• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[13.07.1972] Decadence | Aidan, Victoria

[13.07.1972] Decadence | Aidan, Victoria
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#1
23.04.2024, 09:28  ✶  
13 lipca 1972
Róg Alei Horyzontalnej i Pokątnej

Zdecydowanie potrzebował się napić. W zasadzie to nigdy nie potrzebował pretekstu do tego, żeby iść na piwo - nie potrzebował także towarzystwa, bo sam ze sobą potrafił bawić się doskonale. Ale dzisiaj nie tylko miał ochotę na małe rodzinne spotkanie, ale również był umówiony. Dawno nie wpadał przypadkowo na kuzynkę, musiał więc wziąć sprawy w swoje ręce i sam ją zaczepić, chociażby listownie. Wiedział, że z Viką nie było do końca dobrze - całe to limbo to był jeden wielki syf, ale fakt że Ministerstwo zdawało się mieć zimnych w dupie powodował, że nie tylko ręce opadały. Nie do końca rozumiał, co się działo: próbował dowiedzieć się czegoś na własną rękę, ale kim był, by ktokolwiek mówił mu cokolwiek ponad to, co było wiadomo oficjalnie? No właśnie: nikim.

Dlatego stał teraz i palił drugiego już papierosa, wpatrując się w chowające się za kamienicami słońce. Mrużył lekko oczy, rozkoszując się szarym, gęstym dymem, opatulającym jego płuca jak drapiący przyjemnie koc. Ostatnie tygodnie to był jakiś istny rollercoaster. Najpierw Beltane, potem Stanley... Aidan nadal był obrażony na kolegę za to, że tak po prostu zniknął i nie powiedział mu, co się odjebało. Nie to, żeby on sam napisał pierwszy - co to, to nie. Jakąś tam dumę jeszcze miał. Może i były to resztki godności, ale jednak istniały.
- Same dupki w tej robocie - wymamrotał do siebie, opuszczając wzrok na uliczki, wypatrując kuzynki. Ubrany był po swojemu - dżinsy, czyste i świeżo wyprane, podtrzymywane szerokim czarnym paskiem ze srebrną klamrą, sportowe buty. Zwykły biały t-shirt przełamał skórzaną kurtką, która jako jedyna wyglądała na odrobinę znoszoną. Lubił ją i nie potrafił znaleźć godnego jej następcy, więc chodził w takiej. Nic wielkiego, z reguły nie przywiązywał się do ubrań, ale ta tutaj służyła mu już tyle lat, że nie potrafił się z nią rozstać. Możliwe że chodziło o jakąś wygodę, ale bardziej prawdopodobne, że o wewnętrzne kieszenie, w których chował to i owo. Głównie fajki, ale nie tylko. Parkinson wypuścił dym nosem i zerknął na zegarek. Był wcześniej, co było dla niego niespotykane, ale musiał oczyścić głowę z nieprzyjemnych myśli. Odruchowo sięgnął do włosów i przeczesał je palcami wolnej ręki. Westchnął. I po cholerę przyszedł tu aż PIĘĆ minut wcześniej? Mógł jak zwykle się spóźnić, ale nie - postanowił pomyśleć. I w sumie niepotrzebnie, bo w jego przypadku myślenie zajmowało dużo mniej czasu, niż te pięć minut, które sobie dał.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
29.04.2024, 01:50  ✶  

To był fakt – ostatnimi czasy trudno było trafić na nią przypadkowo, bo zwyczajnie nie miała na to czasu, grafik jej dni był zapełniony po brzegi, a gdy nie był, to… szukała informacji o tym, jak odkręcić to bagno i gówno, w które wdepnęła i zanurzyła się aż po samą szyję. A przy tym starała się też robić inne rzeczy, eksplorując wspomnienia babci… bardzo nieprzyjemne wspomnienia, pełne agresji i powolnego zapadania się w zniszczenie i nienawiść. Dodać do tego jej prywatne problemy, ciekawskich dziennikarzy i ilość pracy w… pracy,  i nic dziwnego, że nie tak łatwo było ją spotkać ot tak. Ale dla Aidana chciała znaleźć czas, a dla chcącego – pozostawało poruszyć niebo i ziemię, i oto była. Punktualnie.

Dlatego, gdy w oddali zobaczyła Aidana, który już stał w umówionym miejscu i ewidentnie na nią czekał, aż zerknęła na nadgarstek, na delikatną, damską bransoletkę, na której nosiła zegarek – ale nie, nie spóźniła się. To jej drogi kuzyn najzwyczajniej w świecie przyszedł wcześniej. Nie było to nic złego, tylko… po prostu bardzo to było nietypowe dla Aidana.

Sama ubrana była… zwyczajnie – ale zwyczajnie jak na nią. W żadnym razie pretensjonalnie, ale było widać z daleka, że to panna z dobrego domu. Materiał sukienki, która sięgała jej do kolan, nie mógł być tani, prawdopodobnie wyszedł z rąk Rosierów. Utrzymana była w ciemnej barwie, niemalże czarnej, jednak materiał nie był jednolity, a wytłoczono na nim nieco bardziej połyskującą nicią nic konkretnego nieprzypominające esy-floresy, jednak widać to było dopiero, po bliższym przyjrzeniu się. Sama sukienka dość ciasno opinała ją w pasie, uwidaczniając bardzo kobiecą talię, a wąski, trójkątny dekolt schodził nieco niżej, niż by to uchodziło za skromne, ale nadal pozostawało ze smakiem… a przynajmniej Victoria nie zamierzała się tym zanadto przejmować. Nie miała długiego rękawa, więc delikatnie srebrząca się na wierzchu jej lewej dłoni, oraz na przedramieniu, blizna, była dość dobrze widoczna. . Rozpuszczone włosy zaczesała na jedną stronę. Nie, pewnie nie pasowała stylem do swojego kuzyna, ale nie zwracała na to uwagi. Na to, że może nie pasować gdzieś, gdzie ją zabierze, że może się nieco odznaczać czy rzucać w oczy – też nie. Już i tak się rzucała, ludzie często odwracali się za nią na ulicy, a w knajpie pewnie też będą to robić, tym bardziej że łatwiej będzie jej się przyjrzeć, gdy będą gdzieś siedzieć. Ale już jebać to.

– Heej – przywitała się i wyciągnęła do niego ręce, chcąc go przytulić na powitanie. Może i dobrze, że Parkinson miał na sobie tę skórzaną kurtkę, to nie będzie jej trupiego zimna odczuwać aż tak mocno… – Od kiedy ty przychodzisz wcześniej? Wszystko  w porządku? – przekrzywiła głowę, przypatrując się Aidanowi, zlustrowała go zresztą od czubka głowy, aż do butów. Nie wyglądał, jakby się coś złego działo… ale może dobrze się maskował? – To gdzie idziemy? – zapytała jeszcze i poprawiła pasek swojej torebki, bo przecież nie ruszyłaby się bez niej, a nosiła tam… jak to baba… pewnie mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Niepotrzebnych do czasu.

Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#3
30.04.2024, 14:19  ✶  
Gdy dostrzegł Victorię, aż gwizdnął. Tak głośno, że para, która przechodziła obok, obejrzała się z uwagą na Parkinsona, który upuścił kiepa i zgniótł go podeszwą buta. Rozpostarł ręce i przyciągnął do siebie Victorię, nie przejmując się otaczającą go wonią papierosów. Powinna się już przyzwyczaić do tego, że Aidan jebał petami gorzej niż najgorszy menel. W zasadzie spotkanie go bez papierosa w ustach uchodziło za cud - tak samo jak spotkanie go przed czasem.
- Przy tobie czuję się jak żul - powiedział, ściskając Victorię mocno. Nawet się nie wzdrygnął, gdy poczuł przeszywający chłód, bijący od jej ciała. Paskudna sprawa - nadal ciężko było mu uwierzyć w to, co się stało. Nie w to, że weszli do Limbo, ale w to, że wyszli z tego w jednym kawałku. Żywi. Chociaż... Czy można to było nazwać życiem? Kiedyś śmiał się, że Victoria była chodzącą bryłą lodu - teraz pewnie wyrwałaby mu język za podobne porównanie, więc wspaniałomyślnie nie wypowiedział tych myśli na głos. Być może, by nie stały się prawdą. - Czy zawsze musisz wyglądać tak, jakbyś zeszła prosto z wybiegu Rosiera?
Lubił Victorię. Dla niektórych mogła wydawać się dystyngowaną damulką od Lestrange'ów, ale to dlatego, że jej nie znali. Vika miała umysł ostry jak brzytwa, podobnie jak język, co nie raz i nie dwa pokazała. Domyślał się jednak, że przy rodzinie pozwalała sobie na więcej - a on, jako przykładny kuzyn, nie wyprowadzał z błędu obcych, którzy komentowali, że Victoria zadziera nosa albo jest sztuczna, szczególnie na tych wymuskanych bankietach. Chociaż być może raz czy dwa zdarzyło mu się złamać komuś nos, gdy te kalumnie przybierały zły obrót.

Parkinson chwycił Vikę za rękę i dał jej znak, by się okręciła. Jego zachwyt być może i był przesadnie teatralny, ale przynajmniej część z niego była szczera.
- Wszystko jest do dupy, dzięki, że pytasz. Ale to chyba powinna być moja kwestia? - odpowiedział, marszcząc brwi. ONA się GO pyta czy wszystko jest w porządku? Kurwa, to ona była chodzącym trupem, nie on. - Byłem w okolicy i nie doszacowałem, musiałem kupić fajki.
Wzruszył ramionami, bo przecież jej nie powie, że akurat w jej przypadku to wolał się na spotkanie nie spóźniać. Jeszcze sobie pomyśli, że Aidan się jej boi i to wykorzysta do jakiejś głupoty.
- W sumie to idealnie będziesz pasować do tego miejsca. Słyszałaś o klubach, do których wchodzi się przez lodówki? - zapytał, a na jego usta wstąpił szelmowski uśmiech. Jeden z tych, które przypominały minę kota, który właśnie dorwał tłustego łososia prosto z puszki, zwędzonej ze stołu.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
06.05.2024, 22:55  ✶  

Szybko zerknęła na to, w jaki sposób Aidan gasi papierosa, ale nic na ten temat nie powiedziała, zero komentarza, że śmieci czy coś w tym rodzaju. Za to złapana w ramiona i mocno przytulona nie zaprotestowała. Nie było też żadnego stękania czy jęczenia, że śmierdzi, albo że mógłby przestać palić. Prawdę mówiąc to Victoria sama czasami popalała… a był to nieodzowny wpływ pewnego wampira, który trząsł Nokturnem. Lubiła ten zapach, dobrze jej się kojarzył. Więc czy jebał petami jak najgorszy menel? Cóż… kwestia dyskusyjna.

– Czemu? Bo nie jesteś w szacie wyjściowej? – zaczepiła go lekko, prosto w jego ucho, kiedy przytulali się na powitanie, jakby nie widzieli się od bardzo dawna. Właśnie, czy można to było nazwać życiem… W zasadzie to tak. Jedyne co się zmieniło, to zimno – zimno przyćmiewające jej własną życiodajną energię. Czy wyrwałaby mu język? Bardzo wątpliwe. Victoria nie słynęła z gwałtowności, wręcz jej koledzy z pracy przywykli już do tego, że to trzeba na spokojnie, zastanowić się, nic na szybko – trochę jak Alastor Moody. Kiedy Victoria zaczynała się ruszać szybko, to wtedy dobitnie znaczyło, że jest już gorąco. – Bo to jest uszyte przez Rosiera – powiedziała to ze śmiertelną powagą, ale osoby, które znały ją lepiej i bliżej dużo łatwiej wyłapywały, kiedy sobie żartowała i nie była wcale taka poważna. To był jeden z tych momentów, ale poza tym – taka była prawda. Większość jej garderoby pochodziła z Domu Mody Rosier, w większości od Christophera, z którym znała się prywatnie i który wiele jej ubrań szył na zamówienie. Cóż… Jej pierwszy narzeczony też nosił na nazwisko Rosier, nic więc dziwnego, że tyle ciuchów od nich miała. A że wydawała się zimna, nieprzystępna, sztywna, czy zbyt idealna… Cóż. Ci, co znali ją bliżej, rzeczywiście wiedzieli, że to tylko fasada.

Parsknęła i faktycznie się okręciła, na środku tej ulicy – pewnie wyglądali jak jakaś para gołąbków, a nie rodzina, ale nic sobie z tego nie robiła.

– Kto pierwszy ten lepszy, Adi – może i powinna to być jego kwestia, ale nawet tego nie oczekiwała. Ot, powiedziała, co jej przyszło na myśl i oto byli, przekomarzając się jak brat z siostrą, którymi nie byli. – Czemu niby do dupy? A zresztą. U mnie też jest do dupy, to pasujemy do siebie idealnie – niby zażartowała, ale było w tym coś gorzkiego, gdzieś na dnie tej wypowiedzi. – Nie masz zapasu? Tsk-tsk, ależ nieodpowiedzialnie – palnęła znowu z kamienną twarzą, ale prawda była taka, że tylko się z kuzynem droczyła.

– To jakiś klub dla wampirów albo dla ghuli? – odbiła piłeczkę, nie mając zamiaru dać się złapać jak rybka na wędkę. – Nie wiedziałam, że masz takie preferencje – i aż wystawiła do niego język, chociaż doskonale wiedziała, że pił do jej trupiego zimna. Nasłuchała się o tym w namiocie, w którym się obudziła po całej akcji – Zimni jak Trupy.

Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#5
17.05.2024, 09:19  ✶  
Gdyby Victoria skomentowała, że śmieci czy coś, to zapewne jedyne co by otrzymała w odpowiedzi, to przewrócenie oczami. Aidan, jako przykładny brygadzista, miał głęboko w nosie, czy śmieci czy nie. Wychodził z założenia, że lepiej było depnąć kiepa na ziemię, a nie wyrzucać do kosza, bo istniało mniejsze ryzyko zapalenia śmietnika. Proste i logiczne.
- Od czego mam zacząć? Chujowo strasznie, martwię się o ciebie, w pracy jest syf, nikt nie chce dostąpić zaszczytu współpracy ze mną po zniknięciu Staszka. Swoją drogą nie wiesz może, co u niego? Nie odzywa się i zaczynam się niepokoić. Nie, żeby mi na nim zależało, ale wiesz... On nie zniknąłby tak po prostu - odrobinę spoważniał, bo to była pierwsza myśl, która się pojawiła w jego głowie - poszedł gdzieś, wkurwiony na Moody, uchlał się i coś mu się stało. Ale nie dostali żadnego wezwania do anonimowego trupa, więc może... Po prostu lizał rany? Był pewien, że Harper uraziła jego męską dumę, ale na Merlina, to nie był powód, żeby olać swojego kumpla! Bo tym według niego byli: kumplami. - Słuchaj, królowo lodu, ZAWSZE mam zapas, ale mogło się tak zdarzyć, że zostawiłem paczkę w drugich spodniach, okej?
Wydął policzki w wyrazie oburzenia, ale jego wyraz twarzy zaraz się zmienił. Bo przecież nie spotkali się, żeby plotkować o poważnych sprawach. Spotkali się po to, żeby odreagować. Ministerstwo ssało pałę na tak wielu poziomach, że praca tam wydawała się być prawdziwą udręką. I chyba tylko dwie czy trzy osoby z otoczenia Aidana wiedziały, że mu na niej zależało, mimo że praktycznie notorycznie narzekał na swoją robotę.
- Co? Nie, takie to tylko na Nokturnie, a przecież nie zabrałbym damy do tak brudnego miejsca - Parkinson założył ręce na klatce piersiowej, taksując Victorię rozczarowanym spojrzeniem. - Za kogo ty mnie masz, Vika? Jeszcze byś sobie tę kieckę ubrudziła, nie wspominając o smrodzie... Nie, żadnych wampirów. Żadnych ghuli. Chociaż być może zejdziemy gdzieś poniżej poziomu ulicy, ale... Słuchaj, nigdy tam nie byłem, okej? Ale znajomy powiedział, że warto. Zwykłe męty nie mają tam prawa wstępu, bo żeby tam wejść, trzeba znać hasło.
Puknął się palcem wskazującym w skroń, sugerując, że on to hasło zna. I wyglądał na naprawdę z siebie zadowolonego.
- Z tego co zrozumiałem, to nie jakiś takiś zwykły klub z chujową muzyką, dzisiaj jest jakieś wydarzenie. Coś z tańcem, ale nie wiem jak to się nazywa, zabij mnie a ci nie powiem, nie słuchałem po prostu. Ale: zainteresowana?
Aż mu oczy rozbłysły z ekscytacji. Co takiego naopowiadał mu ten kumpel, że z reguły wiecznie znudzony Parkinson prawie że przebierał nóżkami na myśl o tym, że będą się przeciskać przez lodówkę na czyimś zapleczu?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
19.05.2024, 22:14  ✶  

„Jak potrafiłeś zapalić, to musisz też potrafić zgasić” – z takiego założenia wychodziła i poniekąd zgadzała się z Parkinsonem, że to dużo ważniejsze od tego, czy zaśmieci się ulice petami czy nie. Ostatecznie nie byli mugolami, osoby dbające o czystość Magicznych Dzielnic miały nie tak dużo roboty – kilka razy machnąć różdżką i śmieci same się wyrzucały, co to więc był za problem? Nie tak ogromny jakby się można było spodziewać. Victoria sama była raczej z tych kulturalnych i nie wyrzucała papierków na ulicę, ale jeśli robił to było tak niewinne jak ten przydeptany niedopałek… Ach, można tylko machnąć ręką.

– Zamartwianie się o mnie niewiele zmieni o ile cokolwiek – ale z wdzięcznością położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się do niego bardzo ulotnie. – Nie wiem, ostatni raz widziałam go dzień przed tą jego rozmową z Moody. Siedzieliśmy u niego w czwórkę i kisiliśmy ogórki – pisała mu o tych ogórkach w liście i oto cała tajemnica: kisili je w cztery osoby. Ale to faktycznie była nieco dłuższa historia, którą Aidanowi obiecała, a to był ledwie wstęp. Nawet nie wstęp… byle zahaczka. Co prawda… znała kogoś, kto ze Stanleyem miał ciągle kontakt i przekazywali sobie w ten sposób wiadomości, ale nie miała pojęcia gdzie jest i co się dokładnie z nim dzieje. Była za to pewna, że żyje i że nie zniknął przypadkowo – i miała swoje teorie, ale nie były potwierdzone. Kuzyna jednak nie okłamała, bo rzeczywiście wtedy Stacha widziała po raz ostatni i naprawdę nie wiedziała co się z nim dzieje. – Może powinieneś mieć tyle zapasowych paczek co par spodni. Kupić ci? Ile potrzebujesz? – i co prawda teraz mu tylko nieszkodliwie dokuczała, ale to równie dobrze mógł wcale nie być żart. Przy Victorii czasami trzeba było uważać, co się mówi, bo kto wie, kiedy jej odbije i gotowa była na ten przykład wydać na kogoś pieniądze.

– Bo co, bo moje sukienki się nie nadają na tamtejsze salony? Proszę cię – czyste, brudne… Bywała na Nokturnie wiele razy – i w mundurze będąc w pracy i całkowicie prywatnie. Ostatnio gościła tam z drugiego powodu, ale pilnowała, by ukryć swoją tożsamość,  gdy przyglądała się niemalże maniakalnie niektórym szyldom, próbując sobie  przypomnieć, o który chodziło we wspomnieniu babci. Nic sensownego jednak nie wymyśliła. – A od czego są zaklęcia, żeby sobie wyczyścić to i owo i żeby ładnie pachniało? – odparowała i spojrzała na kuzyna wymownie, małpując jego gest i też założyła sobie ręce na klatce piersiowej. – Czy to hasło to okoń? – wypaliła bezmyślnie i kąciki jej ust zadrgały lekko, jakby miała zaraz parsknąć śmiechem. Jej druga myślą było „powiedz przyjacielu i wejdź”, to przez tę mugolską książkę, którą wcisnął jej Sauriel (i którą pochłonęła zaciekawiona…), ale nie powiedziała tego na głos. – A dasz się wyciągnąć do tańca? – akurat to uwielbiała, na tych wszystkich balach i bankietach – tańczyła często i dużo. Potrafiła więc zakołysać się tu czy tam, oraz oczywiście wszystkie klasyczne tańce i figury również. Nie czekając jednka na odpowiedź złapała Aidana za ramię i owinęła sobie swoją rękę wokół jego. – Nooo… prowadź. Dalej, cała naprzód! – zarządziła i tak śmiesznie uniosła wyprostowaną nogę, gotowa zrobić duży krok do przodu.

Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#7
24.05.2024, 22:25  ✶  
Spojrzał na Victorię i naprawdę się obruszył. Zwykle jego gęba wyglądała jak standardowe I don't give a fuck, ale teraz wzrok miał poważny. Gdy kuzynka położyła dłoń na jego ramieniu, przykrył ją swoją ręką. Lekko mu brew drgnęła.
- W dupie to mam - oświadczył poważnie, tak poważnie jak nigdy. - Głupia jesteś, jeśli myślisz, że będę sobie po prostu patrolował Londyn i patrzył czy ktoś nie podpala śmietników, jeżeli z tobą jest... Nie do końca dobrze.
Ach, Aidan nie był najlepszy w tego typu rozmowach, nie był także idealnie subtelny, ale cholera jasna - naprawdę? Ona mówiła, że zamartwianie się nic nie zmieni? Przecież od tego zawsze się zaczynało: ktoś się martwił, a potem jak odzyskiwał rozum to zaczynał działać. Co za durna baba, a starsza niby, mądrzejsza i z lepszego rodu i bogatsza. Aidan pokręcił głową, mając nadzieję że słowa, które wypowiedziała, były tylko takim "wszystko jest ok, nie martw się", ale w rzeczywistości naprawdę nie miała gdzieś swojego stanu.

I pewnie by coś dodał dla otuchy, ale Lestrange mistrzowsko wybiła go z rytmu. Aidan zamrugał kilkukrotnie. Kisili ogórki...?
- Kurwa mać, Victoria, jak powiesz że przespałaś się z moim kumplem... Ach, KISILIŚCIE PRAWDZIWE OGÓRKI - na jego twarzy wymalował się perfidny, złośliwy uśmieszek. No bo kto normalny mówi o kiszeniu ogóra w cztery osoby? I jeszcze się tak tym chwali na prawo i lewo? Dobrze, że znał pociąg Staszka do tych warzyw, bo na początku naprawdę odebrał to zupełnie inaczej. - Dobra, bo zaczynasz odbijać piłeczki a się zmęczyłem. Chodź.
Uciął te złośliwostki, bo Victoria zaczynała wygrywać, a nie mógł do tego dopuścić. Chwycił ją za rękę i tylko odrobinę się wzdrygnął przez to piekielne zimno, które przeniknęło jego skórę. Ale nie dał po sobie poznać, że jest to jakkolwiek niekomfortowe bo mógł być chamem i prostakiem, ale akurat kobiety to traktował z szacunkiem. Poniekąd wynikało to z faktu, że jego ojciec kobiet NIE kochał, a poniekąd z faktu, że jedna taka razem z drugą pokazały mu swego czasu, że pięść potrafią mieć cięższą od faceta. I były, kurwa mać, zwinniejsze od niego. Więc po prostu zaczął płeć piękną doceniać, nic trudnego i nielogicznego. Dlatego też nie krzywił się, nie chcąc urazić Victorii, na której mu przecież po pierwsze zależało, a po drugie bał się, że ta lodowata łapa znajdzie się zaraz na jego karku czy tam z czystej złośliwości pod koszulką na nerach i będzie piszczał jak dziewczynka, bo akurat nie przepadał za zimnem pod ubraniem.
- Tak, skąd wiedziałaś? - odparł równie bezmyślnie i machinalnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Pociągnął ją w głąb Alei Horyzontalnej, między kamieniczki, z przyjemnością przyjmując ten chłód, który pojawił się wraz z otoczeniem jego ramienia jej ręką. - Kurwa, Victoria... Co to jest okoń?
Na pytanie o tańcu nie odpowiedział, ale tylko wzruszył ramionami. Nie należał do tych mężczyzn, którzy posiadali coś takiego jak wstyd. Był pozerem, ubierał się niby niechlujnie ale w tym wszystkim był jakiś cel i nonszalancja, jakiś ustalony wcześniej schemat. Oczywiście że będzie tańczył i obracał Victorią (bez skojarzeń!) tak, jakby to miała być ich ostatnia noc w życiu. Chciał, żeby się rozerwała i na chwilę zapomniała o problemach, nie mógł więc jej zostawić na (hehe) lodzie.

No i poszli. Chciałoby się rzec że w stronę zachodzącego słońca, ale akurat to zachodziło po drugiej stronie. Jak zwykle wszystko na opak. Ale za to sceneria była całkiem... Zwyczajna. Minęli kilka knajpek, całkiem uroczych kawiarni, a nawet jeden stragan z prażonymi ziemniakami na patyku, które brało się na wynos. W międzyczasie Parkinson wyciągnął kolejnego papierosa, najpierw podsuwając paczkę Victorii, jeśli ta by chciała zapalić.
- Co do sukienki... No wygląda zajebiście, szkoda by było ją poplamić, ale będziesz chyba musiała ją podwinąć - nawiązał do ich rozmowy sprzed kilku minut, wskazując dłonią z zapalonym papierosem wejście do knajpy. Zaraz go wypuścił i zdeptał butem, znowu śmiecąc. Brygadzista na kurwa medal. Ale! Jak prawdziwy dżentelmen otworzył przed Victorią drzwi i wpuścił ją jako pierwszą do środka, uśmiechając się zupełnie niewinnie. Wnętrze było... Poprawne. Ot, zwykły pub, trochę przypominał Dziurawy Kocioł, ale ustawienie stołów było inne. No i było tutaj ciemniej, pomieszczenie główne rozświetlane było tylko żółtym światłem. Dość nikłym, kiepskim można by rzec. Ale dało się chodzić bez uderzenia goleniem o nóżkę stolika czy krzesła. Aidan jednak zdawał się nie zwracać uwagi na pomieszczenie, bo od razu ujął Victorię pod ramię i poprowadził ją za bar. Kiwnął tylko osobie, która za nim stała, i otworzył kolejne drzwi, skrywające następne pomieszczenie. Zaplecze.
- Gotowa? - mrugnął do niej zadziornie, a potem podszedł do jednej z lodówek. Wyciągnął różdżkę i stuknął w urządzenie. - Twoja stara.
Na dźwięk jego słów połączony z uderzeniem różdżką maszyna uchyliła się z cichym jęknięciem, a potem odsłoniła niewielki tunel ze schodami. Z końca tunelu, z głębi, widać było kolorowe światła i słychać było muzykę.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
26.05.2024, 00:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2024, 21:13 przez Victoria Lestrange.)  

Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i przeniosła tą dłoń, która poklepywała go po ramieniu, na jego policzek, by tam go też poklepać, leciuteńko i z czułością. O to jej właśnie chodziło, że „wszystko jest okej, nie martw się” – tylko, że nie było okej, zwyczajnie próbowała samą siebie przekonać, że nie jest wcale tak źle. Tyle, że było, a najgorsze w tym było to, że nie bardzo wiedziała, co ma z tym zrobić. Nie to, że brakowało jej na to funduszy, tylko zwyczajnie możliwości. Ale nie wszystkie opcje jeszcze wykorzystała, już zresztą umówiła się z Brenną, ze w sierpniu zrobią kierunek: Afryka na kilka dni… A potem, skoro już miała dłoń na jego policzku, pociągnęła go lekko za niego i uśmiechnęła się niemalże jak chochlik korwalisjki.

– Kurwa, oszalałeś?!– była oburzona, naprawdę oburzona w ogóle tym pomysłem! Jeszcze wtedy miała narzeczonego… nic to co prawda nie zmieniało, ale spiorunowała Aidana wzrokiem. – Nie interesuje mnie dupa Stanleya – nie wierzyła, że znowu musi to mówić, przy czym raz robiła to przy samym zainteresowanym, teraz był drugi, a przyszłości będzie i trzeci… ale nie wybiegajmy w tę jakże (nie)znaną przyszłość. – W maju z Saurielem zaciągnęli mnie na jakąś działkę ciotki Stanleya, bo wyobraź sobie, że te dwa geniusze posadziły ogórki w doniczkach i trzeba je było przesadzić, a nie wiedzieli jak. No a potem znowu nie wiedzieli jak robi się kiszone ogórki więc trzeba było pomóc. Atreus też przy tym był – burknęła obrażona takimi insynuacjami. – To było wieczór przed tym dywanikiem u Moody. Wtedy go ostatni raz widziałam – aż założyła ręce na biodrach i wlepiła spojrzenie w kuzyna. Naprawdę? Naprawdę pomyślał, że mogłaby się przespać ze Stanleyem? Że był facetem w jej typie…? Cóż, poniekąd urodą był, ale nigdy zupełnie jej nie interesował.

W końcu ruszyli, Victoria dała się prowadzić, ale na pytanie Aidana, postanowiła sobie nie parsknąć śmiechem. Była… nenufarem na niezmąconej tafli jeziora…

– Okoń to taki koń z o na początku – powiedziała z kamiennym wyrazem twarzy, ale musiała zawinąć swoje usta i je przygryźć, żeby nie parsknąć. Wytrzymała tak kilka sekund, a w końcu wypuściła powietrze nosem i odetchnęła.

Zagadała go po swojemu kiedy szli, a to co u mamy, co u ojca, co u niego, coś tam poopowiadała co u niej… tak z grubsza – wybierała raczej neutralne tematy. W miarę neutralne. A papierosa przyjęła, pewnie ku zdziwieniu Aidana, i odpaliła od niego zręcznie i wypaliła z nim trochę, kulturalnie nie buchając mu dymem w twarz, a później grzecznie przydeptała peta i wyrzuciła do kosza, jak się należało. Zaklęciem wyczyściła swoje dłonie i ogólnie siebie, chcąc się pozbyć zapachu papierosa.

– Oj tam, bez przesady – mówiła, że bez przesady, ale cholernie pewne, że grzeczni złapie za materiał sukienki, żeby ją nieco unieść, bo chyba by ją pokurwiło, jakby coś faktycznie pobrudziła, albo było coś nierówno… Weszła pierwsza do pomieszczenia, nie rozumiejąc o co ten cały ambaras. Ot no knajpa jak kanajpa, ale Aidan nie zatrzymał się tutaj, tylko wziął ją pod rękę i zaprowadził gdzieś, najwyraźniej doskonale wiedząc gdzie idzie, wleźli na jakieś zaplecze – rzeczywiście w tej sukience musiała wyglądać ciekawie, ale miała to totalnie w dupie – iii…

Teraz już nie wytrzymała. Musiała prychnąć, a później parsknąć, a jeszcze później zasłoniła sobie usta dłonią.

– No chyba sobie żartu…. – jesz. Nie dokończyła, bo odsłonił się przed nimi tunel. Na to idiotyczne hasło. TWOJA STARA. A on się z jej okonia śmiał? Bogowie, że ją to śmieszyło – chyba za dużo czasu spędzała z innymi brygadzistami, aurorami i Saurielem. Ach… odrobinę ją zakuło serce, więc szybko wyrzuciła to z myśli i faktycznie złapała za materiał sukienki, unosząc ją nieco, by mogła spokojnie zejść po stromych schodach i nie wyrżnąć na głupi ryj. To by dopiero było… – To naprawdę jakiś klub! – wywnioskowała po przytłumionej muzyce i kolorowych światłach.

Ale ta muzyka, dźwięki, choć przytłumione, nadal były słyszalne. Victoria zrobiła krok, idąc przed Aidanem, ale wcale nie widziała teraz tych schodów. Za to poczuła to dojmujące uczucie melancholii i przypomniało jej się, jak stała z kwiatami na cmentarzu nad grobem Drake’a Rosiera. Sama. Nigdy go nie lubiła, ale nie życzyła mu też śmierci. Zrobiła krok, chcąc ułożyć kwiaty na grobie, i to był krok, w którym ta rzeczywista Victoria nie trafiła o stopień niżej, tylko o dwa niżej, kompletnie na to niegotowa. Żołądek podleciał jej do gardła i wzięła taki nagły, głęboki oddech. Idąc przed Aidanem musiała wyglądać tak, jakby miała właśnie z tych schodów spaść.

Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#9
17.06.2024, 20:33  ✶  
Nawet nie kontynuował tematu Stacha, bo przecież oczywistym było, że ktoś taki jak Victoria nie zniżyłby się do poziomu przespania się z Borginem. Chociaż skłamałby, gdyby powiedział, że na chwilę nie stanęło mu serce, zanim nie zaczaił, że Vika miała na myśli faktyczne ogórki. O kiszenie ogórów też jej nie podejrzewał, ale akurat w to był skłonny bardziej uwierzyć, niż w Stacha. Chyba.
- Ach, Atreus... Nie wiedziałem, że jest fanatykiem ogórków. Chociaż mam wrażenie, że każdy kto przebywa z Borginem dłużej, zaczyna lubić ich smak. Sam zacząłem je jeść - powiedział, nieco markotniejąc. Był zły, że Stanley tak po prostu wypierdolił i teraz wszyscy go szukali. No, może nie wszyscy, bo Brygada i Aurorzy, ale dla Aidana to było jak wszyscy.

Gdy tak szli, odpowiadał grzecznie na wszystkie pytania, chociaż przy pytaniach o ojca i matkę trochę się krzywił. Vice odpowiedział zdawkowo, że nie ma pojęcia co u nich ostatnio, bo jest zawalony pracą, lecz przecież Lestrange doskonale wiedziała, że to było kłamstwo. Aidan co prawda miał dużo roboty, fakt, ale wynikało to z tego, że się opierdalał równo. Zrzucał na innych pisanie raportów, kręcił nosem na wlepianie mandatów za złe parkowanie mioteł. Czasem, naprawdę czasem, rzucał się w wir prawdziwej pracy, gdy trzeba było zrobić coś większego, zwykle na pograniczu legalności. W tym był dobry - w balansowaniu na granicy szarości. Zgrabnie przeskakiwał między kolejnymi odcieniami, co zapewne było wpływem Borgina, a może i wynikało z jego rodowodu? Matka Aidana była z Malfoyów, a oni przecież należeli do pięknych, starych i czystokrwistych rodów, znanych ze swojej niechęci do niektórych grup społecznych. Społecznokrwistych. I co prawda Parkinson zdawał się nie lubić wszystkich jednakowo, to cholera wie, co mu tam we łbie tak naprawdę siedziało.

- A co myślałaś, że zamknę cię w lodówce? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem, poprawiając kołnierzyk znoszonej kurtki. Puścił damę przodem, a sam jeszcze na wszelki wypadek rozejrzał się, czy nikt za nimi nie lezie, zanim nie zniknął w tunelu. - Miło wiedzieć, że mimo tego całego syfu po Beltane nadal masz poczucie humoru.
No bo przecież hasło czy okoń jako koń bez o to były żarty pierwszej wody, najlepszego sortu. Serce by mu pękło, gdyby Victorii wyssano nie tylko życie, ale i poczucie humoru. Ruszył za kuzynką, która wydawała się być oszołomiona faktem, że do klubu można zejść przez lodówkę. A może...
- VIKA! - Aidan szarpnął się, wyciągnął ręce i spróbował pochwycić Victorię, która niebezpiecznie się zachwiała, ewidentnie nie trafiając w schodek. Zacisnął palce na jej ramionach, by szarpnąć ją mocno w tył, w swoją stronę, i przytulić do klatki piersiowej. Serce biło mu jak oszalałe: dawno nie czuł takiego strachu. - Jasny chuj, chcesz żebym na zawał zszedł?! Najpierw prawa noga, potem lewa, i w dół powoli.
Odrobinę poluzował uścisk, bo przecież nie chciał ani popsuć jej ślicznej sukienki, ani nabić jej siniaków (czy w jej żyłach nadal płynęła krew? Mogła sobie zrobić siniaka? Ach, tyle pytań...)
- Wszystko w porządku? - dopytał ciszej. Bo oczywiście że kurwa nie było w porządku, ale bardzo by chciał, żeby odpowiedziała mu twierdząco.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
29.06.2024, 15:14  ✶  

– Tam bym pasowała, nie? Hibernacja w lodówce – parsknęła, a rozbawiło ją to tym bardziej, że Cynthia, której pozwoliła się zbadać sugerowała, że jej ciało zachowywało się, jakby przygotowywało się właśnie do hibernacji; utrata wszelkiego ciepła, lekka anemia (ale to mogło być już w pełni winą Victorii, która w stresie zapominała porządnie jeść) i tak dalej, i tak dalej… – Miałam do wyboru siąść i się załamać, albo próbować funkcjonować normalnie – z początku nie wiedziała co się dzieje i skłamałabym pisząc, że się nie bała. Bała się ciągle. Strach był tym większy, gdy dowiedziała się, że jeśli tego nie odkręcą, to może tak po prostu umrzeć i to szybciej niż później. W każdym razie próbowała w tym jakoś funkcjonować, nawet jeśli szło to trochę po omacku a ostatnie tygodnie zdecydowanie jej nie oszczędzały. – Wolę się śmiać, niż siedzieć w kącie i płakać jak bóbr.

To było to nieznośnie uczucie, gdy żołądek bardzo szybko podjeżdża aż do przełyku, a serce bije jak szalone; uczucie spadania, choć wcale nie było się w powietrzu, a trzeba wiedzieć, że co jak co, ale Victoria miała lęk wysokości. Poczuła pewny uścisk na ramionach i za chwilę przechyliła się w tył, delikatnie chwiejąc się na nogach, na tych damskich bucikach, ale prócz tego, że oddychała bardzo płytko i szybko, to nic więcej się nie działo. Nie osunęła się, nie złożyła jak domek z kart, ale też wcale nie próbowała się wyrwać uścisku Aidana, a wręcz uniosła ręce i zacisnęła dłonie na jego ramionach, gdy ją tak oplótł rękoma.

– Sorry – wydusiła z siebie, nie zważając teraz zupełnie na jakieś niedogodności związane z tym, że mógłby jej popsuć sukienkę (od czego była magia?), albo że mógłby jej nabić siniaka (ani to pierwszy, ani ostatni…). – Chyba się… chyba się zamyśliłam – ale o czym myślała? Nie potrafiła nawet odtworzyć tego ciągu, ani ostatniej myśli przed tym, jak postawiła ten krok… – Jest ok, naprawdę. Po prostu nie trafiłam w schodek – ale za to jaki by miała piękny lot, gdyby jej Aidan nie złapał… Bo pewnie faktycznie by z tych spodów spadła. – Dzięki… Idziemy? – odetchnęła jeszcze głośno i uśmiechnęła się do Aidana, masując sobie miejsce tuż pod mostkiem.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (3151), Aidan Parkinson (3195)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa