• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[06.09 Regina & Anthony] Chai spices dance, a sheer delight

[06.09 Regina & Anthony] Chai spices dance, a sheer delight
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
13.12.2024, 10:37  ✶  

—06/09/1972—
Anglia, Londyn
Regina Rowle & Anthony Shafiq
[Obrazek: sc1OH1N.png]

In a pot so warm and bright,
Chai spices dance, a sheer delight.
With cinnamon’s swirl and ginger’s cheer,
They whisper secrets, drawing near.



Gdyby Anthony mógł wybierać rodzinę i talenty, które ofiarowywała swoim dzieciom przynależność do niej, z pewnością byli by to Rowle'owie. Powodów było wiele, ale największy, najistotniejszy z nich zaczynał się na S a kończył na MOKI. Jeszcze w czasach szkolnych przyglądał się z zaciekawieniem swojemu koledze z dormitorium, który każdą wolną minutę poświęcał swojej smoczej pasji, by finalnie zaraz po szkole pojechać na wschód, aby znaleźć dla siebie miejsce w tej dość zamkniętej społeczności osób pracujących przy tych przepięknych bestiach. Przeznaczenie ukuło inną drogę Shafiqowi, ministerstwo dawało mu jednak sporo możliwości, aby pielęgnować swoje hobby, oczyszczać srebrne zębatki umysłu rozmyślaniem o czymś innym.

Był bogatym hobbystą, ale że myślał z rozmachem, jego kolekcja pęczniała od smoczych artefaktów, jego wędrówki po świecie zawsze zahaczały o smocze rezerwaty lub półlegalne, ale utrzymane na wysokim poziomie hodowle. Jego wino rok rocznie przyjmowało patronaż innego gatunku, a on sam upierając się, że jego patronus jest wyrmem, a nie jakimś pytonem, tęsknie wypatrywał momentu w którym miałby możliwość udostępnienia przestrzeni jakiemuś smokowi w okolicach swojej rezydencji. Choćby miniaturce...

Rowle.

Zawsze dbał o relacje z tą rodziną, choć może nie z takim zacięciem, jak układy z Lestrange'ami. Tu nie chodziło o biznes, a współdzielenie miłości. Był regularnym gościem na włościach Rowle'ów, nawet jeśli ta regularność miała kwartalne okresy. Zdecydowanie częściej zaglądał do Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, trzymając rękę na smoczym pulsie nawet w przestrzeniach legislacyjnych.

Regina.

Wielka, dobroduszna, wspaniała Regina.
W dodatku... skłamałby, gdyby powiedział, że to nie jest jego ulubiony rocznik.

Siedzieli teraz w białym, eleganckim salonie jego apartamentu przy Alei Horyzontalnej. Żabi skok od Biblioteki Parkinsonów, jego dziedzictwa po kądzieli, miejsca które praktycznie go wychowało, w przeciwieństwie do wiecznie nieobecnego ojca. Teraz, być może, aby zrekompensować sobie brak własnych dzieci, prowadził niespieszną pogawędkę z kobietą od której dawno nie miał wieści. Spotykali się z Ministerstwie, później na szlaku, zawsze w towarzystwie smoków. Jakież było jego zaskoczenie, gdy minęli się na Pokątnej kilka tygodni temu. Zdała mu się zagubiona w Londynie, odwykła może od zmian, które zaistniały na mugolskich i magicznych ulicach. Sama wyrwała się z korzeniami, poszukując własnej tożsamości, ale czy znalazła odpowiedzi na które szukała?

Był ciekaw.

Popijali herbatę, kobieta ze względu na swój gabaryt zajmowała białą sofkę pod rozległym lustrem otoczonym dwoma pilastrami udającymi strzeliste kolumny. Smak herbaty był charakterystycznym earl grey'em, cejlońskie liście dobarwione w aromacie zostały charakterystyczną goryczką skórki bergamotki, uszlachetnione błękitem kwiatu bławatka.

– A więc powrót do ojczyzny. Zamierzasz podjąć pracę w rodzinnym rezerwacie, czy masz jakiś inny pomysł Regino? – jego głos był ciepły, łagodnie otulający swoją troską. Jego lekko przydługie włosy układały się falą, choć jeszcze nie opadały na ramiona przysłonięte oficjalną szatą szefa jednego z biur Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Było już po południu, ale wciąż w godzinach pracy urzędu, najwidoczniej jednak nie musiał być na miejscu, skoro przebywał w swoim domu razem z tym wyjątkowym gościem. Czuć było go złotem na kilometr. Może nie potrzebował w swoim obejściu smoka? Może sam nim się stawał?
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#2
19.12.2024, 15:47  ✶  
Smoki. Ogromne, pokryte łuską, z rogami, kłami i błoniastymi skrzydłami. Niekiedy uważano je za szlachetne, innym razem za wcielenia złego, ale zawsze traktowano jak nie z szacunkiem, tak z ostrożnością. Nawet jeżeli się ich obawiano, to widok lecącego smoka wzbudzał cichy podziw w każdym, komu dane było ów lot widzieć.

Czy Regina rzeczywiście miała do czynienia ze smokiem w ludzkiej postaci? Jeżeli tak, to jakim był Anthony? Dumnym opalookim? Tajemniczym krótkopyskim ze Szwecji? Nieprzewidywalnym rogogonem? Jadowitym żmijozębem z Peru? A może na świecie skrył się jeszcze jeden rodzaj smoka? Jedyny w swoim rodzaju smok o szarych oczach i płowo-brązowych łuskach, który swoim wdziękiem mógł uśpić czujność ofiary.

Fascynacja Shafiqa zakrawała wręcz na fiksację albo jakąś dziwną odsłonę miłości do tych ogromnych gadów. Dzięki jego pasji poznali się w Biurze Badań i Hodowli Smoków. Regina była wtedy świeżo upieczoną stażystką i myślała, że Anthony pracuje we wspomnianym biurze, bo tak często się tam pojawiał.

W późniejszym czasie niejednokrotnie prowadzili rozmowy o smokach, wymieniali się informacjami na temat smoczych rezerwatów czy dyskutowali o reformach, jakie mogły pomóc hodowcom i badaczom. Dla Reginy były to rozmowy o tyle ważne, co i zaskakujące, bo w tamtych czasach była na samym dole hierarchii biura i częściej wymagano od niej słuchania, niż wyrażania własnej opinii.

Smoki nie fascynowały Reginy w takim stopniu. Nie uganiała się za nimi, ani też nie czuła z nimi większego połączenia, niż to, że jej rodzina posiadała większość smoczych rezerwatów i chcąc nie chcąc przewijały się one w jej życiu. Chciała czegoś więcej dla siebie, niż zostanie kolejnym badaczem wielkich gadów z nazwiskiem Rowle. Chciała czegoś więcej dla innych zwierząt. Chciała...

... czy masz jakiś inny pomysł Regino? Przykryła nikły uśmiech filiżanką, z której upiła niewielki łyk herbaty. Oczywiście, że miała, tylko to były koncepcje, luźne i w większości zakrawające na mrzonki, więc nie miała odwagi, by się nimi podzielić z kimkolwiek. Tym bardziej z siedzącym przed nią mężczyzną, którego zdanie ceniła i nie chciała wyjść na głupca.

— Jeszcze nie rozmawiałam o tym z ojcem, ale wolałabym nie. Wolałabym pozostać przy nawiązywaniu współprac między rodzinnymi placówkami a hodowlami i rezerwatami w innych częściach świata.

Czyli, innymi słowy, wolałaby pozostać względnie niezależna, nie rezygnować z podróży i swoich badań czy obserwacji. Bała się zapuszczenia korzeni w jednym miejscu i stąd też czuła obawę przed powrotem do Londynu oraz spotkaniem z ojcem. Co jeżeli wykorzysta jej przyjazd i stwierdzi, że czas coś stabilniejszego? Na przykład pracę za biurkiem w Ministerstwie.

Poruszyła się niespokojnie na bielutkiej sofie i rozejrzała po salonie. Znany z nienagannej prezencji i dyplomatycznego wdzięku... Tak jakiś czas temu opisano w Proroku Codziennym Anthony'ego i widząc go, jak siedzi w tym eleganckim jasnym salonie, popija herbatę i spogląda na nią z uwagą, Regina nie ujęłaby tego lepiej.

Natomiast ona nie grzeszyła wdziękiem i tym bardziej nienagannością. Nie pasowała do białego saloniku, do jasnych mebli i do małych filiżanek, które niknęły w jej sporawych dłoniach. Mimo że siedziała, nadal zaskakiwała swoją barczystą posturą i nieco dzikim wyglądem, który przejawiał się w kosmykach włosów uciekających z naprędce splecionego warkocza.

Regina nie pasowała tak często, że poniekąd zdążyła się do tego przyzwyczaić. Poczucie braku przynależności, wypadania ze schematu i wymykanie się wszelakim ramom stało się jej chlebem powszednim, ale nie spowszedniało na tyle, by o tym zapomniała.

— Czytałam w Proroku, że odpowiadałeś za nawiązanie współpracy z Kambodżą i wszystko się udało, gratulację. — skłoniła głowę z uznaniem, zmieniając temat. — Na horyzoncie są kolejne międzynarodowe umowy? Czy chwila wytchnienia i urlop w którymś z rezerwatów?

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
07.01.2025, 20:57  ✶  
Fakt, że niewiasta nie pasowała do tego miejsca był oczywisty. Tak na prawdę nikt do końca do niego nie pasował - jego funkcja była stricte reprezentacyjna i cała idea polegała na tym, żeby goście czuli się mocno odseparowani w nim od świata zewnętrznego. Do bulu elegancki, klasyczny, wręcz sterylny salon, był białą kanwą, płótnem, na którym Shafiq miał dobry pogląd na dzieło sztuki, którym był człowiek zasiadający przed nim. Jak zachowa się w dyskomforcie? Jak odnajdzie się wobec przytłaczającej bieli z tak niewielką ilością przełamującej ją zieleni. Jak odnajdzie się w niebie i czy dostrzeże jego pułapkę. Patrzenie wszędzie indziej niż na rozmówce groziło nudą. Brak obrazów, tylko symetryczne pilastry, kilka luster... Musiałeś skupić się na swoim rozmówcy, a to zawsze sprzyjało, by zajrzeć w jego duszę.

Anthony skłamałby, gdyby musiał przyznać, że nie lubi tego robić. Zwłaszcza jak siedziała przed nim taka dusza jak Regina. Kibicował jej, ale uśmiechnął się łagodnie na jej zawodowe plany, skrywając za życzliwym zainteresowaniem mniej życzliwą protekcjonalność. Życzył jej jak najlepiej, wiedział jednak, że jest wolnym duchem, który ma trudność z dopasowaniem się do realiów. Mało było ludzi, którzy byli w stanie docenić jej bezpośredniość i pragmatyczność, z kolei ona nigdzie nie była w stanie na dłużej zapuścić korzeni. Praca o której marzyła i którą przecież próbowała kultywować przez kilka ostatnich lat była... nomadzką utopią. Najwięcej pieniędzy jednak zarabiało się na przemycie odsmoczych artefaktów. Legalnie hodowle i rezerwaty obłożone były takimi cłami, że raczej same potrzebowały pieniędzy. Współpraca... cóż też ona miała oznaczać? Jak przekuć łuski na złoto? Regina była doskonałym posłańcem, ale nie miała handlarskiego zmysłu. To w niej lubił. To czyniło jej plan tak boleśnie nieskutecznym.

- Brzmi to jak doskonała praca dla pracownika OMSHMu, takiego który nie tyle siedzi za biurkiem, co robi w terenie. Jak Tahira, poznałyście się chyba, gdy widzieliśmy się w... o była Kenia? - obciążona klątwą Maledictusa śniada egipcjanka była i najwidoczniej pozostawała protegowaną Anthony'ego, który pomimo jej przekleństwa umożliwił jej pracę w ministerstwie, możliwie często wysyłając ją jak najdalej od biurka, do tego stopnia, że wiele osób co jakiś czas pytało co ona takiego niby robi, że wciąż znajduje się na listach płac Organu Międzynarodowych Standardów Handli Magicznego. - Nie po to jednak uciekłaś z Ministerstwa, żeby do niego wracać, czyż nie? - westchnął rozczarowany. Może i nie zaglądał do swojego biura z byt często, ale nie wątpił że Rowle byłaby kolejnym skarbem na jego ziemiach. To z resztą - jak zwykł myśleć o Basiliusie, Enzo czy Isaacu - był dobry rocznik. Żeby nie wspomnieć o Eriku, który miał przecież od lat specjalne miejsce w jego sercu. Mimowolnie, znad filiżanki herbaty zaczął rozmyślać co mógłby mimo wszystko zaoferować Reginie, by miała odpowiednio dużo wolności, ale też zabezpieczenia finansowego. By mógł ją wesprzeć tak, aby nie widziała w tym jałmużny. To zawsze było... trudne zadanie, zwłaszcza w przypadku kobiet, o czym był uczony przez cały czas, przez najbliższe mu damy. - Wiesz, jeśli potrzebujesz punktu zaczepienia do czasu rozmowy z wujem, mam pewien problem z którym w sumie mogłabyś mi pomóc. Kojarzysz Ptolemeusza? Brat jego opiekuna niestety złamał zakaz wchodzenia do Kniei i obecnie zmaga się z... konsekwencjami tego czynu. Nie miałem serca zmuszać Pedro do trzymania pieczy nad moją ptaszarnią, a niestety moja ręka do zwierząt jest bardziej niż... ee... mizerna. - Znał się świetnie na smokach. Znał się na większości odzwierzęcych klątw z wilkołaczą na czele, choć i w Maledictusie był już całkiem nieźle rozeznany. "Zwykłe" zwierzęta pozostawały jednak dla niego tajemnicą nie do przebycia. Miał od tego ludzi, szkoda tylko że jeden z nich zaniemógł.

- Dziękuję bardzo za miłe słowa, to była trudna ze względów językowych i logistycznych umowa, ale wierzę mocno, że kolejne miesiące wypełnią nasze magazyny dobrami, które tak potrzebujemy do walki w czasie wewnętrznego kryzysu. - Trochę odruchowo wpadł na tory wypowiedzi prasowej. Regina spokojnie mogłaby go cytować, ale zaraz potem machnął lekceważąco ręką, by nie stracić w jej oczach twarzy samozwańczego kolegi z Departamentu wiadomego. - Wiesz jak jest z sukcesami. Miał wielu rodziców, a gdy już mam podpisanie umowy za sobą... pozostaje pustka. Nie chcę precyzować jej w najbliższym czasie, choć mam... - westchnął ciężko, na moment uciekając wzrokiem w kierunku okna. - Mam taką myśl, by przestać patrzeć poza granice kraju i skupić się na tym, co dzieje się w jego wnętrzu. W polityce międzynarodowej jest jak w życiu. Ciężko jest dbać o relacje, kiedy własne ciało przeżera choroba, jeśli wiesz co mam na myśli. - dwuznaczne zdanie, trochę celowo ukształtowane tak, by dać jej przestrzeń do doprecyzowania tej choroby. Znał jej usposobienie, ale nawet najmilsze dusze potrafiły być zajadłymi antymugolakami, zwłaszcza wychowane w czystokrwistej rodzinie. Nie mieli za bardzo o tym rozmawiać wcześniej, ale była to rzecz, która obecnie spędzała Shafiqowi sen z powiek, unikanie tego tematu i przykładanie papierka lakmusowego do kolejnych dusz było trudne do powstrzymania. Umilkł więc, popijając herbaty i niby przypadkiem pozostawiając dużo ciszy na to, by piękna Regina na białym tle sprasowanych kolumn mogła rozbłysnąć, lub wycofać się rakiem z zastawionej retorycznej pułapki.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#4
08.01.2025, 22:54  ✶  

Regina o nieskuteczności swoich planów przekonała się względnie niedawno. Nie towarzyszyły temu biblijne znaki, pokroju płonący krzak czy mniej sakralne, ale jakże podniosłe fanfary. Po prostu w pewnym momencie, pomiędzy jednym wyjazdem a drugim, spoglądając wstecz, zdała sobie sprawę, że na dobre ulotnił się jej duch ideowca.

Od paru ładnych lat już nie uważała, że świat można i należy zbawić. Że system można zmienić, jeżeli się tego bardzo chce. Że każde zwierzątko można uratować, a każdy, kto macza palce w nielegalnym handlu lub hodowli, jest do szpiku kości zły. Mimo to nadal tliła się w niej nadzieja, że może skrawek tego świata zmieni na lepsze, bo przecież nie każdy musi patrzeć na rachunek zysków i strat. Prawda? Należy tylko znaleźć odpowiednich ludzi i odpowiedni miejsce.

Mimowolnie westchnęła, kiedy Anthony wspomniał o pracy w OMSHM. To nie był pierwsza taka rozmowa i zazwyczaj na propozycję odpowiadała za każdym razem tak samo. Zresztą Shafiq doskonale o tym wiedział, dlatego zaraz wspomniał o ucieczce z Ministerstwa, ale Reginę nieco zaskoczyła ta nutka rozczarowania.

Uśmiechnęła się nieznacznie i pokiwała głową. Pamiętała Egipcjankę, o której wspomniał oraz ich spotkanie w Kenii. Kobieta wywarła na niej niesamowite wrażenie i jednocześnie obudziła w Reginie nutkę zazdrości o to, jak wprawnie poruszała się meandrami dyplomatycznych rozmów, jak potrafiła prześwietlić kogoś i zrozumieć intencje skryte pod watą słowną. W dodatku była w tym tak elegancka i wyważona, że Rowle czuła się przy niej, jak buchorożec w składzie porcelany. Może przez to wspomnienie i porównanie uśmiech kobiety wyrażał rozbawienie.

Kolejne słowa Anthony'ego sprawiły, że prawa brew Reginy powędrowała do góry w pytającej manierze, a uśmiech zniknął. Oczywiście, że kojarzyła Ptolemeusza, czyli harpię, która nosiła pocztę dla Shafiqa. Po prawdzie to większość znanych Reginie ludzi kojarzyła bardziej po ptakach pocztowych, niż ich twarzach. Ot, skrzywienie zawodowe, tak to chyba można było nazwać.

Jednakże konsternacja, jaka zagościła na twarzy Olbrzymki, nie wynikała tylko i wyłącznie ze złożonej propozycji, ale ze wspomnianej przyczyny.

O tajemniczych wydarzeniach w Kniei Godryka napomykano kilkukrotnie w Proroku Codziennym i innej prasie, na przestrzeni ostatnich miesięcy. Czarodzieje i czarownice byli zaniepokojeni tym, co działo się w Dolinie, w tym i Regina, która nie zgadzała się z domysłami pismaków o zwierzętach lub bestiach, czyhających pod osłoną prastarych drzew. Wysłała w tej kwestii kilka listów, ale większość pozostała bez odpowiedzi.

— Chętnie pomogę podczas nieobecności twojego pracownika i szczegółami możemy zająć się zaraz, ale... — zawiesiła głos, formułując w głowie odpowiednie pytanie. — Ale powiedz mi, proszę coś więcej na temat Kniei w Dolinie. Co właściwie się tam wydarzyło i co stało się bratu twojego pracownika?


Kolejny uśmiech wykwitł na twarzy Reginy do spółki z lekko zarysowanymi kurzymi łapkami w kącikach oczu. Mogłaby przysiąc, że Anthony obudzony w środku nocy odpowiedziałby dokładnie tymi słowami i takim tonem, jakim właśnie ją raczył. Nawet nie drgnęła mu powieka, przez co zaczęła się zastanawiać ile raz mówił słowo w słowo to samo.

Widząc, jak zreflektował się, że wcale nie ma do czynienia z dziennikarzem lub współpracownikiem z Ministerstwa, uśmiechnęła się nieco bardziej i pokiwała głową. Tak, wiedziała jak to jest, kiedy dniem i nocom się nad czymś pracuje, po czym przychodzi finał, a po nim ta dziwaczna pustka. Bo niby jest to czas, by się cieszyć osiągnięciami, by spijać śmietankę, a jednak kogoś takiego jak Anthony czy ona, coś zawsze pcha dalej.

O mały włos, a zakrztusiłaby się herbatą, którą właśnie piła. Otarła kącik ust serwetką, po czym wolną ręką strzepała niewidzialne paprochy znad piersi, tym samym grając na czas. Obracała jego słowa i sens pomiędzy nimi ukryty niczym jakąś logiczną układankę. Czyżby za chorobę uważał promugolskie ugrupowania czy wręcz przeciwnie, za taką miał Czarnego Pana i jemu podobnych, którzy coraz śmielej działali sobie w magicznym, jak i niemagicznym świecie.

— Domyślam się, tylko co bardziej widzisz, jako chorobę toczącą ciało Wielkiej Brytanii. — odbiegłe na chwilę wzrokiem w bok, ale salon nie miał za wiele do zaoferowania, by go na czymś zawiesić.

Powróciła wzrokiem do rozmówcy i błądziła miodowymi oczyma po ubraniu mężczyzny, jakby szukając w jego szacie słów, z których sklei kolejne zdania. Nie znalazła ich, a mimo to powiedziała:

— Czy mowa o przychylnych muglom, czy tym, którzy zarówno ich, jak i czarodziejów półkrwi uznają za gorszych?

Mimowolnie zmrużyła oczy, przyglądając się Anthony'emu. Nigdy nie rozmawiała z nim na te tematy i nie sądziła, że będzie musiała. Jej nastawienie było przez dłuższy czas obojętne, bo poświęcała uwagę innym sprawom. Odsuwała się od tego konfliktu, ale i nie kryła z krytyką tych, którzy koniecznie chcą podzielić, nie tylko magiczny, świat na lepszych i gorszych.

Jednak na przestrzeni dwóch ostatnich lat świat magicznych zaczął się zmieniać, polaryzować, a nawet i popadać w swojego rodzaju fanatyzm. Od przyjazdu do Londynu miała wrażenie, że całe miasto jest jak beczka prochu i wszyscy tylko czekają, aż wybuchnie. Nie podobało jej się to, nie czuła się dobrze w tym ogromnym tyglu wszelkiej maści opinii politycznych, przekonań o czystości krwi i podziału na lepszych i gorszych.

Oczywiście odstawała na tle swojej rodziny, bo ta, jak większość czystokrwistych rodów, uważała mugoli za istoty odrobinę tylko mądrzejsze od zwierząt, ale i niebezpieczne, jeżeli poczują w swoich rękach odrobinę władzy. Sama nie darzyła mugoli miłością, bo przyczyniali się do ogromnych i często złych zmian w ekosystemie magicznych stworzeń, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, by ich za to zabijać lub traktować, jak jakąś trzodę, która nadaje się tylko do tego, by usługiwać "prawdziwym czarodziejom".

Zresztą to, co z czarodziejami, którzy urodzili się w mugolskich rodzinach? Co z czarownicami i czarodziejami, którzy związali się z mugolami? Tylko dlatego byli groźni, że w ich żyłach nie płynęła czysta krew?

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
17.01.2025, 20:44  ✶  
– Och... mogłabyś? To byłoby wspaniale, nie tylko dla mnie ale też mojej ptaszarni. Ptolemeusz jest... trudny. Wiem, że Pedro regularnie organizował mu polowania, żeby... z tego co zrozumiałem - mu się nie nudziło. – Mina Anthony'ego wskazywała, że absolutnie nie wie jak mogłoby się nudzić ptaku, ale najważniejszy był fakt, że Ptolemeusz nie stanowił zagrożenia dla sów w ptaszarniach do których mężczyzna w pewnym sensie kierował swoje wiadomości. Zazwyczaj. – W zimie oczywiście nie będzie latał, ale tym bardziej w zimie będzie potrzebował opieki. Mam całą wolierę dla niego i pozostałych na tyłach rezydencji w Little Hangleton. Zdaje się, że nigdy tam nie byłaś, ale umówimy się w przyszłym tygodniu, teleportujemy się na miejsce, pokaże Ci miejsce, gdzie najwygodniej będzie Ci skakać. – Shafiq lubił mówić o teleportacji jako o skokach. Tylko takich bardzo, bardzo dalekich. – Cóż, pomijając fakt że został zatrzymany z powodu złamania zakazu wchodzenia do Lasu... W Kniei czają się obecnie straszliwe stworzenia. Jest obecnie w Lecznicy Dusz, bardzo rozchwiany ale obecność Pedra go uspokaja. Nie znam detali, bo nie było mnie w tym czasie w kraju, ale Beltane skończyło się tragicznie. Niestety po zmasowanym ataku osobników nazywających się śmierciożercami, las został w pewien sposób skażony, a z wyrwy wychynęły straszliwe upiory pozbawiające lat życia. Tak słyszałem przynajmniej, nie wiem czy czegoś nie pomieszałem szczerze mówiąc... – Przyznał zmartwiony wzdychając ciężko. – Działam jak mogę w zakresie moich możliwości. Umowa z Kambodżą uzupełni zapasy leków, zabezpieczy przed utratą sojuszników, mam nadzieję, że nastąpi jakiś przełom... w końcu, ale to inny Departament. – uśmiechnął się w jej stronę przepraszająco. Ministerstwo było opieszałe, Ministerstwo ślamazarzyło się i nie znalazło winnych. Ale on za to nie odpowiadał. On nosił inny krzyż na swoich barkach, a za oportunistyczną postawę z początku konfliktu przyszło mu teraz płacić.

Przejście do rozmów o polityce było oczywiste, jej czujne migdałowe oczy przeszywały go, jakby był włamywaczem na smoczej fermie. Udźwignął to jednak, nie był to pierwszy i nie ostatni raz gdy prowadził tego typu rozmowy, a też ostatecznie była to rozmowa prywatna, a nie publiczna. Z drugiej strony Rowle... nazwisko zobowiązywało, czyż nie?
– To nie poglądy są problemem moja droga. Problem jest wtedy, kiedy ktoś podlewa je oliwą i podpala, zachęcając radykałów do wyjścia na ulice. Problemem są fundamentaliści, którzy burzą zastany porządek, myśląc, że ich pomysł na konstrukcję społeczeństwa jest lepszy. Tak jak ja bym wszystkim nakazywał wielbić smoki i zarządzał masową eksterminację testrali, tylko dlatego, że nie wyglądają dostatecznie godnie. – Prychnął zmęczony. Jeszcze kilka lat temu nie powiedziałby tego głośno, ale był zmęczony ostatnimi tygodniami, też wyjazdem, na którym musiał trzymać fason bez przerwy przez ponad trzy doby, by nie dać się wciągnąć w rodzinne gierki. Jeszcze kilka lat temu sam naśmiewał się z promugolskich ruchów, przyklaskując radykalizującym się znajomym. Nie przypuszczał, nie mógł wiedzieć do czego to doprowadzi. A może mógł? Może nie chciał tego dostrzec? Ciężar odpowiedzialności dociążył jego barki, a on nagle zaczął wyglądać na kilka lat starszego. – Każdy może mieć poglądy, z perspektywy chłodnej kalkulacji, z perspektywy pracodawcy, jakim jest państwo: lepiej pracują Ci, którzy nie są zastraszani. A ten koszmar tylko wezbrał na sile, gdy Ciebie nie było – przyznał z żalem, dopijając herbatę.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#6
18.01.2025, 01:24  ✶  

Odnotowała w swej głowie, by zasięgnąć języka u znajomych opiekunów ptaków drapieżnych. Jeżeli się nie myliła, to w swojej kolekcji miała opasłe tomiszcze o niemagicznych ptakach, do którego powinna zajrzeć przed ich następnym spotkaniem.

Nie wiedziała, czemu Anthony wybrał sobie akurat przedstawiciela  harpia harpyja na posłańca. Też nigdy go o to nie spytała, przyjmując to jako część rzeczywistości i przechodząc nad tym dalej. Może powinna go o to zapytać? Może nastały czasy, kiedy nie powinno się nad wszystkim przechodzić, ot tak, dalej.

Nie zrobiła tego jednak, postanawiając, że ciekawość zaspokoi przy innej okazji. Zamiast tego z uwagą wysłuchała słów Shafiqa, co jakiś czas marszcząc brwi lub kiwając lekko głową.

Znowu ci śmierciożercy, w przeciągu ostatnich dwóch dni słyszała o nich już któryś raz. Niepokojące, ale czemu się dziwić, skoro ów przymiotnik można było przypisać każdemu dniu i nocy, jakie przychodziły i przemijały w ostatnim czasie.

— Nie wydaje mi się, żebyś coś pomieszał. Bardzo podobnie piszą o tym w Proroku i kilku innych gazetach. — podjęła, kiedy umilkł. — Przez chwilę zastanawiałam się, czy to aby nie są sprowokowane zwierzęta, czyniące te szkody, ale szczerze mówiąc, niewiele potrafię wymienić takich, które doprowadziłoby człowieka do pobytu w Lecznicy Dusz.

Jej głos przybrał zmartwioną i w dodatku smutną barwę. Knieja Godryka słynęła z mnogości magicznych zwierząt, dla których była kryjówką, domem. Do tego roślinność, którą zwykły się żywić… Zachwianie flory bądź fauny mogło prowadzić do nieodwracalnych szkód, których nawet magia nie naprawi. Jeszcze to skażenie, o którym wspomniał jej rozmówca. Regina koniecznie musiała się przyjrzeć temu bliżej. Postanowiła, że raz jeszcze napisze listy do znajomych i ruszy kilka kontaktów w Ministerstwie.

— Zrozumiałe Anthony, nie sądzę, by ktokolwiek osądzał to, co robisz lub, w tym przypadku czego nie robisz, zwłaszcza że działasz tak, jak tylko możesz.

Zapewne tego nie potrzebował, ale Regina poczuła, że w jakiś sposób musi go upewnić w tym, iż działa tak, jak tylko może. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo przecież nie znała pełnego wymiaru problemu, z jakim przyjdzie im się wszystkim mierzyć.

Nazwisko zobowiązywało, choć Rowle często się mu wymykała. W końcu ani nie pracowała w Ministerstwie, ani nie prowadziła żadnej z hodowli. Czy podzielała opinię swojego wuja albo brata ciotecznego? Nie, ale też i nie darzyła mugoli przesadną miłością.

Czy jej rodzice mieli podobne poglądy, jak większość czystokrwistych rodzin? Nigdy z nimi o tym nie rozmawiała, a nawet pamiętała, jak jej ojciec wdawał się w dyskusje przy stole z Lazarusem na te tematy. Tylko co innego się zwykło mówić za zamkniętymi drzwiami, a co innego na salonach, nieprawdaż?

To chyba właśnie dlatego Regina tak bardzo uciekała od londyńskiej socjety. Ten ich dualizm, słowa o niekończącym się dnie, zawoalowane prośby i groźby, handel reputacją. Kiedy psidwak szczerzy zęby, to wiesz, że tak naprawdę nie udaje i ostrzega. Nie ocenia cię po tym, kim i gdzie się urodziłeś, a jaki jesteś tu i teraz. Ceniła szczerość zwierząt i tę prostolinijność.

Zsunęła spojrzenie na stolik, gdzie odstawiła filiżankę na spodku. Dała słowom mężczyzny wsiąknąć, jakby były deszczem dla wyschniętej gleby jej myśli. Nawet przez chwilę uśmiechnęła się rozbawiona, bo przed oczami stanął jej obraz Anthony’ego ze smoczymi skrzydłami i rogami, wychwalającego smoki i nakazującego im (i jemu) bezgraniczne posłuszeństwo.

Uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Pomiędzy brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka, a usta zacisnęły się nieznacznie. Przyszedł czas na odpowiedź i udzieliła jej stonowanym głosem.

— To prawda, ale dotyczy to każdych fundamentalistów, niezależnie od… Od umiejscowienia na skali, że tak to ujmę. Opinie o mugolach bywały różne, ale dobrze wiesz, że większość naszego społeczeństwa wyraża się o nich, jak o mniej rozumnych lub godnych żałości. Bywały też głosy przestrogi, z jakiegoś powodu ukryliśmy przed nimi swoje istnienie i to te głosy do mnie trafiają. Mugoli należy się przede wszystkim wystrzegać, bo jak historia pokazała, potrafią wyrządzać szkody, które odczuwają nie tylko oni, ale i my, nasz świat.

Poruszyła się niespokojnie, jakby nie była do końca pewna, czy aby na pewno dobrze sformułowała to, co odczuwa. Odchrząknęła i podjęła na nowo:

— Ten fanatyzm nie dotyczy tylko samych mugoli, ale też czarownic i czarodziejów, którzy nie wybierają tego, gdzie się rodzą lub kogo kochają. Z tym osobiście się nie zgadzam, z narzucaniem innym tego, że są lepsi lub gorsi, bo w ich żyłach płynie taka, nie inna krew. Bo czy naprawdę to jakaś różnica? Jakby noszenie danego nazwiska dawało nam jakieś konkretne umiejętności.

Żachnęła się i spojrzała na czarodzieja, zastanawiając, czy właśnie się nie pogrążyła. Nie potrafiła ocenić, więc brnęła dalej:

— Nie potrafię używać zimnej kalkulacji, o czym zapewne świetnie wiesz, ale dobrze to ująłeś Anthony, że obudziliśmy się w koszmarze, a ten powoli przemienia się w rzeczywistość. Co jak wreszcie zmienią się miejscami i obudzimy się świecie, gdzie nie ma miejsca dla tych, którzy nie władają magią od pokoleń? Wydaje mi się, że fanatykom nigdy mało i zaraz znajdą sobie kolejne powody, by kogoś wykluczać, prześladować, a wreszcie  i zabijać.

Umilkła, spięta i zmartwiona, bo miała wrażenie, że dotarła i do sedna swoich obaw. Od jakiegoś czasu zastanawiała się, czy aby jej rodzina, przyjaciele, znajomi są bezpieczni. Ale to nie tylko strach o swoich bliskich był tak męczący. Teraz jeszcze dochodziła nieufność w stosunku do każdego, kto głośno nie wypowie opinii na tematy, o których właśnie rozmawiała z Shafiqiem. I tego, co potem. Powinna się odciąć? Próbować przekonywać?

Powiodła miodowymi oczyma do okna, myśląc o tym, że nigdy nie powinna wyjeżdżać z rezerwatu znikaczy, co uczyniła przed paroma laty. W jej wspomnieniach tamte dni jawiły się wręcz sielankowo, choć jednocześnie przysparzały bólu serca.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
27.02.2025, 16:31  ✶  
Regina próbowała uciszyć jego sumienie, ale Anthony miał zbyt silne ego, by taka zewnętrzna walidacja zmniejszała jego twardy osąd na temat własnej opieszałości i hipokryzji. Przekonanie o własnej omnipotencji i możliwościach katowały odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy, któremu sam przed laty dołożył do pieca i to nie mało, choćby po to, by odsunąć od siebie podejrzenia.

Mugole nie byli groźni. To oni - czarodzieje - stanowili zagrożenie dla rasy z oczywistych względów niższej. Ale też, o czym Shafiq był przekonany, niemożność stosowania przez mugolski gatunek magii sprawiał, że Ci ludzie byli o wiele bardziej progresywni, eksplorujący, szukający innych rozwiązań dążących do ułatwiania sobie życia, do stosowania "magii" w technologii, badający otaczający ich świat w sposób niezwykle drobiazgowy i zaskakujący. Byli łatwowierni i banalni do dojenia. Byli też na swój sposób fascynujący w swojej kulturze, w najszerszym słowa tego pojęciu. A on - beneficjent ludzkiej naiwności - nie mógł zdradzać się ze swoją zaawansowaną wiedzą w tym zakresie. Reputacja była wszystkim. A on - wielki fan mugolskiej sztuki - zbyt wiele razy wskazywał na mugolaków jako potencjalne zagrożenie, jako osoby, które były "zbyt blisko" drugiego świata.

Westchnął zasłuchany w słowa Reginy. Było w niej coś drogocennego, szlachetne serca w końcu lśniły najmocniej, nie byłby smokiem, gdyby nie był w stanie dostrzec tego rubinu osadzonego w klatce z jej żeber, mimo rosłego ciała i warstw ubrania. Promieniowała świętym sprawiedliwym gniewem, jawiąc mu się po trosze jako Joanna D'Arc, na kilka chwil przed spaleniem. Była piękna. Była autodestruktywna w tym jak łatwo przychodziło jej wypowiadać takie sądy, nie mając pojęcia o poglądach swojego rozmówcy.

Zamyślił się, pozwalając jej słowom wybrzmieć, a napięciu powrócić.

Potrzebował jej w Ministerstwie, nazwisko otwierało jej wciąż dużo drzwi, ale była jak ten nieszczęsny kot, którego szukali z Jonathanem. Wymagała odpowiednio łagodnego potraktowania.

- Sądzę, że największym naszym zmartwieniem, jest absolutna indolencja śmierciożerców w rozumieniu podstawowych struktur społecznych. Większość rewolucjonistów ma ten problem, historia mnoży przed nami te przypadki. - Sam o środowisku naturalnym wiedział żałośnie mało, nie odróżniając od siebie dębu od klonu, niemniej to porównanie poznał z kart książki i - co ważniejsze - wierzył, że tym porównaniem dotrze do soczystego lśniącego szkarłatu Reginy. – Jesteśmy habitatem i każdy jest potrzebny. Duże ssaki, ptaki, gady, płazy, robaki sprzątające padline... Od wieków osadziliśmy się w tej równowadze, wypracowując kompromis, który pozwala od czasów szkolnych odnajdywać każdemu swoje powołanie i miejsce w precyzyjnie zaprojektowanej społeczności. A teraz ktoś chce nie tylko odsunąć jakąś grupę, ale kto wie - może ją absolutnie eksterminować. – nie uśmiechał się, jego poważne oczy wyrażały wielką niechęć do zmian, bo w głębi serca Anthony był konserwatystą, nawet jeśli wielu nazwałoby jego poglądy progresywnymi. Pragnął powrotu do bezpiecznego statusu quo. Chciał by znów zapanował spokój, a uprzywilejowana kasta przestałą rozdzierać szaty, że nie posiada przywilejów. – Niestety w naszej naturze leży rozmnażanie się i konkurowanie. A magowie mają zbyt wiele opcji, by swoją nienawiść przekuwać na okrutne czyny.. Niemniej... Regino, czy mógłbym mieć do Ciebie prośbę? – Stal oczu zmiękła, a troska ukształtowała przystojne, arystokratyczne rysy. Wiedział, że zapewne się zgodzi, pozostawił jednak tę przestrzeń, by jej tak wybrzmiało, nim będzie kontynuować. Potrzebował jej stuprocentowej uwagi, bo bardzo, bardzo nie chciał, aby umarła. Wiedział o ataku na Avery, pod skórą zaś czuł, że chwilowe zawieszenie broni nie będzie trwać wiecznie i pożoga z morpheusowych wizji zaleje świat. Ich świat.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Regina Rowle (2963), Anthony Shafiq (2447)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa