• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[Litha 1972] Krąg ognisk

[Litha 1972] Krąg ognisk
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#241
08.12.2023, 16:12  ✶  

Cameron odwrócił wzrok w bok i zaczął skubać zębami dolną wargę, gdy z ust Heather padło pytanie o jej wagę. Wychowywał się w jednym domu z siostrą, więc wiedział, że na takie pytania nie ma dobrej odpowiedzi. Można było co najwyżej utrzymać równowagę na bardzo cienkiej linii z nadzieją, że konwersacja bardzo szybko zmieni swój bieg i skręci ku bardziej bezpiecznym tematom. Dłoń chłopaka przywarła mocniej do talii Rudej.

— Nie przejmuj się. Na szpitalnej diecie nie da się przytyć — mruknął, starając się odwrócić jej uwagę od komentarza Charlesa. — Poza tym wyglądasz fenomenalnie. Ja to wiem, ty to wiesz i fotografowie też to wiedzą.

Może nie były to najlepsze słowa pocieszenia, jednak nie mogła się z nim spierać co do jednej rzeczy: żarcie w stołówce św. Munga to nie była wizyta w pięciogwiazdkowej restauracji lub mugolskim fast-foodzie. W placówce wszystko było dokładnie odmierzone i dbano o to, aby wyeliminować wszelkie składniki, które mogłyby nie współgrać z mieszankami eliksirów i zaklęciami leczącymi. A to znacząco wpływało na smak i jakość potraw i przekąsek.

Na komentarz Heather o dzieciach, pokiwał tylko głową. Jakby się tak nad tym zastanowić to rola milczącego towarzysza wcale nie była taka zła. Nie musiał za dużo myśleć, a Wood jednak dużo lepiej wiedziała, jakie informacje powinny krążyć wśród ludzi, a jakie należało skrzętnie przed nimi ukrywać. On musiał tylko potakiwać i ładnie się uśmiechać. Cóż za komfort!

— Dobry Merlinie — Wypuścił głośno powietrze z ust, gdy Charles odszedł w poszukiwaniu innych wrażeń. — Przez chwilę naprawdę myślałem, że to on. Ta fryzura i — zatrząsł ramionami. — Styl bycia? Jakby ta dwójka się spotkała, to mam wrażenie, że świat mógłby się w sobie zapaść.

Z racji tego, że Effy również zniknęła im gdzieś z pola widzenia, Cameron poprowadził Heather w kierunku stoisk, aż w końcu ustawili się w kolejce do loterii pluszakowej. Przynajmniej tak się wydawało Lupinowi. Dosyć szybko zdał sobie jednak sprawę z tego, że nieco się pomylił. Nagrody należało sobie wywalczyć!

— Który ci się najbardziej podoba? — spytał, przechodząc nieco na przód. Rozejrzał się czujnie na boki. — Szkoda, że to tylko pluszaki, a nie biżuteria czy inne błyskotki...

Koniec końców nadeszła i jego kolej i na dobry początek postanowił sprawdzić się w rzucie obręczą. Czy uda mu się wygrać? Czy będzie mu dane obdarować ukochaną małym podarkiem?


Rzut O 1d100 - 11
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 86
Sukces!

Rzut O 1d100 - 14
Akcja nieudana
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#242
08.12.2023, 17:54  ✶  
Dla Patricka zachowanie Edge’a i Beast – przynajmniej w stosunku do jego osoby – wyglądało na jedną, wielką zasłonę dymną. Kobieta udawała, że nie rozumie po angielsku, jej kompan że… w sumie nie robi mu różnicy, co stoi obok niego (czy wściekły auror z dwójką wnuków, czy na wpół rozbawiony, na wpół zdziwiony sytuacją sopel lodu), byleby za wszelką cenę odwrócić uwagę od istoty sprawy.
Koniec końców zignorował więc lwią część tego co mówił i robił Edge. Za to nie zignorował niczego, co powiedział Cain. Przesunął wzrokiem po jego mundurze, mając nadzieję, że dziadkowie nie wiedzieli, że był tego dnia w pracy. Po tym co stało się na Beltane, byli trochę przewrażliwieni. Nie zamierzał też bardziej ingerować w to, co kuzyn chciał zrobić ze znajdującą się obok nich dwójką. Sam by ich puścił, ale też był gotowy później wyjaśniać Chesterowi, że zbiegli, że podali nieprawdziwe dane, że w zasadzie to nawet nie był na służbie.
- Powodzenia – rzucił w końcu w stronę całej trójki. Jeszcze raz spojrzał przelotnie na Edge’a i Beast (to na kobiecie skupiając wzrok nieco dłużej). Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Usłyszał dźwięk muzyki. Mimowolnie uderzył palcami prawej ręki o udo, jakby podchwytując melodię. W innej sytuacji, z miejsca poprosiłby ją do tańca. W tej byłoby to nie tylko niestosowne, ale i głupie (no i całkiem możliwe, że Fiery spróbowałaby okraść i jego). Prawie się uśmiechnął na tę myśl.
Kiwnął głową Cainowi na pożegnanie, a następnie odwrócił się i ruszył w głąb tłumu, pozostawiając go z Beast i Edgem. Już w drodze, dla świętego spokoju sprawdził czy sam nie został pozbawiony portfela lub szkicownika. O ile portfel mógłby jeszcze przeboleć, o tyle utrata szkicownika zabolałaby go mocniej. Dla postronnego obserwatora, jego rysunki nie byłyby wielką sztuką, ale Steward wyrażał w nich kierunki, którymi toczyły się jego myśli.
Kierował się w stronę ogniska. Tak naprawdę przyszedł tu dzisiaj po to, by się z nim zmierzyć. Przystanął nieopodal i zapatrzył się na trzaskające płomienie.

!płomienie
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#243
08.12.2023, 17:54  ✶  

Patrick Steward


Ogień ukazał ci złocisty stos galeonów w bankowej skrytce; zwiastun prędkiego wzbogacenia się. Twoją głowę zaczynają zaprzątać myśli o tym, jak korzystnie zainwestować swój majątek lub jakich przedsięwzięć się podjąć, aby otrzymać w pracy podwyżkę. A może to pora, by wziąć udział w loterii?
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#244
08.12.2023, 18:11  ✶  

Nie reagując na ciągłe przekładanie umówionych spotkań, w ostatnich tygodniach Theon wznosił się wręcz na wyżyny swojej cierpliwości. Cierpliwości, której - warto w tym miejscu zaznaczyć - w ostatnim czasie nie posiadał szczególnie dużo. Przytłoczony sprawami, które ciągnęły się za nim od poprzedniego sabatu, z trudem był w stanie zapanować nad wszystkim, co działo się w jego życiu. Stracił nad nim kontrolę. Porządnie się pogubił.

Momentami czuł, że zaczyna wręcz tonąć.

Camille miała być dla niego wybawieniem. Miała mu pomóc w pozbyciu się jednego spośród licznych problemów, z którymi Theon się borykał. Ich rodziny się znały. Matce Yaxleya wiadomym ponadto było, że jasnowłosa kobieta zna się na łamaniu klątw. Z tego też względu, świadoma sytuacji w jakiej znalazł się syn, zdecydowała się mu pomóc. Na tyle, na ile tylko była w stanie. A że Jennifer sama niegdyś klątwołamaniem była zainteresowana, pewne znajomości wśród specjalistów posiadała.

Gdyby to zależało tylko i wyłącznie od naszego bohatera, zapewne nie postawiłby stopy w pobliżu Stonehenge. Zwłaszcza, że z sabatami nie wiązały się obecnie najlepsze jego wspomnienia. Sprawy przedstawiały się jednak w taki sposób, że wielkiego wyboru tutaj nie posiadał. Zwłaszcza jeśli nie chciał na Camille czekać całego roku. Albo jeszcze dłużej. Dlatego też ostatecznie na miejscu się pojawił. 

Całkiem sam, ubrany w szarą koszulkę i proste spodnie, trzymając w ręku wianek, jaki przy wejściu wręczyła mu nieznajoma czarownica, przemierzał teren, na którym odbywała się zabawa, wypatrując wśród zgromadzonych wokół kręgu czarodziejów znajomej twarzy. Po drodze zdarzyło mu się potrącić jakiegoś mężczyznę, prawie by zahaczył łokciem o młodą dziewczynę. Nie bardzo zwracał jednak na takie szczegóły uwagę. Skupiony był tylko na tej jednej kwestii, która go tutaj ściągnęła.

Na wiążącej się z nią irytacji.

Wreszcie ją zauważył. W pobliżu płomieni starała się odpalić papierosa. Sięgnął po znajdującą się w kieszeni benzynówkę, zakupioną w jednym z mugolskich sklepów. Wyciągnął w kierunku kobiety, odpalił proponując tym samym ogień. Następnie, jeśli nie zabrała paczki, bezceremonialnie poczęstował się jednym z jej papierosów. W końcu cudzesy zawsze w cenie. A i jaka oszczędność.

- Podejrzewam, że Ci się przyda. - odezwał się w stronę Camille, nie wybrzmiała w tym jednak żadna nić sympatii, faktyczna chęć pomocy z tym nieszczęsnym papierosem. - Skoro już przyciągnęłaś mnie w to przeklęte miejsce, to może znajdziesz wreszcie chwilę, żeby o tym porozmawiać? - następnie zadał pytanie. Dotyczący sprawy, która go tutaj przyciągnęła; która nie mogła być dłużej odkładana na później. Zwłaszcza, że w dalszym ciągu stosunkowo mocno dawała mu w kość. Niby z czasem więź miała słabnąć, ale Theon jakoś nieszczególnie to odczuwał. - Chyba, że nadal zamierzasz odkładać to na później?


!wianki
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#245
08.12.2023, 18:11  ✶  

Werbena


Gdy tylko purpurowe kwiaty werbeny znalazły się na twojej głowie, poczułeś wszechogarniające poczucie bezpieczeństwa. Jesteś przekonany, że tej nocy złe moce się ciebie nie imają; wypełnia cię radość i spoglądasz w przyszłość z przekonaniem, że wszystko jakoś się ułoży.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#246
08.12.2023, 18:58  ✶  
Camille stała niedaleko ognisk, nie patrząc jeszcze w płomienie. Naumyślnie stanęła z boku, by nikt jej nie potrącił, i próbowała odpalić papierosa. Nie szło jej to wybitnie - blondynka ewidentnie miała myśli zupełnie gdzieś indziej. Musiały błądzić po nieznanych rejonach jej umysłu i być może jeszcze dalej, bowiem przez chwilę wyglądało to tak, jakby Delacour się zawiesiła, trzymając zapalniczkę przed papierosem wetkniętym między wargi.

Drgnęła jednak, a wszystko uleciało, gdy usłyszała znajomy głos. Głos, którego dawno nie słyszała, lecz który prześladował ją w snach odkąd tylko dostała od jego właściciela pierwszy list. Odwróciła głowę w kierunku Theona akurat w momencie, by przed oczami zatańczył jej ogień z benzynówki. Błękitne ślepia rozszerzyły się w wyrazie zaskoczenia, lecz ciało nie zareagowało w żaden jawny sposób poza widocznym spięciem mięśni. Pozwoliła tym samym, by odpalił papierosa, a nawet wyciągnął jednego z jej paczki.
- Śmiało, częstuj się, i dzień dobry, Theonie - odpowiedziała chłodno, ściągając brwi w wyrazie niemiłego zaskoczenia i irytacji. Schowała paczkę do kieszeni przed złodziejem, a wolną ręką sięgnęła po tego, który tkwił między jej wargami. Nie wyglądała na zadowoloną - jej twarz nieco się nachmurzyła, a ona sama cudem przemogła odruch zrobienia kroku w tył. Postanowiła jednak nie dać mu tej satysfakcji. Głupio zrobiła, że zdradziła mu swoje plany, ale poczuła się w obowiązku wytłumaczenia, czemu po raz kolejny przekłada obiecane spotkanie. Najpierw dyżur, a potem Litha, o której po prostu zapomniała. Miała do tego prawo, to nie ona była Yaxley'owi cokolwiek winna.

Ostrożnie wypuściła dym w kierunku mężczyzny, jakby go prowokując. Nie uśmiechała się już, jej usta były ściągnięte w wąską kreskę.
- Ja cię ściągnęłam tutaj? - zapytała, unosząc brwi w wyrazie głębokiego, bezbrzeżnego zdumienia. Przecież sam tu przyszedł. Owszem, popełniła błąd w postaci nadmiernego tłumaczenia się ze swoich planów, lecz nigdy by nie pomyślała, że Theon zjawi się tutaj, że przyjdzie na sabat, i będzie ją nękał. - Naprawdę uważasz, że to jest odpowiedni czas i miejsce, żeby o tym rozmawiać?
Zachowała uprzejmy ton, lecz w chwili gdy tylko Yaxley się pojawił, naruszając jej strefę prywatną, odpoczynku i wolnego czasu, zniknęła gdzieś łagodność i ciepło. Zostały zastąpione chłodną obojętnością, która dobitnie sugerowała, że Camille nie odpowiada tak nagłe pojawienie się mężczyzny.
- Jutro o tym porozmawiamy. Wzięłam wolne, by móc do ciebie przyjść i zająć się twoim... problemem należycie, z odpowiednią uwagą i starannością - rozmowa o tym, co mu dolegało, wśród tego tłumu, nie była najlepszym pomysłem. Zdążyła zapomnieć o tym, jaki Theon był za młodu. Najwyraźniej nie zmienił się za bardzo przez te kilka lat.
Ćma
So here we are reinventing the wheel
Ambition tearing out the heart of you,
Carving lines into you
Smukła, dość wysoka jak na kobietę (172cm), niewyróżniająca się z tłumu. To co zapamiętasz po kilkusekundowej migawce, to jej ciemne włosy i jasne oczy. Jakiego koloru? Tutaj już poeci i ewentualni adoratorzy mogą się popisać, my sobie nie będziemy tym głowy zawracać. Włosy, naturalnie przypominające puchową szopę, ujarzmia zaklęciami wygładzającymi. Niewielu wie, że jest pół-człowiekiem pół-pudlem, bo ten rytuał pielęgnacyjny odprawia już od 10 roku życia (dziękuję ci, świętej pamięci mamo!!) W półmroku całkiem ładna, ale dużo traci w starciu z bezlitosnym słońcem. Ujawni sińce pod oczyma i bladą, nawet trochę szarą cerę. Czasami nakreślą się na licu jakieś inne kolory, ale musiałbyś kazać jej się przebiegnąć, albo porobić kilka pajacyków (może też wtedy zemdleć, więc to ryzykowna gra). Nie potrafi ubrać się stosownie do okazji. Jeżeli widzisz ją paradującą w drogiej, czarodziejskiej szacie i długich kolczykach, to całkiem prawdopodobne, że nie idzie na randkę, ale po ziemniaki na ryneczku. Głos ma raczej niższy, niż wysoki, ale wyjątkowo młody, trochę nawet dziecinny. Uśmiecha się często, ale raczej nie do ludzi. Trochę ekscentryczna, może nawet dziwna, ale JESZCZE nie świr, którego omija się okrągłym łukiem. Zawsze pachnie wiśnią. Prawdziwą czy jakimś syntetykiem magicznym, nikt nie jest w stanie stwierdzić.

Septima Ollivander
#247
08.12.2023, 19:24  ✶  
Płomienie milcząco ukłoniły jej się, lecz tylko jeden uniósł się ku niebu, migocząc na końcu jak maleńki diament. W ową chwilę ogarnął ją spokój, acz w duszy drgnęła delikatna nuta rozczarowania, gdy uświadomiła sobie, że w najbliższych chwilach czekać ją mogła jedynie zwyczajność.
Jakby tego wcale nie wiedziała.
Traciła tu czas, a przecież w tym samym momencie mogłaby siedzieć w warsztacie i pracować nad zaległymi projektami. Zasiadłaby przy biurku, aż gwiaździsty mrok otuliłby ją swym atramentowym płaszczem, ranek powitałby ją powietrzem dziwnie cierpkim i rześkim. Z szelestu arkuszy, z nieskończonego kartkowania papierów wyrastałaby kratkowana i pełna egzystencja tego pokoju, a z nieustannego przekładania plików odnawiałaby się w powietrzu z niezliczonych nagłówków naukowych apoteoza jej istnienia.
Ale znajdowała się tutaj, uwięziona w rozczarowaniach własnego umysłu, w miejscu gdzie w powietrzu unosił się zapach magicznych, nęcących ziół, a melodia zapomnianych pieśni napływa jak fala mistycznego zaklęcia. Oderwała spojrzenie od płomieni, zerkając ukradkowo w kierunku Sary i Leviathana. Stali w zasięgu wzroku, ale nie zamierzała do nich podchodzić, ani się z nimi witać. Jej dłoń bezwiednie powędrowała do bransolety, która oplatała jej nadgarstek. Czy Leviego również? Tego nie wiedziała.
Zdjęła ją, badając palcami chropowatą teksturę, tak jakby wcale sama jej nie wystrugała, tak jakby sama nie wybierała drewna, a w rękach wylądowała po raz pierwszy. Niewielu rzeczy w życiu żałowała, na pewno nie ze swoim napęczniałym ego i umysłem nie przepadającym za wewnętrzną refleksją, ale tego właśnie tworu - "dowodu" przyjaźni jaki wyskrobała pod wpływem dziwnej emocji rozrzewnienia, żałowała. I może w prastarej magii Lithy coś faktycznie drzemało i słuchało zarówno myśli jak i emocji nią targających, bo całkiem nagle poczuła impet uderzenia. Niekoniecznie silnego, ale rozkojarzoną Septimę pozbawiło to balansu oraz kończynowej koordynacji. W rezultacie, trzymaną bransoletkę opuściła na ziemię. Słów przeproszenia nie usłyszała, bo okrąglak poturlał się w kierunku jądra płomienia, zatrzymując się w popiołowych trocinach. Lada moment pożreć go miał ogień, a na to Ollivanderówna pozwolić nie mogła... prawda?
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#248
08.12.2023, 19:44  ✶  

Nie zwrócił uwagi na to, w jaki sposób Camille zareagowała na jego niespodziewane towarzystwo. Obecnie w nosie miał jej ton głosu czy wyraz twarzy. Nie obchodziło go również to, co na jego temat myślała. Od pewnego czasu zainteresowany był w zasadzie tylko samym sobą. Zależało mu wyłącznie na wyprostowaniu pewnych spraw, przez które nie był w stanie przesypiać całych nocy.

- Mógłby być lepszy. - bardziej wymamrotał, niż odpowiedział, wkładając między usta cudzesa. Odpalając go z pomocą tej samej benzynówki, którą chwilę temu podstawił pod nos Camille.

I faktycznie tak uważał. Dla niego nie był to dobry dzień, podobnie jak ten poprzedni i jeszcze wcześniejszy. W ostatnim czasie jakoś tak z trudem przychodziło mu znaleźć jakieś pozytywy. Wszystko się pokomplikowało i nie bardzo wiedział w jaki sposób powinien to uporządkować. A czas, ten cholerny czas leciał. I nie chciał zwolnić.

Zaciągnął się, żeby po chwili wypuścić nieco dymu.

- Gdybyś nie przekładała raz za razem naszego spotkania nie byłbym zmuszony biegać za Tobą aż na sabat. - zauważył. Dla niego sprawa była prosta. Potrzebował Camille. Potrzebował jej pomocy na już. Nie za tydzień, miesiąc, albo - na Merlina! - za rok. Nie byłby w stanie tak długo czekać.

O ile faktycznie po tak długim czasie nadal odczuwałby skutki magii, z którą zdarzyło mu się zetknąć podczas Beltane.

- Nie wciskaj mi tu kitu. - nie chciał ryzykować, a poza tym... też Camilli nie ufał. Nie miał podstaw do tego, aby uwierzyć w to, że kolejny raz nie dostanie od niej z samego rana liściku z przeprosinami i jakimś dziwnym tłumaczeniem. - Czekam już z tym na tyle długo, Camille, że jeszcze trochę i chyba kompletnie oszaleje. - pomimo całej tej irytacji, pozwolił sobie na odrobinę szczerości. A ona.. przecież z takimi przypadkami miała już styczność. Powinna rozumieć. Powinna wiedzieć jak to cholerstwo działa.

Powinna więc też okazać Yaxleyowi trochę zrozumienia?

O ile na to ostatnie zasługiwał ktoś, kto zachowywał się w taki sposób. Nachodził Ciebie podczas święta i wypominał, że jak dotąd nie znalazłaś dla niego czasu. No cóż. Theon był jaki był. Niby nie miał już kilkunastu lat, ale nadal zdarzało się, że postępował lekkomyślnie. Nie zastanawiał się, tylko działał.

- Naprawdę nie jesteś w stanie znaleźć chwili i chociaż powiedzieć jak to paskudztwo działa i czy damy radę się tego pozbyć?

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#249
08.12.2023, 20:24  ✶  
Westchnęła. Miał trochę racji - sama nie lubiła być zbywana w ten sposób i tak często, ale na litość, wiedział doskonale, gdzie pracuje i jaki charakter ma jej praca. Z drugiej strony zachowywał się teraz jak kompletny cham, miała ochotę strzelić mu w pysk za to, co właśnie wyczyniał, ale z trzeciej: widziała, jak bardzo cierpi. Paliła więc tego papierosa, nie odczuwając już go tak intensywnie, jak tego pierwszego. To dobrze, bo zdecydowanie potrzebowała teraz wypalić go w całości. I może jeszcze dwa kolejne.

Camille przeniosła ciężar ciała na prawą nogę i westchnęła po raz kolejny. Theon opisał jej pokrótce w liście, co się stało. Nie mogła go zignorować w takim momencie, zwłaszcza że zdawał się być naprawdę zdesperowany. Rzuciła tylko tęskne spojrzenie w stronę namiotów, a potem przerzuciła spojrzenie na Yaxleya.
- Wiem, wybacz. Nie robię tego celowo - powiedziała miękko, łagodząc trochę spojrzenie. - Dobrze, odejdźmy trochę i postaram ci się pomóc doraźnie, w porządku?
Empatia jako taka była wpisana w jej zawód - i chociaż Delacour uodporniła się w znacznym stopniu na cierpienie pacjentów, to jednak nie mogła zignorować faktu, że Theon nie chodziłby za nią, gdyby naprawdę nie był zdesperowany. Musiał naprawdę cierpieć. Powstrzymała jednak odruch wyciągnięcia dłoni do Yaxleya, domyślając się, że mógłby to źle zrozumieć lub po prostu nie życzyć sobie dotyku. Nie każdy go lubił. Wskazała mu tylko głową miejsce, gdzie było zdecydowanie mniej ludzi, a potem sama ruszyła w tamtym kierunku.
- Byłeś dość enigmatyczny w swoim liście, lecz z tego co zaobserwowałam w Mungu, nie jesteś pierwszym takim przypadkiem, więc mam pojęcie, co się stało - powiedziała, zbliżając się na niebezpieczną odległość do Theona. Nie chciała naruszać jego przestrzeni osobistej, lecz musiała. Wszystko po to, by kręcące się wokół osoby nie podsłuchały tego, o czym do niego mówiła. Nie potrzebowali plotek - i chociaż byli nieco na uboczu, a wokół panował gwar, to wciąż ktoś niepowołany mógł podsłuchać o czym rozmawiają. - Mogę się jedynie domyślać, co czujesz. Musisz mi dokładnie opowiedzieć, co się stało na Beltane. Czy rytuał został dopełniony? Co się stało później? Dlaczego dopiero od kilku dni próbujesz się ze mną skontaktować? Czy oprócz... Nienazwanych uczuć, jak to określiłeś, odczuwasz coś jeszcze? Jakiekolwiek dolegliwości? Duszność? Kaszel? Chęć pozbawienia siebie lub kogoś życia?
Starała się zadawać mu rzeczowe pytania. I jak bardzo by chciała odpowiedzieć mu od razu na list, tak po prostu nie mogła tego zrobić. Najpierw musiała zrozumieć istotę problemu, poznać ją dogłębnie, by udzielić mu wskazówki, dzięki której być może będzie trochę lepiej. W Mungu zajmowali się klątwą, która dotknęła niektórych uczestników Beltane. Lecz do każdego przypadku podchodzili trochę inaczej. Nie było tu jednej jedynej recepty na tę "dolegliwość".
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#250
09.12.2023, 00:07  ✶  
Komplement łatwiej byłoby zrzucić na spinkę. I innego dnia, Ulysses na pewno przytaknąłby, że rzeczywiście, Danielle miała bardzo ładną spinkę. Zabrzmiałoby dość niezręcznie, ale w jego przypadku niezręczność nie była niczym szczególnym. A potem zapytałby, niby przypadkiem, czy przyszła sama, żeby wybadać, czy gdzieś w tłumie nie czaił się Samuel Kozica Górska Carrow, bo jeśli się czaił to powinien zaproponować, że odprowadzi ją do niego.
Tyle, że dzisiaj wcale nie chciał wiedzieć, czy Carrow gdzieś tam był i – tym bardziej – nie chciał jej do niego odprowadzać. Może to była kwestia wianka na głowie, może pomyślnej wróżby a może tęsknoty, ale chciał ją zatrzymać dla siebie. Na chwilę. Na dłużej.
- Nie, to nie przez spinkę – zaprzeczył. Zachodził przy tym w głowę, czy powinien dodać, że spinka oczywiście była ładna. Tak pewnie by wypadało, ale nie spinkę próbował skomplementować.
A potem patrzył jak Danielle witała się Cathalem i Letą, zdając sobie sprawę, że była to akurat ta dwójka ludzi, którym naprawdę mógł ją przedstawić. Śledził z napięciem gesty i słowa, które wymieniali. Chciał, żeby się zaakceptowali. Zwłaszcza Danielle i Cathal (Leta też, ale Leta zawsze była jednak bardziej z boku, dopisana do Shafiqa jak fatum).
- Adoptowałem go – odpowiedział na pytanie o psa. Nawet nie przeszło mu przez głowę, że mógłby poszukać zwierzęciu lepszego właściciela, choć w sumie – gdy Danielle o tym wspomniała, nagle wydało mu się o wiele mądrzejszym rozwiązaniem. Tyle że uratowali go razem, ona lubiła psy, więc jakoś tak odruchowo założył, że pies powinien zostać, bo tak jakby był już ich dwójki? – Właściwie… właściwie obydwaj go zaadoptowaliśmy. Mieszka w domu Cathala, ale staram się do niego regularnie przychodzić, kupuję mu karmę, wyprowadzam. - Robię z nim te wszystkie rzeczy, które trzeba robić z psem. Mimo, że jest żywiołowy, wszystko niszczy i czasem śmierdzi. - Możemy się wymienić wiankami – zaproponował, gotów ściągnąć swój z głowy i podać go Danielle, ale zanim to zrobił, całkiem niespodziewanie – dla siebie samego, chyba wiedziony tą samą odwagą, która podyktowała mu upieranie się przy komplementowaniu uzdrowicielki a nie części jej garderoby – złapał ją za rękę. – Zostań. Jeśli chcesz. Możemy się przespacerować. Albo mogę cię zabrać do naszego psa. Albo możemy napić się kremowego piwa. – Albo mogę wziąć udział w tych durnych zabawach i mogę się ośmieszyć, bo nie jestem nawet w części tak sprawny jak kozica górska. Zrobimy to, na co będziesz miała ochotę.
Na Cathala i Letę kompletnie przestał zwracać uwagę.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Rowena Ravenclaw (3439), Bellatrix Black (3179), Pan Losu (3355), Cathal Shafiq (2172), Rodolphus Lestrange (3252), Felix Bell (2197), Perseus Black (2184), Garrick Ollivander (1124), Septima Ollivander (1460), The Little Fox (2342), Leon Bletchley (3770), Olivia Quirke (3146), Vespera Rookwood (2273), Lorraine Malfoy (2168), Laurence Selwyn (1299), Leta Crouch (1909), Ulysses Rookwood (2888), Leviathan Rowle (2539), Chester Rookwood (6440), The Beast (2512), Sarah Macmillan (2428), Florence Bulstrode (1555), Vincent Prewett (1670), Avelina Paxton (3074), Murtagh Macmillan (1528), Augustus Rookwood (2816), The Overseer (2457), The Edge (4021), Maeve Chang (772), Philip Nott (1727), Cain Bletchley (3618), Logan Nott (1069), Bard Beedle (6610), Loretta Lestrange (321), Patrick Steward (2033), Cameron Lupin (3502), Heather Wood (3478), Diana Mulciber (905), Danielle Longbottom (2513), Effimery Trelawney (1523), Lucky Luke (1577), Imogen Rookwood (2434), Dora Crawford (654), Esmé Rowle (2739), Geraldine Yaxley (1544), Nora Figg (1225), The Lightbringer (2213), The Tempest (416), Dagur Nordgersim (2259), Albert Rookwood (699), Hjalmar Nordgersim (1601), Sebastian Macmillan (1919), Alastor Moody (1120), Persephona Degenhardt (1163), Hades McKinnon (1333), Theon Travers (2493)


Strony (38): « Wstecz 1 … 23 24 25 26 27 … 38 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa