Mimo przekonania o przytłaczającej sile swoich niedoskonałości Flynn posiadał w sobie wiele piękna i dobrych myśli, po prostu żadnymi z nich nie była wiara w siebie. Wysoka samoocena zdecydowanie nie była jego najmocniejszą cechą... Brakowało w nim choćby odrobiny miękkości dla samego siebie. Wydajność jego działań wynikała raczej ze strachu przed porażką i silnego stresu, niżeli wewnętrznego spokoju i pragnienia poszukiwań.
- Może lubię być zagadką w twojej głowie - zasugerował. Oczywiście nie, nie lubił. Lubił być w jego głowie tak po prostu, dosłownie i w przenośni, ale dość już miał stanowienia zagadki dla ludzi, na których mu zależało. Doprowadził tym swoją relację z Alexandrem do kompletnej ruiny. No, może nie tylko tym, ale przecież kłamstwa i niedopowiedzenia właśnie przyczyniły się do tego, że nie potrafili teraz spojrzeć sobie w oczy. Jego gorsza strona doszukiwała się w tym okazji - mógłby mu pogadać o tym, jak ich bolączki dobrze do siebie pasowały. Wciągnąć go znów w wir uzależnienia, żeby kojarzył te uniesienia już tylko z nim. Nie powinien tak myśleć - i tak to fakt, później będzie tego żałował, ale te myśli i tak się pojawiały - wspomnienie dotyku jego delikatnych ust. Bliskości, jakiej miał już nie poczuć.
- Nie. Nie każde. Dwa ostatnie. - Mieli za sobą o wiele więcej spotkań zagrzebanych przez czas i z jednego z nich to nie on wyszedł poraniony, tylko Prewett. Pewnie żadne z nich nie spodziewało się wtedy, że kiedyś usiądą na takiej ławce, a Crow będzie ścierał się ze swoimi pragnieniami. Fantazjował na temat czegoś, czego nigdy nie powinien mieć i nie będzie miał. Naprawdę robił się chciwy.
Nie spoglądał w jego kierunku - siedział tak, wyłożony wygodnie, palił papierosa i obserwował mijających ich ludzi. Przecież wiedział co jest w środku - maleńkie, białe opakowanie z pierścionkiem i kartka. Nie znał się na gustach ani na kolorach, ale Viorica powiedziała, że to piękny kamień księżycowy wart każdego grzechu i że zrobiła go z białego złota, a on ufał jej dogłębnie. Poza tym nie na wyglądzie mu zależało, a na funkcjonalności. Bazgrolił jak zawsze, dało się jednak odczytać jego zastosowanie - mógł przenieść się do posiadacza tej błyskotki na wezwanie i uratować mu życie. Spać mu w nogach nie będzie, ale to... Jakiś substytut jego obecności dający Laurentowi bezpieczeństwo.
you think you know how crazy I am.
My mind is a hall of mirrors.