• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[18.06] I know that there are dark staircases and haunted people

[18.06] I know that there are dark staircases and haunted people
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
15.03.2024, 20:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 22:11 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Piszę więc jestem
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

—18/06/1972—
Anglia, Little Hangleton, posiadłość Anthony'ego Shafiq'a
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: M7aSKxT.png]

Jest to coś więcej niż cisza, gdy liście poruszają się nieznacznie.
Jest to cisza wstrzymywanego oddechu,
łkania tłumionego za pomocą poduszki,
spokój, który następuje po uderzeniu pięścią w stół.



Śnieżnobiałe leżaki, na których siedzieli obaj mężczyźni były zaskakująco wygodne. Ich nogi były na dobrym poziomie, odciążając plecy zmęczone ministerialną pracą. Po sutym obiedzie, na którym Anthony uraczył swojego ulubionego gościa faszerowanymi sercami, nie mógł się powstrzymać, by nie wyciągnąć butelki czerwonego Château des Dragons. Wybrał rocznik 57, wieńczący jego pracę jako Ambasadora, otwierający jego drogę do fotela szefa wydziału. Szef... paskudne słowo, pospolite, z trudem przechodzące Anthony'emu przez gardło.

Korzystając z wysokiej temperatury, wybrał na kontemplację przestrzeni mugolskie ubranie, płócienne, białe, jak kanwa, na której każdy mógł namalować obraz, który tylko chciał. Skórzane dodatki lśniły złocistymi skuwkami, przy Morpheusie mógł pozwolić sobie nawet na noszenie zegarka. Wygodne mokasyny leżały na marmurze rozległego tarasu, gdzieś w tle brzękała harfa dopełniając poszumu magicznej fontanny, w której smok mógł ziać na życzenie dowolnym trunkiem. Teraz jednak z jego paszczy leciała kryształowa, lodowata woda, zdatna do picia i przyniesienia ochłody każdemu, kto odważyłby się skosztować ognia zionącej bestii.

– Ma przyjechać w przyszłym tygodniu i wprost nie mogę się doczekać...to będzie... ekstatyczne doświadczenie – ileż osób chciałoby usłyszeć ten entuzjazm w głosie Shafiqua, dostrzec błysk w stalowym oku, zdobyć słabość, którą można było rozegrać przeciwko niemu. – Oficjalnie chodzi o negocjowanie zapisków z Kambodżą, ale już dawno mamy jego treść. Córka ministra, którą wysłał niby po to, by ustalić detale, nie przestąpi progu ministerstwa, dopóki nie będę gotowy och Morpheusie... w końcu będę mógł obyć się bez tego głupiego patyka.

Wyciągnął przed siebie szczupłe dłonie, o długich niemal kobiecych palcach. Kilkukrotnie poruszył nimi, jakby chciał już teraz, jeszcze bez podjęcia nauki złapać energię w opuszki i ukształtować ją podług swojej woli. Może nawet próbował, bo po chwili opadł zrezygnowany na oparcie pokryte miękką granatowym aksamitem poduchę i obrócił w końcu twarz do towarzyszącego mu mężczyzny.

– Pierwszą rzeczą, którą wyczaruję, będzie pstrokata mucha dla Ciebie stary druhu. Nie chce, byś myślał, że nie cenię Twej ekstrawagancji i tego jak zawsze stanowisz barwną plamę w moim domu podczas naszych ekskluzywnych, dwuosobowych przyjęć.. – Kpił w sposób otwarty, ale jego twarz pozostawała uśmiechnięta, dopóki nie przesłonił jej kryształ z krwistym trunkiem.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
18.03.2024, 22:55  ✶  

Longbottom tylko częściowo słuchał słów Shafiqua, ale uniósł jedną brew w górę i wrócił spojrzeniem od fontanny z krystaliczną wodą w stronę swojego rozmówcy, gdy wyłapał sens wypowiedzi, nadmiernej w emfazę i ozdobniki, forma ponad treścią, która cechowała również jego, ale nie aż do tego stopnia; potomkowie miecza Godryka stąpali dość twardo po ziemi, niemal zbyt twardo, trzęsąc nią w posadach. Może dlatego Morpheus trzymał swoją różdżkę jak francuski rapier, dlatego jego postawa przypominała walkę nawet gdy po prostu przestawiał ustawienia radia. 

— To gdzieś w Afryce? — zapytał, nie będąc dobry z mapy geopolitycznej świata. Sprawdzał trasy i miejsca wtedy, gdy miał jakiś interes, aby tam być. Do listów wystarczył mu adres, zazwyczaj od rozmówców dowiadywał się wystarczająco o środowisku, by wydać swój osąd o państwie czy zlokalizować trzy po trzy, z jakim miejscem miał do czynienia. W większości katalogował to po kolorze skóry i obecności fałdy mongolskiej.

Jego myśli popłynęły do panny Ollivander, która dzień wcześniej sprawdzała stan jego różdżki, o tym bardzo wrażliwym momencie, gdy powierza się ją w dłonie drugiej osoby, samemu pozostając bardziej nagim, niż bez ubrań. Różdżki tak wiele mówiły o człowieku, który je dzierżył, o jego potyczkach oraz wyzwaniach życia, w końcu o przeznaczeniu. Morpheus był zżyty ze swoją, nie zmieniał jej od momentu, gdy wybrała go iskrzącym się strumieniem po jego jedenastych urodzinach.

— Klękajcie narody przed największym czarownikiem, Antoniuszem Wielkim. Ujarzmi pradawną moc, aby zabawiać tłumy! — Wyciągnął w górę rękę, jakby miał przedstawiać monolog Hamleta podczas dramatycznej deklamacji. — Podobno gdzieś tutaj macie cyrk, zapisz się, będziesz pasować.

Barwna plama barw teraz przypominała bardziej skazę atramentowego kleksa na pergaminie z wypracowaniem mugolska, nawykłego do pisania długopisem, a nie piórem. W matowej czerni lnu prezentował się nijako, nie jak on sam, lecz krzywe zwierciadło kogoś dużo poważniejszego i oszczędnego w słowach. Szata rozlewała się z leżaka na posadzkę, nadal w ekscentrycznym nadmiarze materiału, który ukrywał setki kieszeni i ich zawartości oraz samego Morpheusa. Nie był rycerzem, ale oto czerniła się jego żałobna zbroja.

— Macie jakieś nawiedzone dworki w okolicy? Szukam posiadłości do kupienia.

A wino mu nie smakowało, ale przecież tego nie powie, przez grzeczność dla gospodarza.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
21.03.2024, 16:05  ✶  
– Na wszystkich bogów żywych i martwych, szczęście że podróżujesz w czasie a nie przestrzeni, bo byś miał srogie problemy druhu. Ale od czego masz mnie! Mogę wskazać Ci i oświecać Cię w tym względzie kiedy tylko sobie życzysz. Wietnam, Laos, Tajlandia... mówią Ci coś te odległe krainy? – słowa Anthony'ego nie niosły w sobie przygany, raczej szczere rozbawienie brakiem tej podstawowej informacji. Prawda była taka, że Morpheus nie musiał wiedzieć, a przynajmniej jeszcze. Informację o planowanej podróży chciał przekazać swojemu przyjacielowi później, gdy ich rozmowa nabierze bardziej prywatnego charakteru.

Podobnie nie zbyło go z pantałyku sugerowanie mu cyrkowej kariery. – Bądź wielki lub wracaj do domu przyjacielu. Na co mam przyłączać się do kogoś, skoro stać mnie na to, by założyć swój własny przybytek obwoźnej zabawy i kuglarstwa. Ja będę samymi palcami zmieniać rzepę w kałamarz, a Ty mój wspaniały wróżbito z pewnością do swojego namiotu ściągniesz wiele urokliwych dam. – droczył się z nim w swobodzie wypowiedzi jaką miało się wypracowaną latami wspólnego życia, godzinami rozmów, od szeptanych tajemnic do drżących posadami posiadłości kłótni.

Jedna brew asymetrycznie powędrowała do góry, gdy Morpheus wspomniał o swoich planach zakupowych. Skupił na sobie uwagę dyplomaty nader skutecznie, o wiele bardziej niż poprzednimi drwinami. – Jak to tak? Zbrzydła Ci Twoja słodka Dolinka? Ale zdajesz sobie sprawę, że Little Hangleton nie może poszczycić się imieniem wielkiego ojca założyciela w nazwie? Sugerowałem, też przez wzgląd na moich wspaniałych sąsiadów wspomnieć o Salazarze jako patronie tych stron, oni jednak zdecydowanie nie chcą sugerować, że Slytherin cokolwiek miał małego. Jego wąż był przecież bardzo długi, jak wiesz. – upił trochę wina, aby zwilżyć język po swoim jakże wysokich lotów dowcipie, po czym z emfazą wskazał przed siebie, na perfekcyjnie wystrzyżony trawnik i przyjemnie układające się dla oka owocowe drzewka.

– Bierz i wybieraj, w końcu Hangleton słynie ze swojego wisielczego lasu, a ja sam nie jestem pewien, gdzie on do końca się znajdował. Kto wie, może i na tej pięknej jabłonce dyndał ktoś, kto gwarantuje mojemu domostwu status odpowiedniego nawiedzenia? – zasugerował uśmiechając się zupełnie, jakby to również i dla niego był istotny aspekt domostwa, które chciało się posiadać. – Zechcesz mi zdradzić, skąd nagle zainteresowanie tego typu posesjami? Czyżbyście w departamencie tajemnic mieli nowe hobby? Jakiś ranking, kto zamieszkuje bardziej przerażającą okolicę. Cóż... Nic dziwnego że wasza swojska Warownia wypadła tak blado...
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
23.03.2024, 16:21  ✶  

— Pamiętam, jak twój ogrodnik ją sadził, Antoniuszu — wywrócił oczami Morpheus. Chociaż było to wiele lat temu, dałby sobie oczy wydłubać, że nikt się nie powiesił na wiotkim jeszcze drzewku, które podczas urodzajnych lat musiało być wzmacniane czarami, aby się nie połamać. W końcu jeszcze żadne z nich nie było aż tak stare, aby mieć mocarne drzew, sadzone przez samych siebie (w przypadku Anthonego niedosłownie).

— Kiedy to też imię twojego ojca, twoje własne i jeszcze miecz Godryka wisi nad tobą, jak kroisz kotleta, to naprawdę nie jest nic wielkiego — trochę wyjaśnił, a trochę zaśmiał się czarodziej. Wielowarstwowość słów byłego dyplomaty, nawet tak prymitywna, jak seksualne dwuznaczności dotyczące przyrodzenia jednego z czterech wielkich fundatorów Hogwartu, stanowiły jeden z powodów, dla których przyjaźnili się. Razem z eleganckimi, wyszukanymi rozrywkami, ciekawymi rozmowami, były też proste radości, jak jedzenie i trochę bezeceństw.

— Są dodatkowe punkty za morderstwa, drzwi donikąd i samotne kołyski na środku pustego pokoju. Dofinansowania na rewitalizację oraz egzorcyzmy też się liczą w punktacji. Nagrodą jest fellatio od szefa departamentu — ciągnął żart Anthonego, zakrywającą o wulgarność, na którą pozwał sobie bardzo rzadko i tylko w określonym gronie, które składało się z jego braci (przy szwagierkach nie wypadało) oraz Shafiqa właśnie. Na tyle pozwalała mu swoboda wychowania, w której żyli oboje od dzieciństwa, gdy jeszcze małym chłopcom zakładano krótkie spodenki i podkolanówki, aż nie poszli do Hogwartu.

— Tak na prawdę, zaczyna się tam robić ciasno i mało... Prywatnie. Odwykłem od tego rozgardiaszu przez ostatnie pół roku, powrót jest o wiele bardziej hałaśliwy, niż sądziłem. Perspektywa decyzji o tym, kto przebywa w moim domu, jest bardzo, bardzo kusząca. Ostatnio też miałem taką sytuację w Hogsmeade, oglądałem ruiny tamtejszego dworku, zbyt zdewastowany, aby remontować, ale coś podobnego, tylko z większym polotem i ilością ścian.

Postukał palcem w kieliszek, w zamyśleniu.

— Wiesz, myślałem nawet o tym, czy nie zaproponować Quirellom wykupienia posiadłości Gauntów, z miejsca, gdzie stała posiadłość Gryffindora, do posiadłości potomków Slytherina. Sądzę jednak, że nie pozwolą mi ze względu na nazwisko. Znów ta Riddle'ów wydaje się mieć tragicznie długą listę nowych właścicieli i to jednocześnie kusi oraz odstrasza.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
26.03.2024, 10:41  ✶  
– Pamiętasz teraz, a widziałeś go ostatnio? – zapytał z uśmiechem niewiniątka, choć w głosie pobrzmiewały już całkiem jednoznacznie rozbawione nuty. – Bardzo się cieszę, że tym mieczem nie kroicie sobie kotletów, bo już zwątpiłem. No, chyba że są jakieś wyjątkowo twarde, wtedy odpuszczam i udzielam rozgrzeszenia. – wtrącił jeszcze, bo coraz trudniej było mu zachować powagę i och, nikt tak nie był w stanie rozbawić go jak Morpheus. Wspólne lata pieczołowicie i obustronnie dbanej znajomości owocowały obecnie całorocznie i Anthony prawdziwie wypoczywał w jego towarzystwie, nawet jeśli powierzchownie wcale nie mieli tak wiele wspólnego.

– Taka nagroda będzie tylko coś warta, jak w końcu dorobisz się tego swojego awansu kochany. Bo w obecnej chwili ani szef mojego, ani tym bardziej Twojego departamentu nie brzmi dla mnie dostatecznie atrakcyjnie. – doprecyzował kąśliwie, dolewając im trunku.

Dopiero wtedy umilkł i przestał docinać, spoważniał, zwłaszcza kiedy padło kilka nazwisk, kilka miejsc, które zdawały się intrygować Morpheusa. W pierwszej chwili chciał zareagować od razu, interweniować w samobójcze plany przyjaciela, ale w porę się zmiarkował, znając go na tyle, by wiedzieć, jak reagował na bezpośrednie formy nacisku. Na pośrednie również z resztą, sprawa zdawała się zaskakująco delikatna. Cóż, rodzeństwo Anthony'ego żyło i miało się dobrze w przeciwieństwie do brata siedzącego tu Longbottoma. Dał więc sobie czas na odpowiedź, znajdując nagle błonia roztaczające się przed nim jako szalenie interesujące.

– Nie dziwię się, że szukasz prywatności i szczerze dziwi mnie, że zdecydowałeś się na ten krok tak późno. Wspominasz o jakimś paranormalnym spotkaniu w Hogsmeade, zechcesz opowiedzieć mi o tym coś więcej? Z wielką przyjemnościa o tym posłucham, jak to duch zainspirował Cię do tego wielkiego i niezbędnego kroków w Twoim... dorosłym życiu. Może nauczę się czegoś przydatnego, jeśli mamy być sąsiadami. – podparł podbródek na dłoni, dając Morpheusowi szansę na roztoczenie opowieści, szukając w niej nici narracji, która teraz zawłaszczała dla siebie głowę przyjaciela, przeczuwając podskórnie kłębiące się pod lokowaną głową wyrzuty sumienia i niekończące się samobiczowanie. Nie starczyłoby wina z całej piwniczki Shafiq'a, żeby zmusić Morpheusa do mówienia, ale opowieść o duchach mogła być dobrym początkiem...
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
04.04.2024, 09:25  ✶  

Morpheus niby zamrugał zalotnie, ale brakowało w tym flirciarstwa. Nawet sama myśl o czymkolwiek romantycznym z Antoniuszem napawała go lekkim obrzydzeniem. Shafiq był obiektywnie przystojnym mężczyzną, z odpowiednią charyzmą, żeby porywać i uwodzić, a personalnie również kimś, kogo Morfeusz szczerze kochał, nie była to jednak erotyczna miłość, nawet jeśli często zachowywali się jak stare małżeństwo. Ani eros ani mania. Ona leżała komfortowo między philią, miłością braterską i agape, miłością bezwarunkową. Tak, jak w przypadku swoich rodzonych braci, czuł z Shafiq'iem, że są zrobieni z atomów, które leżały tuż obok siebie u zarania dziejów, zanim świat wynurzył się z chaosu.

Uśmiech Morfusza zgasł szybciej, niż zwykle, a i temu brakowało pełnego rozkwitu. Jakby w Grecji pozostawił blask tego śmiechu, złożony w ofierze bogom na ich ołtarzach lub zazdrosny Helios zabrał mu go, aby już nie przyćmiewał nim słońca. Antoniusz wiedział, że to minie, tak samo było po śmierci Aurory, jego starszej siostry. Odchrząknął.

— Wybrałem się do Hogsmeade, sprawy służbowe. Weryfikacja drzewa genealogicznego rodziny oraz potencjalnego daru wieszczenia.  Gdy wychodziłem, już się ściemniało, zatrzymałem się na papierosa, te nałogi. Wtedy zaczepiła mnie jakaś dziewczynka. Z ręką na sercu, mógłbym powiedzieć, że to twoja córka. Przynajmniej tak wyobrażam sobie, jakby wyglądała, gdyby istniała. Doskonale ubrana, trochę jak matki ubierały nasze rówieśniczki, dużo falban, zakręcone loki, pantofle zafarbowane pod kolor kaftanika. Prawie jak laleczka porcelanowa. Stoi tak i mówi: Jestem dziedziczką dworku Cape, lecz zagubiłam mą drogę, może mi pan pomóc?
[a]Morpheus podniósł głos do falsetu, udając dziecięcy głosik dziewczęcia. Co prawda nie pamiętał dokładnie, jak to powiedziała, ale sens pozostał taki sam.

— Natomiast gdy tylko odwróciłem się, żeby zgasić papierosa i zapytać ją o szczegóły, imię i nazwisko, z kim tu przyszła, może w dziecięcym objawieniu się magii nagle się teleportowała, ona zniknęła. Jak w powietrzu, pomimo że nie wyglądała jak duch i nie słyszałem dźwięku teleportacji.

Ciągnął swoją opowieść.

— Słyszałeś kiedyś o włościach Cape?



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
10.04.2024, 11:00  ✶  
Te same atomy u początków istnienia obecnie były bardzo zmartwione, choć nie po to spędziły lata morderczych praktyk, by chować emocje w środku serca, aby teraz dać po sobie poznać ów zmartwienie. Nie zmieniało to postaci rzeczy, że umysł Shafiqa pod maską życzliwego uśmiechu okraszonego abstrakcyjnymi uszczypliwościami i sugestiami samobójczej śmierci na terenie ogródka, nie pracował właśnie na najwyższych obrotach.


Ironią był fakt, że oboje stracili braci mniej więcej w tym samym okresie. Przy czym Anthony w ogóle nie odczuwał tej straty, darząc swojego starszego brata głęboko zakorzenioną niechęcią, zawiścią, żeby nie powiedzieć odrazą. Zbyt mało miał zdolności introspekcji, aby dotrzeć do pokładów zazdrości, gruntowanej przez lata gderania i pięknych, elokwentnych obelg ojca ich obojga, nie zmieniało to faktu, że odejście Thomasa przyjął jako jedną z wielu informacji w całym poszumie informacyjnym.

Inna rzecz miała się z Morpheusem, legendarna już lojalność rodu Longbottomów zaczynała się nie od miecza zawieszonego nad ich głowami, ale od rodzinnych więzi, którym najwidoczniej okolica obrośnięta chwastami bardzo sprzyjała. Gdy przyjaciel mu opowiadał jaką swobodą mogą się cieszyć, ale też jakie prace zadawane są rodowym latoroślom, Anthony nie mógł tego pojąć i w sumie nadal przy bardzo rozbudowanej sferze konceptualnych możliwości trudno było mu przyjąć wizję ukochanego czystokrwistego potomstwa szorującego podłogę, zbierającego liście, czy biegające na plaże z całym przekrojem magicznego i (o zgrozo) niemagicznego świata. Shafiq chowany w sterylnych warunkach, od trzeciego roku życia paradujący w uszytym przez krawca jednolitym mundurku, który co roku był zmieniany tylko rozmiarem, aż do "wolności" jaką oferowała mu szkoła. Shafiq który zamiast lasu i zieleni miał rzędy półek, i podtapiał się zdecydowanie nie w jeziorze, a w wiedzy spisanej rękami tysiąca ludzi. Książki nie uczyły go jednak miłości do własnego rodzeństwa. Nie tak jak zdarte kolano i gryzienie się po rękach, gdy ktoś chciał wyrwać drugiemu ulubioną zabawkę.

Mimo braku doświadczenia, Anthony wiedział, że to nie Grecja, a Beltane odbierało Morpheusowi radość życia. Że w takich chwilach jak ta, trzecie oko było przekleństwem a nie błogosławieństwem. Nie musieli rozmawiać o tym, żeby wręcz namacalnie dyplomata słyszał jego myśli Mogłeś wszystkich ocalić. Mogłeś zająć się żywymi, ale wolałeś grzebać w ziemi za martwymi.. Żartowali, przekomarzali się, ale ból i tragizm jego istoty wyciekały w każdym słowie, każdym geście, każdym spojrzeniu otoczonym ciężkimi powiekami.

– Nie przypominam sobie, ale z pewnością, gdzieś mam coś o nich napisane, mogę poprosić Wergiliusza, żeby to znalazł, choć... wydaje mi się, że nie o lekcję historii Ci tutaj chodzi? – wyrwany z toku rozmyślań, był w stanie sklecić gładką odpowiedź na podstawie wytrenowanej pamięci, która przy okazji zapisywała w jego głowie słowa przy nim wypowiedziane, gdyby gdzieś uciekł myślami. Przydatna umiejętność, zwana przez jego zmarłą żonę "trybem mężowskim".

Żałował, że nie wie jak wspomóc Morpheusa, jak sam mógłby wycisnąć z niego tego niepotrzebnego, burzącego spokój serca pryszcza. Czytał o żałobie, ale sam nigdy jej nie doświadczył, choć zmarło w jego życiu wiele teoretycznie ważnych osób. Matka, żona, teraz brat... Nagle jednak, ze zdziwieniem, odkrył strach, że to życzenie poczucia żałoby może się urzeczywistnić, a gonienie za nim jest paraliżujące w swym zamyśle.

Nagle zdał sobie sprawę, że Morpheus szukający śmierci może ją znaleźć.

I to całkiem niedaleko.

Anthony doskonale wiedział jak wyglądają niektóre atrakcje skrywane przez obsydianowe ściany.

Poruszył się niespokojnie na swoim krześle i stał, chcąc ukryć rosnące obawy.
– Ale rozumiem, że po czymś takim wzrosło Twoje zapotrzebowanie na straszne historie? Z nami jest tak trudno... nie sądzisz, że świat czarodziejski nie niesie w sobie grozy? Jest tyle potworów igrających z naszymi emocjami, tyle rodzajów duchów, opętań, przeklętych przedmiotów, czy prostej iluzji. Nie ma grozy, jest tylko groteska kolejnego ciała dekorującego ściany po tym, jak wybuchł mu kociołek. Ale wiesz, kto jest całkiem dobry w grozie? Mugole. Ich nieświadomość gwarantuje im świetne pióro i świeże spojrzenie. Mam kilka książek o przeklętych posiadłościach, antologię opowiadań. Słyszałeś może o Lovecrafcie? Nie jest to wysokich lotów, nie tak jak Poe, ale... Cóż, może okaże się, że da Ci przyjemną rozrywkę druhu. – mówił lekko, głos miał zdecydowanie lepiej wytrenowany, zawsze spokojny miarowy. Jego myśli, troskę, lęk, to wszystko ujął w okowy pięknej rosyjskiej poezji, płynącej równolegle w głowie do szybkiego tkania angielskiej zasłony dymnej.

– A jeśli chcesz odwiedzić opuszczony dom o którym Ci mówiłem... Znajdę właściciela i zorganizuje klucze. Myślę, że potrzeba będzie mi z miesiąc, aby wszystko zaaranżować. – czy ładnie tak było kłamać przyjacielowi? Mógł przecież po prostu wejść i kazać Wergiliuszowi przynieść pęk żelaznych kluczy do starej warowni, która przesłonięta zagonkiem buków i jodeł nie przeszkadzała mu w codziennym odpoczynku. A jednak, Anthony wiedział, że surowe mury i dziurawy dach nie wystarczą jego przyjacielowi. W końcu obaj mieli wysokie standardy.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
16.04.2024, 21:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.04.2024, 21:44 przez Morpheus Longbottom.)  

Żal Morpheusa do samego siebie był jak kurz, który osiadał na wszystkim. Wizyta w opustoszałym Dworku Cape wzmogła jego poczucie winy, bo nagle zdawało mu się, że zamiast w Hogsmeade, był w Dolinie Godryka i mija pokoje swoich bliskich, opustoszałe, zarośnięte. Podskórnie wiedział, gdzie ich szukać. W rodowym mauzoleum.

— Och, nie potrzeba. Z pomocą kilku przechodniów odnalazłem lokalizację tego miejsca, krótki spacer odpowiednią drogą i przywitały mnie gruzy, niemal dosłownie. Pozostało kilka ścian z dworku w stylu Tudorów, tak mi się zdaje przynajmniej, ciężko określić styl w takim rumowisku, chociaż zostały fragmenty dachu i schodów. Oczywiście, logiczne, że dworek ma za sobą lata świetności, minęło już wszystko, co nadawało się jakkolwiek do użytku, mam wrażenie też, że widziałem kilka bohomazów na ścianach, wykonanych, jak mniemam przez uczniów Hogwartu. Późno już było, około dziesiątej wieczorem — kontynuował opowieść o dworku Cape i dziwnej dziewczynce, nieświadomie potwierdzając obawy Antoniusza. Przyjaciel zdecydowanie miał w sobie życzenie śmierci, płonące żywo, prawie tak samo mocno, jak pragnienie zemsty, któremu nie pozwalał zakazić jego krwi. Malował swoim słowem jednak obraz żywej rozpaczy, z tonem, jakby myślał o innym domu, żywym, zdecydowanie zamieszkałym, w innej magicznej dolinie.

— To było jak stąpanie w krainie snu. Pierwsze świetliki, paprocie wybujałe po kolana, roślinność pożerająca struktury postawione ludzką ręką. Nienawidziłbyś tego miejsca całym sercem i tak, zdecydowanie przypomina to o tym, jak bardzo wstawiamy się, jako czarodzieje, na zgubę, swoją własną codziennością. Widzisz, spodziewałem się niemal, że wyczuję tam pulsowanie klątw, jakieś pokoleniowe zadry i duszność obecności z Limbo, ale nic, pustka. Echo i wspomnienie tamtej dziewczynki. 

Opowiedział dalej Anthony'emu o korytarzach i pustce, która echem rozchodziła się po wiosennie smutnym bruku, gdzie jedyne kwiecie to biel rozplenionego dzikiego bzu. Nikła pociecha.

—Wiesz, co najbardziej mnie przeraziło? Że w pewnym momencie miałem wrażenie, iż jest to... Że... — głos mu się załamał w łagodnym brzmieniu rozpaczy, ukrywanej we wnętrzu duszy. Wziął głęboki, szarpany oddech. — Że to Warownia. I że gdzieś tam jest też moja mogiła. Okrutne wrażenie, bo w mojej głowie urosło to do wizji profetycznej, ale jak wiesz, przepowiednie chcą być słyszane, a ja byłem sam.

Zakończył wypowiedź odrobinę histerycznym śmiechem. Wypił do dna zapomniane w toku rozmowy wino, zapalił papierosa, którego wulgarnie wyciągnął z kartonika, nie z papierośnicy, którą również posiadał. Zaciągnął się dymem.

— Lovecraft? Czy ty czytujesz jankesów, Antoniuszu? Gdzie twój honor i duma z ojczyzny?— Naigrywał się nieco sztucznie z doboru proponowanych lektur. Później westchnął. — Właściwie to chętnie obejrzę ten dworek. Miło by było mieć cię po sąsiedzku, ustawiać paskudne posągi idealnie na linii wzroku, pomiędzy tymi dwoma cyprysami.

Dłonią z papierosem wskazał prześwit, gdzie rzeczywiście dało się dostrzec brzegi wspomnianej, opuszczonej posiadłości, chociaż tak niewielkie, że może jedna, sucha łodyga pod odpowiednim kątem patrzenia rzeczywiście była widoczna. Na pewno jednak nie zaburzała idealnie wymuskanych ogrodów w formie patio w domu Antoniusza.

Ich domy miały absolutnie odmienne estetyki, podczas gdy Warownia stanowiła klasyczną myśl późnych Tudorów, połączoną z dworkami łowieckimi, gdzie najdogodniejsze były bryczesy, marynarki w kratę oraz sprzęt do polowania, a hamaki w sadzie i wielkie ogniska z dziczyzną stanowiły normę, tak dom Antoniusza przypominał śródziemnomorską willę rzymskiego senatora, z prostokątnym patio i strzelistymi iglakami oraz, oczywiście, fontannami. Przynajmniej na zewnątrz. Gust Antoniusza był świetlny, jaśniejący, jak jego złoto, pasujący do smoka.

δράκων.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1591), Anthony Shafiq (1911)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa