– Żartujesz? Nigdzie się nie wybieram – odparła, szczerze zdumiona, że brat w ogóle sugerował, żeby sobie poszła, kiedy nad ich głowami zalśniły księżyc i gwiazdy, a zarys Hogwartu zdawał się wyraźniejszy niż wcześniej.
Jakiś chłód wkradł się w spojrzenie Brenny, gdy Erik wspomniał o Avery: bo przecież nie widziała jej od dawna, nawet pytała o nią hrabiego, a i teraz, gdy się rozglądała, nie mogła jej nigdzie dostrzec. Hrabia, Ministra, Bletchley, byli na widoku, spróbowała jeszcze wypatrzyć młodego Poltera. Nie patrzyła już na brata: w zwykłych okolicznościach pewnie poświęciłaby mu znacznie więcej uwagi, jak zwykle na takich przyjęciach, nawet jeżeli występowali na nich najczęściej jako goście, ale w tej chwili… w tej chwili myślała tylko o tym, dlaczego zdjęto tę barierę.
Błąd?
Ktoś chciał zepsuć koncert, by dać nauczkę za zatrudnienie mugolaka?
Ktoś miał się tutaj aportować?
Ktoś miał aportować się stąd?
– Kurwa, nie ma jej nigdzie. Erik, błagam, pilnuj ministry. Uważaj na Malfoya i tego Francuza, a poza tym uwaga na Portera, złaził już z posterunku. Idę ją znaleźć albo kogoś poślij – rzuciła, zerkając kontrolnie na obu mężczyzn, gdyby chcieli zaprotestować albo mieli inne plany. Nie miała pojęcia, gdzie szukać kobiety, ale widziała właściwie tylko dwie opcje: albo odeszła nieco dalej, w mrok, jak zrobili wcześniej hrabia i młody Brygadzista, czy na moment ona i Atreus, albo była w namiocie, rozstawionym przy brzegu. Brenna zamarła jednak jeszcze na moment widząc, że Fortinbras rusza ku towarzystwu przy Ministrze – bo jeżeli brat by tam nie ruszył, i to szybko, to chyba nie powinna biec jednak ku jezioru...