• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[21/06/1972] urodziny Norki

[21/06/1972] urodziny Norki
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
20.11.2023, 21:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.10.2024, 13:13 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Pomimo tego, że nastroje nie do końca były odpowiednie nie zamierzała rezygnować z chociaż drobnej celebracji kolejnego przeżytego przez siebie roku życia. Nie miała w planach wielkiej fety, a jedynie niewielką posiadówkę dla swoich najbliższych. Tych, których najbardziej ceniła w swoim życiu. Była im wdzięczna, że trwali przy niej od lat. W końcu gdyby nie oni, ich pomoc, dobre słowo to zapewne nic by nie osiągnęła. Spotkanie miało się odbyć wieczorem, gdy wszyscy już zakończą swoje codzienne obowiązki, będą po pracy, znajdą chwilę, aby spędzić z nią czas.

Starała się pozbyć klientów, jak najszybciej. Mimo, że zazwyczaj tego nie robiła, dzisiaj nadszedł ten wyjątkowy moment. Chciała zamknąć kawiarnię szybciej, aby móc przygotować się odpowiednio do nadejścia gości. Jakimś cudem jej się udało, chociaż przez moment myślała, że nie da rady pozbyć się Georga Fletchera, który miał swój sklep tuż obok, tak bardzo wymyślał przy zakupie słodkości, że miała ochotę mu powiedzieć, że nic już nie zostało i nie ma szans, aby dostał cokolwiek. Na całe szczęście udało jej się go spławić pudełkiem pączków z dżemem z marakui.

Dzień nie był dla niej wcale taki łatwy. Czuła, że dzieje się coś złego. Miała wrażenie, że Erik był w niebezpieczeństwie, nie przywykła jeszcze do tej więzi, dosłownie chodziła po ścianach i zamartwiała się o przyjaciela. Wszystko wypadało jej z rąk i miała problem z przygotowaniem najmniej skomplikowanych słodkości. Próbowała zająć się czymkolwiek po tym, jak wróciła z jarmarku, jednak jej myśli ciągle zmierzały ku Longbottomowi. Na szczęście zostawiła Mabel u dziadków, nie musiała oglądać jej w takim stanie.

Próbowała się przygotować na wizytę gości, nie byłaby sobą, gdyby nie wybrała na tę okazję różowej sukienki, w kolorze lukru, który zdobił jej pączki. Makijaż miała nieco rozmazany, bo uroniła kilka łez myśląc o tym, czy Erik jest bezpieczny, jednak musiała działać. Niech no tylko się tutaj pojawi, to nie omieszkać z nim porozmawiać. Tyle, że ostatnio właściwie przeżyli bardzo podobną decyzję, najwyraźniej nie pomogło to w niczym, nadal pakował się w kłopoty, taką już miał pracę.

Kiedy ostatni klient wyszedł z cukierni zmieniła nieco wystrój jej wnętrza. Stoły uformowała w jeden wielki stół, który znajdował się na środku cukierni, tak, aby wszyscy mogli ze sobą rozmawiać, kiedy już przy nim zasiądą. Wyczarowała kilka balonów, które wisiały przy oknach. W końcu był to urodziny, mimo wszystko też Litha, więc pokusiła się na motyw kwiatów paproci, w każdym kącie tego pomieszczenia. Zresztą tort przygotowała bardzo podobny. Był zielony, a na jego czubku znajdował się fioletowy, mistyczny kwiat, którego szukały młode pary podczas wędrówki po lesie.

Nie byłaby sobą, gdyby stół nie uginał się od słodkości. Był pełen najróżniejszych ciastek, babeczek, cukierków. Wszystko to, co potrafiła stworzyć najlepiej. Nieco zdenerwowana czekała, aż pojawią się pierwsi goście.


wiadomość pozafabularna
Z racji na to, że jest to sesja grupowa czas na odpis, to jest max 4 dni, czyli proszę o posty do 24.11 do końca dnia maksymalnie
Dobry Wuja
brak cytatu bo Otto nie potrafi pisać
Okrągłą twarz okalają krótko ścięta, lekko kręcona, brązowo-rudawa czupryna, która jest pogrążona w nieładzie. Nie zwraca na nią jakiejś szczególnej uwagi, czego nie może powiedzieć o swoim sarmackim wąsie - ten nosi z największą dumą. Oczy ma takim samym kolorze jak jeden z trunków, które przyrządza - piwnym. Mierzy około metra siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, co nie czyni go najwyższym mężczyzną ale rekompensuje to sobie nie najgorszą budową ciała, zaprawioną pracą w ciężkich warunkach. Najczęściej przywdziewa szeroko pojęte koszule czy kożuchy, które wręcz uwielbia. Pachnie owocami, a czasem alkoholem, który nie zawsze oznacza, że coś wypił ale bardzo często tak właśnie jest.

Otto Abbott
#2
20.11.2023, 22:54  ✶  

Otto wraz ze swoją wspaniałą małżonką nie byliby sobą gdyby z samego rana nie posłali sowy z prezentem oraz życzeniami dla ich ukochanej Nory. Problem był jednak taki, że Bimberek postanowił sobie trochę skrócić drogę o czym nie bardzo wiedzieli. Mały cwaniak oczywiście wrócił do Doliny i nie omieszkał wspomnieć ani słowa o swojej pomyłce. Cóż, pozostało wierzyć, że kuzynki się ze sobą jakoś dogadają w kwestii przekazania prezentu.

Wszystko niby było załatwione... No właśnie, czy aby na pewno wszystko? Pani Abbott coś od rana miała zbyt dobry humor, zupełnie jakby coś kręciła albo miała jakiś niecny plan. Nic złego nie było w dobrym humorze, wręcz przeciwnie ale stawało to się podejrzane kiedy nie chciała napomknąć ani słowem odnośnie tego co ją tak bawiło.

Plan, tudzież wizja Józi została mu przekazana na obiedzie. Była krótka i zwięzła - Pojedziesz do Nory do Londynu. Otto nie miał z tym najmniejszego problemu bo z jednej strony święto... ale tak bez niej? Bez swojej życiowej przewodniczki? A co jeżeli ktoś go o coś zapyta, na przykład o drogę? Albo każe mu coś przeczytać? Albo on sam się tam zgubi? Żaden z argumentów nie przeszedł i został tym samym postawiony przed faktem dokonanym. Józia wspomniała coś o tym, że jest już dorosłym facetem i na pewno ktoś mu pomoże w tym Londynie jak się zgubi.

Galowo ubrany, wypucowany jak jakiś niemowlak, wyruszył w drogę i koniec końców dotarł pod wskazany adres, pytając uprzednio kilku przechodniów o ten przepiękny przybytek. Kulturalnie zapukał jakby przyszedł właśnie do sąsiada i po chwili otworzył drzwi. Na tej wsi to jednak żyło się trochę inaczej, niż w mieście - Córuchna! Niech no ja Cię uściskam! - rozłożył ręce na widok ich małej-dużej Nory - Ależ się wystroiłaś! No ale pięknej kobiecie to we wszystkim ładnie - skomplementował, podchodząc i pozwalając sobie skraść wujkowego całusa w polik - Wszystkiego najlepszego ode mnie i mojej najdroższej małżonki, cioci Twojej, Józefiny. Niestety nie mogła przybyć sama jeno zajmuje się gospodarstwem i mnie tu wysłała... Ale ściska i całuje również. Zdrowia i szczęścia Przepióreczko nasza! - dodał, wręczając Norze jeszcze jedną butelkę wina z kokardką.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
21.11.2023, 14:33  ✶  

Gdyby miał wybrać najpiękniejszy bukiet tego świata, który byłby oblany promieniami słońca i jaśniał blaskiem anielskich skrzydeł to byłby to bukiet godny Nory Figg. Miał tylko jeden problem - nie było takich kwiatów, które mógłby zebrać, żeby oddać blask i ciepło tej kobiety, jej kreatywność i dobre serce, które gotowa była wyciągać na dłoniach do ludzi wokół. Albo prezentować w łakociach, które pięknem dorównywały rzeźbom Michała Anioła. Inny problem stanowił fakt, że ten piękny dzień, który miał trwać najdłużej ze wszystkich, w którym dzień i noc zlewały się w jedno na brzegach morza, wcale nie był taki barwy w swoich podstawach. I nie do końca był czas, żeby złożył ten prezent dokładnie tak, jak sobie to wymarzył i jak planował. Część z niego została przygotowana już wczorajszego dnia. Błędem było wleczenie się za muzyką morza, kiedy wieczór miał składać się na muzykę urodzin tego landrynkowego, złotowłosego anioła z malutką Mabelle przy boku. Nie zdecydował się na klasyczne róże. Zamiast tego wziął swoje ulubione słoneczniki i otoczył go zastępem białych tulipanów, a niżej - blado-różowych hiacyntów. Ten najbardziej niezręczny moment, kiedy się zastanawiasz, czy ktoś ma na to uczulenie, dzisiaj zupełnie go nie obowiązywał. Ledwo pamiętał nawet moment samego składania tych kwiatów, po drodze zasnął na stole i przebudził się z kocem na ramionach, kiedy przyszedł już medyk, żeby go opatrzeć.


Przybrał się w ciemniejsze kolory - białą koszulę z satynową, butelkowozieloną kamizelką z czarnymi zdobieniami i odwrotnie - czarne spodnie z butelkowozielonym szyciem do kompletu. Do tego, rzecz jasna, krawat, by prezentować się w pełni elegancko. Choć i tak modlił się, żeby nie ubrał czegoś na lewą stronę, kiedy pięćdziesiąt razy sprawdzał się w lustrze. Z zaczesanymi włosami, bukietem w dłoniach i kopertą z prezentem schowaną w kieszeni wkroczył do królestwa Nory, które było cudownym wytchnieniem dla wszystkiego, co na co dzień go otaczało. Sądził, że się spóźni - i to bardzo. Ale chyba nie. Najwyraźniej był jednym z pierwszych gości.

- Dobry wieczór. - Odezwał się cicho nawet jak na siebie. Ukrył swoje zmęczenie pod zaklęciem, żeby nie straszyć wszem i wobec i starając się nie kuśtykać na jedną nogę skierował do Nory, przy której znajdował się już Otto, żeby ją przytulić na powitanie. - Spełnienia marzeń, Noro. - Wszystkiego najlepszego. - Oby wszystkie z gwiazd były nadal zazdrosne o twoje piękno i dobroć serca, a zdrowie sprzyjało ci wraz ze szczęściem. - Uśmiechnął się ciepło do kobiety, wysuwając bukiet w jej kierunku. Chciał powiedzieć, że ma nadzieję, że znajdzie miłość, która będzie tylko jej warta, ale tego nie powiedział. To było życzenie, które płynęło z jego serca, a która niekoniecznie musiała być wypowiadana. Jak ten najgłębszy sekret, o którym szepta się tylko od ucha do ucha. - Ale patrząc na ciebie widzę, że zawstydzania gwiazd nawet nie muszę ci życzyć. - Odsunął się od niej, żeby zrobić miejsce dla innych gości, których na pewno zjawi się tutaj co najmniej kilku znając Norę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#4
21.11.2023, 15:54  ✶  

Avelina była wykończona, czuła jak jej mięśnie drgają od stresu i nadmiernego wysiłku. Nie stoczyła zbyt wielu walk, ale mimo wszystko wydarzenia, które zadziały się na statku odcisnęły na niej piętno, a zwłaszcza na jej umyśle. Nie zdążyła pożegnać się z Augustusem, jedynie udało jej się rzucić mu ostatnie spojrzenie, ale będzie musiała z nim porozmawiać, zakończyć tę relacje. Nie była dla niej zdrowa, a ostatnie dni pokazały, że nie była w stanie ukrywać tego przed przyjaciółmi. Gdy wszyscy wylądowali zdrowi na lądzie zdała się na Brenne. Razem wrócili do Londynu – oni poszli do Ministerstwa, a Avelina do swojego domu, gdzie na szybko się umyła, przebrała w prostą, beżową sukienkę, wygodne pantofle, włosy zostawiła w nieładzie, bo nie miała czasu na ich ogarnianie, więc okalały jej twarz w swoim niesfornym stylu. Usta przemalowała standardowo czerwoną szminką i wyszła z domu, gdzie spotkała się z Longbottomami. Miała dwa prezenty, jeden był od wujka Otto, bo sowa zawędrowała do niej, a nie do Nory, a drugi był od niej samej. Dla samej Nory miała po prostu pozytywkę, którą wysłali jej rodzice – grała ulubioną melodię w zależności od potrzeby posiadacza. Bardzo przyjemna i uspokajająca rzecz, a nie od dziś wiadomo, że muzyka miała wielką moc.

Była na siebie wściekła, że poszła na ten statek, ale jednocześnie nie zniosłaby myśli, że jej przyjaciele tak bardzo narażali życie. Chyba brak świadomości o tym, co się im przydarzyło byłby jeszcze większy. Była nadal milcząca, nie było to jednak jakoś szczególnie podejrzane, zawsze mało mówił. Zastanawiała się, co to była za perła i czemu tak uparcie się jej trzymała. Nie chciała mieć żadnych pamiątek po tym, co działo się na statku, ale nie mogła się pozbyć tej perły. Utkwiła przy niej jak pryszcz przed pierwszą randką z chłopakiem – no nie pozbędziesz się tego za żadne skarby. Weszła do środka i namierzyła wzrokiem Norę, uśmiechnęła się do niej. Avelina była zmęczona, senna, ale próbowała ten fakt zignorować. Podeszła do swojej kuzynki, która wyglądała jak radosna landrynka, co nawet spowodowało, że poczuła się lepiej.

– Wszystkiego najlepszego kochanie – uściskała ją mocno. – Życzę ci samych sukcesów, aby twoje ukochane miejsce rozkwitało i przede wszystkim zero zmartwień – chciałaby, aby Nora się nie martwiła. – Proszę. Sowa wujka Otto przyleciała do mnie zamiast do ciebie, a tu ode mnie – wręczyła jej dwa pakunki i list zaadresowany do Nory. Ucałowała jej policzek, a potem podeszła do wujka, aby i jego uściskać zostawiając miejsce dla Erika i Brenny. Sama Avelina była zmęczona i głodna. Zaczęła się rozglądać po miejsce patrząc na cały wystrój, który mogła określić jako ten magiczny i przyjemny. Nora naprawdę się postarała, cieszyła się, więc, że udało jej się dotrzeć i jej nie wystawiać w tym dniu.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
21.11.2023, 16:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.11.2023, 14:01 przez Brenna Longbottom.)  
Jak zapewne wszyscy, który tego ranka skończyli na Perle Morza - Brenna była zmęczona. Tym paskudnym zmęczeniem, które dotyczyło nie tylko ciała, ale też serca i umysłu. Myśl o Maddie i Southerlandzie tkwiła w jej głowie niby cierń, wspomnienia z wizji raz za razem przesuwały się przed oczyma, natrętne i niemożliwe do odgonienia, a na fizyczne wyczerpanie tym razem nie pomogła wypita pośpiesznie kawa.
Chciałaby zniknąć we własnej sypialni i najlepiej przespać parę tygodni. Nie tylko po to, by odpocząć, ale także, a może przede wszystkim, by uciec przed całym światem. Ale za żadne skarby nie chciała zawieść przyjaciółki.
Po zdaniu raportów w Ministerstwie, upewnieniu się, że mugole trafią w ręce amnestozjatorów i uzdrowicieli, doprowadziła się do porządku. Zdołała pozbyć się woni dymu (choć momentami miała wrażenie, że ta znów uderza w jej nozdrza), magiczny puder zakrył oznaki zmęczenia, sukienka - szara i mało ozdobna, bo wypadało się dobrze ubrać, ale już nie przyćmić solenizantkę - zastąpiła zniszczone ubranie.
W głowie porządku zrobić już nie mogła, ale nie musiała tego całego chaosu prezentować innym.
Gdy z Erikiem i Aveliną znalazła się pod Norą Nory tuż po zmierzchu, uśmiechała się jak zwykle, a w ramionach trzymała opakowany w kolorowy papier prezent.
- Wszystko dobrze, kotku? - spytała jeszcze Aveliny, zanim weszli do środka, obrzucając ją uważnym spojrzeniem. Jeśli pobyt na statku nie był łatwy dla niej, gdy przywykła do paskudnych rzeczy, to jak wpłynęło to na Paxton? - Gdybyś chciała potem pogadać, jestem do dyspozycji - zapewniła, nim wpadła do środka.
- Cześć, Norka, skarbie! - zawołała od progu, ruszając ku solenizantce równie energicznie jak zawsze. Uśmiechnęła się po drodze do Otta, i rzuciła hej do Laurenta - nie spodziewała się, że ten się tutaj znajdzie. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Oby ten rok był dla ciebie dużo lepszy niż poprzedni i przyniósł ci całą masę przyjemnych chwil. A to prezent.
Myślała wprawdzie początkowo o kupnie jakichś gadżetów do kuchni, ale ostatecznie po wahaniu uznała, że da Norze rzeczy absolutnie bezużyteczne, ale mogące sprawić radość. Jednocześnie, chociaż kusiło ją, by wydać pieniądze na coś bardzo drogiego, to miała jednak wrażenie, że złota kolia z brylantami raczej wprawiłaby Norę w zakłopotanie niż ucieszyła. We wnętrzu opakowanego w barwne papierki pudła krył się zestaw kilku różności: srebrna zawieszka w kształcie norweskiego kota leśnego, gorzka czekolada z Miodowego Królestwa i damski, jedwabny szal, mieniący się różnymi barwami. Miała zresztą ze sobą jeszcze jedno pudełko, którego nie wręczyła Norze.
- I nie bądź zła na Erika, pomógł dziś uratować kilka osób - mruknęła jeszcze jej do ucha, gdy pochyliła się, by ucałować policzek Nory. Jakby nie było, nie kłamała: w końcu paru mugoli ściągnęli z tego statku żywymi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Lady II
#6
21.11.2023, 18:42  ✶  
Ten dzień był... dziwny, delikatnie mówiąc. Pomijając, że już sam koncept urodzin wprowadził wiele zamieszania do codziennej rutyny, jaką już - mniej więcej - udało się wypracować przez miniony miesiąc, to jeszcze Nora jakaś taka... Co bynajmniej Lady nie przeszkadzało w przemykaniu pomiędzy miskami i zostawianiu ostatecznego znaku jakości na cieście. No i tak jakby - bez kociwłosa mikstura zdecydowanie nieważna, więc trzymała się tej zasady, mniej lub bardziej świadomie. Halo, że coś nie pasuje? Nie ma takiej opcji, zdecydowanie nie. Bo jak to tak, przecież dzielnie pomagała w przygotowywaniu tych wszystkich łakoci!
  I aż się w pewnym momencie całym tym pomaganiem bardzo, bardzo zmęczyła, przez co znalazła sobie kącik, w którym się zdrzemnęła. I miała przewspaniałe sny, o miseczkach pełnych najprzedniejszej śmietanki, o ściganiu rąbka sukienki, o polowaniu na natrętną muchę...
  W końcu jednak te wszystkie sny się skończyły, sen odszedł, puchata kulka wytoczyła się ze swej kryjówki i zatrzymała się na chwilę, próbując zrozumieć, co się tu właściwie stało. I jeszcze... jeszcze jeden detal wpadł jej w oko, gdy się leniwie przeeeeciągnęęęęła, rozprostowując kości.
  - Noooora, a patrzyłaś ty w lusterko? - zamiauczała, siadając na podłodze przed oknem; wzrok miała utkwiony w balonach, które przykuły jej uwagę. Co to takiego? Takie duże, wyglądało na lekkie, nic, tylko trącić łapką... obróciła główkę, taktycznie obserwując, na ile Figg kontroluje jej poczynania, bo tak jakby...
  ... tak, za tymi niewinnymi, błękitnymi oczkami formował się Plan. Przez bardzo duże "P". Zdecydowanie zapragnęła dostać się do tychże balonów i własnołapnie się przekonać, czym one są...
  ... co powinno było ułatwić pojawienie się pierwszego gościa (teraz to na pewno na mnie nie patrzy!) i następnych, stąd też niewiele myśląc, po prostu skoczyła na firankę, żeby rozpocząć wspinaczkę...
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
22.11.2023, 00:01  ✶  
Bukiet różowych peoni ciążył Patrickowi w ręku bardziej niż duża czekolada z Miodowego Królestwa. W chwili, w której go kupował – wydawał się całkiem naturalnym wyborem, w końcu Klubokawiarnia Nory była różowa, więc z pewnością lubiła ten kolor a peonie miały przyjemny zapach. Tylko, że zbliżając się do lokalu, zaczął się zastanawiać, czy nie nazbyt pochopnie postanowił tu przyjść. Może lepiej byłoby po prostu przesłać sowę z prezentem? Wymówić się pracą? Poświęcić jeszcze jeden dzień na myślenie? Może byłoby lepiej…
Wbrew ponurym myślom nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Mimo początku lata Steward miał na sobie ciemny sweter, spod którego wystawały mankiety i kołnierzyk niebieskiej koszuli. Rozejrzał się po przystrojonym wnętrzu, uniósł rękę by machnąć nią w powitaniu Brennie i Erikowi, kiwnął głową Laurentowi a potem popatrzył na solenizantkę i zbierających się wokół niej ludzi.
Ciągle był Zimny. I ciągle miał opory przed przypadkowym stykaniem się z innymi ludźmi. Niby zdawał sobie sprawę, że spora część już wiedziała o jego stanie (dużo większa niż by wolał), ale nadal czuł się z własną odmiennością nieszczególnie komfortowo. Czekając aż obok Nory zrobi się trochę luźniej, spojrzał w stronę wspinającego się po firance kota.
- To nie za dobry pomysł, Biała Księżniczko – rzucił w jego stronę. Nie miał zielonego pojęcia, jak zwierzę miało na imię, ale – może trochę na wyrost - założył, że skoro było tutaj to należało do panny Figg, a skoro należało do panny Figg to z pewnością było jednym z tych niezwykłych kotów Figgów. – Jak już uporasz się ze wspinaczką, mam dla ciebie bukiecik kocimiętki.
Posłał Lady przyjazne spojrzenie, a potem ruszył wreszcie w stronę Nory.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedział, podchodząc do niej. Nie rzucał się do całowania jej w policzki – był w końcu zimny, to nic przyjemnego całować kogoś, dotyk skóry kogo przypomina trupa. – Proszę – wyciągnął w jej stronę bukiet peonii. A potem sięgnął do kieszeni i wyciągnął białą kopertę i ją też wręczył Norze. – W środku są dwa bilety do Gabinetu Luster. Ważne do końca roku. Pomyślałem, że może będziesz chciała się tam wybrać – Mało kreatywne, biorąc pod uwagę z jakiej rodziny pochodził. – Mam jeszcze czekoladę dla Mabel. I bukiecik kocimiętki dla twojego kota.
Patrick pozostawał błogo nieświadomy dramaturgii wydarzeń, które rozegrały się na Perle Morza. Na widok śladów po łzach na twarzy Nory, zmarszczył brwi, nie do końca przekonany czy to była kwestia wzruszenia otrzymywanymi życzeniami, czy też stało się coś niedobrego. A potem jego wzrok jeszcze raz padł na Brennę i Erika. Westchnął.
Byli tutaj. Stali. Przyszli na urodziny.
- Ciężko było. – niby stwierdził, ale może przez spojrzenie, zabrzmiało to jak pytanie.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
22.11.2023, 22:10  ✶  

Niektórzy ludzie byli bardziej wytrzymali psychicznie od innych. Dlatego dużo lepiej znosili przedziwne zdarzenia, które potrafiły zwalić się człowiekowi na głowę w najmniej spodziewanym momencie. Być może z tego powodu, w przeciwieństwie do całej reszty śmiałków, którzy jeszcze niedawno przemierzali nawiedzone trzewia statku widmo, Erik czuł się wypoczęty i uśmiechał się od ucha do ucha, jakby dopiero co wrócił z egzotycznych wakacji. Wyglądał jakby był gotów w każdej chwili pochwalić się całą walizką pamiątek, opalenizną i niezapomnianymi wspomnieniami, które...

Nie no, szanujmy się. To był jeden z najgorszych wieczorów w życiu Erika. Nawet porównując dzisiejsze zdarzenia do walk z zastępami Śmierciożerców na Beltane. Tam przynajmniej jako tako wiedział, jakiego niebezpieczeństwa się spodziewać, ale na Perle Morze? Każdy krok zdawał się zaskakiwać i to nie w ten pozytywny sposób. Gdy dotarli do Ministerstwa Magii, priorytetem Longbottoma stało się doprowadzenie się do porządku. Czy mu się to udało? Cóż, pomniejsze skaleczenia udało się zaleczyć (przynajmniej tymczasowo), a po dwóch szybkich prysznicach w szatni Brygady zdołał zmyć z siebie brud i smród dymu. Nie pomogło to jednak na zmęczenie i złamaną rękę.

Dzięki drobnej pomocy ze strony młodszej siostry, twarz Erika nie wyglądała jakby zamiast na przyjęciu urodzinowym, powinien być w czarodziejskiej klinice, jednak rękę w temblaku było ciężko ukryć. Koniec końców Longbottom przywdział po prostu długą granatową marynarkę, licząc, że w ten sposób, chociaż na trochę ukryje swoje obrażenia przed okiem Nory. Obawiał się tego spotkania, zwłaszcza po tym, jak ostatnio wdali się w kłótnie dotyczące tego, że właśnie nie powinien pchać się w niebezpieczne sytuacje. Cóż... Nie wyszło?

— Żenujący pokaz umiejętności w moim wykonaniu — odparł w stronę Patricka, wykrzywiając usta w grymasie. — Aczkolwiek mogło być gorzej. Zawsze mogliśmy wysadzić się przez przypadek w powietrze....

Nie zdołał dodać o wiele więcej, bo wtedy spośród gości wyłoniła się panna Figg. Erik przełknął głośno ślinę.

— Cześć, Norciu — rzucił słabym głosem, gdy dotarli w końcu do klubokawiarni. Jak zdążył się zorientować, do lokalu zdążyło już trafić kilku innych gości. Uśmiechnął się do przyjaciółki, ściskając w zdrowej ręce wielki bukiet żółtych róż nakrapianych czerwonymi plamkami i dwa mniejsze pakunki. — Zanim cokolwiek zrobisz... Przynoszę dary!

Wyciągnął przed siebie bukiet, co by zapewnić sobie bezpieczną odległość od blondynki. Nie chciało mu się wierzyć, że faktycznie może go w złości zaatakować, jednak nie do końca wiedział czego się spodziewać po ich ostatniej sprzeczce. W dwóch mniejszych torebkach był pluszak w kształcie psidwaka dla Mabel oraz zaklęty kłębek wełny dla Lady, który miał samoczynnie toczyć się po podłodze, odskakiwać i „przyklejać się do ścian”. Atrakcyjna zabawka, jak dla kota, prawda?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#9
24.11.2023, 23:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.10.2024, 00:59 przez Thomas Figg.)  
Punktualność nie była jego mocną stroną. No cóż, ale żeby zdobyć naprawdę dobry prezent, który będzie się sprawdzał Norze to musiał się trochę natrudzić - ale warto było, wiedział o tym. Odetchnął, głośno - nie zdziwiłby się, gdyby okazał się, że zjawił się ostatni, ale tyle razy się dzisiaj już teleportował, że chciał choć krótki kawałek przejść o własnych nogach.
Okoliczności nie były sprzyjające hucznym świętą, ale z drugiej strony, gdyby całkowicie poddali się strachowi, to czy nie oznaczało że przegrali? Otrzepał jeszcze nogawki z kurzu i poprawił chwyt na pakunku, który trzymał w lewej dłoni. Doprawdy mógłby w końcu nauczyć się tych zaklęć odświeżających ubranie, ale zawsze był coś ważniejszego. Dobrze, że spodnie nominalnie były brązowe, także nie widać na nich było pyłu, ale niebieska koszula w kratę zdradzała, ze włóczył się tu i ówdzie.
Wchodząc starał się zwracać na siebie jak najmniej uwagi, chociaż i tak pewnie wszyscy zajęci będą solenizantką, a nie czatowaniem przy drzwiach i patrzeniem kto to przyszedł właśnie. Przywitał się z każdym kto po drodze do swojej siostry.
-Nora! - przywitał się z nią kiedy wreszcie miała trochę oddechu od gości i znalazł się na tyle blisko, aby nie krzyczeć przez całe pomieszczenie. - Taki mały upominek ode mnie - dodał wręczając jej misternie zapakowany prezent. Papier był różowy i ganiały się po nim białe koty, wszystko przewiązane białą wstążką. Ot prosty prezent, trochę słodyczy magicznych jak i mugolskich z całych Wysp i skryte na samym dnie małe lusterko - będzie jej musiał potem wytłumaczyć o co z nim chodzi.
Westchnął czując się nie pewnie, od powrotu raczej unikał dużych spędów, czy to wśród rodziny czy znajomych, nie czuł się z tym dobrze, dlatego też do Anglii na dobre wrócił specjalnie kilka dni po swoich urodzinach, aby uniknąć wyprawiania przyjęcia. Lubił utrzymywać swój wąski krąg znajomych, ten najbliższych z którymi miał częsty kontakt i powoli wracać do magicznego świata w Anglii, ale zdecydowanie nie przebojem. Dobrym pomysłem było też wyprawienie Kapitana Pazura do kociego sanktuarium. Nie wyobrażał sobie co by się działo, gdyby ten śmieszek postanowił zawitać tutaj i sypać żartami, na pewno by go w to wciągał, jak zawsze zresztą. Nerwowo potarł przedramię lewej ręki i rozglądał się za znajomymi twarzami.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
27.11.2023, 07:56  ✶  

Poprawiała ostatnie detale, kiedy zauważyła tą małą, przesłodką białką kulkę, która stała się jej nową towarzyszką na całe życie. Zastąpiła Salema, który był jej dobrym przyjacielem, ogromnie jej pomagał, bo spędził z nią bardzo dużą część życia. Lady póki co, nie do końca interesowała się pomaganiem jej w pracy. Figg nie miała jednak wielkich oczekiwań, była przecież małą kotką, która musiała się wyszaleć i dorosnąć. Powinna trochę bardziej zaangażować się w jej wychowanie, ale nie do końca miała czas, aby skupić się na tym w pełni. - Nie patrzyłam, powinnam? - Nim zdążyła jednak to zrobić to dzwonek, który wisiał u drzwi się poruszył, zwiastował przybycie pierwszego z gości. Potarła się jednak pod okiem palcem wskazującym, jakby miało to w czymś pomóc, nie miała pojęcia o co konkretnie chodziło Lady. Będzie musiała szybko zniknąć, chociaż na moment, aby obejrzeć swe lico.

Jako pierwszy pojawił się wujek Otto. Pewnie cioteczka wysłała go wcześniej, żeby dotarł na czas. Wiedziała, że nie do końca przepada za Londynem, że lepiej czuje się w Dolinie, dlatego też zrobiło jej się naprawdę ciepło na serduszku, że postanowił ją tutaj odwiedzić w jej urodziny. Przywitała się z nim serdecznie, pozwoliła się ucałować, bo czemu by nie. - Cieszę się, że cię widzę wujku, wiem jak bardzo nie lubisz Londynu, to ogromne poświęcenie, że się tutaj pojawiłeś. - Przejęła butelkę, bardzo ostrożnie, bo nie chciała jej rozbić przypadkiem, szkoda by było tego pysznego runku. Odstawiła ją na stół. - Usiądź sobie wujku, częstuj się czym chcesz, zaraz nalejemy trunków. - Nie wypadało, żeby goście siedzieli o suchym pysku przecież. Póki co jednak, musiała się skupić na tym, aby przywitać się z każdym z osobna, bo dzwonek zwiastował przybycie kolejnych gości.

- Witaj Laurent. - Bo to Prewetta dostrzegła, jako następnego. Tak zaaferowana była jednak witaniem wuja, że póki co, nie zauważyła, że kuśtyka na jedną nogę, gdyby tak było, to pewnie by się tym dosyć mocno przejęła. Laurent wyglądał elegancko, jak zawsze zresztą. Nie miała pojęcia, dlaczego chce poświęcać swój czas na tą skromną posiadówkę, myślała, że raczej zignoruje zaproszenie, w końcu miał rezerwat i inne rzeczy na głowie, a i tak się tutaj pojawił. To całkiem miłe zważając na to, że ich drogi rozeszły się na trochę i dopiero wrócili do odświeżenia tej znajomości. Bukiet kwiatów, który trzymał w dłoni był zupełnie nietypowy, piękny, nigdy nie widziała jeszcze takiego połączenia. - Dziękuję ci bardzo za te życzenia, jak zawsze potrafisz mnie zawstydzić. - Nie mogło być inaczej, jej twarz oblała się różowym rumieńcem. Zachęciła go do zajęcia miejsca i częstowania się jedzeniem, po czym przeszła do kolejnej osoby.

Jako kolejną zauważyła Avelinę, która wyglądała, jak zawsze przepięknie, tyle, że Figg miała wrażenie, że jest nieco zmęczona. Czyżby znowu siedziała po nocach przygotowując kolejne eliksiry? Powinna odpocząć, nie mogła się przemęczać. Kto inny o nią zadba, jak nie Norka. Na pewno później o tym wspomni, bo nie zamierzała ignorować tego, że to zauważyła. - Dziękuję słońce, siadaj i jedz, wyglądasz jakbyś potrzebowała trochę słodkości. - One rozumiały, nie pytały, wybaczały wszystko. Postawiła za sobą na blacie kolejne pakunki, powoli zaczynało się tego robić wiele.

Uśmiechnęła się do Brenny. Ucieszyła się, że ją widzi. Na pewno byłoby jej przykro, gdyby jej tutaj zabrakło. Wiedziała jednak, że tak, jak zawsze ułoży swój plan tak, żeby się tutaj zjawić. Nie miała pojęcia, jak ona to robiła, że potrafiła tak czarować czas. Miała wrażenie, że jest wszędzie, taka była zabiegana. Norka miała wrażenie, że widzi na twarzy Longbottom puder, wydawało jej się, że ta się nie maluje, nie wiedzieć, czemu dzisiaj postanowiła to zrobić. Dziwna sprawa, ale nie skomentowała tego, nie wypadało. - Dziękuję Brenn, tam są twoje ulubione pączki. - Pokazała jeszcze łokciem przyjaciółce, o którym miejscu mówi w momencie, w którym przejmowała od niej prezent. Wiedziała, że Brenna za nimi przepadała. Przypomniała sobie o tym wszystkim, co przeżywała jeszcze chwilę wcześniej dopiero, jak przyjaciółka wspomniała o tym, że ma nie zabić jej brata. Czyli zamierzał się tutaj pojawić, bardzo dobrze, powinni chyba znowu porozmawiać.

Kolejną osobą, którą zauważyła był Patrick. Uśmiechnęła się do niego ciepło, naprawdę cieszyła się, że znalazł chwilę, aby się tutaj pojawić. W końcu i jemu należała się chwila wytchnienia. Wiedziała, że ma sporo na głowie i w ministerstwie i w czasie wolnym. Słyszała o tym, że coś im się przydarzyło w Beltane, nie miała jednak pojęcia co dokładnie, nie wypytywała, nie węszyła, nie było to do końca w jej stylu. Wierzyła, że jeśli ktoś chciałby się z nią tym podzielić, to by to zrobił. Zresztą nie łączyła ich tak zażyła relacja. Przyjęła więc kwiaty, zresztą śliczne, o odpowiednim kolorze, które pasowały zarówno i do niej i do cukierni. - Dziękuję, nie byłam nigdy w Gabinecie Luster. - Odpowiedziała jeszcze, nieco ją to zaintrygowało. Będzie musiała znaleźć odpowiednie towarzystwo i się tam wybrać. - Jak zawsze,  pomyślałeś o wszystkich. - Dodała jeszcze, gdy wspomniał o drobiazgach dla Mabel i Lady.

Teraz pojawił się przed nią Erik. Dostrzegła temblak, była to pierwsza rzecz, którą zauważyła. Westchnęła ciężko, nie dało się nie zauważyć jej dezaprobaty. Miała świadomość, że był w pracy, Brenna mówiła, że kogoś uratował, czemu jednak do jasnej cholery, zawsze musiała dziać się mu krzywda? Przeżyli już tę rozmowę, wolała do niej nie wracać, bo wspomnienia z nią związane nie były szczególnie kolorowe. - Eriś, cieszę się, że żyjesz, chociaż mam ochotę cię rozszarpać. - Wysyczała cicho przez zęby, miał jednak szczęście, że wokół było tyle osób, był tutaj bezpieczny, przynajmniej jak na razie. Przejęła od niego dary, które przyniósł i odłożyła je za siebie.

Jako ostatni pojawił się jej brat, co było całkiem zabawne, zważając na to, że kręcił się przecież tutaj od rana. Zazwyczaj jednak bywało tak, że ci, którzy mieli najbliżej dziwnym trafem pojawiali się na miejscu na samym końcu. Wzięła do ręki prezent, który jej przyniósł i dłuższą chwilę wpatrywała się w papier, który był bardzo uroczy, nie mogła oderwać wzroku od tych kotów, które to się ganiały na białym tle. - Cieszę się, że jesteś. - Bo chyba byli już w komplecie, no poza Elliottem, którego zaprosiła tu raczej z myślą o Eriku, niż o sobie, nie dziwiło jej nawet, że się nie pojawił.

- Częstujcie się moi drodzy, czym tylko chcecie, jedzcie i pijcie, nie żałujcie sobie niczego. Zachęcam do wzięcia ciastka z wróżbą. - Pokazała tackę, która stała na brzegu stołu, wiedziała, że te ciastka zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, więc jak zawsze napiekła ich trochę.


wiadomość pozafabularna
[i]kolejna tura do 01.12.2023[/]
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (4754), Otto Abbott (1674), Laurent Prewett (3927), Avelina Paxton (2567), Brenna Longbottom (2557), Lady II (1172), Patrick Steward (3214), Erik Longbottom (4087), Thomas Figg (1499), Pan Losu (7), Elliott Malfoy (752)


Strony (8): 1 2 3 4 5 … 8 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa