04.12.2024, 22:09 ✶
Kawior, szampan... W jego oczach rozbłysły rozbawione iskierki. Chciałby się zapytać, czy wygląda na osobę, która raczy się kawiorem i szampanem codziennie, lecz tego nie zrobił. Nie zrobił, bo znał odpowiedź, a brzmiała ona: owszem, tak. Wychował się w takiej a nie innej rodzinie, podobnie zresztą jak Perseus: obaj byli przyzwyczajeni do bogactwa, chociaż w przypadku Rodolphusa to bogactwo objawiało się skromniej niż nie. Pieniądze nie potrzebowały rozgłosu - widać je było po jakości skromnych ubrań, po manierach, lecz przede wszystkim po sposobie bycia. Nie po tym, co i gdzie jadł czy w jakich miejscach bywał. Nawet nie po tym, gdzie mieszkał i jak mieszkał. Jego mieszkanie, podobnie jak wszystko, czym się otaczał, było zadziwiające proste i skromne. To, że Black postanowił eksperymentować z prostszą kuchnią, było dla niego naturalne. U każdego w końcu przychodzi ten moment - powody bywały naprawdę różne i nie miał zamiaru o nie dopytywać, głównie dlatego, że zapewne musiałby w zamian podzielić się swoimi. A te były również proste: po prostu tak wolał. Wolał odciążać swój umysł w tak prostych sprawach, nie zaśmiecać jego przestrzeni tak trywialnymi sprawami. No i, przede wszystkim, mieszkał teraz nie u siebie. U niego przebywały dwie z pozoru obce osoby.
Mimo że Perseus był niezwykle podatny na jego gesty i słowa, nie był kompletnym idiotą. To było miłe, gdy ktoś orientował się, że coś tu było nie tak, że przecież wszystko ma swoją cenę - nawet w mordę ciężko było dostać za darmo. Lestrange spojrzał na Perseusa kompletnie niewinnym wzrokiem. Podążył opuszkami palców po jego dłoni, tej która trzymała nadgarstek, wzdłuż całej ręki, by dotrzeć na bark i w końcu na bok szyi. Wzruszył lekko, ledwo zauważalnie, ramionami.
- Powiedzmy, że mi również nie jest na rękę, by niektóre osoby pozostały bez kary - odpowiedział spokojnie, zabierając w końcu ręce ze stygnącego od gorącej wody ciała. - Nie chodzi o mnie, a o Anneleigh. To ona jest pod wiecznym ostrzałem pismaków, nie ja. O mnie nikt nie wspomni w gazetach - o momencie, w którym dosłownie obrosłem w pióra. O niej jednak...
Przypomniał Perseusowi, że gdy wtedy na jego własnym weselu do niego podszedł, jego kuzynka była szczelnie zawinięta w jego marynarkę. Chronił ją, torując drogę pośród gości. Trzymał blisko siebie, nie pozwalając, by ktokolwiek mógł zauważyć, że doszło do jakiegokolwiek incydentu. Lecz czy na pewno to wystarczyło?
- Rodzina musi trzymać się razem, to mój obowiązek, by ją chronić - powiedział w końcu poważnie, po krótkiej chwili milczenia. Jego cena była nadzwyczaj niska: on pomoże Perseusowi, bo sam miał w tym swój interes. Tak, to było tak proste, jak jego ubrania, które obecnie spoczywały w szafie u Nicholasa. Takie same, wyprasowane, w identycznej kolorystyce. Tak samo proste jak jedzenie, które spożywał u Traversa, tak samo proste jak większość układów.
Jednocześnie czy to na pewno było tylko to? Wydawało się, że tak. A jednak coś w Lestrange'u kazało na niego uważać. Czy nie wykorzysta wspólnego przymierza do tego, by później chcieć od Perseusa przysług? Jednak gdyby ten zastanowił się nad tym głębiej, to przecież siedzieliby w tym razem, prawda? Pogrążając jego, pogrążyłby siebie. Z tą różnicą, że Lestrange miał pozycję i pieniądze, których Black już nie miał. O czym, oczywiście nie mógł wiedzieć.
- Niełatwo przywiązuję się do ludzi - podjął temat, robiąc krok w tył. To była prawda. - Lecz jeśli już do tego dojdzie, zrobię dużo, by byli bezpieczni.
To też była prawda. Nie zrobiłby wszystkiego, nie miałby też oporów przed tym, by ich wykorzystać czy zdradzić. Lecz póki sytuacja do tego nie zmuszała - mógł wykorzystywać swoje kontakty i umiejętności, by osobom w jego otoczeniu było lepiej. Blackowi, Mulciberom, Lestrange'om - póki nie będzie trzeba wybierać stron.
Mimo że Perseus był niezwykle podatny na jego gesty i słowa, nie był kompletnym idiotą. To było miłe, gdy ktoś orientował się, że coś tu było nie tak, że przecież wszystko ma swoją cenę - nawet w mordę ciężko było dostać za darmo. Lestrange spojrzał na Perseusa kompletnie niewinnym wzrokiem. Podążył opuszkami palców po jego dłoni, tej która trzymała nadgarstek, wzdłuż całej ręki, by dotrzeć na bark i w końcu na bok szyi. Wzruszył lekko, ledwo zauważalnie, ramionami.
- Powiedzmy, że mi również nie jest na rękę, by niektóre osoby pozostały bez kary - odpowiedział spokojnie, zabierając w końcu ręce ze stygnącego od gorącej wody ciała. - Nie chodzi o mnie, a o Anneleigh. To ona jest pod wiecznym ostrzałem pismaków, nie ja. O mnie nikt nie wspomni w gazetach - o momencie, w którym dosłownie obrosłem w pióra. O niej jednak...
Przypomniał Perseusowi, że gdy wtedy na jego własnym weselu do niego podszedł, jego kuzynka była szczelnie zawinięta w jego marynarkę. Chronił ją, torując drogę pośród gości. Trzymał blisko siebie, nie pozwalając, by ktokolwiek mógł zauważyć, że doszło do jakiegokolwiek incydentu. Lecz czy na pewno to wystarczyło?
- Rodzina musi trzymać się razem, to mój obowiązek, by ją chronić - powiedział w końcu poważnie, po krótkiej chwili milczenia. Jego cena była nadzwyczaj niska: on pomoże Perseusowi, bo sam miał w tym swój interes. Tak, to było tak proste, jak jego ubrania, które obecnie spoczywały w szafie u Nicholasa. Takie same, wyprasowane, w identycznej kolorystyce. Tak samo proste jak jedzenie, które spożywał u Traversa, tak samo proste jak większość układów.
Jednocześnie czy to na pewno było tylko to? Wydawało się, że tak. A jednak coś w Lestrange'u kazało na niego uważać. Czy nie wykorzysta wspólnego przymierza do tego, by później chcieć od Perseusa przysług? Jednak gdyby ten zastanowił się nad tym głębiej, to przecież siedzieliby w tym razem, prawda? Pogrążając jego, pogrążyłby siebie. Z tą różnicą, że Lestrange miał pozycję i pieniądze, których Black już nie miał. O czym, oczywiście nie mógł wiedzieć.
- Niełatwo przywiązuję się do ludzi - podjął temat, robiąc krok w tył. To była prawda. - Lecz jeśli już do tego dojdzie, zrobię dużo, by byli bezpieczni.
To też była prawda. Nie zrobiłby wszystkiego, nie miałby też oporów przed tym, by ich wykorzystać czy zdradzić. Lecz póki sytuacja do tego nie zmuszała - mógł wykorzystywać swoje kontakty i umiejętności, by osobom w jego otoczeniu było lepiej. Blackowi, Mulciberom, Lestrange'om - póki nie będzie trzeba wybierać stron.