05.12.2024, 00:28 ✶
Wiatr smagał płaszcz Isaac'a, unosząc zimne krople deszczu, które wciskały się pod kołnierz i chłodziły kark. Londyńska pogoda zawsze była nieprzewidywalna, ale tego popołudnia przypominała coś więcej niż tylko kaprys natury. Ciężkie chmury nad Greenwich zdawały się oddawać jego pełen niepokoju nastrój.
Kiedy wszedł na żwirową ścieżkę, prowadzącą do drzwi kamienicy należącej do rodziny Enzo, deszcz zgasił mu papierosa. Westchnął cicho i uśmiechnął się lekko, dochodząc do wniosku, że najwyżej wypali dzisiaj o jednego peta mniej.
Przed zapukaniem, instynktownie wyciągnął różdżkę. Nawet na mugolskiej ulicy, nawet wśród pozornie bezpiecznych sąsiadów, czuł potrzebę sprawdzenia, czy dom Enzo jest chroniony. Szeptem rzucił zaklęcie, które miało ujawnić ewentualne magiczne bariery. Nic. Zero zabezpieczeń. Westchnął, czując mieszankę irytacji i troski. Jak można było być tak beztroskim w tak niepewnych czasach?
Spojrzał na okna domu. Zaciągnięte zasłony i ciepłe światło za nimi zdawały się kontrastować z tym, co działo się na zewnątrz. Z kieszeni płaszcza wyciągnął papierosa, zapalił go i zaciągnął się głęboko. Czuł, jak dym rozchodzi się po jego płucach, przynosząc chwilowe ukojenie. Ostatnie dni były ciężkie. Enzo w pracy wydawał się nieobecny, myślami błądził gdzieś daleko, a Isaac zauważył w nim coś, czego wcześniej nie widział - cichy smutek, jakby przyjaciel nosił w sobie ciężar, którym nie chciał się z nikim podzielić.
Isaac jeszcze przez chwilę stał na ganku. Deszcz wciąż lał, a na ulicy ludzie w pośpiechu biegli do swoich domów, zasłaniając głowy gazetami i torbami. To była scena, którą mógł uwiecznić swoim aparatem, jednak wiatr przekonał go, że lepiej będzie w końcu zapukać do drzwi i schować się przed żywiołem. Musi przemówić Enzo do rozsądku i zmusić go, aby zaczął dbać o swoje bezpieczeństwo. A! I oczywiście wytknąć, że przez brak zabezpieczeń miał zszargane nerwy, więc sprzeciwił się losowi i jednak zapalił.
Kiedy wszedł na żwirową ścieżkę, prowadzącą do drzwi kamienicy należącej do rodziny Enzo, deszcz zgasił mu papierosa. Westchnął cicho i uśmiechnął się lekko, dochodząc do wniosku, że najwyżej wypali dzisiaj o jednego peta mniej.
Przed zapukaniem, instynktownie wyciągnął różdżkę. Nawet na mugolskiej ulicy, nawet wśród pozornie bezpiecznych sąsiadów, czuł potrzebę sprawdzenia, czy dom Enzo jest chroniony. Szeptem rzucił zaklęcie, które miało ujawnić ewentualne magiczne bariery. Nic. Zero zabezpieczeń. Westchnął, czując mieszankę irytacji i troski. Jak można było być tak beztroskim w tak niepewnych czasach?
Spojrzał na okna domu. Zaciągnięte zasłony i ciepłe światło za nimi zdawały się kontrastować z tym, co działo się na zewnątrz. Z kieszeni płaszcza wyciągnął papierosa, zapalił go i zaciągnął się głęboko. Czuł, jak dym rozchodzi się po jego płucach, przynosząc chwilowe ukojenie. Ostatnie dni były ciężkie. Enzo w pracy wydawał się nieobecny, myślami błądził gdzieś daleko, a Isaac zauważył w nim coś, czego wcześniej nie widział - cichy smutek, jakby przyjaciel nosił w sobie ciężar, którym nie chciał się z nikim podzielić.
Isaac jeszcze przez chwilę stał na ganku. Deszcz wciąż lał, a na ulicy ludzie w pośpiechu biegli do swoich domów, zasłaniając głowy gazetami i torbami. To była scena, którą mógł uwiecznić swoim aparatem, jednak wiatr przekonał go, że lepiej będzie w końcu zapukać do drzwi i schować się przed żywiołem. Musi przemówić Enzo do rozsądku i zmusić go, aby zaczął dbać o swoje bezpieczeństwo. A! I oczywiście wytknąć, że przez brak zabezpieczeń miał zszargane nerwy, więc sprzeciwił się losowi i jednak zapalił.