtedy wymknęła się na zewnątrz.

Wszystkie receptury, nawet zwłaszcza na te dosyć obrzydliwe i nie do końca legalne eliksiry, notowała w specjalnym notatniczku, ozdabiając je serduszkami, pentagramami i różnymi innymi adnotacjami odnośnie właściwości tych bardziej skomplikowanych ingrendiencji. Na przykład: "jeżeli zbierzesz liść miesięcznika w pełnię to mocniej trzepie". Lorraine miała zamiar sprawdzić tę nader interesującą teorię.
Pełnia księżyca wypadała dzisiaj. Malfoy przemykała więc szkolnymi korytarzami szybciej niż wilkołak na głodzie, dopóki nie wpadła do cieplarni numer 3, zdyszana i z rozwianym włosem, ale zadowolona, że zrealizowała najtrudniejszy etap jej misji. Dopóki między jednym a drugim ciężkim oddechem zrozumiała, że nie jest tutaj jedynym gościem. O boże może to naprawdę jakiś wilkołak!!!!!, zaczęła panikować wewnętrznie, schowana za jakimiś badylami, głęboko żałując, że ostatnią lekcję obrony przed czarną magią spędziła na rysowaniu portreciku profesora Slughorna otoczonego serduszkami. Po chwili, już bardziej przytomnie stwierdziła, że wilkołak raczej nie potrzebowałby żadnego świetlika, aby poruszać się w ciemności, ba, nie miałby nawet jak go zapalić bez przeciwstawnych kciuków!!

Czyżby ktoś wpadł na ten sam pomysł co i ona?
Lorraine opuściła swoją kryjówkę i zaczęła skradać się tam, gdzie, jak podejrzewała, znajduje się intruz.
I nagle wszystko nabrało sensu. Lorraine rozpoznała w niskiej postaci znajomą Krukonkę, która tak jak i ona nieustannie przesiadywała w bibliotece, studiując eliksiry. Parę razy nawet się do siebie nieśmiało uśmiechnęły... szkoda, że wtedy nie przewróciła na starszą uczennicę ciężkiego regału, należało jej się!!! W przeżartej deluzjami głowie Malfoyówny, Paxton (bo tak chyba miała na nazwisko cicha dziewczyna) już sabotowała jej pomysł na hogwarcki biznes, zapewne miała zamiar zabrać większość klienteli i jeszcze może wiedziała, jak pędzić wódkę z korzenia mandragory!! Nie do wiary, co za bezczelna osoba!!

Cóż, Lorraine miewała problemy z kontrolowaniem swojej porywczości. Nie pomagały też ostatnie stresy i chroniczne niewyspanie. Wyskoczyła na drugim końcu alejki, w której stała Krukonka, opuszczając bezpieczne schronienie za wielką doniczką. Oczy dziewczyny ciskały pioruny, i nie dało się ukryć, że gdyby tylko mogła, to tkwiąca w niej wila przybrałaby postać jakiegoś krwiożerczego drapieżnika. Na Morganę, ona tu gotowa zaraz tupnąć nóżką!!!!
- Co tutaj robisz? - zapytała, nie ukrywając jadu w swoim pełnym pretensji tonie. Dłonie mimowolnie zacisnęła w pięści, aż poczuła ból, kiedy półksiężyce paznokci wbijały się w jej delikatną skórę. - Co to ma znaczyć? - syczała dalej.
- Byłam tutaj pierwsza, znajdź sobie inną cieplarnię. Albo idź szukać wiatru na błoniach, mam nadzieję, że przeżuje cię tam jakiś wilkołak.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#2
25.09.2023, 20:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2023, 20:27 przez Avelina Paxton.)  

Kolejne składniki się jej skończyły, wiedziała, że nie mogła za bardzo wyciągać ich od profesorów, bo zaczną zadawać pytania, a ona nie mogła już dłużej kłamać, że nad czymś pracuje, że coś sprawdza, że jest jej to potrzebne do czegoś tam z tamtego czegoś. Zaczynało brakować jej słów, kłamstwa grzęzły jej w krtani. Avelina nigdy nie była perfekcyjną kłamczuchą – potrafiła zachować surowy, zagadkowy wyraz twarzy, ale nie była złą osobą. Nie była w stanie wiecznie kłamać, opowiadać kłamstw. Od tego był Rookwood, który sobie świetnie radził w kłamaniu, że tylko rywalizują, że nienawidzi jej ze względu na jej pochodzenie. Wiedziała doskonale, że był jak burzowe chmury tuż przed wybuchem, gdy jego koledzy wtórowali mu w dokuczaniu Paxton, że kipiał złością, gdy ona chichotała z Danielle zerkając na niego. Wiedziała, że chciał wiedzieć wszystko, że chciał uczestniczyć w jej osiągnięciach, ale ona go nie dopuszczała, unikała. W ostatnim czasie nawet nie wymykała się, aby do niego dołączyć podczas jego dyżurów. Nie mogła się z nim przyjaźnić miała na głowie warzenie dla niego eliksirów, zdobywanie przeklętych składników i naukę animagii, a termin zaczynał zbliżać się nieubłaganie. Już niedługo Rookwood opuści szkołę, zostawi ją tu samą, porzuci, a ich docinki będą tylko blaknącym wspomnieniem i skaza na sercu. Ogromem niewypowiedzianych słów, obrazem, którzy przedstawiałby mimozę, pozory utkane z tajemnic i strachu.

Czuła jak zmęczenie ją dopada, gdy siedziała przed dogorywającym  kominkiem w pokoju wspólnym. Musiała dzisiaj przetrwać i nie zasnąć. Ostatnio kilka razy nie udało jej się wytrwać do momentu zniknięcia ostatniej osoby w pokoju wspólnym. Dziś się w końcu udało, więc przemknęła się korytarzami, unikając tych, gdzie powinni być prefekci domów, a potem schodami szybciutko w dół, nawet nie zapalała różdżki, aby nie budzić obrazów, biegła na ślepo niczym kot dachowiec przemykający pomiędzy krzakami polujący na mysz. Ona polowała na miejsca wolne od duchów, obrazów i prefektów, a także nauczycieli dyżurujących, aby nikt jej nie złapał, aby nie dostała szlabanu. Nigdy nie chciała być nicponiem, który pakuje się w kłopoty, a jeśli tak będzie to Rookwood w końcu dostanie kontakt z nią – okrzyczy go jak matka zakonna nieposłusznego ucznia. W końcu zaczęła buszować wśród składników, które ją interesowały, w odpowiedni sposób przycinała liście i wrzucała do swojej torby. Oprócz tego chciała jeszcze przeczesać szafki profesora od zielarstwa w poszukiwaniu kilku nasion. Wtedy też usłyszała nieprzyjemny głos, więc włos zjeżył się jej na głowie i wyprostowała się jak struna z sercem bijącym jej niczym dzwon kościelnych zegarów. Jej oczom ukazała się mała zmora z trzeciej klasy. Avelina zmarszczyła brwi i prychnęła pod nosem. 

– Pokaż dowód – fuknęła i wróciła do ścinania ostrożnie liści kwiatów, których potrzebowała do uwarzenia eliksirów dla Augustusa. Pieprzony Rookwood.

Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#3
15.10.2023, 02:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.10.2023, 02:14 przez Lorraine Malfoy.)  
Słowa, które cisnęły się teraz Lorraine na usta, zdecydowanie nie licowały z wizerunkiem młodej, eleganckiej damy, jaki chciała prezentować. Poetycka litania inwektyw, wnosząca się w jej głowie niczym choralna inkantacja do Pani Księżyca, była straszniejsza niż wycie tego wyimaginowanego wilkołaka na błoniach - może dlatego, że w przeciwieństwie do wilkołaka, gniew Lorrie był całkiem realny, i nieporównanie bardziej okrutny - a przy tym kompletnie bezzasadny.

Bo Malfoy nie miała zielonego pojęcia, jakie są zamiary ciemnowłosej dziewczyny: czy ta szykuje jakiś nie do końca legalny eliksir na własny użytek, czy też rzeczywiście zamierza być jej konkurencją na rynku pracy? Paxton była wychowanką Ravenclawu, i była od Malfoyówny rok starsza, co w pewnym sensie napawało zwykle przesadnie pewną siebie Lorraine zgrozą - bo Avelina zdążyła na pewno przyswoić o wiele więcej wiedzy od niej i to jeszcze zapewne górowała nad nią umiejętnościami praktycznymi, ba, intelektem!! - w końcu mieszkańcy domu Kruka znani byli z inteligencji i nieustającego dążenia do absolutnego poznania. W chorej główce Lorraine odezwały się brzydkie kompleksy... Że ona miałaby być słabsza w tej jakże ukochanej dziedzinie magii od jakiejś tam przybłędy, z rodowodem gorszym od kundli z Nokturnu - bo nazwisko Paxton jakoś kojarzyło się jej z nikim innym poza postacią burkliwej Krukonki - i to cierpiącej z powodu głuchoty albo mutyzmu wybiórczego, biorąc pod uwagę niemalże kompletny brak reakcji na pokaz złości w wykonaniu Lorrie??

- Chcesz dowodu? - powtórzyła z lekkim niedowierzaniem słowa dziewczyny, które uznała za kompletnie niedorzeczne. Miała wrażenie, jak gdyby Paxton nawet nie próbowała się odgryźć, a Lorraine, nawykła do atencji i słownych utarczek, nie była przygotowana na tak prosty... unik. To było niesatysfakcjonujące, że krukonka nie dała się sprowokować. - Proszę bardzo. Masz swój dowód. Wykonała ruch jakby na chwilę sięgała do swojej sakiewki w poszukiwaniu... czegoś. Po chwili wyciągnęła rękę.
I pokazała jej środkowy palec.

Należało jej się, w końcu Paxton wyskoczyła jak Merlin z konopi, i prawie przyprawiła Lorrie o zawał serca!! - co prawda, to Lorraine wyskoczyła nagle na przeciwległym końcu alejki zza doniczek, ale ćśś... Tak szczerze, to dziewczyna dalej czuła się tak, jakby korzenie miesięcznika napierały na jej klatkę piersiową, niemal jak pnącza, które opierały się o ściany cieplarni, jakby chciały wydostać się na zewnątrz. Gdyby jeszcze choć mogła zdefiniować to dławiące uczucie w piersi, nazwać je po prostu zazdrością i iść dalej... Ale nie, to nie była zazdrość, a po prostu obsesyjna ambicja w dążeniu do celu; nie skupiała się aż tak bardzo na tym, czy Avelina jest od niej lepsza w eliksirach i zielarstwie, a raczej na tym, że to Lorraine jest w czymś gorsza, a to istotna różnica!!
Ale kto by wnikał w pokręcone meandry psychiki trzynastolatki, więcej - zdrowo pokręconej trzynastolatki!! Pocieszyła się natomiast myślą, że gdyby Avelina rzeczywiście chciała zdominować handel eliksirami w Hogwarcie musiałaby w tym celu wynająć jakiegoś geniusza marketingu, skoro sama nawet nie potrafi wydusić więcej niż dwóch słów. Życzyła jej, żeby połamała sobie wszystkie paznokcie, kiedy będzie przekopywać roślinki podczas następnych lekcji zielarstwa, skoro taka z niej bywalczyni cieplarni, o. Wpiła spojrzenie zimnych ocząt w Avelinę, jakby ta była jakąś paskudną stonką mandragorową, którą masz ochotę zgnieść obcasem.

- Skoro już tu jesteś, to przynajmniej zaopatrz się porządnie, żebyśmy nie wpadły na siebie więcej. Obok ciebie rośnie przywrotnik, dalej, weź cały krzak, proszę bardzo!! Akurat tobie przyda się gruby zapas, na produkcję eliksiru upiększającego. - Czy obrażanie czyjegoś wyglądu było dziecinne? Owszem, zwłaszcza że Avelinie Paxton niczego w tej materii nie brakowało... Z tymi jej czekoladowymi lokami i głębokimi oczętami, teraz skupionymi na pracy... Ale Lorraine jak już się nakręciła, nie potrafiła się powstrzymać. - Chyba, że wolisz kupić taki mojej produkcji. Twój przepis widać nie działa zbyt dobrze, łagodnie mówiąc. - dodała szybko, przesłodzonym tonem.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#4
16.10.2023, 17:47  ✶  

Avelina nie miała dla niej żadnych słów. Nie potrzebowała się kłócić z jakimiś osobami, które nie miały dla niej żadnego znaczenia w egzystencji na świecie. Paxton zawsze była sama dla siebie, a przyjaciół jakich miała pod swoimi skrzydłami były osoby godne jej uwagi i, które same chciały jej obecności w swoim otoczeniu. Taka mała, smarkata Ślizgonka nie miała znaczenia w jej życiu, była tylko małym pryszczem, który urósł za szybko i chciał pokazać światu, że miał znaczenie w życiu innych ludzi.
Taka mała podpowiedź: nie miała znaczenia.

Paxton nie myślała o tym, że Lorraine uważała ją za konkurencję. Jasne czasami zrobiła jakieś eliksiry dla znajomych, a zwłaszcza dla Rookwooda, który czasami domagał się ich w zbyt dużej ilości zapominając, że Avelina miała jeszcze inne obowiązki, ale robiła to tylko po to, aby utrzeć mu nosa. Był dla niej wyzwaniem, a dzięki temu znalazła w swoim życiu cel. Lubiła to robić, lubiła siedzieć z nosem w bulgoczącym kociołku, lubiła nie rozmawiać z ludźmi i lubiła też nie rozmawiać z Augustusem. Miała nadzieję, że blondwłosa żmija nie zrobi zbyt głośnego rabanu i nikt tu nie przyjdzie, bo jak tak będzie to będzie kiepsko. Wymknęła się tylko po to, aby szybko uzupełnić zapas. Nie potrzebowała ich zbyt wiele, bo wiedziała, że niebawem Augustus skończy szkołę, a wtedy już jej te rzeczy nie będą potrzebne.

Avelina na chwilę oderwała się od zrywania liści, aby spojrzeć na dowód dziewczyny i parsknęła pod nosem. Żałosne. Przeszło jej przez myśl. Osoby słabe broniły się takimi gestami, osoby, które nie miały zbyt wiele mądrych rzeczy do powiedzenia. Czasami wystarczyło po prostu milczeć, aby kogoś pokonać i Avelina czuła się w tym momencie na wygranej pozycji. Wyprostowała się w końcu i spojrzała na dziecinkę przed sobą. Uniosła lekko brew ku górze przyglądając się Ślizgonce uważniej. Mały pryszcz.

– Jesteś aż tak niepewna siebie, że atakujesz wygląd drugiej osoby? Nie uważasz, że to żałosne zachowanie? Uspokój się i bierz, co potrzebujesz. Nie wiem o ci chodzi, ale jesteś w tej samej sytuacji jak ja więc się zamknij, zrób co musisz i wypieprzaj stąd – mruknęła tonem głosu, który niewiele mówił o emocjach. Avelina rzadko się czymkolwiek ekscytowała. Było niewiele osób, które wywoływały u niej więcej emocji niż taka sytuacja z Ślizgonką. – Robisz niepotrzebny hałas, a nie mam zamiaru siedzieć z tobą na szlabanie. Jak tu szłam widziałam prefekta niedaleko na błoniach, więc się przytkaj – dodała jeszcze tym samym, znudzonym szeptem.

Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#5
06.11.2023, 06:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2023, 07:09 przez Lorraine Malfoy.)  
Jak Paxton była lodowato spokojna w swojej zgryźliwości, tak Malfoy dawała ujście ogniście rozbujanemu temperamentowi. Jednak w pewnej kwestii, nawet porywcza Lorraine musiała przyznać rację gburowatej Krukonce: zdecydowanie należało ograniczyć decybele. Nie czekając, aż Avelina zareaguje na jej wulgarny gest, przesunęła ciężką doniczkę (CUDEM TYLKO NIE ZŁAMAŁA PAZNOKCIA, BO JAKOŚ ŹLE JĄ CHWYCIŁA!) tak, aby stała między nimi, bo jeszcze by ją kusiło, żeby rzucić Paxton w twarz nawozem, i zabrała się do pracy przy liściach miesięcznika.

– Jesteś aż tak niepewna siebie, że koleżeńską radę uważasz za atak? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, w przeciwieństwie do Aveliny nie kryjąc emocji w głosie… A raczej lukrując je obficie obłudną słodyczą, spod której wyciekał soczysty miąższ nastoletniego rozwydrzenia. Jak przystało na wredną jędzę, Lorraine ani trochę nie zawstydził kontrast między jej gniewnym wybuchem, a opanowaniem Paxton, przeciwnie; wymusiła na niej jakąkolwiek reakcję, i to jej wystarczyło. Znacie to powiedzenie, „licho nie śpi”? Lorraine też nie.

– Którego? – Lorraine na chwilę porzuciła pracę, i zmrużyła oczy, analizując wypowiedź Paxton. Tak po prawdziwe, niemal ucieszyła się, słysząc, że jakiś prefekt patroluje błonia, bo to znaczyło, że żadnych wilkołaków tam nie było... To znaczy, oczywiście, że nie było, po prostu ostatnio przeczytała jakiś obrzydliwie głupi romans o wilkołakach z alfą w roli głównej, i dalej nie mogła się otrząsnąć po rewelacjach na temat wilczej społeczności, jakie przyniosła jej ta lektura! A prefekci? Phi, pół biedy, jeżeli to był jakiś Ślizgon, bo wtedy istniała całkiem spora szansa, że puści ją bez żadnych konsekwencji. Zwłaszcza, jeżeli to byłby chłopak, a ona użyłaby swojego firmowego uśmiechu numer trzy. Vespera Rookwood była trudniejszą przeciwniczką, ale ona chyba patrolowała dzisiaj któreś z wyższych pięter… Lorraine krótką chwilkę kalkulowała przez w głowie możliwe opcje, zanim odezwała się znowu, przyciszonym głosem:
– Tego dziwaka, Ulyssesa Rookwooda, czy kogo? Jak chodzi, gapi się w jeden punkt, więc mogłabyś mu rzucić w twarz smoczym łajnem i kucnąć tak, by nie być na jego linii wzroku, on i tak by się nie zorientował – szeptała takim tonem, jakby tłumaczyła Avelinie, gdzie jest przód, a gdzie tył hipogryfa. – Albo pokaż mu jakiś gwiazdozbiór typu… Dupa Dumbledore’a? Może na to poleci. Typ musi lubić astronomię, bo słyszałam, że moja kuzynka zrzuciła go kiedyś z wieży astronomicznej. Przeżył, bo ma takiego kija w tyłku, że jak spadał, to niechcący wynalazł nowy typ Gwiezdnej Zamiatarki. Prawie jak ty.

Lorraine wzruszyła lekko ramionami, choć mentalnie uśmiechnęła się do wizji Eden Malfoy – którą szczerze szanowała, podziwiając jej cięty język oraz towarzyskie obycie – robiącej z jakiegoś bufonowatego paniczyka pikujące licho. Nie była nawet pewna, czy te plotki, wypaczone przez tysiące hogwarckich gęb miały w sobie choćby krztynę prawdy, bo słyszała różne warianty tej opowieści (zrobiła mentalną notatkę w głowie, by zagadnąć Eden o to, jak to było naprawdę), ale jak każdy Malfoy, lubiła chwalić się sukcesami swojej rodziny, więc… Dopiero po chwili rzuciła Avelinie czujne spojrzenie, jakby żałowała, że nie była wredniejsza. Ale jakby ta dała się złapać, jeszcze pociągnęłaby i ją na dno…

– Mówię ci to tylko dlatego, że jak dasz się złapać, to mogą zamknąć cieplarnię jakimiś magicznymi zabezpieczeniami – sarknęła złośliwie, zgarniając wyrwane łodygi krwawnika do sakiewki. – Więc sama się przytkaj, bo handel eliksirami to dla mnie poważny biznes.


Yes, I am a master
Little love caster
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#6
12.11.2023, 16:43  ✶  

Starała się być po prostu oazą spokoju, udawała, że nic ją nie rusza, ale w rzeczywistości przytyk Lorraine do jej wyglądu był skuteczny. Zaczynała mieć wątpliwości, a to nie było nic przyjemnego. Próbowała w głowie sobie wmawiać, że to nie jest prawda, a dziewczyna jest po prostu żałosnym człowieczkiem, który potrzebuje atencji innych osób, aby egzystować poprawnie w tym świecie. Obraża przy tym innych, aby siebie dowartościować. Nigdy nie potrafiła zrozumieć ślizgońskich dziewczyn, które były dosłownie śliskie. Nie chciała wrzucać przedstawicieli tego domu do jednego wora, bo poznała Augustusa i on był trochę inny niż sobie ich wszystkich wyobrażała. Jasne, prowadzili otwartą wojnę na korytarzach szkolnych, wytykali sobie błędy, czasem dostała jakimś zaklęciem od przypadkowej osoby, ale gdy w nocy dawała mu eliksiry, które u niej zamawiał rozmawiał z nią jak prawdziwa, żywa osoba. Miał swoje marzenia, pragnienia, czasami przekraczał granice jej komfortu, ale czuła się przy nim swobodnie. To był jeden z powodów, dla których ostatnio wycofywała się z tej relacji, unikała kontaktu z nim, uciekała przed nim chowając się szybko w swoim pokoju wspólnym po przekazaniu paczki. Nie mogła ryzykować, że poczuje do niego coś więcej niż przyjaźń. Musiała przed takimi emocjami uciekać, bo… no właśnie. Sama nie wiedziała, dlaczego się przed nimi chroniła, ale była jak prawdziwy skorpion – pluła jadem na zapas, aby nie zostać zranioną.

Przemilczała jej wyjaśnienie dotyczącej koleżeńskiej rady, zignorowała też wcześniejsze przesunięcie donicy. Skrzywiła się jednak przy tym jaki hałas dziewczyna robiła. Musiała jak najszybciej kończyć swoje zadanie i wypierdalać z tego cyrku, bo jeszcze przez taką głupotę dostanie szlaban, a tego naprawdę nie chciała. Na błoniach widziała Augustusa – chyba zmienił swoje miejsce patrolu, może sam chciał jej unikać? Może też nie chciał z nią kontaktu, albo nie chciał być przez nią zauważony? Mówiła mu ostatnio, że skończyły jej się składniki, może czekał, aż sama się tu pojawi? Nie była niczego pewna, ani nie chciała dłużej o tym myśleć. Blondynka zaczęła gadać, a Avelina wpakowała roślinki do swojej torby ukrywając je gdzieś w kieszonkach, aby nie zostały odnalezione. Wyprostowała się i spojrzała na Lorraine. Ledwo powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem, gdy wspomniała o Ulyssesie Rookwoodzie.

– Niestety to nie on, a jego młodszy brat, który należy do tych najbardziej narwanych Rookwoodów – westchnęła ciężko. Na pewno słyszała o tych bliźniakach, którzy potrafili siać często zamęt. Augustus zdecydowanie był z nich najmniej opanowany i cholernie dobrze się pojedynkował, więc Avelina nigdy nie próbowała rzucać w niego zaklęciem, ale czasami się o to prosił.

– Co będziesz robić eliksiry na biegunkę i maści na pryszcze? Aż tak poważny biznes ci się tu kroi? – prychnęła i ruszyła w jej kierunku, aby ją minąć i opuścić to przeklęte miejsce. – Póki co to ty tutaj hałasujesz jak buhorożec w składzie porcelany – dodała jeszcze patrząc prosto w jej jasne oczy. Avelina dosłownie była jej przeciwieństwem.

Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#7
17.11.2023, 13:34  ✶  
Lorraine westchnęła tylko na wieść o patrolu Augustusa Rookwooda. Znała go oczywiście pobieżnie z widzenia, w końcu również należał do Domu Węża, no i, rzecz jasna, z tytułu pełnionej przez niego funkcji prefekta, i nie miała o nim zbyt dobrego zdania. Kiedy się na niego patrzyło, nigdy nie można było wyczuć, co myśli: raz zimny, raz gorący, raz pilny uczeń, raz brylujący w towarzystwie bananowy chłoptaś ze zbyt ostrym uśmieszkiem.

– A mogłoby się wydawać, że nie powinien być cholernym służbistą przy takim charakterku. – syknęła ironicznie, potrząsając lekko głową, jakby chciała od siebie odsunąć wizję czającego się gdzieś w mroku, bardziej narwanego Rookwooda. W ogóle, ilu może być Rookwoodów w tym cholernym zamku, i to jeszcze na stanowiskach prefektów? Rozmnażali się przez pączkowanie jak dementory, czy może wiatropylnie – tak jak roślina, której liście teraz zbierała?

Czysty nepotyzm i tyle, zawyrokowała ze złością Lorraine, choć nie powiedziała tego na głos, bo znała już trochę świat i doskonale wiedziała, że dla większości czarodziejów hasło „nepotyzm” przywodzi natychmiastowe skojarzenie – niemal jak w odruchu Pawłowa – z nazwiskiem „Malfoy”.
– Mówisz tak, jakbyś miała z nim wcześniej problemy. Walnij go klątwą następnym razem w tę odznakę prefekta – szepnęła, zabierając się za wyrywanie splątanych kłącz – ostatniego składnika, którego potrzebowała. Od pracy oderwał ją dopiero szept Aveliny, która – zapewne nieświadomie – trafiła w sedno. Serce Malfoy zatrzymało się na jedno uderzenie.
– Tak, mój ulubiony nazwałam Nie zesraj się, wyślę ci darmową próbkę – odparowała szybko Lorraine, choć policzki pokolorował jej wstydliwy rumieniec, kiedy Krukonka rzuciła swój komentarz deprecjonujący powagę jej rozwijającej się działalności gospodarczej.

Nie miała pojęcia, na ile Avelinę dotknęły wygłoszone przez nią wcześniej przytyki do jej wyglądu – zapewne ucieszyłaby się, gdyby wiedziała, że w jakiś sposób udało jej się wzruszyć zdawałoby się niezachwianą pewność siebie i opanowanie starszej dziewczyny – fakt faktem, że była to najprostsza i najskuteczniejsza taktyka, jeżeli chodziło o potyczki słowne z innymi ludźmi, czego Lorraine zdążyła się nauczyć nie tylko z licznych werbalnych sparingów, jakie musiała prowadzić od wczesnego dzieciństwa z innymi dziećmi czystej krwi z bardziej zamożnych rodzin, a także z autopsji: bo sama miała bardzo dużo kompleksów, i stając przed lustrem, czasami widziała w sobie tylko niedoskonałości… Przez resztę czasu postrzegała się jako najcudowniejszą z istot na tym ziemskim padole. I tak sobie jakoś trwała, oscylując wiecznie między zaciekłą nienawiścią wobec tego, kim jest, a przesadnym samouwielbieniem, z czasem dochodząc do wniosku, że nikt nie może jej skrytykować tak ostro, jak ona sama.

Ale kiedy już przychodziło do jej statusu materialnego… Lorraine panicznie bała się, że ktoś kiedyś zda sobie sprawę z pełni jej ubóstwa, i już na zawsze przylgnie do niej powiedzonko „wyżej siada, niż miotłę ma”. Poważny biznes, jak ze słuszną pogardą podkreśliła Avelina, był jedną z żałosnych prób podreperowania żałosnego stanu jej finansów. Szczerze wstydziła się, że nie stać jej było nawet na małe piwo kremowe podczas wyjść do Hogsmeade, ba, nie zakupiła nawet do tej pory wszystkich podręczników, bo te astronomicznie zdrożały. Mogła udawać ile chciała, że uwielbia eliksiry na tyle, że zarwie nockę, aby zrealizować zamówienie na eliksiry upiększające dla koleżanek z domu, ale gdyby mogła, wolałaby poświęcić ten czas na naukę. Albo sen, jak normalny człowiek.
Na początku odczuwała duży dyskomfort, kiedy z pokrętnym uśmieszkiem reklamowała swoje usługi, zapewniając, że najlepszy towar to u niej; nie czuła się żadną „cool dilerką”, choć próbowała przekonać samą siebie, że jest inaczej, kiedy ozdabiała swoje zeszyty z eliksirów albo mrugała do jakiegoś ładnego chłopca w bibliotece znad stosu książek, kiedy ten szeptał do swoich kolegów, że „nie tylko ładna, ale i mądra”. Tak naprawdę, to Avelina miała rację – Lorraine była żałosna i próbowała się dowartościować. Ale na pewno nie była słaba.

No dobra, może fizycznie była słaba. Bo ta doniczka, z której wyrywała kłącza, była cholernie ciężka, i znowu przeraźliwie zaszurała.


Yes, I am a master
Little love caster
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#8
19.11.2023, 18:56  ✶  
Szkoda, że nie miałem okazji zawędrować w kierunku szklarni dosłownie chwili wcześniej, bo chętnie wygłosiłbym smarkatej pannie Malfoy wykład na temat Jestem cholernym służbistą i równie cholernie dobrze mi z tym. Tak, to brzmiałoby dokładnie tak albo może podobnie. Nieistotne, bo w tamtym akurat momencie przypatrywałem się księżycowi, nieco gwiazdom, myśląc właściwie o wszystkim i o niczym, trochę o planach na przyszłość, trochę o marzeniach. Cóż, takie tam bajanie młodego, dorosłego umysłu kilka miesięcy przed ukończeniem szkoły. Zapewne miałem właśnie się oddalać by w tajemnicy ćwiczyć umiejętności magii bezróżdżkowej bądź zaklęcia do pojedynków, ale coś zgrzytnęło od strony szklarni. Ba!, zgrzytało sobie w najlepsze, uciążliwie, tak cholernie, że moja służbistość, a przy niej również nerwica natręctw, nie mogły nie skierować mnie w tamtą stronę.
Wyciągnąłem różdżkę nim wszedłem do środka. Miałem same doskonałe zalety, bo obok służbistości stała również przezorność, szczególnie że w środku nocy, na terenie Hogwartu potrafiły dziać się różne, zabawne, ale głównie potworne, rzeczy. Oczywiście też, jak na Rookwooda przystało, wsunąłem się do środka niepostrzeżenie, bezgłośnie. Moją obecność w szklarni mogło zdradzić tylko i wyłącznie jedno - mój wyraźny, zdecydowanie nie brzmiący na szeptany, głos.
- No proszę... Dwie przerośnięte larwy na grządkach. Psorka zielarstwa nie będzie zadowolona takim obrotem spraw - zauważyłem, wpatrując się wpierw w Avelinę Paxton, a zaraz później w Lorraine Malfoy. Obie pochylały się w swoich kierunkach, z jakimś przypadkowym zielskiem w dłoniach. Na gorącym uczynku!
Wyprostowałem się jeszcze bardziej, by wypiąć dumnie pierś do przodu, w razie gdyby zapomniały, to właśnie na jej poziomie lśniła perfekcyjnie wypolerowana przypinka Prefekta Naczelnego. Postukałem niby to od niechcenia różdżką w najbliższy blat i zasyczałem, licząc sobie w myślach coś, o czym tylko ja wiedziałem. Kary, karki i karunie. Choć nie było mi to za bardzo po drodze, to jednak uważałem za perfekcyjną nauczkę dla Malfoy odebranie Slytherinowi kilkudziesięciu punktów. Wszystko pod jej nazwiskiem, nic nie zatajone, rzecz jasna. Kto wie? Może dotrze do niej w końcu by nie robić rzeczy niedozwolonych. Pozwalała sobie na nazbyt wiele, a Avelina... Jej też się należało za unikanie mnie. O tak! Zemsta będzie miała w tym przypadku słodki smak, szczególnie że Ravenclaw za bardzo obrastał w piórka.
Uśmiechnąłem się szeroko, jak gdybym właśnie się doliczył tego, co tam sobie przeliczałem w głowie.
- Ten występek pachnie mi szlabanem oraz punktami ujemnymi. Po równo, punktów dziesięć dla Slytherinu i Ravenclaw... I proponuję się nie stawiać, bo za kradzież powinno być ich znacznie więcej - odparłem z wyższością. Ostatecznie wziąłem poprawkę na to, że karałem własny dom oraz Avelinę, której zawdzięczałem przespane noce dzięki jej eliksirom. I nie tylko to.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#9
26.11.2023, 19:43  ✶  

I nie był. Przeszło jej przez myśl, ale nie powiedziała tego na głos, bo nie mogła się zdradzić przed Lorraine, że zna osobiście tego bananowego chłoptasia. On ją oczarował, była tego pewna, ale ukrywała to głęboko, z dala od swoich uczuć, bo polegała na tej pieprzonej logice. Augustus i Lorraine zdecydowanie byli w jej oczach zbyt emocjonalni, zachowywali się nierozważnie i ogniście, przeciwnie do tego jak ona postrzegała świat. Augustus jednak udawał służbiste, chełpił się w jej oczach tym, że może mieć władzę nad ludźmi, ale nigdy nie wyciągnął wobec niej żadnych konsekwencji, gdy wychodziła po godzinach do niego, aby z nim porozmawiać, aby mu oddać eliksiry. Lubiła jego zapach i obecność.

Na ustach Aveliny pojawił się nawet doceniający jej słowa uśmiech. Gdyby potrafiła to chętnie by mu przywaliła jakimś zaklęciem, ale nie należała do agresywnych osób, więc to raczej odpadało. Musiała pobierać nawet nauki od kolegów, aby zdawać z przedmiotów polegających na rzucaniu zaklęć. Może i udawała taką idealną, ale nie była – musiała się przykładać do pojedynków, bo każdy prawie przegrywała.

Gdyby wiedziała z jakiego powodu Lorraine chce rozkręcić swój biznes zapewne by jej pomogła, zapewne zabrałaby jej sekrety do grobu, a sama oddałaby jej swoje stare podręczniki, aby mogła kupić sobie to piwo kremowe w Hogsmeade, ale tego nie wiedziała, więc oceniła Malfoy dosyć pochopnie. Kto wie, może czas pokaże, że obie się od siebie tak nie różnią? Nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo do środka wszedł Augustus jak mysz i odezwał się niespodziewanie powodując, że serce Paxton zatrzymało się na kilka nieprzyjemnych chwil. Wbiła w niego swoje ciemne oczy słuchając jego na ten moment irytującego głosu. Avelina stanęła lekko przed Lorraine jakby chciała ją sobą osłonić przed przeklętym Rookwoodem. Zawsze miała w sobie małą iskrę ochrony ludzi wokół siebie. Mimo przedrzeźniania się z Malfoyówną nie miała o niej złego zdania. Była zdecydowanie zbyt lekkomyślna i musiała się jeszcze sporo nauczyć w takich sytuacjach, ale nic nie mogła na to poradzić. Zacisnęła dłonie w pięści. Miała ochotę mu przywalić za to, że chciał jej dać szlaban. Wiedziała, że nie miała żadnego immunitetu, ale mógł się wycofać, gdy ją zobaczył, mógł się nie odzywać, nie reagować, wziąć poprawkę, że robiła to dla niego. Czuła wściekłość w swoim sercu, a widać to było w jej oczach, bo gdyby mogły to by płonęły.

– Odezwała się glista – mruknęła patrząc w jego oczy. – Co tam ten twój mały móżdżek wymyślił, Rookwood? – podeszła do niego nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.

Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#10
09.12.2023, 07:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2023, 08:22 przez Lorraine Malfoy.)  
!!!!!!!!!!! – pisnęła, podskakując do góry – zjeżyła się przy tym jak kuguchar, którego ktoś pociągnął za ogon, święcie przekonana, że za chwilę przyjdzie jej zginąć tragicznie w tej cieplarni razem z Aveliną Paxton, bo przecież żaden człowiek nie byłby w stanie zakraść się tak niepostrzeżenie do pomieszczenia, nie wydając z siebie ani jednego odgłosu, westchnienia chociażby, nie rzucając nawet cienia w blasku słabego świetlika. Niechybnie te opowieści o wilkołakach były prawdziwe, i czekał je straszliwy koniec: najbardziej zaś przejmowała się tym, że jej ciała nie będzie można nawet pokazać w odkrytej trumnie, bo nawet gdyby wilkołak nie rozszarpał jej twarzy, była bez makijażu i po nieprzespanej nocy, więc zapewne wyglądała tragicznie…

Na szczęście, wszystkie te obawy zniknęły, kiedy Avelina wysunęła się lekko przed nią: Lorraine cofnęła się, by ukryć za plecami pobrudzone ziemią dłonie, łudząc się, że może zdąży jeszcze wepchnąć swój plecak za jakąś wielką donicę, i będzie mogła wrócić po niego jutro wieczorem, coby odzyskać swój łup; nie odzywała się, na jej ustach tylko zaigrał przez chwilę uśmieszek, kiedy usłyszała celną ripostę Aveliny, i – teraz już bez wcześniejszej irytacji, a z przyjemnością, w nagłym przypływie solidarności w starciu z jednym z psów gończych Hogwartu – wsłuchała się, jak starsza dziewczyna przybiera ten swój doskonale obojętny ton, w którym nie słychać było najmniejszych emocji, może poza lekkim lekceważeniem; takiego samego używała wcześniej w rozmowie z Lorraine. Malfoy nie miała najmniejszych podstaw by podejrzewać Avelinę i Augustusa o to, że łączą ich jakieś bliższe relacje: w jej mniemaniu, wydawali się pochodzić z kompletnie odrębnych światów (a akurat o dysproporcjach klasowych i majątkowych uważała, że wie niemal wszystko). Musiała jednak przyznać, że kiedy tak mierzyli się wzrokiem, w pojedynku bardziej chyba wynikającym z przekory niż z rzeczywistej wzgardy, wyniosły chłód w głosie Paxton w niczym nie ustępował aroganckim iskierkom w oczach Rookwooda.

– Niczego nie ukradłyśmy. – W tonie Lorraine słychać było szczere oburzenie, które zupełnie nie licowało ze stopniem wypchania jej podręcznej torby. Przybrała przy okazji swoją najlepszą minę kłamczuchy, kompletnie mimowolnie, zresztą, choć przecież Augustus przyłapał je na gorącym uczynku. Może gdyby nie zakradł się do cieplarni tak niepostrzeżenie, gdyby serce nie biło jej teraz jak oszalałe, a krytykancki głos przybranej matki nie darł się teraz wewnątrz jej głowy jak świeżo wyciągnięta z ziemi mandragora, bo surowy opierdol w liście na pewno jej nie ominie, jeżeli profesor Slughorn wyśle rodzicom semestralne sprawozdanie z ich zachowania… Może wtedy opanowałaby się, i zachowała jak przystało. Niestety, nie była najlepsza w kontrolowaniu swoich emocji, kiedy a już zwłaszcza po kilku bezsennych nocach; dlatego mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści, i zbliżyła się na powrót do stołu z roślinkami.

Żryj smocze łajno, Rookwood.

W tej chwili nie myślała o konsekwencjach: po prostu chwyciła za najbliższej stojącą doniczkę, którą dała radę unieść – była malutka, gliniana, i tylko czekała, aż jakiś uczniak zasadzi w niej magiczną fasolkę na pierwszych zajęciach z zielarstwa – zamachnęła się, i posłała ją w powietrze, miała nadzieję, że w stronę Augustusa – choć mogła oślepić ją aura bijącego od niego samozadowolenia, błyszcząca biel jego wyszczerzonej protezy, i błysk odznaki prefekta, którą zapewne codziennie polerował przed pójściem spać, jak przystało na nadgorliwego pozera. Aż trudno było jej uwierzyć, że ten bufon może być spokrewniony z Saurielem. Z drugiej strony, w jej rodzinie też trafił się taki odszczepieniec jak Desmond…

Rzucam kostką z aktywności fizycznej na to, jak blisko Augustusa upadnie doniczka, modląc się przy okazji, by nie znokautować nią samej siebie.
Rzut O 1d100 - 90
Sukces!


Yes, I am a master
Little love caster
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Avelina Paxton (2672), Augustus Rookwood (1550), Lorraine Malfoy (4468)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa