• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[23.08 Basilius & Anthony] it's more the being unknown

[23.08 Basilius & Anthony] it's more the being unknown
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
15.07.2024, 23:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.11.2024, 14:46 przez Anthony Shafiq.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—01/08/1954—
Anglia, Londyn
Basilius Prewett & Anthony Shafiq
[Obrazek: ej8WQrp.png]

It ain't the being alone
It ain't the empty home, baby
You know I'm good on my own
Sha-la-la, baby, no, it's more the being unknown
So much of the living, love, is the being unknown



To było nie aż tak dziwne wezwanie.

Środek nocy. Wymaganie dyskrecji wpisane w samą prośbę o natychmiastowe stawienie się w apartamencie. Prośbę... to nie była prośba, oboje o tym wiedzieli.

Co jakiś czas tak się działo, jak chociażby w ubiegłym miesiącu, gdy niezwykle podobne wezwanie do służby niekoniecznie publicznej pojawiło się, chociaż w tamtym przypadku były to godziny południowe. Był czas się przygotować, nawet jeśli ktoś zapomniał dodać, że wraz z przyjazdem do Little Hangleton wieczorem można się spodziewać również i śniadania następnego dnia w letniej rezydencji Anthony'ego Shafiqa.

To było dziwne wezwanie.

Dawno już nie musiał pojawiać się natychmiast. Mile mogło go jednak łechtać jakim zaufaniem Anthony obdarza jego medyczne talenta, a nie tylko dostęp do cudzych medycznych akt, o który też prosił czasami i bardzo, bardzo sporadycznie.

Wezwanie było dziwne, ponieważ nie było spisane ręką Anthony'ego, a najprawdopodobniej samopiszącego pióra, może też uczynił to jego skrzat domowy, który osobiście dostarczył bilecik, przynaglając go do wzięcia nie tylko lekarskiej torby i eliksirów, ale również uprzedził o koniczności stworzenia na miejscu opisu i dokumentacji właściwej przyjęciu do szpitala i sporządzenie formalne zapisu z przeprowadzonej obdukcji.

Nie trzeba było być najlepszym z aurorów, by domyślać się o co chodzi. Pytanie było jedno - o kogo chodzi.

W apartamencie znajdującym się nad biblioteką Parkinsonów panował półmrok. Ubrany w miniaturową wersję eleganckiego fraka skrzat wprowadził go do przestronnego białego korytarza, który po prawej stronie płynnie stawał się utrzymanym w bieli salonem o klasycznym wykończeniu z wysokimi pilastrami oddzielającymi od siebie lustra i ściany pozbawione obrazów. Korytarz ciągnął się dalej, po lewej stronie mijali kolejne drzwi umieszczone nieco zbyt ciasno, żeby uznać to za sensowny wymysł architektoniczny. Pokoje zapewne były poszerzane magicznie, dostosowywane do potrzeb. Basilius mógł rozpoznać jedne z nich, za którymi znajdował się gabinet w którym przeprowadził z Anthonym kilka rozmów, łącznie z tą pierwszą, kiedy jego dobroczyńca przedstawił mi czego by oczekiwał w zamian za unieważnienie długu. Tego długu. Mógł trafić gorzej. Nikt nikomu nie łamał palców domagając się natychmiastowego zwrotu gotówki.

Ale to nie dziś. Wergiliusz prowadził go dalej i głębiej i chodź szli prosto, wezwany lekarz mógł poczuć się jakby schodzili do kolejnych kręgów piekła, omijając drzwi do poszczególnych jego kręgów, idąc wprost do ostatniego. Dziewiątego...

Ostatnie drzwi prowadziły do ciemnej sypialni, której jedynym oświetleniem był płonący obecnie kominek. Pochylona sylwetka siedziała na skraju łóżka ze zwieszonymi bosymi nogami. Gospodarz włosy miał mokre, przylegające do skóry głowy, ubrany w grafitową yukatę, z tych kilku metrów nie wyglądał aż tak źle, lecz powaga sytuacji unosiła się w powietrzu. Oddech miał płytki, lekko świszczący i nieregularny. Mimo, że weszli do środka, nie drgnął nawet, nie odwrócił się, nie zaczynał od progu roztaczać swojego uroku.
– Myślę, że to będzie wszystko Wergiliuszu – powiedział za to ochryple, odprawiając skrzata, który zamknął za sobą drzwi, pozostawiając mężczyzn samych w niebieskim pomieszczeniu. Okna zaciągnięte były grubą kotarą. Na stoliku obok łóżka stała tylko karafka z wodą i nietknięta, wypełniona nią szklanka.

– Wybaczy pan, panie Prewett okoliczności, jednak... z oczywistych względów wolę unikać szpitala – mówił cicho, ale w sypialni panowała absolutna cisza przetkana tylko trzaskającymi w kominku polanami. Anthony podniósł głowę i zwrócił się do lekarza, tłumiąc grymas wynikający z ruchu, który zrobił. Był oczyszczony z krwi i brudu, dalej jednak po lewej stronie czoła pyszniło się pionowe, dwucentymetrowe rozcięcie wokół którego rozkwitał coraz bardziej siniak. Mniejszy przemocowy pąk znaczył po przekątnej opuchniętą wargę. Dyplomata zniósł spojrzenie lekarza, w końcu w przypadku konsultacji medycznych wstyd należało zostawić w kieszeni. – Z przyczyn formalnych, do śledztwa potrzebna jednak będzie dokumentacja tego co się stało. Wyrządzonych szkód... – Przełknął ślinę i kilkukrotnie zacisnął palce na miękkiej kołdrze na której siedział. To było ważne. Zadanie. Wcale nie jego stan. Wcale nie to, że nie tylko twarz tej nocy została pomalowana fioletem i żółcią.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
17.07.2024, 17:36  ✶  
Praca dla Shafiqa była wpisana w jego życie już od dwóch lat, a on i tak odczuwał ten cholerny dyskomfort za każdym razem, gdy dostawał wezwanie. Zwłaszcza w momentach, takich jak ten, gdy prośba pojawiała się niespodziewanie pod osłoną nocy.
Nie pomagały też zdecydowanie dziwne okoliczności, w których to wszystko się rozgrywało w tym przypadku. Basilius, gdy odebrał liścik od skrzata, nie pokazał po sobie zdenerwowania, a jedynie skinął głową I szybko przyszykował się do tej niespodziewanej wizyty medycznej, udając że przez głową wcale nie przesuwa mu się milion pytań Kto? Co? Dlaczego? Jak źle jest? I jak bardzo problematyczne to będzie dla mnie samego?
Czasami chyba żałował, że po prostu nie połamano mu wszystkich palców. Tak by było łatwiej ze wszystkimi konsekwencjami takiego urazu.
Czasami też żałował, że praca dla Shafiqa nie była wcale taka zła, jak w jego odczuciu powinna być. Że nie zmuszała go do zrobienia czegoś, po czym targany wyrzutami sumienia, postanowiłby rzucić pracę w Mungu, a potem spalić wszystkie papiery uprawniające go do wykonywania zawodu, który kochał. Albo, że nie spotkał się jeszcze z czymś takim na co i tak musiałby powiedzieć Shafiqowi nie i mierzyć się z konsekwencjami tej odmowy. Chyba po prostu czasem liczył, po cichu i wbrew swojemu własnemu interesowi, na większą karę, niż ta która spotkała go za tę nieostrożność, której dopuścił się dwa lata temu. Tak, by na zawsze pamiętał, czego nie robić i by tamta sytuacja dźgała jego wstyd jeszcze bardziej. Bo czasami w ogóle nie czuć było, że traktował tę sytuacjęna pewien sposób  jako karę. Za bardzo przypominała zwykłą pracę jedynie okraszoną niecodziennymi prośbami. Miło jednak ze strony jego dobroczyńcy, że nie traktował go jako podrzędnego lekarza, frajera, który dostarczał mu jedynie potrzebne dokumenty, a naprawdę ufał jego zdolnością na tyle, by Prewett mógł robić dla niego to w czym był dobry.
Idąc białym pomieszczeniem skrzywił się nieznacznie, widząc drzwi, tak boleśnie przypominające mu o tamtej rozmowie, próbując szybko przekierować swoją uwagę na inne myśli. Kto potrzebował pomocy? Czy to był ponownie ten jeden Longbottom? Był tutaj? Czekał w pokoju do którego go prowadzono? To mógł być Longbottom, bo przecież Longbottomowie zawsze...
Skrzat otworzył drzwi i razem weszli do pogrążonej w półmroku sypialni.
To nie był Longbottom – pomyślał, odczuwając jednocześnie dziwną ulgę i pewne rozczarowanie.
Przeniósł wzrok na ponuro siedzącą na łóżku sylwetkę i zmarszczył brwi w pewnym przepływie niepokoju i może mawet troski. Gdyby to był Longbottom przynajmniej byłoby zrozumiałe czemu zrobił sobie krzywdę. To, że to Shafiq był pokiereszowany, sprawiło, że cała sytuacja stała się jeszcze bardziej poważna.
Prewett w milczeniu wysłuchał słów drugiego czarodzieja i skinął głową.
– Rozumiem – powiedział, nie wypytując się na razie o dalsze szczegóły, a zamiast tego po prostu zaczął szykować się do przeprowadzenia akcji ratunkowej, wyciągając ze swojej torby wszystko co było potrzebne. – Proszę zdjąć nakrycie i się położyć. Jest pan w stanie to zrobić? – powiedział, oferując mężczyźnie pomoc w tym zadaniu, gdyby sprawiało mu one zbyt duży ból. – Przepraszam, ale muszę zapalić światło. Co się stało? – Pytanie powinno raczej brzmieć Co z tego co się wydarzyło może mi pan wyjawić? i oboje o tym wiedzieli. Nie oczekiwał pełnej wersji zdarzeń, jeśli Shafiq sobie tego nie życzył. Potrzebował po prostu mniej więcej wiedzieć z czym się dzisiaj mierzył.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
18.07.2024, 12:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.11.2024, 14:46 przez Anthony Shafiq.)  
Czy Basilius poczułby się lepiej, gdyby wiedział, że mimo wszystko któryś z Longbottomów był rzeczywiście zamieszany w tę sprawę? Erik obecnie dopełniał formalności w zupełnie innym miejscu, obiecując swój powrót, choć ciężko było ocenić czas, który funkcjonariusz Brygady Uderzeniowej potrzebował. Anthony nie wykluczał, że w gniewie, gnany instynktem łowcy, ambicją i urażoną dumą, ruszy w pościg choćby dziś, sunąc po nitce magii, czy zeznań do ustalenia tożsamości dwójki oprawców. Znali przestrzenie teatru, z pewnością byli z nim jakkolwiek powiązani. Ale to nie była jego praca, on był... ofiarą. Miał dać się zbadać, przyjąć coś na wzmocnienie, podpisać dokumenty i odpoczywać. I tęsknić. I w otumanieniu stresem nie myśleć jak inaczej miał wyglądać ten wieczór.

Może nie powinien nigdy proponować takiego wyjścia?

Czy była to zła wróżba na ich przyszłość?

Czy mieli jakąkolwiek przyszłość?

Teraz, gdy Basilius do niego podszedł, gdy ból fizyczny powinien odsunąć kotłowaninę myśli, ona tym łatwiej panoszyła się w obolałej głowie.
– Byłem w teatrze, gdy ktoś poprosił mnie o pomoc w przedstawieniu. Gdy w garderobie zmieniałem strój, dostrzegłem smugę na lustrze, a potem zapanowała cisza i mm... – żołądek podszedł mu do gardła. Nienawidził tracić kontroli. Nienawidził nie pamiętać. Nie mieć słów, by opisać, punkt po punkcie, krok po kroku... – ...potem nie pamiętam co się wydarzyło, aż obudziłem się przywiązany do krzesła...– Odruchowo otarł nadgarstki, na których wciąż pozostawały czerwone, nieregularne ślady. Amatorzy. – ...i bardzo bolała mnie głowa. I szczęka. Tak, chyba ktoś mnie uderzył w twarz. – Oba rozcięcia potwierdzały tę wersję wydarzeń. Anthony skrzywiony podciągnął nogi by znów położyć się na łóżku i rozsunąć poły yukaty odsłaniając klatkę piersiową i brzuch. Ten drugi zakwitł już sino-fioletowymi wybroczynami. Mężczyzna nie patrzył na lekarza, woląc utkwić spojrzenie w suficie. Był napięty, czekając na dotyk, zakładał, że trzeba będzie jakoś sprawdzić czy nic nie zostało trwale uszkodzone. Oddychał płytko, był blady i widocznie nerwowy.

– Tam był bardzo duży młotek, ale to chyba była mm... dekoracja? Finalnie okazało się, że cały czas byłem w teatrze, tylko w innej jego części. – Podczas prysznicu, kiedy próbował zmyć z siebie krew i brud, smród podziemnego jeziora i strachu, którym przesiąkł, delikatnie dotykał żeber i zdawało mu się, że są całe. Młotek nie był prawdziwy, ale nienawykły do przemocy człowiek miał zdecydowanie niski próg wejścia w tego typu niezwykłych sytuacjach. Oblizał spierzchnięte wargi, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale poddał ten pomysł, woląc poczekać na to, co miał do powiedzenia Prewett.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
18.07.2024, 22:12  ✶  
Basilius, gdyby dowiedział się o tym, że był w to zamieszany kolejny Longbottom najprawdopodobniej potrzebowałby zaparzyć sobie czegoś na uspokojenie, by zasnąć tej nocy, ale na całe szczęście nie był czytającą w myślach istotą działającą poza prawami miejsca, czasu i logiki.
W sumie to nie wiedział czego powinien się spodziewać po historii Shafqa, ale doskonale wiedział, że na pewno nie spodziewał się tego. Może jednak w mężczyźnie tkwiła jakaś cząstka Longbottoma.
W końcu te pokrewieństwa były czasem naprawdę skomplikowane.
Cokolwiek jednak nie pomyślał sobie teraz, gdy przysłuchiwał się podawanym mu przez drugiego mężczyznę rewelacjom, nie dawał tego po sobie poznać. Tak samo jak taktycznie udawał, że nie widzi, jak Shafiq ma trudności z formułowaniem zdań, cierpliwie wysłuchując tego, co miał do powiedzenia do końca.
– Przykro mi, że to pana spotkało, ale proszę się nie martwić. Wkrótce postawimy pana na nogi – oznajmił, próbując przestawić się na ten profesjonalno-pocieszycielski ton, którego używał wobec niektórych pacjentów.
Gdyby nie to, że był przyzwyczajony do tego typu widoków, na pewno skrzywiłby się widząc sino-żółtą mozaikę na skórze Shafiqa. Bardzo duży młotek... Było w tym mimo wszystko coś odświeżającego, że był w to zaangażowany bardzo duży młotek. Zazwyczaj to po prostu były pięści, lub zaklęcia. Albo zaklęte pieści.
– No dobrze – powiedział, przysiadając ostrożnie przy Shafiqu, jeszcze przy okazji odkażając sobie ręce i, o ile ten dał złapać swoje spojrzenie, popatrzył mu prosto w oczy. – Muszę sprawdzić pańskie obrażenia. To zaboli, ale nie potrwa długo.
Z tymi słowami, nie czekając na to, aż Shafiq na przykład poprosi go, by jeszcze chwilę poczekać, zaczął badać posiniaczone malowidło, którym była obecnie skóra pracodawcy. Chłodne palce uzdrowiciela naciskały na kolejne miejsca z wyćwiczoną delikatnością, tak mocno, jak było to konieczne i ani odrobiny więcej.
– Wie pan, muszę przyznać nigdy nie zakładałem, że to pan skończy w podobnej sytuacji – powiedział po chwili, próbując przybrać nieco lżejszy ton głosu dla odwrócenia uwagi mężczyzny od bólu.
Czasami miał wrażenie, że sam się zapominał i lubił Shafiqa bardziej, niż powinien w swojej sytuacji. A przecież nie był głupi. Pochodził z takiej, a nie innej rodziny i od pierwszej chwili nie łudził się, że przewaga w tej relacji leżała po jego stronie, nie ważne jak bardzo Basilius próbował, dla własnej poczytalności, zachowywać się jakby ta przewaga nie istniała. Nie traktował Shafiqa jako swojego dobroczynnego anioła, który spadł mu z nieba, by uwolnić go od własnego błędu. Czy był mu wdzięczny? Hm, chyba nie nazwałby tak tego. Bardziej jako umowę, w którą wpakował się przez własny błąd. Wiedział, że ten najprawdopodobniej po prostu potrzebował kogoś takiego i wreszcie nawinął mu się idiota w idealnej sytuacji do wykorzystania. Ciekawe, czy Shafiq w ogóle darzył go jakimkolwiek szacunkiem, czy tylko traktował jako naiwnego hazardzistę, którym pewnie w jego oczach był? A może tylko czekał, aż znowu poślizgnie mu się noga. Na próżno oczywiście, bo przecież Basilius nie miał problemu. Potrafił się kontrolować. Po prostu raz, te dwa lata temu, podwinęła mu się nogą w wyniku bardzo złego szczęścia i nerwów po śmierci ojca.
A jednak i tak nawet lubił Shafiqa. Przynajmniej na tyle, by chcieć mu oszczędzić bólu, jak tylko mógł. Zwłaszcza, że wiedział, jakie to było okropne uczucie, gdy własne ciało nagle odmawiało współpracy i odkrywało przed swoim właścicielem, jak słabe i marne jest tak naprawdę.
Wreszcie odsunął się od mężczyzny i chwycił za jeden eliksir, który mu podał.
– Na ból – oznajmił. – Proszę wypić do końca. – I już miał zacząć nakładać różne maści i rzucać zaklęcia, gdy nagle zawahał się i zmarszczył brwi. – Niech pan będzie ze mną szczery. Woli pan, abym w milczeniu wykonywał swoją pracę, czy zagadywał pana dla odwrócenia uwagi?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
23.07.2024, 15:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.11.2024, 14:46 przez Anthony Shafiq.)  
Anthony wiedział jak takie badania wyglądają, chociaż nigdy nie odczuł ich na własnej skórze. Miał innych by bili się za niego, innych by obrywali za niego. Teraz, w obliczu słabości własnego ciała czuł się fatalnie, ale wciąż spływało na niego błogosławieństwo otępienia, które przychodziło wraz z usuwaniem adrenaliny z krwi. Ułożył się zgodnie z poleceniem i bez słowa skargi dawał się dotykać Basiuliusowi, choć odwrócił głowę, by nie patrzeć na twarz młodego lekarza. Zabawne, ten sam rocznik, inny dom... Był ciekaw zażyłości między nimi, a może jej braku i powodów tego. Gdzieś w głowie rozmyślał, że może w okolicach wrześniowego wyjazdu uda mu się posłuchać coś więcej na ten temat. O ile dotrwa do września...

Mimowolnie krzywił się, gdy Prewett dotykał bolące miejsca, jego reakcja była częścią zwrotnej informacji dotyczącej stanu. Nie udawał twardszego niż był w rzeczywistości, nie zaciskał zębów, nie silił się na lekką konwersację. Oczekiwał pomocy i ją otrzymywał i to było najważniejsze w obecnym czasie.

– Ja też nie zakładałem. I szczerze, mam nadzieję, że była to jednorazowa sytuacja. Wybryk losu, który więcej się nie powtórzy – mruknął przymykając powieki, czując zmęczenie całym tym niefortunnym wieczorem. Gdzieś wewnątrz obawiał się, że będzie w kolejnych miesiącach potrzebował Basiliusa częściej. Teraz, kiedy zdecydował się wziąć udział w nieswojej wojnie. Szlachetność nie znała kompromisów i choć on nie uważał siebie za szlachetnego, wiedział o tym, że drugi człon tego cytatu na dobre zacznie przyświecać jego kolejnym krokom. A te ściągały uwagę.

Nagle kolejne tygodnie fizycznych ćwiczeń do których zmuszała go córka kambodżańskiego arcymaga, zdały się właściwym kierunkiem. Może wtedy nie dałby się zaskoczyć? Może i magia bez różdżki była elementem zaskoczenia w starciu, ale refleks ręka-oko też powinny być odpowiednio wytrenowane. Było to dziwne uczucie, kiedy wszystkie doniesienia z ulic były tylko opowieściami, ewentualnie statystykami w raportach, ale teraz nagle stały się jego rzeczywistością. I choć nie byli to śmierciożercy, ani choćby naśladowcy, Shafiq mimo białych plam pamięci tego wydarzenia pamiętał panikę gdy się ocknął, pamiętał jakim mógłby być zagrożeniem w nieodpowiednich rękach. Wytrychem.

Spiął się na moment, jakby miejsce w którym dotykał Basilius było wyjątkowo bolesne, choć to jego własne myśli raniły go teraz od środka.

– Czy uszkodzenia głowy wpływają na zachwianie bariery oklumenckiej? Przyzwyczaiłem się, że mam w tej sferze spokój, a ten tępy ból rozchodzący się od czoła, mnie niepokoi, jest jakby... wyrwa w murze– zapytał o to, co wciąż pozostawało tak ważne, nawet jeśli dziś, czy jutro nie zamierzał wychodzić z domu.

Ze skinięciem głowy przyjął eliksir i wypił go duszkiem. Opuszkiem przetarł kącik ust i opadł znów na poduszkę uśmiechając się słabo, na moment tylko skupiając wzrok na lekarzu.
– Nie przeszkadza mi to panie Prewett, a może nawet pomaga. Ma pan bardzo miły tembr głosu, poza tym... nie musi mnie pan prosić o szczerość. Ja zawsze jestem z panem szczery. – Powiedział bardzo bezpośrednio, próbując pogłębić oddech, wyciszyć serce, ukoić fizyczność spokojem ducha, który racjonalizował jego obecny stan fragment po fragmencie.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
20.08.2024, 14:31  ✶  
Shafiq nie zgrywał twardziela, czego Prewett nie był w stanie nie docenić. Zbyt wiele razy spotykał się z sytuacjami, gdy ktoś kłamał mu w żywe oczy, że nie boli tak bardzo, jak bolało, co jeszcze nie było takim problemem, gdy i tak twarz zdradzała ukrywane emocje, ale zdarzały się przecież i takie wyjątkowo trudne przypadki, gdy jego pacjenci zdecydowanie za dobrze maskowali swój prawdziwy stan, mówili pewni siebie, że się dobrze czują, a potem mu mdleli, co trochę jednak wszystko utrudniało.
– W takim razie łącze się z panem w tej nadziei panie Shafiq – powiedział z cieniem uśmiechu na ustach. Wybryk losu, który więcej się nie powtórzy. – Na całe szczęście wybryki losu mają to do siebie, że zazwyczaj nie pojawiają się za często.
No chyba, że było się nim samym. Wtedy taki wybryk losu zmieniał się w klątwę, która nie dość, że się uśmiecha to jeszcze miała rodzinę o podobnych czarujących wyrazach twarzy i... Nie. Nie było tutaj dzisiaj żadnych Longbottomów, więc nie będzie o żadnych Longbottomach myśleć. Wystarczy tego dobrego.
Dalsza inspekcja przebiegała gładko, nawet jeśli Prewett nie był w stanie oszczędzić swojemu pracodawcy zupełnego odpoczynku od bólu, gdy ostrożnie dotykał żeber mężczyzny, by upewnić się, czy aby na pewno nie są złamane, pomagając sobie jeszcze odpowiednimi zaklęciami, które na szczęście nie miały tego do siebie, by przysparzać badanym kolejnej porcji dyskomfortu.
Uzdrowiciel na chwilę zaprzestał oględzin, widząc jak Shafiq krzywi się bardziej, niż chwilę temu, a potem przez chwilę pomyślał.
– Mogą. Tak samo jak mogą wpływać na problemy w innych dziedzinach magii – powiedział, rzucając przy okazji kolejne zaklęcie diagnostyczne, aby upewnić się, że Shafiq nie cierpi na szczególnie paskudny przypadek urazu głowy i milczał przez chwilę, zbierając wszystkie dane. – Nie wydaje mi się jednak, by uraz stanowił dla pana długotrwałe zagrożenie. Powinno minąć najpóźniej do jutra wieczora, ale gdyby coś się jeszcze działo, proszę się niezwłocznie ze mną skontaktować.
Ja zawsze jestem z panem szczery.
Basilius jedynie sięgnął po kolejne eliksiry i maści, szykując się na dalsze leczenie pacjenta. No cóż, prawda była taka, że tamtego dnia Shafiq dość bezpośrednio przedstawił czego oczekiwał od niego w zamian za załatanie tamtej sprawy z długami i jak na razie tego się trzymał. Po prostu Prewett nie mógł przestać zakładać najgorszych scenariuszy, a przecież nic takiego się nie działo. Żadnych zleceń, które wykraczałyby poza jego sumienie. Żadnych traumatycznych sytuacji. Było dobrze. Może więc zamiast się tym zadręczać i myśleć, że lepiej by było gdyby od razu połamano mu te palce, powinien po prostu docenić, z zachowaniem czujności oczywiście, że wciąż mógł leczyć i pomagać innym, a ta jedna wpadka nie przekreśliła jego całej kariery?
A może po prostu za dużo myślał?
Dalsza praca przebiegła w skupieniu, kiedy Basilius podawał rannemu kolejne specyfiki i dokonywał odpowiednich zapisków, przerywając jedynie milczenie co jakoś czas komentarzami dla odwrócenia uwagi Shafiqa od sytuacji, w której się znalazł, aż wreszcie opuścił jego pokój, pozostawiając na stole stosowną dokumentację z zastrzeżeniem, że będą musieli ustalić wizytę kontrolną i aby czarodziej się nie przemęczał.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (1588), Basilius Prewett (1655)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa