adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
—03/06/1972—
Anglia, Little Hangleton
Baldwin Malfoy & Anthony Shafiq
![[Obrazek: weurPqd.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=weurPqd.png)
Stwórco malownych twarzy, mocnom tobie winny,
Nad Stwórcę żywych więcej tyś dla mnie uczynny.
Szczęście, wzięte z mych ramion ukazem wyroku.
Ty, na wieki mojemu zapewniłeś oku.
![[Obrazek: weurPqd.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=weurPqd.png)
Stwórco malownych twarzy, mocnom tobie winny,
Nad Stwórcę żywych więcej tyś dla mnie uczynny.
Szczęście, wzięte z mych ramion ukazem wyroku.
Ty, na wieki mojemu zapewniłeś oku.
Powrót na stare śmieci niósł ze sobą zawsze chłodny wiatr od morza. Anthony nienawidził klimatu, który panował w Little Hangleton, dokładał więc wszelkich starań, by ostentacyjnie go ignorować. Najłatwiej przychodziło mu to latem, kiedy nawet wyspiarze mogli cieszyć się jakimkolwiek słońcem, a rośliny znajdujące się w jego ogrodzie nie musiały być magicznie wspomagane, żeby przeżyć.
Pierwsze dni były jak zawsze ciężkie, niemniej Lisa, stara dobra Lisa, skutecznie wypełniała jego kalendarz mało istotnymi spotkaniami. To, które miał mieć za moment, nie było aż tak nieistotne - w końcu od pracy malarza zależał komfort jego gości, a ten leżał mu na sercu bez względu na to cóż na prawdę o tych gościach myślał. Oczywiście, mógł powiedzieć: taki sam poproszę kolor, tylko ton jaśniejszy, ale to miał być inny rzemieślnik niż dziesięć lat temu, gdy skrzydło gościnne było budowane, a Anthony zawsze był ciekaw ludzi, którzy świadczyli dla niego usługi.
Zawsze mogło się okazać, że potrafią coś więcej...
Dlatego też przywdział życzliwą twarz w miejsce tej ostentacyjnie znudzonej, którą dostrzegł w porannym odbiciu. Księżniczka miała na dniach przybyć i rozpocząć z nim lekcje, całe biuro już zostało postawione na baczność w sprawie traktatu. Teraz trzeba zadbać o swoje gniazdko, zwane przez niektórych pieszczotliwie "naleśnikiem". Przeczesał dłonią przydługie włosy, kręcące się przy lekkim zawilgotnieniu powietrza w loki, wygładził zarost, którego zapewne na dniach będzie musiał się pozbyć, bo czuł w kościach, że Rosierowie nie będą z brody zbytnio zadowoleni.
– Ach Monsieur Malfoy jak mniemam? – Wergiliusz zaprowadził malarza od razu do ogrodów, gdzie wokół podłużnego i niezwykle płytkiego basenu czyniącego honory fontanny, za rzędami kolumn ukrywały się pokoje gościnne, ale też bliżej głównej rezydencji pokoje wspólne takie jak część dedykowana poczęstunkowi (żeby nie użyć słowa jadalnia), część dedykowana napitkowi i relaksacji oraz kamienna łaźnia. Wszystkie meble przykryte były jednak białymi prześcieradłami, zakłócając odbiór pomieszczeń. Znać jednak było daleko posuniętą inspirację cesarstwem rzymskim, żeby nie powiedzieć "zrzynką" z rozwiązań starożytnych. Całości wizerunku dopełniały rzeźby nawiązujące do mitologii i prężące się zielenią cyprysy, i tylko gospodarz nie powitał usługodawcy w todze i z wieńcem laurowym zdobiącym mu skronie. Zaburzał immersję.
– Bardzo miło mi pana poznać. Zaczniemy od małego przejścia się po skrzydle? Wierzę, że nie może się pan doczekać, aż zobaczy swoje płótno? – mówił lekko, ruszając w stronę arkad ścieżką, jakby odpowiedź rozumiała się sama przez sie. – Długo pan robi w zawodzie? – zagaił.
Pierwsze dni były jak zawsze ciężkie, niemniej Lisa, stara dobra Lisa, skutecznie wypełniała jego kalendarz mało istotnymi spotkaniami. To, które miał mieć za moment, nie było aż tak nieistotne - w końcu od pracy malarza zależał komfort jego gości, a ten leżał mu na sercu bez względu na to cóż na prawdę o tych gościach myślał. Oczywiście, mógł powiedzieć: taki sam poproszę kolor, tylko ton jaśniejszy, ale to miał być inny rzemieślnik niż dziesięć lat temu, gdy skrzydło gościnne było budowane, a Anthony zawsze był ciekaw ludzi, którzy świadczyli dla niego usługi.
Zawsze mogło się okazać, że potrafią coś więcej...
Dlatego też przywdział życzliwą twarz w miejsce tej ostentacyjnie znudzonej, którą dostrzegł w porannym odbiciu. Księżniczka miała na dniach przybyć i rozpocząć z nim lekcje, całe biuro już zostało postawione na baczność w sprawie traktatu. Teraz trzeba zadbać o swoje gniazdko, zwane przez niektórych pieszczotliwie "naleśnikiem". Przeczesał dłonią przydługie włosy, kręcące się przy lekkim zawilgotnieniu powietrza w loki, wygładził zarost, którego zapewne na dniach będzie musiał się pozbyć, bo czuł w kościach, że Rosierowie nie będą z brody zbytnio zadowoleni.
– Ach Monsieur Malfoy jak mniemam? – Wergiliusz zaprowadził malarza od razu do ogrodów, gdzie wokół podłużnego i niezwykle płytkiego basenu czyniącego honory fontanny, za rzędami kolumn ukrywały się pokoje gościnne, ale też bliżej głównej rezydencji pokoje wspólne takie jak część dedykowana poczęstunkowi (żeby nie użyć słowa jadalnia), część dedykowana napitkowi i relaksacji oraz kamienna łaźnia. Wszystkie meble przykryte były jednak białymi prześcieradłami, zakłócając odbiór pomieszczeń. Znać jednak było daleko posuniętą inspirację cesarstwem rzymskim, żeby nie powiedzieć "zrzynką" z rozwiązań starożytnych. Całości wizerunku dopełniały rzeźby nawiązujące do mitologii i prężące się zielenią cyprysy, i tylko gospodarz nie powitał usługodawcy w todze i z wieńcem laurowym zdobiącym mu skronie. Zaburzał immersję.
– Bardzo miło mi pana poznać. Zaczniemy od małego przejścia się po skrzydle? Wierzę, że nie może się pan doczekać, aż zobaczy swoje płótno? – mówił lekko, ruszając w stronę arkad ścieżką, jakby odpowiedź rozumiała się sama przez sie. – Długo pan robi w zawodzie? – zagaił.