Rodolphus zadbał wcześniej, żeby zarezerwować stolik. Restauracja Chimera była jedną z lepszych - znajdowała się na skrzyżowaniu Pokątnej i Horyzontalnej. Zarówno sam wystrój, jak i obsługa sprawiały, że było to jedno z lepszych miejsc, w których można było porozmawiać na niezobowiązujące tematy. Co prawda temat, który chciał poruszyć z kuzynką był ważny i tajny, ale pamiętał, że ostatnio odmówił udania się z nią na obiad. Chciał tym samym się jej jakoś być może odwdzięczyć lub też zatrzeć złe wrażenie, które być może sprawił ostatnio. Co prawda Victoria nie sprawiała wrażenia urażonej jego odmową, ale musiał się upewnić. Poza tym ktoś mu kiedyś powiedział, że powinien bardziej dbać o pozory, a izolowanie się od własnej rodziny było po prostu nierozsądne. Z drugiej strony nie zamierzał odwiedzać rezydencji Lestrange'ów - z różnych powodów. Dlatego wybrał to miejsce.
Tutaj się dużo zaczęło i dużo skończyło. Tutaj odbył kilka spotkań - przypadkowych i nie - i mimo tego, że nie do końca podobało mu się wrzucanie go na głęboką wodę, to miał sentyment do tego miejsca. No i bywało tutaj sporo osób z Ministerstwa, dlatego spotkanie z kuzynką przynajmniej zrzuci część plotek o dziwnym Niewymownym, który w młodym wieku dostał się do Departamentu i nie utrzymywał z nikim kontaktu.
Czekał na Victorię przy stoliku, ulokowanym przy oknie. Był już wieczór, w środku grała przyjemna dla ucha muzyka, która była jednak na tyle cicha, że nie przeszkadzała w rozmowie. Przed nim znajdowała się szklanka z wodą. Po drugiej stronie czekał kieliszek, pusty na razie. Ubrany tak, jak zwykle, chociaż tym razem nieco bardziej formalnie, dopasowując strój do miejsca, w którym mieli się spotkać. Szyty na miarę czarny garnitur, śnieżnobiała koszula, brak krawata (bo już bez przesady), wizytowe buty... W teorii ubierał się tak zawsze, lecz teraz wszystko wyglądało na świeże, nowe. Czarne jak smoła włosy zaczesane były w tył. Bladość jego skóry była taka, jak zwykle, lecz tym razem pod oczami nie widać było sińców. Musiał odespać ten trudniejszy, gorszy czas, który ostatnio przechodził. Wpatrywał się w okno, nie patrząc jednak na nic konkretnego. Dobrze czuł się sam ze sobą, dobrze czuł się we własnym towarzystwie i nie czuł potrzeby, by zająć czymś umysł czy ręce. Mógł oddać się myślom, które nieustannie pędziły przez jego głowę i układały się z chaosu w niemalże idealną układankę.