Herbaciarnia na Pokątnej
Niestety, nie mam żadnego talentu, który mógłby pomóc w ocaleniu jej, a przez to czuję się jeszcze bardziej winna.
Te piękne, ale brutalne słowa, odbijały się echem w jego czaszce. Czy Daphne naprawdę nie miała żadnych talentów, które mogłyby pomóc Victorii? Czy może jego kuzynka, jak reszta z rodziny, ukrywała coś przed nim? Nie wiedział - ale wiedział jedno: skoro napisała do niego, że zaniedbali rodzinne koneksje, musiał odpowiedzieć. Nie po to pracował całe lato nad tym, by wyprostować pewne sprawy, by przez kilka potknięć znowu coś zaprzepaścić. Skoro Daphne chciała się z nim spotkać: był cały jej.
Wysłał jej wcześniej adres herbaciarni na Pokątnej. Może w listach to nie wybrzmiało, ale był ogromnie wdzięczny młodszej z sióstr Lestrange, że wybrała herbaciarnię, a nie kawiarnię. Kawę pił wtedy, gdy musiał - nienawidził jej zapachu, jej smaku. Nienawidził tego posmaku, który zostawiała, nienawidził tego osadu na zębach. I oczywiście: herbata robiła to samo, ale w dużo łagodniejszy sposób. Może dlatego ją preferował? W zależności od doboru liści i parzenia oraz dodatków można było zrobić wszystko: od opóźnienia wyrzutu energii po... osad na zębach, którego nienawidził.
Specjalnie wybrał lokal, który pachniał Azją. Spokojna, cicha muzyka sączyła się z gramofonu, a pięć stolików było pustych - on zajmował szósty. Co jakiś czas wpadały tu pojedyncze osoby, ale brały coś na wynos. Ta herbaciarnia była połączona z cukiernią i chociaż to wybitnie mu nie pasowało, to zgodził się sam ze sobą, że smak zwiniętych listków był tu lepszy, niż gdziekolwiek indziej. Po raz kolejny tego wieczoru uniósł głowę. Daphne miała jeszcze co najmniej kwadrans. On z reguły był przed czasem.