• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[11.05.1972] Cynthia & Atreus

[11.05.1972] Cynthia & Atreus
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#1
18.09.2023, 19:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 14:57 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Po tym jak zbadała go Florence, postanowił poprosić o opinię drugą osobę. Nie chodziło o to, że w jakikolwiek sposób podważał to, co mu powiedziała, bo ufał jej w kwestiach medycznych bezgranicznie (nawet jeśli z uporem maniaka się przed wszelkimi zabiegami wzbraniał), ale zwyczajnie chciał jak najlepiej wykorzystać czas przed powrotem do czynnej pracy. A to z kolei oznaczało, zbieranie informacji z większej ilości źródeł.
Dziewiątego maja wieczorem wysłał więc sowę do Cynthi, w liście pytając, czy miałaby ochotę na zaserwowanie mu małego badania. Wychodził z prostego założenia, nawet jeśli na myśl o nim odrobinę się wzdrygał, że skoro był w Limbo i teraz bliżej mu temperaturą do trupa, to może ekspertyza od kogoś, kto z nimi na co dzień obcował, przyniesie jakieś niespodziewane rezultaty. W korespondencji zastrzegł sobie, pół żartem pół serio, żeby przypadkiem nie kłaść go na żadne metalowe stoły, bo tego mu tylko było teraz trzeba, żeby go do nieżywego jeszcze bardziej upodobnić. Co najważniejsze jednak, Atreus zwrócił się do Cynthii przede wszystkim dlatego, że zwyczajnie uznał iż jego przypadek może się wydać dla niej ciekawy. W końcu czego się nie robiło dla dobrych znajomych, prawda?
Kiedy więc ustalili datę na dziesiątego i miejsce spotkania w rodowej posiadłości Flintów, Bulstrode zebrał się odpowiednio wcześnie, uznając że przy okazji zrobi sobie krótki spacer. Obie rodziny mieszkały na tej samej ulicy, a Horyzontalna wcale nie wydawała się na tyle długa, żeby musiał korzystać z teleportacji lub sieciu Fiuu, nawet jeśli obie opcje wydawały się o wiele bardziej wygodne. Jakaś jego część liczyła chyba na to, że skorzystanie z pogody na zewnątrz przyniesie chociaż odrobinę ulgi i częściowo rozpędzi bijący z wnętrza chłód. Cóż... tak się jednak nie stało, co uświadomił sobie z pewnym rozczarowaniem, kiedy stał już przed wejściem do rezydencji i pukał do drzwi.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#2
05.10.2023, 23:01  ✶  
Temat związany z chorobą żywych trupów spędzał jej sen z powiek, odkąd tylko miała w swoich rękach Tori i Louvaina. Zamówiła kilka książek z Nowego Orleanu od starych znajomych, odwiedziła bibliotekę i przetrzepała wszystkie swoje prywatne tomiska, zarówno legalne, jak i te potępione przez społeczeństwo, sięgające nekromancji. Wierzyła, że w tym odłamie oraz w wysysających duszę stworzeniach rodem z Limbo znajduje się odpowiedź, której szukała.
Sowa od Atreusa wywołała u niej odrobinę ekscytacji, sprawiła, że zostawiła czytany tekst i tworzącą się właśnie notatkę, aby odpisać natychmiast i zaprosić go w swoje progi. W domu była tylko Migotka, ojciec załatwiał sprawy w procie lub gdzieś na szlakach morskich, blondynka nie była pewna. Bulstrode był dla niej kolejnym źródłem informacji, mógł dać jej zupełnie nowe dane, które mogłaby porównać z tymi zebranymi od Lestragne'ów. Wzmianka o metalowym stole sprawiła, że uśmiechnęła się pod nosem, słysząc niemalże w głowie głos, którym wypowiedziałby to u nich w biurze, gdyby jak zwykle, zjawił się po raport. Słyszała, że trochę oberwał, więc informacje o tym, że poza byciem żywymi zwłokami, co było fascynujące, nieco ją uspokoiła. Zawsze lubiła jego oddanie pracy i skrupulatność, była przecież tak samo zaangażowana.
Otworzyła mu po kilku sekundach, lustrując go mimowolnie wzrokiem i skupiając spojrzenie jasnych, błękitnych tęczówek na jego własnych, pozwoliła sobie na krótki uśmiech.
- Jak zwykle punktualny. - zaczęła z odrobiną pochlebstwa w głosie, bo sama nienawidziła się spóźniać. Cofnęła się, ruchem dłoni zapraszając go do środka rezydencji. Była zadbana, chociaż urządzona w klasycznym stylu i ciemnych barwach, ojciec nie pozwalał na remonty odkąd zmarła matka. Korytarz więc przywitał go ciemnobrązową podłogą i zieloną tapetą na ścianach, pozbawionych zbędnych zdobień — wisiało tam jedynie lustro, wieszak oraz obraz jakiegoś krajobrazu. Wnętrze przez swoją obszerność, a zwłaszcza wysokość, zdawało się nieco chłodne. - Dobrze Cię widzieć, wejdź, proszę. Napijesz się czegoś?
Zaproponowała, zamykając za nim drzwi i pozwoliła, aby luźno zapleciony warkocz srebrnych włosów, opadł jej na plecy, kołysząc się delikatnie. Miała na sobie jasną, nieco luźniejszą koszulę o perłowych guzikach i ciemne spodnie z wyższym stanem, wszystko nienagannie wyprasowane. - Podczas tegorocznego Beltane dużo się działo, co? Słyszałam trochę. Jak się czujesz?
Kontynuowała, prowadząc go w stronę szerokiego zejścia — z dwóch stopni, ale jednak — prowadzącego do obszernego salonu z wielkim kominkiem, regałami pełnymi ksiąg i ciemnym, ale miękkim wypoczynkiem. Na stoliku przed głęboką kanapą tkwiły już dwie patery, jedna ze słodkościami, a druga z kanapkami, na wypadek, gdyby Bulstrode był głodny. Migotka była cudownym skrzatem, zawsze dbała o gości i Cyna bardzo ją sobie ceniła. W pokoju znajdował się również barek z pokaźną kolekcją alkoholi jej ojca, które zwoził z całego świata. Najwięcej było jednak rumu. Nachyliła się, zamykając książkę leżącą na oparciu fotela, wsuwając pomiędzy strony piórko, jako zakładkę.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#3
10.10.2023, 03:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2023, 03:47 przez Atreus Bulstrode.)  
