09.10.2023, 01:45 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2025, 23:47 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Leviathan Rowle - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Jeśli miał być szczery, to sam nie wiedział co miał myśleć. Przez wiele lat czuł się zwyczajnie bezpieczny. Kwestia jego ożenku wypływała co jakiś czas w rodzinnych rozmowach, ale raczej nie były ku temu robione jakieś poważniejsze kroki, a na pewno nie z jego strony. Bo było mu zwyczajnie dobrze; dobrze z samotnością i wolnością, która przysługiwała mu z okazji bycia kawalerem. Nie musiał udawać, że wraca do domu do żony, tak samo jak nie musiał się martwić o zdanie czy samopoczucie małżonki tylko dlatego, że mu wypadało. Nie musiał grać na pokaz, by wszyscy zainteresowani życiem czystokrwistych rodów mieli o nich dobre zdanie. Jeśli czuł się samotnie duchowo, zawsze mógł napisać list do Timmy i albo zaprosić ją do Snowdonii, albo samemu zawitać do Londynu, żeby się z nią spotkać. Mogli też równie dobrze zaplanować wspólną wycieczkę i wszyscy byliby szczęśliwi, a przez wszystkich miał na myśli oczywiście siebie samego i ją samą, bo po co miał się przejmować kimkolwiek innym. Jeśli natomiast czułby się samotny cieleśnie, na to też miał całkiem sprawdzone sposoby. Wszystko było na miejscu.
Przynajmniej do momentu otrzymania od ojca listu.
Ten jeszcze nie był aż tak gorzki, jak mógł się spodziewać. Oczywiście, pozostawiał pewien posmak, ale ten nieco osłodzony został pokaźnym zastrzykiem gotówki, który ustawiał prace Leviego na długi okres czasu i to w obiecującej perspektywie. Słowa zawarte w liście też jakoś niekoniecznie uświadamiały mu powagę sytuacji. Jasne, miał się spotkać z przyszłą narzeczoną i jej rodziną, ale brzmiało to jak zwykła formalność, raczej obdarta z personalnych elementów czy zgłębiania zawiłości własnych charakterów.
Potem jednak dostał list od samej dziewczyny i już było mu znacznie gorzej.
Jej własne zainteresowanie wprawiło go w pewnego rodzaju zakłopotanie, chyba tylko dlatego, że doskonale zdawał sobie sprawę, że nie miał zamiaru odwzajemniać się tym samym. Nie zależało mu na poznaniu jej w jakiś głębszy sposób, tak samo jak i robieniu tego w cztery oczy. Było też w tym liście od niej coś, co go przerastało. To, jak o nich pisała. O ich przyszłości. Jak to było? Najpewniej długa, wspólna droga. Było w tym coś nieuniknionego i uświadamiającego mu dobitnie, że oto został skazany na dożywocie.
Dlatego też w pierwszej kolejności zrobił jedyną logiczną rzecz, czyli napisał do Septimy, zapraszając ją do siebie w trybie natychmiastowym. Dopiero kiedy opuściła rezerwat, a on poukładał sobie w głowie wszystko o czym rozmawiali i co przeczytał w listach od ojca i Sary, zgodził się na wizytę. Zrobił to jednak tylko przed samym sobą, nie kwapiąc się do odpisywania na korespondencje, zwyczajnie dając sobie jeszcze furtkę do zignorowania jej całkowicie. Nie był tchórzem i nigdy tak o sobie nie myślał, bo przecież zajmował się smokami, jednymi z najgroźniejszych bestii, a mimo to jakoś czuł, że rozmowa z tą dziewczyną będzie należeć do takich, których nigdy nie chciał przeprowadzać. Ani nawet przy nich stać.
Ani o nich myśleć.
Niech to się już skończy. Pomyślał tylko, zanim energicznie zapukał do drzwi domku, który wymieniła w wysłanym do niego liście.