Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
—01/08/1972—
Anglia, Little Hangleton
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
![[Obrazek: sQPe3UM.jpeg]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=sQPe3UM.jpeg)
Now is the golden time, the sun rides high
And gilds each leaf in canopy above,
Fair weather clouds drift in an azure sky
Insects circle in the somnolent air.
Give thanks for plenty; bake the Lammas loaf
Fairs and markets thrive in the dusty fields,
Shy courting, and weddings – ah! young love
Holiday, high summer, first of the grain – new beer!
![[Obrazek: sQPe3UM.jpeg]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=sQPe3UM.jpeg)
Now is the golden time, the sun rides high
And gilds each leaf in canopy above,
Fair weather clouds drift in an azure sky
Insects circle in the somnolent air.
Give thanks for plenty; bake the Lammas loaf
Fairs and markets thrive in the dusty fields,
Shy courting, and weddings – ah! young love
Holiday, high summer, first of the grain – new beer!
Maskarada zobowiązywała, ale Anthony nie wierzył by ktokolwiek z jego sąsiadów o tej porze wyściubiał nosa ze swojej willi. Było kawałek po czwartej.
Ściągnął tu Morpheusa dzień wcześniej, spontanicznie, w uniesieniu nowymi możliwościami. Wszystko zdawało mu się piękniejsze, wznioślejsze, żywotniejsze. Obudził go jeszcze przed świtem, w dresie (sic!), ogłaszając czas wspólnego biegania (Zaklinam Cie Somnia, absolutnie nikt nie może mnie zobaczyć z zadyszką, w mokrych od potu ubraniach!) i to przed śniadaniem. Zachowywał się nienaturalnie entuzjastycznie, a może po prostu myśl o porannych ćwiczeniach rozwiewała jego naturalną melancholię. Faktem było jednak, że nie przypominał w żaden sposób sunącego niespiesznie po piasku węża, a zdecydowanie żywotnego smoka szykującego się na polowanie. Jeszcze nim opuścili letnią rezydencję Shafiq'a, ten porozciągał się kilkukrotnie, wykonując dziwne figury przed podjazdem na karoce, po czym pełną piersią odetchnął wisielczym powietrzem tej miejscowości, w której grzechem byłoby nazwać atmosferę w inny sposób.
– Biegniemy do nawiedzonego zameczku i spowrotem. To najlepsza trasa. – na pewno najrzadziej uczęszczana przez kogokolwiek dodał w myślach. Pot był tak... nieelegancki. Podobnie jak zadyszka. Dostatecznie dużo czasu musiał spędzić na tym by wyjaśnić sobie, że ćwiczenia przy swojej kambodżańskiej mistrzyni nie są końcem świata i największym z upokorzeń, żeby teraz się przejmować okoliczną ludnością. Co innego Morpheus – on go widział w gorszych sytuacjach, kiedy każdego dnia musieli rozpaczliwie wspinać się na krukońską wieżę.
– Raźno raźno stary druhu, nie mamy całego dnia! – owszem, zważywszy na porę mieli go zastraszająco dużo – Mówiłeś Wergiliuszowi co chcesz na śniadanie? – upewnił się przed wymarszem, czy może powinno się powiedzieć przed wybiegiem. A potem, gdy formalności śniadaniowe zostały dokonane, ruszył truchtem po dróżce przeznaczonej zwykle dla dorożek i innych magicznych form przyjazdu do Anthony'ego. Nogi, to brzmiało tak prymitywnie. A jednak od czerwca walczył i czuł w końcu jakiś postęp, czuł że jego ciało w końcu zaczyna ulegać woli. Kto wie, może nawet jego bogin przyjąłby inną formę.
Akcja nieudana