Chciałby być tak samo punktualny w każdej swerze swojego życia jak przy spotkaniach z Cynthią. Tu w sumie nie chodziło nawet o to, że jakoś wybitnie mu na dotrzymaniu terminów zależało, albo że chciał jej w tym w jakiś sposób zaimponować, ale w jakiś sposób uważał, że ona nie zasługiwała na tego typu drobne zawody jak czekanie na spóźnialskich gości.
Z drugiej strony, ta konkretna sprawa była akurat tą zaliczającą się do kategorii niecierpiących zwłoki. Coś podskórnie ponaglało go do zjawienia się na jej progu, nawet jeśli dwa dni wcześniej to Florence poddawała go swoim oględzinom.
- Jeśli kiedyś będziesz musiała na mnie czekać, to znaczy że dokonałem żywota - uśmiechnął się lekko, słysząc w jej głosie pochlebstwo. Kiwnął jej głową odruchowo, kiedy cofnęła się, zapraszającym gestem wpuszczając go do środka, a on zagłębił się tym samym w przedpokoju. Spojrzenie błękitnych oczu przemknęło po chłodnym wnętrzu, zielonych tapetach, aż w końcu na moment zatrzymało się na samotnym krajobrazie, wiszącym na jednej ze ścian. - Kawy, jeśli to nie problem - odparł, czekając aż zamknie za nim drzwi, a potem poprowadzi go w głąb rezydencji.
Ciekawskie spojrzenie rozejrzało się po salonie. Obszerne pomieszczenie trochę przypominało mu wnętrze rodzinnej kamienicy, ale czasem odnosił wrażenie, że wszystkie posiadłości rodów znajdujące się przy Alei Horyzontalnej wyglądały tak samo. Różniły się może takimi detalami jak tapety czy wiszące na ścianach obrazy, ale w gruncie rzeczy mało było w nich oryginalności.
- Jakbym wstał z grobu - uśmiechnął się krzywo, ni to żartując, ni to mówiąc prawdę. Bo jak niby miał się czuć? Przenikał go chłód, którego nie mógł się pozbyć. Promieniował gdzie z wewnątrz, ale mimo tego żył i to dosłownie ledwo do tego stanu wróciwszy. Musieli przecież wyciągać go siłą, za pomocą seansu. - Przepraszam, że nie znalazłem dla Ciebie czasu podczas święta - rzucił, pijąc do ich rozmowy jeszcze przed Beltane. - I zanim zaczęło się najgorsze mieliśmy trochę na głowie, ale mam nadzieję że do pewnego momentu bawiłaś się dobrze. Ktoś może wykazał się na tyle, by wrzucić twój wianek na szczyt pala? - posłał jej zaciekawiony uśmiech, kiedy usadowił się na kanapie, zaraz spoglądając na rozłożone na stoliku dwie patery z jedzeniem. Nie sięgnął jednak jeszcze po nic, na moment tylko jeszcze zerkając na wcześniej zamkniętą przez nią książkę, zanim znowu utkwił spojrzenie w niej samej.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#4
10.10.2023, 20:45  ✶  
Ich relacja była niespodziewana i pokrętna, nigdy się nad nią głębiej nie zastanawiała, pozwalając się jej swobodnie rozwijać. A pomyśleć, że w szkole nie była największą fanką Atreusa, który wydawał się jej kobieciarzem pozbawionym zdrowego rozsądku. Gdyby teraz — nie licząc oczywiście Brenny — miała wybrać pracownika biura, któremu podlegało prosektorium, którego mogłaby nazwać swoim ulubionym, byłby to Bulstrode. Jego wizyty nie były pełne niezręcznej ciszy, nie wymagały od niej dostosowania się do sytuacji i noszenia któreś z tych najcięższych masek. No i nigdy się nie spóźniał.
Nie wiedział, że od lat interesowała się nekromancją i rozwijała te zdolności po godzinach, nie wiedział też, że badała Tori oraz Lou, których dotknęła ta sama przypadłość. Przysłał go tu los, łagodny przebłysk, że być może ktoś, kto obeznany był w dziedzinie martwych, mógł dostrzec więcej, niż specjalista od żywych. Wydało się jej to rozsądne.
Na jego słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, jakby zastanawiała się głęboko nad odpowiedzi, bardziej z zadziorności niż z braku sympatii. Wyglądała, jakby kalkulowała wszystkie za oraz przeciw dotyczące jego jestestwa i obecności w jej poukładanej codzienności. Blondynka w końcu podniosła spojrzenie jasnych tęczówek na jego oczy, kręcąc delikatnie głową. - Nie lubię, gdy ktoś się spóźnia, niezależnie od powodu.
Czy zasugerowała mu tym samym, aby lepiej pozostał żywym? Być może. Flintówna była delikatnie upośledzona emocjonalnie, nie radziła sobie najlepiej z zawieraniem bliższych relacji i więzi, zwłaszcza jeśli miały zakrawać na jakąkolwiek intymność lub dzielenie sekretów. Im mniej osób znało sekrety, tym lepiej. - Oczywiście. Migotko?
Odwróciła głowę w stronę skrzatki, która kiwnęła głową i ukłoniła się Atreusowi, pośpiesznie tuptając do kuchni, aby przygotować odpowiedni napar.
Poprowadziła go do salonu, proponując gestem, aby się rozgościł, a potem uprzątnęła pozostawioną po sobie lekturę. Jego komentarz sprawił, że wyprostowała się i znów wbiła w niego spojrzenie, lustrując bezwstydnie jego sylwetkę. Był dość blady, podobnie do pozostałej dwójce. Gdy zajął miejsce, zmniejszyła dzielącą ich odległość i chciała coś powiedzieć, gdy mężczyzna jednak kontynuował. Twarz jej nieco złagodniała, a po odłożeniu książki na stoliku, usiadła obok niego. Czuła chłodną aurę, dostrzegła charakterystyczne drobiazgi świadczące o spowolnieniu działania organizmu, które pewnie też było tylko złudzeniem. - No nie wiem, czy mogę Ci to wybaczyć, Bulstrode.
Oznajmiła ze wzruszeniem ramion, odwracając twarz w jego stronę, aby odszukać równie niebieskie — chociaż nieco ciemniejsze oczy, niż jej własne. Ułożyła dłonie na kolanach, machinalne poprawiając ubranie. - Wolę widzieć Cię teraz żywego, niż miałabym widzieć Cię chwilę podczas tego niedorzecznego święta Druidów po raz ostatni. - powiedziała z westchnieniem, tonem dość naturalnym, względnie łagodnym. Nie życzyła mu źle, oglądanie jego zwłok nie byłoby przyjemną sekcją. - Twój przyjaciel Cię wyręczył, chociaż myślę, że bardziej z przypadku. Loretta nie była zachwycona. - odpowiedziała w końcu na jego pytanie, mając na myśli oczywiście Louvaina. Samo wspomnienie ciemnych oczu przez ten cholerny wianek wywołało w niej rozlewającą się leniwie falę ciepła. Migotka weszła do pokoju z tacą, na której tkwił podgrzewany małą świeczką czajniczek oraz ciemna filiżanka, dzbanuszek z mlekiem, a drugi ze śmietanką, talerzyk z cukrem w kostkach. - A Ty? Czyj wianek zaniosłeś, skoro nie mój? - zapytała, nie chcąc pozostawać mu dłużną. Oczywiście siebie wplotła w wypowiedź przez to całe droczenie się, które tak często pojawiało się w ich konwersacjach. Czy u niego też się coś zmieniło w związku z tymi ogniskami? Nie uciekała od niego spojrzeniem, bezwstydnie lustrowała jego twarz.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#5
15.11.2023, 05:40  ✶  
Pokręcił lekko głową, uśmiechając się przy tym jakby z niedowierzaniem. W takim razie nie pozostawało mu nic innego, jak kurczowo trzymać się życia chyba tylko po to, żeby Cynthia nigdy nie musiała być zawiedziona jego spóźnialstwem. Brzmiało to może co najmniej śmiesznie, albo przynajmniej pewnie trafiłaby się przynajmniej jedna osoba, która oceniłaby to w ten sposób, ale któż nie znał niemożliwych żartów pod tytułem 'jak umrzesz, to cię zabiję'? Dla niego wpisywały się w kategorię tych, które w swojej niemądrości wskazywały jednak na znajomości wręcz przyjacielskie. Albo przynajmniej na niektórych płaszczyznach zażyłe.
Nawet nie mrugnął okiem, kiedy poczuł na siebie jej czujne, lustrujące spojrzenie, bo w sumie się trochę takiego traktowania spodziewał i to wcale nie dlatego, że przyjemnie było na niego patrzeć, a dlatego że przyszedł tutaj w celu, który trochę sugerował tego typu oględziny. Kiedy usiadła obok niego, usadowił się lepiej na kanapie, nieco poprawiając to jak siedział, tak by wygodniej było im prowadzić rozmowę.
- Jeśli nie jesteś dzisiaj zbyt łaskawa w tym temacie i przeprosiny nie wystarczą, zawsze możemy pomyśleć nad jakąś inną rekompensatą - odpowiedział, niby to skruszony, jednak w kącikach ust czaiła się charakterystyczna dla niego zaczepka i ciekawość, co też w odpowiedzi na nią się wydarzy. Chociaż to wcale nie było tak, że właśnie teraz podrywał, albo przynajmniej nie bardziej niż zwykle.
Bez skrępowania również zajrzał jej w oczy, kiedy przeniosła na niego swój wzrok. Często łapał się na tym, że zwyczajnie dziwił się, że Flint nie była jakąś utkaną z mgły wilą, albo chociaż selkie, która swój sekret skrywała przed światem. Jej błękitne, jasne oczy oczarowywały, a srebrzyste włosy mogły sugerować, że w jej narodzinach palce maczała jakaś mącąca w głowie magia. Niestety, albo na szczęście, zależy w sumie od perspektywy, Bulstrode dawno przekonał się, że Cynthia uważała za kobieciarza, co niekoniecznie korzystnie wpływało na jego podchody, a potem ich relacja, kiedy już się ze sobą 'oswoili' popłynęła w nieco innym, o wiele spokojniejszym kierunku.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedział z miękkością, która kontrastowała mimo wszystko z nonszalancką pozycją, jaką zajął na dzielonym przez nich siedzisku. - Louvain? No proszę. Nie skłamię ani trochę, jeśli powiem że mu cholernie zazdroszczę - uśmiechnął się do niej zawadiacko. Potem jednak wyraz jego twarzy rozpłynął się nieco, nabierając znamion melancholii. W przeciwieństwie do niej, odwrócił spojrzenie, niby to przypadkiem, w wygodny sposób kierując je na skrzatkę, która właśnie przyniosła tacę. - Żarty żartami, ale liczyłem na to, że będzie mi dane zanieść ten Elaine - spojrzał na Cynę krótko, by zaraz przenieść wzrok w dół, na materiał marynarki, który wygładził. - Ale niestety, nie pojawiła się na święcie. A ja nie zaniosłem na pal żadnego wianka - i nawet nie było to żadne kłamstwo, bo ze wspomnianego słupa zjechał z kretesem raz za razem, a cała zabawa skończyła się na tym, że to Brenna wrzuciła jego wieniec na samą górę i to bez większego problemu. Było w tej sytuacji coś absurdalnie wręcz przewrotnego, bo na wspomnienie o narzeczonej mimo wszystko czuł zawód. Pustkę, która pęczniała gdzieś wewnątrz, wciąż świeża, żywa i czekająca na ostateczny cios, czyli zerwanie całego ich układu. A mimo to, kiedy tylko w jego myślach pojawiła się Brenna, poczuł rozlewające się wewnątrz ciepło. Nie tak dzikie i agresywne jak to uczucie które towarzyszyło mu, kiedy napił się herbaty z amortencją i chciał wyznawać jej miłość, ale takie o wiele spokojniejsze i łagodne w swej naturze. Wciąż jednak naglące i zwyczajnie dziwne. Bo przecież do tej pory nie znali się tak dobrze i zdawało się, że dzieli ich więcej niż łączy.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#6
14.12.2023, 01:31  ✶  
Przyglądając mu się i temu, jak się uśmiechnął, uniosła brwi pytająco. Doskonale wiedział przecież, o co jej chodziło — nie była może dobra w relacjach międzyludzkich, zwłaszcza wprost, ale ich akurat więź w jakiś sposób lubiła. I nie było w tym żadnej logiki, bo przecież Atreus był przystojnym babiarzem, który czasem reagował głupio i jeszcze latał na miotle. Nie wspominając o czasach szkolnych, gdzie był w bandzie Borgina. Trafił jednak właściwie, pomiędzy wierszami istotnie kryła się ulga i mała groźba, sugerująca, że Cynthia może być znacznie gorsza od kostuchy. Przecież i tak zamierzała ją pokonać, przechytrzyć, o czym po prostu nikt jeszcze nie wiedział. Bo i po co?
Nie mogłaby mu odmówić, zwłaszcza gdy sięgnął zimna, podobnie jak Tori i Lou. Mogło jej to pomóc w badaniach, być może dać jej kolejną wskazówkę do tego, jak otworzyć drogę do Limbo, jak i zrozumieć to, co kryło się w jego wnętrzu. Bo musiało być to coś więcej, niż przypadłość przypominająca opętanie przez dementora - brakowało, tylko żeby cała trójka miała umiejętność wysysania z człowieka całego szczęścia pocałunkiem, podobnie jak strzegące Azkabanu istoty. Jakby tak było, świat byłby doprawdy przykrym miejscem, przynajmniej za sprawą dwóch przyjaciół z drużyny, którzy przecież płeć przeciwna lubili nade wszystko.
- Mogłoby mi przyjść kilka rzeczy do głowy, jak mógłbyś mi to wynagrodzić. - przyznała po udawanym namyśle, niewinnie nawijając pasmo włosów dookoła palca. Droczyła się z nim, bo Flintównę można było z łatwością nazwać najgrzeczniejszą pod względem flirtu kobietą w Ministerstwie Magii. Nie licząc jej przyjaciółki Brenny, ale ona po prostu nie wiedziała, że ktoś ją podrywa i sama chyba nie wiedziała, jak się za to zabrać. Cynthia w gruncie rzeczy też nie, korzystała z tego, co przychodziło jej do głowy i większość jej zaczepek była sztucznych, wywołanych konkretnym celem, aktorska kokieteria, która nie znaczyła niczego. Atreus był jednak ponadto wszystko w jej oczach, co przyznawała z niechęcią. I wszystko zaczęło się od tego, że się po prostu nie spóźniał.. Nie bała się jego "zniewalającego" - jak to szeptano na korytarzach — spojrzenia, które często porywało kobiety do ustronnych gabinetów. Nie uciekała więc wzrokiem speszona, ba, im intensywniej patrzył on, tym intensywniej to odwzajemniała. Ot, przekorna, ambitna natura. Nie można było mu odjąć niczego. Gdyby była nieco.. Żywsza, inna, skłonna do romansów, pewnie sama by uległa. Miała jednak paskudny, jak na kobietę, charakter, dawno przemarzła — nim ich dotknęło limbo. Czy gdyby do czegoś między nimi doszło, potraktowałaby to jako poważny wstęp do relacji? Zakochałaby się? Najprawdopodobniej nie. Czy coś zmieniłoby to w ich relacji? Nie. Mogli więc patrzeć, mogli więc na swój sposób flirtować i było to bezpieczne. Bo jedno nie przepadnie dla drugiego i nie będzie żalu lub pretensji.
Milczała chwilę, jakby zastanawiała się nad czymś głęboko. Jej dłoń powędrowała ku górze, a palce musnęły jego policzek, łapiąc za podbródek. Spoważniała, chociaż wypowiedziane przez nią w następnej sekundzie słowa, były również znacznie cieplejsze, miększe, niż zwykle. Ona po prostu wiedziała więcej, niż powinna.
- Ciesze się, że wyszedłeś z tego cało Atreusie. - bo przecież Lou by sobie tego nie wybaczył, gdyby stanęli naprzeciw siebie. A ona byłaby rozczarowana i smutna, gdyby dał się zabić komuś w masce. Miała swoje podejrzenia, nie była głupia. Znała ich wszystkich, domyślała się, czyje twarze mógł skrywać kaptur. Nie zamierzała jednak niczego z tym robić. Cofnęła dłoń, układając ją na swoim kolanie. Miała dodać, że powinno tak zostać, ale była pewna, że zrozumiał i się domyślił.
- Nie wiem, czy jest zachwycony tym, co mu to przyniosło. Wyjątkowo kapryśna ta druidzka magia w tym roku.. - przekręciła głowę na bok, przyglądając mu się badawczo. On też miał to powiązanie, o którym mówiono? On też czuł to wszystko, co było niedorzeczne i zakłócające? Nie patrzyła na niego już tak bezpośrednio, wzdychając cicho, gdy wspomniał o Elaine, chociaż nie sądziła, że mógł być w niej zakochany. On nie wyglądał na kogoś, kogo serce można zdobyć. Oczarować, zaangażować, ale nie zdobyć. - Przykro mi, że zaręczyny wam nie wyszły. Nie myślałam, że tak się zaangażowałeś. Gdybyś jednak tak bardzo ich pragnął, gdybyś dla niej przepadł, zrobiłbyś wszystko, żeby się z nią ożenić. Jesteś takim typem człowieka, tak przynajmniej sądzę. Gorącym. I chyba lepiej, że ominął Cię wianek. Same z nim kłopoty. Los byłby strasznie przewrotny, gdybyś jednak zaniósł mój, uwierz mi.
Przeniosła wzrok na Migotkę, która wychodziła właśnie z pokoju po uprzednim zapytaniu, czy coś jeszcze może zrobić. Nie było zbyt po szlachecku, niezbyt z tym, co dyktowało noszenie nazwiska i posiadaniu czystej krwi, ale uśmiechnęła się do niej i pokręciła głową, dziękując uprzednio jej skinieniem. Trwająca cisza wcale nie była ciężka, męcząca.
- Cóż, niewiele Ci pomogę w kwestiach miłości i romansu, ale mogę coś zrobić w innych sprawach. Uznajmy to za moją rekompensatę. - wzruszyła niewinnie ramionami, zerkając w stronę stolika, aby upewnić się, że różdżka tam była. Potrzebna do przyjrzenia się temu, co się działo z aurorem. - A teraz jesteś zimny, co do Ciebie wcale nie pasuje.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#7
10.01.2024, 00:07  ✶  
Pewnie czułby się niezmiernie pocieszony tym, że nie mogłaby mu w jego problemie odmówić. A może właśnie o to chodziło, może właśnie dlatego tutaj był, bo zdawał sobie sprawę z tego, że Cynthia była w stanie mu pomóc nie z jakiegoś dziwnego obowiązku czy zawodowej ciekawości (albo raczej nie tylko), ale także ze zwykłej sympatii, jaką do siebie żywili. Przyjść do przyjaciółki, a nie chłodnego, zdystansowanego konowała, zawsze nieco wszystko ułatwiało i w tym przypadku, zdawało mu się przywracać nieco z utraconej żywotności.
- Nie musisz się spieszyć, ale kiedy tylko coś przyjdzie ci do głowy, będę gotowy - uśmiechnął się do niej jakże czarująco, nawet specjalnie nie żartując. Przysługa przysługą, nawet jeśli w głupiutkich żartach czy flirtach, ale przed przypadkowym powodem do spędzenia czasu z Flintówną nie miał zamiaru się bronić. Nie chodziło też tutaj o szukanie jakiejś furtki czy bocznego wejścia do jej serca, bo Bulstrode już dawno przestał zwracać na te opcje uwagę. W pewien sposób też szanował fakt jaka była... grzeczna? Potrafiła odpowiadać niezwykle czarująco, na przymilne słowa, jednak odnosił wrażenie, że bardziej wynikało to z jej natury czy zwykłego wyuczenia, niż z faktycznej chęci pociągnięcia czegoś dalej.
Kiedyś ten jej chłód chyba nawet go odstraszał i nawet jeśli wciąż mówił do niej z taką samą manierą babiarza, to pod koniec dnia wybierał cele o wiele chętniejsze do bawienia się w romantyczne, przelotne gierki, nie chcąc przebijać się przez tę jej powierzchowność na siłę. Jak się okazało, zrobił to z czasem, ale przez to zaczął ją traktować w zupełnie inny sposób i pewnie gdyby ktoś spytał dlaczego, to by odpowiedział najbardziej oklepanym tekstem świata, że to dlatego, że była inna.
- Też się cieszę - odpowiedział jej, z tym delikatnym uśmiechem, czającym się gdzieś w kącikach ust, który świadczył o tym, że mówił szczerze, bez wyuczonej maniery. Że mimo wszystko był jej wdzięczny, że mu to powiedziała, bo czasem usłyszeć coś takiego znaczyło bardzo dużo, a nawet jeśli był momentami niezwykle arogancki, bo w tym momencie nie traktował tego jako deklaracji uwielbienia dla własnej osoby.
Atreus, pomimo posiadania trzeciego oka, zdawał się posiadać niezwykłą wręcz umiejętność zamykania go, odwracania jego spojrzenia, albo zwyczajnie ignorowania. Pewnie gdyby się nad swoim życiem i kolegami poważnie zastanowił, to doszedł by do podobnych wniosków co Cynthia. Może nie byłby z pełnym przekonaniem wskazać palcem, który z jego kolegów może kiedyś stanąć na przeciwko niego, ale byłby w stanie stwierdzić, który miał na to zadatki. Zamiast tego, zwyczajnie o tym nie myślał. Spędzał z nimi czas, śmiał się, pił, obstawiał karty i prał ludzi po mordach, ale kategorycznie odmawiał podejrzewania przyjaciół. Był chyba trochę jak Antek, naiwny i pełen przekonania że jeśli stanąłby na przeciwko któregoś z nich, to nie byłby w stanie go skrzywdzić. I miał w tym trochę nadzieję, że przysługa zostałaby oddana.
- Kapryśna, ale zakładam, ze jeśli ktoś jest tutaj problemem między wami, to raczej on. Słyszałem, jak te wianki działają i jeśli miałbym wybrać stronę, to stanę po twojej - zaśmiał się krótko. Bo co ona takiego robiła? Siedziała w kostnicy i zaglądała martwym pod obojczyk, a Lou... Louvain lubił się zabawić. Lubił kobiety, lubił hazard i lubił dać komuś w mordę, kiedy było trzeba.
Lubił o sobie myśleć, jak o wolnym duchu i może faktycznie po części Cynthia miała rację, uważając go za kogoś, kogo serca nie można było zdobyć, ale zawsze było jakieś ale. Atreus spędził z Elaine wystarczająco dużo czasu, by zacząć darzyć ją tą szczególną sympatią, a nie myśleć o niej tylko, że jest ładna i dobrze wygląda kiedy brała go pod ramię. W pewnym momencie nawet zaczęła podobać mu się idea, że może coś by z tego wyszło, ale żart który zrobili na Nowy Rok, zaręczając się, skończył się zwyczajnie nieśmiesznie.
- Zrobiłbym wszystko, ale... nie zmusiłbym jej - uśmiechnął się do niej krótko i mimo wszystko, smutno. To co powiedziała, to była sama prawda, ale o tyle o ile sam mógł próbować rzucić komuś świat do stóp, to ktoś jeszcze musiał być chętny przyjąć tę ofiarę. Bulstrode był w stanie narzucać się, ale tylko do pewnego momentu. Póki było to uznawane za flirciarskie, zabawne lub zaczepne, ale potem? Potem wycofywał się i oddawał przestrzeń, kiedy tylko widział że ktoś go nie chce. A przecież zobaczyć mu to było niezwykle łatwo, kiedy był w stanie zobaczyć wszystkie barwy mieniące się w cudzych aurach.
- Rób co musisz - odparł z teatralnym zacięciem, uśmiechając się jednak pod koniec i w sumie pozwalając jej dalej na wszystko, co miała w planach mu zrobić.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#8
28.02.2024, 02:09  ✶  
Być może nie odsłoniła przed Atreusem wszystkich kart — głównie przez opnie, która się za nim ciągnęła już od czasów szkolnych, bo przecież Cynthia bardzo nie chciała być jedną z wielu, ale i przez to, że wiele dziewcząt, które znała, coś z nim łączyło. Nie oznaczało to jednak, że pomimo flirciarskich wpleceń w wypowiedzi, rozmowy z nim zawsze stanowiły przyjemne orzeźwienie i odskocznie od tego, co oferowała jej chłodna codzienność. Uwielbiała ją, ale czasem, aby na powrót zatonąć w sprawach życia i śmierci, a także w manipulacji organicznej, trzeba było się oderwać. Zarówno on, jak i Brenna byli swojego rodzaju promyczkami, jasną barwą na tle bezkresnej szarości, którą Flint przecież sama wybierała. Gra w kłamstwa na tym poziomie zaawansowania nabierała całkiem innego znaczenia.
-Niczego innego bym się po Tobie nie spodziewała, Atreusie. - zauważyła z delikatnym wzruszeniem ramion, jakby pewna, że nie mogło być inaczej. Trzeba przyznać, że znaczna większość osób z jej rocznika lub tych przylegających, była wyjątkowo słowna. Nie miała pomysłu na przysługę, ale dlatego też wolała, aby ta tkwiła zawieszona. Nie było sensu wykorzystywać czegoś na siłę, zwłaszcza że przez swoją pozycję zawodową, jak i umiejętności, Bulstrode był po prostu użyteczny. Mógł przynieść korzyści, gdyby kiedyś przesadziła z zaangażowaniem zasobów Ministerstwa w swoje praktyki nekromancie, nad którymi przecież ciągle pracowała. Nie tylko szukając odpowiedzi na pytania, które bezpośrednio dotyczyły przypadłości uwolnionej z limbo i jej powiązania z dementorami, ale i odszukując nowych rytuałów, o których Czarodzieje z Wysp mogli nie mieć pojęcia. Przede wszystkim było to też miło spędzone popołudnie, odskocznia od samotnego wieczoru w domu. Castiel wyjechał już dawno, nie miał chyba zamiaru w ogóle wrócić, a ojciec coraz częściej przebywał na otwartych wodach, twierdząc, że Londyn i Anglia ogólnie rzecz biorąc, go duszą. Ciężko było przebywać samotnie w tak dużej i przepełnionej raczej bolesnymi wspomnieniami posiadłości. Nie mógł wiedzieć, że cały ten chłód był wyuczonym na przestrzeni lat instynktem obronnym, kontrolowanym ciągle nekromantycznymi sztuczkami. Łatwiej się żyło z ograniczonym odczuwaniem emocji, gdy świat nie był pełen skrajności i gdy wszystko dookoła nie odstraszało, nie przebodźcowywało. Czy było to dobre? Nie, toksyczne i wyniszczające, ale była do tego chyba już przyzwyczajona, zapominając zwyczajnie, jak to jest dać ponieść się chwili, wpuścić jakąś iskrę do swojego życia. I pewnie, gdyby okoliczności sprzyjały, gdyby los poplątał ich ścieżki w odpowiedni sposób, to istniała szansa, że on mógłby być tą iskrą ze swoją osobowością.
- Słyszałam, że takie zdarzenia bardzo weryfikują znajomości w życiu. - rzuciła z delikatnym wzruszeniem ramion, nawiązując chyba do tego filozoficznego tekstu o utracie i docenieniu kogoś. Biuro Aurorskie z pewnością wiele by straciło, podobnie, jak banda Borgina. Wiele osób by pewnie oplotło go myślami, gdyby coś mu się stało, lubili go i był popularną osobą. I nie mówiła tego faktycznie po to, aby połechtać jego ego. Ludzie, za którymi ktoś będzie tęsknił, powinien zdawać sobie z tego sprawę i nauczyć się inaczej warzyć ryzyko. Czasy wojny były trudne, zwłaszcza gdy ta się tak nasilała. Przyjaciel przeciwko przyjacielowi, brat przeciwko bratu. Czy dałoby się na zawsze pozostać neutralnym i wspierać osoby, na których faktycznie zależało? Nie znała na to odpowiedzi, a podobnie, jak Atreus, tkwiła przecież pomiędzy młotem a kowadłem. Osoby, dla których mogłaby się poświęcić, dla których mogłaby walczyć, były po obydwu stronach tego rozrastającego się konfliktu. Współczuła mu, milcząc. To nie była jej rola i jej sprawa, aby mu mówić.
- Wierzysz w to wszystko? -
zapytała z nutą zaciekawienia, bo sama w magię druidów powątpiewała. Jej dłoń pomknęła ku górze, muskając palcami jego ramię i uśmiechnęła się lekko w podziękowaniu za jego słowa, którymi szczerze, to jej schlebiał. Nawet jeśli trochę nie wierzyła, bo przecież oni wszyscy byli dla siebie, jak bracia. A ona była nikim. Owszem, mieli relacje, ale przecież nie były tak głębokie, jak ta, które oni pielęgnowali od Hogwartu. Chyba. Lou miał swoje za uszami, był trudny. Niewłaściwy dla niej. Cynthia jednak też nie była święta. - To prawda. Nie można zmusić do miłości. Chociaż, co ja o tym wiem?
Podniosła się z miejsca, posyłając mu jeszcze krótkie spojrzenie. Złapała w palce swoją różdżkę — srebrny i elegancki kijek, nabyty podczas nauki w Nowym Orleanie.
- Zajmę się Tobą najlepiej, jak umiem. - nie skłamała tutaj, gdy rzuciła to nieco ciszej, podchodząc do mężczyzny. Z początku musiała zrobić podstawowe oględziny — przyjrzeć się jego oczom, zwrócić uwagę na szybkość bicia serca czy w końcu rodzaj oddechu. W dotyku jego skóra była chłodna, jednak na pracowniku kostnicy nie robiło to wrażenia, zwłaszcza że miała już wcześniej styczność z zimnymi. Cynthia złapała za rękaw jego koszuli, podwijając go delikatnie do góry, aby dostać się w okolice jego nadgarstka i znajdujących się tam żył. Dawno nauczyła się, że praca na naczyniach krwionośnych była znacznie dokładniejsza i szybsza, niż w przypadkowym miejscu. Usiadła obok niego, kładąc jego rękę na swoich nogach, wierzchem do dołu. Ułożyła palce na jego nadgarstku, a w drugiej dłoni zacisnęła różdżkę, skupiając się na swoim zadaniu. Dużo ćwiczyła, miała wprawę w delikatnych wtargnięciach do cudzego organizmu, a Atreus mógł poczuć głównie ciepło, które rozchodziło się z jej skóry, próbując jakby wędrować dalej przez dotykaną przez nią żyłę.
- Wydajesz się odrobinę przemęczony, zbyt dużo bodźców. - mówiła cicho, nie chcąc trzymać go w jakieś niepewności odnośnie do tego, co robiła, a były to pierwsze sygnały, które mogła dostrzec w jego ciele. Miał nieco zachwianą hormonalną gospodarkę. - Miałeś ostatnio jakieś objawy, poza... Chłodem?
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#9
07.03.2024, 22:07  ✶  
Pewnie poczułby się połechtany, wiedząc w jaki sposób Cynthia odnajdowała jego obecność. Także rozbawiony, gdyby był świadom, że była w stanie porównać go do promyczka i jednocześnie do Brenny, bo miał wrażenie, ze akurat Longbottom biła na głowę wszystkich, jeśli chodziło o promyczkowanie. Po Beltane wciąż czuł pewien niesmak i rozczarowanie, ciągnące się za faktem, że kobieta zwyczajnie go w pewnym momencie zostawiła, a przez to skończył z połamaną ręką i poparzony, ale z drugiej strony przecież całkiem dobrze bawił się wcześniej, kiedy jeszcze zwyczajnie patrolowali polanę. Wyznał jej nawet jakieś nieprzemijające uczucia i próbował się oświadczyć, co prawda pod wpływem herbatki z amortencją, ale wciąż zaliczało się to do doświadczeń raczej nietypowych i raczej żenujących, przez które pewnie wiele panien spoglądałoby potem na niego co najmniej z rezerwą. Ona jednak zwyczajnie to zbyła, a atmosfera między nimi ani na moment nie zgęstniała. I nawet sobie potańczyli. To było jak wypicie espresso, ale nie z kawy, a skoncentrowanych przebłysków słońca (skoro już byli przy tych promyczkach), które rozsadzały od środka dziwną, zaraźliwą energią. A kiedy obudził się już w kowenie? Czuł, jakby to dziwne uczucie, które przyszło razem z wrzuceniem wianka na pal, nie przeminęło, a gnieździło się gdzieś w środku, rozsiadając się coraz odważniej. Ale wciąż nie do końca w pełni to akceptował - do tej pory ani nie zabiegał o towarzystwo Longbottom, ani też specjalnie za nią nie przepadał, chyba głównie przez koleżeństwo ze Stanleyem.

- Wierzę, nie wierzę... nie jestem pewien, czy to kwestia wiary, wiesz? Nie raz zdarzyło mi się wcześniej wrzucić wianek na szczyt pala i rozumiem jak to może działać. To uczucie... trudno je zapomnieć, kiedy wreszcie zeskoczy się na dół - wzruszył ramionami. Nigdy nie był tylko pewien, czy było to faktycznie jakieś pokrętne, druidzkie zaklęcie, czy może zwyczajna atmosfera, która zdawała się buzować na całej polanie podczas sabatów.

Flintówna mogła też mieć odrobinę racji, bo ciężko było sobie wyobrazić, nawet samemu Atreusowi, że nie wybrałby strony innej niż któregoś z Borginów albo Lestrange'a. Sam jednak posiadał dość specyficzne podejście przynajmniej do części dziewczyn, z którymi kiedyś chodził i w sumie to nie widział nic dziwnego czy niewłaściwego w tym, żeby opowiedzieć się w pewnej sytuacji po stronie nie najlepszych przyjaciół, a tej drugiej. Lorraine i Maeve mu świadkami, że ta łatka kobieciarza czasem przywierała do niego zbyt mocno i chyba zwyczajnie nie mógł w pełni odpuścić, czy wymienić sympatię na chociażby proste zdystansowanie. A przecież Cynthię też lubił - nie musieli ze sobą nigdy chodzić czy trzymać się za rączki, żeby stawiał ją gdzieś wysoko w piramidzie własnej lojalności.

- Żadnej szkolnej miłostki? - zapytał, z zaciekawieniem przyglądając jej się, kiedy podniosła się z miejsca, żeby sięgnąć po różdżkę. Potem tylko posłał jej jeszcze lekki, aczkolwiek ciepły uśmiech, kiwając przy tym delikatnie głową. - Jestem cały twój - zażartował bezwstydnie, pozwalając jej na wszystko, czego sobie właśnie życzyła i uznawała za stosowną procedurę postępowania w zaistniałej sytuacji. - Dużo się ostatnio działo, ale powoli wracam do siebie. Na pewno jest lepiej niż kiedy opuszczałem kowen - rzucił, przyglądając się z uwagą jej ułożonym na nadgarstku palcom. Czuł ciepło, promieniujące od jej skóry, jednak nie było one wystarczające, by rozproszyć cokolwiek gnieździło się w nim, rozsiewając wszechobecne zimno. - Nie, nic. Zimno, zmęczenie, to w sumie wszystko. Florence pobrała mi przedwczoraj krew. - wzruszył ramionami, bo nie był pewien czy ta informacja była Flint do czegokolwiek tutaj potrzebna.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#10
13.03.2024, 23:15  ✶  
Już w szkole trzymały się z Brenną dość blisko, zresztą Gryfonka również była mocno zżyta z Castielem, jakby bliźnięta Flint sobie trochę upodobała. Ich więź może nie była tak ciasna, jak niegdyś, gdy obydwie miały czasy i znacznie mniej obowiązków, ale dla Cynthii brunetka wciąż była bliska. Niewielu dobrych ludzi zostało na świecie, zwłaszcza w szarości trwającego konfliktu, który nie był niczym innym, jak pogonią za władzą i wpływami. Ludzie pragnęli mocy od zarania dziejów, Czarnoksiężnik i jego poplecznicy nie byli czymś nowym. Dla wielu ludzi fakt, że to Brenna była Aurorem, musiał być kojącym, dawać nadzieję, na lepsze jutro. Patrząc na Atreusa, pewnie również tak było — bo nawet jeśli był kobieciarzem i krążyły rozmaite historie na temat jego złotoustości lub hipnotyzującego spojrzenia, był przyzwoitym i dobrym człowiekiem, gdy przychodziło do morale. Dla niej zawsze będzie zagadką, jakim cudem banda Borgina trzymała się razem, skoro tak naprawdę nie stali po tej samej stronie barykady? Oczywiście nie znała statusu wszystkich jej członków, ale analizą towarzystwa, sposobu bycia i poglądów, nie trudno było się domyślać. Zacisnęła na kilka sekund wargi, nie chcąc jednak skupiać myśli na tym, co miało przynieść tylko złość, rozczarowanie i ból. Życie było niesprawiedliwe i brutalne, każde z nich się o tym dosadnie przekona — niezależnie, czy będą to bananowi chłopcy, ona, Victoria czy Brenna. Patrząc na skalę rozrastającego się podziału, jest nieuniknione. Nie będzie można być neutralnym zawsze, a przyjaciel zdradzi swojego przyjaciela. Przymknęła na chwilę oczy, dłonią przesuwając po swojej szyi, o której skórę zahaczyła paznokciami. Nie czas na to.
Musiała się skupić na Atreusie.
-Pewnie masz rację. - przyznała z delikatnym wzruszeniem ramion na jego wyjaśnienia, nie bardzo mając doświadczenia w tego typu obrzędach. Zwykle w sabatach nie uczestniczyła, mając zwyczajnie ciekawsze rzeczy do roboty — niezależnie czy mowa była o pracy, czy o nauce płynącej z pasji. Skoro jednak działało tak silnie i nawet on to przyznał, w legendzie o zaklęciu musiało istnieć ziarno prawdy. Mówiąc szczerze, jasnowłosa miała nadzieję, że żaden z nich, a właściwie żadne z ich rocznika lub tych najbliższych, z którymi miała kontakt, nie dotrze do momentu, gdy wprost będzie musiało podjąć decyzję o konsekwencjach ciężkich do udźwignięcia. Niszczyć czegoś, co budowane było przez lata, zaufania i lojalności.

Na jego słowa, uniosła na chwilę kąciki ust ku górze, jakby w rozbawieniu. Cynthia była mało romantyczna, nigdy nie biegała za chłopcami i nie czytała opasłych powieści obyczajowych z szeroko rozwiniętym romansem, skupiając się raczej na przyziemnej stronie życia, oczekiwaniach ojca i obowiązkach. Z pewnością byli jacyś chłopcy, gdy była nastolatką, których nazwałaby przystojnymi, ale nie wychodziła z inicjatywą, nie angażowała się, a zresztą niewielu miało cierpliwość do jej sposobu bycia oraz grubej warstwy ochronnej, jak to Rookwood twierdził, lodowej.
- Miłostki? Nie. - odpowiedziała w końcu, wzruszając delikatnie ramionami. Nie kłamała, ale też ciężko było stwierdzić, czy mówiła całą prawdę, bo miłostka była przecież określeniem dla czegoś powierzchownego i banalnego. Komentarz Atreusa sprawił, że przekręciła głowę na bok, lustrując go spojrzeniem jasnych tęczówek, jakby oceniała jego walory estetyczne, chociaż widziała aurora tysiące razy. - Uważaj na takie obietnice, bo nigdy nie wiesz, kiedy je wykorzystam, decydując się na odrobinę szaleństwa.
Miała wypracowaną podzielność uwagi, więc nawet jeśli skupiała się na podstawowym sprawdzeniu jego organizmu, wciąż słuchała tego, co mówił, przytakując już z poważniejszą miną. Nie mogła mu powiedzieć o Louvainie, a o Tori pewnie wiedział. Ich symptomy były podobne, każde muśnięte dotykiem czegoś, co rozrosło się po źródle, tworząc iluzję. Powłokę, która na pierwszy rzut oka zmieniała w jakiś sposób działanie ich organizmu, który ostatecznie pracował równie stabilnie, co przed wydarzeniami z sabatu.
- Powinieneś wziąć sobie, chociaż dwa dni wolnego, odpocząć. Przygotuję Ci eliksiry wzmacniające i herbatkę ziołową, która uzupełni małe braki witaminowe, które masz. - zaczęła po dłuższym milczeniu, przesuwając palcami po widocznej na nadgarstku żyle. Przynajmniej nie miał problemów z krążeniem, które miało wielu w jego wieku, głównie przez ilości spożywanego alkoholu oraz tłuszczu. - To dobrze, będzie miała dokładniejszy wgląd. Potrzebujesz na pewno eliksiru na temperaturę ciała, też Ci dam, zanim wyjdziesz. Będzie Ci łatwiej funkcjonować w społeczeństwie. Jeśli chodzi o sam chłód, Twój organizm pracuje normalnie, pomimo delikatnie zaniżonej temperatury. Coś jednak zostawiło ślad na Twoim źródle lub też duszy, zależnie od wierzeń. I wymaga to czegoś silniejszego, niż moje zioła lub eliksiry, ale pracuję nad tym. - zapewniła go, wzdychając bezgłośnie. Taka była prawda, sporo czasu poświęcała na badania tego tematu, prosząc nawet o kilka ksiąg znajome wiedźmy z Nowego Orleanu, które były znacznie lepszymi nekromantami, niż ona. Uniosła dłoń, łapiąc za jego podbródek, obracając twarzą w lewo oraz prawo. Liczyła bicia jego serca, sprawdzała sposób oddechu i reakcje źrenic na różne natężenie światła. - Masz problemy ze snem?
Spojrzała mu bezpośrednio w oczy, zastanawiając się, co jeszcze z podstawowych rzeczy powinna sprawdzić - bez udziału zaklęć, o których pracujący dla Depratamentu Aurorów mężczyzna nie powinien wiedzieć.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Atreus Bulstrode (3137), Cynthia Flint (3526)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa