• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[Kwiecień 1972r.] Uliczki w okolicy Dziurawego Kotła | Fergus & Castiel

[Kwiecień 1972r.] Uliczki w okolicy Dziurawego Kotła | Fergus & Castiel
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#1
05.01.2023, 16:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2023, 14:03 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Fergus Ollivander - osiągnięcie "Piszę, więc jestem". Powiązane z tym tematem

[ciąg dalszy wątku z Dziurawego Kotła]

Dziurawy Kocioł okazał się fiaskiem w pełnej krasie. Planowali spotkać się na jakimś neutralnym gruncie, porozmawiać przy kuflu piwa, a trafili na istny… kocioł w niedzielne popołudnie, typowy dzień na spędzanie czasu z rodziną i wyjście na późny obiad z rodziną. Duchota, przepychanki i multum zapachów, które nijak się nie komponowały, drażniąc nos i powodując ból głowy nie sprzyjały przyjemnym rozmowom. I Fergus już od dłuższej chwili czuł, że mogło dojść do jakiejś sprzeczki, a tego nie chciał.
Wciąż miał z tylu głowy, by dopytać Castiela o tę kontrowersyjną sprawę, o której mu wspominał przy stoliku, a której nie zamierzał wyjawić w otoczeniu tłumu ludzi. Nie dziwił mu się zresztą, sam nie chciałby mówić o tak istotnych kwestiach, gdy mu przeszkadzano i istniało ryzyko podsłuchania, nawet pomimo zaklęć wytłumiających dźwięk.
W pierwszej chwili kusiło go wyciągnięcie Flinta na Pokątną, ale obawiał się, że to skończyłoby się czymś więcej, niż tylko rozwaleniem zamka w drzwiach sklepu. Poza tym drugie drzwi były znacznie bliżej i zwiastowały szybsze uczucie swobody. Castiel wyglądał względnie normalnie, nie ubierając żadnej wymyślnej szaty, więc mógł zaryzykować mugolską stronę.
Roześmiał się, widząc jego zadowoloną minę, gdy tylko wyszli na zewnątrz, w boczną uliczkę, która o tej porze dnia była opustoszała. Czarodzieje prędzej przechodzili teraz na Pokątną, by stamtąd się teleportować. Zaraz jednak Flint spoważniał i rozglądał się ze wzrokiem przerażonego zwierzęcia, które wpadło w pułapkę. Może jednak powinien najpierw zapytać, nim pociągnął go w okolice Charing Cross Road?
- Hej, hej, spokojnie - powiedział, podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na ramieniu, drugą wyjął mu różdżkę zza ucha i ostrożnie wsadził do kieszeni kurtki Castiela. - Musisz to schować, nim ktokolwiek zobaczy. To mugolska strona, ale na główną ulicę wychodzi się tamtędy - wskazał w kierunku, z którego zbliżała się do nich para z psem. - My pójdziemy tam, no chyba że wolisz wrócić do Kotła - przyznał, kiwając głową w przeciwną stronę. Między kamienicami łatwo dostać się nad rzekę, całkiem tam ładnie, chociaż nie tak, jak na wyspach.[/b]
Zsunął rękę z jego ramienia po łokciu aż do dłoni, którą ścisnął krótko, by go uspokoić. Niepokój w jego oczach lekko go martwił, ale nie chciał już wspominać nic na temat troski. Zresztą tu mieli względny spokój i ciszę, jeśli będą się trzymać bocznych ulic Londynu. Mugole nie byli wcale tacy groźni, jeśli nadmiernie im się nie przyglądało.
Wyrzucił i zdeptał papierosa, o którym zdołał na jakiś czas zapomnieć i niespecjalnie się już przez to nadawał do palenia.
- A wracając do miłości - zaczął, obejmując ramiona Castiela i popychając go nieco w stronę słupa. - To, mój drogi, jest David Bowie, wschodząca gwiazda rocka, człowiek z gwiazd, mój idol. Musisz go kiedyś koniecznie posłuchać, mam w domu jego płyty - mówił dalej, uśmiechając się promiennie i spoglądając to na Castiela, to na wyblakłą postać, której włosy na plakacie nie były już tak płomienne jak u feniksa przez ugryzienie czasu. Miał tylko nadzieję, że blondyn nie zejdzie na zawał, nim zdoła mu pokazać trochę więcej mugolskiej kultury.
- W porządku? - upewnił się, zawieszając wzrok na Castielu. Przez to, że Fergus nadal go obejmował, ich twarze znajdowały się wyjątkowo blisko siebie. Musiał tylko trzymać spojrzenie z dala od jego ust, a wszystko będzie dobrze. Prawda?
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#2
05.01.2023, 17:36  ✶  
Świeże powietrze nie było może tym czego aktualnie potrzebował jednak nie narzekał. Przez to wszystko zapomniał, że nie był ekstrawertykiem i niekoniecznie dobrze czuł się w tłumie, hałasie i zbyt dużej ilości bodźców. Nie miał pewności czy dobrze rozumie co Fergus mu opowiada, nie był pewien czy prawidłowo odbiera jego słowa bo co chwila jego uwaga była rozpraszana. Cieszył się jednak, że wyszli. Mimo, że nastał młody wieczór to wciąż na niebie świeciło słońce, dopiero szykujące się powoli do zachodu. Nie znał tej uliczki więc nie spodziewał się zastać tu elementów mugolskich. Tylko Layla opowiadała mu o tym świecie i choć słuchał to niewiele zapamiętywał, jakby jego mózg bronił się przed poznaniem niemagicznych. Z tego powodu był zdezorientowany bo pamiętał jej ostrzeżenia, że nie można się przy nich wychylać. Wiedział, że nie mógł używać magii ani się teleportować lecz sam fakt ograniczania się w ich towarzystwie wpędzał go w silny ból głowy. Teraz było całkiem spokojnie, nie został wyrzucony na głęboką wodę, tzn w sam środek zatłoczonego mugolskiego miasta. To tylko słup z nieruchomą reklamą. Przejeżdżająca para z psem jawiła się za to bardzo podejrzliwie - co, jeśli to mugole?! Co robić? Zwabiony głosem Fergusa utkwił w nim niepewne spojrzenie wołające "jak się zachować?! co mugole robią w uliczkach?" Przełknął głośno gulę w gardle.
Nie był pocieszony pomysłem schowania różdżki ale nie oponował, rozpraszany ciężarem jego ręki. Dyskretnie, korzystając z osłony ich sylwetek, z nawiązką ścisnął jego dłoń. Jego ręka była chłodna w dotyku, ze stresu.
- Oj, nie wygłupiaj się. Nic mi nie jest, to tylko nieruchoma reklama. - uniósł się dumą, zapewniając, że absolutnie go nie stresuje zbliżanie się do niemagicznej części Londynu.
- Czego potrzebujesz od mugoli?- niechętnie cofnął dłoń, chowając ją do kieszeni kurtki. No momentalnie był już spięty. Popatrzył na wytarty czasem plakat.
- Dosyć blady i niewyraźny ten twój David.- dźgnął plakat palcem ale nijak żadna barwa się nie poruszyła co było dla niego niebywale dziwne.
- Mugole mają płyty winylowe? Fajnie. - wiedzę posiadał szczątkową. - Chętnie posłucham jeśli kiedyś mnie do siebie zaprosisz. - tu się lekko uśmiechnął gdyby nie pies mijających ich mugoli. Zaszczekał w ich stronę i próbował się wyrwać co wywołało u Castiela gwałtowne zamilknięcie. Odchrząknął dopiero kiedy odjechali.
- Jasne, wszystko w porządku.- to była nieudolna próba skłamania.
- Raz w życiu Layla zabrała mnie do mugoli. Zgubiłem się i zostałem wzięty za podejrzanego. Jakiś ich obrońca w sklepie zdawał mi dużo pytań. Nie mam zbyt szalonych doświadczeń z mugolami. - streścił krótko wizytę w galerii handlowej gdzie nagle został sam i nie wiedział co robić żeby nie wzbudzać podejrzeń, przez co jeszcze bardziej wzbudzał podejrzenia i był pilnowany przez zwykłego ochroniarza. Zapiął kurtkę aż po samą szyję i zawiesił wzrok na twarzy Fergusa, rejestrując jej przyjemną bliskość.
- Rozmawiaj wciąż ze mną zanim zdam sobie sprawę, że jesteśmy względnie sam na sam.- poprosił grzecznie, uczciwie, kulturalnie a w kieszeni pocierał palcami różdżkę, jakby upewniając się, że nikt z mugoli mu jej nie zabierze uznawszy ją za śmieć.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#3
05.01.2023, 20:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.01.2023, 21:21 przez Fergus Ollivander.)  
- W takim razie czemu wyglądasz, jakbyś zobaczył Krwawego Barona? - zapytał, przypominając sobie najstraszniejszego ze szkolnych upiorów, jakiego było mu dane widzieć. - Jak właściwie zostać duchem? Widziałeś kiedyś jakiegoś poza Hogwartem? - zapytał jeszcze, zastanawiając się nad tym na głos.
Obserwował Castiela, odrobinę się obawiając, że nieprzywykły do przebywania w okolicach należących do mugoli może wywołać magiczną katastrofę. A jeszcze do szczęścia brakowało im tylko amnezjatorów albo Brygady Uderzeniowej i aurorów. Miał wrażenie, że pewność siebie całkowicie uleciała z Flinta, a na dodatek jakby odrobinę… bał się? W tej odsłonie go jeszcze nie widział, ale gdyby tylko mógł, to by go przytulił i nie wypuszczał z uścisku, aż ten by się uspokoił.
- W sumie niczego, byłem tu już dzisiaj - wzruszył ramionami. - Możemy po prostu przejść się po Londynie, jest całkiem przyjemnie. - Mówiąc to, podwinął rękawy swetra, który miał na sobie. Zachowanie Castiela naprawdę go śmieszyło, ale miał dziwne wrażenie, że mugole w podobny sposób odbieraliby drugą stronę Dziurawego Kotła, gdyby go tylko widzieli. Ruchome obrazy, psidwaki, magia wręcz iskrząca się w powietrzu - to była rzeczywistość czystokrwistych czarodziejów, nie palących się do tego, by poznać coś nowego. Fergus jednak obcował z mugolami od dziecka ze względu na swoją matkę i chociaż często drażniło go to, że nie wszystko rozumieli, a także to, że musiał tłumaczyć podstawy funkcjonowania w magicznym świecie swoim kolegom mugolskiego pochodzenia, to jednak potrafił łączyć ze sobą te dwa światy. Było to widać w jego ubiorze, zainteresowaniach i ogólnym stylu bycia, jak chociażby w używaniu zapalniczki, skoro już ją jakimś cudem posiadał. Nijak to nie pasowało do kogoś, kogo praca przyczyniała się do pomocy w najważniejszej umiejętności magicznego społeczeństwa, czyli czarowaniu.
- Mają, mają - odpowiedział, niemal podskakując w miejscu na samą myśl, że Castiel uznał winyle za fajne. Nie wiedział tylko, na co się pisał, zgadzając się na przesłuchanie ich z Fergusem. - Zabiorę cię w magiczną podróż po świecie mugolskiej muzyki - zapowiedział, dla efektu machając wolną ręka, którą go nie obejmował i wskazując gdzieś w dal. Przede wszystkim może doceniłby wielobarwność Bowiego, gdyby widział go w kolorach nasyconych, a nie wypłowiałych.
Wywrócił oczami na jego kłamstwo. Wyczuwał w drżeniu jego głosu i zawahaniu, że coś było nie tak, więc już z góry przypisał sobie rolę nie tylko jego przewodnika, ale też opiekuna.
- Nie wiem, kim jest Layla, ale najwyraźniej źle się do tego zabrała, ja jestem subtelniejszy i nie zostawiłbym cię samego w sklepie - mówił, marszcząc czoło na myśl o wspomnianej przez Castiela dziewczynie (kobiecie?), która najwyraźniej próbowała pokazać mu życie mugoli, ale zjebała po całości. - Gdybyś mi podpadł, zostawiłbym cię na jakimś głównym placu, żebyś nie mógł się teleportować - zażartował jeszcze z uśmiechem chochlika, bo może rzeczywiście zrealizowałby ten plan i to by była jego zemsta. - Mój dziadek, nie Ollivander, tylko ten drugi, mieszkał przy rynku z bazarem, tam zawsze było tłoczno.
Dopiero słowa Castiela sprawiły, że wrócił do rzeczywistości i uświadomił sobie, jak blisko siebie stali i że rzeczywiście nie było nikogo w pobliżu. Zajrzał przez ramię, upewniając się, że nikt nagle nie pojawił się w uliczce, ani tym bardziej nie postanowił wyjść z pubu w celu spaceru po mieście. Było pusto, głośniejsze dźwięki dochodziły z głównej ulicy kawałek dalej, ale żaden przechodzień się póki co nie napatoczył. Obrócił się z powrotem w kierunku mężczyzny, czując bijące od niego ciepło i pochylił się, całując go krótko w usta, co chciał zrobić, odkąd go zobaczył, a nie mógł z powodu doboru miejsca spotkania.
- Chodźmy, zanim ktoś nas przyłapie - zawołał, odskakując od niego i ze śmiechem ruszając w kierunku, który - o ile dobrze pamiętał - prowadził nad Tamizę.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#4
05.01.2023, 21:31  ✶  
Fergusowi udało się wywołać chwilowy uśmiech. Nie musiał się jakoś mocno starać, wystarczy, że był sobą.
- Myślę, że trzeba najpierw umrzeć.- puścił mu przy tym oczko i nieco się rozluźnił. Nie chciało mu się myśleć o duchach skoro byli niedaleko mugoli i to wystarczyło, aby się trochę zestresował. Czy był to strach? Być może jeden z jego odcieni, ta niepewność przed nieznanym gdzie nie można być sobą. Lubił Laylę, mimo że jego rodzina absolutnie nie popierała tej znajomości. Mimo wszystko jej świat był dla niego niekiedy abstrakcją. Nie miał możliwości zapałania sympatią do niemagicznych. Przyzwyczajony do magii nie potrafił wyobrazić sobie życia bez niej. To byłoby takie… puste, jakby oderwano mu duszę. Mógłby o tym rozmyślać godzinami a wolał jeszcze spędzić trochę czasu z Fergusem skoro już wyszli na chłodne powietrze.
- Prowadź więc… tylko nie do sklepów.- wskazał ręką dowolną stronę świata i gotów był przy nim iść, zaufać, że go nie porzuci w niekomfortowym miejscu.
- Chętnie poznam trochę twojego świata. Tak długo cię ignorowałem, że chcę to choć trochę nadrobić.- uśmiechnął się… ciepłej, z pewną dozą czułości, która to wykradła się spomiędzy jego mimiki i sposobu układania ust. Nie wiedział na ile ważna jest dla niego muzyka ale czy przypadkiem właśnie nie po to się spotykali? Wrzucił go tyle razy do wody więc czas poznać jego małego świra.
- Czyli mam nie chodzić z tobą na plac pełen mugoli bo z tego co pamiętam to jesteś mi winien kilka zemst.- oto Fergus działał leczniczo na jego stres bo zaśmiał się i przestał przejmować, że stoją u progu świata, gdzie nie mógł być sobą.
- Miałeś w rodzinie mugola?- zapytał neutralnym tonem, może nieco cichszym niż zazwyczaj. Trudne były to czasy, lepiej nie mówić na głos o swoim pochodzeniu w obawie, że niepowołane uszy wykorzystają to przeciwko nim. Wstrzymał oddech od nagłej bliskości i ciepła Fergusa, rozlało się po nim przyjemne ciepło płynące od tego krótkiego kontaktu ich ust. Zatrzymał rękę na jego łokciu, jakby chciał go odsunąć albo przysunąć. Nerwowo się rozejrzał ale nikogo nie zauważył. Zwilżył usta koniuszkiem języka, zabierając ostatni słodki posmak zanim wiatr nie wysuszył naskórka warg.
- Grabisz sobie.- miał warknąć ale złość mu ani trochę nie wyszła. Z większym entuzjazmem zrównał się z nim i szturchnął go ramieniem.
- Mamy rozmawiać, głupku. Nie podsuwaj mi pomysłów na resztę wieczoru.- ale już się uśmiechał półgębkiem. Sięgnął po rękę Fergusa i wcisnął ją do jego kieszeni po to, aby przypadkiem się nie zbłąkała w jego stronę. Wsunął też i swoje dłonie do kieszeni i pozwalał mu prowadzić. Raz na jakiś czas jednak trochę zachodził mu drogę, zmuszając do odsuwania się na pół kroku w bok.
- O czym rozmawialiśmy zanim tak niestosownie mi przerwałeś?- zapytał i nie wychodziło mu udawanie powagi, gęba znów sama się cieszyła a stres spadł całkowicie na drugi plan.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#5
05.01.2023, 22:18  ✶  
Uśmiechnął się, gdy Castiel do niego mrugnął, to było całkiem mimowolne, ale poczuł rozchodzące się po nim ciepło, gdy widział blondyna w lepszym nastroju.
- Ale trzeba to zrobić w specjalnym miejscu? Spełnić jakąś listę prorytetów, pomyśleć o tym? - ciągnął dalej, nie zauważając, że swoimi słowami Flint chciał urwać ten nieprzyjemny temat. Fergus się jednak dostatecznie nakręcił, by próbować wciąż karmić swoją ciekawość. Aż w końcu zamknął się w sobie, dostrzegając minę drugiego mężczyzny. Żadnych duchów, rozumiem. Tylko czemu w takim razie były aż tak intrygujące? Nawet typowa płaczka stawała się nagle interesująca, gdy próbowało się z niej wydobyć powody, dla których jej dusza postanowiła pozostać wśród żywych.
- Dobrze, żadnych sklepów - zakodował, śmiejąc się trochę z niego, bo przecież niczym się one nie różniły od tych, które stały wzdłuż Pokątnej. Może nawet były bezpieczniejsze, bo nic nie mogło cię pożreć albo wybuchnąć ci w twarz.
- Miałeś mnie za kryminalistę, czy obiekt doświadczalny Cynthii? - zapytał na wieść o ignorowaniu go, ale przecież było to prawdą. Castiel traktował go niekiedy jak powietrze i gdyby to się nie zmieniło tamtego dnia, gdy zaproponował mu piwo, pewnie teraz nie spacerowaliby po Londynie. - Ej, naprawiłeś wtedy jej książki? Bo nie dostałem żadnego wyjca - zainteresował się, przypominając sobie, po co właściwie pojawił się wtedy u Flintów. Nie widział się z Cynthią od tamtego czasu, pomijając ten jedyny raz, gdy uciekł przed nią na ulicy. Czy Castiel ukradł jej przyjaciela?
- I znowu wypaplałem ci swój plan. Chyba rzeczywiście marny ze mnie złoczyńca zaśmiał się, spoglądając na niego zaczepnie. Zaraz jednak zmienili temat. Zamyślił się przez moment, uświadamiając sobie, że właściwie nie przyznawał się do tego, że nie był czystej krwi nikomu za wyjątkiem Nory i może Sauriela, ale tego nie pamiętał. Ludzie nie dopytywali o pochodzenie jego matki, widząc w niej jedynie Ollivanderową. Tak było bezpieczniej, zwłaszcza teraz. Ufał jednak Castielowi, choć i tak nie miał już wyboru, bo sam się sprzedał, więc skinął w odpowiedzi głową.
- Nadal mam, po prostu nie mieszka już przy bazarze - odpowiedział mu podobnie ściszonym tonem, choć nikt ich tu nie mógł usłyszeć. Po co zresztą miałby słuchać?
Pocałował go, bo miał na to ochotę. Bo nie umiał się powstrzymać i wykorzystał okazję, która mogła się nie nadarzyć przez dłuższy czas. Bo tęsknił za bliskością i dotykiem z jego strony. I jedyne, o czym potrafił myśleć w ostatnim czasie, to właśnie Castiel. Aż dziw brał, że nikt jeszcze nie zwrócił uwagi na jego wiecznie nieobecne spojrzenie i rozmarzony wzrok. A może to dostrzegali, tylko uprzejmie ignorowali?
- Jak niby sobie grabię? - zgrywał niewiniątko, ale i tak w odpowiedzi również go szturchnął. - Jakie pomysły miałbyś zrealizować na środku ulicy? - Drażnił się z nim dalej, aż w końcu się zdziwił, gdy Castiel dotknął jego dłoni, wciskając ją do kieszeni. - Aż tak mi nie ufasz? - zaciekawił się, unosząc brwi, ale usłużnie trzymał ręce przy sobie. Flint jednak wyczuwał go zbyt dobrze, a i Fergus nie do końca wierzył w swoje możliwości powstrzymania się przed „przypadkowym dotykiem”. W końcu, gdy Cas kolejny raz zaszedł mu drogę, odbił w bok, idąc po krawężniku. Stawiał stopy jedna za drugą, wyciągając ręce z kieszeni i odchylając je na boki niczym akrobata balansujący na linie. Dziecinna zabawa, która sprawiała mu frajdę.
- Mówiłeś mi, jak bardzo mnie uwielbiasz - znów zażartował, obracając się w kierunku Flinta i tym razem idąc tyłem, by na niego patrzeć. Nie znał jednak aż tak dobrze tej drogi, więc ryzykował. Jak widać, bardzo. - Auu - jęknął, uderzając plecami w latarnię w tym samym momencie, gdy coś prostokątnego uderzyło w jego głowę.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#6
06.01.2023, 00:27  ✶  
Nie wierzył, że Fergus dopytywał go o duchy. Skąd miał o nich cokolwiek wiedzieć? Nie znał się na zmarłych ale za to czytał w jaki sposób złoczyńcy są w stanie odebrać życie. Chyba nie to Olivander miał na myśli?
- Myślę, że trzeba spełnić jakieś kryteria ale to raczej ktoś martwy, kto został duchem prędzej ci na to odpowie. Mnie interesują żywi.- popatrzył na niego wymownie.
- Dlaczego ciekawią cię duchy?- dopytał lekko bo może coś się za tym kryło a on to bagatelizował? Nie traktował duchy jako intrygujące twory. Uważał je za esencję duszy, zapomnianej i pozostawionej w świecie żywych. Nie znał się na tym na tyle aby mieć prawo do udzielenia wyczerpującej odpowiedzi.
- Bardziej za kryminalistę, typa spod ciemnej gwiazdy co szwenda się po nieprzyjemnych uliczkach i proponuje brudne interesy, na których moja siostra mogłaby skorzystać.- wywrócił oczyma więc trudno było uzyskać pełną pewność, że mówi prawdę. Nie od dziś wiadomo, że Flint był najbardziej "przyzwoitym" z młodego pokolenia. Mało kto wiedział co naprawdę siedzi w jego głowie bo też rzadko wpuszczał do siebie ciekawskich. Odnosił jednak wrażenie, że gdyby Fergus chciał poznać go od podszewki to powiedziałby mu wszystko - nawet te mniej przyjemne aspekty myśli. Dobrze, że jeszcze mieli na to dużo czasu.
- Przede wszystkim przez dwa dni one tam leżały zanim sobie o nich przypomniałem. Można przypuszczać, że gdy je przekładałem to mimochodem machnąłem okładki zaklęciem naprawiającym. - ostatnio też rzadziej widział się z siostrą, nad czym ubolewał. Brakowało mu tej drugiej części ale też szanował jej życie prywatne. Miał tu interesujące osoby, którymi skutecznie wypełniał sobie czas.
Nie zareagował widowiskowo na wieści, se Fergus nie jest czystokrwisty. Może się na chwilę zamyślił, może zapatrzył ale nie skomentował tego jakoś specjalnie. Wzruszył lekko ramionami bo jednak ta informacja nie miała większego wpływu na jego pogląd. Nie zamierzał odpuścić sobie Fergusa. Nie potrafiłby już po prostu przestać. Podobało mu się to rodzące się uczucie zakochania, tak mu wiecznie obce, a w końcu go dopadało i leniwie, powoli miętosiło by go za jakiś czas całkowicie opanować.
- Tak, grabisz sobie i nie, ani trochę ci nie ufam. I zapominasz, że potrafię nas bezbłędnie teleportować w każdej chwili.- popatrzył na niego z uniesioną brwią ale miał nadzieję, że na tych ukrytych przesłankach poprzestaną. Z tego też powodu narzucił trochę dystansu, aby nie kusić. Dosyć szybko temu zaprzeczał kiedy zachodził mu drogę. Nie wiedział jaki w tym jest sens ale podobało mu się wpływanie na jego ciało, równowagę i mimikę. Gdy tak na niego dłużej popatrzył to znów zaczęło go mocniej ciągnąć w jego stronę i nie był to ani wiatr ani grawitacja.
- Niezła próba, niezła próba.- potrząsnął głową i otwierał już usta, aby go uprzedzić o obecności latarni, w którą walnął. Znikąd też pojawiła się nad jego głową sowa, zrzucając w locie zwitek i odlatując bez aplauzu.
- Żyjesz ty tam? - podszedł bliżej aby pochylić się po papier. Nie omieszkał posłać Fergusowi nieprzyzwoicie gorącego spojrzenia, będącego obietnicą, że kiedyś zamkną za sobą drzwi na całą noc. Puścił mu oczko i zerknął na etykietę listu. Zaklął.
- Dostałem ponaglenie z sowiej poczty. Jutro o siódmej rano mija termin odbioru cholernie ważnej paczki. - skrzywił się kiedy czytał zawartość listu. Przeczesał włosy palcami wyraźnie zaniepokojony swoim gapiostwem.
- Szukam oryginału pewnego puzderka pochodzącego z czasów starożytnego Rzymu. Trafiłem na dwie repliki i ta jest ostatnim egzemplarzem jaki udało mi się ściągnąć do Wielkiej Brytanii po wielomiesięcznym oczekiwaniu na zgody. Nie wiedziałem, że jutro zaczyna się już maj. - zwinął pergamin w bardzo ciasny rulon i wcisnął do kieszeni, obok różdżki.
- Nie mogę się jej doczekać. Jeśli zniknę na tydzień to prawdopodobnie badam i analizuję klątwę jaka tkwi w środku. Wiesz, że często takie przedmioty są misternie zdobione i zadbane? Wbrew pozorom przeklęte nie oznacza brzydkie. Pod kątem jubilerstwa mogą być naprawdę sporo warte, jeśli są rzecz jasna oryginalne.- oczy rozbłysły ekscytacją na myśl o czekającej go pracy.
- Mogę nawet pracować nad tym w domu bo w ostatnich miesiącach udało mi się w końcu uzbierać odpowiednią kwotę i sfinansować rzucenie zaklęć ochronnych na moje małe biuro. Dzięki temu niektóre artefakty mogę wstępnie rozpracowywać u siebie. Dopiero dalsze etapy badań wymagają już odpowiedniego sprzętu i jałowego otoczenia. - teraz on się rozgadał a kiedy znaleźli się nad Tamizą to aż zagwizdał z zachwytu.
- Nie wiedziałem, że mugole mają tu takie fajne miejsca.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#7
06.01.2023, 13:04  ✶  
Akurat śmierć była najprostszą kwestią w całym tym roztrząsaniu o duchach. Przecież mogło do niej dojść na wiele różnych sposobów, wystarczyło nawet przewrócić się w zły sposób i… Już rodziła mu się w głowie teoria, że duchem zostawało się, gdy zginęło się z ręki własnej lub drugiego człowieka, ale zaraz po tym przypomniał sobie o istnieniu Binnsa. O ile jakiś niecierpliwy uczeń nie dolał mu czegoś do herbaty, licząc na to, że pozbędzie się nudnego profesora na dobre, tylko – jak mówili pozostali nauczyciele – zasnął w fotelu i nawet nie ogarnął, że umarł, to na tyle z przekonania o tym, jak zostać duchem.
- Bo są o wiele lepszym źródłem historycznym, jeśli wiesz, co mam na myśli. Książka ogranicza się do tego, co napisał autor, nic więcej, czasem mniej jak część tekstu zaginie. A duchy? Możesz dopytywać do skutku, o ile w ogóle chcą z tobą rozmawiać – odpowiedział mu. Nie było to zbyt miłe względem udręczonych dusz, które jedynie szukały spokoju wśród żywych, ale nic nie mógł poradzić na to, że akurat ta odpowiedź była prawdziwa. Kiedyś sam chciał być duchem, myśląc, że będzie mógł czytać do woli, nie myśląc o śnie, jedzeniu i innych podstawowych potrzebach żywego człowieka. Dopiero z czasem do niego dotarło, że w bezcielesnej formie niczego by nie udźwignął.
- Hm, nawet by się zgadzało. Masz talent do oceniania ludzi – zażartował, chociaż wiedział, że w kwestii szwendania się po nieprzyjemnych ulicach i pomagania Cynthii w jej szemranych interesach akurat miał rację. Gdyby nie to, że miał dług wdzięczności względem siostry Flinta, pewnie nie dałby się jej tak łatwo omotać, w tym wypadku jednak musiał załatwiać jej różne dziwne składniki eliksirów, skoro wiedział, gdzie szukać.
Zdziwiło go, że Cynthia przez tyle dni nie zainteresowała się swoją własnością, ale w gruncie rzeczy musiała być bardzo zajęta, bo on sam też nie widział jej od kilku dobrych tygodni. Przyjął więc z ulgą to, że nie oberwało mu się za zniszczenia, w czym Castiel najwidoczniej pomógł, choć chyba nie do końca o tym pamiętał. W przebiegu ostatnich wydarzeń to nawet nie było jakoś szczególnie istotne. Miał wrażenie, że czasy, kiedy mógł w spokoju coś poczytać, minęły wieki temu. Im był starszy i im więcej miał na głowie, tym zegar zdawał się szybciej tykać. To już nie te dni, kiedy mógł spędzać leniwe popołudnia na trawniku przed zamkiem albo w bibliotece.
- Ale nie zrobisz tego, jeśli w pobliżu będą mugole. Skąd wiesz, czy ktoś nie gapi się teraz przez okno? Nie sprawdzisz ich wszystkich. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się złośliwie. Castiel nie znał tego miejsca, nie orientował się, w której ślepej uliczce między budynkami można się ukryć. Może i były to czasy, w których mugole nakręcali się na istnienie sił nadprzyrodzonych i zażywali takie specyfiki, które podsyłały im obrazy przerastające nawet świat magii, ale lepiej, żeby do gazet nie trafiła informacja o dwóch nagle znikających mężczyznach. Ministerstwo od razu by się zorientowało.
W taki sposób, jak teraz, mógł sobie u niego grabić całe życie. Chociaż Castiel temu zaprzeczał, Fergus wyczuwał, że tego chciał. Drażnienie się z nim sprawiało mu przy tym niemałą frajdę.
- Żyję – wydukał, krzywiąc się na pulsujący ból pleców, który jednak z każdą chwilą stawał się lżejszy. Gdyby nie wciąż szybko bijące serce, pewnie zdołałby nawet zapomnieć, że cokolwiek uderzyło mu w głowę, omal nie doprowadzając do zawału.
Zagapił się na blondyna, w te jego iskrzące, błękitnozielone oczy, które przyciągały go jak magnes, czując przejmującą ochotę złapania go za kołnierz i pociągnięcia w swoją stronę, ale ten schylił się po list, który najwyraźniej był zaadresowany do niego.
- Oni nie mają co robić w niedzielę po południu? – zdziwił się, unosząc brew i zaglądając mu przez ramię. Ciekawość wygrała, a to, że niby „przypadkowo” mógł się przy okazji o niego oprzeć, tylko ją nakręcała. – Zbierasz antyki, czy to jakaś czarno magiczna zabawka? Z którego roku to w ogóle pochodzi, że przetrwało do dzisiaj? – zaintrygował się, jednocześnie zastanawiając się, ile Flintowie, do jasnej cholery, musieli mieć pieniędzy, że było go stać na sprowadzanie kilku egzemplarzy takich przedmiotów, wymagających do tego miliona spraw urzędowych, które też nie mogły być tanie.
Szybko otrzymał odpowiedź na to, że chodziło przede wszystkim o klątwę. Fakt, że nigdy nie natrafił w żadnej książce na wzmiankę o tym puzderku, tym bardziej go ciekawił. Nawet jeśli nie potrafiłby z czymś takim pracować, samo istnienie takiego przedmiotu było już wystarczająco dobrym powodem, by czegoś się o nim dowiedzieć. Słuchał Castiela jak zaczarowany, nie do końca wiedząc, czy chodziło o to, o czym opowiadał, czy o samo to, że w ogóle do niego mówił, wydając się tak bardzo wkręcony w tę sprawę. Gapił się na niego, co jakiś czas tylko upewniając się, że idą w odpowiednim kierunku i że daje znaki życia, że w ogóle cokolwiek do niego dociera.
- A nie o to właśnie chodzi, że rzuca się klątwę na coś cennego, żeby zrobić na złość jego właścicielowi, albo uchronić przed kradzieżą, lub po prostu przyciągnąć jakiegoś naiwniaka? – zauważył. Brzydkie miało to do siebie, że odpychało. Misterna biżuteria, zdobione kamieniami szkatułki czy misterne meble intrygowały kolekcjonerów, ale też złodziei. A klątwy nie zawsze miały być złośliwością, ale niekiedy też obroną.
- Cas, zdajesz sobie sprawę, że mugole nie żyją w jaskiniach? – upewnił się, parskając śmiechem. Przecież sam mieszkał wśród mugoli, mówił o nich, gdy znaleźli się w porcie. Dlaczego traktował ich jak jakieś niższe formy, które nie poradziłyby sobie z technologią, czy nawet architekturą? – Jak ty przetrwałeś na dworcu? – dopytał, wciąż się z niego śmiejąc.
Poprowadził go w kierunku najbliższej wolnej ławki, na której usiedli. Trochę zmachał się tym marszem, choć bardziej zmęczył go chyba tamten tłum w Dziurawym Kotle i przepychanka do wyjścia. Nie miał najlepszej kondycji, zwłaszcza że masakrował swoje płuca dymem z papierosów. W okolicy spacerowało trochę osób, za ich plecami rozpościerał się całkiem przyjemny park z mnóstwem dziwnych rzeźb przedstawiających jakieś mugolskie postaci, a przed nimi Tamiza, po której płynęła jakaś turystyczna łódź. I Fergus widział, że to właśnie rzeka najbardziej przyciągała spojrzenie Castiela.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#8
06.01.2023, 15:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2023, 15:54 przez Castiel Flint.)  
Temat duchów wciąż trwał i okazywało się, że Ferugs łaknął wiedzy historycznej. Miło było poznać cienie jego ambicji. To znaczyło, że niełatwo było zaspokoić jego ciekawość. Takie osoby wydawały się jeszcze bardziej barwne i ciekawe. Miał nadzieję, że któregoś dnia Fergus nie ocknie się i nie spostrzeże, że jego rozmówca nie jest równie interesujący co on sam. Akurat w kwestii własnej potrafił być krytycznie surowy i z mniejszą precyzją dostrzegać swoje zalety.
- Może jakiś okultysta ci bardziej pomoże z taką wiedzą? Duchy rzadko pojawiają się w dziale klątw, mniej niż pięć procent na dziesięć lat. - żałował, że nie umiał mu pomóc poza wysłuchaniem i taktycznym odpowiadaniem na niektóre aspekty rozmowy.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś typem spod ciemnej gwiazdy i zajmujesz się szemranymi sprawami?- zapytał pół żartem pół serio bo jednak coś go tknęło w środku na myśl, że Fergus ma "brudne ręce" i niekoniecznie akceptowalne grzeszki. Z drugiej strony, nie było na świecie dorosłej osoby bez obciążonego sumienia. Nie uważał, że dobrze ocenia ludzi. Lubił ich słuchać i obserwować ale wyciąganie wniosków nie było zbyt łatwe. Ile czasu wszak potrzebował aby uzyskać pewność, że Fergus go chce tak samo jak on jego.
- A co nas powstrzymuje przed powrotem pod Dziurawy Kocioł? Ajj. Dobra, nie odpowiadaj bo jeszcze uznam to za sensowny argument.- zaśmiał się cicho, próbując się wciąż oprzeć potrzebie zabrania ich stąd i dobrania się mu do szyi w celach ogrzania jej swoim oddechem. Odchrząknął i odgonił niegrzeczne myśli. Zimne powietrze pomagało się otrząsnąć.
- Siódmy wiek przed naszą erą. - odparł, wodząc po linijkach tekstu. Sama myśl jaka czeka go ciekawa praca sprawiała, że chciał zająć się tym jak najszybciej. Jednak gdy popatrzył na smukły profil opierającego się o niego Fergusa to przyznał przed sobą, że z dwojga kuszących sposobów na przyjemność wolał zacząć od Olivandera. Ach, nie powinien tak mu się przyglądać, czy kiedyś przestanie go tak przyciągać? Oby nie!
- Intencje są różne i w większości przypadków nie ma dwóch takich samych klątw. Nie mam odgórnie ustawionego schematu działania. Dlatego mogę przeprowadzić jedynie wstępne badania w gabinecie. Nawet nie wiesz ile trzeba się nabiegać i wypisać listów żeby dostać zwykłą zgodę na sprowadzenie egzemplarzu tutaj. - a i nie pomyślał aby wspomnieć, że obciąża tym budżet Banku Gringrotta, a nie swoją kieszeń. Tylko i wyłącznie zabezpieczenie gabinetu wymagało prywatnego nakładu finansowego bo równie dobrze może zajmować się artefaktami w banku.
- Wieem. Mają dużo pięter w domach, wszystkie są identyczne, ciasno ustawione, mnóstwo betonu i asfaltu. Miło widzieć jednak inne odcienie niż sama szarość.- nie był aż taką amebą.
- Nie używałem mugolskiego przejścia. Przychodziliśmy rodzinnie na dworzec, poprzez sieć Fiuu. - sprostował wszak nie było jednego jedynego przejścia na sławetny dworzec. Jego rodzice też nie mieli głowy do mugoli więc znajdowali wygodniejsze rozwiązania.
Usiedli, rozprostował nogi i celowo opierał ramię o bark Fergusa, aby mieć dodatkowe źródło ciepła.
Zatrzymał wzrok na rzece i na łodzi turystycznej. Ach, korciło go aby wejść tam do niej i zarzucić pytaniami jak ona działa, dlaczego nie mają wioseł, gdzie jest kotwica, jak łowią ryby, jak omijają pole trytonów… ale brzmiałby jak wariat. Uśmiechnął się sam do siebie bo ostatnie promienie słońca oświetlały taflę wody. Drgnął kiedy niedaleko nich znienacka zapaliły się wszystkie latarnie. Milczał i czuł się w tej ciszy znakomicie. Wzrok jego opadł na kolano towarzysza i przez spokój okolicy zaczynał coraz mocniej tęsknić za dotykiem. Zacisnął palce w pięści i schował ją do kieszeni.
- A co o mnie myślałeś kiedy nie zwracaliśmy na siebie uwagi w czasach szkolnych? Tylko szczerze. - po dłuższej chwili przerwał ciszę i zerknął kątem oka na linię żuchwy Fergusa, chcąc obserwować ruch jego ust gdy będzie mówił.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#9
06.01.2023, 17:02  ✶  
- Nie mówię ci tego, bo oczekuję twojej pomocy - przyznał, patrząc na Castiela z uwagą. - Tak tylko gadam. Chciałem pracować w archiwum, jeśli nie dostałbym się na kurs klątwiarzy. No ale wyszło jak wyszło i robię różdżki - Wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że ubolewanie nad tym nie miało już chyba żadnego sensu. Rzeczywistości i tak nie zmieni, bo po tylu latach ciężko mu się będzie wyrwać ze sklepu i ruszyć z jakimś nowym projektem. Przynajmniej miał w pobliżu Fortescue, z którym przyjaźnił się jego ojciec i który wiedział o zamiłowaniu Fergusa do historii, więc podrzucał mu co ciekawsze pozycje ze swoich zbiorów. Sam się dziwił, że pomimo swojej obszernej wiedzy Florian po prostu sprzedawał kawę i desery. Może rodzice mieli rację, że zainteresowania są nimi do czasu, aż nie zostaną pracą? Wtedy łatwiej je było znienawidzić.
- Jeśli ci powiem, będę musiał cię zabić, a tego nie chcę - żartował dalej, drażniąc się z nim, ale też próbując jakoś wyminąć ten temat, żeby przypadkiem nie zdradzić w czymś jego siostry. Nie był pewien, na ile Cynthia zdradzała swoje plany Castielowi, a wciąż była jego przyjaciółką, więc w jakimś stopniu chyba mu ufała.
Znów wywrócił oczami, patrząc wymownie na Flinta. Naprawdę aż tak było mu źle na spokojnych, nudnych uliczkach Londynu, że chciał wracać do przepełnionego pubu? Przynajmniej mógł zaproponować jakieś ustronniejsze miejsce.
- Stare, starsze niż różdżki. Nawet nie jestem pewien, jak wtedy wyglądały zaklęcia i ile może ci zająć rozpracowanie ich - uznał, kalkulując w głowie daty i dochodząc do wniosku, że wtedy nawet nie powstawały teksty, z których można było cokolwiek wyciągnąć. Potrzebowali przecież pięciuset lat, by wyjść na jakiś poziom z językiem, a podbijana przez Rzym Grecja nie była zbyt pewnym źródłem informacji. Nie chciał nawet myśleć, jaki wpływ miały te państwa wieleset lat później na robotę celtyckich różdżkarzy, kiedy zaczęli się wtrącać. Za bardzo odpłynął myślami, dopiero po jakimś czasie dostrzegając, że Castiel przyglądał się jego twarzy. - Co? - spytał, sam zdziwiony faktem, że w ogóle cokolwiek powiedział. Zawiesił na nim wzrok, nieomal tonąc w błękitnych oczach i czując, jak ciepło napływa do jego policzków. Czy mógłby go teraz pocałować? Przyciągnąć do siebie i po prostu cieszyć się tym, że jest obok? Mógłby się w nim zakochać, w każdej jego wersji, a zwłaszcza tej, która z taką pasją opowiadała mu o swoim życiu.
Dźwięk klaksonu gdzieś w oddali wyrwał go z tego odrętwienia, przywracając do rzeczywistości.
- Pewnie milion podpisów i nikt nie wie, kto się czym zajmuje i w którym gabinecie? - zaśmiał się, wiedząc, jak działało ministerstwo i samemu przeprowadzając z nim batalie w celu sprowadzenia smoczych serc z innego kraju. Na Wyspach Brytyjskich smoków nie hodowano, a nie mogli czerpać materiałów od zwierząt znajdujących się w chronionych rezerwatach, jeśli wymagało to ich śmierci. Gdyby tylko mógł, zrezygnowałby całkowicie z tych rdzeni, ale Ollivanderowie upierali się na tradycję.
- W takim razie nawet nie wiesz, co straciłeś. My zawsze chodziliśmy na dworzec pieszo ze sklepu, nie było tak daleko, a spacer dobrze nam robił przed kilkoma godzinami jazdy - wspomniał, omijając jednak opowieści o tym, jak siostra robiła mu awantury, że podjeżdżał jej kufrem pod nogi, a ojciec ich pospieszał, chcąc jak najszybciej wrócić na Pokątną. W ostatnich latach chodzili już całkiem sami, żegnając się z rodzicami wcześniej. Uprzejmie zignorował nieprzychylne uwagi Flinta na temat mugolskich domów. W większości wyglądały tak, jak te czarodziejskie: te same materiały, meble, przyzwyczajenia. Najwyraźniej musiał mu przeprowadzić solidną lekcję z mugoloznawstwa, jeśli mieli spędzać ze sobą więcej czasu.
Mimo że usiedli na ławce, nosiło go. Chciał się rzucić na trawnik za ich plecami, biegać po deptaku, wskoczyć do tej wody, nawet jeśli była brudna i zatęchła po latach ingerencji człowieka. Nie wiedział, co mu odbijało. To wszystko chyba z nerwów, że musiał tak bardzo pilnować się przy tym mężczyźnie. Jak to się stało, że tak bardzo mącił mu umysł? Odchylił głowę do tylu, spoglądając w ciemniejące niebo, na którym próżno było szukać jeszcze gwiazd, zwłaszcza w tłumiącym ich blask świetle ulicznych latarnii. Wystukiwał na kolanie jakiś rytm, będący jedną z piosenek, które ostatnio wpadły mu w ucho, aż w końcu Castiel zadał mu pytanie, więc przerwał. Obrócił się, zerkając na niego przez moment ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Co o tobie myślałem? - parsknął śmiechem. - Wiesz, poznałem Cynthię, kiedy byliście już na siódmym roku, więc wszystkie informacje o tobie czerpałem z jej opowieści, potem to się trochę zmieniało - zaczął i zamyślił się na moment, odwracając wzrok w kierunku Tamizy. To pozwalało mu cokolwiek poukładać w głowie, gdy patrzył na taflę wody, a nie na rozpraszającą go postać tuż obok.
- Na początku myślałem, że jesteś snobem, tak jak ona - odpowiedział w końcu, gdy cokolwiek mu się wyklarowało i zaczął sobie przypominać początki znajomości z Flintówną. - Ale im więcej o tobie mówiła, tym bardziej wiedziałem, że musisz być diabelnie inteligentny, zwłaszcza gdy zacząłeś rozkręcać karierę. Zawsze uprzejmy, zawsze wiedziałeś, co powiedzieć, nawet kiedy kogoś nie lubiłeś. Chyba trochę ci zazdrościłem, chciałem być taki jak ty.
Castiel nie mógł wiedzieć, ile wysiłku w wypowiedzenie tych słów musiał włożyć Fergus. Bycie całkowicie szczerym w jego wypadku było naprawdę trudne, gdy potrafił oszukiwać nawet samego siebie. Poza tym przyznanie się do zazdrości, do tego, że samemu nie było się idealnym, trochę mu chyba siadało na dumę. Ale w końcu sam chciał to powiedzieć, skoro blondyn już zapytał.
Odwinął rękawy swetra, gdy zaczęło robić się trochę chłodniej, ciesząc się, że mogli stykać się chociaż ramionami. Nawet ten niewielki dotyk ogrzewał.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#10
06.01.2023, 17:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2023, 17:46 przez Castiel Flint.)  
- Tworzysz różdżki więc dlatego chcę żebyś ty moją naprawił a nie twój ojciec czy krewni.- zapewnił o swojej lojalności nawet względem różdżki. Potrafił się uprzeć, a gdy już to robił to rzadko zmieniał zdanie. Nie był obiektywny. Nie znał talentu różdżkarskiego Fergusa a jednak mu ufał. To dosyć ryzykowna decyzja co mogło pokazywać jak bardzo się w nim zakochuje.
- Nie sądzę, aby łatwo było mnie zabić. - uśmiechnął się z nutą tajemniczości, ciesząc się, że Fergus może go wciąż odkrywać. Nie wiedział na przykład o jego zdolnościach związanych z magicznymi pojedynkami. Regularnie ćwiczył nie tylko pływanie (z zamiłowania) ale i ciskanie zaklęć wraz z obroną. Stawiał na rozwiązania praktyczne.
- Możliwe, że od sześciu miesięcy do dwóch lat. Samo tłumaczenie inskrypcji może trwać cztery miesiące. To praca na dłuższy okres czasu lecz bardzo ekscytująca. - żadnej klątwy nie można było usunąć za pojedynczym machnięciem różdżki. Składało się to na wiele aspektów, często związanych z leczeniem alchemicznym. Klątwołamanie miało ścisły związek z wieloma dziedzinami magii - nawet z różdżkotwórcami i ich znajomością drewna czy jego właściwości magicznych.
- Nic. Patrzę sobie na ciebie bo więcej nie mogę.- wzruszył ramionami i pożałował, że nie miał ze sobą kaptura w którym mógłby ukryć połowę twarzy. Czuł się obserwowany przez mugoli.
- Mniej więcej. Najgorsza część tego zawodu, no poza wizytami w szpitalu.- rozmasował policzek, pamiętając ból jaki wyrządziła mu średniowieczna szkatuła, a później samo leczenie.
- Zamiast spaceru wolę pływać ale nigdy nie pozwolono nam przepłynąć jeziora. Zakazać rodzinie żeglarskiej pływania… jak tak można.- zaśmiał się na samą myśl jak we troje rodzeństwa płyną przez jezioro. Później we dwoje bo Cynthia zapałała strachem do wody po śmierci mamy.
Gdy zamilkli, czuł się dobrze. Nie był skrępowany tylko taki… nienasycony. Mógłby rozmawiać z nim całą noc. Przymknął na moment oczy aby zapisać dokładnie w pamięci obraz spokojnej Tamizy i przy nim profil zamyślonego Fergusa. Uśmiechnął się gdy po otwarciu oczu spostrzegł jak się wierci. Ktoś tu nie lubi siedzieć bezczynnie.
- Przysiągłbym, że znalazła cię na piątym roku. To był siódmy? Późno.- jednak skoro nie zwracał na niego uwagi to jak miałby pamiętać szczegóły? Zajmował się swoimi sprawami, szlajaniem się za Brenną, wpadaniem w szlabany, nachodzeniem Zeinady czy przyprawieniem o migrenę szkolnej bibliotekarki.
- To domena Cynthii, nie moja.- zaśmiał się na myśl, że miałby być taki wyniosły i zadziorny jak bliźniaczka. Ona zebrała w sobie ogień, on wodę. Z reguły był łagodny i lekceważył w sobie chęci do bardziej drastycznych metod działania gdy to frustracja zaglądała zza ramienia.
- Miło mi słyszeć, że miała o mnie takie dobre zdanie. Ja to słyszałem non stop, że nie powinienem tak szaleć bo to nie przystoi następcy rodu. - wywrócił oczyma na wspomnienia sprzed lat. Niewiele się od tego czasu pozmieniało. Popatrzył uważniej na Fergusa kiedy ten spiętym głosem wymawiał prawdę. Zmarszczył lekko czoło.
- Nie jestem tak biały jak mnie opisałeś.- rozejrzał się jednak mugole byli daleko a oni nie znajdowali się na samym środku uliczki a na jednej z jej bocznej części. Ta wiedza była mu potrzebna aby położyć na moment dłoń na jego udzie, zasłaniając trochę ich swoim ciałem - jakby tylko zaangażowani rozmawiali.
- Zapewniam, nie masz czego mi zazdrościć. To miłe, co mówisz lecz nie jestem takim jak mnie widziałeś. Jestem… zwyczajny, najbardziej zwyczajny z całej rodziny Flintów. - czując jak dłoń go pali z wytęsknienia z oporem ją uniósł i wstał z ławki. Na twarzy miał wymalowaną tłumioną udrękę. Zwyczajny dziedzic, który spotyka się z mężczyzną. Będzie zakałą rodziny, wywoła skandal, jeśli się to wyda. Wyrzucą go z rodziny, straci prawie wszystko… a i tak nie poszedł po rozum do głowy bo tylko przy Fergusie mógł odpocząć tak, jak zawsze tego pragnął.
- Chodźmy.- wydusił z siebie i rozgrzaną dłonią rozmasował kark.
- Odprowadzę cię.- zaproponował bo z reguły w drodze powrotnej używał deportacji.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Castiel Flint (2945), Fergus Ollivander (4300)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa