• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[26 lipca 1972] Afterparty

[26 lipca 1972] Afterparty
IX. The Hermit
you're an angel and I'm a dog
or you're a dog and I'm your man
you believe me like a god
I'll destroy you like I am
Na ten moment nieco dłuższe, ciemnobrązowe włosy, które zaczynają się coraz bardziej niesfornie kręcić. Przeraźliwie niebieskie oczy, które patrzą przez ciebie i poza ciebie – raz nieobecne, zmętniałe, przerażająco puste, raz zadziwiająco klarowne, ostre, i tak boleśnie intensywne, że niemalże przewiercają rozmówcę na wylot – zawsze zaś tchną zimną obojętnością. Wysoki wzrost (1,91 m). Zwykle mocno się garbi, więc wydaje się niższy. Dosyć chudy, ale już nie wychudzony, twarzy nie ma tak wymizerowanej, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Nieco ciemniejsza karnacja, jako że w jego żyłach płynie cygańska krew: w jasnym świetle doskonale widać jednak, jak niezdrowo wygląda skóra mężczyzny, to, że jego cera kolorytem wpada w odcienie szarości i zieleni. Potężne cienie pod oczami sugerują problemy ze snem. Raczej małomówny, ma melodyjny, nieco chrapliwy głos. Pod ubraniem, Alexander skrywa liczne ślady po wkłuciach w formie starych, zanikających blizn i przebarwień skórnych, zlokalizowane głównie na przedramionach – charyzmaty doświadczonego narkomana – którym w innych okolicach towarzyszą także bardziej masywne, zabliźnione szramy – te będące z kolei pamiątkami po licznych pojedynkach i innych nielegalnych ekscesach. Lekko drżące dłonie, zwykle przyobleczone są w pierścienie pokryte tajemniczymi runami. Zawsze elegancko ubrany, nosi tylko czerń i biel. Najczęściej sprawia wrażenie lekko znudzonego, a jego sposób bycia cechuje arogancka nonszalancja jasnowidza.

Alexander Mulciber
#11
29.06.2024, 21:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2024, 21:40 przez Alexander Mulciber.)  
Co ja tu, kurwa, robię?

Postawił sobie proste ultimatum: jeżeli nie wymyśli, co zrobić ze swoim życiem po miesiącu chlania na umór we Francji, równie dobrze może ze sobą skończyć. A jednak, wciąż tutaj stał. Nie zawdzięczał tego Lorettcie. Nawet nie spojrzał w jej stronę. Nie musiał korzystać ze swego daru, by wiedzieć, czego chciała: być w centrum uwagi – dlatego prowokowała Alexandra w nieskończoność, dlatego wiecznie droczyła się z Louvainem, dlatego teraz przypatrywała się obojgu swoimi obsydianowymi oczyma – Loretta Lestrange nie istniała, jeżeli nikt na nią nie patrzył. Poszłabym za tobą wszędzie, mówiła mu czasem rzewnie, choć oboje wiedzieli, że to nieprawda. Nie wyszłaby za nim nawet z tego klubu, pieprzona manipulantka.

– Psie, czego szczekasz – rzucił znudzonym tonem. Spojrzał kątem oka na Dianę. Zmarszczył brwi. Co ona tu jeszcze robiła? Nie chciał, żeby patrzyła, jak zbiera wpierdol.

Alex był zmęczony.

Od samego początku uważał ten pojedynek za żart, za nieśmieszną farsę. Potrafił zrozumieć Louvaina: to, że chciał pokazać swoją siłę, desperacko udowodnić – może nawet bardziej sobie niż innym – że ma kontrolę, że jest kimś, z kim należy się liczyć. Nie możesz nazywać się mężczyzną, mawiał świętej pamięci ojciec Alexa ze szczytu stołu, w akompaniamencie trzasku kości, od których rękoma oddzielał mięso, jeżeli nie potrafisz zapanować nad własną rodziną. Uśmiechał się wówczas z wyższością, niedbałym gestem otłuszczonego palca sygnalizując służbie, by dolała dziwnie nieobecnej Selinie Mulciber wina doprawionego amortencją. Pieprzony hipokryta, zawsze musiał mieć rację. Alexander potrafił zrozumieć motywy Louvaina, ale za tym zrozumieniem nie krył się szacunek czy współczucie.

Gdyby Louvain przegrał, naraziłby się na śmieszność, ale – choć jego duma i miłość własna srogo by na tym ucierpiały – nie straciłby wiele w oczach opinii publicznej. Brat, który szlachetnie poświęca własną reputację, by bronić honoru siostry? Nawet Alexander znalazłby dla niego litość w sercu.
Gdyby udało mu się wygrać pojedynek z Nottem, miałby uwielbienie tłumu, ale rodzina Lestrange nie uniknęłaby obmowy. Gówniarz sam byłby sobie winny. Można byłoby pomyśleć, że powinien lepiej znać własną bliźniaczkę. Przecież ona potrafiła się tylko puszczać i mizdrzyć w blasku fleszy.
Na miejscu Philipa Notta przejęzyczyłby się niefortunnie w oficjalnych przeprosinach do prasy, których domagał się Lestrange: rzuciłby krótkim, ”przepraszam za to, że twoja siostra jest kurwą” (choć wymagało to szczątków inteligencji i poczucia humoru, a tych ten prostak nie posiadał), i czekał, aż gówniarz wybuchnie. Nawet przegrany, Nott śmiałby się ostatni: wystarczyłoby poczekać do następnego wydania “Czarownicy”, na plotkę o kolejnym romansie Loretty.
Być może remis był najbardziej honorowym wyjściem dla wszystkich.

Louvain Lestrange był głupcem.

Gdyby Mulciber chciał satysfakcji – prawdziwej satysfakcji – nigdy nie pozwoliłby na upublicznienie sprawy. Nigdy nie walczyłby honorowo. Nie cofnąłby się przed niczym, chcąc zadać jak najwięcej cierpienia. Przegrana nie wchodziła w grę. Czasem przerażało go, jak wiele podobieństw do ojca odnajdywał w sobie po latach. Już w szkole Ambrosia narzekała na jego problemy z agresją, obruszając się wściekle, kiedy tłukł chłopaków, którzy się z niej naśmiewali. Ale nawet ona widziała tylko to, co pozwolił jej widzieć. Wolał zresztą, by nie wiedziała, do czego jest zdolny – po cóż miałaby zaprzątać takimi myślami sobie swoją śliczną główkę? – że najbardziej brutalny bywał wtedy, kiedy wokół nie było żadnych świadków, kiedy wiedział, że nie obowiązują go żadne konsekwencje. Kiedy nie udzielał lekcji pokory, tylko lekcji bólu.

Nie chciał się bić z pierdolonym Louvainem. Nie chciał dawać mu satysfakcji. To ojciec powinien zdyscyplinować tego szczeniaka, nie on: on był zbyt, kurwa, zmęczony.

Gdyby tylko wiedział.

Zmełł w ustach kilka romskich przekleństw, kiedy mężczyźni rzucili się w jego stronę.

percepcja (4k): na unik
Rzut PO 1d100 - 67
Sukces!

aktywność fizyczna (2k): próbuję przypierdolić Louvainowi
Rzut N 1d100 - 20
Akcja nieudana


Kiedy tańczę, niebo tańczy razem ze mną
Kiedy gwiżdżę, gwiżdże ze mną wiatr
Kiedy milknę, milczy świat
Widmo
Wit Beyond Measure Is Man's Greatest Treasure.
Czarownica czystej krwi; jedna z czworga legendarnych założycieli Hogwartu. Posiadaczka słynnego diademu, obdarzającego niezwykłą mądrością.

Rowena Ravenclaw
#12
07.07.2024, 15:24  ✶  
Spostrzegawczość Alexandra pozwoliła mu w porę zareagować na cios wyprowadzony przez Atreusa, jednak nie wystarczająco szybko, aby mu zapobiec. Atreus trafił Mulcibera w twarz - nie z takim impetem, z jakim planował, jednak na tyle mocno, żeby ten poczuł w ustach charakterystyczny metaliczny smak krwi, a przed oczami zamigotały mu setki gwiazd. Oszołomiony nie zauważył momentu, w którym do ataku dołączył Louvain, który wykorzystując swoją przewagę kopnął go w piszczel. Nie był to szczególnie mocny cios, ale sprawił, że Alexander się zachwiał i kiedy chciał odpłacić się pięknym za nadobne - jego pięść przeszyła tylko powietrze.

Oznaczcie mnie na serwerze, albo w ostatnim poście, kiedy moja ingerencja będzie znów potrzebna  Słodziutki @Atreus Bulstrode @Louvain Lestrange @Alexander Mulciber
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#13
07.07.2024, 21:48  ✶  
Atreus był czasem bardzo prostym człowiekiem, co w tym momencie sprowadzało się głównie do tego, że no nie mógł po prostu patrzeć na te mordę Mulcibera w stanie nieobitym. Alexander i tak sam w sobie wyglądał zwyczajnie żałośnie, nosząc w sobie nieodzowne znamiona wyplutego z rynsztoka ćpuna, które nieudolnie próbował zatuszować czystą koszulą, gładko ogolonymi policzkami czy szmirowskimi pierścionkami, w które ubierał palce. Ale to nie wystarczyło. Brak zarostu uwydatniał zapadniętą skórę, a czysty materiał nudnej koszuli, która nosiła pewnie połowa Londynu, pogłębiał cienie pod oczami i ziemistą cerę. Błyszczące ozdoby natomiast, tylko przyciągały wzrok do drżących momentami rąk, a pewnie gdyby Bulstrode odpowiednio blisko się nad nim nachylił, dałoby się wyłapać ten lekki, charakterystyczny zapach popiołu.

Tu nie chodziło ani o Lorettę, ani o Louvaina - oczywiście, zaangażowanie przyjaciela w tą całą sprawę niewątpliwie stanowiło idealny wręcz zapalnik do zaczęcia całej zabawy, ale był to tylko powód którego Atreus szukał już chyba od maja. Nie zależało mu na samym pierścionku - to była zaledwie przypadkowa błyskotka, zgarnięta podczas rozgrywki w karty, która tego samego wieczoru poskutkowała oświadczynami Elaine. Chodziło o sam fakt, że było coś w tym jak sam Mulciber się nosił. Jak obrzydliwym wydawał się człowiekiem.

Alexander niekoniecznie zwracał na niego uwagę, bardziej koncentrując się na Lestrange'u, ale Bulstrode nie miał mu tego za złe. Próbował to nawet wykorzystać, by znowu uderzyć Mulcibera, ale tym razem w brzuch.

af + walka wręcz, na bicie alexandra w brzuszek
Rzut Z 1d100 - 9
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 86
Sukces!
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#14
20.07.2024, 23:00  ✶  

Zawsze grał wszystko na jedną kartę, nawet jeśli tą kartą był Głupiec. Żadnych półśrodków, żadnych wahań. Wyłącznie zwycięstwo za wszelką cenę. Zawsze miał zbyt wiele do stracenia, by pozwalać innym na drwiny. To śmieszne jak dziecinnie prosty był do sprowokowania. Za każdym jebanym razem wyglądało to tak samo, choć kończyło się różnie. Czasem wygrywał, bo goście nie byli przygotowani na szczeniacką absolutną furię. Jakby za tą jedną kurwę wycelowaną w Lorettę zamierzał poświęcić własne i cudze życie. Czasem obskakiwał wpierdol, bo ktoś był zwyczajnie lepszy. Wtedy nauczył się, że gorycz porażki jest bardziej dobitna, niż radość zwycięstwa. Chociaż nawet z tą wiedzą nigdy się nie nauczył, nie wyciągnął żadnych wniosków.

On odstawiał białego rycerza, Loretta robiła co chciała, nie robiąc sobie z tego nic, że jej brat zdziera knykcie do kości za jej bajzel. Tak wyglądała ich dynamika, i chociaż ojciec powinien uczyć powściągliwości tej drugiej, to wolał wpierdolić Louvainowi. Tak żeby dobrze pamiętał, że żaden dupek z Hogwartu nie pobije go tak, jak ojciec po porażce. I to wydawało mu się zdrowe, że tak powinno być. Leczyło go jedynie wartość dodana do tego męczeństwa, jako że postępuje słusznie jako brat i jako mężczyzna. Że za bliźniacze grzechy winien pokutować własną krwią i tylko to się liczyło na końcu.

A wyzwanie Filipa do pojedynku było o tyle wygodniejsze, że po prostu był osiągalny. Zresztą musiał stosować wykładnie co do swoich rywali i wrogów. Nie mógł wszystkich nienawidzić tak sam, bo wtedy wychodziło jakby tak naprawdę nie nienawidził żadnego. Z Nottem mógł się pojedynkować, bo było to adekwatne do niechęci jaką do niego żywił. Alexandra mógł traktować podeszwą buta, bo właśnie to było adekwatne do tego co o nim sądził. Był jak psie gówno, które przyczepiło się do podeszwy. Niby mały nieznaczący, ledwie widoczny, a roznosił smród nie do pominięcia. Tym razem jednak odpuścił kolejne kopnięcia. Widząc jak niecelnie spróbował się na niego zamachnąć, od razu wycelował proste na na jego głowę.


rzut na af, walka wręcz, pięścią na mordę Alexa
Rzut Z 1d100 - 66
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 93
Sukces!
IX. The Hermit
you're an angel and I'm a dog
or you're a dog and I'm your man
you believe me like a god
I'll destroy you like I am
Na ten moment nieco dłuższe, ciemnobrązowe włosy, które zaczynają się coraz bardziej niesfornie kręcić. Przeraźliwie niebieskie oczy, które patrzą przez ciebie i poza ciebie – raz nieobecne, zmętniałe, przerażająco puste, raz zadziwiająco klarowne, ostre, i tak boleśnie intensywne, że niemalże przewiercają rozmówcę na wylot – zawsze zaś tchną zimną obojętnością. Wysoki wzrost (1,91 m). Zwykle mocno się garbi, więc wydaje się niższy. Dosyć chudy, ale już nie wychudzony, twarzy nie ma tak wymizerowanej, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Nieco ciemniejsza karnacja, jako że w jego żyłach płynie cygańska krew: w jasnym świetle doskonale widać jednak, jak niezdrowo wygląda skóra mężczyzny, to, że jego cera kolorytem wpada w odcienie szarości i zieleni. Potężne cienie pod oczami sugerują problemy ze snem. Raczej małomówny, ma melodyjny, nieco chrapliwy głos. Pod ubraniem, Alexander skrywa liczne ślady po wkłuciach w formie starych, zanikających blizn i przebarwień skórnych, zlokalizowane głównie na przedramionach – charyzmaty doświadczonego narkomana – którym w innych okolicach towarzyszą także bardziej masywne, zabliźnione szramy – te będące z kolei pamiątkami po licznych pojedynkach i innych nielegalnych ekscesach. Lekko drżące dłonie, zwykle przyobleczone są w pierścienie pokryte tajemniczymi runami. Zawsze elegancko ubrany, nosi tylko czerń i biel. Najczęściej sprawia wrażenie lekko znudzonego, a jego sposób bycia cechuje arogancka nonszalancja jasnowidza.

Alexander Mulciber
#15
15.09.2024, 18:48  ✶  
Umysł wyprzedzał ciało. Nie zdążył uchylić się przed ciosem Atreusa, a ból w szczęce był tym bardziej irytujący, bo nachodził go w dwójnasób: jako fantomowa sensacja z jego wizji i nieprzyjemne, tępe uczucie rozlewające się pulsująco na niemalże całą twarz. Poczuł znajomy smak krwi w ustach. Kiedyś powitałby go jak starego przyjaciela, teraz splunął z obrzydzeniem na ziemię. Ślina podbarwiona była czerwienią. Zachwiał się, próbując wyprowadzić pięść w jego stronę: nie spodziewał się, że kopnięcie Louvaina tak silnie wytrąci go z równowagi, ale mógł za to winić tylko siebie – ostatni miesiąc spędził na dnie butelki i własnej egzystencji. Po powrocie z Francji zaszył się na kilka dni w Yorkshire, czekając, aż wytrzeźwieje na tyle, by móc się normalnie teleportować, ale wydarzenia dzisiejszego dnia znów uczyniły go niemalże pijanym – ze złości. Musiał się opanować.

Skupił się teraz na Bulstrodzie, który wydał się na ten moment poważniejszym zagrożeniem. Uderzenie w twarz wytrąciło Alexandra z równowagi. Wcześniej zaślepiły go emocje, ale teraz – w tej krótkiej chwili, przed wymianą ciosów – realnie ocenił swoje szanse: wyszkolony auror z doświadczeniem w terenie był trudniejszym przeciwnikiem od podrzędnego miotlarza, nieważne, jak bardzo tamten miał ochotę pokazać swojej pojebanej siostruni, jak wyciera Alexandrem posadzkę. Louvain był dla niego nikim. Louvain był tylko szczeniakiem, którego wystarczyłoby strząsnąć porządnie za kark, żeby przestał srać na środku salonu. Nikt nie pokusił się, by nauczyć go odpowiednich komend, może dlatego wiecznie żebrał o atencję u stóp Loretty, skamląc żałośnie, by wzięła go na kolana i podrapała za uchem. Och, Loretta – kompletnie zapomniał o Lorettcie – tak jak ona zapomniała, że w obowiązku żony leżało dochowanie wierności mężowi. Czy ona w ogóle dalej stała obok, czy dokonała kolejnej rotacji i zniknęła z Philipem w zaułku za klubem? Między Louvainem a nim, który z nich był większym głupcem: ten, który wiecznie jej bronił, czy ten, który ją poślubił?

percepcja – niby walka wręcz, a jednak unik jak pizda
Rzut PO 1d100 - 3
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 8
Akcja nieudana


Kiedy tańczę, niebo tańczy razem ze mną
Kiedy gwiżdżę, gwiżdże ze mną wiatr
Kiedy milknę, milczy świat
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#16
17.09.2024, 23:41  ✶  
Dwóch na jednego. To nie była walka, którą Alexander mógłby w jakikolwiek sposób wygrać. Nie wtedy, gdy obydwaj przeciwnicy już właściwie go dopadli. Jeden był wyszkolonym i wprawionym w walce aurorem, drugi potrafił walczyć na pięści i był spragniony zwycięstwa.
To może nie była nawet kwestia zbyt późnego dostrzeżenia zagrożenia – zbliżającą się do twarzy pięść Louvaina, Alexander dostrzegł całkiem dobrze. Najpierw zmysłem wzroku, później dotyku i powonienia, wreszcie słuchu. Dosłownie zadzwoniło mu w uszach, metaliczny smak krwi w ustach tylko się pogłębił, skutkując już nie delikatnym rozcięciem, ale większą raną. Ta rana od zewnętrznej strony policzka miała zaowocować całkiem niedługo potężnym, ciemnym zasinieniem, rozlewającym się po twarzy w takt palców Lestrange’a.
Mniej więcej w tym samym momencie, w którym nastąpiło uderzenie Louvaina, uderzył też Atreus. I znowu celnie. Tym razem w brzuch. Alexander po raz kolejny poczuł ból, choć zupełnie inny. Nie piekący i smakujący krwią, ale tępy i oszałamiający, odbierający tlen w płucach i zmuszający do zgięcia się w pół. Tu też czekał na niego w niedługim czasie potężny siniak, ale – paradoksalnie – uderzenie mogło mieć jeszcze gorsze skutki niż to wyżej. Chwilowe obicie twarzy, nijak się w końcu miało do potencjalnego połamania żeber, obicia śledziony lub jelit.
Tak czy inaczej, nie był w stanie już ani bronić się, ani walczyć z przeciwnikami dalej.

Patrząc po rzutach (i już nawet nie doliczam +10 za umiejetność walki wręcz) to mamy: oba ataki silne sukcesy oraz obrona zakończona dwiema porażkami (jedna bliska krytycznej, druga również nie do wybronienia).
Tak na przyszłość: Alexandrze, nie doliczę ci 10 punktów za walkę wręcz, kiedy rzucasz na percepcję (walka wręcz to umiejętność połączona z aktywnością fizyczną).


@Atreus Bulstrode @Louvain Lestrange @Alexander Mulciber

Zakładam, że moje interwencje nie będą już potrzebne w tym wątku. Jeśli będzie inaczej - oznaczcie mnie po ostatnim poście w turze.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#17
18.09.2024, 01:32  ✶  
Niby było dwóch na jednego, ale Atreus oczekiwał, że Mulciber będzie stawiał... w sumie to jakikolwiek opór. Ale zamiast tego to miotali nim jak szmacianą laleczką, robiąc z nim co tylko chcieli. Gdyby im się zamarzyło, to i tak ogłuszony już Alexander zaraz dostałby kolejne baty, już leżąc na podłodze i pewnie nie do końca rozumiejąc co się dzieje, za każdym kolejnym kopniakiem lub wyprowadzonym ciosem. Bulstrode czuł niedosyt, który namawiał go do obrania właśnie takiej taktyki - zapewnienia sobie odpowiedniej ilości wrażeń, wyładowania wszystkich frustracji i zwyczajnie skorzystania z okazji, ale mimo tego cichego głosiku, który brzęczał gdzieś w jego głowie, nie zrobił tego.

Kiedy uderzył go w brzuch, zrozumiał że Mulciber nie będzie stawiał już jakiegokolwiek oporu, tym samym powstrzymując się przed następnym uderzeniem, nawet jeśli dłoń wciąż miał zwiniętą w pięść. Odetchnął, przez moment przyglądając się tylko mężczyźnie i w sumie rozważając, czy kiedykolwiek w życiu spotkał kogoś kto swoją obecnością psułby krew dosłownie wszystkim wokoło. On sam głównie czuł obrzydzenie. To najgorszego sortu, które przychodziło kiedy widziało się karalucha, albo szczura który właśnie wypełzł z kanalizacji, będąc jednocześnie świadomym jak brudne i przynoszące tylko choroby było to stworzenie. Mulciber mógł próbować, ale był zgnilizną, która niekontrolowana musiała się rozprzestrzeniać - sam nawet nie miał na to większego wpływu. Był jakimś pokrętnym efektem wtórnym momentu, kiedy jego rodzina postanowiła wpełznąć na Podziemne Ścieżki, unosząc się dumą. Cóż, było widać do czego mogło to doprowadzić.

Był pewien, że Loretta, ewidentnie zapatrzona z jakiegoś powodu w to ścierwo, oddana swojej domenie sztuki, odnajdowała w nim jakieś cechy bohemy, ale kurwa, Alexander był w takim środowisku co najwyżej śmietnikiem, do którego zrzygał się jakiś rozpity artysta, a drugi się tam z kolei zesrał bo pomylił go ze sraczem.

Atreus spojrzał na Louvaina, ciekawy co ten teraz zrobi. Czy przestanie, czy może okaże się niepomny na to, że Mulciber nie był zbytnio w stanie stawiać już jakiegokolwiek oporu. Ale też nie zamierzał reagować zawczasu, dając przyjacielowi szansę na ostatni cios. Ale po chwili, Bulstrode spojrzał dalej, przetaczając spojrzeniem dookoła, po niektórych twarzach ciekawskich gapiów, którzy ewidentnie też podłapali, że tak jak do tej pory potyczka mogła być co najwyżej nie fair, ale wciąż sprawiała przyjemność, tak teraz szybko mogła się zmienić w katowanie.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#18
13.10.2024, 22:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 14:16 przez Louvain Lestrange.)  

To wisiało w powietrzu. Czuł to odkąd tylko zszedł z areny po pojedynku. Lestrange nie był osobą która potrafiła przepracować tak silnie negatywne odczucia wewnątrz siebie. A kiedy tylko dostrzegł wśród widowni tę paskudną, cygańską mordę, już wiedział, że ten wzburzony w nim gniew będzie musiał eksplodować. Miał to centralnie w dupie, czy ktoś pomyślał, że ta bijatyka była nie uczciwa, bo dwóch rzuciło się na jednego. To zbyt małostkowe, żeby przejmować się takimi bzdurami. Dla niego, jak zawsze zresztą, liczyła się jedynie wygrana. Ten wieczór i tak już utwierdził go w tym przekonaniu, że honorowe postępowanie tylko oddala go od upragnionego zwycięstwa nad wrogiem.

Nie sądził jednak, że rozłożenie Alexa na łopatki przyjdzie im tak łatwo. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że może nawet i bez pomocy Atreusa, udałoby mu się ubić te romską mordę, niczym schab na kotlety. Stojąc jednak nad ogłuszonym truchłem już za życia, mógł być wdzięczny przyjacielowi za jedno. Za to, że rozpoczął ten akt przemocy za niego. Za te wszystkie bezeceństwa, które rzucił w jego stronę, miał najszczerszą ochotę ogrzać się od trzewi Mulcibera tu i teraz. Ale gdyby to Louvain pierwszy wymierzyłby cios, dałby mu właśnie to czego pewnie podskórnie oczekiwał. Nie chciał dawać mu satysfakcji z tego, że jego słowa w niego trafiały. Nie chciał ich w żaden sposób legitymizować. Jednocześnie nie potrafiłby mu odpuścić. Gdyby nie zrobiłby teraz nic, oznaczałoby że można po nim jeździć jak po burej suce. A na to nie mógł nikomu pozwolić, zwłaszcza takiemu ściekowi jak Alexander. Chociaż ta szmaciana lalka z podłogi zapewne nie wyciągnie z tego żadnej lekcji, to musiał się liczyć, że pogrywanie z nim zawsze ma swoje konsekwencji. Nawet jeśli dzielili to samo znamię.

Powstrzymał się od kolejnego ciosu widząc jak właśnie wspólnie zgasili światło u tej mendy. Zastygł w bezruchu na moment wpatrując się w jego bezwładną postać, ciesząc się każdym ujęciem z tego kadru. Jego niemoc była jak panaceum na wszystkie bolączki swojego własnego ego. W końcu przeniósł wzrok na Bulstrode, kiedy i do niego wróciła pobitewna przytomność. W oczach Lestranga pojawiło się wtedy coś łagodnego, coś co zwykle nie gościło na jego chyżym pysku. Spojrzenie nacechowane nutą wdzięczności, które na jego licu pasowało jak wół do karocy. Nie w jego stylu było składanie podziękowań na głos, ale tym spojrzeniem chciał wyrazić wdzięczność. Wdzięczność, że mógł na niego liczyć.

- Zrywaj się stąd. - polecił kumplowi, dość pobłażliwym jak na siebie tonem. Instynktownie zmarszczył brwi i wrócił spojrzeniem na swój przyszły obiekt deliktu. - Nie potrzebujesz tego... Dookreślił się, najzwięźlej jak potrafił. Atreus dobrze go znał i wiedział, że łaska i wybaczenie nie leżą w jego naturze. Skoro już natrafiła się taka okazja do wyrównania wspólnych rachunków między Lestrangem i Mulciberem, nie zamierzał odpuścić takiej okazji w żadnym wypadku. Auror i tak już nadużył w pewnym stopniu godności swojej rangi rozpoczynając klubową zadymę. A to co planował Louvain, daleko wykraczało poza to, na co funkcjonariusz mógł przymknąć oko. I tak już wiele dla niego zrobił, nie było potrzeby dokładania mu kolejnych problemów. No i bezpieczniej dla nich obu było, żeby Atreus nie był świadkiem tego co zamierzał dalej zrobić z romskim psem.

Podszedł bliżej do rozbrojonego oponenta. Pochylił się nad nim podciągając mu powieki, by upewnić się jak bardzo jest nieobecny ćpuński książę. Nie odnalazłszy w jego gałkach większej reakcji na tak oczywisty bodziec, uśmiechnął się szatańsko nad poległym. W końcu przypomniał sobie, gdzie się tak właściwie znajdują. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł wcale nie tak mało ciekawskich i wścibskich spojrzeń pozostałych klubowiczów tego wieczoru. Rzucił też gniewne spojrzenie w kierunku Diany oraz Loretty, jeśli wciąż stały gdzieś obok, jasno komunikując, że ich rola w tym przedstawieniu również dobiegła końca i tak jak nie reagowały dotychczas, nie powinny reagować dalej.

Przerzucił sobie koleżkę lowara przez ramię i zaprowadził ich do klubowej toalety. Obsługa, czy nawet ochrona nie reagowała przesadnie, w końcu miał ich w kieszeni, a oni mieli w kieszeniach jego pieniądze. Mógł się razem z nim gdzieś aportować, ale ryzykowałby wtedy rozczepieniem, swoim albo tego drugiego. Zresztą potem i tak musiałby go gdzieś podrzucić, żeby ktoś mógł go znaleźć. Po co robić sobie więcej kłopotów, kiedy za zamkniętymi drzwiami ubikacji, mógł zrobić to samo. No i jego paskudny cygański grymas idealnie komponował się z rozlaną po posadzce uryną.

Na początek chlusnął mu zimną wodą z kranu w twarz, żeby odzyskać chociaż kawałek jego przytomności. Co to za przyjemność pastwić się nad bezbronnym, jeśli ten prześpi cały seans. Potem splunął na niego, tak po prostu, bo już nic go nie ograniczało. - No i gdzie ten twój absolut? Gdzie są teraz twoi bogowie, co? Mówił dość spokojnie, ale ubierając każdy możliwy akcent w szyderę ile tylko mógł, a miał jej całkiem sporo. - Taki byłeś wcześniej wyszczekany kundlu, a teraz ledwo łapiesz oddech. Może potrzebujesz pomocy? Zaśmiał się ironicznie i wyciągnął różdżkę. Przyłożył mu ją do szyi i wycelował dość dokładnie w jego tchawice. Zaklęciem translokacji zamierzał zadać mu trochę, może trochę więcej bólu. Intencja była czysto nienawistna, więc z intencji nacechowana czarną magią. Poruszał jego organem w różne strony, odbierając mu możliwość oddechu. Upajał się zadawanym mu bólem, aż mimowolnie przez usta wybijał się język w śmierciożerczym instynkcie. Gdyby tylko mógł uwolniłby go teraz od ciążących okowów człowieczeństwa. - Twoja śmierć to jedyne co masz do zaoferowania światu. - rzucił nagle, odrywając w końcu różdżkę od Alexandra.

Może to był właśnie ten moment? Ten dzień kiedy powinien odebrać magią życie po raz pierwszy? Na pewno zrekompensowałoby mu to wszystkie zadry których dopuścił się ten brud w jego kierunku. Jednak czuł też, ze śmierć to za mało. Może i zapobiegłoby to kolejnym takim wybrykom, może nawet udałoby mu się uratować przed nim Lorette. Mimo wszystko czuł, że nie zwróciłoby mu to spokoju ducha. W jego odczuciu ten rzyg i tak był już częściowo martwy, kwestia czasu kiedy doigra się swojego, a do tego czasu może jeszcze pocierpieć. Zdecydowanie większą karą dla niego będzie łaska. Łaska właśnie z jego rąk, litość nad jego marnym żywotem. Ten głupi gówniarz, braciszek Loretty, który nie zdołał nawet poskładać Notta, zamierzał mu teraz odpuścić, jak drapieżnik, który wzgardza napotkaną padliną.

Szarpnął go za lewą rękę, podwijając materiał zasłaniający jego lewe przedramię. Machnął raz różdżką, by rozproszyć maskujące zaklęcie mrocznego znaku. Pokręcił pogardliwie głową ze zrezygnowaniem widząc dobrze znajomy mu symbol. - Musiał być bardziej naćpany od ciebie, kiedy ci to dawał... - syknął pogardliwie. W swojej bezczelności i nienawiści zdążył nawet obrazić tego, o którym nigdy wcześniej nie wypowiadał się w ten sposób. Jednak tej jednej rzeczy nie potrafił zrozumieć w postępowaniu Czarnego Pana, dlaczego postanowił obdarować go tym najwyższym wyróżnieniem. Jak ktoś kto nawet nie szanował własnej krwi, miał szanować cokolwiek innego? Wpatrywał się przez moment w znamię, aż do głowy wpadł mu pewien pomysł.

Musi mu zostawić jakąś pamiątkę po tej nocy, coś co będzie mu przypominać o jego słabości. Złamane kości mogły odrosnąć, a rany mogły się zagoić. Potrzebował czegoś lepszego, czegoś ponad to. Skoro tak lubił te wszystkie wróżby, symbole i przepowiednie, skoro tak bardzo żył postacią cygańskiego wieszcza to chęcią dorzuci mu coś od siebie.

Z nordyckimi runami spotkał się po raz pierwszy w o wiele zimniejszą noc, niż ta lipcowa. Pewnie nigdy by się sam z siebie tym nie zainteresował, gdyby Millie nie wymalowałaby mu Dagaz czarną krwią Blacków na jego czole. Wtedy jeszcze nie miał pojęcia co to miało znaczyć, po prostu potraktował to jak manifestację jej szaleństwa, jedną z wielu których wtedy go uraczyła. Kiedy wreszcie dotarł do zapisków które wytłumaczyły mu czym był ten symbol, jakie miało to znaczenie, był jeszcze bardziej zdezorientowany. Równowaga? Na cholerę mu ona była potrzebna? Domyślał się, że to jej wróżba dla niego, bo wszystkie Trelawney, te cholerne limbogirls, miały wróżbiarstwo we krwi. Przypisała mu najbardziej pozytywną runę z wszystkich możliwych, więc potraktował to po prostu jak drwinę z niego. W momencie kiedy zaciągał się do mrocznych potęg, ta wariatka życzyła mu wręcz odwrotności tego, czego pragnął najbardziej.

Dopiero pochylając się nad swoim największym wrogiem, źródłem najmroczniejszych barw swojej aury dotarło do niego przesłanie tamtej wróżby. Teraz wydawało się to takie proste. Jeśli kiedykolwiek miał zachować równowagę, wykazać się empatią, wydobyć z siebie chociaż te szczątkowe ilości optymizmu, to była to właśnie najlepsza okazja. Oczywiście z dużym przymrużeniem oka, bo nie byłby sobą gdyby nie zrobiłby tego we własnym stylu. Oszczędzi go, ale wyłącznie po to by upokorzyć.

Gwałtowna zmiana i transformacja wewnętrzna, zupełnie jak Hagalaz. Właśnie to zamierzał wypalić mu na lewym przedramieniu, tuż nad mrocznym znakiem. Kolejny symbol, by oznaczyć go sobie jak bydło, któremu nie nadaje się imion tylko numer seryjny przed ubojem. Tak jak spadł na Alexa grad ciosów, który powinien doprowadzić do upadku ostatecznego, niech będzie momentem na przewartościowanie swojego życia. Czy będzie coś bardziej upadlającego, niż życiowa lekcja od paniczka którego tak nienawidził? Bo właśnie zamierzał go pouczuć nad własnym postępowaniem. Dwie poziome kreski, ułożone równolegle obok siebie i jedna ukośna, łącząca je ze sobą. Ciągnął różdżką po jego skórze po raz kolejny tego dnia, wypalając żywym ogniem nordycką runę. Nie zamierzał teraz nic mówić do niego, niech zrozumie przesłanie tej wiadomości kiedy wróci już do normalności. W końcu przyjdzie do niego sens tego co mu zostawił na skórze, z czasem, najpewniej w samotności. Zrobi z tym co sam uzna za słuszne, Louvain i tak już czuł się wygranym w tym momencie.

W końcu odstąpił od umęczonego Alexa. Ukontentowany spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Poprawił włosy, kołnierz w koszuli i wygładził pomiętą szatę na sobie. - To tylko sen? A może już koszmar? Rzucił w przestrzeń, niby do swojego odbicia, ale jakby pijąc do wiadomej maksymy. Chciał jakoś zgrabnie zaakcentować tę jakże uroczą końcówkę ich wspólnej chwili. Ostatnia złośliwość przed zniknięciem, a potem zostawił po sobie jedynie świst powietrza od aportacji.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Louvain Lestrange (3334), Alexander Mulciber (2994), Diana Mulciber (717), Loretta Lestrange (543), Atreus Bulstrode (1532), Rowena Ravenclaw (118), Norvel Twonk (302)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa