• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[02.06 Faye Travers & Anthony] W oczach psów można unieść nieba biały tulipan

[02.06 Faye Travers & Anthony] W oczach psów można unieść nieba biały tulipan
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
18.09.2024, 14:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2025, 01:50 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Faye Travers - osiągnięcie Piszę, więc jestem

—02/06/1972—
Anglia, Dolina Godryka
Faye Travers & Anthony Shafiq
[Obrazek: kZtUK4w.png]

W oczach psów można unieść nieba biały tulipan.
Kogo kochasz kochając przydrożne psy,
chodząc w ulicach wiatrem spalonych,
na szybach zastygając oczami szklanymi jak łzy?
Kogo kochasz kochając w ich oczach
maleńkie kobiety orientalnych snów,
kiedy boisz się twarz ich jak kwiat wziąć do ręki
i ostrożnie układasz mozaiki słów?
Kogo kochasz?



Spotkanie z Morpheusem było krótkie i treściwe. Wizyta na cmentarzu, wzajem złożone kondolencje. On nie zaprosił go do swojego domu. Anthony nie zamierzał przekraczać progu Warowni. Nic się nie zmieniło od ponad dwudziestu lat.

Przyjaciel poskąpił mu nawet krótkiego spaceru, a Shafiq nie naciskał, rezerwując sobie najcięższe armaty na sprawy ważniejsze niż wieczór, który był nieco inaczej rozplanowany. Dlatego po pożegnaniu, ruszył sam w kierunku jeziora, gdzie przed laty, gdy jeszcze nie otrzymał wilczego biletu, wspólnie z Morpheusem doglądał gromadki bawiących się dzieci. To znaczy nie doglądał, zasadniczo czytał i wewnętrznie narzekał na zaistniałą sytuację, po latach dopiero doceniając sielankę i ciepło bijące od tych wspomnień.

Wspomnień obecnie znajdujących się za żelazną bramą zakazu, który mimo czterdziestki na karku mężczyźni nie zamierzali łamać. Cóż, Anthony miał jeszcze dodatkowe powody, z których nie zwierzył się Morpheusowi i szczerze nie zamierzał tego robić, aby nie narazić łączącej ich więzi. W końcu to już i tak była przeszłość. Zamknięty rozdział.

Zamiast teleportować się od razu, mężczyzna szedł dalej, zatopiony w myślach, w emocjach, których nie dopuszczał gdy słońce wysoko na niebie mogło ujawnić prawdę o jego nazbyt nostalgicznej duszy. Teraz, gdy złota tarcza chowała się za wzgórzami, a on był sam, mógł odpuścić gardę, mógł pozwolić płynąć swobodnie tęsknocie i zazdrości za życiem pośród mieszkańców Doliny. Za przeszłością, w której na moment poczuł się członkiem rodziny, która nigdy go nie chciała.

Nagle, znajomy głos wyrwał go ze stuporu. Pospiesznie zaciągnął powietrze i wyprostował się, przeczesując przydługie ciemne włosy, układające się falą na zmęczonej głowie. Pospiesznie poprawił lnianą koszulę pociągniętą łagodnym lazurem i kilkumiesięcznym odruchem przygładził zarost. Przez moment musiał się zastanowić z kim ma przyjemność, ale była to tylko wina zatopienia się w przeszłości, w innych rejonach niż znajoma, uśmiechnięta buzia.
– Panna Travers. Minęło sporo czasu, czyż nie? – przywitał się skinieniem głowy, wymuszając łagodny uśmiech i swobodny ton. O ironio, dawno niewidziany wilkołak stanął przednim. Tylko nie ten, którego życzyłby sobie zobaczyć. Na szczęście, nie ten...

Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#2
25.09.2024, 13:11  ✶  
- A pan jak zwykle idealny - Faye rozciągnęła usta w uśmiechu. Widziała te gesty: najpierw tę nachmurzoną buzię, ten leniwy, nostalgiczny chód. Ten smutek w spojrzeniu i być może jakąś tęsknotę za czymś tak ulotnym jak bicie skrzydeł motyla? Poznawała to wszystko, chociaż sama nigdy taka nie była. Jej rodzina często zatapiała się w myślach, jej przyjaciele bili się ze wspomnieniami a ona... Ona po prostu obserwowała, nigdy nie tęskniąc do czegoś, co już było. Nie wspominając przeszłości inaczej, niż z uśmiechem, bo chociaż ta niejednokrotnie kopała ją po nerach, gdy Traversówna leżała na ziemi, to przecież gdyby nie to, to nie byłaby tym, kim się stała. A bardzo jej się podobało to, kim była obecna Faye Travers. Może z wyjątkiem włosów, które nieładnie rudziały w świetle zachodzącego, londyńskiego słońca. Zdecydowanie wolała zimniejszy, mniej przyjazny klimat rodzinnej Szkocji. - Tak, można tak powiedzieć. Chociaż czas jest pojęciem względnym, prawda? Nie zmienił się pan aż tyle, by zaryzykować stwierdzeniem, że minęły wieki.
Odparła z lekkością i bezpośredniością, która cechowała ją niemal od zawsze. Anthony był jak wino, jeżeli się starzał, to nie było tego po nim widać. Po niej: cholera wie, nie przyglądała się swoim fotografiom na tyle uważnie, by wysnuć tak śmiały wniosek. Jej przemiana była raczej przemianą wewnętrzną. Niegdyś niespokojna, ciągnąca do nieciekawego towarzystwa, dzisiaj stała przed Anthony Shafiqem wyprostowana - odziana w luźne, mugolskie ubranie, z rozpuszczonymi włosami i dużymi, błyszczącymi oczami, wodzącymi po jego sylwetce z dziecięcą ciekawością. Jej postawa, jej uśmiech i każdy ruch mówiły jasno: to była już ukształtowana kobieta, dojrzała na tyle by być pewną siebie i znać swoją wartość. Nie dało się jej zranić głupimi docinkami, nie dało się jej złamać tak łatwo. Zresztą czy dało się złamać kogoś, kto co miesiąc musiał się zaszywać w rodzinnej posiadłości, by nie zrobić nikomu krzywdy? Kto przemieniał się w agonii i bólu, a na co dzień hasał wesoło niczym górska kozica po lasach, pozwalając by mniej lub bardziej znane zwierzęta deptały po jej ciele, wzmacniając je wedle zasady co mnie nie zabije, to mnie wzmocni?
- Co pana tu sprowadza? Łapie pan pierwsze letnie wspomnienia? - jej dłoń odruchowo powędrowała do karku, by przetrzeć lekko spoconą skórę. Ach, nie lubiła lata. Jej ubranie było wykonane z naturalnych, przepuszczających powietrze materiałów, lecz widać było że Faye niezbyt komfortowo się czuje przy takiej pogodzie. Mimo iż angielskie lato nie należało do upalnych, to jednak nie było jej ulubioną porą roku. I mimo że bała się wody, to jednak preferowała deszczową jesień.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
07.10.2024, 20:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2024, 20:49 przez Anthony Shafiq.)  
Z lekkim uśmiechem uciekł wzrokiem na ten bezpośredni komplement, który w ustach wielu mógłby brzmieć jak wyrzut, ale w jej ustach brzmiał tak samo szczerze i jasno, jak zawsze. Była piękną kobieta, która zdawała się bardzo dobrze współgrać z tym, za czym Anthony tęsknił, choć oczywiście nigdy nie pozwoliłby sobie nazwać jej substytutem. Stanowiła osobną istotę ludzką, pełną wartości i ideałów, które cenił w ludziach, nawet jeśli uważał je przy okazji za szalenie niepraktyczne.

Przemawiała przez niego zazdrość oportunisty. Kogoś, kto kiedyś chciał być kim innym, ale wybrał łatwiejszą drogę. Taką, która gwarantowała większą przeżywalność.

– Przed kilkoma dniami powróciłem do kraju. Pochowałem brata w marcu i okres żałoby rozciągnął się na... na kilka miesięcy – przyznał jej się z zaskakującą łatwością, nie wszyscy znali powód dla którego wycofał się na moment z życia publicznego. Prasa wietrzyła skandal i próbę jego zatuszowania, gdy tymczasem Anthony Shafiq zwyczajnie wyjechał do Afryki pożegnać swojego starszego brata. Starszego brata, którego szczerze nienawidził, ale raz że na pogrzebie wypadało się pokazać, dwa, że dla Alexnadra była to wystarczająca wymówka do dwumiesięcznego urlopu, trzy, że dzieki temu splotem przypadku dokonał bardzo korzystnej umowy, którą teraz legislacyjnie trzeba będzie przepchnąć. Zapowiadały się trzy miesiące pełne wytężonej pracy, a on...

... on czuł nadchodzące lato, dotykał niemal pyszniących się na drzewach owoców i myśli o tym, że jeszcze dwa lata temu planował wyjazd z Erikiem, nie wiedząc wcale, że będzie to ostatni raz, kiedy mógł być blisko niego w szczerości swoich niewypowiedzianych uczuć.

Przygryzł wargę na moment, zdradzając się nieco, że za jednym zdaniem kryje się coś więcej. Faye była iskrą, która nie mogłaby go rozpalić, ale jej towarzystwo było miłe.

– Wciąż dochodzę do siebie, próbuje się odnaleźć na nowo w Londyńskiej rzeczywistości i przyznam Ci się, że po dwóch miesiącach spędzonych na Prowansji, zdałem sobie sprawę, że nie tęskniłem wcale za miejskim zgiełkiem. Wręcz przeciwnie, tutaj... w Dolinie, jest zdecydowanie ciszej. Milej. – Przez moment rozejrzał się, nie wiedząc, czy kobieta ma ochotę w ogóle z nim rozmawiać trochę dłużej. Pomyślał o tym, że mógłby usiąść obok i ogrzać się jej wewnętrznym blaskiem. Na moment, jak strudzony wędrowiec.

– Słyszałem... że wielka tragedia dotknęła to miejsce – podjął ostrożnie, zaraz od razu dodając: – ale prosze nie mów, jeśli nie masz na to ochoty. Może... napijemy się czegoś? A conto starych dobrych czasów i wspólnych spraw. Nie mam dla Ciebie nic dzisiaj, ale kto wie, co przyniesie jutro? W czym w ogóle teraz się specjalizujesz? Dałaś się w końcu namówić na ciepłą posadę w ministerstwie, czy cały czas stajesz okoniem? – zapytał, gotów iść gdziekolwiek wskaże jego młodsza towarzyszka.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#4
09.10.2024, 14:43  ✶  
Faye nie zawsze była szczera, lecz można było śmiało powiedzieć, że w większości przypadków nic, co mówiła, nie nosiło znamion kłamstwa czy nawet półprawd. Przez lata nauczyła się, że uciekanie od niewygodnych tematów i kłamanie sprawia tylko, że problemy się nawarstwiają. Stawiała na szczerość i dobroć, co było w tych czasach dość... Dziwnym zabiegiem, nawet rzadko spotykanym. Zdawała sobie z tego sprawę, lecz nie potrafiłaby walczyć sama ze sobą i z tym, kim była i jaka była. Jej życie było znacznie łatwiejsze, gdy mogła po prostu odpowiadać, że nie chce rozmawiać na jakiś temat lub po prostu jej nie wolno. Ludzie wtedy odpuszczali, a ona pozbywała się problemów. To było cudownie wyzwalające.
- Bardzo mi przykro, proszę przyjąć kondolencje - powiedziała, ściszając głos. Bezwiednie złapała go za dłoń i ścisnęła ją lekko, jakby chciała dodać mu otuchy. W jej przypadku takie gesty nie były niczym podszyte - nie było tu ukrytego znaczenia, nie było jadu czy zwyczajnego chwytania okazji. Brązowe oczy na moment wypełniły się tak szczerym współczuciem, jakby doskonale wiedziała, przez co Shafiq przechodził. Ale przecież ona nie mogła tego wiedzieć, miała dwóch braci i obaj byli w doskonałym zdrowiu, przynajmniej z tego co było wiadomo i jej, i opinii publicznej. Fakt, że byli trochę dziwni, nie stanowił tu żadnej wymówki: po prostu żyli. Obaj. - Tak, to prawda. Londyn jest strasznie zatłoczony.
Przyznała, puszczając jego dłoń. Sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu paczki papierosów. Nie była nałogowym palaczem i w zasadzie to zwykle paliła do alkoholu, ale czasem zdarzało się, że miała ochotę zapalić. Można było takie sytuacje policzyć na palcach jednej ręki, ale ta zdecydowanie do nich należała. Czuła tę niezręczność, wkradającą się pomiędzy nich i czuła też, że Anthony nie chciał jej o czymś mówić, ale nie dziwiła mu się. Każdy miał swoje małe sekrety i miał do nich pełne prawo.
- Kupiłam tu niedawno mieszkanie. Tu, w sensie w Dolinie. Myślałam, że będę mogła przebywać bliżej natury, ale natura spłatała mi psikusa. Knieję zamknięto, więc cóż... Mam tylko nadzieję, że otworzą ją na jesień, bo nie chciałabym jeździć na grzyby aż do Szkocji - powiedziała, wyciągając paczkę w kierunku mężczyzny. Sama włożyła papierosa między wargi, a potem odpaliła go zapalniczką zippo, którą wyjątkowo lubiła. Stanowiła ładną pamiątkę. Faye nie była zbyt sentymentalna, ale akurat to cudeńko lubiła. - Chyba mówimy o tym samym.
Roześmiała się. Wielka tragedia... Cóż, nie wiedziała o niej za wiele. Podchodziła do tej sprawy raczej z dystansem, ale jako że była raczej z tych osób, które miały wieczne owsiki w tyłku, to nie potrafiła usiedzieć na dupie dłużej niż przez chwilę. Cała jej postawa sugerowała, że jeżeli jeszcze nie wie, co tu się działo, to zaraz się dowie.
- Możemy iść do Lizzy, czemu nie? Nie mam dzisiaj za wiele do roboty. Wie pan, panie Anthony, że zaproponowali mi rozwiązanie pośrednie? - machnęła ręką w kierunku baru, gdzie mogli być sobą. Nie musieli się ukrywać przed mugolami i nie musieli ściszać głosów, gdy rozmawiali o czymś, co dotyczyło magicznego świata. A Faye była głośna, więc bezpieczniej było iść tam, gdzie mogli być swobodni, bo kto wie czy nie chlapnęłaby czegoś na rynku, zwracając na siebie uwagę mugoli? - Czasem przyjmuję od nich takie drobnostki, żeby coś złapać albo przetransportować. Nie ma tego dużo, szczególnie teraz, gdy nie można wchodzić do Kniei, ale zawsze jakiś sykiel wpadnie do kieszeni. Mam nadzieję, że uda się rozwiązać ten problem szybko, bo grzyby grzybami, ale mają swoich pracowników poza okolicami Londynu i to z ich usług korzystają. A tutaj to jestem na miejscu i mogłabym po prostu coś na szybko zrobić, wie pan jak jest.
Zaciągnęła się papierosem, prowadząc mężczyznę do baru Lizzy. Widać już było budynek, wyłaniający się spośród innych. U Lizzy stołowali się także mugole, ale przecież kobieta miała swoje sposoby, by zabezpieczyć swój lokal przed wykryciem, gdy zajdą tam czarodzieje.
- A pan? Co pan teraz robi, że przyciągnął pana Londyn i jego okolice?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
14.10.2024, 15:48  ✶  
Uśmiechnął się tylko i pokiwał kilkukrotnie głową, na znak, że przyjmuje jej słowa, w żalu prawdziwym choć zupełnie z innego powodu kształtującym jego smutną, pociągłą twarz. Nie musiała wiedzieć. Nikt nie mógł wiedzieć. Nikomu nie zwierzał się ze swojej boleści, pielęgnując ją jednak w środku niczym toksyczny kwiat.

Nie to było teraz ważne, a jego rozmówczyni. Faye niosła ze sobą przyjazne światło, uśmiech szczerości, przy którym zamierzał się ogrzać, nawet jeśli będzie to wymagało... przekroczenia progu przybytku szalenie wątpliwej jakości.

Zaskakujące było to jak ojczyzna wpływała na Shafiqa, który mimo swojego intelektu, samoświadomości i wychwalania ponad wszystko woli i rozumu, był w swojej hipokryzji niesamowicie kontekstowy. Kiedy przebywał poza granicami kraju, wetknąłby nos do najbardziej śmierdzącej dziury (nie szczędząc zaklęć rozpraszających zapach lub na bieżąco kształtujących mu pod nosem przyjemną ziołową mieszankę) tylko po to, żeby zwiedzić, żeby doświadczyć, żeby poznać. To krew Shafiqów pchała go do tego, ciekawskich magów, którzy według jednej z legend jakimi straszyła go ciotka Parkinson, sprzedali duszę za doczesne języki świata. W Anglii stawał się bardzo swoim snobistycznym do cna ojcem, swoją pedantyczną matką. Symetria, czystość, delikatna bryza, niezbyt intensywna. Dopiero kadzidło oswobadzało go z tego gorsetu, dopiero żywiczna woń smoczej krwi, jednego z najcenniejszych surowców ziemi, pozyskiwanego z krwawiącego czerwienią drzewa.

Tym razem jednak poszedł za Fayą, jak za opiekuńczym duchem, wilkiem przewodnikiem. Poszedł, niczym strudzony wędrowiec, rak według swojego znaku w słońcu, za światłem w pełni, za jednym z dwóch wilków, które miał szansę spotkać w Dolinie Godryka.

– Och, u mnie bez większych zmian. Całe życie w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziei. Żaden inny tak bardzo nie otwiera świata – łagodnie uśmiechnął się ku dziewczynie, żałując, że nie ma jak wciągnąć jej na swoją listę płac. Zlecenia podobnego typu wykonywała już dla niego Tahira, choć jej czas, przez wzgląd na klątwę Maledictusa, był policzony, wciąż mógł polegać na jej usługach.

Przekroczył próg przybytku pani "Lizzy" kimkolwiek ona była. Nie chciał wychodzić z założenia, że to osoba stojąca za ladą, w końcu właściciele tego typu miejsc mieli swoich pracowników. Z zdziwieniem odkrył na ścianach świeże półki i całkiem nieźle utrzymane książki dotyczące botaniki, flory i fauny zarówno magicznych, jak i stricte mugolskich stworzeń. Z jeszcze większym zdziwieniem odkrył dwa tomiki poezji, ale nie odważył się po nie sięgnąć. Tego się po tym miejscu nie spodziewał i odkrycie nastawiło go nieco pozytywniej do całego pomysłu.

Gdy zajęli miejsce, opuszkami dotknął stołu, upewniając się, że ten się nie lepi. Nie było późno, więc ruch był mały. Brakowało mu muzyki, cóż, nie można było mieć wszystkiego.

– Dobrze więc... Może herbaty? – zaproponował, wznosząc rękę, oczekując, że obsługa przyjdzie do niego.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#6
21.10.2024, 10:32  ✶  
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Być może w tym, co mówił, było ziarnko prawdy. Może powinna przemyśleć swoją ścieżkę kariery? Może powinna bujać się właśnie z nim, a nie samotnie, jak zwierzę w klatce, którym w tej chwili niewątpliwie była? Zabrali jej dostęp do Kniei, co przyjęła w teorii z pokorą, a w praktyce... Cóż. Zerkała ciekawie w kierunku drzew, przechodziła wzdłuż umownej granicy i węszyła, próbując wychwycić znajome tony, subtelne nuty zagrożenia. Cała Knieja drżała pod wpływem ostrzeżeń, lecz mimo że Faye czuła, że powinna ruszyć w jej głąb, to grzecznie czekała. Będzie musiała odezwać się do brata, który również pracował w Ministerstwie, żeby wywiedzieć się, czy szanowna instytucja w ogóle planowała cokolwiek zrobić z tym niewygodnym faktem, że zamknęli ogromną połać puszczy dla każdego.
- Niby tak, ale trzeba mieć talent do wyłuskiwania prawdy spośród półprawd i kłamstw, czyż nie? - zapytała, wcale nie sugerując, że działało to także w drugą stronę. Nie sugerowałaby mu, że on sam porusza się po tej nici niczym pająk, zgrabnie i z gracją. - Nigdy nie byłam w tym dobra, zresztą pan wie.
Nie można jej było nazwać naiwną - chociaż niewątpliwie biła od niej dziecięca dobroć i chęć lub nawet potrzeba, by dostrzegać w każdym jednym osobniku dobro. Zapewne gdyby postawić przed nią Voldemorta, przemknęłoby jej przez myśl co takiego się stało, że stał się taki zły. Nie negowałaby oczywiście faktu, że jego serce zostało opanowane przez czarną magię, ale lubiła odkrywać powody, dla których ludzie postępowali tak a nie inaczej. Faye uważała, że nikt z natury nie był zły. Zło tworzyło się na przestrzeni lat pod wpływem otoczenia, ludzi czy okoliczności.

Gdy przekroczyli próg knajpy, Faye odetchnęła. Lubiła bar U Lizzy, mimo że stołowali się tu także mugole. Lizzy zadbała o to, by oddzielić te dwa światy, a jednak zachować jakiekolwiek pozory, że są tu "razem". Uśmiechnęła się do kobiety, stojącej za ladą, a potem ruszyła z Anthonym do stolika. Nie sprawdzała, czy się lepił, bo wiedziała, że tak nie będzie. Poza tym nawet gdyby się lepił, to przecież ona była przyzwyczajona do dużo gorszych warunków.
- Herbaty... Hm - powiedziała, zerkając na kontuar. - Pójdę po karty, co? Tutaj panują dziwne zasady, wie pan. Bo różni ludzie tu przychodzą.
Mrugnęła porozumiewawczo, chociaż jeżeli Shafiq nie był tu jeszcze, to nie wiedział raczej, że dla czarodziejów mieli przygotowane nie tylko inne karty, ale i dania. Faye wstała i ruszyła po kartę tak, jak wiele razy wcześniej. Kobieta stojąca za ladą musiała ją kojarzyć, bo zamieniły kilka słów, okraszonych śmiechem obu kobiet. Gdy wróciła, kartę miała jedną. Dla niego.
- Ja już zamówiłam, proszę wybaczyć. Zawsze biorę to samo. Mugolski stek z przyprawami i pieczonymi ziemniakami to absolutne arcydzieło. A herbatę... Polecam tę - stuknęła opuszkiem palca w miejsce, w którym znajdowała się herbata z alkoholową wkładką. Obdarzyła mężczyznę niewinnym uśmiechem. - Tylko musi pan mówić szeptem, bo tu są mugole.
Ściszyła głos, rozglądając się. Nie była pewna, czy te kilka osób, które się tu znalazło, było czarodziejami.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
24.10.2024, 08:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.11.2024, 20:18 przez Anthony Shafiq.)  
Tak... zdecydowanie powinien potraktować to, jako jedną ze swoich wycieczek.

Mugole.

Mugolska kuchnia.

Mugolskie obyczaje.

Nie było mu to oczywiście obce. Trzeba było znać te boże krówki, żeby móc je porządnie wydoić. Był w nim też wielki podziw dla inżynierów i artystów, którzy bez magii potrafili uczynić prawdziwe cuda. Kucharze zaliczali się do tego grona. Niejeden mugol dopieścił już jego wymagające podniebienie zapisując się w pamięci obieżyświata. Nie był "koszerny" pod tym względem, ale nigdy, przenigdy nie robił tego w Anglii, gdzie zbyt wiele osób mogłoby to zobaczyć.

Był szalenie ciekaw tego przysmaku, ale nie mógł pozwolić sobie na plotki, ze żywi się mugolską kuchnią. Zbyt wiele lat poświęcił na trzymanie fasady, na pozę ekscentryka owszem, ale wciąż czystokrwistego, by teraz poddawać się chwili słabości.

– Wezmę tylko herbatę. Proszę, czy mogłabyś mi ją domówić? – zapytał podnosząc wzrok znad karty na otwartą twarz wilkołaczycy. Jej serce było czyste i nieco naiwne, ale czyż takie serca nie lśniły najmocniej. Anthony nie miał w swoich żyłach krwi smoków, jedynie zachwyt tymi stworzeniami uczynił z nich swoiste idee fix, które wracało i wracało... Ale miał słabość do błyskotek, takich jak ta siedząca przed nim.

Rozluźnił się nieco, pocieszając faktem, że za kilka dni zmieni fryzurę i może nikt nie połączy jego osoby z tym dziwacznym miejscem.

– Poradzę sobie z mówieniem o rzeczach, o których można mówić w takim miejscu, dziękuję. – Mrugnął do niej okiem porozumiewawczo.– Szykuje mi się bardzo duży projekt, ale niestety w całości biurokratyczny. Formułuje zespoły do spraw suplementów, bardzo trudno o tłumaczy z wietnamskiego, szczęśliwie druga strona zna francuski zdecydowanie lepiej niż niejeden obywatel imperium.– Brak kilku detali skutecznie oczyszczał rozmowę z podejrzliwości niemagicznych. – Dopiero jesienią będę wybierał się do Związku Radzieckiego, może miałabyś ochotę pojechać ze mną? Ural potrafi zachwycić w okolicach października, zdecydowanie bardziej niż morza, które pełnią tę samą funkcję oddzielania od siebie kontynentów. – nie dodał, że chodzi o półlegalną hodowlę smoków. To była informacja na inny czas.



Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#8
05.11.2024, 18:24  ✶  
- Okej - przekrzywiła nieco głowę, patrząc odrobinę dziwnie na Shafiqa. Nie dlatego, że miała jakiś problem z tym, by wrócić do lady i złożyć drugie zamówienie: bo z tym problemu nie miała. Bardziej zastanawiało ją, dlaczego nie chciał nawet nic zjeść. Tu było naprawdę smacznie, a ona... Cóż. Zwykle przy jakimkolwiek spotkaniu zamawiała chociażby ciasto. Albo jakieś śniadanie, najlepiej nie typowo angielskie, bo nie przepadała za fasolką. Ale jakieś frankfurterki, jajka sadzone albo lepiej - tost z jajkiem po benedyktyńsku i łososiem wędzonym? To było niebo dla jej podniebienia. No ale skoro nie chciał jeść, to trudno: cukierków, które dostawało się z rachunkiem pewnie też nie zje, więc lepiej dla niej.

Gdy wróciła, chowała coś do kieszeni. Anthony'emu mignął kolorowy papierek. Szeleścił też jak papierek, więc... To musiał być papierek. Nie było to na pewno rachunkiem, ale prędzej jakimś słodyczem. Faye jednak miała od zawsze pewne zasady: najpierw główny posiłek, potem słodkości. Gdyby Shafiq postanowił się rozejrzeć, dostrzegłby miskę, która stała na ladzie - nie wysypywały się z niej cukierki, nie była też przezroczysta, ale ktoś właśnie tam sięgał ręką. Rozległ się szelest papierków.
- Do Związku Radzieckiego? - zmrużyła oczy, oparłszy złączone dłonie na blacie stolika. - To tam, gdzie jest pełno niedźwiedzi, nie? Słyszałam, że ten kraj jest ogromny, ale też niebezpieczny. Nie mam odpowiednich dokumentów, panie Shafiq. Poza tym nie wiem... Różne rzeczy słyszałam na temat traktowania tam ludzi. Obawiam się, że moja obecność mogłaby przysporzyć tylko kłopotów - nie potrafię gryźć się w język.
Wzmianki o morzach nie skomentowała. Zmarszczyła tylko lekko brwi. Nienawidziła wody. Morze... Morze czy ocean - ludzie nie powinni ani nad nimi latać, ani po nich pływać.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
11.11.2024, 20:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.12.2024, 10:30 przez Anthony Shafiq.)  
– Moja droga... dokumenty, nie są problemem, jeśli jest wola i głód przygody. Podobnie miejsce w które zamierzam się udać wyzbyte jest mugolskich uprzedzeń do nas Anglików prosto ze zgniłego Zachodu. – Lubił tę ciekawość w oczach, lubił te przyruchy, nieco psie, choć przecież klątwa nie sięgała tak daleko. Gdzieś jednak w Anthony spędzającym zbyt dużo czasu w Departamencie Kontroli Magicznych Istot narodziła się myśl, że to co nazywane było klątwami, łuszczycami, problemem z dzikością i owłosieniem w określonym czasie w miesiącu... to wszystko mogło być pokłosiem czegoś innego, czegoś głębszego, prymarnego. Jak bardzo był mieszczuchem, jak kochał wszystko co związane z cywilizacją, tak dzikość natury przyciągała go jak magnes, zwłaszcza gdy znajdowała odbicie w ludzkich oczach.

Miał słabość, o której wolał nie mówić.

– Nie miałbym z tym większych problemów, współpracowałem już z osobami o podobnych problemach co Ty – tak, tak, pamiętał że są wśród mugoli, sam nigdy nie nazwałby tego problemem, ale biurokracja uważała inaczej. Niemniej miał doświadczenie, którym mógł się pochwalić. Miał wiedzę, zgromadzone środki zaradcze... Nie z powodu niej, ale czemu niby nie miałaby być beneficjentem tego wnikliwego researchu z jego krukońskiej strony?

– Jest sporo czasu na zastanowienie Faye, nie chcę w żaden sposób wymuszać na Tobie odpowiedzi, ot... lubię Twoje towarzystwo, a czas nam go poskąpił ostatnio. – Zdawał się swobodny w mowie, zdawał się swobodny w gestach. Z tyłu głowy zastanawiał się zaś nad tym, czy Erik tu zagląda, czy może dziś byłby dzień, kiedy przekracza próg tego przybytku i unosi brwi zaskoczony. Jak brzmiałby jego głos? Czy przyznałby się w ogóle do tego, że się znają? Drzwi skrzypnęły i odwrócił się odruchowo, zdając sobie sprawę, że źle usiadł, a jego ruch był nazbyt widoczny. Musiał się zdecydowanie ogarnąć, nim wyjdzie ze sobą do "ludzi". Tu pośród mugoli, ściągnął tylko kilka zaciekawionych spojrzeń.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#10
14.11.2024, 19:41  ✶  
Uśmiechnęła się nieco zadziornie, a błysk w jej oku jasno powiedział Shafiqowi, że mimo iż Faye nie była ze środowiska politycznego, to doskonale potrafiła powiedzieć, gdy ktoś w zawoalowany sposób mówi jej, że przyspieszy pewne rzeczy lub też coś nie jest problemem.
- Tak pan mówi? Ze wystarczą tylko dobra wola i głód przygody? Czy może znajomość z kimś, kto ma lepsze znajomości? - zapytała słodko, z rozbawieniem, bez cienia pretensji w głosie. Nie oceniała go, przecież tak dokładnie działał ten świat: był nierówny i ci, którzy mieli koneksje, z reguły dostawali to, co chcieli. Nawet ona wiedziała, że nie warto z tym walczyć, a po prostu przekuwać na swoją korzyść. - Pomyślę nad tym. W sumie czemu nie, co prawda nie wiem jakie mogliby mieć uprzedzenia do Anglików, ale wystarczy mi, że Anglicy mają je do Szkotów. Proszę mi uwierzyć, że gdy tylko nie tak zaciągnę jakąś głoskę, to od razu zaczynają się docinki na temat spódnic w kratę czy włosów, które - proszę się przyjrzeć! - wcale nie są rude. Ale zdają się rudzieć, gdy tylko ktoś powiąże mnie ze Szkocją.
Wzruszyła ramionami. Jej włosy faktycznie nie były płomiennie rude, lecz kasztanowe. W odpowiednim świetle pewnie ktoś mógłby się pomylić i nazwać ją rudą, lecz skoro już poruszyła ten temat, to Anthony musiałby być niespełna rozumu, by teraz zacząć ją wyzywać od rudzielców.

Jedzenie kobiety oraz herbata dla Shafiqa pojawiły się dość szybko. Zapewne stek, który zamówiła, był odgrzewany, ale nie wyglądało na to, by zamierzała z tego powodu narzekać. Podziękowała kobiecie, a potem zabrała się do jedzenia. Pomna tego, że ma przed sobą kogoś o lepszych manierach niż ona sama, nawet poprawnie chwyciła widelec oraz nóż. O czym oni...
- To bardzo miłe! Też tęsknię za naszymi przypadkowymi spotkaniami, wie pan? Ostatnio rzadziej bywam w Ministerstwie, bo są strasznie uparci. Pan Rowle ma sporo na głowie, ale za to pan Johns... Zna go pan, prawda? Jest zwykłym pracownikiem, nie kimś ważnym, ale mam wrażenie, że mnie nie lubi. Wiedzą, że jestem... No, mam problem - ściszyła nieco głos, rozglądając się przezornie na boki. Wpakowała pierwszy, duży kawałek mięsa do ust. Przeżuła go - dzięki bogom - zanim zaczęła mówić dalej. - Niektórzy wciąż myślą, że nie powinni korzystać z mojej pomocy, bo jestem "niebezpieczna".
Na te słowa odłożyła na chwilę sztućce i zrobiła palcami znak cudzysłowu, prychając przy tym ostentacyjnie. Gdy zauważyła, że Anthony się odwraca, przekrzywiła głowę.
- Tu jest bezpiecznie, panie Shafiq. To jakiś odruch z pańskich podróży? Też takie mam, dlatego siedzę zawsze przodem do drzwi. Niektórych rzeczy nie da się wyplenić - rzekła nieco przemądrzałym tonem, kompletnie błędnie interpretując zachowanie mężczyzny. Dla niego pewnie i lepiej, sama włożyła mu dobrą wymówkę do ust. - Pewnie pana nie zdziwi fakt, że śpię z różdżką pod poduszką. I mam buty przy łóżku, zamiast przy drzwiach.
Znowu wpakowała kęs steka do ust, ale tym razem sięgnęła jeszcze po wodę, którą dostała.
- To... Ten Związek Radziecki. Po co w sumie tam jechać? Jest tam coś ciekawego poza zimnem i pajacami w śmiesznych czapkach? Jak one się nazywają... - pstryknęła palcami kilkukrotnie, marszcząc brwi. Ewidentnie nie mogła przypomnieć sobie nazwy tej śmiesznej czapajki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2986), Faye Travers (3048)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa