• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[04.08.72. Potańcówka] Can I have this dance?

[04.08.72. Potańcówka] Can I have this dance?
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#131
21.02.2024, 22:27  ✶  
Otrzymujesz czarny szal, na którym srebrzą się gwiazdy, wyglądający, jakby wykonano go ze strzępu nocnego nieba.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#132
22.02.2024, 00:23  ✶  
gadam z neilem

- Może masz rację - przyznała delikatnie, pozornie zgadzając się z nim w tej kwestii. Tak samo jak i myślała, ze Neil mówił teraz zaledwie o tej zewnętrznej, najbardziej wyraźnej warstwie. Była absolutnie przekonana i zakochana w koncepcie tego, jak subtelne różnice czasem pojawiały się w społeczeństwach, które teoretycznie wcale nie miały od siebie tak daleko. Zmieniasz język, zmieniasz buty, jak to można było zawrzeć w skrócie myślowym, jakoby sama lingwistyka była podstawą różnic kulturowych. Już samo to jak konstruowało się zdania w danym języku pozwalało poznać mentalność mieszkańców danego kraju, a dochodziło do tego jedzenie, sztuka, architektura... jej marzeniem było tego doświadczać nie tylko poprzez książki.
- A dało się go odmienić? - zapytała z troską, uśmiechając się do niego lekko, bo kiedy się tak dąsał i marszczył brwi, wyglądał o wiele bardziej swobodniej niż jeszcze przed chwilą.
- Bardzo chętnie przyjmę towarzystwo nad kociołkiem - pokiwała ochoczo głową. - Nie wiedziałam że z niego taki bohater. W sensie... wiedziałam że jest gotowy pomóc innym, ale... może zwyczajnie ciężko wyobrazić sobie kogoś bliskiego rzucającego się innym na pomoc? Ciężko mi to opisać. Co innego w to wierzyć, a co innego o tym słyszeć. Cieszę się, że nic ci nie jest i wszystko skończyło się dobrze - poprawiła włosy dłonią i upiła jeszcze łyk z kieliszka. - Hmmm, to ciężkie pytanie. Chyba najbardziej lubię te lecznicze i pomagające oczyścić ciało z toksyn. Kiedyś praktykowałam w Mungu na wydziale zatruć eliksiralnych, to chyba stąd. Ale gdybym miała wskazać jakieś jedno... może krwawnik? I nagietek? Jeśli mówimy o takich niepozornych. A twoje to jakie?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#133
22.02.2024, 01:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2024, 01:03 przez Neil Enfer.)  
Neil rozmawia z Dorą, po czym ucieka do łazienki do Erika i Perseusa. Zatrzaskuję nas w kiblu.

Różnice były, ale człowiek to jednak dalej tylko człowiek. Te same emocje, te same motywacje i priorytety, te same pragnienia i ambicje, ten sam syf za uszami i poczucie wyższości, które chce się udowodnić na każdym kroku.
-Tak, dało, to zwykła transmutacja. Byłbym zły, gdybym musiał wszystkie notatki na nowo przepisywać.-pokręcił głową z uśmiechem. Tyle złości o nic tak naprawdę wtedy było. Zupełnie inaczej niż teraz, choć uraz do mężczyzny pozostał i niechęć, na której zmienianie niespecjalnie miał ochotę.
-Taa... On... Dba o ludzi dookoła. Szkoda, że o siebie tak nie dba. Czasami bierze na swoje ramiona duuużo za dużo.-przeciągnął słowo dla zaakcentowania jego mocy.
Rzucił w eter kolejne pytanie, niemalże dziecięce, ale lepsze było pytanie o zioła niż kolor, a też je miał na końcu języka. Kiwał głową na jej słowa, przyswajając informacje, powoli, bo powoli, ale jednak. Zioła lecznicze były dobrym wyborem. Pomagały, ale w odpowiedniej dawce mogły dawać zupełnie odwrotny skutek. Wszystko zależało od woli zielarza, to w jego rękach była cała władza. Mógłbym kogoś otruć... Mógłbym? Na bogów, uspokój się. Aż przeraził się na swoje myśli, szczególnie, że te były zdecydowanie za mocno nastawione na działanie wobec kobiety, jaka tańczyła z Morpheusem tam na parkiecie, tak wesoło wyglądała, śmiała się, jakby to ze swoim mężczyzną tańczyła, a nie z jego. Zaraz, Morpheus nie był jego, nie był, jeszcze. Nigdy nie będzie.
-Róża. Lubię róże. Są piękne...-mówił spokojnie.-...ale jak się w nie człowiek zapatrzy, to boleśnie zakują.-widać było, jak jego myśli odpływają w siną dal, a nieobecny wzrok nie chce do końca wrócić na swoje miejsce. Dopiero po chwili wyrwał się z tego stanu, czując ucisk w brzuchu. Powinien był coś zjeść przed piciem.
-Przepraszam Panią na chwilę. Czas mi umyć dłonie, mam na nich już tyle kropel drinków.-zaśmiał się przepraszająco, po czym siedząc ukłonił się jej subtelnie i wstał, wędrując do łazienki. Miał dosyć tego wszystkiego, ale musiał się opanować. Najchętniej wyszedłby stąd i nigdy nie wrócił. Spakował walizki i wyjechał z kraju, do domu, do Francji. Gdzie? To nie był jego dom. Gdzie był jego dom?
Kiedy tylko oddalił się od ludzi na ubocze po policzku popłynęło mu kilka łez i sam nie do końca rozpoznawał czy były to łzy złości, smutny czy zagubienia.
Idąc żywo, chwycił za klamkę. Ta jednak nie ustąpiła i czoło francuza spotkało się z twardym drewnem.
-Merde!-fuknął pod nosem i niewiele myśląc potraktował drzwi z bara. O dziwo ustąpiły na to mało eleganckie zagranie. Uparty zamek ustąpił, a Neil z rozmachem wparował do łazienki, dopiero popychając drzwi zdając sobie sprawę z tego, że może właśnie zobaczyć kogoś w negliżu, bo może ubikacja była od razu za drzwiami, a może to w ogóle nie była łazienka?
Jakież było jego zaskoczenie, gdy po dwóch złych krokach i zatrzaśnięciu za sobą drzwi uniósł spojrzenie na Erika i Perseusa, którzy najwyraźniej byli w środku rozmowy. Od razu się ocknął, przykładając dłoń do piersi.
-Kocham tę piosenkę...-wydukał, pociągając nosem, chcąc zwalić płacz na francuską emocjonalność związaną z romantycznymi kawałkami muzycznymi.-Nie będę wam przeszkadzać.-szybko jednak zrobił zwrot w tył i pociągnął za dziwnie poluzowaną klamkę drzwi które nie ustąpiły.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#134
22.02.2024, 02:05  ✶  
Erik, Neil i Perseusz zatrzaskują się w męskim kiblu.
Spędzają tam paręnaście minut (furtka do pobocznego wątku, który sobie otworzymy).
Po tym czasie drzwi otworzy im Elliott Malfoy, który niedługo się zjawi na imprezie.


Wsłuchiwał się w szum wody w kranie, starając się zignorować łupanie w głowie od alkoholu. Trzy drinki, a wieczór się dopiero zaczął. Miał wrażenie, że skończy gorzej, niż gdy pił przed paroma dniami z Morfeuszem i Norą. To będzie absolutnie cudowna noc.

— Perseuszu — rzucił, starając się ukryć podirytowanie w swoim głosie. — Czy ja naprawdę nie mogę mieć, chociaż pięciu minut prywatności na imprezie mojej własnej sios...

Zamrugał zdziwiony, gdy zobaczył, że Black wcale nie przyszedł tu za nim dla przyjemności i miłej konwersacji, a był czymś nad wyraz... Przestraszony? Longbottom otaksował uważnym wzrokiem jego sylwetkę. W pierwszej chwili przeszył go dreszcz, gdy usłyszał o Sam-Wiesz-Kim. Czy naprawdę wszystko mogło skręcić w tak złym kierunku, gdy wyszedł z głównej sali na dosłownie parę minut? Żart. Jeden wielki żart.

— Nie mam bladego pojęcia, o kim mówisz — przyznał, odwracając od niego wzrok i zerkając w swoje odbicie w lustrze. Podrapał się po policzku, sprawdzając, jak wygląda pod różnymi kątami.

Zabezpieczenia Perseusza nic nie dały, gdyż neilowe uderzenie z bara sprawiło, że laska Perseusza potoczyła się po płytkach, jakimi wyłożona była łazienka. Erik skinął Neilowi głową. Coraz więcej ludzi. Cudownie. Jeszcze tylko miśka im brakowało i mogli zaczynać imprezę.

— Nie przeszkadzasz. Kabiny są wolne — skomentował, zerkając podejrzliwie na poluzowaną klamkę od drzwi, która wydawała dziwne dźwięki. — No to są chyba jakieś jaja...

Następne kilkanaście minut trójka mężczyzn spędziła zamknięta w męskiej toalecie, licząc, że ktoś się nad nimi ulituje i wypuści ich z powrotem na salę. W tym czasie zdołali się podzielić ze sobą paroma wątpliwościami i odczuciami dotyczącymi przyjęcia na którym przebywali. Prawdopodobnie żadne z nich nie spodziewało się, że po tym czasie drzwi otworzy im nikt inny, jak pewien bardzo znany blondyn z wysoko postawionego rodu....


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#135
22.02.2024, 03:23  ✶  
Elliott wszedł sam - szukał Erika, ostatecznie go znalazł, a jednocześnie oswobodził Longbottoma wraz z Perseuszem i Neilem z okowów klozetu (za często piszę o kiblach na tej postaci, czy to klątwa pracy w Ministerstwie?)


Czuł się okropnie. Wcale nie fizycznie, chociaż zmęczenie w ostatnich miesiącach towarzyszyło mu nazbyt często. Po Beltane walczył ze sobą, aby nie zamykać się w prywatnym więzieniu wątpliwości i strachu; było mu ciężko. Wychodzenie z domu stawało się przekleństwem, a spędzanie czasu w towarzystwie okropnym ciężarem. Widział dla siebie tyle możliwości, aby w końcu być szczęśliwym, a jednocześnie bał się wyciągać po nie ręce; niespokojne czasy nie działały dobrze na jego stan psychiczny, ale przecież odmawiał jakiegokolwiek zrozumienia, że zdrowie psychiczne może być leczone tak samo jak wszystkie inne dolegliwości. Perseus w końcu miał dyplom z Nokturnu, a magipsychiatria ma tyle samo sensu co wierzenie w dobroduszność Fortinbrasa.

Wracając jednak do 'tu i teraz' - stodoły, która okazała się tak pokaźnie urządzona, że nawet Elliott Malfoy uniósł podbródek w gorę z nieznacznie uchylonymi ustami, podziwiając piękno zatrzaśniętej w magicznie powiększonym pomieszczeniu natury; odbicia parkietu i gwieździstego nieba.
Pokaźnie zastawione stoły, muzyka i przyjemny zapach lata skutecznie odwróciły jego uwagę od osoby z koszykiem, która probowała zwrócić na siebie jego uwagę. Nie spodziewał się upominku, doprawdy, Brenna przeszła samą siebie - odnotował w głowie, aby skomplementować jej umiejętności planowania oraz organizowania przyjęć... Nawet takich, gdzie nie wystawiała swojego brata na aukcje.
Niezbyt interesował go wylosowany z koszyka przedmiot, przynajmniej na razie. Wyjątkowość i dopracowanie wystroju oraz całej reszty przyjęcia okalały jego zmysły z taką intensywnością, że przez chwilę obracał w palcach upominek, zastanawiając się co ma tak właściwie ze sobą zrobić. Zazwyczaj lew salonowy, ostatnimi czasy czuł się w miejscach z dużą ilością ludzi niezbyt komfortowo. Tym razem chodziło jednak o coś innego - to nie była jedna z tych sztywnych imprez, tak samo jak urodziny Nory, na które wpadł i, z których zaraz wypadł usprawiedliwiając się pracą, ważnymi spotkaniami i innymi bzdurami, które robią ludzie z jego statusem.
Musiał przestać się tak zamartwiać, coraz częściej potrzebował sobie to powtarzać, bo lęki zatrzaskiwały go w stanie absolutnego zniewolenia - odbierały pewność siebie, charyzmatyczną smykałkę, która, pomimo wpełzającego pomiędzy myśli spięcia, zazwyczaj sprawiała, że dobrze czuł się będąc w centrum uwagi (nawet jeżeli nie powinien).

Skorzystał z sugestii Erika i kupił koszulę w lamparty - te poruszały się po powierzchni materiału i dostosowywało do tempa chodzenia, w tym momencie leniwie przesuwając się po jedwabnej powierzchni. Dzisiejsza kreacja Elliotta miała niewiele wspólnego z każdym innym ubraniem w jego szafie. Pomimo godziny, włosy - które, mimo widocznego odcienia blondu, wydawały się jakby ciemniejsze, być może przez otoczenie i dłuższe - odgarniały mu okulary przeciwsłoneczne, a dwa górne guziki koszuli pozostawił rozpięte. Udało mu się przemknąć przez salę tak, aby nie zostać przez nikogo zaczepionym. Dotarł do baru i zamówił jednego ze słodkich, acz niespecjalnie wyszukanych drinków. Upewnił się, że ten nie będzie miał niepożądanych skutków, bo jeszcze tego by mu brakowało - ośmieszyć się w pierwszych pięciu minutach przyjęcia.
Po wychyleniu całego kieliszka alkoholu zmarszczył brwi. Fakt, widział tu znajome twarze, ale nigdzie tej, której tak bardzo wyczekiwał.
Czyżby naigrywał się ze mnie? Przez ten nieszczęsny wypadek z toaletą na pojedynku?, przyszło mu do głowy, bo dla Elliotta Malfoya dobroć intencji nigdy nie była pierwszą opcją. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że Erik, prawdopodobnie, nie chciałby się na nim w ten sposób odegrać. Coś go jednak tknęło i postanowił zajrzeć do toalety.
Jak to nie jakiś przedziwny żart, to pewnie klątwa. Ileż imprez można spędzać w czterech ścianach toalety? Na Merlina, pomyślał, gdy pociągnął za klamkę, a ta w pierwszej chwili nie odpuściła. Od razu przypomniał sobie lepki stres, nieprzyjemne myśli, gdy zatrzasnął się w kabinie, a jego wybawieniem okazał się Vakel Dolohov; myśli przemknęły w pośpiechu przez umysł.
Skorzystał z rożdżki, aby otworzyć zatrzaśnięte drzwi i, los postanowił być jednocześnie łaskawy i niesamowicie złośliwy, bo jego oczom ukazała się wpierw twarz Erika, a potem Perseusa... i jakiegoś mężczyzny, którego nie znał.
- Czy to jakaś nowa tradycja? Zatrzaskiwanie się w toalecie w miejscach publicznych? - uniósł brwi starając się zatrzymać obruszony wyraz twarzy, choć niezbyt długo powstrzymywał się przed delikatnym wykrzywieniem kącików ust w rozbawieniu.
Zmierzył trójkę mężczyzn teatralnie krytycznym spojrzeniem, jakby właśnie nakrył trojkę uczniów na warzeniu niekoniecznie dozwolonych eliksirów w szkolnej toalecie.


!prezentgodryka


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#136
22.02.2024, 03:24  ✶  
Otrzymujesz bukiecik niewiednących kwiatów, które roztaczają miły zapach, poprawiający ci nastrój i przywodzący na myśl coś przyjemnego
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#137
22.02.2024, 06:05  ✶  
kończę tańczyć z Brenną i idę za nią do baru, Victoriii, Patricka i Seby

- W sumie to walnęłaś idealnie. Odrobinę mocniej i złamałabyś mi ten nos - uśmiechnął się krzywo, ale w gruncie rzeczy był przecież zadowolony. Okropnie nienawidził, kiedy nastawiano u nos, bo było to wręcz obrzydliwe uczucie.
- Ahh, szkoda. Naprawdę. Ale wiesz, gdyby wypadło cii coś nieoczekującego, to mam otwarty kalendarz. Nie musisz przecież tak od razu się tym też chwalić - wzruszył ramionami, chociaż nie wątpił, że kolejkę chętnych to ona akurat miała faktycznie długą. Już w samym liście, który do niej pisał Erik, trochę osób się nazbierało.
- Nie szkodzi, serio. Znajduję to raczej jako coś zabawnego, niż potrzebującego interwencji - prychnął, bo póki Erik nie był nachalny, faktycznie było u wszystko jedno. Gdyby zabrał się za jakieś potajemne spraszanie ich w to samo miejsce, albo ustawianie dyżurów i spraw, to już było o wiele bardziej niepokojące, ale teraz? Musiał Brennie przynieść książkę i pojawić się na tej potańcówce. No dobrze, nie musiał. Zwyczajnie chciał.

Kiedy muzyka ucichła, uśmiechnął się do niej lekko, kiwając głową. Pora było zejść z parkietu, ale zanim to zrobił, odczepił od koszuli kwiat, który wcześniej wyłowił z koszyka, a który teraz płożył się po materiale na piersi.
- Masz, tobie będzie bardziej pasować - stwierdził, kiedy wyciągnął roślinę w jej stronę tak, żeby przyczepiła się jej sukienki, a potem uśmiechnął się głupio. - Obawiam się też jednak, ze idziemy w tę samą stronę. Ty musisz dać się zamordować, a ja idę się napić - a potem puścił ją przodem, przelotnie spoglądając jeszcze ku górze, za jej słowami, ale już nie komentując spadających gwiazd.

Wsunął dłonie w kieszenie, podążając za Brenną i przelotnie jeszcze rozglądając się dookoła, po zebranych w stodole twarzach. Wokół przed chwilą debiutującej wokalistki zdążył się już zebrać całkiem spory tłumek.
- Cześć - przywitał się ze wszystkimi, w szczególności uśmiechając do Lestrange. - Viictoria, przepięknie śpiewałaś. To jednorazowy pokaz czy można liczyć na więcej? - zapytał, spoglądając na nią trochę zaczepnie, ale też szybko przekierowując swoje zainteresowanie na sam barek i przesuwając się bliżej niego, żeby zamówić kolejnego drinka. Kiedy już go dostał, dosunął się na nowo do grupy, upijając parę łyków.

!magicznydrink
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#138
22.02.2024, 06:05  ✶  
Po wypiciu drinka zioniesz przez moment niebieskim, zimnym płomieniem
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#139
22.02.2024, 08:20  ✶  
Tańczę z Norą

Na co dzień był w miarę opanowanym człowiekiem. Musiał być ze względu na klątwę tętniąca w jego żyłach zielenią.

Tutaj jednak, na tej dziwnej potańcówce, którą Brenna nazywała zwykłą zabawą w remizie, tu jednak poddawał się impulsom, zachęcony magią kolorowych drinków, kufla wina i gwiazd rozwieszonych na niebie. Nie było jednak na tym miejscu gwiazdy piękniejszej od Nory. Była piękna te osiem lat temu, gdy na kilka miesięcy oszukali los i poddali się marzeniom o wspólnej przeszłości. Teraz była jeszcze piękniejsza, dojrzalsza, choć wciąż młoda. Każda rysa zmęczenia na gładkiej skórze, każda ostrość spojrzenia, każdy grymas doświadczeń, które ją spotkały w czasie, w którym nie rozmawiali ze sobą, w oczach Samuela czynił ją jeszcze piękniejszą. Prawdziwszą.

Dlatego w pierwszej chwili, zachłyśnięty wrażenie obcowania z nią tak blisko, nie zrozumiał, że tańczą do piosenki o rozstaniu. Do piosenki, którą mogliby sobie śpiewać wzajemnie. Ona musiała odjechać. Z jej perspektywy, to pewnie on ją porzucił, kiedy pozostał tutaj, "odjechał" na powrót do Kniei, nie mogąc wyjawić, czemu jest związany z tym miejscem i nie może go opuścić.

Czuł wewnętrzny dygot, wolałby, żeby piosenka była szybsza, żeby gwiazdy nie spadały nad ich głowami. Powiedz życzenie – powiedziała mu kiedyś, gdy na sierpniowym niebie oglądali deszcz perseid. Teraz też był sierpień, teraz też gwiazdy spadały, te prawdziwe, poza magicznie wykreowanym niebem. A gdyby tak...

Przełknął ślinę, odwracając głowę, milcząc wciąż, nie mogąc się zebrać na to, by wymyślić, co powiedzieć. Nie mogąc przestać myśleć o delikatnej dłoni skrytej w jego, o tańcu jego rodziców do starego gramofonu, do starych płyt, wykradzionych wspomnień z dawnego życia.

Spokojne kołysanie się, dusza przy duszy... Jak ludzie mogą to robić, tak zwyczajnie, niepomni na bliskość, na intymność, jaką tworzą między sobą?

Spojrzeniem błądził przez jej twarz do ramion, uciekał bezmyślnie ku innym parom, by troszczyć się o to, aby z nikim się nie zderzyli. Milczał jak zaklęty, nie wiedząc, co powiedzieć, z ich dwojga to zawsze Nora była lepsza w mówienie.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#140
22.02.2024, 12:09  ✶  
Kończę taniec z Effie, zostawiam ją przy Dorze. Przytulam Septimę. Kryształ zwierzęcia totemicznego zostaje przekazany Septimie.

— Ja jeszcze czekam na moją — wierzył w słowność Ollivander i to, że się zjawi, nawet jeśli dopiero o północy, w godzinie duchów.

Zakręcił Effimery pod ręką tak, aby błyskotki z nieba jak najładniej ułożyły się na jej włosach, tworząc anielską aureolę dookoła niej, jakby wydobywając jej wewnętrzny blask na zewnątrz. Rzeczywiście coraz bardziej przypominała cukrową wróżkę; tak łatwo tańczyło się, gdy druga osoba opierała się na umiejętnościach partnera. Przy zmianie utworu trochę improwizował, kolejny powolny taniec, który nie miał jednak konkretnego rytmu, wystukiwanego dostatecznie wyraźnie, aby cokolwiek wybrać. Nie zdążył odpowiedzieć, bo wtedy znad ramienia zauważył zagubioną Septimę. Czy wiedział, aby patrzeć, dzięki pudrowi jasnowidzenia? Nie był pewien.

— Chyba głównie tym, że nie jestem szczególnie społeczną osobą, przez jasnowidzenie — zażartował, trochę na serio, trochę żartem. Dotańczył ich do końca piosenki, ostatnie takty, prowadząc ich w stronę Dory i pustego miejsca po Neilu. Ukłonił się Effimery, nadal trzymając jej dłoń, niby rycerz z romantycznych obrazów, dotykajac czołem lekko wierzchu jej dłoni, teatralnie. Wyprostował się, uśmiechnął i odwrócił się, aby znów szukać. Wspiął się na palce i już! Widział ją. Serce, od tańca najwidoczniej, trzepotało w piersi.

— Septima! — przecisnął się przez kilka osób, aby dotrzeć do kobiety, na jego twarzy uśmiech, ten sam, który powitał ją w Italii, ale mniej skonfundowany.

Dawno temu opowiadał, że ubiera się zawsze w magiczne szaty, aby wyraźnie zaznaczyć, że oto należy do tego miejsca, konstruuje uważnie obraz swojej osoby, aby nie dało się zarzucić mu obcości, której miał dostatecznie dużo przez dar widzenia. Tego wieczoru jednak nosił koszulę w kwiaty, tak jakby gdzieś w jego głowie mignął ten motyw i chciał sparować się z Septimą. Dawno temu również Morpheus opowiadał o tym, że osoby, które spotykamy na naszej drodze życia, pozostawiają na nas ślad, którego nie da się zrzucić i nigdy nie wychodzimy z doświadczeń jako ta sama osoba.

Otworzył swoje ramiona i uścisnął ją. Oprócz znanego zapachu kadzidła, na skórze nosił też głęboką śliwkę oraz... wiśnię. Wiśnię, która opowiadała o tym, jak jej życie dotknęło jego, pozostając już na zawsze znakiem w duszy. Ta wiśniowa nuta, tak ulotna pod ciężarem karmelowych tonów, była jak moment, gdy płaszcze zimowe wiszą obok siebie na wieszaku i przesiąkają wzajemnie perfumami. Wiśnia opowiadała o tym, że przynależał do niej.

— Wyglądasz przepięknie, chociaż w duchu wierzyłem, że specjalnie zignorujesz moją sugestię. — W jego głosie nie było urazy, a jedynie radość, że jednak się pojawiła. Świetlista kukułka, która latała cały czas dookoła Morpheusa, kryształ w formie jego zwierzęcia totemicznego, okrążyła jego ramię, nagle jej skrzydła zatrzepotały, usiadła na skroni Septimy i zmieniła się w ćmę, poruszając powolutku zupełnie innymi, jak zaczarowana spinka.

— Drinki czy tańce? — zapytał, wyciągając w jej stronę łokieć, tak samo jak przed przyjęciem w willi. — Te też mają efekty-niespodzianki, ale nie tak drastyczne. Zwykłe wino też jest.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (3600), Brenna Longbottom (6176), Pan Losu (1128), Nora Figg (6478), Samuel McGonagall (6297), Alastor Moody (2428), Samuel Carrow (4465), Erik Longbottom (6996), Ula Brzęczyszczykiewicz (4996), Neil Enfer (5809), Atreus Bulstrode (5744), Dora Crawford (2097), Morpheus Longbottom (3201), Effimery Trelawney (1297), Perseus Black (3216), Florence Bulstrode (1533), Vincent Prewett (1807), Avelina Paxton (1820), Victoria Lestrange (7198), Patrick Steward (3200), Sebastian Macmillan (3662), Septima Ollivander (1083), Elliott Malfoy (1236), Julien Fitzpatrick (706)


Strony (27): « Wstecz 1 … 12 13 14 15 16 … 27 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa