Róg Alei Horyzontalnej i Pokątnej
Zdecydowanie potrzebował się napić. W zasadzie to nigdy nie potrzebował pretekstu do tego, żeby iść na piwo - nie potrzebował także towarzystwa, bo sam ze sobą potrafił bawić się doskonale. Ale dzisiaj nie tylko miał ochotę na małe rodzinne spotkanie, ale również był umówiony. Dawno nie wpadał przypadkowo na kuzynkę, musiał więc wziąć sprawy w swoje ręce i sam ją zaczepić, chociażby listownie. Wiedział, że z Viką nie było do końca dobrze - całe to limbo to był jeden wielki syf, ale fakt że Ministerstwo zdawało się mieć zimnych w dupie powodował, że nie tylko ręce opadały. Nie do końca rozumiał, co się działo: próbował dowiedzieć się czegoś na własną rękę, ale kim był, by ktokolwiek mówił mu cokolwiek ponad to, co było wiadomo oficjalnie? No właśnie: nikim.
Dlatego stał teraz i palił drugiego już papierosa, wpatrując się w chowające się za kamienicami słońce. Mrużył lekko oczy, rozkoszując się szarym, gęstym dymem, opatulającym jego płuca jak drapiący przyjemnie koc. Ostatnie tygodnie to był jakiś istny rollercoaster. Najpierw Beltane, potem Stanley... Aidan nadal był obrażony na kolegę za to, że tak po prostu zniknął i nie powiedział mu, co się odjebało. Nie to, żeby on sam napisał pierwszy - co to, to nie. Jakąś tam dumę jeszcze miał. Może i były to resztki godności, ale jednak istniały.
- Same dupki w tej robocie - wymamrotał do siebie, opuszczając wzrok na uliczki, wypatrując kuzynki. Ubrany był po swojemu - dżinsy, czyste i świeżo wyprane, podtrzymywane szerokim czarnym paskiem ze srebrną klamrą, sportowe buty. Zwykły biały t-shirt przełamał skórzaną kurtką, która jako jedyna wyglądała na odrobinę znoszoną. Lubił ją i nie potrafił znaleźć godnego jej następcy, więc chodził w takiej. Nic wielkiego, z reguły nie przywiązywał się do ubrań, ale ta tutaj służyła mu już tyle lat, że nie potrafił się z nią rozstać. Możliwe że chodziło o jakąś wygodę, ale bardziej prawdopodobne, że o wewnętrzne kieszenie, w których chował to i owo. Głównie fajki, ale nie tylko. Parkinson wypuścił dym nosem i zerknął na zegarek. Był wcześniej, co było dla niego niespotykane, ale musiał oczyścić głowę z nieprzyjemnych myśli. Odruchowo sięgnął do włosów i przeczesał je palcami wolnej ręki. Westchnął. I po cholerę przyszedł tu aż PIĘĆ minut wcześniej? Mógł jak zwykle się spóźnić, ale nie - postanowił pomyśleć. I w sumie niepotrzebnie, bo w jego przypadku myślenie zajmowało dużo mniej czasu, niż te pięć minut, które sobie dał.