• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[grudzień 1970] Nastał czas ciemności

[grudzień 1970] Nastał czas ciemności
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#1
23.04.2024, 23:10  ✶  
Londyn zaścielała gruba warstwa śniegu i kiedy tak szła przez Nokturn, wsłuchiwała się w jego skrzypienie pod stopami, spojrzeniem wynajdując zbite grudy na chodniku, które mogłaby z satysfakcją rozdeptać. Było już po świętach i panował ten dziwny, parodniowy okres oczekiwania do obchodów Nowego Roku, kiedy nie do końca było wiadomo co ze sobą zrobić. Ona cieszyła się, jak zwykle w tym okresie, ciepłem rodzinnego domu, tych parę dni spędzają właśnie nie w Ataraxii, a grając z matką w karty, albo dla rozrywki doprowadzając ojca do pasji.

Minęło już tyle czasu, odkąd Hades zapadł się pod ziemię, jednak za każdym razem kiedy patrzyła na matkę, nie mogła pozbyć się wrażenia, że widmo straty syna stało się nieodłącznym wyrazem, który czaił się gdzieś w delikatnych zmarszczkach, które żłobiły jej rysy. Głównie dlatego zaczęli zamawiać więcej eliksirów; na uspokojenie, na bezsenność, wzmacniające, łagodzące migreny... ojciec co jakiś czas wciskał jej w dłoń listę, kiedy akurat była pod ręką, żeby przeszła się na część Alei Horyzontalnej, która wyglądała na Pokątną.

Nacisnęła klamkę drzwi wejściowych, prowadzących do gabinetu Annaleigh, tupiąc lekko butami na wycieraczce, żeby zrzucić z nich przylepiony do podeszew śnieg. Paroma kolejnymi ruchami dłoni strzepnęła płatki z ramion i czerwonego bereciku, który miała założony na głowę, przeczesując jeszcze palcami grzywkę. Zawsze wydawało jej się to odrobinę dziwne, bo przecież zazwyczaj nie przepadało się za zapachami w miejscach gdzie działa się medycyna, ale unoszący się w gabinecie kwiatowo-ziołowy zapach nawet przypadał jej do gustu. Zastanawiała się, czy jego przyjemne właściwości były zasługą samego aromatu, czy może jednak były to jakieś specjalnie przygotowane kadzidła. W każdym razie, wreszcie gotowa, odstąpiła wreszcie od drzwi.

- Dzień dobry, Annaleigh, przyszłam odebrać zamówienie - rzuciła wesoło dźwięczącym głosem, kiedy jej spojrzenie wreszcie natrafiło na sylwetkę właścicielki. Znały się jeszcze z Hogwartu, ale Rosie zawsze miała wrażenie, że pani Dolohov mogła ją kojarzyć co najwyżej jako uczennicę niskich lotów, której pomoc gwarantowała jej satysfakcję, ale co najwyżej ze zdobywania punktów dla domu za pracę charytatywną i prowadzenie korepetycji. - Jak tam minęły ci święta? Dobrze się bawiłaś?


she was a gentle
sort of horror
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#2
25.04.2024, 15:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2024, 19:01 przez Annaleigh Dolohov.)  
Zabawne, jak wiele mogło się zmienić w życiu w ciągu miesiąca.
Zwykle podobny stan rzeczy wcale by jej nie cieszył. Lubiła pewną stabilność i monotonię w życiu. Wstać, dolać Vakelowi parę kropel amortencji do porannej herbaty, wyjść albo do Mungo, albo do swojego gabinetu, przepracować cały dzień, oddając się tym samym swojej największej pasji, wrócić, wypić wieczorną, ziołową herbatę czytając przy tym książkę i położyć się spać, ewentualnie przygotować się na jeden z nielicznych dyżurów.
Niektórzy mogliby uznać jej życie za nudne, ona czuła się jednak bezpiecznie z wiedzą, że następny dzień będzie dla niej czymś znajomym i bezpiecznym.
A jednak, wypłynięcie manifestu zaburzyło jej dotychczasowy żywot. W sposób, w jaki wcale by się nie spodziewała.
Choć czarny znak nie widniał jeszcze na jej przedramieniu, zakryty rękawami jej jedwabnej, jasnej koszuli i ciemnogranatowej marynarki, tak zdążyła już znaleźć się w gronie tych, którzy zgodzili się wykorzystać swoje umiejętności w słusznej sprawie. Jej bliscy byli właśnie tym, co wciągnęło Annaleigh w objęcia Czarnego Pana. Mógł im zapewnić należytą władzę i bezpieczeństwo, wiedziała o tym. I była gotowa na to zapracować.
Nawet jeśli miała użyć swoich umiejętności jako narzędzia do odbierania, nie ratowania życia.
Nawet nie wiedziała, że mogło to być takie łatwe.
Myślała, że po czymś takim trudno będzie jej siąść przy świątecznym stole, wiedza jednak, że nie tylko ona w rodzie zdecydowała się brać w tym udział w imieniu Lestrangów, była uspokajająca. Czuła się dzięki temu nadal ludzka. Na tyle, ile zwykle potrafiła.
Ta mała zmiana więc stała się nowym dodatkiem, który od czasu do czasu zmieniał jej rutynę, której nadal starała się trzymać.
Pracowała właśnie w swoim gabinecie, tym razem siedząc nad kartami pacjentów, które uzupełniała swoim zgrabnym pismem, wyćwiczonym przez lata lekcji kaligrafii. Dziś kilka osób miało odebrać zamówione wcześniej leki, dlatego nie zdziwiła się, gdy drzwi do jej gabinetu otworzyły się, wpuszczając nieprzyjemne, chłodne powietrze, które szybko rozproszyło odpowiednie zaklęcie. Jej choroba sprawiała, że nawet przy względnej pogodzie zawsze było jej zimno.
Przyjrzała się osobie, która przeszła przez próg, jej usta zaś drgnęły w delikatnym uśmiechu. Zgrabnym ruchem różdżki nastawiła wodę, czując, że nadeszła chwila na gorący napój.
- Dzień dobry, Ambrosio. Wszystko przygotowałam, w najbliższym czasie jednak pewnie i tak skontaktuje się z twoim ojcem, chcąc potwierdzić, czy obecne dawki nadal działają i czy jednak nie zdecydujemy się na zmianę leków - zamilkła, wiedząc, że pociągnięcie tego tematu zapewne znudziłoby siedząca przed nią kobietę, jak to miały w zwyczaju jej tłumaczenia teorii podczas udzielanych kiedyś korepetycji.
Trudne to było wtedy wyzwanie, w pewnej mierze jednak się zwróciło. I to nie tylko w czystej satysfakcji.
- Święta przebiegły klasycznie, jak zwykle krążyliśmy między rodzinami, chcąc spędzić z nimi jak najwięcej czasu, zanim nie zniknę na jednym z dyżurów. A jak u ciebie? Spokojnie w tym roku?
Nie przepadała za podobnymi rozmowami o niczym, zawsze starała się jednak to ukryć i brnąc w nie na tyle, ile potrafiła. Jak porządna kobieta z szanowanej, czystokrwistej rodziny, która musiała umieć ją reprezentować. Nawet jeśli często bolała ją od tego głowa.
- Napijesz się herbaty lub czegoś innego? Ostatnio przygotowywałam mieszankę z bzu, róży i liści hibiskusa, idealna na wspomaganie organizmu przy takiej pogodzie - zaproponowała. Mogło to wyjaśniać ziołowy zapach przybytku. Annaleigh uwielbiała podobne napoje, którymi często się raczyła.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#3
26.04.2024, 06:10  ✶  
Po tylko chwili zawahania, zdjęła z siebie płaszcz, szybko dochodząc do wniosku, że wejście i wyjście z gabinetu Dolohov przestało być już dostępną opcją. Nie to, żeby jej to jakoś przeszkadzało, szczególnie kiedy na zewnątrz mróz wgryzał się w kości, nawet pomimo ciepłego palta. Przygładziła też zmierzwione berecikiem włosy, pobieżnie przywracając się do porządku i zajęła miejsce siedzące. Wybrała jeden z tych śmiesznych stołków, które były przeznaczone dla lekarzy, a nie dla ich pacjentów, a które posiadały kółka dla lepszego zakresu ruchów podczas konsultacji. Obróciła się na nim dookoła własnej osi, niby to niechcący, jak się na nim poprawiała, ale te kręcioły zawsze sprawiały jej małą frajdę i bardzo często kiedy odbierała od Annie zamówienia, robiła dokładnie to samo.

Louvain miał o niej całkiem trafne zdanie, przynajmniej kiedyś, kiedy jeszcze nie zdążył przejrzeć jej na wylot. Zachowywała się jak trzpiotka i to praktycznie w ogóle nie zmieniło się od czasów szkolnych. Roztrzepana, czasem wręcz bezmyślna; kiedyś po prostu taka była, bo nie miała zbyt wielu zmartwień, które zaburzyłyby jej postrzegania wszechświata. Teraz jednak była to w większości fasada, wzniesiona na jakimś dziwnym poczuciu sentymentu lub w celu zaburzenia tego, jak właściwie postrzegali ją ludzie.

- Mama wydaje się czuć całkiem dobrze, od ostatniej kontroli, ale w sumie przezorny zawsze ubezpieczony - powiedziała, przyglądając się przez moment przedmiotom, które zdobiły ściany gabinetu, jakby próbowała zgadnąć czy coś nie zmieniło się od ostatniej wizyty.

- Nie wyobrażam sobie tak skakać od rodziny do rodziny - westchnęła, bo ona nigdy nie miała tego problemu. Jedyny jej długotrwały związek był z mężczyzną, który zwyczajnie nie znał pełnego znaczenia słowa rodzina. Mulciber zachowywał się czasem, jakby wszelkie ciepłe aspekty rodzinnego ogniska były dla niego mrzonką, którą można było wyczytać co najwyżej w naiwnych książkach, a McKinnonowie, nawet jeśli skrajnie osobliwi, potrafili się całkiem cieszyć swoim towarzystwem. Dlatego też, jeśli spędzali gdzieś z Alexandrem święta, to raczej u jej strony, czasem zapraszając Borgina na wódkę. - U mnie spokojnie - zamachała dłonią, bo w gruncie rzeczy to nie było o czym rozmawiać. - Leniwie wręcz. Pewnie chętnie był ponarzekała, gdyby nie to że zaraz zacznie się nowy rok i trzeba będzie na poważnie wrócić do życia. Wolnym trzeba się cieszyć.

To nie tak, że sama przepadała za tego typu rozmówkami, ale w pewnym sensie wyuczyła się tych miałkich zaczepek. Kiedy większość osób wydawała się całkiem chętna do podobnej paplaniny, w pewien sposób przyjmowała ten zwyczaj i powtarzała go nieuważnie. Zbyt wiele razy patrzyła w kryształową kulę tylko po to, żeby zamiast rozszyfrowywać mgliste znaki, słuchać głupiutkich pytań o jej życie, które absolutnie nikogo nie bawiły. Ale najgorzej chyba było, jak się tego typu gadatliwa zjawa trafiła, bo ją ciężej było wyprosić za drzwi.

- Oh, uwielbiam herbatę z bzu! Poproszę - ożywiła się wyraźnie na propozycję uzdrowicielki, prostując nawet trochę na swoim stołku. Siedząc na nim, obracała się na nim lekko, to w prawo to w lewo, czubkami butów powstrzymując się przed kręceniem bączków.

- A jak twoja rodzina zareagowała na opublikowanie Mnifestu? - zapytała, jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się do Annaleight niemalże wesoło. - Święta sprzyjają rozmowom i takie tam. U mnie na przykład był to całkiem gorący temat - obróciła się parę stopni w jedną stronę, a potem parę w drugą. - Chociaż, jak tak sobie o tym myślałam, to nie było to nic, czego nie można było się spodziewać - niby to zamyśliła się na chwilę.

Jej ojciec niemal pożarł cały tekst manifestu, kiedy tylko ten trafił na ulice Londynu. Pamiętała jak siedział wieczorem w salonie, któregoś listopadowego wieczora, a potem podał jej tekst, żeby sama go sobie przejrzała.

Ambrosia nigdy nie miała ambicji, by opowiadać się po którejś ze stron - podejście, które miała wrażenie że wyniosła z domu, albo raczej z rodzinnego biznesu. Zamtuz nikogo nie dyskryminował, bo wszystkie galeony ważyły i byłe warte tyle samo, nie ważne czy pochodziły z kieszeni czarodzieja czystej krwi czy szlamy. Powiedzenie 'Lord Voldemort to super gość' w jej mniemaniu było zwyczajnie nieopłacalne, bo co on jej niby takiego dał do tej pory, że teraz miała śpiewać peany na jego cześć, tylko dlatego że opublikowano w jego imieniu świstek papieru?

A mimo to, z jakiegoś dziwnego powodu, ciągnęło ją do ludzi, którzy na swoim przedramieniu posiadali mroczny znak. Diana, Alexander, Stanley... nawet Louvain na tym etapie stał się już stałym elementem jej życia i czasem, ocierając po jego wizycie łzy, myślała o tym że lepiej żeby nosił tatuażyk pod rękawem, bo ktoś tak zepsuty zwyczajnie nie mógł stać pośrodku konfliktu.


she was a gentle
sort of horror
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#4
16.05.2024, 14:07  ✶  
Energia kobiety, która wparowała wraz z nią do gabinetu, była w oczach Annie ciekawa. Zawsze zastanawiało ją to, jak ludzie potrafili być, cóż, tacy. Nie potrafiła tego określić, a jednak spotykała osoby, które nagle wypełniały swoją osobowością całe przestrzenie, sprawiając, że powietrze drgało od ich wewnętrznej, prawie dziecięcej lekkości.
Irytowało ją to czasem, szczególnie, gdy potrzebowała ciszy i swojej zwykłej, nudnej stałości. Zwykle wtedy, gdy praca którą wykonywała wymagała skupienia, lub gdy wsiąkła w nią tak głęboko, że po prostu nie chciała się od niej oderwać.
A jednak, od czasu do czasu, miło było doświadczyć tego uczucia.
To jak Ambrosia poddawała się myślom, o które można było posądzić małą dziewczynkę, a nie dorosłą kobietę, przypomniało Annie, że istniały osoby, które wcale nie starały się dopasować do ram, które obejmowały ich dorosły świat. Sprawiało, że sama czuła się czasem mniej głupio.
Uniosła jednak na lekko brwi na to całe kręcenie się na krzesełku, jak zwykle zresztą, by choć delikatnie dać znać, że mimo wszystko nie powinno to im przystawać. Niczym w utartym już rytuale. Nie komentował jednak tego nigdy. Nie było potrzeby. Wiedziała, że McKinnon była tego świadoma. I chyba to było najbardziej interesujące.
Ambrosia zapewne nie znalazła zbyt wielu zmian w gabinecie. Ot, może kilka nowych książek w biblioteczce, trochę więcej dokumentów. Annie lubiła pewną stałość w życiu. Wszystko miało swoje miejsce, odcień zasłon czy dywanu zawsze zostawały takie same, meble nie zmieniały swojego miejsca. Dzięki temu jej gabinet zawsze był jej miejscem komfortu. Odpowiadał jej potrzebom stabilności w tym chaotycznym świecie.
- Cieszy mnie, że jej leczenie przynosi rezultaty. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, w jej wypadku jednak chcę jednak być tego pewna. Mam nadzieję, że reszta rodziny pozostaje w dobrym zdrowiu? - Balans pomiędzy szczerą troska o pacjenta, którego znała już dłuższy czas, a utartymi grzecznościami. Nauczyła się go przez lata uzdrowicielskiej praktyki, nigdy jednak się do niego w całości nie przekonała. A jednak był od niej wymagany. Nie każdy lubił prostolinijność.
- Przyzwyczajenie wynikające z konieczności. - Odpowiedziała, na komentarz o trudnościach w balansowaniu pomiędzy kilkoma domami. Bo przecież wypadało, by pokazali się w kilku miejscach, nawet, jeśli Annie wolałaby święta spędzić na kanapie, z nową, ciekawą lekturą i słodkim deserem na podstawie ajerkoniaku. Nigdy jednak nie mogła sobie na taki komfort pozwolić. Może więc zazdrościła trochę tego leniwego świętowania. Nie takie jednak życie jej przypadło.
- Jak widać mnie trudno oderwać od wiru pracy, choć pacjentów rzeczywiście mam teraz mniej. Wszyscy widać wolą jak najwięcej czasu spędzić w domach. Tym bardziej, że niedługo nadejdzie czas bankietów karnawałowych. Powoli zaczęły przychodzić do nas zaproszenia, Vakel został zmuszony do zakupienia już nowego kalendarza, - Mówiła, chwytając powoli buteleczki, które miała przekazać Ambrosi, przyglądając się im, w celu ostatecznego potwierdzenia wysokiej jakości ich zawartości.
Chwilę później zaś wstała, podchodząc do małego stoliczka z boku pokoju. Otworzyła stojącą tam małą puszkę, w której znajdowała się wcześniej wspomniana mieszkanka i wsypała ją do porcelanowego imbryczka. Zalała wszystko gorącą wodą.
- W takim razie mam nadzieję, że ta ci będzie smakować. Mogę potem dać ci jej trochę do domu. - Lubiła się dzielić takimi drobnymi rzeczami.
Pożyczała książki, pakowała gościom przygotowywane przez domowego skrzata ciasta na wynos, wręczała herbatę, która im zasmakowała. Nie było jej dane od tego zubożeć, a świadczyło o dobrych manierach i trosce. Zresztą, nie była to jedynie zwykła kurtuazja. Miała z widoku uśmiechu na twarzach innych pewną satysfakcję. Jak przy pacjentach, którzy na nowo cieszyli się zdrowiem. Dawała coś od siebie, co zostawało docenione.
Nie wróciła na swoje miejsce w fotelu, czekając, aż napar się zaparzy. Zamiast tego oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi, słuchając pytania o manifest. Nie mogła powiedzieć za wiele. A jednak w całkowite kłamstwo nikt by jej nie uwierzył. Ona i jej rodzina już od dawna mieli pewne utarte poglądy.
- Rzeczywiście, stał się gorącym tematem do rozmów również u mnie - bo tego nie dało się w żaden sposób zaprzeczyć. - I jeśli mam być szczera, nawet nie dziwię się, że powstał, patrząc na ostatnie czasy. Prędzej czy później ktoś musiał wygłosić swoją frustrację. - A raczej frustrację wielu czarodziejskich rodzin, które widziały jak powoli ich społeczeństwo zbliża się ku upadkowi.
Należało temu zapobiec. Dobrze, że ktoś w końcu odważył się wykonać ku temu pierwsze kroki. Wystarczyło tylko znaleźć kogoś, kto po prostu się nie bał. Aż i tylko tyle.
- Jakie wnioski u ciebie wniknęły, po zapoznaniu się z jego treścią? - Zapytała wiedziona czysta ciekawością i pewną nadzieją, że może znajdzie kolejną osobę, która stała po ich świeżej, ale gotowej do działania stronie. Jak widać po Annie, miejsce mieli dla każdego, kto był gotów stanąć w obronie ich porządku.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#5
12.06.2024, 22:42  ✶  
Ambrosia bardzo lubiła być głupią bździągwą. Szczególnie kiedy w pewnym momencie zauważyła, jak wiele rzeczy było to w stanie ułatwić w życiu. Towarzysząca jej lekkość, nawet jeśli kiedyś była fundamentem jej charakteru, teraz stanowiła raczej umiejętnie wypracowaną woalkę, którą się przysłaniała. Potrafiła być poważna, tak samo jak poddawać się ciążącemu na niej smutkowi, jednak to było dla niej o wiele mniej korzystne. A Annie? Nawet jeśli znały się od szkolnych czasów, nigdy nie wnikała w życie Ambrosii na tyle, by wyłapać kluczowe w jej życiu momenty, gdzie zachodziły delikatne zmiany. Gdzie poprawiała swoją rolkę, którą zdawała się odgrywać sama za siebie. Z resztą, McKinnon też nigdy nie wnikała przesadnie w życie Lestrange. I ten stan rzeczy absolutnie jej nie przeszkadzał.

Było coś pocieszającego w tym, jak wnętrze gabinetu się nie zmieniało. Podejrzewała, że działało to kojąco na pacjentów, szczególnie tych którzy już od paru lat szukali porad u Annaleigh. Surowe spojrzenie koleżanki przyjęła z lekkim drgnięciem kącików ust, które uniosły się na moment ku górze. Jeszcze jedno przekręcenie i wyśrodkowała krzesełko, uspokajając się.
- Wszyscy zdrowi, dziękuję. A u Ciebie? Twój mąż i reszta rodziny trzyma się dobrze? - zapytała grzecznie, troszkę też wymijając kwestie zdrowotne reszty jej własnej familii. Kwestia zdrowotności, kiedy traciło się życie i wracało z martwych, była troszkę śliska.

- To zawsze taki dziwny okres. Te parę dni między sabatem, a Nowym Rokiem i Karnawałem - czy do niej waliły drzwiami i oknami zaproszenia na bankiety? Oczywiście, że nie, ale ani zamierzała się tym chwalić, ani też specjalnie tego żałować bo przecież nigdy przesadnie dobrze nie bawiła się w towarzystwie. Sztywne pozy i wyuczone miny wcale jej nie bawiły i często zastanawiała się, jak ci wszyscy czystokrwiści i celebryci mogli dobrze spędzać czas na takich spędach. Ona, kiedy jeszcze brała w nich udział, zawsze szybko próbowała ciągnąć Mulcibera za rękaw i zachęcać go do jeśli nie całkowitego urwania się z imprezy, to chociaż zaszycia gdzieś z butelką dobrego alkoholu i przeczekania w spokoju.

- Oo, bardzo poproszę. Ale w takim razie następnym razem będę pamiętać, żeby ci też coś przynieść. Mam w domu parę takich mieszanek, które są przepyszne. Musisz spróbować - uśmiechnęła się do Annie wesoło, uważnie obserwując jak wstawia napar. - Hm... - stołek na którym siedziała mimowolnie znowu drgnął w obie strony, bo Rosie chyba sama nie była pewna co powinna na ten temat powiedzieć. - Myślę o sobie, jako o przedsiębiorczej osobie i ogólnie uważam, że pieniądz, nie ważne skąd pochodzi, to nie śmierdzi - powiedziała, przywdziewając nieco zamyślony wyraz twarzy. - Ale w tym co mówisz jest sporo racji. Ten manifest daje upust nagromadzonym frustracjom, szczególnie rodzin o konserwatywnych czy tradycjonalistycznych poglądach. Daje zezwolenie do działania - uśmiechnęła się leciutko, w jakiś porozumiewawczy sposób. W jej głosie nie było też nagany, bo wcale nie zamierzała się zapierać, że jej rodzina byłą otwarta na świat i jego możliwości. Ojciec zgrzytał zębami na osoby brudnej krwi, ona natomiast wykazywała skłonności do trochę innych priorytetów; liczył się interes jej i jej bliskich. To, że otaczali ją sami śmierciożercy, to już los tak chciał.


she was a gentle
sort of horror
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#6
16.06.2024, 17:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2024, 19:03 przez Annaleigh Dolohov.)  
Maski które miały na sobie chroniły ich wnętrza, które wcale zapewne nie były tak silne, jak starały się utrzymywać. Bo kim była Annie za swoją tarczą spokoju i chłodnej uprzejmości? Jak bardzo czuła się czasem zagubiona w świecie, w którym nie wszystko mogło być logiczne, nawet ona. W którym zrozumienie innych było tak tragicznie trudne.
Co prawda takie ciągłe oszukiwanie sprawiło, że coraz trudniej było wpuścić kogokolwiek za własne mury, które tak skrzętnie się budowało. Annie nie wiedziała, czy istnieje osoba, która mogłaby przejść spokojnie przez jej fortece dostając się do jej prawdziwego ja. Czymkolwiek ono było, bo sama czasem już nie wiedziała. W końcu oszukiwała powoli nawet samą siebie, choć tego tak bardzo nienawidziła.
Nic więc dziwnego, że Ambrosia również nie mogła za dużo dojrzeć. Ale to nic złego. Tak było bezpieczniej.
A to uczucie Annie niezwykle ceniła. Nawet jeśli właśnie wepchała się w sam środek konfliktu, stając się jego żołnierzem. Miała w końcu nadzieję, że zapewni jej to spokój, gdy kurz opadnie, a ona będzie wśród tych na szczycie.
Cierpliwie czekała, aż krzesełko ustanie, wiedząc, że to w końcu nastąpi. A potem znów się uśmiechnęła, gdy zyskała potwierdzenie co do stanu zdrowia McKinnonów.
- Cieszę się w takim razie - odparła. Nie wnikała czy ktoś czegoś przed nią nie ukrywał. Wierzyła, że w tym wypadku dla swojego dobra pacjent mówił prawdę.
Pokiwała głową, gdy Ambrosia podsumowała swoje uczucia względem aktualnego okresu, zapewne widząc go w zupełnie innych barwach. Okres przejścia bardziej oznaczał dla niej wybicie z rytmu i dodatkowe prace, jak zbliżający się na przykład remanent, aczkolwiek nie mogła mu ując swoistej nietypowości.
Przygotowywał ich do kolejnego cyklu, który znów miały nakreślić przyjęcia, Sabaty i cykliczne wydarzenia społeczne. A także kolejne dni w pracy.
Tym razem rozszarpane przez nowy cel. Który zapewne mógł sporo namieszać w jej dotychczasowym życiu.
- Chętnie próbuję nowych smaków. Następnym razem, gdy przyjdę zbadać twoją matkę mam nadzieję, że jednym z naparów mnie uraczysz.
Mieszankę herbaty zapakowała w opisaną chwilę wcześniej papierową torebkę na leki i położyła tuż przy reszcie fiolek. Następnie zaparzony już napar w imbryczku zalała do dwóch filiżanek, jedną z nich lewitując tuż przed Ambrosie. Drugą wzięła w prawą rękę, lewą trzymając spodeczek i usiadła ponownie w swoim fotelu.
Tym razem towarzyszył jej inny uśmiech, ostrzejszy i jakby szczerze rozbawiony.
- W twoich słowach kryje się wielka mądrość. Najważniejsze jest w tych czasach myśleć o sobie i swoich bliskich i o tym, kto może dać nam najwięcej. A kto nas pogrąży. - Upiła łyk gorącego naparu, myśląc przez chwilę o wszystkim, co do tej pory dokonała na rozkaz śmierciożerców. Prawdopodobnie będzie musiała poświęcić swoje człowieczeństwo, ba już to robiła, w ramach możliwości zagwarantowania sobie i swoim krewnym najlepszej możliwej przyszłości. I miała nadzieję, że nie popełniła błędu. - Czasami możemy mieć wrażenie, że ktoś coś zrobi za nas, ale tak świat nie funkcjonuje. Należy wziąć los we własne ręce. Manifest to pokazuje. Dopóki ktoś nie podjął pierwszego kroku, inni jedynie narzekali, bojąc się zadbać o własne interesy. Czarodziejom potrzeba większej odwagi. Do ochrony siebie i bliskich. - Szczególnie przed mugolską plagą, która zepchnęła ich na dno i ciągnęła jeszcze niżej. Bała się, gdzie mogą przez to skończyć.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#7
19.06.2024, 02:47  ✶  
- Jeśli tylko będę wtedy w domu, na pewno to zrobię. Albo poinstruuję kogoś, żeby o tym pamiętał - rzuciła pewna siebie, ale prawda była taka, że pamięci to do pewnych rzeczy nie miała. Zaparzenie dobrej herbaty rozumiało się samo przez się, ale dokładne pamiętanie o tym? To już wymykało się nieco pewnym praktykowanym przez nią schematom. Niemniej jednak, zrobiła sobie jakąś mentalną notatkę, z nadzieją że tym razem jej to jakoś wyjdzie.

Z pewnym zadowoleniem powiodła spojrzeniem za lewitującą filiżanką. Tak samo jak i poczuła się lepiej na pierwsze słowa Annaleigh - w końcu chyba każdy lubił, kiedy ktoś nazywał go mądrym, nawet jeśli mógł to być odrobinę fałszywy komplement. Sama otuliła porcelanę dłońmi i upiła z niej łyk. Uśmiechnęła się - napar był pyszny.

- Zgadzam się z tobą. Żyjemy w trudnych czasach, gdzie nasze dziedzictwo wydaje się zagrożone - uśmiechała się niby to pewna siebie, ale gdzieś w głowie kluczyła ostrożnie. W niektórych oczach nawet ona nie umywała się do siedzącej przed nią Dolohov. Jej krew była zabrudzona, niepewna i niekoniecznie warta pełni inwestycji. Jej rodzina potrafiła dbać o odpowiednie zawieranie mariaży, ale brakowało jej czegoś. Jakiegoś arystokratycznego zacięcia. - Coraz lepiej poczynają sobie czarodzieje mugolskiego pochodzenia, pomimo tego że społeczeństwo mugoli na przestrzeni lat udowadniało nam że nie są warci naszej uwagi. Że gotowi są nas wyplenić - upiła kolejny łyk, na moment koncentrując się na herbacie, zanim znowu podniosła na Annie spokojne spojrzenie. - Władza i przywileje powinny pozostać w rękach rodzin czystokrwistych, które są na to przygotowane od pokoleń.

Całą tę rozmowę można by uznać za koleżeńską pogawędkę, ale Ambrosia nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że pod koniec dnia Annaleigh dobitnie pamiętała o swoim pochodzeniu. Słowa McKinnon były więc opakowane w słodycz i poddańczość, ale jakaś jej część właśnie dopatrywała się na twarzy lekarki podobieństwa do Louvaina. On to przecież uwielbiał. Poczucie wyższości, wyżywanie swoich frustracji na kimś, kto w jego mniemaniu był od niego gorszy. Jego siostra, cóż, była kobietą, a przez to zdążyła opić się swojej porcji niesprawiedliwości ze strony społeczeństwa, ale na ile była też zwyczajnie podła?


she was a gentle
sort of horror
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#8
23.06.2024, 16:37  ✶  
- Z góry więc dziękuję za pamięć, skoro może nie będę w stanie wyrazić swojej wdzięczności gdy będę u was gościć.
Była ciekawa, czy Ambrosia była szczera w swojej trosce, czy jedynie udawała, chcąc zachować pozory gościnności i dobrego taktu. Nie wyraziła jednak swoich myśli, ciesząc się, że kobieta choć na tyle ceniła sobie ich znajomość, by przynajmniej się starać. Wiedziała, że wiele osób traktowało ją podobny sposób tylko przez jej pozycję i nazwisko znanego męża, a każdy szczerość w podobnych gestach była miłym zaskoczeniem.
Miłym, bo im dłużej Annie żyła w ułudzie, na wielu poziomach, tym bardziej czuła się zmęczona. Nie tylko kryjąc swoje tajemnice, posyłając fałszywe uśmiechy i miłe słówka które wypadało powiedzieć, ale także ciągle musząc mieć na uwadze, że reszta karmiła ją tym samym. Czasami kompletnie traciła poczucie tego, komu można zaufać. Przyjmowała więc, że z drobnymi wyjątkami które związane były z nią krwią, nie ufała nikomu.
Dlatego, choć Ambrosia swoimi słowami postanowiła jasno wyrazić po której stronie narastającej wojenki postanowiła stanąć, tak Annie nie zapomniała jej słów, które zdawały się wskazywać, że jeśli będzie jej się to lepiej opłacało, to kobieta może zmienić front.
I nawet trochę to rozumiała. Może nigdy nie zaczęłaby bronić mugolaków, ale jeśli dołączyło się do jednego przewrotu, można stworzyć także kolejny.
Delikatny uśmiech nie schodził z jej ust.
- Wiesz co jest w tym najgorsze? Pozwoliliśmy na to. Daliśmy im palec i nim się obejrzeliśmy złapali nas za całą rękę. Wpuściliśmy ich w miejsca, do których wcale nie powinni nigdy dotrzeć, pozostając biernym na ich zachowania. I to powinno się pierwsze zmienić. Musimy bronić tego, co zaczynamy tracić. - Upiła łyk herbaty. - Sama doskonale rozumiem co oznacza życiowe poświęcenie członka czystokrwistej rodziny. Tylko słabi wierzą, że wszyscy powinni mieć te same szanse. A my przecież tacy nie jesteśmy, prawda? Przynajmniej na razie. I nie możemy dopuścić, by to się zmieniło. - A na pewno nie może pozwolić, by Lestrangowie upadli w tym całym procesie. Dlatego miała zamiar zrobić wszystko, by nie skończyli jak wszystkie te czystokrwiste rody, które do tej pory wymarły, albo utraciły swój status, który kiedyś nadała im Nienaruszalna Dwudziestka Ósemka.
I słysząc pochlebcze słowa, wiedziała, że Ambrosia to rozumie. I że się boi skutków ewentualnego sprzeciwu. To sprawiało, że działania zwolenników Czarnego Pana naprawdę miały trochę sensu. Nie ważne, że ich droga miała zostać usłana wieloma trupami.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#9
07.09.2024, 17:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.01.2025, 13:53 przez Ambrosia McKinnon.)  
Nic nie kosztowała jej ta odrobina szczerości, bo w gruncie rzeczy tak, Ambrosia była w tym momencie całkiem szczera w swoich obietnicach na temat herbaty. Bo to była właśnie tylko tylko herbata. Drobny, niewiele znaczący gest, nad którym nie zastanawiała się przesadnie, a taka sympatyczna drobnostka na pewno nikomu nie zaszkodzi. Szczególnie, że przecież pani Dolohov leczyła jej matkę.
Rosie całkiem sprawnie posługiwała się tymi wszystkimi fałszywymi uśmiechami, miłymi słówkami i grą pozorów. Nawet do tego poziomu, że zgrabnie oszukiwała samą siebie bez mrugnięcia okiem, ale im starsza się robiła tym bardziej wydawało się ją męczyć granie dla innych osób. Nie nadawała się do socjety, bo nawet jeśli była w stanie wejść do towarzystwa z ładnym uśmiechem, to szybko była w stanie pokazać jak absurdalnie nie jest zainteresowana niektórymi interakcjami albo jak łatwo wytrącić ją z równowagi.
- Człowiek czasem niestety robi się leniwy i nierozsądny, ale wszystko można jeszcze naprawić - uśmiechnęła się lekko znad swojej filiżanki herbaty, upijając parę łyków. - Najważniejsze, żeby stanowić w tym wspólny front, szczególnie rodziną, prawda? Louvain też wydaje się oddany tym ideom, więc domyślam się że jest ci łatwiej, wiedząc że masz w kimś takim oparcie - chociaż ona najchętniej panicza Lestrange udusiłaby gołymi rękoma, gdyby tylko mogła. Ale jednocześnie dostrzegała w mężczyźnie te wszystkie drobne znaki, które pozwalały go jakoś uplasować jako osobę oddaną sprawie. I akurat to była w stanie docenić - jego oddanie i dzielenie przekonań z resztą rodziny, bo jeśli było coś co faktycznie do niej docierało to właśnie rodzinne więzy.

Niemniej jednak, jakkolwiek herbata nie byłaby dobra, a rozmowa nawet przyjemna, wreszcie wybiła godzina, gdy obie kobiety zmuszone były wrócić do swoich obowiązków. Annaleigh do czekających klientów, a Ambrosia do domu, by przekazać odebrane fiolki z eliksirami. Pożegnała się więc z panią doktor i ruszyła w drogę powrotną.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Annaleigh Dolohov (2232), Ambrosia McKinnon (2244)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa