- Chcesz jeszcze siusiu przed akcją? - Przed planem zamordowania przynajmniej jednej osoby można mieć wiele pytań. Można też martwić się o to, czy twojemu przyjacielowi się nic nie stanie, albo czy twoje zdrowie będzie w porządku. Można było powiedzieć wiele rzeczy, podzielić się emocjami, zmartwieniami i zastanowić, ile tak naprawdę warte jest twoje życie. Tak, to wszystko można było. Sauriel natomiast ze wszystkich możliwości chciał się upewnić, że po wypiciu paru drineczków u Lorraine Stanleyowi nie chciało się sikać. Jak będzie trochę podpity, w złym humorze, czy cokolwiek, to jeszcze dało się coś z tego ukręcić. Uratować akcję, uratować twarz przede wszystkim, skoro to miała być popisówka. Upomnienie, że nie zadziera się z tymi, którzy już mieli ochronę mocy nieco wyższych, niż... och, ktokolwiek za to odpowiadał to z pewnością nie był tak wpływowy, jak wpływowy zrobił się Lord Voldemort. Ale kiedy ci się chce sikać? Czy wy próbowaliście kiedyś coś zrobić, kiedy chciało ci się szczać? Pęcherz ściskał i nie mogłeś zrobić dosłownie niczego innego, bo modliłeś się, żeby w gacie nie popuścić? Chyba każdy przeżył tę tragedię chociaż raz. Sauriel, na swoje szczęście, pamiętał tylko tego echo. Były pozytywy bycia wampirem. Uświadamiało sobie, jak wiele czasu człowiek marnował chodząc do tego kibla, eeech... szczególnie podczas picia. - Jeszcze jest czas wejścia za winkiel. - Czy to jednak na pewno było zmartwienie? Stanley naprawdę wyglądał tutaj tak... poważnie! Jakby był królem mafijnym, tak jak Lorraine poczuła się jako matka chrzestna całego Nocturna. Gdyby próbować wniknąć w ten ciąg skutkowo-przyczynowy, który doprowadził Sauriela do tego myślenia, to niczego wielkiego by tam nie było. To jedna z tej myśli, która pojawiła się nagle, a Sauriel się nie zastanawiał nad nią. Ot - palnął. Na szczęście pozostawiał temu mniej przemyśleń niż kaszy i mannej.
Minęli Kościany Zamtuz, ale wcale niedaleko - bo oto był, Skryty w Cieniu burdelu jak już dodała temu miejscu przydomek Lorraine. I chyba już tak to zakwitnie w głowie Sauriela. To, co robił, mogło być widziane jako trochę na przerost. Trzeba było w końcu robić tak, żeby robić, ale sie nie narobić. Lenistwo Sauriela zdawało się tutaj w ogóle nie aplikoać. Ale to tylko wtedy, kiedy spojrzało się jedynie na powierzchnię. Bo Sauriel po prostu chciał mieć problem z głowy, a nie że zaraz znowu będzie tu leciał jak debil, bo Reida znowu ktoś zacznie zaczepiać. I to tyle. Tylko albo aż tyle. Zamienić potencjalną konieczność gonitwy na to, żeby leżeć do góry brzuchem, albo pierdzieć w stołek.
- Co myślisz o Księżniczce? - Zagadał Stanleya, spogladając na budynek. Nie śpieszył się z wejściem. Nasłuchiwał, czy coś godnego uwagi działo się w środku. I chyba działo. Brzmiało, jakby właśnie miała tam miejsce jakaś awantura, chociaż może akurat nie burda. Jeśli wszystko się zgadzało, to cwaniaczki powinny dzisiaj w knajpie być, więc kto wie? Może to oni? - Pokazać ci nową, fajną sztuczkę? - Obrócił głowę w kierunku Stanleya i obnażył kły w uśmiechu, wyciągając różdżkę zza pasa. Nie potrzebował tutaj ustalać żadnych planów... jego sposób działania nie zmienił się od szkoły. Zawsze było to samo - Stanley miał stać za nim i bawić się czarami, a Sauriel zajmował się tym, żeby nikt do niego się nie zbliżył. No chyba, że plan się zmieniał, bo Saurielowi się odpalił byk mode i pognało go gdzieś do przodu. To wtedy należało robić to, co zawsze - improwizować!
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.