• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[01.08 | Morpheus & Anthony] Fairs and markets thrive in the dusty fields

[01.08 | Morpheus & Anthony] Fairs and markets thrive in the dusty fields
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
31.05.2024, 22:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:45 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—01/08/1972—
Anglia, Little Hangleton
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: sQPe3UM.jpeg]

Now is the golden time, the sun rides high
And gilds each leaf in  canopy above,
Fair weather clouds drift in an azure sky
Insects circle in the somnolent air.

Give thanks for plenty; bake the Lammas loaf
Fairs and markets thrive in the dusty fields,
Shy courting, and weddings – ah! young love
Holiday, high summer, first of the grain – new beer!



Słońce. Jego pierwsze różowiące się promienie rozpychały się w szarej mgle sierpniowego poranka.

Maskarada zobowiązywała, ale Anthony nie wierzył by ktokolwiek z jego sąsiadów o tej porze wyściubiał nosa ze swojej willi. Było kawałek po czwartej.

Ściągnął tu Morpheusa dzień wcześniej, spontanicznie, w uniesieniu nowymi możliwościami. Wszystko zdawało mu się piękniejsze, wznioślejsze, żywotniejsze. Obudził go jeszcze przed świtem, w dresie (sic!), ogłaszając czas wspólnego biegania (Zaklinam Cie Somnia, absolutnie nikt nie może mnie zobaczyć z zadyszką, w mokrych od potu ubraniach!) i to przed śniadaniem. Zachowywał się nienaturalnie entuzjastycznie, a może po prostu myśl o porannych ćwiczeniach rozwiewała jego naturalną melancholię. Faktem było jednak, że nie przypominał w żaden sposób sunącego niespiesznie po piasku węża, a zdecydowanie żywotnego smoka szykującego się na polowanie. Jeszcze nim opuścili letnią rezydencję Shafiq'a, ten porozciągał się kilkukrotnie, wykonując dziwne figury przed podjazdem na karoce, po czym pełną piersią odetchnął wisielczym powietrzem tej miejscowości, w której grzechem byłoby nazwać atmosferę w inny sposób.

– Biegniemy do nawiedzonego zameczku i spowrotem. To najlepsza trasa. – na pewno najrzadziej uczęszczana przez kogokolwiek dodał w myślach. Pot był tak... nieelegancki. Podobnie jak zadyszka. Dostatecznie dużo czasu musiał spędzić na tym by wyjaśnić sobie, że ćwiczenia przy swojej kambodżańskiej mistrzyni nie są końcem świata i największym z upokorzeń, żeby teraz się przejmować okoliczną ludnością. Co innego Morpheus – on go widział w gorszych sytuacjach, kiedy każdego dnia musieli rozpaczliwie wspinać się na krukońską wieżę.

– Raźno raźno stary druhu, nie mamy całego dnia! – owszem, zważywszy na porę mieli go zastraszająco dużo – Mówiłeś Wergiliuszowi co chcesz na śniadanie? – upewnił się przed wymarszem, czy może powinno się powiedzieć przed wybiegiem. A potem, gdy formalności śniadaniowe zostały dokonane, ruszył truchtem po dróżce przeznaczonej zwykle dla dorożek i innych magicznych form przyjazdu do Anthony'ego. Nogi, to brzmiało tak prymitywnie. A jednak od czerwca walczył i czuł w końcu jakiś postęp, czuł że jego ciało w końcu zaczyna ulegać woli. Kto wie, może nawet jego bogin przyjąłby inną formę.

Aktywność fizyczna I z pytaniem o zadyszkę naszego dyplomaty
Rzut O 1d100 - 25
Akcja nieudana
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
01.06.2024, 09:43  ✶  

Sen nie przychodził, a gdy przychodził, był urywany. W końcu poprosił Wergiliusza o leki nasenne i te pozwoliły mu zanurzyć się w krótki, ale regenerujący sen. Od lat miał problemy ze spaniem, które rozpoczęły się już za czasów szkolnych. Nie tylko wizje profetyczne, nie tylko nadmiar bodźców, który go obezwładniał, gdy widział czterdzieści wersji tej samej rozmowy, a każda wizyta w pokoju wspólnym brzmiała jak ogolne przekrzykiwanie się, ale również morderstwo Marty. Nigdy nie lubił jej, właściwie nikt jej nie lubił. Była złośliwa, wtrącała się w sprawy każdego i wprawiała wielu chłopców o dyskomfort. To był delikatny czas, gdy hormony buzowały, ciała zmieniały się i ostatnie czego potrzebowali to komentarze na temat wzrostu, masy, zarostu i podejrzenia, że koleżanka podgląda ich przez dziurkę od klucza. A później Marta została zamordowana w jednej z damskich łazienek, kilku uczniów spetryfikowanych, a jej duch nawiedzał szkołę po dziś dzień. Morpheus widział ciało Marty.

Od tego czasu pojawiły się już nowe koszmary.

Kiedy otworzył oczy na widok Antoniusza, w dresie, przez chwilę myślał, że to tylko sen, kolejny, ale nie. Po chwili przypomniał sobie ich ustalenia dotyczące ćwiczeń skoro świt i podniósł się z paskudnego, beżowego łóżka w paskudnym, beżowym pokoju. Tym co zwykle. Była w tym pewna familiarność i komfort.

Nękała go sprawa ciasta. Ledwie więc wyszedł z łóżka, wyjął talię, potasował ją, patrząc na różanopalcą jutrzenkę, która nadchodziła niespiesznie, rozjaśniając horyzont. Wyciągnął kartę.

Parsknął i pokręcił głową. Siła.

W mitycznym ogrodzie duszy, karta Siły objawia się jako delikatna kobieta stojąca przy potężnym lwie. Nie jest to siła brutalna ani agresywna, lecz subtelna moc łagodności. Kobieta nie walczy z lwem; ona go przytula, przekazując swoje ciepło i spokój. To symbol wewnętrznej harmonii, gdzie serce i umysł współpracują w doskonałej równowadze. Siła ta nie pochodzi z fizycznej mocy, lecz z głębokiego zrozumienia siebie i świata wokół. Siła mówi o cierpliwości i samokontroli. To ostatnie było mu nader potrzebne. Wisielec i Siła. Samokontrola i trwanie. Co ma wisieć, nie utonie.

Przebrał się w krótkie spodenki oraz t-shirt, sporo za duży, który ukradł któremuś ze swoich braci, z logotypem BUM-u. Mógł być nawet Erika, prawdę mówiąc. Nie sprawdził metki i miał to gdzieś.

Poranne ćwiczenia nie były mu obce, chociaż nie robił ich już od lat, zaczynając od protestu przed dołączeniem do BUM-u czy Aurorów. Zasłonił usta dłonią, gdy pokonała go potrzeba ziewnięcia.

— To twój pomysł, mi obojętnie, niech będzie do zamku — stwierdził, rozgrzewając kostki w głupich, ale skutecznych ćwiczeniach. — Tak, mówiłem. Zresztą, pytasz tak, jakby nie spotykał się regularnie z Malwą na plotki.

Wywrócił oczami i zaczął monotonny bieg.


Rzut na Aktywność Fizyczną (N)
Rzut N 1d100 - 83
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
01.06.2024, 10:48  ✶  
– Co to za ponura mina? – rzucił przez ramię początkowo całkiem nieźle radząc sobie z truchtem, nie wiedząc jeszcze w jakim stanie dotrze do małego zameczku, do którego przecież nie było tak daleko. – Somnia już! Dzisiaj taki piękny dzień zobacz, jaki kolor ma niebo, skoro ja nie mogę. Zobacz i mi o nim opowiedz, chce posłuchać o różowym. – rzucił jeszcze w rozbawieniu. Logo brygady uderzeniowej nie ściągało jego wzroku, nie wywoływało w głowie nadmiaru pytań. Longbottomowie w większości byli osadzeni w tej części ministerstwa, a ich domowe zwyczaje "stadne" choć były absolutnie obce Shafiq'owi w praktyce, to w teorii znał je całkiem nieźle.

– Widziałem patronkę na dzisiaj. Moc, jedna z moich ulubionych. Panna i lew. – Kolana szczęśliwie nie bolały, jego nauczycielka pokazała mu jak to robić, żeby potem nie kuśtykać pół dnia. Ale oddech łatwo uciekał. Zdecydowanie zbyt łatwo. Chciał rozmawiać z Morpheusem, chciał go zaczepiać, zagadywać, tak to wyglądało podczas wspólnych spacerów, to podczas wspólnego biegania też powinno, prawda? – Czemu tam właściwie nie ma wilka? Skandynawowie od razu powiedzieliby Ci, że to ucieleśnienie siły, zwycięstwa, ale też mądrości i sprytu. Lew ma więcej w sobie majestatu. Chodziło o jakąś. Obłaskawienie monarchii? Wyobraź sobie. Moc jako nałożnica króla. Ostrzeżenie. Żeby z nią. Nie zadzierać. – zdania bezczelnie rwały się coraz bardziej i nie minęło wiele, gdy Anthony zarządził przerwę, opierając się w zadyszce o przydrożne drzewo. Jakie to szczęście, że wybrał taką godzinę... Jednak zamiast użalania się nad sobą, jego twarz wykrzywiał uśmiech zażenowania samym sobą.

– Cholerne Longbottomiarskie dzieciństwo na wybiegu. Zawsze Ci zazdrościłem, że tak dobrze radzisz sobie ze schodami na wieżę, widzę, że... że niewiele się zmieniło. Trochę Cię teraz nienawidzę, wiesz? – umilkł chichocząc niekontrolowanie, czując że całe jego ciało zgłasza sprzeciw, przed podjęciem dalszej drogi.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
03.06.2024, 23:35  ✶  

Jak biegać. Jak układać ciało. Jak przyjmować ciosy. Tego uczyli się młodzi chłopcy i dziewczęta w Warowni, na pewno wtedy, kiedy on był dzieckiem. Patrząc po młodszym pokoleniu wojowniczych Spartan angielskiej magicznej arystokracji, niewiele się zmieniło. Dlatego pływał, dlatego nie potrzebował mistycznej księżniczki z dalekiej Azji, która mu powie, jak stawiać stopy. Pamięć mięśniową prędko odnalazła dawne ścieżki i te całkiem niedawne, kiedy zgodnie z zaleceniami magimedyków, zaczął uprawiać więcej sportów niż tylko horyzontalne tango. Jego płuca nie były zbyt pojemne, prędko tracił oddech, ale mięśnie nie paliły aż tak szybko.

Krok za krokiem, uderzenie w piaszczystą drogę za uderzeniem, wzbijając suchy pył w górę i osiadając na lepkiej od pierwszego, porannego potu skórze, biegli. Pytanie o kolor Antoniusza nie zaskoczyło go, przywykł do tego.

— Chcesz po prostu, żebym dostał zadyszki — stwierdził, szeleszcząc wydechem. Nie męczył się aż tak szybko, jak jego kompan, ale lata zatruwania płuc dymem papierosowym robiły swoje. Truchtali więc powolutku, w stronę zameczku, jakby ścigając się o to, kto pierwszy będzie musiał pożegnać się z możliwością złapania oddechu. — Niebo jest jak ta pianka malinowa, którą serwowałeś na poprzednim przyjęciu, ta z posypką migdałową i złotymi płatkami. Ma ten sam kolor i sprawia to samo wrażenie. Lekkości i beztroski lekko kwaśnego smaku, subtelnej goryczy pożegnania z nocą i... 

Musiał przerwać mówienie, bo złapał się w pułapkę Antoniusza, nawet jeśli wchodził w nią całkowicie świadomie.

— Lubisz ją, bo nigdy nie opowiadałem ci o interpretacji Crowley'a. Ale od początku. Lew i Siła, bo Herkules. To amalgamat dwóch obrazów, cnoty Męstwa z Platonicznych filozofii, przedstawianej jako kobieta z kolumną oraz obrazu Herkulesa, który pokonuje lwa, pierwszego z dwunastu prac i jednocześnie dwunastu zodiaków. Ostatecznie na karcie spotykamy Rheę, matkę tytanów, której w ikonografii często towarzyszył lew. Porywcza siła opanowana przez matkę bogów. Odpowiednia karta na Lammas. W Waicie mamy do czynienia z bezpośrednią inspiracją... Słychać, że prowadziłem na ten temat wykład, prawda?  — zaśmiał się krótko, próbując trzymać tempo biegu. Jakiekolwiek. Miał wrażenie, że jego wiekowy ojciec wyprzedziłby ich, idąc.

— Crowley widzi siłę jako boskie upojenie i ekstazę, a kobieta jest po trochu bachtanką, nieco wstawioną i trochę szaloną. Prymitywna moc, która nie zna porządku i jest wyzwolona od opinii.

Płuca go paliły.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
04.06.2024, 10:27  ✶  
– Bachtanka? Dobre sobie! Tylko czekać, aż ktoś zacznie pytać moją słodką Tahirę o to, czy w którejś beczce jest piwo. – sarknął usiłując bardzo dotrzymać mu kroku, choć postoje były coraz częstsze i ostatecznie Anthony bardzo kategorycznie obwieścił szybki chód, jako uczciwy zamiennik. Z resztą, świetnie teraz, jeszcze przez moment, obracał się w zamiennikach, skoro na konferencji prasowej musiał szafować kambodżańskimi medykamentami w te i wewte. – Hop szklankę piwa! Tak mówili na poprzednim Lammas, jak przeglądałem raporty z niemałą zgrozą. Wybacz Somnia, ale wykład o przyćpanej pannie i jej lwim towarzyszu możesz pozostawić na okoliczności łazienki prefektów, myślę, że będziemy wtedy już w takim stanie, że zniosę każdą dewiacje do której się dokopałeś podczas swoich wnikliwych studiów w Departamencie Tajemnic. – prychnął, odgarniając przylepione do czoła włosy. Pot lał się z niego strumieniami i czuł niechęć sam do siebie, ale nie zamierzał poddawać się tak łatwo. Skoro powiedział, że ma być trasa do zameczku, to będzie do zameczku! Nawet jeśli gdy tam dotrą, nie zawaha się moment by teleportować się na powrót przed drzwi własnej rezydencji.

– Bardzo cieszę się, że będziesz. Mam nadzieję, że mogę na Ciebie liczyć, gdybyś coś zobaczył? – pytanie było kurtuazyjne, układ dawno znany. Morpheus rzadko kiedy mógł zaglądać w cudzą przyszłość, ale swoją wysuniętą te kilka godzin, te kilka kluczowych godzin do użycia czasozmieniacza miał na podorędziu. Cóż, Anthony nigdy nie uczestniczył osobiście w Lammas, zawsze oddając stanowisko swojego francuskiego wina w cudze ręce. Teraz miał powód aby się tam znaleźć i... zabezpieczenie, które sprawiało, że nie miał problemów aby tę decyzję podjąć. Umilkł na moment i podjął trucht znowu. Te kilka metrów. Da radę.

Aktywność Fizyczna I jak źle jest?
Rzut O 1d100 - 8
Akcja nieudana
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
04.06.2024, 11:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.06.2024, 11:33 przez Morpheus Longbottom.)  

— Bachtanki upijały się winem, nie piwem — żachnął się Morpheus, wywracając oczami. Uważał, że jego ciemne oczy miały tylko w tym swoją słabość, musiał dokładnie kontrolować, co z nimi robi, bo odcinały się mocno na tle białek i twarzy, więc jego spoglądanie w niebo było jeszcze wyraźniejsze, niż ciężkie westchnienie. — A piwo nie jest złe, tylko to musi być dobre piwo, a nie jakieś popłuczyny z Nokturnu. Nie pytaj.

Przypomniał mu się paskudny alkohol, który zamówił dla towarzystwa, podczas rozwiązywania sprawy, z którą przyszła do niego Geraldine Yaxley, dotyczącą jej demonicznego brata bliźniaka, który planuje pożreć jej serce. Picie tamtego piwa skończyło się na jednym łyku, ale frytki mieli smaczne, więc mógł im wybaczyć, w końcu to Nokturn. Antoniusz prędzej by zemdlał, niż przeszedł przez próg Białego Wiwerna. Dobrze dla niego.

Określanie jego kart dewiacjami, różnych dróg interpretacji, zawsze nieco bolało i tym razem Morpheus nieco się skrzywił. Celny cios w miękki, odsłonięty brzuch, w rewanżu za to bieganie, tak sądził. Normalnie zjeżyłby się na to, że ktoś tak mówi o jego badaniach naukowych, ale rozumiał doskonale ograniczenia Shafiq'a w zrozumieniu, jak postrzega świat. Jemu zawsze wybaczał.

— Moim zdaniem powinieneś zainwestować w jakiś browar. Większość osób nie docenia smaku wina, bo ma kubki smakowe zniszczone tanimi produktami i tytoniem. Nie można karać biednych za bycie biednymi.

Zamilkł. Bardzo nie chciał myśleć o tym, co mogło się wydarzyć na straganach w Lammas. Nie chciał projektować przyszłości i manifestować, nie chciał być pająkiem, który tka przeklętą, czarną sieć przyszłości.

— Oczywiście. Jeśli ci nic nie powiem, albo nic się nie wydarzyło, albo wszyscy zginęliśmy.


Rzut na Aktywność Fizyczną (N), jak jest źle
Rzut N 1d100 - 47
Slaby sukces...


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
04.06.2024, 11:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.06.2024, 11:39 przez Anthony Shafiq.)  
– O tym właśnie mówię! Bachtanki i Dionizos w słodkim tańcu i uścisku oblani jedynym słusznym winnym napitkiem! A tymczasem Lammas ociekać musi paskudnym... jęzczmiennym... – wypuścił z siebie gwałtownie powietrze i przystanął, ramiona opierając na szczupłych kolanach, zwieszając głowę mocno w dół, czując jak całe jego ciało dygocze.

– No nie dam rady. – pokręcił głową z niedowierzaniem, już przecież robił te dystanse w czerwcu, kiedy pierwszy raz Morpheus zdradził się ze swojej słabości do nawiedzonych lokacji. Dawał radę bez trudu... Usłużny umysł podpowiedział, że lipiec należałoby spisać na straty, albowiem upodlony duch zbyt regularnie upadlał ciało. Może dlatego utknął w martwym punkcie z magią pozbawioną różdżki? Cóż, odpowiedź leżała tuż przed nim, wystarczyło się schylić, a i kiedy to zrobił, to dostrzegł ją od razu. Zemlął przekleństwo w ustach, bo choćby cisnęło się mocno na nie, to jednak nie zamierzał go głośno wypowiedzieć. Nie ryzykowałby w tym stanie teleportacji, rozszczepienie było bardziej niż pewne. Zadarł teraz dla odmiany głowę ku górze, dłonie opierając o czoło, próbując uspokoić skołatane serce, wyciszyć bolesność skurczu między żebrami.

– Wiem, dlatego doceniam, że idziesz druhu. Jeśli nic nie powiesz i umrzemy... cóż, marny to byłby świat Ciebie przedwcześnie pozbawiony, więc i taka opcja przynosi mi... przynosi mi... ha... satysfakcjonuje mnie. – zmęczenie było upokarzające, ale nie czuł rumieńca zażenowania przed starym przyjacielem. Było to jak zawsze zaskakujące, na jak wiele mógł sobie przy nim pozwolić, nie dlatego, że nie miał obawy wobec jego reakcji, ale dlatego, że sam sobie zwyczajnie na to przyzwalał. – Chcesz gdzieś się spotkać w trakcie obchodów, czy robimy jak zawsze?– zapytał, by wymusić na nich wydłużenie przerwy. Tak na prawdę, nie był pewien, czy będzie w stanie zrobić choćby jeden krok więcej i się nie przewrócić.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
06.06.2024, 11:48  ✶  

Przypomniało mu się, jak jego mamá, aby go zmotywować do ćwiczeń i aktywności fizycznej, na może żołnierzy, kazała mu biegać i recytować wiersze, uderzając stopami do rytmu wersów. Stanowiło to o tyle problem, że musieli znaleźć takie dzieła, które idealnie pasowały do odpowiedniego tempa. Dlatego też znał sporo średniowiecznych tekstów, na przykład Balladę o Cydzie. Recytacja i jednoczesny bieg miały wzmocnić wydolność jego organizmu, zwłaszcza płuc. Gdy był młodszy, szło mu to lepiej przez tysiące stopni w Hogwarcie, które musiał pokonywać przez całe dnie.

— Nie mam planów, więc pewnie zapytam kogoś z pracy czy się nie wybiera i dołączę. Podejdę do ciebie do straganu, ale raczej bliżej zwykłego. Nie możemy jednak zbyt mocno udawać, że się nie znamy, oglądałem dworek w twoim sąsiedztwie — wskazał głową wieżę, nieco bliższą, ale zdecydowanie zbyt odległą nadal, aby uznać, że dotarli do mety.

— Wiesz co, ja mam dość — schylił się i oparł dłonie na ugiętych kolanach. Włosy miał przyklejone do czoła, przynajmniej te, które nie kręciły się dookoła jego głowy w mokrych strąkach, a na ubraniach wyraźne ślady potu. Co prawda dobiegłby do zameczku, ale obawiał się realnie o Antonisza, jego czerwony koloryt skóry i absolutny bezdech. Chyba za rzadko wprowadzał swoje ciało w taki stan euforii. Kiedy już oboje złapali oddech, po prostu podszedł do przyjaciela, zaanonsował teleportację i po charakterystycznym pyknięciu, przenieśli się do foyer posiadłości Shafiq'a.

Tak rozeszli się do swoich przestrzeni, aby zmyć z siebie porażkę, zmęczenie i pył drogi. Morpheus wziął lodowaty prysznic, kolejną naleciałość z domu Longbottomów. Najpierw prawie wrzątkiem wyszorować się z brudu, a następnie wprowadził się w drżenie, zmieniając wodę w instalacji na lodowatą, jakby biczował się kostkami lodu. Następnie dokładnie się ogolił brzytwą, nie używał barbarzyńskich maszynek, ulizał włosy, notując, że powinien je już podciąć lub zapuścić.

Długo zastanawiał się jaki ubiór będzie najbardziej odpowiedni na Lammas, ale nie miał ochoty jeszcze na całkowite porzucenie żałoby, poza tym, na wesele Blacków też przywdziewał dominująco czerń, jedynie z czerwonymi akcentami. Wiedząc, że raczej nie będzie miał okazji, aby się przebrać, zdecydowała się na pozostanie w klasycznym kirze, ale nałożyć na jedno ramię kwiatowy szal z cienkiej, indyjskiej bawełny. Piękny, kwiatowy, idealnie oddawał ducha tego święta, święta zbiorów, jedzenia, dożynek. Zapowiedź nadchodzącej jesieni, lecz jeszcze w intensywnych barwach i słońcu. Lubi Lammas, nawet jeśli zwykle nie bywał na nim Anthony. Tym razem możliwość krótkiej pogawędki stanowiła wartość dodaną. Może nakłoni go do wypicia piwa.

Gotowy, zjawił się w pomieszczeniu, gdzie zwykle Antoniusz jadał śniadania.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
07.06.2024, 16:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.06.2024, 10:02 przez Anthony Shafiq.)  
W pierwszej chwili, gdy Morpheus powiedział, że ma dość, pomyślał, że chodzi o ich małą grę ze światem, w której udawali, że wcale nie są sobie tak bliscy. Maskarada była wygodna w wielu kwestiach, ale w głowie Anthony'ego od razu rozkwitły ścieżki, jak prośbę przyjaciela wcielić w życie, aby było to możliwie płynne i organiczne. Przejście od "dawni znajomi ze szkoły, którzy nie utrzymują za bardzo kontaktu" przez "znajomi z pracy" przez "dobrze nam się ze sobą współpracuje" po "przyjaźń do grobowej deski", jawiła mu się jako gruby skrypt scenariuszy do odegrania. Oczywiście oglądali dworek razem, zaraz mieli zostać już sąsiadami i obaj mieli już tak ugruntowane pozycje, że nie musieli dalej trzymać gardy, mogli swobodnie pokazywać światu, że... a nie, to chodziło o powrót do domu.

Anthony skrzętnie nie dał po sobie poznać ulgi wynikającej z faktu, że sam nie będzie musiał przyznać się do swojego tragicznego stanu. Płuca paliły go żywym ogniem, serce łopotało, a skóra nacechowana była nieprzyjemną, szczęśliwie równomierną śliskością. Dlatego też z uśmiechem kiwnął głową i przestał chojraczyć, w końcu nawet jeśli nie dotarli do celu, to bieg był lepszy niż jego brak w codziennej rutynie.

+++

Umyty, pachnący na wyjścia bergamotką położoną na ziołowej mieszance ubogaconej białymi kwiatami i plastrem cydrowego drzewa, pojawił się na śniadaniu w piaskowym garniturze. Jego twarz była nieco ciemniejsza niż zwykle, nos i policzki zdobiły piegi, których zwykle pozbywał się za sprawą Potterowych magików. Wyglądał całkiem młodo, promieniście można by rzecz, w zupełnej kontrze do obrazu obmalowywanego w liście przez Jonathana, który oczywiście w końcu dotarł do Morpheusa, gdy ten odzyskał wzrok. Potrzebował więcej czasu niż zwykle, głównie po to by nie myśleć o Święcie Żniw i tym co go tam spotka. I tym kogo tam spotka. Unikał tych imprez, unikał tez określonych konfrontacji. I w tym roku miało go nie być, był ostatnim, który chciałby mieszać się w tłuszczę pod otwartym niebem i cieszyć się z tego z jakim sukcesem ścięto gdzieś na wsi rośliny z których potem robiono chleb. Ale od ponad doby nie mógł przestać o tym myśleć, jako o okazji, a przecież był świetny w widzeniu ich i wykorzystywaniu. Teraz, gdy nagle droga stała się otwarta, czekanie do końcówki sierpnia było torturą na jaką nie zamierzał się skazywać. Święto Żniw... koniec dla kłosów, ale początek dla niego. Kto wie, może nawet wieczorem napije się piwa. W określonych okolicznościach.

Dołączył do Morpheusa w niewielkim saloniku na parterze, zaprojektowanym podobnie do tego, w którym podejmował oficjalnych gości na Alei Horyzontalnej. Pofalowane pilastry z bogato rzeźbionymi w motywy liściaste głowicami różnicowały fakturę białych ścian. Nie brakowało w pomieszczeniu roślin. Zaraz po wejściu lekceważącym ruchem różdżki wprawił w ruch 24-strunową lutnię opartą wcześniej o krzesło w kącie, która teraz zaczęła uprzyjemniać swoim kolorem również przestrzeń dźwiękową.

Na stole znajdowało się niecodzienne śniadanie. Prócz zgodnej z warowniowymi standardami owsianki umieszczonej interesującym mariażem w małych eleganckich zgodnych z shafiqowymi standardami kokilkach były też ciepłe croissanty, dzbanek herbaty i... konfitura czereśniowa w nieoznaczonym słoiku wyglądającym zaskakująco swojsko. Na stole w honorowym miejscu znajdował się również lammasowy tradycyjny chleb, którego zdobny rumiany warkocz mógł zachwycić najmniej przekonaną do chleba duszę.

– Mam nadzieję, że się nie ograniczysz do Waszej rozgotowanej paszy. – zapytał Anthony życzliwe siadając obok i zaczynając dzień od wychylenia podwójnego espresso. – W sumie to jest rola gospodarza, ale myślę, że Tobie wyjdzie to o wiele lepiej... zaintonujesz modliltwę do Westy mój drogi? Nikt nie robi tego tak pięknie jak Ty. – Politykowi daleko było do osoby świętobliwej, czy nawet wierzącej, ale lubił tradycje i lubił głos Morpheusa, gdy ten oddawał się pieśni. A jeśli ten był o poranku w zasięgu ręki i przede wszystkim ucha... Grzechem byłoby nie skorzystać.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
07.06.2024, 17:47  ✶  

Przystał na prośbę, bez szemrania. Lubił prowadzić te drobne rytuały, trochę jakby minął się z powołaniem i powinien należeć do stanu kapłańskiego w covenie Whitecroft. Zawsze jednak parskał na takie sugestie, jego uduchowienie nie miało nic wspólnego z wdzięcznością, dobrem i wiarą. Negował istnienie bogów w dogmacie kowenu. Akceptował ich w rozumieniu egregorycznym.

— Aby rozpocząć godnie dzień Lammas oraz wejście w nowy miesiąc, rozpocznijmy modlitwą Sierpniową — powiedział Longbottom, nie siadając. Uniósł dłonie lekko w górę, zginając je w łokciach, wołając do niebios, w stronę Olimpu, w stronę siedzib boskich. Przymknął oczy i wziął głęboki wdech, wypuścił go powoli z płuc i ponownie nabrał. Wzniósł w końcu swoje spojrzenie ponad głowę Anthony'ego, dając muzyce płynąć i płynąć.

— Jowiszu, synu Kronosa, dzierżący berło, zstępujący wśród grzmotów. Władzy narzędzie swej w dłoniach ty dzierżysz niezwyciężonych. Piorun wiecznie żyjący, dwusieczne żądło ogniste. Jego cios bowiem potężny wszystko w przyrodzie wypełnia. Z jego pomocą kierujesz rozumem powszechnym, co wszędzie jawi się, widny jednako tak w małych gwiazdach, jak w wielkich. Udzielaj nam dobra, czy o nie prosimy, czy nim gardzimy. Chroń nas od złego, nawet gdy jego pragniemy. Tyś wszystko co złe i co dobre połączył w jedno. By rozumowi jednemu świat cały oddać we władzę.

Jego miękki, niemal natchniony głos rozległ się w ciszy poranka, która malowała przestrzeń rozmytymi pomarańczami. Brzmiał dostojnie, ale znajomo. Ciepło. Przerwał, pozwalając modlitwie wybrzmieć w saloniku.

— Westo, która we wyniosłych siedzibach bóstw nieśmiertelnych wieczne swe miejsce zajmujesz i cześć odbierasz. Przybądź, przybądź do tego domu, z Jowiszem przemądrym; a jako, że serce masz wielkie, przydaj mocy naszej więzi! — Morpheus zapalił świecę, która stała koło bohenka i wziął go przez lnianą ściereczkę do ręki, tak aby przytrzymać pachnące pieczywo nad wąskim płomieniem w symbolicznym oczyszczeniu tym żywiołem i kontynuwał: — Takoż i ty, bogów posłańcze, noszący laskę złocistą, dawco szczęścia, bądź mi łaskawy wraz z Westą czcigodną! Razem bowiem w pięknych domostwach ziemi mieszkańców macie siedziby, oboje w swych sercach mili dla siebie. Pięknym zajęciom sprzyjajcie swą myślą i siłą młodzieńczą! Bądź pozdrowiona, córko Kronosa, i ty, o Merkury!

Przekazał chleb gospodarzowi, aby i ten wymówił kilka słów błogosławieństwa dla darów na ich stole, do wiecznej patronki ogniska domowego.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2174), Anthony Shafiq (2982)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa