• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
1972, Wiosna/Lato | Jeździec bez głowy

1972, Wiosna/Lato | Jeździec bez głowy
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#1
25.11.2023, 23:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 16:00 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III


Maj i czerwiec 1972
Rachunek sumienia - Jeździec bez głowy

( Informacje wstępne )

Beltane już minęło. Jego największe, najbardziej szkodliwe dla ludzi efekty zostały już usunięte, a Polaną Ognisk zajął się znany wam wszystkim Departament Tajemnic. Byłoby naprawdę miło, gdyby wasze biura mgły postawić tutaj kropkę, albo przynajmniej przecinek, ale maj nie był luźnym miesiącem - był miesiącem napięć i niedopowiedzeń. Nie wszyscy z was wiedzieli, co dzieje się tam na górze, ale mogliście być całkowicie pewni, że Harper Moody zrobiła coś kompletnie nieoczekiwanego, pojawiając się na sabacie. Zarówna ona jak i Bones mieli znajdować się wtedy poza jego obszarem, nadzorując wszystko z góry. Co więc skłoniło ją do zmiany planu i... Dlaczego właściwie zdawało się to być owinięte jakąś niezrozumiałą mgiełką tajemnicy?

Atmosfera w Biurze bywała różna. Pierwsze tygodnie były na pewno pełne napięć, które odczuwaliście wszyscy bez wyjątku, wasze zwykłe, rutynowe zadania, musiały dać przestrzeń Beltane - czekały was gwałtowne zmiany i chaos informacyjny. Zamiast skupiać się na codziennych raportach czy monitorowaniu standardowych zjawisk, znaleźliście się w wirze nietypowych zdarzeń i konsekwencji, które z nich płynęły - wpierw atak, później gigantyczna wichura i... i co? To usłyszą niektórzy z was i będą mogli to sobie przekazać. Niektóre rozmowy z waszymi przełożonymi mogą nieść ze sobą ukryty sens.

W miarę upływu czasu chaos informacyjny zaczął nieco opadać, ale nikt nie mógł zapomnieć o dziwnych wydarzeniach związanych z Beltane. Korytarze Biura były miejscem, gdzie plotki krążyły szybciej niż zwykle, a każdy wymiana spojrzeń w kącie pokoju wydawała się być potencjalnie znacząca. Kiedy społeczeństwo powoli się uspokajało, wśród was wciąż panowała atmosfera niepewności. Wielu z was uczestniczyło w krótkich przesłuchaniach, do których przełożeni wzywali was wyrywkowo. Nie uniknęła ich nawet leżąca w klinice uzdrowicielskiej Heather Wood, wezwana tutaj w czerwcu, niedługo po wypisie ze szpitala, chociaż Bones zebrał od niej wstępne oświadczenia już wcześniej. Wchodząc do gabinetu, nie zawsze wiedzieliście, o co dokładnie chodzi. Pytania były ogólne, odpowiedzi prowadzące do kolejnych pytań, a z każdą rozmową zagęszczało się uczucie, że istnieje coś, czego wam nie mówią. Dlaczego? Ci z was, którzy kojarzyli Harper ze spotkań Zakonu Feniksa, mogli zapytać ją o to bezpośrednio.

Czuliście stres? Na szczęście, chociaż to tylko taka zabawna informacja na sam koniec - w biurze pachniało pyszną kawą z nowego ekspresu, tyle że ten zapach mieszał się wraz z zapachem napięcia, który nadal unosił się w powietrzu.


Instrukcja pisania postów w temacie zbiorczym


[+]Aperacjum
1. Nie widząc w tym większego sensu, nie zakładam osobnych tematów na wasze przesłuchania. Po prostu napiszcie na górze swojego posta datę, podczas której się ono odbyło (raczej nie ma ona dla mnie większego znaczenia, więc dopasujcie to sobie tak, żeby pasowało wam do kalendarza i miało sens - datowanie tego na 3 maja jest na przykład ryzykowne, bo ci przełożeni mają wtedy pewnie nawał pracy, powinno mieć to więc jakiś wydźwięk w fabularnym poście jako stres lub pośpiech).

2. W przypadku osób, które rozegrały już bardzo dużo wątków - możecie w informacji pozafabularnej zawrzeć mi jakieś wskazówki odnośnie rozegranych sesji, wtedy postaram się dostosować uzyskane przez was informacje tak, żeby wam w tym nie namieszać. W związku z tym niektóre rzeczy mogą zostać przez wasze postacie zauważone np. w fabularnym lipcu lub sierpniu (możliwe, że takie „spóźnione” informacje wyślę wam już bezpośrednio na pocztę jako zadania, natomiast informacje związane z tym rachunkiem wyślę wam drogą prywatnej wiadomości, czyli dokładnie tak, jak jest to zawarte w opisie Rachunku).

3. Przypominam, że kością na informacje rzucać nie musicie (możecie z tego po prostu zrezygnować). Jeżeli to możliwe, to proszę postacie Zakonowe o zdecydowanie się na ten rzut, na jego podstawie napiszę wam zadania związane z postacią Harper i Jeźdźcem bez głowy.

4. Co w poście zawrzeć? Wszystko to, co chcielibyście swojemu przełożonemu przekazać. Przełożeni pytają was ogólnie o przebieg, dopytują o detale. Są zainteresowani tym czy i dlaczego weszliście do ognia. Pytają was również o Derwina Longbottoma i Heather Wood - poszukują poszlak odnośnie jego śmierci, a także chcą wiedzieć, w jaki sposób Heather znalazła się w tak złym stanie (w związku z tym, że Erik przed Beltane za nią poręczył - chciałabym żebyś szczególnie ty jakoś poruszył ten wątek w swoim poście). Jeżeli w poście zadacie przełożonym jakieś pytania (tak, możecie to zrobić), napiszcie mi o tym drogą prywatnej wiadomości, odpiszę wam na te pytania. W przypadku potrzeby dania wam tutaj jakiejś większej przestrzeni na rozmowę moja skrzynka również pozostaje otwarta. To samo w przypadku poczucia zagubienia lub braku siły pociągnięcia takiej rozmowy z przełożonym w samodzielnym poście - służę tutaj pomocą i wsparciem.

5. Wpis nie musi posiadać rozbudowanej narracji, szczególnie w kontekście opisywania działań postaci niezależnych - wystarczy sam dialog.

@Brenna Longbottom @Erik Longbottom @Heather Wood @Patrick Steward @Alastor Moody @Mavelle Bones @Victoria Lestrange @Atreus Bulstrode @Orion Bulstrode


there is mystery unfolding
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
26.11.2023, 01:07  ✶  
23 maja

Jak większość Brygadzistów i aurorów - Brenna była w maju dużo bardziej zajęta niż zwykle, bo skumulowały się efekty Beltane z tym, że prowadziła ostatnio wiele spraw niezależnych od tego, co wydarzyło się na Polanie Ognisk. A tego dnia, jedynego, gdy mogła wpaść do Bonesa i wezwano ją akurat na przesłuchanie, miała za sobą całe trzy godziny snu. Snu, podczas którego ganiała się z mordercą w koszmarach Victorii, potem biła się z cholernie dobrym w bójkach wampirem, potem była z przyjaciółką w Mungu, a wreszcie nad ranem kłóciła na trawniku z Bulstrodem i dowiedziała się, że łączy ją dziwna, magiczna więź z człowiek, który najchętniej by ją udusił i był jednym z największych kobieciarzy w Departamencie.
Nic dziwnego, że tego ranka piła kawę prosto z dzbanka, nie mając głowy do szukania kubka, a do gabinetu wtoczyła się na wpół żywa i bez tej energii, jaką zwykle prezentowała światu. Jej szare komórki nie załączyły się też na tyle, by z miejsca skojarzyła, o co chodzi: raczej zastanawiała się, czy ktoś nie wyniuchał jakichś jej na wpółlegalnych spraw i zaraz sama nie dostanie opierdolu. A o sprawie tej całej głowy nie wiedziała wiele albo nie wiedziała zupełnie niczego. Greyback biegający po Dolinie miał się jej objawić dopiero za parę dni, Dumbledore przekazać strzępy informacji za miesiąc, Patrick wysłać własną, wiele mówiącą wiadomość pod koniec czerwca, a na list z propozycją widmowidzenia nic jej nie odpowiedziano. (Chociaż spodziewała się, że podrzucający był okluementą i nic nie zobaczy, to zweryfikowanie tego już by zawężyło krąg podejrzanych, wszak wchodząc do biura się odmeldowano, a kto z obecnych był oklumentą mogli sprawdzić Bletchleyowie...) W tej chwili była więc raczej bezużyteczna w całym śledztwie.
To znaczy, gdyby dostała opis całej sytuacji i została zapytana o to wprost, mogłaby pewnie powiedzieć coś w stylu "gdybym miała kogoś podejrzewać z Biura, byłby to Stanley Borgin". Rzecz w tym, że nie wynikałoby to z żadnych faktów, a wyłącznie z uprzedzeń związanych z tym, że któryś z dwóch Borginów groził Dorze Crawley śmiercią - i obstawiała raczej Stanleya niż Anthonyego. Ale Dora oficjalnie zaginęła wiele lat temu, a nawet Brenna wiedziała, że nie może rzucać takich oskarżeń pochopnie, zaś poza własną niechęcią nie miała absolutnie żadnych przesłanek, aby podejrzewać czy Stanleya, czy kogokolwiek innego.
Skoro jednak przełożony wzywał, pracownik musiał, Brenna więc grzecznie zajęła miejsce i odpowiadała na każde zadane jej pytanie. Wyczerpująco, chociaż też – w przeciwieństwie do swojego „codziennego” sposobu wyrażania się – bardzo rzeczowo, zawierając wyłącznie absolutnie niezbędne informacje. I przynajmniej tego dnia nie zastanawiała się, o co mogło chodzić i co takiego kryło się za niektórymi spojrzeniami czy pytaniami – takie analizy miała zacząć przeprowadzać dopiero za jakiś czas.
Na pytania odnośnie Derwina Brenna odpowiadała spokojnie, pozornie przynajmniej nie okazując żadnych emocji. Zrelacjonowała przełożonym bez oporów wszystko, co zrobiła i czego się dowiedziała w tej sprawie. Od stanu ciała, znalezieniu miejsca, z którego zabrano jego ciało i prób widmowidzenia, przez rozmowy ze specjalistami na temat stanu ciała wuja aż po wszystkie swoje spotkania z widmami i wnioski odnośnie ich natury, a także hipotezy. Wspomniała o sylwetce śmierciożercy na tle płomieni, o tym, że w tej wizji wuj chwiał się już na nogach i prawdopodobnie to z jego ręki zginął. O tym, że był tam sam i jeżeli ktoś walczył wcześniej u jego boku, to Brenna w widmowidzeniu tej osoby nie zobaczyła. O istotach widocznych w pobliżu ognia, jakby ściągniętych na polanę, którym ten ogień był niestraszny. O potencjalnym podobieństwie do dementorów i o tym, że nikt – ani specjaliści od magicznych istot, ani od teorii magii, ani patolodzy, z którymi rozmawiała (chociaż podawania nazwisk w miarę możliwości unikała) – nie natknął się dotąd na nic takiego. I że nie zdołała niczego znaleźć w żadnej z książek, które przeszukała, a przejrzała ich na Horyzontalnej bardzo wiele, zgodnie z podpowiedziami od ekspertów. Że dość zgodnie powtarzano jej, że to raczej nie jest „robota” śmierciożerców, a nowych, nie sklasyfikowanych jeszcze istot. O tym, że jej zdaniem albo mogły wyjść z limbo, albo co równie prawdopodobne, w jakiś sposób energia świateł lub ognisk je przyciągnęła – bo w widmowidzeniu zdawały się nadciągać na skraj polany. Że miała problemy z zobaczeniem ich w wizjach, że rzucone appare vestigum wskazywało na to, że zostawiały różnorodne ślady, jakby niektóre z nich tę magię już w sobie miały, a inne nie. (Tu też Patrick widział różnorodne aury, ale tego konkretnego argumentu Brenna wolała nie podnosić, pozostawiając Stewardowi decyzję, co chce dokładnie powiedzieć.) Że być może rosły – lub już urosły – w siłę: co wnioskowała na podstawie po pierwsze rezultatów rzuconych zaklęć, po drugie, że wolontariusze się na nie natknęli, ale ich nie spotkali i zdołali uciec, a potem już taka Mildred czy dwójka ludzi z Doliny mieli mniej szczęścia. Że mogły żerować i na tym, co żywe, co udowodniał przypadek Mildred, i na tym, co martwe – Brenna była dość pewna, że Derwina dopadły już po śmierci, chociaż tu nie wdawała się w szczegóły, ani myśląc wspominać, że Mavelle widziała, jak zginął. A nawet na przedmiotach, jakby wykradały z nich… to, co pozwalało widmowidzom takim jak Brenna sięgać w przeszłość – echa magii? Życia? To, co odciskało swoje piętno. Opisała też, w jaki sposób czuła się w ich pobliżu: i że faktycznie uczucie to było całkiem podobne do tego, jakie człowieka nawiedzało w pobliżu dementorów. Brenna nie kryła niemal niczego (no, może poza tym, że rzucała patronusy na lewo i prawo – o takich rzeczach jednak nie mówisz szefowej Biura Aurorów i szefowi Biura Brygady Uderzeniowej). Po pierwsze, Brenna wysłała już raport na ten temat do Caspiana Bonesa, który pewnie leżał gdzieś na jego biurku pośród innych dokumentów, czekających aż Caspian znajdzie dla nich czas, po drugie, Moody była w Zakonie Feniksa. Nie było więc żadnych powodów, aby kryła przed nimi te informacje.
Sama nie weszła do ognia, ale bardzo krótko wspomniała, że widziała w nim dziwne obrazy i własne wspomnienia: i że zdawał się przynajmniej przez chwilę wzywać i wabić.
Jeżeli padłyby pytania o zebranie przed Beltane – miała zamiar odpowiedzieć uczciwie, na tyle, na ile to pamiętała, chociaż po czterech tygodniach i wydarzeniach Beltane niekoniecznie było to łatwe (co też zresztą przyznała). W pamięci Brenny utkwiło głównie, że Chester jasno dawał znać, że Thomasem pogardza i był najwyraźniej zdania, że wszyscy przyszli tam poczekać, co ustali on i ewentualnie Erik, a potem wysłuchać instrukcji, a na słowa o tym, że chyba dostali nieco inne informacje, nie reagował. Że potem go zignorowała i po prostu poszła robić swoje, kompletnie się na niego nie oglądając – też nie zamierzała kryć, jeżeli ktoś by o to dopytywał. Jeżeli jednak nikt o to zebranie nie pytał, to nie zamierzała poruszać tematu, bo po prawdzie teraz wcale nie zdawał się jej istotny po tym wszystkim, co się stało.
Jeśli szło o Heather i jej obrażenia…
– Byłam w innym miejscu i nie widziałam większości walki, jaką toczyli, ale jak sądzę, w dużej mierze do aż tak złego stanu Brygadzistki Wood przyczyniło się to, że rzuciła się pani na pomoc, kiedy Brygadzistka Moss zaczęła wzywać pomocy. Najpierw musiała przedrzeć się przez wiatr, potem rzucała zaklęcia, zresztą skutecznie pozbawiła maski jednego ze śmierciożerców. Nie byłoby źle, gdyby… natura nie oszalała. Wicher dość mocno miotnął nią o ziemię. Później ja też nie pomogłam, kiedy zabrałam ją na ręce – zrelacjonowała Brenna beznamiętnie. Gdyby od razu ostrożnie unieruchomić Wood i zabrać do medyków, pewnie szybko postawiliby ją na nogi, a postępowanie Brenny wtedy tylko mogło pogłębić urazy. Niestety, huragan nie dawał dużego pola manewru. – Tkwiłyśmy kilka godzin pod ziemią, w raczej niewygodnej pozycji, zasypywane przez ziemię. To oraz opóźnienie pomocy medycznej więc na pewno przyczyniło się do tego, że jej obrażenia były tak poważne. Ten wicher i niemożność teleportacji w dużej mierze na pewno złożyły się na to, że Brygadzistka Wood musiała spędzić w szpitalu kilka tygodni.
Nie było zadaniem Brenny ocenianie tego, kto postąpił na Polanie dobrze, a kto nie ale zdecydowanie nie obwiniała swojej partnerki za to, że coś zrobiła albo nie zrobiła. Ktoś mógłby kłócić się, że Heather nie powinna gnać na pomoc Harper – ale wtedy po pierwsze, Moody mogłaby nie żyć, po drugie, ciężko uznać za dobrego Brygadzistę takiego, który nie zareagowałaby na błagania o pomoc poparzonej i czołgającej się po ziemi koleżanki z pracy.
– Jest coś, o czym powinnam wiedzieć? Albo coś, w czym mogłabym jakoś pomóc? – spytała na zakończenie, odruchowo ściszając głos. Nie zamierzała nalegać na odpowiedzi, bo ostatecznie tutaj była tylko marną Detektyw, a Harper szefową biura: nie byli na zebraniu Zakonu Feniksa, a nawet jeżeli tak by się stało, Moody pewnie prędzej rozmawiałaby z Patrickiem, Alastorem albo Dumbledorem.
Ot po prostu musiała zapytać. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
A jeśli byłaby taka możliwość, to przy pierwszej okazji, pod nieobecność Caspiania, czy teraz czy później – bo może i był mężem jej zmarłej ciotki i ojcem ukochanej kuzynki, ale nie należał do Zakonu, nie ufała więc mu w zupełności – miała zamiar spytać też, czy udało się złamać zabezpieczenie różdżki (bo jedną z dwóch przekazała Harper), wspomnieć, że to schwytany śmierciożerca i jego brat ukradli kamienie Shafiqów, a Voldemort tenże kamień prawdopodobnie trzymał w ręku, gdy objawił się w ogniu i jeszcze raz zaoferować pomoc.
Także nieoficjalnie, niekoniecznie jako Detektyw Brygady.


wiadomość pozafabularna
Rzut 1d100 - 26

Biegający Greyback
Potem jeszcze Bren parę słów powiedział Dumbel, ale to było już w czerwcu i przesłał jej informację Patrick, w dniu przesłuchania.
Jeśli trzeba listy sesji rozegranych w sprawie Derwina i widm oraz linków do listów (w tym raportu), na podstawie których Brenna ma te wszystkie przekazane informacje, to ją dostarczę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
27.11.2023, 14:24  ✶  

Heather Wood pojawiła się w biurze BUM dopiero 01.06. Ostatni miesiąc strasznie jej się dłużył. Została położona w szpitalu, wiedziała, że słusznie, chociaż nie była specjalnie z tego powodu zadowolona. Nie umiała usiedzieć na dupie, także Mungo nie był dla niej atrakcyjnym miejscem. Szczególnie, że zdawała sobie sprawę, że po tym, co wydarzyło się podczas Beltane w miniesterstwie każde ręce gotowe do pracy będą bardzo potrzebne. Musiała jednak wyleczyć swoje wszystkie urazy, a było ich całkiem sporo. Oberwała bardzo dotkliwie podczas wydarzeń, które miały miejsce na polanie. Tak naprawdę niewiele z tego pamiętała. Dużo słyszała od innych, którzy byli obecni na miejscu. Niestety ona nie wytrzymała do końca i straciła przytomność, może nawet i było to dla niej lepsze, bo nie za bardzo pamiętała tego, że została zakopana żywcem w ziemi przez wichurę, która przeszkodziła im w walce z poplecznikami Voldemorta.

Tak naprawdę, to nie była aż tak do końca niezadowolona z tego, co jej się tam przytrafiło. Udało jej się uratować kapłana i innych cywilów, o czym opowiedziała już w przesłuchaniach, które miały miejsce. Dosyć drastyczne okazało się dla niej wyruszenie na pomoc Harper Moody, ale nie mogła jej zostawić, szczególnie, że o pomoc dla niej wołała koleżanka po fachu, która również była w okropnym stanie. Czy zrobiłaby coś inaczej, gdyby mogła cofnąć czas? Zapewne nie, nikt z jej bliskich nie umarł, wszystkim udało się przeżyć, wierzyła, że również dzięki temu, że zaangażowała się w walkę.

Nadal miała w sobie bardzo dużo energii i chęci do pracy. Przez trzy tygodnie rekonwalescencji pracowała bardzo mocno nad sprawnością swojego ciała, nie chciała, aby ją zawidoło, kiedy ponownie zacznie służbę. Musiała być pewna, że będzie w stanie walczyć z wrogiem.

Ten pierwszy czerwca był dla niej prawdziwym dniem dziecka. Pojawiła się u swojego przełożonego z wielkim kartonem pączków, aby osłodzić mu dzień. Miała nadzieję, że nie będzie zadawał jej kolejnych niewygodnych pytań, chociaż sama zaczęła się spowiadać wcześniej częstując Bonesa pączkiem, jeśli odmówił, to nalegała dopóki nie wziął chociaż jednego. Jeśli jednak tak się wydarzyło to opowiedziała mu wszystko, co pamiętała z najdrobniejszymi szczegółami. Zaczęła od tego, że ma się dobrze, że jest gotowa, aby wrócić do pracy. Później przeszła do opowiedzenia jeszcze raz wszystkiego, co przeżyła podczas Beltane. Nie ominęła takich szczegółów, jak to, że jej własna miotła strzeliła jej w czoło, że ci zamaskowani czarnoksiężnicy byli naprawdę potężni, że ogień szalał, później zaczął wiać bardzo silny wiatr, że walczyła ramię w ramię z Erikiem, który współpracował z nią perfekcyjnie. Udało im się przenieść cywili w bezpieczne miejsce, a później jeszcze tego kapłana, co miał podobną przypadłość do niej, tyle, że się palił zamiast zalewać wszystko wodą. Opowiadała całą historię bardzo rozemocjonowana, w końcu żyła tym przez ostatni miesiąc. Później przeszła do tej mniej przyjemniej części. Opowiedziała, że rzuciła zaklęciem w śmierciożercę, że udało jej się nawet trafić w maskę, że ona pękła, tyle, że nie zdążyła dojrzeć jego twarzy, a było ich dwóch, próbowali zabić Harper Moody, a ona nie mogła pozwolić na to, żeby pani Moody zginęła. Jakim byłaby funkcjonariuszem zostawiając swoich na śmierć? Później pojawiło się wsparcie, i ten wiatr, okropnie silny wiatr, który rzucał nią jak szmacianą lalką i tutaj opowieść się skończyła, bo ponoć straciła przytomność. Wspomniała o tym, że Brenna ratowała jej życie, próbując wydostać je z dołu, w którym zostały zakopane żywcem.


percepcja
Rzut Z 1d100 - 49
Sukces!

[a]
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
27.11.2023, 16:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.11.2023, 16:25 przez Erik Longbottom.)  
28/05

Wezwanie na spotkanie z szefostwem przyszło niespodziewanie. Chociaż nie... To złe słowo. Nagle. Tak. Nadeszło nagle. Erik nie był ślepy. Widział jak pracownicy wyrywkowo podnoszą się ze swych biurek i udają się na kilka, kilkanaście lub wręcz kilkadziesiąt minut do biura Bonesa lub Moody. Maj nie był spokojnym miesiącem i to zarówno na ulicach miasta, jak i w centrum władzy czarodziejów. Wszyscy starali się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości lub oszukiwali się, że Beltane na dobrą sprawę było jednorazowym wypadkiem, który nie pociągnie za sobą całej lawiny zdarzeń... Longbottom czasem zazdrościł tym ludziom.

W jego przypadku, zaproszenie do biura przyszło w najmniej fortunnym momencie, bo tuż przed przerwą obiadową. Nie miał jednak zamiaru narzekać, więc po prostu zostawił nienapoczęty posiłek na stole i ruszył ku odpowiednim drzwiom. Czy był zestresowany? Może trochę, głównie przez to, że nie wiedział o co konkretnie mogą go pytać. Jakiego punktu widzenia oczekiwali? Zwykłego człowieka? Świadka zbrodni Śmierciożerców? Pracownika Ministerstwa Magii? A może liczyli na to, że zauważył coś na co uwagi nie zwrócił nikt z zespołu.

— Pytacie o przebieg... Przebieg czego? — Zmarszczył brwi, nie wiedząc o którą część wieczora właściwie jest pytany. — Przez pierwsze kilka godzin festynu wszystko było w porządku. Z tego co wiem, poszczególne patrole trafiły na kilka mniejszych incydentów z udziałem cywilów, ale nie zagrażało to niczyjemu zdrowiu i bezpieczeństwu. Razem z aurorem Stewardem nie mieliśmy większych kłopotów. — Wzruszył sztywno ramionami. — Kiedy zaczęło zmierzchać, goście przenieśli się bliżej Polany Ognisk. Kowen przygotował kilka rozrywek. Majowe pale i tak dalej. Ludzi poniosło... w las.

Ponownie wzruszył ramionami, zerkając na jeden z mebli znajdujących się za plecami Bonesa. Wprawdzie był to oficjalny raport, jednak Erik nie poczuwał się do tego, aby od razu dzielić się wszystkim, co go spotkało na Beltane. Zwłaszcza tymi bardziej prywatnymi momentami nocy, które w gruncie rzeczy nie miały żadnego wpływu na to, co nastąpiło później. Wuj nie musiał wiedzieć o tym, że Longbottom wdrapywał się publicznie na pal, aby zatknąć wianek na jego szczycie, czy o tym, że ostatnie spokojne chwile przed atakiem spędził w towarzystwie Kanclerza Skarbu.

— W pewnym momencie podniósł się alarm. Spod ziemi wydobyło się światło i ludzie spanikowali. Na szczęście przed sabatem zadbaliśmy o to, aby drogi ucieczki były łatwo dostępne. — Czy mogli zrobić więcej? Zawsze się dało zrobić więcej, jednak biorąc pod uwagę ograniczony czas i problemy z personelem, zabezpieczenie Polany Ognisk nie mogło być lepsze. Zwłaszcza biorąc pod uwagę histerię w jakiej znaleźli się czarodzieje i czarownice, gdy próbowali umknąć przed Śmierciożercami. — Większości udało się uciec, ale niektórzy zostali w tyle. Próbowaliśmy się spotkać w jednym miejscu - to jest Brygada i Biuro Aurorów - ale zostaliśmy zaatakowani z kilku stron. Razem z Heather, znaleźliśmy się w nieco innym miejscu, niż reszta ekipy. — Ciężko było mu przedstawić Bonesowi pewny obraz sytuacji. Nie miał oczy dookoła głowy, nie potrafił też posługiwać się Falami. Mógł co najwyżej urozmaicać swoje doniesienia informacjami, które zdobył od swych sojuszników lub o których usłyszał następnego dnia. — Próbowaliśmy przenieść rannych cywili poza teren walk. Ranną czarownicę i kapłana kowenu. Nie było łatwo. Trafiliśmy na Śmierciożercę. Władał silną czarną magią. Potrafił przyzwać anty-patronusa i dotrzymywał kroku trójce czarodziejów na raz.

Skrzywił się na samo wspomnienie. Zmierzyli się z wyjątkowo trudnym przeciwnikiem; dopóki nie nadeszło wsparcie, starcie było bardzo wyrównane, pomimo tego, że Śmierciożerca był jeden, a ich była trójka. Do tego jeszcze ten Maledis... Erik skrzywił się jeszcze bardziej, gdy nawiedziły go kolejne szczegóły z tamtego starcia. I ból w okolicy oka. Mimowolnie przetarł parokrotnie oko, jakby przed chwilą dostał tam się kurz.

— To właśnie tam brygadzistka Wood odniosła część obrażeń. Próbowała uniknąć na miotle ataku Śmierciożercy, ale dogonił ją ognisty pocisk. Straciła część włosów, pewnie się też przy tym poparzyła. A potem jeszcze oberwała swoją własną miotłą, gdy przeciw-zaklęcie Śmierciożercy przeładowało jej własne zaklęcie. — Pokręcił z niedowierzaniem głową. — Myślałby kto, że miotły ze sklepu Woodów nie będą aż tak podatne na zaklęcia domorosłych czarnoksiężników. W każdym razie... Kiedy już się z tym uporaliśmy, udało nam się wrócić z powrotem na polanę. Tutaj się przemieszaliśmy. Ja poszedłem do centrum Polany, do ognisk i doznałem takiego jakby... — Wykonał bliżej nieokreślony ruch dłońmi, nie wiedząc, jak to ująć w słowa. W końcu się poddał, a jego ton stał się nieco ostrzejszy. — Całe życie przeleciało mi przez oczami, a ogień zaoferował mi koniec wszystkich trosk. Byłem jak zahipnotyzowany. Dopóki nie zobaczyłem, że w ognisku na które patrzę nie leży Victoria Lestrange.

Przywarł plecami do oparcia fotela, taksując Bonesa uważnym wzrokiem. Chociaż sprawa wcale nie była taka zabawna, tak był ciekawy, jak ten zareaguje na tę rewelację. Erik miał wrażenie, że gdyby jemu opowiedział ktoś taką historyjkę jeszcze kilka miesięcy temu, to parsknąłby śmiechem. Teraz pewnie nikomu nie było do śmiechu, biorąc pod uwagę konsekwencje tej przeklętej nocy. Pokręcił lekko głową. Zwykli czarodzieje mogli przynajmniej unikać takich miejsc, jak Polana Ognisk w przyszłości, ale personel Ministerstwa Magii? Im dalej w las, tym więcej takich sytuacji będzie się pojawiać w ich życiu. Kiedy stanie się to po prostu przykrą rutyną, której nie sposób było uniknąć? Wypuścił powoli powietrze z płuc i kontynuował.

— Z tego co wiem, to Heather rzuciła się na pomoc pannie Moss, a potem pani Moody — kontynuował, nieco uważniej dobierając teraz słowa. Nie wiedział, jaki był cel wypytywania o Wood. Czy fakt, że po jednej misji wylądowała w szpitalu na kilka tygodni sprawił, że teraz chcieli przebadać dokładnie okoliczności tego zajścia? Erik poręczył za dziewczynę i starał się mieć ją przy sobie, jednak w tym chaosie ciężko by było ciągnąć ją na siłę. Zwłaszcza, gdy inni najwyraźniej potrzebowali pomocy w innym miejscu. — Później pomagałem Danielle Longbottom ocenić stan nieprzytomnych brygadzistów i aurorów, których znaleźliśmy w centrum. A potem dołączyła do nas Brenna i Atreus, aby przekazać pochwyconego Śmierciożercę. Atreus wszedł w ogień i stracił przytomność. A skoro już przy tym jesteśmy... Co właściwie się stało z naszym jeńcem? — spytał, zerkając to na Bonesa, to na Harper. — Udało się nam dowiedzieć czegoś na jego temat? Powiązania? Rodzina? Cokolwiek? ...Chyba go nie wypuściliśmy?

Bitwa ze Śmierciożercami na Beltane nie była spektakularnym zwycięstwem, jednak pochwycenie jednej osoby z szeregów wroga już była. Powinni to wykorzystać. Jeśli nie po to, aby pokazać ludziom, że sprawiedliwość prędzej czy później dosięgnie kolejnych Śmierciożerców to po to, aby dobrać się do gardeł kolejnych czarnoksiężników.

— Resztę raczej znacie. Zerwała się wichura i wszyscy obudziliśmy się kilka godzin później, gdy na miejsce dotarły posiłki z Ministerstwa. Aczkolwiek, biorąc pod uwagę, że moją siostrę i brygadzistkę Wood znaleziono pod ziemią, mogę śmiało założyć, że one również miały ręce pełne roboty zanim zaczął dąć ten wiatr.

Co jeszcze mógł im powiedzieć? Sądził, że niezbyt wiele, jednak wtedy poruszyli także temat Derwina. Erik momentalnie zmarkotniał. Świeża sprawa. Na dobrą sprawę nie miał zbyt wiele do powiedzenia na temat wuja. Poza tym, kluczowe informacje pewnie i tak trafiły już do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, gdy zakończono działania zespołów poszukiwawczych w Dolinie Godryka. Longbottom nie miał nic wspólnego z poszukiwaniami zaginionego krewnego, bo sam musiał się poddać leczeniu. Nie dopuszczono go nawet do innych działań wolontariuszy, a po prostu kazano leżeć i się nie ruszać. A najlepiej to jeszcze nie odzywać, bo nie był jedyną osobą, która powinna odpocząć po tej tragicznej nocy. A Harper i Caspian raczej nie mieli ochotę na to, aby posłuchać o szczegółach związanych z organizacją pogrzebu i stypy.

— Nie wiem wiele więcej od reszty. Derwina znaleziono drugiego maja, późnym wieczorem. Następnego dnia Brenna, Mavelle i mój ojciec zidentyfikowali ciało. Mój ojciec zidentyfikował ciało.

Na tym w gruncie rzeczy można by było zakończyć całe spotkanie. Gdyby nie jedna kwestia, której Erik nie był pewny. Wywiad, którego udzielił jednemu z dziennikarzy. Ten w którym wprost nazwał Śmierciożerców organizacją terrorystyczną i praktycznie namalował sobie znak na plecach mówiący "tutaj może strzelać!". Wyszedł przed szereg, chociaż w tamtym momencie Ministerstwo Magii nie wystosowało zbyt wielu oficjalnych komunikatów dotyczących Beltane, czy tego, jakie ma plany względem Śmierciożerców. Może i pewne pomysły krążyły po różnych departamentach i biurach, jednak czy coś dotarło do informacji publicznej? I czy pokrywało się z tym, co mówił Erik w wywiadzie? Czy czekają go jakieś konsekwencje przez to, że postanowił zabrać głos?

— Jeśli to wszystko, to... — zawiesił głos, dając szansę szefostwu na wtrącenie się i zadanie dodatkowych pytań lub poruszenie kwestii wywiadu dla prasy. — Uważam, że Heather bardzo dobrze się spisała. Wprawdzie przypłaciła swoją odwagę uszczerbkiem na zdrowiu, jednak pokazała też, że jest brygadzistką z krwi i kości. — Zwrócił się ku Harper. — Nadchodzą ciężkie czasy, zarówno dla cywili, jak i dla służb. Potrzebujemy takich ludzi: odważnych, zdecydowanych i potrafiących działać pod presją. Nikt nie byłby w stanie przewidzieć tego, jak potoczyłby się atak na sabat. Cały zespół zrobił to co do niego należało. — Wrócił spojrzeniem do Bonesa. — Ponoć zawsze da się zrobić coś lepiej, ale w tym przypadku... Zbyt mało informacji i zbyt mało personelu. Zwłaszcza personelu.

Pamiętał ostatnią pogawędkę z szefem. Ministerstwo nie mogło dać im dodatkowych ludzi, bo ci mieli za zadanie chronić inne miejsca w świecie czarodziejów. Na przykład Londyn. Ciekawe, czy było warto?


Rzut 1d100 - 63

[+]dodatkowe info
sesja z wywiadem - http://secretsoflondon.pl/showthread.php?tid=1550
wywiad - http://secretsoflondon.pl/showthread.php?tid=1600


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
27.11.2023, 22:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.11.2023, 22:38 przez Victoria Lestrange.)  
17 maja 1972

Czekano chyba na moment, aż trochę się uspokoi w biurze, by Bones i Moody jednocześnie mogli ją wziąć na rozmowę – i wcale się nie zdziwiła, kiedy weszła do gabinetu Harper, i był tam też Caspian. Victoria spodziewała się, że prędzej czy później wezwą ją na rozmowę i nie musiała być żadną cholerną wróżbitką, ani posiadaczką trzeciego oka, żeby zgadnąć, że będzie chodziło o Beltane. I o mistyczną podróż bez grzybków halucynków po krainie, po której chadzają tylko umarli. Albo po prostu tak się to wszystkim do tej pory wydawało. Dlatego kiedy zamknęła za sobą drzwi gabinetu i obok Moody zobaczyła też Bonesa, to nawet nie musieli jej mówić w czym rzecz – bo już wiedziała. I wiedziała też, że to będzie długa rozmowa. Zajęła więc wskazane jej miejsce. Mogli jej mydlić oczy jakimiś przypadkowymi, nic nie znaczącymi pytaniami, ale musiałaby być głupia i naiwna, że przełożeni nie będą pytali o ataki na Beltane i podróż do Limbo. Dziennikarze pytali. Koledzy z biura pytali. Totalnie losowe, nawet całkowicie nieznane jej osoby z Ministerstwa pytały, a Bones i Moody mieliby nie pytać u źródła? Ha.

– Na czas sabatu byłam na patrolu z brygadzistką Bones – powiedziała, a to przecież wiedzieli, ale chciała potwierdzić tę informację. Wiedziała, że to będzie długa rozmowa też z tego powodu, że był tutaj… Bones. To chyba jakiś krewny Mavelle? Nie wiedziała jakie tam były rodzinne koligacje, ale podejrzewała, że na pewno był bardziej ciekawy niż gdyby sprawa dotyczyła innych brygadzistów. – Kiedy zaczął się atak, to wracałyśmy akurat na miejsce zbiórki po przerwie. Najpierw spotkałam Stewarda, chwilę później dołączyła do nas Bones – i tak oto trójka Zimnych złączyła się w jedną drużynę już na początku.

Victoria zaczęła więc odpowiadać na pytania, by następnie zacząć snuć swoją opowieść o Limbo. Opowiedziałam im, jak atak Śmierciożercy popchnął ich bardzo blisko kręgu czarnego ognia, że byli tam właściwie sami. Opowiedziała o dziwnych słupach światła, z którymi chcieli sobie poradzić i o tym, że Victorii udało się rozproszyć z początku jedno z nich, następnie drugie – lecz pomiędzy pierwszym a drugim rozproszeniem zadziało się wiele.

– Nie wiem jak to wyjaśnić. Ani Mavelle ani Patrick nie potwierdzili tego, co widziałam, nie wiedzieli nawet o czym mówię. Ale widziałam fioletowy dym i chciałam iść prosto w czarny ogień, chciałam wejść w ognie Beltane, to było silniejsze ode mnie. Widziałam ich. Voldemorta i trójkę jego popleczników jak idą przez bajeczny las i kobietę w strumieniu, którą chcieli zaatakować – dlatego Victoria opowiedziała im o wypełniającym ją uczuciu, że musi tę kobietę chronić. Że Mav i Patrick rozproszyli jakąś magię i wtedy wróciła do swoich zmysłów, całkowicie pewna, że rytualne ognie są jakimś przejściem.

Opowiedziała o nagłym pojawieniu się żywiołaka, o dwójce Śmierciożerców, którzy uciekali przez czarny ogień w ich stronę. Że próbowali z Patrickiem ich zatrzymać i złapać, jednak żywiołak im to uniemożliwił, atakując też ich, a poza tym Mavelle się od nich odłączyła i nie mogli zostawić jej samej, dlatego… pozwolili im uciec. I już w trójkę, kiedy Victoria powiedziała im, że widziała Voldemorta, że wie gdzie jest i jak się tam dostać – postanowili w ogień wejść.

Domyślała się, że to był ten moment, kiedy pytań ze strony Bonesa i Moody nie będzie zbyt wiele, bo skąd mieli znać pytania – dlatego Victoria opowiadała dalej o tym wszystkim co zobaczyła i odczuwała w Limbo. O martwej kobiecie, która na ich oczach zarastała mchem, która mimo bycia martwą – mówiła do nich o cyklu i tych wszystkich tajemniczych rzeczach. I o ścieżce martwych roślin, prowadzącej jak po sznurku wprost do Voldemorta i trójki jego koleżków. Dwójka z nich wyglądała jakby postradali rozum – tu też nastąpiła szczegółowa opowieść o spotkaniu z czarnoksiężnikiem, wirze, wietrze i ogniu. Lestrange zawahała się na moment, ale wspomniała, że spotkali trzy postaci, które chciały ich zatrzymać tam na dłużej. Na zawsze. I o kręcącym się kamieniu, walce z poplecznikiem Voldemorta, rozmowie z nim, klątwie rzuconej na Mavelle. Oraz o pojawieniu się Atreusa i tym, że ostatecznie – zostali tam całkowicie sami.

Opowieść kończyła się na utracie przytomności i obudzeniu w szpitalu polowym. Zapytana o swój stan wspomniała, że to zimno nie przemija i nic nie jest w stanie go ukoić, ale przynajmniej teraz już nie czuje tego okropnego bólu i poza dojmującym zimnem – nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Nic oprócz… jednego. Ale nie zamierzała mówić o tym, że miesza jej się w głowie i że najwyraźniej czasami widzi wspomnienia swojej babci-wampira.

Zapytana o Derwina Longbottoma powiedziała wprost, że przez cały atak widziała tylko Mavelle Bones i Patricka Stewarda, na sam koniec dołączył do nich Atreus Bulstrode – z nikim więcej nie miała kontaktu i nic nie wie, ani nie widziała. O jego śmierci dowiedziała się z zaproszenia na pogrzeb, zresztą kilka pierwszych dni była całkowicie niezdolna do jakiejkolwiek pracy – tak fizycznie jak i psychicznie. Zresztą nadal czuła napięcie; nie strach, ale napięcie, zagubienie – bo czuła się po prostu przytłoczona wszystkim, co ją spotkało, a jednocześnie poszukiwała odpowiedzi na pytania, jakie jej chłód generował. To samo musiała powiedzieć o Heather Wood.

– Zdaje się, że większość ataku byłam całkowicie nieprzytomna. Nie widziałam wichury, tak samo jak nie widziałam stanu polany po wszystkim. Tylko słyszałam o zniszczeniach i dziwnych drzewach – wyjaśniła, bo z pewnością część zabawy całkowicie ja ominęła. Znaczy „zabawy”. Przeżyła za to coś kompletnie innego. – Mogę w czymś jeszcze pomóc? – zapytała na sam koniec, ale sądziła, że po prostu jej podziękują i powiedzą, że może wrócić do pracy.


Rzut 1d100 - 55


[+]Dodatkowe sesje
5.05 – powrót do biura, wzmianki o tym, ze Victoria poprosiła na jakiś czas o jedynie pracę z biura
15.05 – wyjście z biura na krótki patrol po Dolinie Godryka, pęknięcia związane z Błękitnym Ogniem i Atreusem

Po dacie rozmowy mam jeszcze sesje związane z widmami w Kniei Godryka i poczuciem Victorii, że atmosfera przy widmach kojarzy jej się z uczuciem jakie odczuwała w Limbo. Dużo później, bo pod koniec czerwca, Victoria dowiaduje się o tożsamości trójki Śmierciożerców (Sauriel, Eryk i Joseph Rookwoodzi).
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#6
01.12.2023, 20:35  ✶  
27 maja 1972

Beltane już minęło, ale jego konsekwencje miały się ciągnąć za Patrickiem jeszcze przez długi czas. I, wbrew wszystkiemu, nie chodziło tylko o pożogę, do której doszło za sprawą śmierciożerców. Chodziło o wkroczenie do ognia, o przedostanie się do limbo, o spotkanie z duchem ojca, o jego wspomnienia, które w sobie nosił (a których istnienie starał się za wszelką cenę ukryć przed wszystkimi dookoła). Chodziło wreszcie o to, że stał się Zimny a przez to sławniejszy niż chciałby być i ten stan nie tyle nawet go niepokoił, co sprawiał, że trudno było mu zachowywać się i żyć jak dotychczas.
Skończył się czas beztroskiego pałętania się nocą po pubach, skończyło się obserwowanie i rysowanie przypadkowych ludzi. Skończyło się wreszcie… sam nawet nie potrafił tego dokładnie nazwać, ale coś się w nim zmieniło. Nie był do końca pewien, czy na lepsze, czy na gorsze.
Na przesłuchaniu stawił się dopiero w drugiej połowie maja. Dwa dni po tym, jak wreszcie wrócił do pracy po wykorzystaniu kilkudniowego urlopu. Trzy po poznaniu szóstego wspomnienia ojca.
Wchodząc do pomieszczenia przywitał się z siedzącą tam Harper oraz Bonesem. Trochę machinalnie sięgnął po kubek z parującą kawą i usiadł na wskazanym miejscu.
- Początkowo wszystko chyba przebiegało właściwie. Byłem na patrolu z Erikiem Longbottomem. Krążyliśmy między straganami, pilnując bezpieczeństwa… - zaczął neutralnym tonem. Myśli nieubłaganie ciągnęły go do ognia, do gładkiej tafli jeziora, do limba, ale jeszcze do nich nie sięgał. Zamiast tego opisał jak zneutralizowali z Longbottomem człowieka z atramentu, jak spotkali brygadzistkę Mavelle Bones i aurorkę Victorię Lestrange. Starał się opisywać dość szczegółowo, choć pewnie – z uwagi na to, że od tych wydarzeń minęło już trochę czasu, coś mogło mu umknąć.
Ale przecież to nie ta część Beltane była najważniejsza.
- Atak rozpoczął się wieczorem. Przez spanikowany tłum ludzi zostaliśmy rozdzieleni z Erikiem. Zaraz spotkałem aurorkę Victorię Lestrange. Zaledwie chwilę później dołączyła brygadzistka Bones… - wtedy to wszystko wydawało się płynąć tak szybko. Tak nieznośnie szybko. – Widzieliśmy słupy światła, które wyrosły jak spod ziemi wokół ogniska. Jeden z nich był inny, wirował, widziałem jak zranił jakąś czarownicę, więc rzuciliśmy się ku niemu biegiem, by go zneutralizować. Zrobiła to aurorka Lestrange…
Tu Patrick sięgnął po kubek z kawą. Objął go zimnymi rękami i przez kilka sekund przyglądał się znajdującemu się w środku płynowi, porządkując w głowie tamte wydarzenia. Opisywał powoli, starając się nie pominąć niczego lub nie pomylić się w opisie. Nie chciał brać na siebie cudzych zasług. Opisał jak śmierciożercy wyczarowali ścianę czarnego ognia, jak we trójkę (on, Bones i Lestrange) zostali odcięci od reszty, jak próbowali niszczyć snopy światła, jak przyszło im walczyć z uciekającymi śmierciożercami, jak wytrącił jednemu z nich różdżkę a Victoria zaklęciem spętała śmierciożercom nogi, jak nagle zaatakował ich żywiołak.
- Nie za bardzo wiedzieliśmy na czym powinniśmy się skupić, więc reagowaliśmy na bieżąco – dodał trochę usprawiedliwiającym tonem. Ale kto byłby przygotowany na coś takiego?
A potem przeszedł do części o tym, że Victoria poczuła dziką chęć, by rzucić się w ogień. Przyznał, że na początku wydawało mu się to jakimś podstępem, więc ją złapał i jej to uniemożliwił. Ale później opowiedziała im o jakiejś umierającej kobiecie, więc podjęli decyzję by spróbować ją uratować i… i wkroczyli do ognia.
- Od tego momentu nie wiem, co działo się na polanie ognisk aż do chwili, w której ocknąłem się następnego dnia w namiocie medyków. Wszystkie moje wspomnienia dotyczą… limbo – przyznał cicho. – Nie wiem na ile rzeczywiście są prawdziwe. Być może to miejsce, który każdy odbiera trochę inaczej.
I znowu skupił się na opowiedzeniu o tym co się działo w tym międzyświecie. Opisał jak wynurzyli się w jeziorze, ich wędrówkę przez ścieżkę martwych roślin, jak spotkali zamordowaną przez śmierciożerców i ich mistrza kobietę, jak słyszeli głosy, które próbowały ich zniechęcić do dalszej wędrówki, jak dotarli do samego centrum.
- Voldemort wkroczył do limbo z… chyba trójką popleczników, ale dwóch z nich nie dotarło do końca drogi razem z nim. Ten, który dotarł… oni we dwóch jakoś zaczerpnęli z tego błękitnego wiru – opisał. – Musieli wiedzieć jak to zrobić, bo gdy myśmy się tam zbliżyli… - i znowu opisał jak zaczęli tracić pamięć, jak wypłynęły ku nim półprzezroczyste postacie, jak w jakiś sposób udało im się wrócić wspomnienia, jak Voldemort próbował ich przekonać do przyłączenia się do siebie, jak jego poplecznik ich nieudolnie zaatakował. Tu, wyraził przypuszczenie, że jeśli limbo oddziaływało na wszystkich tak samo, ten czarodziej również mógł stać się zimny. Steward trochę się wahał, ale powiedział też o wirującym kamieniu opuszczonym przez czarnoksiężnika i przepowiedni, którą usłyszał podczas Ostary i że ta przepowiednia skłoniła go, dosłownie, do rozbicia kamienia wyczarowanym młotkiem.
- Straciłem przytomność niedługo po tym i ocknąłem się na leżance w namiocie – dopił swoją kawę. – O śmierci Derwina Longbottoma dowiedziałem się dopiero jak już odnaleziono jego ciało. Nie widziałem go podczas ataku. Nie spotkałem również wtedy brygadzistki Heather Wood.
O jej stanie też dowiedział się po czasie. I to chyba było wszystko, co Patrick mógł powiedzieć o tamtym dniu i nocy.
Ale to nie było wszystko, co zrobił, bo kiedy tylko na chwilę został sam z Moody, zapytał wprost:
- Harper, co się dzieje? Mogę ci jakoś pomóc?
Po uzyskaniu odpowiedzi, opuścił pomieszczenie przesłuchań.

Rzut 1d100 - 31
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
17.12.2023, 20:51  ✶  

19.05.1972



Beltane już minęło. Z każdym dniem, godziną, sekundą, ten koszmarny sabat coraz bardziej należał do przeszłości, ale… o nie, nie zacierał się w pamięci. Nie pozwalał o sobie zapomnieć. Przenikliwe zimno nie pozwalało o sobie zapomnieć, podobnie jak wiele innych rzeczy. Wspomnienia. Palące wręcz uczucie. Spojrzenia innych. Klątwa, podszepty, obecność…
  O Beltane nie zapominała też machina Ministerstwa – i bardzo dobrze, nawet jeśli wydawała się być zbyt wolna. Zbyt wolna, bo większość maja już minęła, ale… też trzeba było brać poprawkę na to, iż najpierw należało opanować chaos. A ten, choć zdawał się uspokajać, mimo wszystko nie opuszczał kornie łba, o czym świadczyły chociażby wydarzenia w Dolinie.
  Teraz jednak nie dostała wezwania z powodu tego, co się wyrabiało aktualnie przy Kniei, ale właśnie cholernego sabatu. Cóż, zostawało tylko zająć miejsce w gabinecie i zacząć snuć swoją opowieść… bez wspominania o samym Voldemorcie, bo przecież „Czarny Pan” w życiu by jej nie przeszło przez gardło, a i nie żywiła wobec niego ani grama szacunku.
  - Krzyk i światła. Tak to się zaczęło. Krzyk, światła wokół ogni i ogólna panika. Jakoś w tym wszystkim udało się dołączyć do aurorów, Patricka Stewarda i Victorii Lestrange... – nie spieszyła się z relacjonowaniem; czasem musiała urwać, zastanowić się, przywołać wspomnienia. Czy to na pewno było tak? Czy to pamięć już płatała figle? Czy to były jej wspomnienia czy też może wybijały się na wierzch i te, które należały do wujka…? Starała się niczego nie pominąć – nie licząc tego, czego nie mogła przeskoczyć, czyli samego Dzbana. Odhaczała punkt po punkcie, bez większych emocji; gdyby właśnie wygłaszała jakiś wykład, to słuchacze zapewne by pousypiali w swoich ławkach. Opisała próby zgaszenia nie tylko świateł, ale i samych ogni – nie pominęła faktu, że palenisko po ugaszeniu i tak na nowo rozgorzało ogniem. Wspomniała, iż już wtedy zauważyła obecność kamienia – tego samego kamienia, który niewątpliwie został skradziony Shafiqom. I bardzo, bardzo chciała dorzucić, że typ jebie na kilometr takim smrodem, jakby nie mył się co najmniej od miesiąca – ale klątwa dzielnie pilnowała, żeby nie śmiała nic powiedzieć przeciwko temu skurwysynowi.
  Poświęciła chwilę Victorii – tak, zawiesiła się, tak, chciała nagle, tak po prostu, wejść w ogień, nie, nie miała najmniejszego pojęcia, dlaczego tylko ona tak zareagowała. Znaczy… Bones może i świtało w głowie, że przecież z rana odprawili rytuał, ale czy to na pewno było to? W każdym razie, przemilczała ten szczegół, przeszła po prostu do relacjonowania, jak próbowali ją wyswobodzić spod nieznanego uroku. Jak niemalże prosto w ręce wpadli im śmierciożercy, którzy spieprzali przed żywiołakiem, rozsiewającym kamienie. Niemalże, bo przecież musieli wybierać – doprowadzić ich aresztowanie do końca (że też zaklęcia nie trzymają dłużej) czy próbować opanować sytuację i dalej wygaszać światła, które wydawały się mieć tu jakieś znaczenie.
  I jeszcze trzecia opcja: ognisko było portalem. Cokolwiek działo się na sabacie, najważniejsza tego część miała miejsce tam i nie mogli tego zignorować. Musieli wybrać i wybrali – spełniając swój obowiązek poprzez podjęcie próby pokrzyżowania śmieciom ich plany. Co zaś do tego, co działo się w samym Limbo…
  … tu przerwa w relacji była nieco dłuższa, zwłaszcza że zdecydowała się na zwilżenie gardła kawą. Ostatecznie napomknęła tylko o martwej-niemartwej kobiecie, szlaku z martwej trawy i żeby o szczegóły pytali Lestrange oraz Stewarda. Nie, mimo najszczerszych chęci nie jest w stanie zrelacjonować tych wydarzeń (inna sprawa, że część w zasadzie mogła – tyle że tak naprawdę nie chciała, uznając to za zbyt prywatne, żeby chcieć się tym dzielić w ścianach Ministerstwa i dodatkowo z Harper. Ojcu, być może, byłaby skłonna to i owo przebąknąć, zwłaszcza że przecież Derwin był jego szwagrem, ale… nie, jednak nie, mogła lubić Moody, ale jednak nie na tyle, by dawać jej wgląd do takich rzeczy). Aha, tak, racja, jeszcze Bulstrode się pojawił, praktycznie na sam koniec, ale weźcie nie negujcie jego „zasług”, niech spija śmietankę i niech jej pismacy dadzą  święty spokój…
  Na pytanie odnośnie Heather stwierdziła, że się nie wypowiada na ten temat, bo najzwyczajniej w świecie nie widziała, co robiła podczas zamieszania. Ani gdzie dokładnie była. Ale Derwin… Nie zdecydowała się wspomnieć o tym, co wyciągnęła ze wspomnienia, jakie ją dopadło. Ba, nie zająknęła się nawet ani słowem, że w ogóle doświadcza czegoś takiego. Ostatecznie stwierdziła, że również i jego wtedy nie widziała i najlepiej, jakby pytali Brennę Longbottom – bo to ona głównie badała tę sprawę; stąd też woli się nie wypowiadać w obawie o to, iż coś przekręci. No i pewnie jego partner też powinien coś wiedzieć.
  Spotkanie to nie było jednak jedynie „spowiedzią” i wyciąganiem szczegółów z pamięci. O nie, miała też pytania. Pierwsze: czy jacyś aurorzy bądź pracownicy BUM nie pojawili się w ogóle po wydarzeniach Beltane w pracy, kiedy to w całe sprzątanie po wydarzeniach sabatu zaangażowany był niemal każdy, w ten czy inny sposób? Nie licząc, rzecz jasna, tych, którzy w oczywisty sposób nie byli zdolni do pełnienia służby. A że Mavelle kojarzyła słowa kuzynki o pogubionych różdżkach... Może to ślepy strzał, bo te naprawdę mogły należeć do dosłownie kogokolwiek, ale… spytała i o to. Czy zwrócono może uwagę na różdżki pracowników. Czy ktoś przypadkiem nagle, właśnie po Beltane, nie zaczął chodzić z nowym kijkiem?
  Okazało się, że jak na razie nikt tego nie sprawdził.
  Stąd Bones uprzejmie podsunęła sugestię, że może jednak warto się tym zainteresować i przyjrzeć kijkom aurorów oraz członków Brygady – na wszelki wypadek. Wszak lepiej dmuchać na zimne, prawda?
  Po zakończonej rozmowie odnośnie Beltane nie została na dodatkowe pogaduszki – praca sama się przecież nie zrobi – toteż odmeldowała się i wróciła do swoich zajęć.

wiadomość pozafabularna
Rzut 1d100 - 60

Biegający Greyback
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
30.12.2023, 00:41  ✶  

28/05



Musiał przyznać, że nowiuteńki ekspres do kawy w Biurze ogrzewał serce i poprawiał samopoczucie. Pozwalał na moment wyrwać się z zasępienia, oferując kubek świeżej, gorącej kawy, która przyjemnie wybudzała i pozwalała lepiej skoncentrować sie na całym tym bałaganie, jakim trzeba było się zajmować. A było go od groma. Mimo, że samo Beltane wydawało sie ogromną tragedią samo w sobie, to Bulstrode odnosił wrażenie, że z każdym kolejnym dniem maja, cała ta sytuacja stawała sie tylko bardziej zagmatwana, zamiast prezentować znacznie klarowniej. Pozrywane dachy w Dolinie naprawiono, usunięto powyrywane drzewa i postawiono na nowo zrujnowane płoty, ale zamiast tego pojawiły się zabójstwa dokonywane przez tajemnicze widma, których sprawa z resztą wciąż znajdowała się na jego biurku, a jeszcze poprzedniego dnia prosił Brennę i widmowidzenie na rzeczach ofiar znalezionych na polu.
Nie mógł powiedzieć, że wezwania na spotkanie się nie spodziewał, bo na samym święcie zadziało się tyle, że prędzej czy później obecni tam aurorzy i detektywi zwyczajnie musieli zostać zaproszeni na rozmowy. Niemniej jednak moment ten wydawał mu się może odrobinę nietrafiony, ale prawdę powiedziawszy, czy każdy inny miał być jakkolwiek lepszy? Chyba nie.
Poprawił z pewnym roztargnieniem mankiet, słysząc rozbrzmiewające w pokoju pytanie i zaraz podnosząc spojrzenie na znajdującą się przed nim Harper.
- Było spokojnie, Beltane jak Beltane. Wszystko wydawało się przebiegać w zwyczajowym dla tego święta porządku. Trafiły się jakieś drobne wykroczenia, ale nic co wykraczałoby poza normę, a ich sprawcy zostali spisani lub ujęci. Mam tutaj na myśli, między innymi, goblina który oszukiwał na stawianej przez siebie atrakcji. - nie byłby sobą, gdyby nie wspomniał o tym cholernym goblinie, którego udało się mu podczas święta wreszcie przyskrzynić. Nagle poczuł się trochę lepiej, kiedy uderzyło w niego wspomnienie tego uczucia które pojawiło się, kiedy brygadziści wyprowadzali go z imprezy.
- To, co natomiast zaburzyło przebieg zabaw, to wydobywające się spod ziemi światło. Ludzie wpadli wtedy w panikę i zaczęli uciekać. Pojawili się także zamaskowani napastnicy, którzy rozpoczęli atak. Razem z przydzieloną mi do patrolu Brenną Longbottom, znalazłem się w towarzystwie Alastora Moody'ego, a także Danielle Longbottom, z tego co wiem, jest uzdrowicielką w Mungu. Podjęliśmy próbę wygaszenia źródeł wydobywającego się spod ziemi światła i byliśmy w kontakcie z grupą Mavelle Bones, Patricka Stewarta i Victorii Lestrange - byłem w stanie porozumieć się z nimi za pomocą fal. Podczas prób wygaszania światła, zostaliśmy zaatakowani przez dwójkę napastników, z czego jeden uciekł, ale znamy jego imię, jednak drugiego udało nam się pojmać, a także pozyskać jego różdżkę i świstoklik, jakim chciał się posłużyć - a które zostały potem przekazane w ręce Departamentu. I z czego Bulstode był oczywiście niezwykle dumny. Jeszcze kiedyś to on będzie tak przesłuchiwał swoich podwładnych, jak teraz jego Moody. - Swoją drogą, co dokładnie było źródłem tych świateł? - zapytał jeszcze, nie będąc pewnym, czy ta informacja była bardziej lub mniej wiadoma.
- O ogniskach dowiedziałem się o Bones. Znaczy o tym, że są portalami, przez które można przejść. Kiedy zabraliśmy pojmanego napastnika do reszty brygadzistów i aurorów, nie byli w stanie odpowiedzieć, czy portale wciąż są otwarte, a ponadto zauważyłem, że Lestrange, Stewart i Bones wyciągani są z ognisk nieprzytomni. Podjąłem więc decyzję, by samemu sprawdzić, czy przejście wciąż jest możliwe i było, tak znalazłem się razem z resztą w limbo.
Uśmiechnął się lekko, dopytując jeszcze Harper o swojego jeńca i jego dalsze losy, a także to co udało się wycisnąć zarówno z niego, jak i nieszczęsnej różdżki i szyszki. Potem natomiast przeszedł do tematu samego pobytu limbo, gdzie opowiedział o swojej podróży, co tam zobaczył, a także i jak trafił na Victorię, Patricka i Mavelle, zmagających się z Voldemortem i jego przydupasami. Nie omieszkał też, chociaż nieco niechętnie, napomknąć o tym gorejącym krzewie i fakcie, jak przez cały czas czuł, jak opuszczają go siły. Całą swoją opowieść zakończył na tym, że obudził się w kowenie.
- Wood? - zapytał, odrobinę tylko marszcząc przy tym brwi, bo jak dla niego, dziewczyny w ogóle nie powinno tam być jako brygadzistki. Wszyscy doskonale widzieli, jak się to dla niej skończyło. - Nie widziałem jej chyba ani razu, jak tak teraz o tym pomyśleć. Nie wiem jednak kto wpadł na to, żeby ją tam posłać, bo jakby nie patrzeć, to chyba ledwo to wszystko przeżyła, prawda? - uśmiechnął się grzecznie, bo według niego to gówniara powinna siedzieć w biurze, zamiast sprawiać problemy i ciągnąc resztę do tyłu. W końcu musieli się o nią nadmiernie martwić, zamiast mieć ją za pomoc.
Zapytał jeszcze, czy wiadomo coś nowego o widmach, które pojawiły się po Beltane i na tym skończyła się jego rozmowa z Moody.

Rzut 1d100 - 81
Holding The Grudge
do dilfs
not drugs
Wysoki na 183 centymetry wzrostu, umięśniony, chociaż nie tak wysportowany jak większość Aurorów. Ubiera się w mundur, który nosi dumnie, lub w proste, kolorowe koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Błękitne oczy i ciepły uśmiech sprawiają, że jego spojrzenie stopiło już niejedno serce.

Orion Bulstrode
#9
06.05.2024, 20:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.05.2024, 00:31 przez Eutierria.)  

28/05



Od tragicznych wydarzeń, do których doszło na Beltane minęło już kilka dobrych tygodni. Społeczeństwo zaczęło się powoli uspokajać i wracać do dobrze im znanej codzienności. W ministerstwie działało to nieco inaczej, ale z czasem i tutaj rzeczy zdawały się normować, przynajmniej w teorii. W biurze aurorów napięcie i stres wciąż wypełniały powietrze. Śledztwo względem ataków przyniosło do tej pory więcej pytań niż odpowiedzi, a zaraz za nimi pojawiły się podejrzenia, których nie wypowiadano na głos. Udzieliło się to nawet Orionowi, który wbrew logice i swoim zasadom zaczął patrzeć na swoich znajomych mniej ufnie. Ograniczył kontakty prywatne do minimum, a w pracy kontaktował się głównie z przełożonymi i osobami, co do których nie miał wątpliwości. Znajdowała się wśród nich Brenna, chociaż nawet z nią rozmawiał raptem kilka razy. Bo co jeśli?
Najbardziej obwiniał jednak siebie. W momencie, gdy inni bili się z oprawcami, on pomagał w ewakuacji cywilów. Było to zdecydowanie istotne i ważne zadanie, ale w tej chwili nie trafiały do niego tego typu argumenty. Głównie ze względu na Atreusa, który wyszedł z tego wszystkiego ledwo żywy. Obwiniał się o to, że nie było go przy bracie, gdy ten potrzebował go najbardziej. Trochę podobnie miał z Hester Wood, którą miał okazję poznać w trakcie Beltane. Nie łączyło ich zbyt wiele, a ich relacja ograniczała się do wspólnego patrolu, ale i tak brał na siebie to, że skończyła mocno pokiereszowana. Zwłaszcza że tego dnia był jej partnerem. Postępował zgodnie z poleceniami, ale w tej sytuacji było to stanowczo za mało.
W całej tej sprawie nie miał nic za uszami, ale i tak stresowała go wizja złożenia oficjalnego raportu, od którego nie miał jednak zamiaru uciekać. Jeśli czekały go jakiekolwiek konsekwencje, z pewnością na to zasłużył.
Wchodząc do biura przełożonej, czuł mieszankę ulgi i stanu przedzawałowego.
— Wydarzenie zaczęło się całkowicie normalnie. Spotkaliśmy się, żeby ustalić plan działania i podzielić się na pary. Ja patrolowałem z Hester Wood — zaczął, formułując w głowie kolejne zdania, chcąc przedstawić wszystko w jak najbardziej klarowny sposób. — Pilnowaliśmy porządku, kilka razy interweniowaliśmy. Nie były to nic wielkiego, kilka mniejszych problemów, z którymi łatwo sobie poradziliśmy. Muszę tutaj zaznaczyć, że panna Wood pokazała się z bardzo dobrej strony. Była pełna profesjonalizmu, a jej zdolności magiczne są nienaganne — mówił dalej, chcąc zaznaczyć tutaj mocne strony młodej czarownicy. Zdecydowanie na to zasłużyła.
— Sytuacja skomplikowała się, gdy pojawiły się światła, a ludzie zaczęli panikować. Niedługo po tym pojawili się napastnicy, którzy jedynie wzmogli wszechobecny chaos. Widząc rosnące zagrożenie, bezzwłocznie zająłem się ewakuowaniem ludności cywilnej, nie chcąc narażać ich życia. Sytuacja była napięta i trudna. Przez moją nieuwagę straciłem kontakt z panną Wood, nie jestem w stanie określić jej dalszych kroków — mówił dalej, a zarówno z jego głosu jak i twarzy dało się wyczytać wyrzuty sumienia. Tyle dobrego, że przeżyła, bo jej śmierci raczej by sobie nie wybaczył. — Gdy większość cywilów opuściła teren, wróciłem na miejsce walk. Zajęło to jednak na tyle dużo czasu, że ominęła mnie większość wydarzeń. Napastnicy uciekli, a mi zostało pomóc przy transporcie rannych — dokończył, zerkając na szefową. Próbował wyczytać z jej twarzy jakąkolwiek reakcję, ale był na tyle rozproszony, że po prostu nie był w stanie. Na tym zakończył się jego raport. Cieszyło go, że mógł to z siebie zrzucić, ale ostatecznie wcale nie czuł się teraz lepiej.

Rzut 1d100 - 99
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (811), Brenna Longbottom (1590), Heather Wood (551), Erik Longbottom (1528), Victoria Lestrange (1011), Patrick Steward (864), Mavelle Bones (922), Atreus Bulstrode (756), Orion Bulstrode (550)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa