Słońce unosiło się wysoko na niebie, gdy Geraldine, Victoria, Esme, Perseus i Laurent, najpierw przenosili ranną fokę do łodzi, a potem odbili od brzegów niewielkiej wysepki. Promienie odbijały się od spokojnej, wodnej tafli, dając miałkie złudzenie migoczącego, rozlanego po powierzchni złota. Foka drżała ze strachu. Nieufnie spoglądała na wiosłujących, ale nie poruszała się, nie próbowała uciekać lub sprawiać im trudności.
Ośrodek Windermere majaczył przed ich oczami. Niby dostrzegali go również z wyspy, ale w miarę jak się zbliżali, złudnie statyczny obraz nabierał coraz więcej szczegółów. Mugolskie łódki bujały się sennie przypięte do molo. Korony drzew kołysały się od wiatru. Domki letniskowe – o tej porze roku, zazwyczaj tętniące życiem, pozostawały nieme. Na malutkich balkonach brakowało suszących się ręczników, dmuchanych kół i materacy. Brakowało wczasowiczów. Po terenie ośrodka krążyli szukający śladów Owena Bagshota czarodzieje.
Byli mniej więcej w połowie drogi, gdy wszystko się rozpoczęło. Esme zaalarmowała nagła cisza – jakby na chwilę świat zamarł i zwolnił, nawet wiatr przestał wiać a wiosła nie uderzały już o taflę jeziora. Męski krzyk dochodzący z Ośrodka Windermere jako pierwszy zwrócił uwagę Victorii.
- Mówiłem! Mówiłem! Mówiłem! – wrzeszczał.
Zmysły Geraldine wychwyciły, że coś niedobrego zaczęło się zbliżać w stronę ich łodzi. Foka gwałtownie się poruszyła. Laurent dostrzegł narastającą panikę w oczach Cirila. To wszystko trwało najwyżej trzy, może pięć sekund. Aurowidzenie uderzyło w zmysły Perseusa w chwili, gdy nastąpił atak. Łódź zakołysała się gwałtownie pod naporem wyprowadzonego z dna niewidzialnego ciosu, jakby wiązki energii – bo Geraldine nie wyczuła potworów aż tak blisko. Świat przed oczami Blacka zalała czerń. W pierwszej chwili mógł pomyśleć, że zła aura uniosła się nad jeziorem, ale trzask łamanego kadłuba uświadomił go, że to on tonął. Wszyscy tonęli. Zanim pochłonęła go woda, dostrzegł jeszcze fiolet – morze fioletu szalejącego w Ośrodku Windermere.
Kolejna wiązka energii uderzyła w tonącą łódź, unosząc ją do góry jak zabawkę i przepoławiając na pół. Wszystkich zalała woda.
*
To brak możliwości zaczerpnięcia powietrza ukrócił działanie aurowidzenia Perseusa. Od tafli jeziora i dostępu do tlenu dzieliło go jakieś dwa, może trzy metry wody. Victoria – pewnie przez wzgląd na kondycję fizyczną (albo i brak mącącej w głowie zdolności) znajdowała się najbliżej powierzchni. Laurent w połowie między nimi, ale najbliżej rannej selkie.
- Mówiłem, że trzeba ich powstrzymać! – rzucił Ciril. Bandaże, tylko co założone mu przez Blacka nasiąkły wodą. Tyle, że usilnie starał się to zignorować. – Jeśli naprawdę jesteśmy stadem, płyń ze mną. Płyńcie ze mną – poprosił, nie zważając na to w jakim położeniu się znajdowali. Sam ruszył w dół, w głąb jeziora na spotkanie z trytonami.
Niżej, jeszcze niżej, ukryta przed wzrokiem mugoli znajdowała się trytońska wioska. Dookoła siebie nie widzieli ani Geraldine, ani Esme, ani tego, kto ich zaatakował. Byli tylko oni i oddalający się selkie.
@Perseus Black @Laurent Prewett @Victoria Lestrange