Może to i lepiej, ze Travers nie zamierzał się na Lestrange'a powoływać podczas tej wymiany zdań, bo bardzo możliwe, że zapał McKinnon nieco by w takim przypadku opadł. Było coś w postaci Louvaina, co skutecznie zniechęcało ją do niektórych tematów, jakby za bardzo ceniła sobie te momenty bez niego, by chcieć dodatkowo pchać się w jego rejony. A przynajmniej nie chciałaby tego robić ani dzisiaj, ani tym bardziej na tej plaży, gdzie faktycznie krzesała z siebie szczere zmartwienie.
- Rozumiem, w takim razie spróbujmy - powiedziała, bez mrugnięcia okiem wyciągając w jego kierunku dłoń. Teraz to ona czekała, żeby wyciągnął do niej rękę, a zanim sięgnęła po różdżkę, rozejrzała się jeszcze kontrolnie, czy nikt inny nie spróbował sobie zrobić właśnie spaceru z okazji tak przyjemnej pogody. Plaża jednak była absolutnie pusta.
Nie była mistrzynią w dziedzinie nekromancji, ale posiadała na tyle wiedzy, by bez większych zmartwień podjąć się zwykłego przekazania mu energii. Nie zamierzała się też przed tym wzbraniać w jego obecności, bo powiedzmy sobie szczerze - nie byli przecież dziećmi i potrafili dodać dwa do dwóch by wiedzieć, że nekromancja była akurat w tym momencie pewnie najmniejszym przewinieniem, jakie mieliby za uszami.
Rosie rzuciła zaklęcie, przelewając na Theona nieco krążącej w niej energii życiowej. Było to niczym zastrzyk energii, rozchodzący się przyjemnie po ciele, jednak oprócz tego że poczuł się lepiej - niczego to tak naprawdę nie zmieniło. Chłód wciąż przejmował go na wskroś, tak samo jak i przenikał przez skórę na dłoniach kobiety, sugerując jej, że jej działania albo nie zmieniły niczego, albo zrobiły naprawdę niewiele.
- Lepiej? Gorzej? Tak samo? Trochę inaczej? - podniosła na niego spojrzenie, do tej pory skryte pod wachlarzem rzęs, wpatrzone w przestrzeń gdzieś na wysokości ich splecionych dłoni i zwyczajnie próbujące się skoncentrować na tym, co jeszcze przed chwilą próbowała zrobić. - Martwić? Ja się wcale nie martwię - wymruczała jeszcze pod nosem, jakby nieco nadąsana. Jak dziewczynka, przyłapana na tym, że jej trochę za bardzo zależy. Ale tak już miała; o niektórych troszczyła się nawet bezzasadnie, nie zwracając uwagi na ich listę przewinień czy to, ile czasu minęło od ostatniej rozmowy. Tak samo jednak, jak była tego świadoma, tak niemal z dziecinnym zacięciem potrafiła się tego wypierać.
Sukces!
Sukces!
sort of horror