• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[31.12.1959] Vakel & Anthony

[31.12.1959] Vakel & Anthony
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
01.06.2024, 00:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2025, 11:16 przez Anthony Shafiq.)  

—31/01/1959—
Anglia, Little Hangleton
Vakel Dolohov & Anthony Shafiq
[Obrazek: 8UBWhFG.png]

When in disgrace with fortune and men’s eyes,
I all alone beweep my outcast state,
And trouble deaf heaven with my bootless cries,
And look upon myself and curse my fate …



Do obowiązków zastępcy Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego należał udział w imprezach. To nie była prawda. Jako urzędnik państwowy nie musiał się pokazywać na salonach, nie musiał dbać o swoją rozpoznawalność wśród elit, ponieważ większość tego co udało mu się wywalczyć zawdzięczał dobrej dyplomacji, korzystnym dla Anglii ruchom ekonomicznym i... no cóż, znajomościom, ale nie tym, które zdawało się powinien mieć jako syn swojego ojca – ambasadora Michaela Benedicta Shafiq'a, który pół życia spędził w Egipcie. Znajomości Anthony budował od pierwszych kroków bycia stażystą. Stażystą świadomym, że nie długo bardzo dużo innych stażystów, będzie pełniło dużo istotniejsze funkcje. Trzeba było tylko postawić na właściwe konie...

Teraz powrócił do kraju i był zastępcą, ale jego apetyt sięgał szefoskiego stołka. Trzeba było chwile poczekać, jeszcze mały momencik, jeszcze kilka lat... Ale do tego trzeba było wzmocnić swoje plecy po powrocie do kraju, trzeba było się pokazywać, dbać o cienkie kanaliki międzyludzkich relacji, o to by nie zaschły te źródła i źródełka. Potrzeba jednak nie zmieniała tego, że był zwyczajnie zmęczony nadmiarem hałasu i innych istnień. Potrafił się obracać w tym korowodzie, ale ileż można było? Szczęśliwie mógł się wymówić żałobą. Nieszczęśliwie, powód ów żałoby nie był zmyślony  – jego najdroższa przyjaciółka od dwóch lat już leżała w ziemi. Gdyby Edith tu była... zawsze tak dobrze odnajdywała się na przyjęciach.

Tymczasem Anthony Shafiq nienawidził tych spędów bydła na których musiał się pokazywać, by wywalczyć i ugruntować swoją pozycję. Ta zabawa nie była najgorsza, bal maskowy uważał zawsze za zabawny pomysł, ale jeszcze lepszym była terenowa zabawa, która motywowała do zwiedzenia posiadłości i ogrodu. Na tę okoliczność ubrał się na czarno, pozwalając sobie na kilka piór i srebrzystą ptasią maskę. Do północy pozostało jeszcze trochę czasu, zagadki wewnątrz domostwa były na tyle proste, że jako najprawdopodobniej jeden z pierwszych opuścił je kierowany słowami odnalezionymi w biblioteczce o tym, że gwiazdy otoczone różami wskażą drogę, gdy da się im czas by zakwitły. Banalne równanie wskazało na liczbę kwadransa, by owe gwiazdy dały kolejną destynację, a róże z tego co kojarzył otaczały altanę, która nie była wcale tak daleko od zimowego ogrodu. Wyszedł więc na dwór, na teren wypchany białymi rzeźbami i ozdobnymi krzewami, których nazwy gatunków zlewały mu się w jedno. Panował przyjemny ziąb, chociaż nie było nawet przymrozku ani śniegu. Ziemia wokół kamieni pozostawała brunatna, z drugiej strony jaka miała być nocą? Za plecami pozostawił śmiechy spojone z muzyką, toasty i zabawne anegdotki. Ogród zdecydowanie, poza biblioteką tej czystokrwistej rodziny, był najlepszym punktem do odwiedzenia tego wieczoru, cieszył się, że pomysłodawca zabawy skierował jego kroki tutaj.

Dotarł do białej altany, obrośniętej różami, które teraz straszyły nagimi kolcami. Podobała mu się surowość tej naturalnej dekoracji, to że owa roślina nie udawała czegoś czym nie jest. Nie stroiła się w liście ni czarne kwiaty, pokazywała swoją naturę. Już miał sięgnąć do kolca, kuszony jak bohaterka baśni wrzecionem, gdy zdał sobie sprawę z tego, że w altanie już ktoś siedzi.

– Dla chwili wytchnienia, czy być może już aktywował pan mechanizm, pozwalający gwiazdom wskazać drogę? – zagadnął z zaciekawieniem zaglądając do środka. Poprawił przy tym własną maskę srebrzystego kruka. Czasem łatwiej, czasem było trudniej rozpoznać, kto za strojem się ukrywa. Zadarł głowę i dostrzegł, że sufit altany wbrew temu co pamiętał pokryty był gwiezdną mapą, ale... nie wszystkie konstelacje były rozrysowane prawidłowo. Element zagadki czy po kwadransie ułożą się właściwie?

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#2
26.04.2025, 22:14  ✶  
Vasilij siedział w altanie już od dłuższego czasu, otulony półmrokiem, niemal nieruchomy, wpatrując się niby to w konstelację gwiazd rozpościerającą się ponad ich głowami, na sklepieniu, ale w rzeczywistości w nicość — ktoś uważny by to zapewne zauważył, ale tę informację trzeba było wyciągnąć zza kostiumu. Cień różanych kolców rysował się na jego ramionach z wyhaftowanymi półksiężycami, twarz zaś miał zasłoniętą maską — lśniła w bladym świetle nocy, mlecznobiała jak porcelana, ozdobiona cienkimi, srebrnymi łodygami i drobnymi perłami układającymi się na nich niczym rosa. Największa z nich umieszczona była na środku, niemalże na czole posiadacza, zawieszona niczym trzecie oko, dodając jegomościowi aury elegancji wymieszanej ze sporą dawką mistycyzmu. Każdy detal zdradzał klasę i próżność, może również i dystans, chociaż Dolohov od zawsze starannie pielęgnował wrażenie bycia kimś osiągalnym dla mas.

Gdy usłyszał odgłos kroków, nieco się skwasił, ale bardzo szybko przybrał neutralny wyraz twarzy, nim ktokolwiek zorientuje się, że nie był wymuskanym księciem z bajki. A później — usłyszawszy głos zagadujący go z uprzejmą ciekawością — przekręcił nieco głowę, ale nie poruszył się poza tym gestem. Nie zamierzał dawać nikomu do zrozumienia, że czekał na towarzystwo. Wręcz przeciwnie.

— Dla chwili wytchnienia — odparł miękko, z czarującym półuśmiechem, który jednak nie sięgnął jego oczu. Ale przecież wszystko dało się zgonić na maskę. Ton czarodzieja nie nosił w sobie znamion chłodu sugerujących, że rozmowa nie jest tym, czego by sobie życzył — samotność w tym miejscu była jednak bardzo wymowna. Powrócił do wlepiania wzroku mapę gwiazd, której błędne układy zdawałby się odbijać nieporządek kłębiący się także w jego własnych myślach. W tej surowej przestrzeni, wśród kolców i zimnych szarości, odnalazł coś, czego nie dawały mu dotychczasowe rozmowy — nowość, świeżość. Przełom. Twórcą mechanizmów nie był, ale pasjonatem? Owszem. Udzielono mu jednak informacji, iż autor tychże nie był obecny na przyjęciu. Typowe, pomyślał od razu. Osoby najbardziej uzdolnione często pozostawały tymi, które są najmniej widoczne. Dla wielu paniczyków i arystokratów osiągnięcia takich jednostek były paskudnie nieistotne — na tyle, aby nie zaprosić ich na takież wydarzenie, a prawda była taka, iż chętniej porozmawiałby z nim, niż z organizatorem.

Przynajmniej ta altana była piękna. Piękna i surowa niczym samotność, którą wybrał świadomie. Takie osoby jak on spotykało się bez towarzystwa tylko wtedy, kiedy naprawdę tego chcieli.

— Jeśli szuka pan wskazówek, to zwykłem ich nie udzielać. — Ani nieznajomym, ani swoim współpracownikom, uczniom, studentom. — Takie sprawy cieszą najbardziej, kiedy sami je rozwiążemy. — I owszem — przybrał od razu postawę kogoś, komu niekoniecznie na poznaniu prawdy zależy. A to dlatego, że kiedy pojawiała się opcja wyścigu, w którym mógł w jakiś sposób przegrać, a ryzyko mu się nie opłacało, podchodził do sprawy z należytą temu niechęcią. — Mogę przesunąć się z papierosem, jeżeli panu przeszkadzam — dodał, poprawiając oparcie o porośniętą balustradę.


with all due respect, which is none
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
26.05.2025, 22:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2025, 11:04 przez Anthony Shafiq.)  
Kącik wąskich ust lekko drgnął, rysując się podwójną falą na gładkiej skórze twarzy. Widział go już wcześniej, wśród stada barwnych trajkoczących bez końca ptaków. Trajektorie ich salonowego tańca jednak nie przecięły się i Anthony był wdzięczny, za to małe tête-à-tête umożliwiające mu ograniczone w czasie, wciąż jednak spotkanie z dala od jazgotu, który obaj pozostawili za sobą. Jako esteta z natury zwrócił wszak wcześniej uwagę na kunsztowną maskę tak przyjemnie wkomponowującą się w resztę stroju. Mężczyzna zdążył już zachwycić się tak jej projektem jak i faktem, że umożliwiał mu jej koncept percepowania tego dzieła sztuki w jego prawdziwym kolorze. To zawsze było nieintuicyjną wartością sztuki, po którą sięgał, zwłaszcza wśród ludzi, którzy nie byli świadomi jego skazy. Sam fakt, że biel pozostawała bielą, a srebro srebrem czynił z owego elementu stroju obiekt ściągający jego zmęczony szarością wzrok, niepewny czerni i czerwieni wzrok.

Mógł oczywiście odczytać między wierszami potrzebę samotności. Mógł odejść, pozwalając mężczyźnie odsapnąć, tak jak i sam odpoczywał prawdziwie w ciszy i spokoju zakurzonego księgozbioru. Pozwolił więc sobie jednak na moment braku empatii, choć skłamałby, gdyby powiedział, że to nią kierował się w swoim życiu. Wolał ześlizgnąć się stalą własnych źrenic po krzywiznach i secesyjnych zawijasach pięknej w tym momencie twarzy, która pod spodem mogła być kimkolwiek. Kontemplował go jak rzeźbę, dzieło sztuki, bez konieczności prowadzenia konwersacji.

– Bynajmniej – odpowiedział od razu na propozycję udzielenia wskazówek, podobnie gestem wskazał, że absolutnie nieznajomy nie musi się przesuwać, gdyż sam sięgnął do wewnętrznej kieszeni obszytej czernią piór marynarki, aby wyciągnąć wąską złotą i o zgrozo nie pasującą do całości konceptu stroju na bal maskowy papierośnicę. Była dysonansem odmierzonym skrupulatnie, manifestem miłości, w której łuska bliższa była sercu niż krucze pióro. Wygrawerowany smok łypał groźnie rubinowym okiem, gdy smukłe palce mężczyzny ujęły otoczoną czarną bibułą wiśniową cygaretkę. – Mam trzy teorie, z czego dwie zależne są od upływu czasu lub dylatacji mechanizmu. Trzecia droga skazuje mnie na porażkę, nigdy bowiem nie sięgałem gwiazd bardziej niż słowami poetów, więc ten lśniący rój... – zakręcił miękko nadgarstkiem na wysokości własnej twarzy, pozwalając cienkiej strużce dymu ulecieć ku górze finezyjną spiralą. – ...nie przemawia do mnie – westchnął, może nieco nazbyt teatralnie, ale szczerze nie zamierzał w jakikolwiek sposób podjudzać rozmówcę do zdradzenia się z zainteresowaniami, które tę lukę mogłyby zasklepić. Założył, że jeśli dwie pierwsze teorie nie sprawdzą się w praktyce, zwyczajnie odpuści. – Brak mi w tej całej szaradzie tajemnic zakodowanych muzyką – dodał rozżalony, po czym zaciągnął się i odwrócił wzrok ku rezydencji.

Nie odszedł, ale też nie wszedł do wnętrza obrośniętej różami altanki. Zatrzymał się tam, gdzie powitał go nieznajomy. Paląc, oparł o obły, marmurowy filar, swobodnie, choć każdy kto choć raz próbował tej pozy, wiedział że wymaga odpowiedniego treningu. Shafiq zamilkł, bo cisza nigdy tak naprawdę nie była traktowana przez niego jak wroga. Naturalna przestrzeń w której myśl mogła swobodnie płynąć nie była dlań przestrzenią do zażenowania. W przeciwieństwie do trudnej sztuki dyplomacji i retoryki, teraz mógł odetchnąć konstatując, że bale maskowe stanowczo zyskały, w jego rankingu możliwych do uczestnictwa rozrywek bo choć nie dało się ugrać na nich zbyt wiele, to dawały przestrzeń do ułudnej anonimowości pozostawiając przy tym cały anturaż przepychu. Człowiek jednak mógł wybrać maskę z nieco większą swobodą.

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#4
24.06.2025, 12:26  ✶  
Astronomia odkąd pamiętał, należała do grona jego największych miłości. Tak – naukę prędzej nazywał swoją miłością niż innych ludzi, bo nauka w przeciwieństwie do nich nigdy nie zawodziła go w sytuacjach krytycznych. Znanie gwiazd wyłącznie z poematów stanowiło szczere wyznanie, którego nie wypadało nie docenić w świecie tak grubo podszytym fałszem, ale nie oszukując się – ciężko było wzbudzić jego zainteresowanie, kiedy się skandowało wielkie słowa, a później obracało je w popiół niedocenianiem piękna wiszącego nad nimi nieba.

Nie rozczulał się na widok ludzi niemądrych.

Dolohov usiadł na tej balustradzie i wyjrzał za daszek altany, wydychając przy tym kłąb dymu. Było tam, tak samo piękne, tak samo przypominające o tym, jacy byli maleńcy i jak bardzo jego opinia na temat zamaskowanego jegomościa nie miała znaczenia w skali ogromu wszechświata. Skali, którą podobnie jak muzykę dało się poznać przez liczby będące zapewne jego największą siłą. Poeci z jakiegoś powodu rzadko zwracali na to uwagę. Znał kilka przykładów myślicieli zza Żelaznej Kurtyny, potrafiących mimo artystycznego serca spojrzeć na rzeczywistość w podobny do Vasilija sposób. Tych przykładów było jednak tak mało, że kiedy nabierało się do sztuki perspektywy, w gruncie rzeczy nie miały żadnego znaczenia w budowaniu trendów poza konstruktywizmem, iluzjami optycznymi i śmieszną spiralą, której tak naprawdę w dużej mierze nie rozumiano, bo podobnie jak przy wyborze kolorów, w kompozycji kierowano się naturalnym instynktem – a tego człowiek sobie tłumaczyć nie musiał.

– Fantastycznie – skwitował jego słowa, trochę takim tonem, jakby mu kibicował w rozwiązywaniu tychże zagadek, a trochę jakby chciał mu dać znać, że wciąż nie zamierza pomagać mu w rozwiązaniu tutaj czegokolwiek. Jeżeli chciał iść do przodu, musiał osiągnąć to sam. Zarozumiałość Dolohova nie zakładała czegoś takiego jak porażka ani ośmieszenie. Gdyby rozwiązywał te zagadki sam, rozwiązywałby je tak szybko, aby absolutnie nikt nie był w stanie go dogonić. Skoro ich nie rozwiązywał – jego miejsce było na sali balowej, wśród dziesiątek wpatrujących się w niego twarzy, kiedy snuł kolejną opowieść i błyszczał, błyszczał i błyszczał... Tu – cóż mógłby osiągnąć? Udowodnienie własnej omylności, jeżeli jego teoria nie okaże się tą ostateczną. Ale to nigdy nie przeszkadzało w wyrażaniu opinii. – Gdyby ktoś na przyjęciu skonstruował zagadkę, która wymaga jakiejkolwiek wiedzy ponad wiedzę szkolną i wiedzy o tematyce przyjęcia, uznałbym go za twórcę za głupka. I całkiem słusznie. Nie tworzy się zagadek „dla wszystkich” na podstawie książek, na które stać tylko część społeczeństwa. Nie tworzy się zagadek dla salonowych lwów w taki sposób, żeby nie mogli ich rozwiązać – bo jak się ośmieszą, ich ego pęknie jak balon, a niektórzy są o pięć kieliszków dalej niż reszta. – Po tym zamknął się już i dopalił tego papierosa do końca, po czym dopalił kiepa w papierośnicy. Prawdę mówiąc, nawet wiedza szkolna momentami wykraczała poza możliwości niektórych. To dlatego lawirowanie na salonach przychodziło mu z taką łatwością. Kto miałby mu przerwać kolejny monolog, kto miałby się z nim nie zgodzić, skoro Dolohov był w swoim fachu zwyczajnie najlepszy? Powiedz mu coś o gwiazdach, nazwij jakieś obliczenie banalnym – a on przegada cię szybciej, niż dotrze do ciebie jak dalece posuniętą stała się gra na szachownicy.

Plac zabaw dla paniczyków z dobrego domu – chciał powiedzieć, ale skwitował swoją wypowiedź jedynie uśmiechem. Uznając to za wystarczający komentarz, chwycił stojącą blisko lampkę szampana i uniósł ją w górę.

– Miłego wieczoru panu życzę.


with all due respect, which is none
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
10.07.2025, 11:04  ✶  
Maska nieco stłumiła reakcję, ale zaśmiał się otwarcie i szczerze na słowa nieznajomego. – Och, żeby to zasobność portfela tak zgrabnie przenosiła się na inteligencję tych, którzy nie doświadczyli wykluczenia ekonomicznego... Zakupione książki, trzeba byłoby jeszcze czytać! A nawet jeśli oczy ześlizgiwałyby się po literach, jeśli słowa przechodziły przez umysł... niektóre umysły mniej jak miedza, a bardziej jak sito podchodzą do ożywczej wody opłukującej głowy. Tyleż przeszkód, tyleż węzłów na drodze do prawdziwego oświecenia... Ale absolutnie zgadzam się. Gdy na własnych przyjęciach szykuję tego typu rozrywki, zwykle sięgam po zagadki, które sam rozwiązywałem w przerwach od tłumaczeń, w okolicach piątego roku życia. A i tak potrafią nastręczać trudności. Jeśliś sam taki zatroskany o ego swoich gości Panie, polecam od progu podlewać ich obficie winem. Wtedy miło i przyjemnie wskazuje się skuteczną drogę ucieczki i - nomen omen - winnego niepowodzenia. – Łatwo było zatopionym w snobizmie i poczuciu intelektualnego górowania nad większością gości towarzyskich spędów uważać, że to nie jego ego mogłoby pęknąć jak balon. Oczywiście były pewne niedogodności. Anthony szczerze nienawidził wszelkich zagadek opierających się na kolorach, a kilku gospodarzy świadomych jego ułomności, konsekwentnie wplatało ten czynnik do pytań stawianych na drodze ku nagrodzie. Oczywiście mógł odpuścić. Oczywiście ambicja mu na to nie pozwalała.

Ten bal był jednak inny. Obfite maski pozwalały na anonimowość, pozwalały na nieco większą swobodę wypowiedzi, co z resztą udzielało się wewnątrz sali balowej. Obfite maski pozwalały na uniknięcie odpowiedzialności przed innymi. Niestety, nie pozwalały na uniknięcie odpowiedzialności przed samym sobą.

– Bardzo dziękuję i nawzajem – skinął głową, bo uśmiechu spod dzioba i tak by nie było widać. Zamiast tego skupił się na konstelacjach i podpisach pod nimi. Nie potrzebował wiele czasu, by ją wypatrzeć. Literówka - ta przynajmniej - była zbyt oczywista. Zawinięta kursywa stanowiła dlań małe wyzwanie, sięgnął jednak po różdżkę, aby niewielkimi kulami światła oznaczyć błędy. Niepomny na fakt, że jego teorie dotyczące tego punktu nie przewidywały takiej okoliczności, sięgnął po swoją różdżkę. Jasne, niemal białe cisowe drewno, odpowiednio ciężkie, a w swoim ciężarze przyjemnie układające się w dłoni, zalśniło zdobnymi srebrnymi nićmi. Niemal czuł przez materię rękawiczki puls smoczego serca zamkniętego w rzeźbionej kołysce. Bez trudu wyczarował pierwszą z niewielkich luminescencji i pognał ją ku omyłkowo umieszczonej literze. Piecis zamiast Piscis. Co dalej? Kolejna kula pojawiła się w wolnej ręce czekając na umiejscowienie. Teraz gdy wiedział czego szukać, była to kwestia minut. Ostatecznie, to był tylko jeden z punktów na samotnej, salonowej wędrówce, a nie rozwiązywanie tajemnic wszechświata.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (1010), Anthony Shafiq (1549)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa