• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[12.06.1972] Walia || The death of a bachelor

[12.06.1972] Walia || The death of a bachelor
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#1
09.10.2023, 01:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2025, 23:47 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Leviathan Rowle - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Jeśli miał być szczery, to sam nie wiedział co miał myśleć. Przez wiele lat czuł się zwyczajnie bezpieczny. Kwestia jego ożenku wypływała co jakiś czas w rodzinnych rozmowach, ale raczej nie były ku temu robione jakieś poważniejsze kroki, a na pewno nie z jego strony. Bo było mu zwyczajnie dobrze; dobrze z samotnością i wolnością, która przysługiwała mu z okazji bycia kawalerem. Nie musiał udawać, że wraca do domu do żony, tak samo jak nie musiał się martwić o zdanie czy samopoczucie małżonki tylko dlatego, że mu wypadało. Nie musiał grać na pokaz, by wszyscy zainteresowani życiem czystokrwistych rodów mieli o nich dobre zdanie. Jeśli czuł się samotnie duchowo, zawsze mógł napisać list do Timmy i albo zaprosić ją do Snowdonii, albo samemu zawitać do Londynu, żeby się z nią spotkać. Mogli też równie dobrze zaplanować wspólną wycieczkę i wszyscy byliby szczęśliwi, a przez wszystkich miał na myśli oczywiście siebie samego i ją samą, bo po co miał się przejmować kimkolwiek innym. Jeśli natomiast czułby się samotny cieleśnie, na to też miał całkiem sprawdzone sposoby. Wszystko było na miejscu.
Przynajmniej do momentu otrzymania od ojca listu.
Ten jeszcze nie był aż tak gorzki, jak mógł się spodziewać. Oczywiście, pozostawiał pewien posmak, ale ten nieco osłodzony został pokaźnym zastrzykiem gotówki, który ustawiał prace Leviego na długi okres czasu i to w obiecującej perspektywie. Słowa zawarte w liście też jakoś niekoniecznie uświadamiały mu powagę sytuacji. Jasne, miał się spotkać z przyszłą narzeczoną i jej rodziną, ale brzmiało to jak zwykła formalność, raczej obdarta z personalnych elementów czy zgłębiania zawiłości własnych charakterów.
Potem jednak dostał list od samej dziewczyny i już było mu znacznie gorzej.
Jej własne zainteresowanie wprawiło go w pewnego rodzaju zakłopotanie, chyba tylko dlatego, że doskonale zdawał sobie sprawę, że nie miał zamiaru odwzajemniać się tym samym. Nie zależało mu na poznaniu jej w jakiś głębszy sposób, tak samo jak i robieniu tego w cztery oczy. Było też w tym liście od niej coś, co go przerastało. To, jak o nich pisała. O ich przyszłości. Jak to było? Najpewniej długa, wspólna droga. Było w tym coś nieuniknionego i uświadamiającego mu dobitnie, że oto został skazany na dożywocie.
Dlatego też w pierwszej kolejności zrobił jedyną logiczną rzecz, czyli napisał do Septimy, zapraszając ją do siebie w trybie natychmiastowym. Dopiero kiedy opuściła rezerwat, a on poukładał sobie w głowie wszystko o czym rozmawiali i co przeczytał w listach od ojca i Sary, zgodził się na wizytę. Zrobił to jednak tylko przed samym sobą, nie kwapiąc się do odpisywania na korespondencje, zwyczajnie dając sobie jeszcze furtkę do zignorowania jej całkowicie. Nie był tchórzem i nigdy tak o sobie nie myślał, bo przecież zajmował się smokami, jednymi z najgroźniejszych bestii, a mimo to jakoś czuł, że rozmowa z tą dziewczyną będzie należeć do takich, których nigdy nie chciał przeprowadzać. Ani nawet przy nich stać.
Ani o nich myśleć.
Niech to się już skończy. Pomyślał tylko, zanim energicznie zapukał do drzwi domku, który wymieniła w wysłanym do niego liście.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#2
10.10.2023, 12:51  ✶  
Oczywiście, że ojciec nie zrozumiał, dlaczego kiedy odnalazła go i matkę w kaplicy, Sarah miała minę, jakby skazali ją na wieczne cierpienie i całe przedsięwzięcie miało odbyć się wbrew jej woli. Pops zawsze kochał ją całym swoim sercem, znosił nawet najbardziej absurdalne wymysły i pracował ciężko na to, żeby jego jedyna córka odnalazła w kowenie jakąś drogę, nawet mimo tego, że nie mogła zajmować się tym, czym zawsze chciała i do czego nakłaniano wszystkie młode kapłanki. Oj, mylił się wielce myśląc, że popełnił (jej zdaniem przynajmniej) złą decyzję - dla Macmillan narzucenie takiej drogi było niczym spełnienie marzeń. Jak im się jakimś cudem uda, to będzie mogła podziękować bogom, a jak im się nie uda, to wreszcie nie będzie musiała doszukiwać się w sobie powodu, tylko zrzuci to wszystko na zły los, fatum, dopasowanie ich na siłę i w ogóle to było cały czas skazane na porażkę, więc po co zaczynali... Jak się wszysycy wokół mogli nie domyślić...

Bo przecież nie było to jej winą. Na pewno nie było to jej winą. Nic, co jej nie wychodziło, nie było jej winą - czuła się wiecznie wybrakowana i gorsza od innych, ale to przecież nigdy, przenigdy nie było dlatego, że coś zrobiła nie tak, że się nie uczyła, albo (tfu!) popełniła jakiś błąd. To po prostu bogowie skazali ją na choroby, a jej kuzynki na bycie zbyt pięknymi aby odwrócić od nich wzrok, ona mogła tylko przyjąć to takim jakim było, co najwyżej uronić kilka łez żalu. Ona miała być powodem czegokolwiek złego, co ją dotknęło? Ona miała kogoś zranić? W życiu. Ona przecież nie była do czegoś takiego zdolna, złożyła śluby czystości, brzydziła się przemocą jak niczym innym, jak w ogóle można było założyć u niej jakąś złą wolę... Nie szkodziło, że wcale nie odstawała urodą od kuzynek, że potrafiła manipulować i wymuszać, że wcale nie była takim dobrym gołąbkiem na jakiego się malowała, że od lat ukrywała jak blisko jej najbliższa rodzina miała się ze Śmierciożercami, że sama nosiła w głowie myśli swojego obłąkanego przodka i mimo tego trzymała się tak blisko osób, których życie było przez to zagrożone. No bo przecież z nich nie zrezygnuje. Potrzebowała ich, żeby czuć się dobrze.

Tak się więc złożyło, że kiedy dla Leviathana cała ta sytuacja była w pewnym sensie końcem jego dotychczasowego życia i nie potrafił się z tym pogodzić, dla Sarah... Nie było to wcale aż tak katastrofalne. Mimo używania wielkich słów nie umiała patrzeć na to z takiej perspektywy, bo tak działała jej głowa - napisała rzeczy wielkie, jakby była co najmniej gotowa na poświęcenie wszystkiego w imię wyższych ideałów, a w rzeczywistości... Haha... Jeszcze dzisiaj rano pomyślała, jak dobrze byłoby powiedzieć o tym młodemu Rookwoodowi, żeby tak bardzo pożałował tego jak jej złamał serce, żeby tu przyjechał i ją prosił o wybaczenie... Zachowywała się, jakby miała o wiele mniej lat niż w dokumentach.

Ale Rowle jej nie odpisał.

Na tym etapie nie spodziewała się w ogóle, że zechce pojawić się na wybrzeżu. Ale wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczyła przy maszynie, omal nie zszywając sobie palca razem z nową sukienką dla Lorraine. Odetchnęła głęboko, a potem szybko ruszyła w kierunku drzwi, na tyle szybko, na ile pozwalało (zrobiła to zupełnie przy okazji) przejrzenie się w lustrze i poprawienie włosów. A później stanęła na palcach, spojrzała przez wizjer i przełknęła głośno ślinę, bo w wizjerze dojrzała wielkie oko, które nie skojarzyło jej się trafnie - z jaszczurką, lecz z wężami. Więc albo to był Leviathan, albo Salazar spełnił swoje ostatnie groźby i przysłał do niej kogoś, kto ją zmusi do zrobienia rzeczy, o które ją prosił od ostatniego tygodnia. Spodziewała się co prawda, że spacyfikuje ją matka, ale...

No dobrze. Pełna rozsądku (jak zawsze) otworzyła drzwi, po czym przywitała tego tajemniczego mężczyznę uśmiechem. Dopiero teraz połączyła fakty, że ten cały Lazarus musiał być dziwakiem, z którym Pops zamykał się i pili omawiając jakieś dokumenty. Czyli to faktycznie był Rowle. Poznała jego syna po tym, że też wyglądał jak jaszczur... Na srebrne włosy Pani Księżyca, jak to w ogóle brzmiało.

- A więc jesteś! - Powiedziała próbując zamaskować zmieszanie entuzjazmem, po czym przepuściła go w drzwiach.

Otoczony drzewami domek na skalistym wybrzeżu od razu kojarzył się z czymś bardzo osobistym, z czyimś małym światem. Pachniał morską bryzą, drewnem i jakimś ziołowym naparem stojącym na parapecie obok kredensu. Wszystko tutaj budowało spójną całość dobrego miejsca kogoś spokojnego, może oprócz tego, że to wcześniej wspomniane lustro, w którym Macmillan oglądała swoje włosy, było rozbite tak, jakby je ktoś uderzył, a jej lewa dłoń była owinięta opatrunkiem.

- Mam nadzieję, że podhróż do Pemb'okeshire minęła ci spokojnie...

@Leviathan Rowle


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#3
12.10.2023, 03:54  ✶  
Jakaś jego część bardzo chciała, żeby jego pukanie przeszło bez echa. Żeby za drzwiami chatki nie dało się słyszeć zbliżających do drzwi kroków, a potem i szczęknięcia zamka, który zwiastował, że zaraz miał stanąć oko w oko ze swoją przyszłą narzeczoną.
Zmrużył lekko oczy, kiedy spojrzenie padło na jej sylwetkę. Przypominała mu tyczkę, na którą ktoś narzucił srebrzystą perukę, a spod grzywki patrzyła na niego para równie jasnych, nienaturalnych oczu, od razu zdradzających trapiącą ją chorobę. Ładnie ich dobrali, przemknęło mu z pewną goryczą przez głowę, kiedy przekroczył bez słowa próg, kiedy wpuściła go do środka, obdarzając ją krótkim uśmiechem.
Jego spojrzenie przesunęło się po ścianach pomieszczenia, na moment zatrzymując na pękniętym, ewidentnie uderzonym przez kogoś lustrze, ale umknęło z tafli tylko kiedy Rowle zbliżył się do niego, nie uchwyciwszy nawet fragmentu własnego odbicia.
Najwyraźniej mieli ze sobą całkiem wiele wspólnego, biorąc pod uwagę jej zabandażowaną dłoń.
- Można tak powiedzieć - odpowiedział, kiedy już omiótł spojrzeniem całe otoczenie i odwrócił się do niej, splatając dłonie za plecami. - Muszę przyznać, że nie spodziewałem się od Ciebie żadnej korespondencji. Przynajmniej nie przed oficjalnym spotkaniem. Mogę wiedzieć, dlaczego chciałaś się ze mną widzieć? - jego ton był oschły, a słowa wypowiadał starannie, trochę jakby miał aż za dużo czasu, i z pewnym rozleniwieniem. Nawet też, jeśli nie byli aż tak różni wzrostem, stał i wpatrywał się w nią w ten charakterystycznych sposób, kogoś kto bardzo często patrzył na wszystkich z góry i kto opanował sztukę patrzenia w ten sposób nawet na osoby znacznie od niego wyższe.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#4
14.10.2023, 00:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2023, 00:16 przez Sarah Macmillan.)  
Spojrzenie Macmillan było pozbawione fałszu, ale wyrażało naprawdę niewiele poza tym, że badała wzrokiem jego aparycję. Nie z jakąś niechęcią, ale i nie z ciekawością, po prostu mu się przyglądała, jakby chciała lepiej poznać to, co ukazywała jego twarz poza skośnymi źrenicami... Ciekawe, czy Pops obiecał im, że Macmillanowie zdejmą to z niego. W zamian za to, że weźmie ją sobie za żonę.

Nie odpowiedziała mu od razu, tylko skinęła głową w kierunku wnętrza, jakby miała zaraz powiedzieć: „rozgość się”, ale jej usta opuściła innego rodzaju propozycja.

- Napijesz się czegoś? Jesteś barhdziej typem nalewki pigwowej czy Tokaj Aszú?

A może był bardziej typem: nie mam dla ciebie czasu, uciekam stąd, skoro nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to też była jakaś wskazówka w gruncie rzeczy...

Niezależnie od tego, czy wybrał jedno z krzeseł przy wysepce, fotel czy kanapkę przy małym stoliku herbacianym, czy może stał obok niej jak taki słup soli, Macmillan mówiła do niego, chcąc wyjaśnić, po co w ogóle wysłała mu to zaproszenie, skoro się nie domyślił po „chcę zadać ci pytania”. A może zapomniała napisać o tym w liście? Sformułowała to inaczej? Nie miała już przed sobą tej cholernej kartki, więc...

- Oficjalne spotkania mają to do siebie, że wszyscy zachowują się na nich zupełnie inaczej, niż kiedy się ich widzi w czte'y oczy. Widząc się z tobą wcześniej, mogę więc poznać przynajmniej dwie twarze, jakie przybie'asz, zanim ostatecznie 'ozważę, czy chcę zostać twoją żoną, czy jednak wolę wyjechać i wypasać owce w Lascaux. Piękna mieścina swoją dhrogą, nie wiem, dlaczego nie uczą nas tego na histo'ii magii, ale tamtejsze malowidła naskalne to najsta'sze i jedne z najlepiej zachowanych tego typu 'eliktów pszeszłości.

I tak szczerze, to chociaż plotła i plotła jak zawsze, to ten cały Rowle już teraz ją trochę przerażał. Z jednej strony człowiek chciał mu powiedzieć, żeby się na niego przestał patrzeć w ten sposób, a z drugiej - czy to nie było trochę niegrzeczne, przecież (no, przynajmniej tak zakładała) sam sobie nie wybrał losu bycia jaszczurem, tak jak ona sobie nie wybrała tego, że była zdrowo pierdolnięta w głowę. Nie można było ludzi oceniać po klątwach.

@Leviathan Rowle


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#5
14.10.2023, 00:58  ✶  
Nikt niestety nie zaproponował mu tak znakomitego układu, a szkoda, bo może wtedy o wiele przychylniej spoglądałby na wizję poślubienia stojącej przed nim dziewczyny. Wciąż oczywiście, uznawałby to za konieczność, ale przynajmniej jego głowa nie chodziłaby na pełnych obrotach myśląc nad tym, jak elegancko się z tego wszystkiego wywinąć i czy Lazarus bardzo się zdenerwuje, gdyby mu się to udało.
- To zależy od okazji. - odpowiedział jej wymijająco. - Ale dziękuję, nie trzeba.
Był bardziej typem, który postanowił sobie, że nie będzie Macmillanówny lubił. Bo przecież wcale nie musiał być dla niej życzliwy, szczególnie kiedy nikt nie patrzył. Tak samo jak nie musiał niczego jej ułatwiać. Był trochę ciekawy jak daleko szło jej samozaparcie i chęć doprowadzenia tej sprawy do końca. Jak bardzo chciała stanąć na tym ślubnym kobiercu i chwalić się obrączką na palcu.
- Gdybyś nie chciała, to faktycznie byś wyjechała? - zapytał, podchwytując płynnie wypowiedziane przez nią słowa, chociaż sam nie wiedział na co liczył, że odpowiedź będzie brzmiała 'tak'? Nie wyglądała jakby mówiła poważnie, a z drugiej strony, gdyby tak miała rozmyć się i nigdy więcej nie rzucać cienia na jego życie, sprawy wydawałyby się o wiele prostsze. Przynajmniej dla niego, bo Leviathan niekoniecznie w tym momencie przejmował się kimkolwiek innym.
- Więc? - zapytał, stojąc w miejscu cały czas, niczym ten słup soli i patrząc na nią cały czas dokładnie tak samo. Nie miał zamiaru zajmować miejsca, bo zdawało mu się, że jeśli tylko to zrobi, panna Macmillan weźmie to za jakąś pomyślną monetę i rozgada się jeszcze bardziej, a głos nawet jeśli miała całkiem przyjemny, to jednocześnie nad wyraz irytujący w swojej ułomności. - Jakie pytania chciałabyś mi zadać?
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#6
16.10.2023, 02:10  ✶  
Okej, czyli to nie była okazja do napicia się. Albo ona nie była kompanką do napicia się. Jeszcze przez dłuższy moment zastanawiała się, czy naprawdę opcja jej wyjazdu była tym, co przykuło jego uwagę najmocniej, po czym westchnęła. Po co właściwie rozważała dzisiaj rano te wszystkie rzeczy? Musiała docenić to, że przynajmniej jej słuchał, skoro potrafił to tak bezbłędnie wyłapać, inni ludzie często wyłączali się w pół zdania i jedynie przytakiwali, kiedy wydawało im się, że zadała jakieś pytanie.

Czy faktycznie by wyjechała? Obróciła to zdanie w myślach kilka razy, po czym wpadając w panikę postanowiła zabić tę cierpkość w ustach w najłatwiejszy sposób, jaki odnalazła mając przygotowane oba trunki.

- Okej... - odparła niezręcznie - ja się napiję. - I chyba nawet naleje sobie największy kieliszek w swoim życiu, ale to może kiedy pan słup soli sobie stąd wyjdzie. Nie zamierzając mierzyć się z nim wzrokiem, stojąc w miejscu w taki mrożący krew w żyłach sposób, skierowała swoje kroki ku wnętrzu, gdzie faktycznie zatrzymała się przy szafce i zaczęła nalewać sobie, sądząc po tym, że butelka nie posiadała etykiety, pigwówkę. W naprawdę dziwnym, czerwonym kolorze. Tak, wybrała ją celowo, żeby opowiedzieć o niej przerażającą historię. Miała też w rękawie ciekawostkę o drugim trunku, ale Leviathan nie powiedział, że malowidła naskalne Lascaux były chociaż trochę interesujące, więc czy powinna w ogóle poruszać jakiś inny wątek? W jej głowie to wszystko układało się o wiele lepiej. - Tak, wyjechałabym. - Ale nie dlatego, że by chciała. Wyjechałaby gdyby nie udało jej się odwołać farsy z kimś, kto chciałby ośmieszyć ją lub jej rodzinę. Wyjechałaby, gdyby matka znowu uparła się na coś strasznego i ignorowała jej opinię. Ale zrobiłaby to z ogromnym żalem, którym nie zamierzała się z nim dzielić. Trzymając ten kieliszek, spróbowała zebrać się na odwagę. Nie była szczególnie dobra w wyczuwanie nastroju rozmów, ale też on nie był jakoś wybitnie charyzmatyczny, więc stwierdziła, że raczej nie wymyśliła sobie tego irytującego napięcia. Odwróciła się w jego kierunku i z taką miną pełną strachu i niechęci zadała mu pytanie, którego wcale nie chciała zadawać, bo kilka godzin temu najbardziej zastanawiał ją jego znak zodiaku...

- Czy mam ku temu jakiś powód...?

@Leviathan Rowle


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#7
16.10.2023, 03:02  ✶  
Jeśli Leviathan miałby się czegoś aktualnie napić, to zwyczajnie waliłby wódę w jakimś zacienionym kącie własnego mieszkania i zastanawiał się d l a c z e g o. Zamiast tego jednak musiał przed nią stać i czuł się do tego absolutnie zmuszony, nawet jeśli przecież nikt nad nim nie stał i nie mówił mu, że ma się tutaj zjawić. Mógł przecież zwyczajnie zignorować jej list, albo grzecznie odpisać, żeby spadała bo nie ma czasu na wycieczki krajoznawcze i zapoznawcze. Z drugiej strony miał wrażenie, że jakby teraz cokolwiek z nią wychylił, to nie skończyłoby się na jednym kieliszku, a sprawdzać gdzie zaprowadziłaby ich droga po paru wcale nie chciał.

Przez moment jeszcze stał, póki nie podeszła do barku i nie postanowiła napić się czegoś sama. Wtedy dopiero ruszył się, ponownie wracając do oglądania wnętrza, tym razem jednak nieco uważniej i z bliska oglądając bibeloty, które poniewierały się po pokoju.
- Skąd mam wiedzieć? - zapytał w odpowiedzi na jej pytanie, mimowolnie jednak uśmiechając się nieznacznie. Uśmiech ten jednak skierowany był do okna przed którym na moment się zatrzymał, oceniając rozpościerający się z niego krajobraz. Był ładny, ale Rowle zwyczajnie lubił widoki, które oferowała Walia.
- Ale czemu wyjeżdżać? Skoro nie chcesz tego ślubu, to czemu zwyczajnie nie powiedzieć o tym głośno i wyraźnie? - obejrzał się na nią przez ramię i przez dłuższy moment zwyczajnie obserwował jej reakcję i ją całą, wyraźnie zniechęconą i odnajdującą tę sytuację jako bardzo niezręczną. - Nie zrozum mnie źle, ale nie interesuje mnie związek z kimś, kto robi to tylko i wyłącznie dlatego, że każe mu to tata albo mama - przyganiał kocioł garnkowi, tak naprawdę, bo robił to tylko dlatego, że chwilowo nie miał powodów by się ojcu specjalnie sprzeciwiać. Z resztą, ten jakby bardzo dobrze znając swojego syna, dołączył do listu odpowiedni argument zachęcający do podporządkowania się. Nie znaczyło to jednak, że sam nie mógł mieć wymagań.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#8
16.10.2023, 13:55  ✶  
Macmillan upiła wielki łyk tej czerwonej pigwówki i otarła usta. Mogłaby dla klimatu jeszcze otrzeć oczy ze wzruszenia, że jej daje takie głębokie życiowe rady, ale nawet ona ze swoim upośledzeniem percepcji mogła spojrzeć prawdzie w oczy - typ się po prostu chciał do niej dojebać, chociaż ewidentnie sobie żartowała. Ale dobra, Sarah, weź się w garść. To, że ten cały Leviathan nie miał za grosz poczucia humoru, jeszcze nie znaczyło, że jest najgorszym człowiekiem na świecie. Miał tutaj naprawdę silną konkurencję, bo musiał zmierzyć się między innymi z mordercami rodziny Charles'a, tymi świrami Borginami, Salazarem Slytherinem, który żył w niej jak jebany pasożyt, Lordem Voldemortem (znając jej niesamowite szczęście - kolejnym kandydatem do jej ręki, pewnie mama by się ucieszyła gdyby okazał się jej kuzynem), jej bratem, tym kolesiem co odwiedził sabat Ostara i przez godzinę narzekał na to, że w bezmięsnych pasztecikach nie było ani grama mięsa... mogłaby tak wymieniać jeszcze długo.

- Nic nie pszychodzi ci do głowy? To dobrze...? Chyba.

Jeszcze jeden łyk.

- O to, że za mało mówię, albo że nie mówię głośno - celowo nie dodała, wyraźnie, nie chcąc wystawiać się na jakiś przytyk - maltwić się nie musisz, ale tak, wyjechałabym gdybym nie miała innego wybo'u. - Bo była naiwna, zdaniem niektórych była też głupia, czasami zachowywała się, jakby przez kompleksy nie miała szacunku do siebie, ale... to nie zmieniało nic w tym, że gdyby ktoś z kim miałaby dzielić nazwisko, dom i dzieci by jej nie szanował, to nawet najsilniejszy rytuał i najlepiej wrzucony na pal wianek nie pomoże, o czym przekonał się miesiąc temu młody Rookwood.

Usłyszawszy ostatnie zdanie, które Leviathan wypowiedział, Sarah cmoknęła ustami, jakby chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Przez moment milczała, jakby analizowała wszystkie za i przeciw zanim jednak się przemoże do pokazania, jaka wielka przepaść charyzmy dzieliła go z tym pajacem, po czym odsunęła sobie stołek barowy stojący przy blacie, usiadła na nim i spojrzała na niego z tak głębokim zdziwieniem, że przykryło czar nawet jej buzi.

- A czego ty oczekiwałeś, zgadzając się na arhanżowane małżeństwo, jak nie tego, że o wyjście za ciebie pophrosili mnie nasi ojcowie? Bo chyba nie wyob'ażałeś sobie, że mnie uwiodłeś na odległość, masz w sobie nap'awdę mało magii kiedy tam stoisz jak st'ach na whróble, zamiast się ze mną napić i coś o sobie opowiedzieć. Chciałam ci zadać pytania o twoje życie, o ciebie, żeby się jakoś poznać. Po co żeś tu przyjechał?

@Leviathan Rowle


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#9
21.10.2023, 22:40  ✶  
Było w tym jej cmoknięciu coś, co przyciągnęło jego uwagę na dłużej, jakby wyczuwał że w gruncie rzeczy to przed czymś się właśnie próbowała wstrzymać. Levi nigdy ani zbytnio nie jawił się jako charyzmatyczny człowiek, ani też przesadnie nad własnym urokiem osobistym nie pracował, głównie dlatego, że uważał to za absolutnie bezsensowne. Dogadywał się ze zwierzętami i to mu absolutnie wystarczyło i w życiu osobistym i w karierze, bo ich zachowania przynajmniej były schematyczne, ludzie natomiast posiadali swoje oczekiwania. Przesunął się nieco, przybliżając do fotela i przysiadając na jego podłokietniku, po czym splótł ręce przed sobą, z pewnym zaskoczeniem przysłuchując się jej słowom.
Kusiło go nieco, żeby głośno i wyraźnie powiedzieć się coś o tym, że wreszcie zaczęła mówić, a nie pleść trzy po trzy, jakby usilnie próbowała go do tej pory nakłonić do współpracy, ale ugryzł się w język. Przez moment jeszcze patrzył na nią, kiedy wybrzmiewała między nimi pauza. Cholera, chyba nawet mu się spodobało to, jak właśnie go podsumowała.
- Mam wrażenie, że istnieje zasadnicza różnica między prośbą, a zmuszeniem - powiedział wreszcie. Jeśli jej ojczulek grzecznie zapytał jej, czy może miała ochotę wyjść za mąż, to nie miał co wieszać na niej psów. - Uwodzenie na odległość natomiast, wiele by ułatwiało, nie powiem że nie - prychnął nawet rozbawiony, drapiąc się kciukiem po skroni. - Przyjechałem, bo napisałaś i nawet nie będę próbował się gimnastykować na temat tego, czy może był tu temu jakiś głębszy powód, bo wcale tak nie było - pomijając fakt, że Septima próbowała go przekonać do tego, że to małżeństwo wcale nie było takim złym pomysłem i powinien chociaż spróbować poznać swoją przyszłą pannę młodą.
- Chcesz zadawać pytania o moje życie, proszę bardzo - machnął ręką. - Ale mam też pytanie do ciebie, jak ty właściwie widzisz tę naszą przyszłość? Powiedzieli ci chociaż cokolwiek? Bo nie mam planów na najbliższą przyszłość by na dłużej opuszczać Snowdonię. - bo to była jego praca. To był jego dom, ale taki, który niekoniecznie chciał dzielić z kimś kogo dopiero miał poznać. - Będziesz w takim razie tak sobie siedzieć w tym kowenie i czekać? Czy może siedzieć tutaj i popijać pigwówkę?
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#10
23.10.2023, 12:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.10.2023, 13:00 przez Sarah Macmillan.)  
Macmillan upiła jeszcze jeden łyk, a później czknęła. Szybko odłożyła kieliszek na blat i otarła usta. Najwyraźniej wszystko to było spowodowane szokiem.

- Na shrebrne włosy Pani Księżyca, czy ty się plawie zaśmiałeś?! Czyli jednak to pothrafisz!! Udźwignęłabym wiele wad człowieka, z któ'ym miałabym dzielić życie, ale na pewno nie bycie dyętwym bucem... - A na to jego pokrętne tłumaczenie, że w jego wizycie nie było żadnego ukrytego motywu, wzruszyła jedynie ramionami. - Nie potrzebuję wcale głębszego powodu, twoja pielwsza myśl jest baldziej niż w porządku. Ktoś, kto do mnie przyjeżdża, bo napisałam list...

Miała na to narzekać? Nie oczekiwała niby, żeby jakikolwiek człowiek był na każde jej skinienie, ale myśl, że potraktował ją chociaż trochę poważnie, napełniała ją optymizmem. Weź wdech Sarah, nie możesz się poddawać, nie będzie ci jakiś pajac wchodził na głowę.

- Nie wiem kim jesteś, nie wiem jak żyjesz, pewnie nie znam twoich bliskich, poza twoim ojcem. Wiem tylko, że nasi rhodzice dogadują się aż za barhdzo. - Przez moment wpatrywała się w swoje paznokcie, ale szybko powróciła do spoglądania w jego kierunku. Nie zamierzała skracać dzielącego ich dystansu. - Tata mi powiedział, że jesteś inteligentny i placujesz w rheze'wacie. Przy okazji - czasami trzeba było zaryzykować, tak się zawsze mówiło przed zrobieniem czegoś głupiego - już widzę, że wielki z ciebie pasjonat moich losowych opowieści, więc powiem: twój ojciec kiedyś wszedł na mnie, kiedy stałam na kolytarzu, a kiedy domagałam się przeprosin, to odbulknął coś tylko o tym, żebym przestała ubiehrać się pod kolor tynku. Wiedz więc, że zeswatał cię ze ścianą. - Ewidentnie wyczekiwała tego, czy się zaśmieje, albo chociaż kącik jego warg drgnie. No na tarczę księżyca, cokolwiek.

- Będę siedzieć to tu, to tam. Będę popijać pigwówkę, pinacoladę i ten taki dhrink, którhy wygląda, jakby topiły się w nim gwiazdy, a co? - Mówiąc to, brzmiała zupełnie niepoważnie, ale była śmiertelnie poważna. - Wydaje mi się stlasznie smutne, gdyby któhekolwiek z nas musiało tak z dnia na dzień porzucić dla siebie swoje dotychczasowe życia, jeżeli o to ci chodzi... Małżeństwo to są chyba jakieś komplomisy, chociaż są rzeczy, których bym nie zniosła... Poza tym do przyszłej Lithy jeszcze tyle czasu...

Widać było od razu, że nie kłamała zapowiadając dumnie jak to nie ma co się martwić o jej milczenie. Młoda Macmillan była jak taka katarzynka, powiedziałeś coś do niej - dwa niepewne zdania wypowiedziane choćby od niechcenia, a ona grała i grała i grała... O ile czuła, że miała dla kogo grać. Jej rodzina niezbyt lubiła słuchać głupot, które plotła z czystej nudy, przy nich więc najczęściej milczała. Znajomi natomiast szybko przypominali sobie, dlaczego ze wszystkich zawodów spirytystycznych, Macmillan została akurat wywoływaczką.

- Skoho mogę zadawać pytania, to zadam pierwsze: z czego się ostatnio śmiałeś? A nie, przed chwilą plychnąłeś na myśl o koncepcji uwodzenia na odległość, no to tak przedostatnio?

@Leviathan Rowle


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Sarah Macmillan (4109), Leviathan Rowle (3295)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa