06.12.2024, 21:59 ✶
Na zaczepkę odpowiedział jej tylko pobłażliwy uśmiech, rozbawiony uśmiech, tak wiele znaczący uśmiech. Anthony nie musiał znać nikogo więcej. On właśnie był tym kimś więcej. Teoretycznie po powrocie do kraju i objęciu urzędu jako typowy szef, ale wciąż biura, nie powinien mieć przepustki dyplomatycznej. Nie pełnił już funkcji reprezentacyjnej, nie umawiał się z oficjelami, przynajmniej nie oficjalnie. A jednak, Bardzo Dbał o Kontakty, a ponad dwadzieścia lat w zwodzie sprawiało, że jego sowy były odczytywane osobiście przez adresatów, a nie zrzucane do obowiązków asystentów czy innych podwładnych. Miał swoją prowansalską winnicę, miał swoje interesy na dwóch kontynentach, miał w końcu życzliwe spojrzenie tego, którego plecy pilnował. Nie musiał nikogo prosić. Robił wiele, bardzo wiele innych rzeczy zapewniających mu tu i teraz komfort. Mu oraz tym, których chciał zabrać pod swoim płaszczem. Każdy wszak potrzebuje swojej świty. Nie wszystko dawało załatwić się magią.
– Skandal. Jako daltonista nigdy nie byłem w stanie zrozumieć uprzedzeń wynikających z koloru włosów, czy koloru czegokolwiek. Ale tak niestety funkcjonujemy jako ludzie - rozmnażamy się i konkurujemy ze sobą, a każdy powód jest dobry by wprowadzić napięcie i ducha rywalizacji, niekoniecznie zdrowej. Niestety. Można tę energię tylko kierunkować, nigdy skutecznie zagasić. – Nie zawsze kolor, czasem działała też krew, dziedzictwo, rodzaj klątwy, którą niosło się na plecach. Anthony nie uważał się za rasistę. Oczywiście, przez wzgląd na pełnioną funkcję musiał zwracać na to uwagę, a Nobby Leach podłożył się niemal sam, jak ofiarne jagnie na kamiennym stole, niemniej niezależnie od statusu krwi można było być dobrym narzędzem, albo też skończonym idiotą.
Herbata nie była dobra, ale nie zamierzał sprawiać przykrości swojej towarzyszce. Przez moment, gdy zaczęła jeść, a on rozlał smak naparu z brutalnie potraktowanych przez producenta liści po swoich wrażliwych kubkach smakowych, pomyślał, czy gdyby ją kiedyś poprosił o mały pokaz prawdziwych umiejętności wynikający z jej podwójnej natury, to by się zgodziła. Był ciekaw. Bardzo ciekaw. Między nim a Erikiem wilkołactwo pozostawało przed laty tabu nie do pokonania, a teraz... cóż. Teraz i tak nie rozmawiali.
– Absolutnie tego nie popieram. – Jego głos wybrzmiał szczerze. – Uważam, że to tylko pogłębia szczeliny w społeczności, zupełnie niepotrzebnie. Każdy z nas ma jakiś talent, który może przepaść w zapomnienie, jeśli nie będzie prawidłowo rozwijany. To tak, jakby ktoś bał się, że mogę powiedzieć czy usłyszeć za dużo. – Machnął z lekceważeniem dłonią, zupełnie jakby swoimi słowami mógł doprowadzić do czyjejś śmierci. Zupełnie jakby każdy jeden czarodziej nie dysponował magią mogącą roznieść drugą osobę na strzępy bez konieczności przemiany.
Jej kojące słowa po gwałtownym obróceniu się ku drzwiom, były dziwnie kojące. Trochę. Pokiwał głową na potwierdzenie, a jego smutne przez całe spotkanie oczy stawały się coraz smutniejsze. To nie była jej wina. To on po prostu tęsknił i nie wiedział, co ma z tym za bardzo zrobić, a pobyt w miejscu tak na wskroś... dolinowym, zamiast pomóc tylko pogarszały sprawę. Zasłonił się herbatą.
– ушанка– odpowiedział na jej pytanie. – Są piękne rezerwaty z pięknymi dumnymi stworzeniami, których nie da się zobaczyć w takich warunkach w żadnym innym miejscu na ziemi. Mój przyjaciel z czasów szkolnych pobierał tam nauki. Lubię czasem... zniknąć między granią, w śniegu, który nigdy nie topnieje i zapatrzeć się w ogień. – Oburącz ujmował kubek, kotwicząc się w nim i skupiając na smokach, na ich dumie i potędze wielkich cielsk, wręcz niemożliwych do zatrzymania, a jednak - powstrzymywanych ludzką ręką przed powrotem do dawnego trybu życia. Prawdziwego. Dzikiego.
– Skandal. Jako daltonista nigdy nie byłem w stanie zrozumieć uprzedzeń wynikających z koloru włosów, czy koloru czegokolwiek. Ale tak niestety funkcjonujemy jako ludzie - rozmnażamy się i konkurujemy ze sobą, a każdy powód jest dobry by wprowadzić napięcie i ducha rywalizacji, niekoniecznie zdrowej. Niestety. Można tę energię tylko kierunkować, nigdy skutecznie zagasić. – Nie zawsze kolor, czasem działała też krew, dziedzictwo, rodzaj klątwy, którą niosło się na plecach. Anthony nie uważał się za rasistę. Oczywiście, przez wzgląd na pełnioną funkcję musiał zwracać na to uwagę, a Nobby Leach podłożył się niemal sam, jak ofiarne jagnie na kamiennym stole, niemniej niezależnie od statusu krwi można było być dobrym narzędzem, albo też skończonym idiotą.
Herbata nie była dobra, ale nie zamierzał sprawiać przykrości swojej towarzyszce. Przez moment, gdy zaczęła jeść, a on rozlał smak naparu z brutalnie potraktowanych przez producenta liści po swoich wrażliwych kubkach smakowych, pomyślał, czy gdyby ją kiedyś poprosił o mały pokaz prawdziwych umiejętności wynikający z jej podwójnej natury, to by się zgodziła. Był ciekaw. Bardzo ciekaw. Między nim a Erikiem wilkołactwo pozostawało przed laty tabu nie do pokonania, a teraz... cóż. Teraz i tak nie rozmawiali.
– Absolutnie tego nie popieram. – Jego głos wybrzmiał szczerze. – Uważam, że to tylko pogłębia szczeliny w społeczności, zupełnie niepotrzebnie. Każdy z nas ma jakiś talent, który może przepaść w zapomnienie, jeśli nie będzie prawidłowo rozwijany. To tak, jakby ktoś bał się, że mogę powiedzieć czy usłyszeć za dużo. – Machnął z lekceważeniem dłonią, zupełnie jakby swoimi słowami mógł doprowadzić do czyjejś śmierci. Zupełnie jakby każdy jeden czarodziej nie dysponował magią mogącą roznieść drugą osobę na strzępy bez konieczności przemiany.
Jej kojące słowa po gwałtownym obróceniu się ku drzwiom, były dziwnie kojące. Trochę. Pokiwał głową na potwierdzenie, a jego smutne przez całe spotkanie oczy stawały się coraz smutniejsze. To nie była jej wina. To on po prostu tęsknił i nie wiedział, co ma z tym za bardzo zrobić, a pobyt w miejscu tak na wskroś... dolinowym, zamiast pomóc tylko pogarszały sprawę. Zasłonił się herbatą.
– ушанка– odpowiedział na jej pytanie. – Są piękne rezerwaty z pięknymi dumnymi stworzeniami, których nie da się zobaczyć w takich warunkach w żadnym innym miejscu na ziemi. Mój przyjaciel z czasów szkolnych pobierał tam nauki. Lubię czasem... zniknąć między granią, w śniegu, który nigdy nie topnieje i zapatrzeć się w ogień. – Oburącz ujmował kubek, kotwicząc się w nim i skupiając na smokach, na ich dumie i potędze wielkich cielsk, wręcz niemożliwych do zatrzymania, a jednak - powstrzymywanych ludzką ręką przed powrotem do dawnego trybu życia. Prawdziwego. Dzikiego.