
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
17.02.2024, 00:13 ✶
Otrzymujesz pierścionek ze srebrzystym oczkiem, który po założeniu sprawia, że twoje ubranie i włosy zaczynają mienić się, jakby przysypane gwiezdnym pyłem.
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.
17.02.2024, 07:49 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.02.2024, 07:54 przez Bard Beedle.)
Rzuty na świetliki, koszyk - i kolejny post, bo przerzucałam jedną dwójkę
Zgodnie z głosowaniem na dc - główny odpis barda od tej pory co cztery dni i wyznacza turę oraz popycha do przodu akcję. Podczas jednej tury każda postać może napisać maksymalnie trzy posty. Tym razem wrzucam szybciej, żeby wyrównać liczbę tur (bo niektórzy zrobili swoje trzy odpisy, a potem ktoś dołączył do nich na swój pierwszy). Można też oczywiście jeden albo wcale i odbić też na osobne sesje. Mogą pojawić się w międzyczasie dodatkowe odpisy barda dla pojedynczych osób. NA DC TAGUJCIE OGÓLNY TAG TYLKO JEŚLI ROBICIE COŚ CO WIĘCEJ OSÓB POWINNO ZOBACZYĆ ROZPISKA KTO GDZIE I CO ROBI NA KONIEC I TURY, PRZED PONIŻSZYM ODPISEM wiadomość pozafabularna
Perseus, Nora i Samuel M. stoją razem w pobliżu drinków. Erik unosi się w powietrzu, trzymając się Samuela.Victoria, Avelina, Alastor i Atreus stoją razem kawałek od pierwszej grupy Brenna i Vincent tańczą na parkiecie Dora i Effie siedzą razem przy stoliku. Neil i Morpheus poszli w stronę Nory, Sama, Erika i Persa. Samuel C. z Ulą są przy jedzeniu Florence posadziłam z boku Patrick i Sebastian weszli na imprezę Kolejna tura rozpocznie się: 21.02 * Część ogólnaNie było tu tak tłoczno, jak na większości balów czystokrwistych czy większych, otwartych zabawach, ale i tak w klubie zgromadziło się dobre trzydzieści osób. Byli to głównie ludzie powiązani jakoś z Zakonem lub jego członkami, ale i paru mieszkańców Doliny Godryka - zaproszonych i z sympatii, i dlatego, że ich pominięcie zdało się komuś niegrzeczne. Przy jednym ze stołów siedział na przykład Jonathan Meadowes, przyrodni brat nieżyjącego już Jasona Meadowesa, który pomógł ukryć się Catharine Barlow i wraz z nią został ewakuowany do Warowni. I który po tamtej przygodzie zamieszkał w Londynie i dołączył do Sieci. Znali go z obecnych jedynie mieszkańcy domu Longbottomów, chociaż inni mogli dostrzec pewne podobieństwo do Jasona. Gdzieś przy ławie z jedzeniem buszowała Nell Bagshot, dziewczyna, która nie należała do Zakonu, ale którą mieszkańcy Doliny mogli kojarzyć: stąd pochodziła i chociaż wyjechała na całe lata, teraz wpadała często do domu, by zająć się chorującą matką. Ekscentryczna, niska historyczka - uzdrowicielka mamrotała coś pod nosem i zajadała się ciasteczkami. Zaopatrująca Zakon w zioła młoda Sproutówna tańczyła ze swoim kuzynem na ciemnej powierzchni jeziora. Ta odbijała gwiazdy - albo zaczarowano ją tak, by te się pojawiały - i zaledwie cienie tańczących, wiele cieni, bo pośród roślin na brzegach "jeziora" ukryto tu i ówdzie lampy, emanujące błękitnym światłem. Kelner Johnny dwoił się i troił serwując drinki. Lojalnie uprzedzał o magicznych efektach i tym, którzy nie chcieli ryzykować, polecał nalać sobie wina z półki. Gdy Erik wzniósł się w powietrze, chłopak zamarł na chwilę i mruknął pod nosem coś o tym, że czemu ten skakał, ale potem podejrzliwie spojrzał na szklanki. Jakby zastanawiał się czy nie zrobił za dużego drinka... Sam mógł utrzymać Erika - ten w końcu był bardzo lekki. Magiczne instrumenty i muzyk na scenie zakończyli wygrywanie skocznej melodii, przywodzącej na myśl jakąś magiczną krainę czy występy średniowiecznych trubadurów. Przyszła pora na małą odmianę: popłynęły dźwięki melodii Can’t help falling in love with you*** mugolskiego przeboju. ***piosenka wybrana przez Victorię, która pójdzie w tej turze nam zaśpiewać. Ma buffa głosu z drinka. Nora, Victoria, AtreusTymczasem świetliki, być może zwabione migotliwym szalem Nory, podfrunęły do niej i opadły na jej ramiona. Kilka innych podleciało do Atreusa i wplątało się mu we włosy. Z kolei dziewczyna, która rozdawała prezenty, pomyliła się w pewnym momencie – i podsunęła koszyk Victorii***. ***możesz rzucić drugi raz prezent, w dowolnym poście – niekoniecznie w tej chwili, skoro biegniesz na scenę, chyba że chcesz po drodze Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana.
Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty.
W tłumie łatwo może zniknąć.
Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.
17.02.2024, 08:18 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.02.2024, 15:37 przez Brenna Longbottom.)
Tańczę i gadam z Vincem, a potem się kłaniam w podzięce za taniec
Brenna tańcząc na parkiecie nie miała okazji zobaczyć występu Erika – może dobrze, bo gdyby go dostrzegła, na pewno pobiegłaby go ratować, a miał tam przecież paru potencjalnych bohaterów… A on mówił, że to ona ciągle pakowała się w jakieś kłopoty! Nie widziała niczego jednak, więc zamiast tego zajmowała się tańcem, jedną ręką trzymając dłoń Vincenta, drugą opierając mu na przedramieniu. - Sherwood, jesteś Ślizgonem. Zmanipuluj jakoś swojego brata. Udaj, że zakochałeś się w mugolce, i że rezygnujesz z tego związku dla dobra rodziny, ale masz złamane serce i potrzebujesz czasu. Powiedz mu, że już się o kogoś starasz, zyskasz może trochę spokoju. Albo bądź mężczyzną i oznajmij, że sam znajdziesz sobie żonę, a on ma się odczepić… gdybym była złośliwa, powiedziałabym, że możesz też wspomnieć, że jego córka jest rok starsza od ciebie, ale nie chcę zrzucać takiego wiadra zimnej wody na głowę Pandory - oświadczyła Brenna, obracając się w tańcu. Ona sama tańczyć umiała i lubiła, bo ogólnie lubiła być w ruchu, a jej matka nie przeżyłaby chyba, gdyby jej dzieci nie nabyły tej podstawowej w oczach Elise Potter umiejętności. I nie pałała taką niechęcią do bali jak Vincent, ale może miało to coś wspólnego z tym, że jej własny ojciec nie próbował znaleźć córce męża, a chociaż brat snuł jakieś intrygi, to Brenna była względnie spokojna, że jego zdoła spacyfikować. Inna sprawa, że jednak lepiej czuła się tutaj. Wśród przyjaciół. Nawet jeżeli było tutaj parę pojedynczych osób, którym nie do końca ufała, to jednak ta reszta miała przytłaczającą przewagę. - Tak. Kelner ma ostrzegać każdego, że mają specjalny efekt. Podobno po niektórych czujesz się bardzo lekki, po innych masz ochotę śpiewać, takie tam... - wyjaśniła, na moment milknąc przy kolejnym obrocie. Nie że Brennie by przeszkadzało, gdyby skończyła na drzewie albo nagle wyśpiewała coś na scenie: należała akurat do osób mało przejmujących się takimi rzeczami. Ale nie zamierzała tykać drinków, bo ktoś musiał być trzeźwy. Na wypadek, gdyby coś się stało. I żeby ktoś potem zgarnął podpitych gości do Warowni lub władował do Błędnego Rycerza. - Mnie nawet taki drink nie pomoże - oświadczyła samokrytycznie, a potem roześmiała się, kiedy wspomniał o lusterku. – Jasne, ja i mój narcyzm. Mogłeś trafić gorzej i wylosować na przykład mój autograf. Albo zdjęcie. Wrzuciłam tam też skróconą autobiografię, bo przecież każdego to interesuje… A tak na serio, musiałeś myśleć coś w rodzaju „ale Brennie odwaliło, że wstawiła las do stodoły”. Pokazuje osoby, o których akurat myślisz. Albo miejsca – wyjaśniła, a potem, gdy muzyka umilkła na moment przed kolejnym utworem (i nim Vika rozpoczęła swój wielki występ), Brenna puściła jego rękę, chwyciła dół sukni i wykonała lekki, nieco teatralny ukłon. – Dziękuję za taniec, panie Prewett. Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami.
Norę obsiadły świetliki, do tego nie może mówić prawdy, stoi w kółeczku: Erik (fruwający), Sam, Pers, Morph i Neil. Uśmiech rozświetlał jej twarz, kiedy Erik ją komplementował. To było miłe, za każdym razem, chociaż słyszała podobne słowa już wiele razy. Dobrze było mieć świadomość, że ma się przy sobie kogoś, kto zawsze jest skłonny rzucić jakimś ciepłym słowem, nawet jeśli tego w tej chwili nie potrzebowała, bo miała świadomość, że wygląda dobrze, nie po to szykowała się od rana, żeby teraz nad tym dywagować. - Ostatnio zadziałało, aż za bardzo. - Wolałaby zapomnieć o tej sytuacji i rozluźnieniu, które przyniósł wypity w Warowni bimber, bo było to raczej dosyć żenujące, ale zdarzało się najlepszym, czyż nie? - Może i nie będzie to samo, ale może doceń, że się staram, co? - Zdecydowanie nie trafiła z jego strojem, ale naprawdę mogła jeszcze spróbować to naprawić, wiedziała, że aparycja jest dla Longbottoma istotna, nie bez powodu był czasem żartobliwie nazywany przez najbliższych Misterem Magii. - Coraz pewniej się czuję w transmutacji, to jedyna dziedzina magii z której korzystam przy pracy. - Nie był to może jakiś wybitny poziom, ale mogłaby coś pokombinować, skoro dawała sobie radę z magicznymi tortami, to pewnie udałoby się jej też stworzyć jakieś ubranie, przynajmniej tak zakładała. Drink, który wypiła... był smaczny, to na pewno, najważniejsze jednak, żeby szybko przyniósł oczekiwany efekt, bo zdecydowanie potrzebowała rozluźnienia. - Nie, nie wyglądamy razem ładnie. - Na jej twarzy pojawiła się dziwna konsternacja, bo to chyba nie do końca było to, co chciała powiedzieć. Miała świadomość, że drinki mogą przynosić różne efekty, w końcu pan kelner ostrzegał, rzuciła mu szybkie spojrzenie, jakby szukała jakiejś odpowiedzi, no ale jej nie znalazła. Odetchnęła zaś jedynie głęboko, bo nie miała pojęcia, co się dzieje. Wspaniały nastrój prysnął, jak przy dotknięciu czarodziejską różdżką. - Najbardziej podoba mi się, że można tutaj spotkać dawno niewidzianych znajomych. - Znajomych, żeby to było takie proste. Kłamała, czuła, że kłamie, że wszystko, co mówi jest nieprawdą. Zaróżowiła się przy tym okropnie, jeszcze chwila, a stąd odejdą, chociaż, Erik pewnie będzie chciał dotrzymać towarzystwa Persowi, kurwa mać przeszło jej przez myśl, gdy zaczęła analizować całą sytuację. - Przyjmij moje kondolencje, z okazji tego drastycznego kroku, na który się zdecydowałeś. - Powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha do Blacka, dopóki nie dotarło do niej, co właściwie powiedziała. Czuła, że policzki pieką ją coraz bardziej. Na całe szczęście, wtedy Erik wzbił się w powietrze. Próbowała go złapać, ale była za niska, aby sięgnąć jego dłoni, szczególnie, że dzisiaj też odpuściła wyższe buty. - Zostawcie go, niech wisi na suficie... - Powiedziała, chociaż zupełnie nie o to jej chodziło. Spoglądała jednak błagalnie na Sama aby nie pozwolił mu odlecieć. Jakby tego było mało, kolejne osoby pojawiły się przy ich małym zgromadzeniu, kiwnęła im głową na przywitanie. - Ta, jasne. - Powiedziała, kiedy Morpheus wspomniał, że wygląda pięknie. Przytuliła go jednak ciepło na przywitanie. Później spojrzała na Neila. - Spodziewałam się ciebie tutaj. - Znaczy, zupełnie się go nie spodziewała tutaj zobaczyć, jeszcze w towarzystwie starszego z Longbottomów, ale słowa mówiły, co innego. Wtedy, podleciały do niej te świetliki, które postanowiły usiąść na jej ramionach. Nie miała pojęcia dlaczego to zrobiły, może przyciągnęła je jej sukienka, szal, czy kto wie co jeszcze. Figg nie przeganiała ich, przyglądała się im zadowolona i zachwycała ich blaskiem. Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają szlacheckie pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.
17.02.2024, 10:07 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2024, 21:18 przez Samuel McGonagall.)
tltr: Sam animaguje w niedźwiedzia brunatnego, który sprowadza Erika na ziemię. Pozostaje w formie niedźwiedzia, który ma ok 1,5 w kłębie i sobie obecnie stoi pilnując, żeby Erik nie odleciał znowu.
Plan był prosty. Miał sobie spokojnie podpierać ścianę, aż przyjdzie Morpheus, rozmówić się z nim, potem zdecydować czy chce tu zostać, czy nie. Co mogło pójść nie tak? Przez głowę lotem błyskawicy przetoczył mu się korowód myśli. Powiedzieć, że czuł się niekomfortowo to mało. Pewność siebie i pozytywne samopoczucie nieoczekiwanie dostały jakąś tajemną dziurę w burcie i ten statek zdecydowanie zaczął tonąć. Nora wyglądała obłędnie, a każde jej słowo, złośliwe, pełne goryczy, zaczepności, przypominało mu o liście, który czytał tak niedawno. Każdy jej ruch, każde drżenie kącika... widywał ją przez te osiem lat, uciekał za każdym razem, by nie dopuszczać do konfrontacji, by nie musić się mierzyć z rozmową, która – kto wie, prędzej czy później między nimi pewnie nastąpi. Mówił sobie, że to dla jej dobra, ale nie oszukujmy się, tak było po prostu wygodniej. Z drugiej strony... dlaczego od miesięcy przesiadywał w barze jej babci i warowni, zamiast koczować u Ariela? Czyżby liczył na to, że skoro los zmusił go do wyprowadzki, to pomoże mu, aby w końcu porozmawiali? Trzymając Erika, spojrzał niepewnie w stronę Perseusa. Te czujne czarne oczy, wychudzona sylwetka, szponiaste palce i niekończąca się ocena... Lubił z nim pić, lubił gdy się śmiali, ale teraz, teraz tak bardzo nie lubił faktu, jak bardzo Perseus przypomina mu jego matkę. Matkę, która była w stanie bez trudu odczytać jego intencje, myśli, marzenia, matkę, której teraz otwarcie się sprzeciwiał będąc tu z nimi wszystkimi, narażając się, angażując się, lubiąc ludzi, chcąc być częścią społeczności. Lekarz sam z siebie z pewnością reprezentował odmienne stanowisko, ale teraz dysonans poznawczy młodzika ugniótł go, nie wiedząc bardziej czy lękając się błyszczących w głowie oskarżeń wobec samego siebie, czy tego jak doświadczony psychiatra, widząc wszystko obmalowane na jego twarzy nie da mu żyć i siłą (perswazji raczej patrząc na stan jego mięśni) zaciągnie go na kozetkę. I jeszcze Morpheus, który podszedł do nich z tym niewydarzonym szczurem. Wyglądał dokładnie tak, jak Samuel chciał początkowo wyglądać i próbował to opisać Brennie. Ptak o właściwym upierzeniu, idealnym na porę lęgową. Gdy przytulił się na powitanie, we wrażliwy nos uderzył go jego zapach, ciężar i słodycz dojrzałej śliwki doprawiony cierpkością niepozornej, biedniejszej siostry czereśni. Owoce były w zasięgu spożywczych możliwości Sama tylko smażone na smalcu, lub dodawane do pieczystego. Przełknął ślinę, wraz z gładkim komplementem. To było mgnienie, tornado myśli, ręce zaczynały mu się pocić, czuł jak czerwień zalewa mu zbyt ekspresyjną twarz. Musiał coś zrobić, musiał skupić się na zadaniu... – Odsuńcie się – warknął, może nazbyt chropowato, samemu przesuwając się o metr od nich. Erik był lekki, to nie był problem, by ściągnąć go na dół tak po prostu. Ale pozostawała to doskonała wymówka, by sięgnąć po rozwiązanie, którego nikt nie będzie miał mu za złe. Wszyscy – no może poza Neilem, ale walić to, jak zemdleje, żadna strata – wiedzieli, że jest animagiem. Jego oficjalnie jedyną zarejestrowaną w urzędach formą był niedźwiedź brunatny, który na dwóch łapach miał niemalże trzy metry. Wydłużając się i obrastając futrem, nabierając masy i adekwatnych, nie tak odległych od człowieka kształtów, zapewne "podfrunął" trzymającym go mężczyzną nieco wyżej (kto wie, może jednak sufit tego miejsca był zdecydowanie niżej?. Płynnie jednak opuścił łapę, którą Erik trzymał, tak by go sobie obniżyć i zagarnąć drugą do futrzastego objęcia w zaskakująco delikatnym geście. A potem opadł do normalnej czterołapiej pozycji z Erikiem, który miał do dyspozycji 400 kilową kotwicę, na wypadek gdyby mocno przelany drink, miałby go odlecieć z kimś. Tak, tak, to był oficjalny powód. Miał być niedźwiedź tańczący w koszuli, ostatecznie był niedźwiedź, który zdecydowanie nie tańczył no i koszula też, gdzieś tam była, ale zniknęła pod brunatnobrązowym futrem. Najbardziej żal mu było diademu, który też został wchłonięty przez zwierzęcą formę. Z gardła aż dobył mu się rozżalony, krótki i żałosny dźwięk, przypominający bardziej nawoływanie, a może troskę o stan Erika? Czy był tu ktoś biegły w niedźwiedzim? Samuel mierzy jakieś 185 centymetrów wzrostu. Jest bardzo wysportowany, lubi wszelkie aktywności fizyczne. Włosy ma jasne, zawsze czesane wiatrem, często zbyt długie i roztrzepane, pojedyncze kosmyki nachodzą mu na jasnoniebieskie oczy. Na jego twarzy zazwyczaj maluje się beztroski uśmiech. Pachnie smarem i tytoniem.
17.02.2024, 23:04 ✶
Dotarli z Ulą do stołu z jedzeniem, stoją tam, i patrzą, co się dzieje.
Jego zdaniem Ula prezentowała się wspaniale, nie porównywał jej do innych, bo po co? Nie było takiej potrzeby, dla niego wyglądała naprawdę wspaniale, cieszył go jej uśmiech, miał nadzieję, że będzie tylko lepiej, wszak był to dopiero początek potańcówki. - Tak chodziłem, w zasadzie to nadal tam bywam. Uczę dzieciaki teleportacji. - Mogła o tym nie wiedzieć, było to bowiem jego dodatkowe zajęcie, które nie było specjalnie zajmujące. Przyjrzał się niebu jeszcze dokładniej, naprawdę przypominało to w szkole. - Jest bardzo podobny do tego w Hogwarcie, jak mniemam Ty chodziłaś do innej szkoły? - Wolał się upewnić, chociaż skoro o to pytała, to zakładał, że musiało tak być. Zresztą nie pamiętał jej z DOliny, była przyjezdna, musiała uczęszczać do innej szkoły. - Tak na pierwszy rzut oka, ktoś musiał poświęcić sporo czasu, aby stworzyć taki efekt. - Nie było to jedno, dwa proste zaklęcia. Przynajmniej zdaniem Samuela, a trochę się bawił różnymi rodzajami magii. Longbottomowie naprawdę się postarali, aby stworzyć takie piękne wnętrze. Sunęli powoli po parkiecie w stronę bufetu. Udało im się tam dotrzeć bez mniejszego problemu, na całe szczęście. Przez moment przyglądał się jedzeniu, nie do końca pewien, czy faktycznie jest głodny, ale dobrze by było skorzystać z darmowego jedzenia, w domu tego nie miał, chociaż od Jackie wróciła nie mógł aż tak narzekać, mimo wszystko stoły uginały się od najróżniejszych przekąsek, szkoda by było, aby się zmarnowały. Odwrócił się, aby zobaczyć co dokładnie miała na myśli Ula. Zauważył wtedy kuzyna Danielle, który wisiał w powietrzu, a później... później wszystko działo się szybko. Niedźwiedź, skąd u licha wziął się tu niedźwiedź. To musiał być jakiś animag, bo inni obok niego nie panikowali. - Wydaje mi się, że ktoś już przesadził z alkoholem, ale nie ma się czym przejmować, chyba ma się nim kto zająć. - Dodał jeszcze, żeby nieco złagodzić sytuację. Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.
18.02.2024, 02:52 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.02.2024, 19:50 przez Atreus Bulstrode.)
piję swojego drina z Aveliną, Alastorem i Avictorią, a potem podbijam do Brenny
- Spokojnie - odpowiedział Avelinie, uśmiechając się do niej grzecznie. - Alastor już obiecał mi, ze w razie czego pożyczy mi swoje - rzucił, klepiąc Moody'ego po ramieniu. Wyraźnie zadowolony przyjął wspólną decyzję o udaniu się w stronę barku. Zatarł nawet sobie ręce, kiedy tylko ruszył z dziewczynami, a Alastor stwierdził, że ta pozytywka to był najlepszy upominek pod słońcem i pognał w stronę panny, co to chodziła z koszyczkiem. Kiedy zatrzymali się przy alkoholach, Bulstrode poprosił o coś dla siebie, ale też dla Victorii i Aveliny, z zadowoleniem przyjmując swojego drinka, kiedy wreszcie był gotowy. Na ostrzeżenie barmana, że są specjalne, pokiwał tylko głową. Nie pierwszy sabat, nie pierwsza impreza, nie jego pierwsze rodeo. Najgorsze co mogło się stać, to żeby mu znowu trafiła się herbatka czy inna wódka z amortencją, tak jak na Beltane, i żeby znowu zaczął pierwszą lepszą pannę (najpewniej Brennę, znając zasrane szczęście), żeby za niego wyszła. Odsunął się nieco od samego barku, robiąc innym chętnym miejsce i rozejrzał się dookoła, upijając nieco swojego. Eric latał, o proszę, kto by się spodziewał, że posiadał takie talenty. - Widzisz, jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, ale jestem otwarty na poszerzenie naszej znajomości - uśmiechnął się do Victorii wesoło. - Może jakaś wspólna sprawa? Wieczór spędzony na papierkowej robocie w biurze? Kolejne kiszenie ogórków? Jest tyle możliwości. - pokiwał głową. W sumie ogóreczki, które wtedy ukisili wyszły całkiem smacznie. - Lepiej będą wyglądały na mankietach. I wtedy spalą całe ubranie, co tam włosy - rzucił do Alastora, który wreszcie do nich wrócił. Upił jeszcze trochę, a potem się zakrztusił, bo odwrócił spojrzenie od Lestrange, z powrotem w kierunku Erica, żeby sprawdzić jak mu idą jego powietrzne akrobacje. - Co do chuja... - wyszeptał tylko, wskazując palcem, aby przekierować uwagę dziewczyn i Alastora w tamtym kierunku. No więc był tam niedźwiedź. I Bulstrode naprawdę nie wiedział co ma zrobić z tą informacją. To było normalne? To był jakiś animag, czy może jakiś kolejny magiczny przypadek pokroju tego zakichanego psa z nawiedzonego dworku. Z tego wszystkiego wypił zawartość swojej szklanki do końca i odstawił ją na pobliski stolik, czując jak alkohol miło układa się w żołądku i krąży ciepłem po ciele. A może było to coś innego? Atreus poprawił mankiety koszuli, a jego spojrzenie pomknęło gdzieś dalej, przez parkiet, w kierunku znajdujących się tam par, albo raczej jednej konkretnej. Bo Vincent i Brenna właśnie skończyli tańczyć i Longbottom ukłoniła mu się. - Przepraszam was na chwilę, parkiet wzywa - rzucił do reszty, ruszając przed siebie, niekoniecznie nawet zwracając większą uwagę na światełka, które zaczęły dookoła niego wirować i osiadać mu na włosach. Przemknął przez salę żwawym krokiem i podszedł do Prewetta i Longbottom. - Widzę, że skończyliście swoją piosenkę, dlatego czy mogę prosić do tańca? - zapytał, spoglądając na Brennę i wyciągając w jej stronę dłoń, uśmiechając się do niej przy tym zadziornie. Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60.
173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne
18.02.2024, 15:24 ✶
Rozmawia z Samem C. przy stole z jedzeniem.
— Teleportacji!? Ojej, to takie trudne! Musisz być w tym naprawdę dobry! Kiedyś chciałam się nauczyć teleportacji, ale trochę szkoda mi czasu, sieć Fiuu robi swoje, a stąd do Polski to i tak za daleko. Jak byłam mała chciałam się teleportować na dachy wysokich budynków albo szczyty drzew i gór. Obserwować wszystko z wysoka. Teraz już mi na tym tak nie zależy, wizja rozszczepienia studzi moje wszelkie zapały w kierunku nauki deportacji. — Tak, do Durmstrangu... — westchnęłam. — Na szczęście tylko pięć lat. Bardzo mi szkoda, że nie mogłam iść do Hogwartu. Babcia tyle mi o nim opowiadała... Bo ona właśnie po Hogwarcie jest. Reszta mojej rodziny też po Durmstrangu... To dobra szkoła, ale... Nie dla mnie. Wzruszyłam ramionami. Jak ktoś chciał być potężnym czarodziejem, Durmstrang był perfekcyjnym miejscem na zdobycie istotnych umiejętności, szczególnie pojedynkowych. Babcia akurat narzekała na to, że w Hogwarcie nie mieli aż tylu okazji do sprawdzenia się w walce i to potem wychodziło w sytuacjach kryzysowych. No ale ja jestem po Durmstrangu, a i tak prędzej pokonam kogoś na pięści niż na różdżki. — Myślisz, że łatwiej wykonać taką iluzję, gdy zaczarowana powierzchnia jest pomalowana? Właściwie magiczne obrazy też tak powstają, że ten pierwiastek rzemiosła i tak musi zostać zachowany. Nie da się po prostu wyczarować porządnego dzieła sztuki. Moja babcia jest malarką i nauczyła mnie sporo rzeczy. Umiem niestety ożywiać tylko małe obrazki martwej natury, ale przecież takie niebo nie powinno być trudniejsze, prawda? To tylko drobne światełka na tle głębokiego błękitu... Samuel M. nie dostrzegł mnie, bo zajęty pomaganiem znajomemu przemienił się w niedźwiedzia... To było nie tylko nieoczekiwane, ale i zaskakujące. Wyglądał na naprawdę wielkiego w tym miejscu, ale jednocześnie stanowił dobrze dobraną dekorację? Przechyliłam nieco głowę rozważając to zagadnienie, gdy Samuel, to znaczy ten stojący obok mnie, wspomniał alkohol. — Macie alkohol, który sprawia, że ludzie latają? — Spojrzałam na Sama wyczekując odpowiedzi. Czy to możliwe, że brytyjscy czarodzieje dodawali inny rodzaj "prądu" do alkoholu, skoro ten zwykły tak szybko ich rozkładał? Wtedy też ze zdziwieniem odkryłam znany sobie utwór Presley'a śpiewany na żywo damskim głosem. Aż ściągnęłam okulary, żeby szybciej zlokalizować źródło dźwięku. Wtedy też na nowo mogłam westchnąć nad pięknem dekoracji, widząc je w pełnym świetle. Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.
18.02.2024, 16:08 ✶
Perseus nadal znajduje się przy barze, drapie za uchem misia, rozmawiając z Norą, Erikiem, Morpheusem i Neilem.
Drink na odwagę zadziałał niezwykle intensywnie oraz szybko. Czy to przez fakt, że Perseus w ostatnich tygodniach na prośbę swej prawie małżonki ograniczył alkohol, jednak nie spodziewał się, że tymczasowa abstynencja uczyni go tak... wrażliwym na efekty. Ekonomicznie! Nagle wszystko wydało się Perseusowi dziecinnie proste, zaś sam nabrał ogromnej pewności siebie; nie czuł się już jak mlecz rzucony pomiędzy róże - obcy i niepasujący. — Och, to prawda, że Vespera mnie teraz bardziej potrzebuje — odpowiedział z uśmiechem, sugestywnie akcentując ostatnie słowa; dobre wieści przekazał Erikowi jeszcze w czerwcu — Ale dziś sama wypchnęła mnie za drzwi, bo spędza wieczór ze swoją bratową! Kondolencje...? Czy powinien się obruszyć za te słowa? Zmyć jej głowę? Okazać milczącą dezaprobatę? Być może postąpiłby w podobny sposób, gdyby byli na balu, a oczy przedstawicieli połowy magicznych rodów skierowały się na nich wyczekując reakcji Perseusa. Ale nie było nikogo, przed kim musiał udawać dystyngowanego dżentelmena z dobrej rodziny, więc w odpowiedzi na słowa Nory tylko się roześmiał i wzniósł kolejny toast, uznając jej wypowiedź za osobliwy żart, prawdopodobnie dyktowany alkoholem i emocjami. — Dostaliśmy po południu tort, jest dokładnie taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Dziękujemy, panno Figg — rzekł uprzejmie — W okolicy Imbolc możesz spodziewać się od nas kolejnego zamówienia na... Nie dokończył, bowiem wtedy Erik oderwał się od ziemi, Samuel zamienił w niedźwiedzia, a do nich dołączyli Morpheus oraz Neil. I nawet jeśli w głowie Perseusa zaświtała jakaś myśl, blada korelacja pomiędzy tym, co widział, a tym, co padło w jego gabinecie, jednak nie zamierzał tego roztrząsać. Wbrew powszechnej opinii, Black czasami schodził z dyżuru i wtedy zamieniał się w zwykłego człowieka, który również pragnął cieszyć się życiem, niekoniecznie zachowując przy tym pełen profesjonalizm. Dlatego też objął Morpheusa na powitanie. — Czasem trzeba sobie trochę pomóc! Żenię się dopiero drugi raz — zaśmiał się, a potem skupił całą swoją uwagę na towarzyszu starszego Longbottoma. — Il est bon de vous revoir, Neil. Est-ce que tu t'amusés? — niewzruszony jego milczeniem zwrócił się do niego po francusku, pamiętając, że w tym języku chłopak czuł się bardziej pewny. A później pochylił się nad wielkim misiem. — Zastanawialiście się kiedyś dlaczego Matka dała niedźwiedziom takie słodkie małe uszka, jeśli mają być niby niebezpieczne? — zapytał rozczulony pojawieniem się olbrzymiego brunatnego futra (fakt, że Samuel okazał się animagiem, Perseus przyjął ze spokojem, zupełnie tak, jakby wiedział o tym od dawna, a nie kilkunastu sekund, jedynie jego forma - prawie półtonowy miś - sprawiła, że jego usta ułożyły się w bezdźwięczne O!) i poczochrał go za wspomnianym uchem. Ani przez chwilę przez głowę nie przeszła mu refleksja, że to nie jest prawdziwy niedźwiedź, lecz czarodziej, którego bez cienia zażenowania publicznie pieści w ten sposób! — No już, już, nie sądzę, żeby długo to trwało, a nawet jeśli, to świetnie się składa, bo potrzebny jest ktoś, kto pomoże rano skrzatom wieszać kwiatowe girlandy na Grimmauld Place — zwrócił się do animaga tak, jakby rozumiał język fauny (w pewnym sensie zdawało mu się, że tak właśnie jest!), po czym puścił oko do Erika, podkreślając, że przecież żartuje. Bo chyba nie sądził, że Perseus zamierza naprawdę zaprzątać mu głowę pomocą przy organizacji własnego wesela...? Nie, na pewno odebrał jego intencje właściwie. ![]() if i can't find peace, give me a bitter glory wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny
18.02.2024, 17:18 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.02.2024, 17:20 przez Erik Longbottom.)
Erik został przygwożdżony do ziemi przez Samuela-niedźwiedzia i błaga o drinki. A no i siedzi z: Nora, Percy, Samuel, Morfeusz, Neil. Czuł, jak jego oczy rozszerzają się z każdym słowem, które padało z ust panny Figg. Nie potrafił pojąć nagłej zmiany w jej zachowaniu. Jeszcze kilka chwil temu była taka miła i urocza, a teraz zachowywała się tak, jakby ktoś nadepnął jej na odcisk albo zepsuł masę do jej popisowego ciasta. I skąd wpadła na pomysł, żeby składać Perseuszowi kondolencje z okazji ślubu? Przeszło mu przez myśl, że może po prostu dopadł ją sarkastyczny nastrój, jednak czy wówczas kpiłaby także i z niego? Jak można było powiedzieć, że nie wyglądają razem ładnie, skoro sama wybrała mu tę pomarańczową koszulę? To nie maiło sensu. Chyba że przez cały ten czas go zwodziła, a teraz gdy byli w towarzystwie postanowiła ujawnić swoje prawdziwe uczucia. Kobiety były pewne zagadek... I jeszcze ten tekst, żeby zostawić go w spokoju i pozwolić odlecieć! — Boki zrywać, Figg! Dowcip ci się wyostrzał w te kilka minut! — Ścisnął mocniej rękę Samuela na wypadek, gdyby postanowił zaakceptować sugestie blondynki. — Samuelu, bardzo cię proszę, ani mi się waż mnie teraz pu... Wykręcił głowę na dźwięk znajomego głosu, krzywiąc się, gdy poczuł, że coś mu strzyknęło w szyi. Morfeusz i jego młodszy... Kolega? Mimowolnie zestawił ten duet z Vakelem i Peregrinusem. Czyżby kolejny jasnowidz w społeczności czarodziejów dorobił się osobistego asystenta? Mogliby sobie z Dolohovem urządzić teraz pojedynek na przepowiednie. Sekundantów już mieli gotowych na wypadek, gdyby stracili przytomność pod natłokiem wizji nadchodzących dni. Roześmiałby się na tę myśl, gdyby nie to, że walczył o utrzymanie się blisko podłoża, a krew nie zaczynała szumieć mu w uszach. — ''Dobrze'' to pojęcie względne — sarknął w stronę wuja, zduszonym głosem. — A jak ci się wydaje, że się czuję? Próbował skinąć głową Neilowi na powitanie, jednak wiszenie do góry nogami skutecznie utrudniało mu to zadanie. Nawet utrzymanie się Samuela było teraz wyzwaniem; Erik coraz bardziej szarpał jego marynarkę, wykręcając przy tym ciało pod najróżniejszymi kątami, mając nadzieję, że dzięki temu opadnie w końcu na ziemię. To musiał być efekt tych zaklętych drinków, które zamówiła Brenna. Jasny gwint, a przecież sądził, że to będzie coś w stylu ''nagle widzisz świat w odcieniach różu'', a nie katapultowanie pod sufit przy jednym kroku. W końcu jednak nawet majster Warowni miał dosyć i... Przemienił się w niedźwiedzia, aby zaraz przygwoździć Erika do podłogi. Cóż, przeciwzaklęcie podziałałoby pewnie równie dobrze, ale kim był, aby narzekać. Przynajmniej Samuel próbował pomóc. — Na ciebie, misiek, to jednak zawsze można liczyć — wymamrotał, trzymając się kurczowo kończyny wielkiego zwierza. Przymknął na chwilę oczy, przytakując na krótkie pomrukiwania swojego wybawiciela. Brzmiał, jakby na coś narzekał. Albo... na kogoś. Zgadzał się z nim w stu procentach. — Masz rację. Cała reszta sobie w ogóle nie stanęła na wysokości zadania. — Obrzucił pełnym pretensji wzrokiem Figg i Blacka. Nawet niedźwiedź się z nim zgadzał.— Taki to z was pożytek, moi kochani. Puścił niepewnie jedną ręką futro niedźwiedzia, trzymając ją luźno w powietrzu, aż ta... Automatycznie zaczęła wędrować ku górze. Westchnął przeciągle. Cudownie. Dobrze, że Sam jako animag tyle ważył. Teraz to już na pewno zbyt szybko go nie puści. Jednak nie chciał zostać pierwszą na świecie miotłą odrzutową testowaną w stodole pełnej ludzi. — Poda mi ktoś drinka? — rzucił błagalnym głosem, odchylając głowę, żeby zerknąć na resztę osób zgromadzonych przy barze. — Na trzeźwo chyba tego wszystkiego dzisiaj nie zniosę. ![]() ❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth, slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball. On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞ |
|