• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[1.09.1972] Levitating | Rodolphus, Daphne

[1.09.1972] Levitating | Rodolphus, Daphne
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
03.11.2024, 03:16  ✶  
1 września 1972
Herbaciarnia na Pokątnej

Niestety, nie mam żadnego talentu, który mógłby pomóc w ocaleniu jej, a przez to czuję się jeszcze bardziej winna.

Te piękne, ale brutalne słowa, odbijały się echem w jego czaszce. Czy Daphne naprawdę nie miała żadnych talentów, które mogłyby pomóc Victorii? Czy może jego kuzynka, jak reszta z rodziny, ukrywała coś przed nim? Nie wiedział - ale wiedział jedno: skoro napisała do niego, że zaniedbali rodzinne koneksje, musiał odpowiedzieć. Nie po to pracował całe lato nad tym, by wyprostować pewne sprawy, by przez kilka potknięć znowu coś zaprzepaścić. Skoro Daphne chciała się z nim spotkać: był cały jej.

Wysłał jej wcześniej adres herbaciarni na Pokątnej. Może w listach to nie wybrzmiało, ale był ogromnie wdzięczny młodszej z sióstr Lestrange, że wybrała herbaciarnię, a nie kawiarnię. Kawę pił wtedy, gdy musiał - nienawidził jej zapachu, jej smaku. Nienawidził tego posmaku, który zostawiała, nienawidził tego osadu na zębach. I oczywiście: herbata robiła to samo, ale w dużo łagodniejszy sposób. Może dlatego ją preferował? W zależności od doboru liści i parzenia oraz dodatków można było zrobić wszystko: od opóźnienia wyrzutu energii po... osad na zębach, którego nienawidził.

Specjalnie wybrał lokal, który pachniał Azją. Spokojna, cicha muzyka sączyła się z gramofonu, a pięć stolików było pustych - on zajmował szósty. Co jakiś czas wpadały tu pojedyncze osoby, ale brały coś na wynos. Ta herbaciarnia była połączona z cukiernią i chociaż to wybitnie mu nie pasowało, to zgodził się sam ze sobą, że smak zwiniętych listków był tu lepszy, niż gdziekolwiek indziej. Po raz kolejny tego wieczoru uniósł głowę. Daphne miała jeszcze co najmniej kwadrans. On z reguły był przed czasem.
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#2
10.11.2024, 23:08  ✶  

Nie mogła wypowiedzieć swoich myśli, ba! Wstydziła się, że w ogóle krążyły po jej głowie niczym wygłodniałe sępy. Mianowicie, że musiała odpocząć od tego wszystkiego. Odetchnąć od widma, jakie zawisło nad ich rodziną, nad tym że Victoria wkrótce odejdzie. Oczywiście, że chciała spędzić z siostrą jak najwięcej czasu, żeby nie pluć sobie w brodę... Ale choć wiedziała jak należy postąpić, czuła się jednocześnie przytłoczona tym wszystkim. Dlaczego coś takiego musiało spaść na jej starszą siostrzyczkę, tą która była najbardziej obiecującą. Lepiej by było, gdyby to właśnie Daphne musiała nieść to brzemię, za nią nikt by nie płakał, nikt nie tęsknił. Mogłaby odejść jak dym, który rozpływa się w powietrzu. Tym bardziej, że sama naprawdę nie była w stanie zrobić niczego co mogłoby jakkolwiek pomóc ocalić Victorię. Jak zwykle, była niewystarczająca.


Szybko przebrała się w coś bardziej stosownego na wyjście na miasto, gdzie przecież musiała się zawsze odpowiednio prezentować jako panienka Lestrange. Na szczęście miała widzieć się z własnym kuzynem, to też nie obawiała się plotek o jakieś niestosowne schadzki z niewłaściwym mężczyzną. Długa, ciemnoniebieska suknia prawie w całości była zakryta ciemną opończą z wyścielanym wnętrzem, co było przyjemnym i ciepłym dodatkiem. Nie chciała się przeziębić od razu po zakończeniu lata. Na szczęście Rodolphus wybrał też dobre miejsce, więc gdy tylko udało jej się odpowiednio "wykluć", przeskoczyła kominkiem na Pokątną.


Natychmiast skierowała swoje kroki do wspomnianej przez kuzyna herbaciarni. Zerknęła na zegarek, który wskazywał że jest idealnie o minutę spóźniona. Wzięła jedynie głęboki oddech zanim otworzyła drzwi przybytku, a w następnej chwili znalazła się w środku. Nie mogła przecież się rozpłakać jak miękka dziewczynka, miała swoje lata. Niemniej na jej twarzy rysowała się doza niepewności, obaw i zmartwień. Nie była w stanie ukryć, że cała sytuacja z Victorią ją gryzie. Rozejrzała się i szybko dostrzegła znajomą twarz, posyłając krewnemu serdeczny choć słaby uśmiech. Podeszła do jego stolika, z każdym krokiem chłonąc atmosferę tego miejsca. Przyznała w duchu, że Rodolphus wiedział co wybrać. Cicha muzyka, która była jedynie tłem, a nie głównym bohaterem, jednocześnie powinna zagłuszać wścibskie uszy. Daphne poczuła się nieco bardziej bezpieczna, a ciepło ulgi rozlewało się po jej ciele.
- Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas Rody... Znaczy się Rodolphusie. - Poprawiła się szybko, będąc wyraźnie zakłopotaną. Lubiła szczebiotać kiedy zwracała się do najbliższych, ale tyle razy słyszała, że nie powinna tego robić na zewnątrz, że sama skarciła siebie w myślach za zbytnią swobodę.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
14.11.2024, 23:01  ✶  
Czy za Daphne na pewno nikt by nie płakał? I czyż Victoria sama nie uważała podobnie? Czyż Rodolphus nie powiedział kiedyś Brennie, całkiem niedawno bo w lecie, że pójdzie przodem, na pierwszy ogień przed nią i Morpheusem, ponieważ nikt za nim nie zapłacze, a jego życie jest mniej warte, niż ich? Najwyraźniej to, że sobie umniejszali, było cechą rodzinną. No, przynajmniej jeżeli chodzi o część Lestrange'ów, ponieważ akurat nikt by nie uwierzył w to, że Louvain miewał podobne myśli. Loretta... Tu już prędzej, jej przeżarty narkotycznymi oparami umysł mógł jej płatać figle. A co z Laurencem? Piął się po szczeblach kariery w Ministerstwie, miał dziecko dla którego musiał żyć. A co z ich rodzicami? Na pewno nie miewali takich myśli, chociaż Rodolphus podejrzewał, że jego matka wespół z Rabastanem ukrywali swoje prawdziwe ja i również coś podobnego mogło im się pałętać po głowach.

Rodolphus wpatrywał się w widok za oknem. Nie padało, ale słońce było zasnute ciężkimi chmurami. Zwiastowały szybko nadchodzącą jesień - w zasadzie to jesień atmosferyczna można było powiedzieć, że już nadeszła. Dużo szybciej niż ta kalendarzowa. Zabębnił palcami o blat czystego stolika. Przed nim znajdowała się szklanka z wodą, z której ubyło zaledwie parę łyków. Niestety, nie mam żadnego talentu, który mógłby pomóc w ocaleniu jej, a przez to czuję się jeszcze bardziej winna. Nie chciał, żeby Daphne obwiniała się o to, co działo się z Victorią, chociaż to była obrzydliwie hipokrytyczna myśl, bo przecież on sam się przejmował stanem starszej z kuzynek. Być może dlatego, że częściowo sam przyłożył do tego rękę, chociaż osobiście nie brał udziału w Beltane. Victoria była dla niego cenna na wielu różnych poziomów, nie tylko tym rodzinnym - byłaby cennym nabytkiem organizacji, ale również była cenna jako sprzymierzeniec w Ministerstwie Magii. Poza tym naprawdę był zirytowany faktem, że wleciała do tego Limbo nie zważając na konsekwencje. Atreusa nie żałował, chociaż czuł do tego mężczyzny nić czegoś w rodzaju sympatii. Louvaina nie żałował wcale, dostał to, na co sam się pisał. Nie żałował innych pracowników Ministerstwa, którzy oberwali przypadkiem, pchając się tam, gdzie ich nie chcieli. Nie żałował Theona. Ale żałował Victorii.
- Daphne - wstał, gdy tylko w drzwiach zamajaczyła jej sylwetka. Jego spojrzenie złagodniało, a nieprzyjemne rozmyślania opuściły umysł, gdy przytulił ją krótko na powitanie. Była tak podobna do Victorii, że nikt nie powinien mieć wątpliwości, że są siostrami. A jednocześnie tak bardzo się od niej różniła... Przede wszystkim: była ciepła w dotyku. Młodsza. I nie potrafiła zmieniać masek z wprawą, bo niemalże od razu zobaczył, że coś trapi panienkę Lestrange. Nie trzeba było być wybitnym z obserwacji ludzi, by to dostrzec. - Cieszę się, że przyszłaś.
Odsunął krzesło, by Daphne mogła usiąść. Jej szczebiot był miłą odmianą od rozmów, którymi otaczał się całe lato. Przemoc fizyczna, słowna, ból, oskarżenia, jad, kłamstwa - Daphne wydawała się być autentyczna. Przemknęło mu przez myśl, że to niedobrze: na takie jak ona czyha w tym świecie zbyt wiele niebezpieczeństw. Czy Victoria kiedykolwiek pomyślała o tym, by nauczyć siostrę jak się bronić przed ludźmi? Chociażby takimi jak on sam.
- Wiesz, że dla rodziny zawsze znajdę czas. W miarę możliwości, bo to lato było naprawdę szalone - wiedziała, gdzie pracuje i musiała wiedzieć, że Departament Tajemnic zajmował się sprawą Polany Ognisk. Pytanie, czy akurat jego Komnata, bo była dość... Specyficzna. Lecz pewnie nawet gdyby o to zapytała, nie mógłby jej odpowiedzieć. Nie bez powodu mówili o nich Niewymowni. - Mam nadzieję, że wybrałem dobre miejsce. Z tego co wiem, to jedna z najlepszych herbaciarni w Magicznym Londynie.
Przesunął jedną z kart, które miał przed sobą, w jej stronę. Była całkiem ładna, w twardej oprawie, bez sztucznej stylizacji na Bliski Wschód. Jednak gdy tylko ją otworzyła, niemalże poczuła specyficzną woń różnego rodzaju herbat, a od ich wyboru można było dostać zawrotu głowy. Zielone, białe, czarne, rooibos, były nawet błękitne. Obok opisów - bo przecież podstawowe to był tylko początek - różnych mieszanek z prawdziwymi suszonymi owocami znajdowały się przepiękne zdjęcia naparów w przezroczystych dzbankach w kształcie smoków.
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#4
01.12.2024, 05:58  ✶  

Daphne daleko było do mistrza aktorstwa, do kogoś kto potrafiłby ukryć wszystkie emocje za dopasowaną maską. Cierpiała na myśl o siostrze, ale nie mogła zapominać że jej rodzina była liczna i z każdym należało utrzymywać kontakt. Może gdzieś w głębi ducha liczyła, że te spotkania będą owocne, że może ktoś otworzy jej oczy (lub ona czyjeś), że znajdą jakiś trop, który uchroniłby Victorię od tego co ją czekało. Ten ból zdecydowanie zbyt bardzo wylewał się z niej, co było widać w niepewnym, ostrożnym kroku i wzroku, któremu daleko było do dostojeństwa i dumy sokoła. Panienka Lestrange wydawała się taka malutka, choć delikatny uścisk kuzyna na powitanie lekko ją otrząsnął. Tak bardzo chciała znaleźć jakieś bezpieczne ramiona, w których mogłaby się bezkarnie wypłakać, bez obaw że będzie oceniona i uznana za słabą. Najlepiej, gdyby mogła się znaleźć teraz blisko kogoś, kogo kochała, ale na to nie mogła liczyć, zatem została jej rozmowa z kuzynem, a jednak rodzina powinna zawsze trzymać się razem.


- Wiem, że ostatni czas był naprawdę trudny, dlatego chciałam zaczekać aż to wszystko nieco ostygnie. - Domyślała się, że jest potwornie zapracowany jako Niewymowny. Nie chciała też pytać o szczegóły, bo trudne sprawy lepiej rozwiązywać w ciszy, a przynajmniej w to wierzyła z całego serca. Czasami żałowała, że nie udało jej się dostać do jakiegoś bardziej prestiżowego wydziału w ministerstwie. Zamiast tego musiała mieć na głowie zaledwie finanse, coś tak przyziemnego czym mogłyby równie dobrze zajmować się te gobliny, a nie czarownica z dobrego domu.
- To miejsce jest jak najbardziej stosowne i odpowiednie, dziękuję że je wybrałeś. - Przyznała, szybko zerkając na wystrój tego lokalu. Czuła się dobrze, nie miała złych przeczuć, że coś złego mogłoby się tutaj wydarzyć. Z resztą, Rody raczej wiedział, że matka Daphne nie pozwoliłaby jej iść w jakieś obskurne miejsce, nie daj Merlinie żeby zaczęły krążyć plotki, że oto najmłodsza na wydaniu Lestrange szlaja się po nieodpowiednich miejscach! Wolałaby nie myśleć jaki raban miałaby chwilę po powrocie do domu. Na szczęście Rodolphus zdawał się doskonale wiedzieć gdzie Wawrzynek mogła się pojawić bez większych podejrzeń.

Przez chwilę zawiesiła się na karcie, którą podsunął jej kuzyn. Wpatrywała się w nią, jakby w obrazek który miał jej pomóc uciec myślami gdzieś daleko, gdzieś gdzie nie musi mierzyć się ze świadomością, że nad jej siostrą ciąży widmo rychłej śmierci. Cokolwiek, co mogło ją odsunąć od tego było na wagę złota. Sunęła palcem po twardej oprawie, aż zdecydowała się uchylić ją... I dotarł do niej ten zapach. Zmrużyła oczy oddając się tej chwili.

- Naprawdę, wybrałeś świetne miejsce. - Posłała krewnemu serdeczny uśmiech, wertując kolejne kartki z coraz bardziej wymyślnymi mieszankami. Chciałaby spróbować wszystkich, każda kolejna wydawała się coraz bardziej wysublimowana. Ogromny wybór, ale coś wypadało wreszcie wziąć.
- Chyba zdecyduję się na mieszankę, gunpowder z kawałkami owoców brzmi interesująco... A może coś polecasz co warto spróbować przy pierwszej wizycie czego oko laika nie dostrzeże? - Zerknęła na Rodolphusa otwarta na potencjalną propozycję. A nuż był tutaj jakiś ukryty rarytas, którego warto było skosztować skoro już się usiadło.
Po wybraniu, odłożyła kartę na bok, zerkając na nią jakby wzrokiem miała poczuć ten piękny zapach, jaki w sobie skrywała. Doceniała takie drobnostki, niby nic wielkiego, ale ile radości to niosło.
- Wspomniałeś, że ostatnio nie masz najlepszych relacji z ojcem. Czy jest między Wami chłodno acz kulturalnie czy... Raczej nie rzucacie w siebie talerzami, ale wiesz co mam na myśli. - Drugą część zdania dokończyła szeptem, jakby nie chcąc by ktoś to usłyszał. Czy różnica zdań między dwoma dorosłymi mężczyznami była czymś normalnym? Być może, nie wiedziała jak to jest, w końcu miała same siostry.
- To co dzieje się z Victorią jest trochę jak centrum wszechświata, ale wszyscy musimy trzymać się razem, zwłaszcza teraz. W końcu nosimy nazwisko Lestrange. - A co jak co, ale do rodziny Daphne przykładała szczególną uwagę. Krewni zawsze mieli wyjątkowe miejsce w jej sercu, co by się nie działo, dla nich była zawsze pierwsza do pomocy. Naturalnie dalej jej siostra była na pierwszym miejscu, ale nie mogła pozwolić, żeby inne niesnaski w familii miały rozszarpywać ją od środka.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
04.12.2024, 18:58  ✶  
Rodolphus uniósł kącik ust w odpowiedzi. Oczywiście, że wybrał odpowiednie miejsce - nie pozwoliłby sobie na wybór lokalu, który nie pasował do nich samych. Nie zabrałby Daphne do podrzędnej speluny, do których sam raczej nie chadzał. Nie zabrałby jej jednocześnie do kawiarni, gdy sam nie przepadał za smakiem kawy. Był ostry, gorzki, kwaśny - kompletnie inny od delikatnego posmaku herbaty, który przedkładał nad czarny napój. Zdarzało mu się pić kawę, a i owszem, lecz im częściej po nią sięgał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to nie jest napój dla niego. Nie pachniał ładnie, nie smakował dobrze, zostawiał nieprzyjemny posmak na języku i powodował, że zęby żółkły. A herbata przecież zawierała mnóstwo składników, które również pobudzały. Czasem lepiej, niż kawa: szczególnie gdy dbało się o sen, tak jak robił to on sam (z różnym skutkiem, szczególnie latem).
- Dobry wybór, chociaż przy takiej pogodzie dobra będzie też klasyczna czarna z korzeniem żeń-szenia, głogiem, malinami, imbirem i różą - zanim jej odpowiedział, chwilę wpatrywał się w kartę, którą miał przed sobą. Wodził wzrokiem w milczeniu po kolejnych mieszankach, wybierając w końcu tę, która... Była praktyczna. Po prostu, najzwyczajniej w świecie. Pogoda stawała się iście jesienna już pod koniec sierpnia, a mieli już wrzesień. Zaczynało być zimno, na pewno będzie częściej padać, na dodatek słońce wydawało się być dużo bardziej nieśmiałe, niż przed kilkoma tygodniami. Taka aura sprzyjała przeziębieniom, a Lestrange zdecydowanie należał do osób, które wolały zapobiegać, niż leczyć. Mimo iż byli rodziną, nie wiedział również, jakie smaki preferowała kuzynka. Wiedział, że miało być słodko: pamiętał, że to lubiła, poza tym była kobietą, a one z reguły wolały delikatniejsze, owocowo-kwiatowe smaki. Stereotyp? Być może. Przywołał gestem kobietę, która przyjęła ich zamówienie. Sam zdecydował się na klasyczną herbatę zieloną, po prostu, bez udziwnień. I tyle.

Gdy Daphne wspomniała o ojcu, lekko przekrzywił głowę. Wspominał jej o tym? Przez chwilę wlepiał w nią wzrok intensywnie, szukając w pamięci ostatnich listów i rzadkich rozmów z młodszą kuzynką.
- Ciężko, żeby było dobrze, gdy obie strony mają inne poglądy na pewne sprawy - odpowiedział w końcu, również zniżając głos. Nachylił się nieznacznie w stronę Daphne, tak by jego słowa na pewno dotarły do jej uszu. - Pewnie nie jest już tajemnicą, że zaręczyny między mną a Black zostały zerwane. Nie powiem, żeby ojcu się to spodobało, ale nie mam zamiaru zmuszać nikogo, by wychodził za mąż tylko dlatego, że tak zostało postanowione.
Nic, co mówił, nie było kłamstwem. Oczywiście za tym zerwaniem kryło się dużo, dużo więcej, niż tylko prosta zmiana zdania, lecz nie zamierzał wchodzić w szczegóły. Znała je Victoria, która raczej nie słynęła z zamiłowania do zdradzania sekretów innych ludzi na prawo i lewo. To wystarczy - Daphne nie musiała znać prawdziwego powodu. Wystarczy jej to, co było wiadomo już ogólnie.
- Między nami jest teraz chłodno, nie rozmawialiśmy ze sobą od sierpnia - dodał, rozplątując szczupłe palce. Zabębnił paznokciami w blat stolika, mimowolnie przenosząc wzrok za okno. - Matka chyba rozumie moje podejście, sama przecież pokochała ojca. Małżeństwo bez miłości jest skazane na porażkę.
Dodał mrukliwie, wierząc w to, co mówi. Matka kochała jego ojca, a jego ojciec kochał jego matkę. On z kolei nie kochał już Bellatrix, nie kochał nawet samego siebie. Nie kochał w zasadzie nikogo, czując, że ostatnie uczucia, jakie żywił do innej osoby spoza rodziny, wypaliły się na zawsze.
- Tak, pomagam Victorii w miarę moich możliwości, ale muszę przyznać, że utknęliśmy w martwym punkcie - dodał, powracając wzrokiem do kuzynki. Jego stężałe rysy twarzy odrobinę się rozluźniły. Musimy trzymać się razem. Gdyby tylko wiedziała, że gdy przyjdzie czas, będzie trzeba wybrać to, co słuszne, nie łatwe... Co oznaczało również stanięcie przeciwko jej starszej siostrze, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Victoria była aurorem, i to dobrym. Sumiennie wykonywała swoje obowiązki, a więc stanowiła zagrożenie. Zagrożenie, które starał się odpychać od ich planu, lecz ostrożnie, bez podejrzeń. Byli Lestrange, lecz nawet więzy krwi traciły na znaczeniu, gdy należało wybrać, po której stronie się stoi. Na ten moment jednak robił wszystko, by wspomóc Victorię - w końcu była rodziną. - Wróciła z Egiptu, prawda? Wysłała mi list. Nie miałem okazji jeszcze się z nią spotkać, by dowiedzieć się, co dokładnie się stało i czy wpadła na jakiś trop. Może tobie coś mówiła?
Przekrzywił lekko głowę z zaciekawieniem. W końcu siostry były bliżej, a on... On łatał swoje podziurawione życie przez ostatni czas. Tyle co wymienili między sobą zdawkowe listy, okraszone wzajemną złośliwością: i tyle.
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#6
18.12.2024, 02:38  ✶  

Finalnie zdecydowała się na wspomnianą przez siebie herbatę, ale dobrała do tego ciasteczko korzenne na przełamanie smaku. Kusił ją także czekoladowy pierniczek, ale uznała, że to byłoby za słodkie zestawienie, a chciałaby nie przymulić się od razu po spotkaniu z kuzynem. Po zamówieniu, podziękowała skinieniem głowy, a następnie wróciła do rozmowy. Upewniła się jedynie, czy aby na pewno żadne wścibskie ucho nie zostało nadstawione, ale byli bezpieczni.

- Owszem, tajemnicą to już nie jest, choć słyszałam jak rodzice wspominali, że byłoby lepiej gdyby do tej całej sytuacji nie doszło. Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu. - Bo sama aż do bólu rozumiała co to znaczy być pionkiem w cudzych machlojkach. Nie mogła powiedzieć na głos, że cieszyła się, że chociaż jej kuzynowi udało się postawić na swoim, pochwała buntu nie przeszłaby jej przez gardło, ale gdzieś w głębi serca zazdrościła Rodolphusowi. Ona z pewnością nie miałaby nawet ułamka odwagi, żeby przeciwstawić się postanowieniom swojej Matuli. Niczym laleczka na ciasnych sznurkach, marionetka w cudzych rękach, tym właśnie była Daphne. Miała się ładnie uśmiechać, nie mówić głośno, a już na pewno nie sprzeciwiać się temu co mówią dorośli, jakby ona miała tak naprawdę 12 lat.

Małżeństwo bez miłości jest skazane na porażkę ? Nie była tego taka pewna. Co jak co, ale ostatnie uczucie o jakie posądzałaby Matulę to miłość względem Tatka i vice versa. Mieszkali w jednym domu i właściwie to wszystko co ich łączyło (poza oczywiście wspólnym nazwiskiem po ślubie). Czy w ogóle miłość mogła istnieć w tym świecie, w którym żyła? Czy była to jedynie mrzonka rozpowiadana przez mugolskich marzycieli, którzy za nic mieli wielkie historie wielkich rodzin magicznych. Jeśli matka Rodolphusa pokochała wujka to czy aby na pewno było to prawdziwe uczucie? A może pragmatyzm owinięty w pozorną bliskość? Nie miała pojęcia, nie była z resztą z wujostwem na tyle blisko by pytać o takie rzeczy, zwłaszcza teraz, po tym jak w ich rodzinie zrywanie zaręczyn to prawie norma. Oby tylko to wszystko ominęło Daphne, nie przeżyłaby takiej hańby, a już na pewno nie miałaby w domu spokoju i może musiała się wynieść podobnie jak Victoria?

- Bardzo chciałabym w to wierzyć, ale nie sądzę bym miała prawo marzyć o miłości. - Odparła ponuro, gapiąc się w stolik. Nie miała nawet odwagi, by podnieść wzrok po takim wyznaniu. Prędzej była skłonna pogodzić się z tym, że wysokie urodzenie oznaczało równie wielką odpowiedzialność i wymagania, które niechętnie szły w parze z baśniowymi uniesieniami.
- Czy siostrzyczka wróciła? Tak, ale miałam się z nią spotkać na dniach. Wiem, że ma teraz sporo na głowie, więc czekam aż znajdzie chwilę. - Zamyśliła się na chwilę, jakby wertując w głowie kolejne listy które wymieniła w ostatnim czasie. - Poza klasyczną Victorią, która martwi się o wszystkich innych po stokroć bardziej niż o samą siebie, to jest szansa, że w czasie Samhain coś uda się z tym zrobić. Co konkretnie? Nie wiem, właściwie to nikt nie wie. - Rozłożyła ręce, bo tyle co otrzymała strzępków informacji, to jej niewiele mówiło, a i sama siostra miała jeszcze większy mętlik biorąc pod uwagę jak wyglądał list. - Mnóstwo sprzecznych informacji. Jedni przeczą drugim, więc ta niepewność jest najgorsza. Kiedy masz przepis, wiesz co zrobić krok po kroku by doprowadzić sprawę do końca, a teraz to wszyscy błądzą po omacku, nikt nie wie jak to naprawić, a ja nie chcę żegnać trumny w tym roku. - Mówiąc ostatnie słowa, głos Daphne się łamał, a w oczach miała łzy. Próbowała się uspokoić, biorąc głęboki oddech, ale to nie pomagało. Sięgnęła po chusteczkę, ocierając słone krople ze swoich policzków. Nie umiała być obojętna na to co się działo, nie na swoją kochaną, starszą siostrę.
- Naprawdę chciałabym jej jakoś pomóc, ale nie wiem jak. - Przetarła twarz, a w szczególności nos by nie uraczyć krewnego widokiem zaryczanej dziewczynki, która nie umie nad sobą zapanować.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
31.12.2024, 15:59  ✶  
- Oczywiście, że lepiej by było, gdyby do tego nie doszło - lekko wzruszył ramionami. Jednak to, co powiedział, było prawdą: nie zamierzał nikogo do niczego zmuszać, zwłaszcza że Bellatrix nie była osobą, którą można było zmusić do czegokolwiek. Jeżeli będzie chciała, sama do niego wróci, ale wtedy zaczną na zupełnie innej stopie. Jego uczucie wypaliło się przez niekontrolowany płomień, który oboje podsycali, aż w końcu spalił ich doszczętnie. Rodolphus nawet się nie zbuntował: dostał zasłużoną karę od ojca, bo to przecież nie była jego decyzja, a decyzja Blackówny. Może powinien był o nią walczyć, lecz tego nie zrobił. A potem został tak skatowany, że gdyby nie fakt, że miał rodzinę w Mungu oraz spory zapas eliksirów, to musiałby wziąć wolne w pracy. A do tego nie mógł dopuścić, prawda? - Każdy ma prawo marzyć o miłości, chociaż niektórym wydaje się, że rody czystokrwiste nie mają do niej prawa. Widzisz, Daphne, miłość potrafi przyjść z czasem, jeżeli tylko wybierzesz rozsądnie swoją drugą połowę. To kwestia kompromisów, nie wspólnego dopasowania. I szacunku.
Przerwał na moment, gdy kobieta przyniosła ich zamówienie. Podziękował skinieniem głowy, lecz nie sięgnął od razu do naparu. Najpierw objął ostrożnie filiżankę dłońmi, jakby chciał się upewnić, że temperatura herbaty jest na pewno odpowiednia. Milczał, słuchając co kuzynka ma mu do powiedzenia. To było poniekąd przykre, że tak młoda osoba uważała, że nie miała prawa do szczęśliwego związku. Victoria postawiła na swoim, on po części również. Ale jeśli Daphne wybierze odpowiednią osobę... Przecież wystarczyło tylko wyjść za kogoś, kto chociażby częściowo podzielał poglądy jego samego w stosunku do kobiet. A miłość przyjdzie z czasem. Miłość jako uczucie cementujące, nie nastoletnie motylki w brzuchu. Jebany hipokryta, który tak pięknie o niej rozprawiał, podczas gdy sam sprzedałby swojego ojca na talerzu, związanego jak baleron, gdyby tylko Voldemort o to poprosił.

Słuchał uważnie tego, co mówiła kuzynka. Samhain... Zamyślił się na ułamek sekundy. To był czas, gdy dwa światy się przenikały. Limbo i świat żywych. Dusze ukazywały się żywym, żywi ukazywali się zmarłym. Czy to był klucz do rozwiązania zagadki? Nie miał pojęcia, bo jak słusznie Daphne zauważyła: błądzili po omacku. Wkurwiało go to jak mało co, bo to nie tak, że chciał Victorii pomóc za wszelką cenę - on nienawidził nie mieć planu. Ale nie dało się skonstruować żadnego planu bez chociażby strzępków informacji. Nie miał jednak czasu, by teraz pogrążać się we wściekłości, bo dostrzegł te łzy, które spłynęły jedna po drugiej po policzku kuzynki. Wyciągnął ciepłą od filiżanki dłoń, by nakryć nią jej dłoń. Zacisnął lekko palce w dodającym otuchy geście.
- Nikt nie wie, Daphne. Ale próbujemy wszystkimi sposobami. Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby ją uratować. Victoria jest silna, sama sprawdza tropy, ale ma też rodzinę oraz przyjaciół, którzy oddaliby za nią życie. I właśnie te osoby szukają informacji na innych polach - zapewnił ją cicho, chociaż... kłamał. On sam miał dużo większe możliwości, niż inni. Wystarczyłoby tylko pójść do Mistrza i zapytać, lecz... Nie chciał. Nie mógł tego zrobić. Z kilku powodów, ale najważniejszym z nich był fakt, że Victoria jeszcze stała po drugiej stronie barykady. Musiał ją przycisnąć mocniej, popchnąć do ostateczności, a gdy będzie już zdesperowana, to łatwiej będzie przeciągnąć ją na swoją stronę. I ją uratować. Wygrana dla każdego. - Najlepsze co możesz w tej chwili zrobić, to być dla niej wsparciem. Potrzebuje cię, żeby oderwać się od myślenia o śmierci.
Może nie były to najbardziej pocieszające słowa, lecz były brutalnie prawdziwe.
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#8
27.01.2025, 00:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.01.2025, 00:13 przez Daphne Lestrange.)  

Gdyby nie to, że czuła się zwyczajnie żałosna i niedoświadczona, to pewnie zbyłaby słowa kuzyna o miłości. Naprawdę nie wierzyła, że miłość może istnieć w jej życiu. Nie była taka jak jej siostra, nie miała ani siły ducha ani szponów, żeby sobie wyszarpać kawałek tortu (lub odpowiedniego mięsa). Zamiast tego żyła pod butem matki, jakby czekając na ścięcie, które prędzej czy później nastąpi w formie przyprowadzenia kawalera o odpowiednim urodzeniu do domu. Czy będzie miała wtedy cokolwiek do gadania? Raczej nie. Zwłaszcza po tym co miało miejsce właśnie z Victorią, pod skórą czuła jak Matula chce zakryć hańbę i zwrócić światło na nią. Oddałaby sporo, żeby się z tego wyrwać, ale chęci nie były podparte żadnymi działaniami, to też nie miała w sobie ani odwagi ani sprawczości i trwała w oczekiwaniu na najgorsze. Szansa na to, że znalazłaby kogoś tak rozsądnego jak Rodolphus była niewielka choć niezerowa. Natomiast o związku z kobietą... Nawet nie mówiła tego na głos. Dostałaby szybciej kopa z domu niż byłaby w stanie mrugnąć. Dlatego wywód kuzyna podsumowała słabym uśmiechem, wskazującym wprost na to, że nie wierzy w jego słowa, ale może kopnie ją w życiu zaszczyt i przekona się do jego racji.

Kiedy herbata dotarła do stolika, podziękowała skinieniem głowy i wpatrywała się przez moment w swoje odbicie. Niby była taka podobna do siostry, pokrewieństwo było wręcz ewidentne. Czemu natomiast były tak różne. Dosłownie były przeciwieństwami w prawie bliźniaczych skorupach. Czy Victoria ten jeden raz przesadziła i pomyliła odwagę z odważnikiem? Dlaczego sytuacja wyglądała tak, że ta bardziej bezużyteczna i nieutalentowana córka siedziała względnie bezpieczna, a ta starsza i dojrzalsza zbierała od losu baty, których praktycznie nikt by nie zniósł. Przecież byłoby lepiej, gdyby to właśnie Daphne miała odejść. Zatem dlaczego. Nie rozumiała tego.
[a]Choć roztrzęsiona, to musiała wziąć się w garść. Chociaż odrobinę, żeby nie robić z siebie pośmiewiska. Zagryzła usta i nabierała nerwowo powietrze, byleby się wyciszyć. Wiedziała, że nie jest to jej mocna strona, ale przecież nie przyszła tutaj beczeć. To pewnie zrobi jak już wróci do pokoju i wtuli się w poduszkę.
- Wiem, że robimy wszystko. Ale... - Zawahała się, ale jej pauza trwała dłuższą chwilę, bo choć gorączkowo szukała jakiegoś lepszego słowa, to nie miała innego pomysłu. - Czuję się naprawdę bezużyteczna. - Nie potrafiła odwieść siostry o myśleniu o nadchodzących wydarzeniach. Ba, czuła jak się martwi o wszystkich. Przecież te listy, które ze sobą ostatnio wymieniły, jeśli Victoria odejdzie to nikt nie będzie miał takiej siły, by być strażnikiem w przenośni i dosłownie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej starsza siostra strzeże ich bezpieczeństwa, że jeśli cokolwiek się dzieje to zaraz wysyła wiadomość by pilnować bardziej domu lub rodziców. Nawet jeśli nie mieszkają już razem, to więź jaką zbudowały jest czymś unikatowym.
- Owszem, niedługo mamy się spotkać, ale czuję też jak przekazuje mi między wierszami życzenie. - Upiła łyk herbaty, bo poczuła aż bolesną suchość w ustach. - Życzenie, bym opiekowała się najbliższymi. - To wszystko przychodziło jej z ogromnym trudem. Nie była czarownicą najwyższych lotów, ba! Była całkiem przeciętna, a biorąc pod uwagę wysokie pochodzenie to można rzec, że słabą. Na dodatek pracowała w ministerstwie, w mało prestiżowym miejscu.
- A ja zwyczajnie czuję, że temu nie podołam choćby mnie Merlin strzelił, a Matka pobłogosławiła. Nie jestem najzdolniejszą czarownicą, jedynie zwykłym urzędasem, bo na nic lepszego nie było mnie stać. - Łza wezbrała na jej powiece, ale szybko ją otarła i zaczęła sączyć herbatę, byleby zająć się czymkolwiek co nie jest płakaniem. Jakżeby chciała urodzić się raz jeszcze, ale w tym życiu być KIMŚ.
- Wiem też, że robisz wszystko w swojej mocy, żeby pomóc. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób pomaga, nawet tacy, których nie znam. I każdemu dziękuję, bo zjednoczeni znajdziemy jakiś sposób, żeby to naprawić. - Musimy znaleźć, prawda? Choć gdyby wiedziała o tym co kryje się w sercu kuzyna, czy mogłaby się tak uśmiechnąć jak teraz? Z tym ostatnim promykiem nadziei, niby cienkim kosmykiem włosów, ostatnim który nie został porwany przez wiatr?

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
05.02.2025, 14:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2025, 10:07 przez Rodolphus Lestrange.)  
Usta Rodolphusa rozciągnęły się w lekkim uśmiechu w odpowiedzi na słowa Daphne.
- Wiesz, co możesz jej odpowiedzieć - między wierszami lub nie? - zapytał usłużnie, lekko przekrzywiając głowę. Victoria była silna, Victoria była zdystansowana i opanowana, ale nawet ona potrzebowała czasem kubła zimnej wody, wylanego na łeb. - Żeby się zamknęła, bo żadne z nas nie pozwala jej umrzeć.
Wzruszył ramionami, sięgając po filiżankę. Ani on, ani Louvain, ani Loretta czy ich rodzice - nikt nie wyrażał zgody na to, by Victoria Lestrange opuściła ten świat. Czy się ich posłucha, czy też nie: to się jeszcze okaże. Ale odnosił wrażenie, że ten upór, który w sobie miała od dziecka, przyda jej się teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Nie czuł się zobowiązany, by pocieszać Daphne - kolejną osobę, która mówiła mu, że jest słaba i nic nieznacząca, lecz nie mógł przejść obojętnie obok faktu, że to wciąż była jego rodzina. Upił łyk ciepłej, nie gorącej, herbaty, by następnie odstawić filiżankę na spodek. Tak ostrożnie, jak tylko mógł, nie spuszczając wzroku z kuzynki. Jak to było? Kurwa kurwie łba nie urwie. Piękna, rodowa maksyma.
- Każdy z nas ma swoją rolę - powiedział cicho, splatając dłonie na blacie stolika. - Nie każdy może błyszczeć w świetle reflektorów. Niektórzy z nas muszą zadowolić się przyziemną pracą, żeby być filarem tej rodziny.
Powiedział poważnie, ściszając jeszcze głos. Nie chciał przecież, by ktokolwiek słyszał, o czym rozmawiają: w teorii nie mówili nic złego, lecz Lestrange nie chciałby, żeby ktokolwiek usłyszał, co mówi o swojej rodzinie.
- Nie każdy może być sławną artystką jak Loretta. Nie każdy może latać za zniczem jak Louvain kilka lat temu. Nie każdy może być wybitną aurorką jak Victoria, nie każdy może kierować szpitalem, jak Dorinda. Potrzebują nas: mnie w Departamencie Tajemnic, ciebie w Departamencie Skarbu, Louvaina w świstoklikach, a Laurence'a w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof - przypomniał jej miękko, wyciągając dłoń w stronę bladego policzka. Chłodne palce Rodolphusa przesunęły się po skórze, po której przed chwilą leciały ciepłe łzy. Nie było w tym geście nic zdrożnego czy niewłaściwego, raczej pocieszającego. Mogła wtulić się w otwartą dłoń i chłonąć jej ciepło, potrzebne do tego, by odzyskać równowagę - on miał jej aż nadto. Co z tego, że tego samego dnia miał iść na Nokturn załatwić pewną sprawę? Teraz był tutaj dla Daphne, by pomóc jej uwierzyć, że Victoria wyjdzie z tego obronną ręką, a ona, jej siostra, jej w tym pomoże.
- Tak samo jak jesteśmy filarem tej rodziny, wawrzynku, tak samo ty jesteś opoką dla Victorii. Nie musisz robić nic szczególnego, by poczuła twoje ciepło i z niego skorzystała - nie sugerował absolutnie tego, że Daphne powinna podzielić się swoją energią z siostrą. Ale jeżeli nie byłoby innego wyjścia... Czy Victoria rozważała ten scenariusz? Spojrzał na kuzynkę uważnie. Czy Daphne rozważała coś podobnego?

Gdy Lestrange dopił herbatę, spojrzał na dno filiżanki. Trochę fusów było na dnie, a Rodolphus sięgnął wspomnieniami do lekcji wróżbiarstwa. Nienawidził ich z całego serca, nauczycielka była zdrowo walnięta, a on sam uważał wróżbiarstwo za jedną wielką pomyłkę. Nie ufał wróżbom, tak samo jak średnio ufał jasnowidzom. Co prawda niektóre wróżby owszem, sprawdzały się, podobnie jak wizje trzeciego oka, lecz Rodolphus doskonale wiedział, że to była kwestia odpowiedniej interpretacji.

Rzut Symbol 1d258 - 53
Gondola (podróż/romans)


Niezbyt pamiętał lekcje wróżbiarstwa, prawdę mówiąc. Chcąc nie chcąc cośtam zostało mu w głowie, a rozmowa z Daphne o przyszłości sprawiła, że jakoś tak cofnął się do Hogwartu. Widząc gondolę, skrzywił się. Co to oznaczało?
- Pamiętasz lekcje wróżbiarstwa w Hogwarcie? - zapytał nagle, unosząc wzrok znad filiżanki. Jego głos był miękki, ale zdradzał wyraźnie, co sądził na temat wróżb. Co oznaczała gondola? Grzebał w pamięci i grzebał, ale jedyne co mu przychodziło na myśl, to podróż. Podróż... w głąb siebie? A może bardziej przyziemna podróż? Czy Czarny Pan szykował dla niego zadanie? Lestrange kompletnie nie potrafił w interpretację tak bezsensownych znaków, szczególnie z fusów. - Były... Tak jak to, co widzę teraz. Stratą czasu.
Lestrange uśmiechnął się lekko. Gdy dopili herbatę, razem z Daphne opuścili herbaciarnię. Był pewny, że wróżba się nie spełni - w końcu wróżbiarstwo było bzdurą.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (2915), Daphne Lestrange (2372)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa