• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[10.08.1972] Whatever floats your boat || Eden & Alastor

[10.08.1972] Whatever floats your boat || Eden & Alastor
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#1
18.06.2024, 14:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.06.2024, 14:28 przez Eden Lestrange.)  

10 sierpnia 1972


Eden Lestrange & Alastor Moody

Szkocja, środek jeziora Loch Ness, późny wieczór


- Myślisz, że to było wredne z mojej strony? - Zapytała całkiem szczerze, kończąc swoją relację z wesela akurat na historii o amnezji Perseusa Blacka. Nadal uważała cały pomysł z wmówieniem mu, że jest Fortinbrasem za nader zabawny, jednak po przespaniu się z tym wszystkim doszła do wniosku, że końcowa wstawka o Eunice rzekomo odbitej przez Elliotta mogła mimo wszystko być przerostem formy nad treścią. Eden nie posunęłaby się tak daleko, aby nazwać to wyrzutami sumienia (Percy'emu jakaś zemsta się przecież należała), ale miała lekkie przeczucia, że ostatni krok był już nieco zbyt dziecinny.
Usprawiedliwienie miała jednak takie, że mogła zachować się jeszcze gorzej. Mogła go wysłać do prawdziwego Fortinbrasa i zrobić mu jeszcze większy wstyd na jego własnym weselu.
Nie było w niej żadnego żalu za grzechy; jedynie żal, że nie mogła tam zabrać Alastora. Mieli mało okazji do spędzania ze sobą czasu, a ostatnimi czasy Eden ze zdziwieniem dochodziła do wniosku, że najbardziej chciałaby, aby towarzyszył przy tych, które ciężko jej przeboleć. Wszelkie wesela, nieważne czyje i jak wesołe, odbijały się jej czkawką. Miała złe skojarzenia; podczas każdego czuła się, jakby ktoś sypał jej sól na rany i intencjonalne przypominał o dniu, w którym popełniła największy błąd swojego życia. Wiedziała, że nikt nie miał takich planów, choć ciężko było przełknąć jej koncept, że świat nie kręci się wokół niej. Nie zmieniało to jednak faktu, że łatwiej zniosłaby tamten wieczór, gdyby przetańczyła go z Moodym. Choćby i kosztem deptania po palcach.
Usadowiła się wygodniej na łódce. Ta zachybotała mocniej, na co Eden zareagowała zmarszczeniem brwi - maciupki okaz strachu, którego nie sposób było znaleźć w żadnym innym zakamarku twarzy. Miejsce schadzki było klimatyczne, a środek jeziora doskonale dyskretny i odosobniony. Unoszące się na wodzie lampiony również umniejszały wieczornemu mrokowi, bijąc ciepłym światłem. Nie mogła jednak pozbyć się z tyłu głowy wspomnienia plucia wodą, kiedy obydwoje przelecieli przez obraz prosto do bajora w krainie czarnoksiężnika, a ona prawie się utopiła, bo nigdy nie nauczyła się pływać. Jeśli ktoś się kiedyś zastanawiał, jak w obliczu takiego stanu rzeczy przeszła testy aurorskie, odpowiedzią był nepotyzm.
- Jeśli wpadnę do tego jeziora i się utopię, to będzie z tego jakiś pozytyw - wyrwała się nagle, przenosząc wzrok z chyboczącej się łódki oraz nieznacznych fal, które się wokół niej podniosły, na Alastora. - Nie będę musiała więcej iść na żadne wesele i udawać, że lubię kogokolwiek z gości - oświadczyła tonem obfitym w cynizm, ale na końcu uśmiechnęła się zupełnie szczerze. Naprawdę widziała takie wyjście jako plus, choć pewnie znalazłby się ktoś, kto kazałby jej przestać życzyć sobie śmierci. Dla Eden nie miało to znaczenia; wiedziała, że to tylko żart, bo Alastor ją uratuje. Gdyby w niego nie wierzyła, nigdy nie postawiłaby nogi na tej szalupie.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#2
28.06.2024, 22:46  ✶  
Dym wypełnił jego płuca, a powiew chłodniejszego powietrza musnął jego rozgrzane policzki, pozwalając uwolnić się kolejnej porcji myśli, do tej pory przygaszonych nieco przez wysokie temperatury. Przywykł do Londynu - do nieba przykrytego ciężką szarością i deszczu, mokrych i śliskich ulic, parności, gorących promieni upalnego słońca przebijającego się przez gęste chmury, zmuszając go do radzenia sobie z wilgocią. A tu wreszcie - zimne, szkockie powietrze i cisza przerywana jedynie tym, co mówiła Eden.

- Myślę, że wredne to było wyrządzić mu taki numer z drinkami - odparł, wydychając dym w innym kierunku, niż siedziała. - Naprawdę nie wiem, co za imbecyl dopuścił do tego, żeby na czyimś weselu serwować napoje doprawione taką magią. Dlatego nic nigdy nie piję na przyjęciach. Na Beltane dolewali do herbatek amortencji.

Tak naprawdę to drwienie z niego też było wredne, ale z lekkim niesmakiem musiał przyznać, że sam zrobiłby sobie pewnie z niego jakiś dowcip. Mniej toksyczny, mniej inwazyjny, nie był przecież aż tak nieprzyjemnym typem, coby się znęcać nad panem młodym, ale taka okazja nie przytrafia się zbyt często. No i nawet kiedy człowiek robi sobie żarty, może takiego Perseusa choćby na chwilę przypilnować.

- Na twoje nieszczęście nie dam ci się utopić nawet jeżeli sama wskoczysz do jeziora i będziesz łykała wodę. - Ścisnął usta w wąską linię. - Chociaż z potworem mogę sobie nie poradzić.

Powinien ją straszyć? Oczywiście, że nie, ale troszkę nie mógł się powstrzymać. Taką już miał upierdliwą naturę - lubił czasem uszczypnąć, dźgnąć palcem, a ona... wyglądała bardzo dobrze wyłożona w tej pozycji jak księżniczka. Nie wydawało mu się, żeby spotkał kiedyś bardziej atrakcyjną kobietę. Masa ludzi pewnie nie zgodziłaby się z jego rankingiem, on jednak usłyszawszy ich zwątpienie, sam by zwątpił, ale nie w nią, a w ich wzrok. I poczucie estetyki.

Moody lubił ciszę, dlatego najlepiej odpoczywało mu się kiedy jeździł łowić nad rzekę. Powoli docierało do niego jednak, że głos blondynki, chociaż gęba jej się nie zamykała, odkąd wsiedli na tę łódkę, wcale nie zakłócał spokoju tej chwili. Właściwie, to... bardzo dobrze zgrywał się z delikatnymi, kojącymi dźwiękami okolicznej fauny i flory. Słyszał opowieść przeplataną szelestem liści, plusku ryb, świergotu ptaków, których chyba nie znał, charakterystycznego dźwięku wioseł wpadających do wody, kiedy coś uderzyło w łóżkę od spodu i zakołysało nią niebezpiecznie. Zaraz... co?

- Eh? - Nie wydusił z siebie nic szczególnie mądrego, jedynie złapał się krawędzi, a drugą ręką złapał ją za nogę. W rzeczywistości niewiele warty gest, ale dał mu jakiś wewnętrzny spokój. Wciąż tu była.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#3
06.07.2024, 01:09  ✶  
Skrzywiła się nieco; drażnił ją dym papierosa, ale nie przeszło jej nawet przez myśl, by to skomentować. Stał się tak integralną, nieodłączną częścią Alastora, że przestawał stopniowo jej przeszkadzać. Ostatnimi czasy dochodziła nawet do wniosku, że nawet jeśli irytuje ją, gdy czuje go w pobliżu, to zaczyna za nim niemożebnie tęsknić, gdy go wraz z właścicielem zabraknie.
- Ktokolwiek by to nie był, jedynie wykorzystał okazję - odparła spokojnie, nie chcąc się ani zgadzać, ani zaprzeczać z uznaniem całego zajścia za wredne. Było zabawne, a o ile Eden dobrze się zorientowała, naszprycowane były jedynie drinki. Gdyby Perseus raczył się czystym alkoholem jak prawdziwy mężczyzna, którym nie jest i nie będzie, krzywda by mu się nie zadziała. - W życiu nie dopuściłabym do sytuacji, gdzie na moim weselu ktoś tak łatwo dolewa czegoś do napojów i naraża moją reputację na szwank. Czy wspominałam, że Black na dodatek przez cały wieczór absolutnie nic z tym ambarasem nie zrobił? Jeszcze zanim dopadła go klątwa starczej demencji, po parkiecie hulały jakieś przerośnięte szczury - mówiąc to, wyglądała na zniesmaczoną niekompetencją swojego byłego szwagra. Kolejny dowód na to, że rozwód Eunice chyba przysporzy im w ostatecznym rozrachunku więcej pożytku niż szkody. - Aż można pokusić się o domniemanie, że sam zaczarował drinki dla odstawienia cyrku. W końcu zaprosił na przyjęcie również przybłędy od Bellów, może właśnie w takie klimaty celował. - Wywróciła oczyma, zakładając nogę na nogę i opatulając się ciaśniej szalem. Kiedy skończyła swój krytyczny wywód na temat Percy'ego, dotarło do niej, że to, co zrobiła, było wobec niego niemiłe. Wylała gorzkie żale tuż po tym, gdy w nadziei na nawrócenie zapytała Moody'ego, by ocenił, czy jakieś jej zachowanie było wredne, aby mogła na przyszłość uważać i takowego unikać.
Poczuła się wybitnie niezręcznie, aż tyłek zapiekł ją ze wstydu. Gwałtownie obróciła głowę w kierunku jeziora, udając zainteresowaną rozciągającym się przed nimi bezkresem wody, przez co leżała teraz w tak dziwacznej pozycji, że chyba sama się prosiła o wypadnięcie za burtę i spotkanie czołowe z Nessie. Może po tym wszystkim coraz bardziej tego pragnęła.
- Już myślałam, że powiesz, że jedynym potworem na tym jeziorze jestem ja - mruknęła w odpowiedzi na jego bohaterskie zapewnienie, odruchowo lekko uśmiechając się pod nosem. Wiedziała, że nie utonie - raz ją z dna wyciągnął, zrobi to drugi raz. Miała nawet przeczucie, że wcale nie miała teraz na myśli wyciągania z wody.
Wtem łódką coś zatrzęsło. Eden błyskawicznie załapała się burty, chwyciła ją tak mocno, że aż poczuła trzask paznokcia u czubka kciuka. Oczy miała rozpostarte szeroko, drugą ręką zaczęła się w popłochu obmacywać, szukając różdżki niczym tonący brzytwy. Jak na nieszczęście nie mogła jej znaleźć. Alastor mógł powiedzieć w tym momencie cokolwiek, ale nie przekonałby Eden, że to ona była tym potworem z Loch Ness - teraz była święcie przekonana, że miała przynajmniej jednego dublera i dobijał się do nich od spodu.
- Powiedz, że to byłeś ty - jęknęła pełna desperackiej nadziei, a potem spojrzała na wodę i poczuła, jak ta wiara w happy end odpływa razem z wiosłami, które teraz wesoło sunęły na samo dno. Dobrze, że złapał ją za tę nogę - z jednej strony dodawał jej tym otuchy, a z drugiej powstrzymywał od kopnięcia go. Mianowicie, gdy Eden zaczynała się bać, odruchowo szukała winnego. Nie było tutaj lustra, więc nikogo oprócz Moody'ego nie widziała. - No i czemu ich nie trzymałeś? Jak teraz niby dopłyniemy do brzegu, co? Mam wesoło płynąć wpław? A co jak mi Nessie użre nogę? Będziesz mnie chciał z kikutem? - Rozpoczęła serię wyrzutów, ale jeśli Alastor spojrzałby jej teraz w oczy, zamiast gniewu dostrzegłby strach. A także niemą obietnicę, że jej noga na żadnej łódce już nigdy nie postanie.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#4
12.07.2024, 15:49  ✶  
Wciąż starał się wydychać ten dym tak, żeby jak najmniejsza jego część znalazła się blisko blondynki, ale natura miała w takich momentach inne pomysły, ochoczo znosząc go w niewłaściwe miejsca kolejnymi powiewami delikatnego, letniego wiatru. Wsłuchiwał się w jej historię z lekko zmarszczonym czołem. Gdyby go nie znała, wzięłaby pewnie jego minę za zdziwienie, ale nie była to prawda - Alastor wyglądał tak, kiedy się nad czymś skupiał i głęboko myślał, a więc najczęściej mogła widzieć go takim w pracy. Teraz... teraz gadali o głupkowatym weselu Perseusa, co więc sprawiało, że aż tak to analizował.

- Wiesz co... jak o tym opowiadasz, to faktycznie bardziej to brzmi jak jedna z tych głupkowatych imprez Brenny, a nie wesele organizowane przez dwa czystokrwiste rody. - Należy tu zaznaczyć, że nazwanie przyjęć Brenny głupkowatymi nie miało tutaj znaczenia pejoratywnego - nie chciał nadawać wypowiedzi deprawującego wydźwięku względem Longbottomówny, którą Moody uważał za dobrą przyjaciółkę rodziny, ale no... Przecież one były głupkowate. Drinki zamieniające innych w balony latające nad sufitem albo zmuszające ich do śpiewania na scenie przy jednoczesnym tańczeniu kankana nieodłącznie kojarzyło mu się z Warownią, chociaż na imprezie charytatywnej udało im się powstrzymać tak szaleńcze pomysły. Czyli nawet oni, ci kompletnie zwariowani ludzie, mieli jakieś wyczucie... Nie to, że Alastor tego od nich oczekiwał, ale spodziewał się tego po rodzinach lubiących chwalić się swoimi wpływami. - Wiesz co myślę o posiadaniu tak twardego kija w dupie jak Rookwoodowie i Blackowie, więc nawet cieszyłbym cię ich szczęściem gdyby nagle zmienili zdanie i postanowili go wyciągnąć, ale dobrze wiem, że tego nie zrobili. Nie potrafię zrozumieć, co się stało. To brzmi, jakby przynajmniej połowa jego ciotek miała wyjść przed północą i go wydziedziczyć. - I chociaż normalnie miałby to kompletnie w dupie, to przecież jakieś zabawy typów mających się za szlachtę, ta historia wywołała w nim głębokie poczucie konsternacji. Zamierzał się tej sprawie przyjrzeć i to było po nim widać. Kompletnie nie powinno jej zdziwić, kiedy w nocy lub wieczorem zobaczy go piszącego list do kogoś, kto mógł wiedzieć o tym więcej. Najlepiej od zaplecza.

I nieszczególnie silnie ją teraz oceniał. Wiedział już wcześniej jakim była człowiekiem. Jedynie ta wzmianka o Bellach wywołała u niego charakterystyczną reakcją, jaką było potarcie nosa i odwrócenie spojrzenia, ale oni przecież słynęli z rzekomego porywania dzieci. Miał o nich mieszaną opinię, a i ona została przykryta faktem zaproszenia na taki ślub mugolskiego cyrku.

- Ooo, nie po to dałem się urżnąć pchlarzowi, żebyś odbierała mi rolę potwora. Poza tym, czym byś miała być? Wiłą? Z tym... z tym mogę się zgodzić. - Ale wiły żaden facet nie nazwałby potworem.

- Nie - odpowiedział jej wprost, bardzo szybko przechodząc ze stanu luźnego Alastora, z którym przyszła tutaj na randkę przy świetle wznoszących się nad ich głowami lampionów, w człowieka bardzo czujnego, faktycznie gotowego do odparcia jakiegoś ataku, ale... nic nie nadciągało. Jedynym efektem tego wszystkiego było to, że nie mieli wioseł, a on miał mokrą łapę, bo oczywiście sięgnął za nimi do wody w nadziei, że nie opadły jeszcze zbyt głęboko. Wciąż skupiony wpatrywał się w toń wodną i nagle... uśmiech wrócił. Odwrócił spojrzenie w jej kierunku. - Heeej, jest okej, póki nie złożyłaś przysięgi Voldemortowi, ale wierzę, że uda mi się wprawić tę łódkę w ruch nawet i bez wioseł i obejdzie się bez utraty ręki.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#5
20.07.2024, 20:22  ✶  
Nie mogła się nie zgodzić, wesele Perseusza było na tyle nienormatywne, że się następnego dnia zastanawiała, czy to nie był wywołany nadmierną ilością wina sen. Jakoś nie mogła przetrawić, że pojawił się tam cyrk - nawet jeśli Blackowie hipotetycznie traktowali ich jako śmieszne, szlamowate małpki, i tak dziwiło ją, że chcieli przebywać z takimi w jednym pomieszczeniu.
- Nie rozumiem, jakim cudem Blackowie się na to zgodzili. - Wyglądała na szczerze zdezorientowaną postawą nestorów. - Wiesz, co zrobiłby mój ojciec, gdybym zaprosiła Bellów na własne wesele? Skorzystałby z okazji, że zebraliśmy wszystkich najbliższych oraz inne istotne osobistości w jednym miejscu, i zorganizowałby od razu mój pogrzeb. - Eden była zupełnie szczera i ani trochę nie dramatyzowała. Nie wyglądała też na przejętą faktem, że Fortinbras był gotowy odstrzelić córkę w każdy momencie. Dla niej taką formę przybierała ojcowska miłość, wiedziała też, że nic nie zmieni jej natury, żadne okoliczności. Gdy dorasta się w takich rodzinach, posłuszeństwo nie jest już tylko kwestią powinności, a przede wszystkim przetrwania. Może właśnie dlatego, mając świadomość powagi sytuacji z tyłu własnej głowy, nie mogła przeboleć, że wesele Blacka przebiegło w taki sposób i jeszcze nikt nie umarł.

Gdy wspomniał o wili, napięcie spowodowane sytuacją Percy'ego zelżało w Eden natychmiastowo. Uśmiechnęła się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Poruszyła ustami, jakby chciała powiedzieć zamknij się, ale jedynie się zaśmiała. Nie musiała używać słów, bo widać było po niej jak na dłoni, co miała na myśli. Była łasa na takie komplementy jak sęp, bo minęły lata odkąd była takich adresatką.
Zawsze wmawiała sobie, że nie szuka niczyjej aprobaty, ale zmierzona z rzeczywistością nie mogła zrobić niczego innego niż przyznać się do kłamstwa.

Powtarzała też, że jest niewzruszona niczym skała i stabilna emocjonalnie, a wystarczyło wsadzić ją na chyboczącą się łódkę, pozbawić różdżki i wioseł, żeby zaczęła przechodzić przez wszystkie stadia żałoby. Najśmieszniejszy był ten lament o wiosła, których przecież by nie dotknęła, bo kto to widział, żeby Eden Lestrange parała się pracą fizyczną?
Uśmiech Alastora zadziałał jak miecz obosieczny, bo o ile uspokoiła się nieco i zaczęła wchodzić w fazę akceptacji swojego położenia, to poczuła się też głupio, że wcześniej próbowała mu wjechać na psychikę bezpodstawnymi oskarżeniami, kiedy nie życzył jej inaczej niż dobrze.
- Ja i przysięganie Voldemortowi? Weź mnie nie osłabiaj, bo się rzucę w objęcia tego jeziora - oznajmiła, wzdychając ciężko i wywracając oczyma. Biorąc pod uwagę, że gniew dotyczący roli jej ojca w zamachu na Beltane nadal w niej nie zgasł, Alastor nie mógł rzucić głupszej sugestii. - Już mi wystarczy, że nie mogę przez niego zjeść obiadu z rodzicami w spokoju - mrurknęła, i pewnie narzekałaby dalej na to, jak nieznośny ojciec się stał, odkąd został jego poplecznikiem, ale złapała za wodze emocji w ostatniej chwili. Nieważne, jak bezgranicznie ufała w tym momencie Moody'emu, pozostawał aurorem. Był wierny idei jak pies, a ona nadal próbowała chronić dobre imię rodziny, choć ta nie dała jej wiele więcej w zamian. Ciężko się pozbyć starych nawyków, zwłaszcza kiedy jest się świadomym, jak poważne mogą być tego konsekwencje. Spojrzała więc na Alastora badawczo, chcąc zobaczyć, jak pociągnie dalej ten temat.
Był środek sierpnia, prawda? W takim razie czemu czuła się, jakby stąpała po cienkim lodzie?


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#6
11.11.2024, 13:50  ✶  
- Może zamiast jakim cudem powinno zadać się pytanie czy. - Eden miała rację - stąpali po cienkim lodzie, bo Moody nawet będąc człowiekiem dobrym, był również człowiekiem szorstkim i pełnym uprzedzeń, nieprzyjemnych myśli i wcale nie bał się mówić o nich głośno. Tak, strategiczne milczenie nierzadko bywało jego bronią, ale zwykle, kiedy się już odezwał... - To jest jedna z najbardziej... nieprzyjemnych rodzin, jakie znam, ale w każdej zdarzają się przecież buntownicy. - Coś w jego tonie się zmieniło. Nabrał cienia. W głosie, w oczach. Można było jedynie domyślać się tego, co krążyło mu teraz po głowie i jak wiele z tego przynajmniej pośrednio nakładało się na relację, którą próbowali zbudować. Zdawał sobie sprawę z tego, że wielu ludzi bało się Eden Malfoy, zapewne niepokój, jaki wzbudzała sprawiły, że na wieść o ich zejściu się zareagowali lękiem o biednego Alastora, bo z jakiegoś powodu reputacja jaką sobie zbudował była bardzo... miękka. Ale on nie był miękki. Oboje mówili o swoich ojcach z niechęcią, ale Alastor był przecież jego doskonałą kopią. Kopią człowieka zawziętego, upartego i momentami niezwykle nieprzyjemnego. Strach przed byciem ocenianą był zasadny, bo on faktycznie ludzi oceniał. Mierzył ich miarką, jaką wbudowano w jego oczy. Ciężko mu było oduczyć się testowania wartości osób wokół siebie.

- Ktokolwiek do tego doprowadził, może znajdować się teraz w czarnej dupie.

Chyba się nad czymś zawahał, bo myślał dłużej.

- Nie to żebym kiedykolwiek widział świat w kolorowych barwach, ale zdziwiłbym się, jakby się na to zgodzili. Mogli się o to pokłócić i ktoś będzie miał przejebane, mogli... spróbować kogoś sprowokować, ale nawet próbując z całych sił wyzbyć się uprzedzeń, ale nie... to jest zwyczajnie niemożliwe, żeby rodzina mówiąca tyle o wartości tradycji zdecydowała się na taki ruch w czasie wojny. Cały czas czekamy na kolejne działania tego Czarnego Chuja, kto normalny w obliczu tego, że oni są zdolni do zamordowania każdego, zdecydowałby się na coś takiego na weselu? - Tylko jako wabik. Chęć sprowokowania kogoś do reakcji. - Nikt. - To zwyczajnie musiała być jakaś polityczna zagrywka albo błąd, za który ktoś słono zapłaci. - Eh. - Niektóre rzeczy pozostawały niezmienne. - Naprawdę chciałem oglądać z tobą te lampiony, ale ostatecznie i tak, nawet przy perspektywie bycia pożartymi przez potwora z Loch Ness, gadamy o sytuacji w kraju.

Naprawdę nie chciał przez to zasugerować, że to co robili było złe. Ten temat nie był zły, bardzo szybko go podłapał i płynął z nim, zwyczajnie... chciał być dla niej nieco inny. Pragnął być dla niej oparciem, kimś komu mogłaby zwierzać się ze swoich trosk.

- Rozumiem, że sytuacja u ciebie w domu...

Słuchał jej nadal, ale przechylił się na bok, wpatrując chwilę w toń. Rozważał dwie opcje - żałosne wachlowanie rękoma do brzegu, co zapewne potrwa sto lat, albo wskoczenie do lodowatej wody, a następnie ściągnięcie Eden na brzeg. Druga opcja była zapewne lepsza i szybsza, ale nie potrafiłby chyba jej zostawić, a już na pewno nie po tym, jak wystraszyła się trzęsącej wody. Nessie to przecież tylko legenda, tak?


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#7
18.11.2024, 00:36  ✶  
Parsknęła cicho; sugestia Alastora była jak najbardziej słuszna, ale jakoś rozbawiła ją myśl, że rodzice Perseuszka dali mu tak szerokie pole do popisu, że aż do ostatniej chwili i świadectwa własnych oczu nie byli świadomi, kto będzie zaproszony na wesele.
- Może naiwnie sądzili, że durniejszej rzeczy od rozwodu z moją siostrą nie uda mu się zorganizować - rzuciła lekko, nie ukrywając ani rozbawienia, ani cynicznego zabarwienia w głosie. Hipokryzja tego, że taki docinek opuścił usta akurat aspirującej rozwódki w tym momencie jeszcze do niej nie dotarła.

Średnio chciała wierzyć w tak zaawansowaną głupotę państwa Black. Nie znała swojego byłego szwagra wybitnie, ale miała z nim do czynienia odpowiednią ilość razy, by nie być w stanie pokładać wiary w jego rozsądek - oni natomiast znali go przecież od kołyski, więc tym bardziej powinni wiedzieć, że to raczej niemrawy na umyśle egzemplarz dziedzica. Gdyby była jego matką, krążyłaby nad nim niczym sęp, pocąc się ze stresu po nocach, że bez odpowiedniej jurysdykcji wpadnie na jakiś idiotyczny pomysł, który doprowadzi rodzinną renomę do ruiny. I, biorąc pod uwagę temat ich rozmowy, miałaby rację.
Z drugiej jednak strony, skoro rodzony ojciec Eden z dnia na dzień głupiał, to może i starych Blacków dopadła ta sama przypadłość.

- Owszem, zdarzają się buntownicy, Alek. - Nie patrz tak na mnie. - Tylko to nie jest przypadek buntu, bo bunt ma to do siebie, że zwykle jest przemyślany. Tutaj mamy do czynienia z przypadkiem bezbrzeżnej głupoty i braku refleksji - wypluwała z siebie słowa, chcąc brzmieć pewnie, może karcąco, ale nie było w tym ani krzty skupienia, bo jego całość poświęcała na ucieczce przed oczyma Moody'ego. Nie była w ciemię bita, choć z coraz większą częstotliwością tego żałowała; sugestia była niby niema, a jakimś cudem dudniała w głowie Eden. Niebywałe.

- Doprowadził do tego Percy, nie owijajmy w bawełnę - powiedziała to z dziwną dozą frustracji, jakby z dziwnych przyczyn rozjuszyła ją ta próba domniemania niewinności. A może przyczyną było coś innego? - I wybacz, jeśli oczekujesz ode mnie współczucia w kwestii tarapatów, w jakie sam się wpakował, ale jakoś średnio wzrusza mnie los kogoś, kto świadomie, bądź nie, naraził na niebezpieczeństwo tylu ludzi. - Skrzywiła się. Próbowała się przekonać, że to, co właśnie usłyszała z własnych ust, to nie empatia, a jedynie szybka kalkulacja zysków i strat ubrana w niefortunnie dobrane słowa.

Znowu prychnęła, bo lampiony teraz zdawały się śmiesznie nieistotne. Przecież nie zeszła się z Alastorem dlatego, że marzyła o ckliwych wieczorach w blasku świec, gwiazd, czy ognia mostów, które próbowała za sobą spalić.

- Jeśli mam wybierać między byciem pożartym przez Nessie a sytuacją w moim domu, pozwolisz, że życzę potworowi smacznego - oznajmiła, a potem spojrzała w toń odruchowo, jakby chciała się upewnić, że jej sarkastyczny komentarz nie został usłyszany i pobożne życzenie nie będzie spełnione. Nie chciała mierzyć się z bałaganem własnego ojca, ale też nie miała ochoty umierać w toni jeziora. - Wiesz... - zawahała się. Przełknęła ślinę, a potem skuliła się nieco, podpierając brodę na złożonych ze sobą dłoniach i patrząc, niby to nonszalancko, w zupełnie inną stronę. - Jest coś niezwykle przygnębiającego w tym, kiedy zaczyna się tracić wiarę w człowieka, na którego podobieństwo zostało się stworzonym - rzuciła, niby na wiatr, niby bez myślenia. Ale było coś w głosie Eden, co odebrało mu siłę, co zacisnęło gardło w ścisły supeł. Może to było wzruszenie, może żałoba za ideałem... a może poczucie zmarnowanego życia.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#8
05.12.2024, 17:22  ✶  
Moody otworzył usta żeby coś powiedzieć, a później szybko je zamknął nie wydobywszy z nich żadnego dźwięku. Impuls chęci do wygłoszenia komentarza dotarł do jego szczęki nieco szybciej niż powinien, jeszcze zanim mózg przetworzył informację, że w sumie to gówno wiedział o rozwodzie Perseusza i Eunice, więc wymądrzanie się i porównania były nie na miejscu. Musiał jednak zadać sobie pytanie: czy chciał być wścibski? I nie wiedział czy to jego natura wybrzmiewała czymś nie do końca oczekiwanym, a może to obecność i wpływ Eden, ale... Chciał. Więc wykonał taki gest, kojarzący mu się głównie z plotkującymi na jakiś temat kobietami, ale też nie obcy mu w pracy Aurora przy przesłuchaniach. Mów dalej. Tutaj może bardziej: rozwiń to.

Czy to naprawdę była głupota?

- Może... Za bardzo próbuję odnaleźć w tym jakiś spisek... - Prawdę mówiąc ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej. Głębokie analizowanie zjawisk i zdarzeń, które wcale takie głębokie nie były. Przyznanie tego na głos sprawiło, że odrobinę zmarkotniał. Nie miał przez chwilę gdzie podziać oczu, chociaż zdecydowanie daleko mu było do osób pozbawionych pewności siebie. - To co mówisz jest rozsądne, owszem. Ale pomija jeden taki aspekt: że to okropne żyć w rzeczywistości, w której popełnienie błędu z czystej głupoty może skazać kogoś na śmierć. Za głupie błędy ludzi powinny sięgać równie głupie konsekwencje. - Zdawał sobie sprawę z tego, że niewielu spodziewało się po nim aż tak ludzkiego spojrzenia, ale to też trochę przez otaczanie się kobietami. To one zwykle mówiły to jako pierwsze, wyrywały się wręcz do pełnych poetyckich uniesień i nadziei odpowiedzi, a on stał w tle z miną jak gbur i akceptował to całkowicie, bo było spójne z jego sposobem myślenia. I to było zabawne, bo przecież naprzeciw niego też siedziała kobieta - ale to była kobieta, której podobnie jak jego, nikt by z takim stwierdzeniem nie skojarzył. Może dlatego tak łatwo było się w niej zakochać?

Prawdę mówiąc, w głębi duszy czuł, że ona myślała to samo. Nawet jeżeli nie zamierzała wypowiedzieć tego na głos.

Woda nie odpowiedziała jej niczym. Alastor odpowiedział jej natomiast głębokim westchnieniem.

- To nie jest... - urwał, bo chyba jednak źle dobrał słowa. - Nie chcę żeby to zabrzmiało jak sugestia lub ocena, a tak mogłoby to zabrzmieć - bez tego nieco irytującego wstępu - ale...

On spoglądał na jej oczy. Bo te oczy też mogły udzielić mu odpowiedzi na to pytanie. I wbrew wszystkiemu, wbrew wszelkiej logice jaka kierowała jego działaniami, nie bał się wreszcie tego pytania zadać, a to sprawiało, że chciał usłyszeć odpowiedź jeszcze mocniej. O ile ona w ogóle istniała.

- Skoro już w niego nie wierzysz, dlaczego wciąż tam jeździsz? Jesteś od niego niezależna, więc co sprawia, że chcesz utrzymywać kontakt, spędzać z nim czas?

Pytał ją, czy siebie? Sam już nie miał pojęcia.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#9
14.12.2024, 01:55  ✶  
Skrzywiła się na moment, marszcząc brwi w konfuzji, bo sugestia spisku wpierw wydała jej się niezwykle niedorzeczna. Otworzyła usta, chcąc zaprzeczyć, ale w porę ją olśniło, że to oczywiste wydaje się tylko jej. I to tylko dlatego, że swój pozna swego.
Dorastanie w środowisku pełnym osób, które we własnym mniemaniu urodziły się lepsze od reszty pospólstwa, skrzywiało człowieka. Z zewnątrz wyglądało to na sielskie życie w krainie miodem i mlekiem płynącej, gdzie bogactwa i wiążące się z nim przywileje się nie kończą. W praktyce był to przeklęty wyścig szczurów od kolebki, bo skoro wszyscy byliście tak pierdolenie wspaniali, to tylko perfekcja mogła was od siebie odróżnić. I można było dywagować, że da się ją osiągnąć ciężką pracą, ale ta perfekcja była zwyczajnie nieludzka i nieosiągalna, więc, zamiast wysuwać się na prowadzenie samodzielnie, zgodnie z zasadami fair play, trzeba było przeciwnikom podkładać nogi. A wrogiem był każdy.

Uśmiechnęła się kwaśno. Nie, nawet nie kwaśno - uśmiechnęła się zwyczajnie smutno, słysząc, że to okropne żyć w takim świecie. Jak miała zaprzeczyć? A co gorsza, jak miała się zgodzić, by nie zabrzmiało to jak szukanie współczucia i litości, których za żadne skarby sobie nie życzyła?
- Nie ma czegoś takiego jak głupie błędy, Alastor - odezwała się wreszcie, cicho i markotnie, grobowym wręcz tonem. - Przynajmniej nie w takiej rzeczywistości. - Westchnęła ciężko, znowu uciekając gdzieś wzrokiem. Nie mogła znieść, że jeszcze przed chwilą dawała upust swojej frustracji poprzez besztanie Perseusa za jego plecami, a potem - nim zdążyła mrugnąć - ich rozmowa płynnie przeszła w coś tak personalnego, że aż poczuła gorycz wypalającą trzewia.

Zgadzała się, że konsekwencje powinny być wymierne do wagi popełnionego czynu. Niemniej zbyt wiele razy była świadkiem ostrych reprymend, kiedy ktoś śmiał oprzeć łokcie na stole podczas obiadu, rękoczynów, kiedy ktoś nie zwrócił się do ojca z szacunkiem należytym imperatorowi. Nie wspominając już, co się stało z Elliottem, kiedy jego chłopięce miłostki wyszły na jaw i okazały się być niezgodne z tradycyjnym modelem toksycznej rodziny. Pamiętała to jakby to było wczoraj, bo przecież sama przyłożyła rękę, by afera ujrzała światło dzienne.
I tak samo jak Perseusz poniósł niewymierne konsekwencje, tak samo Eden odniosła niewymierny sukces. W normalnym świecie on nie powinien zostać ukarany, a jej nie powinien nikt gratulować. Sęk w tym, że w ich smutnej rzeczywistości kompas moralny wisiał do góry nogami. 

Nie chciała ku niemu patrzeć, bo czuła, jak szklana tafla wody nie tylko odbija się w jej oczach, ale również na nich zaczyna się tworzyć. Moody nie sprawiał jej przykrości, ale jego słowa uderzały w struny, którym nigdy dotąd nie pozwalała wybrzmieć.
- Nie jestem od nikogo niezależna - odezwała się wreszcie, a słowa niosły ze sobą nuty frustracji. - Wszystko, co posiadam, mam dzięki ojcu. Niczego nie osiągnęłam w życiu samodzielnie. Nie wiedziałabym, co to ciężka praca, nawet jeśli w tym momencie wyłoniłaby się z wody i kopnęła mnie w twarz. - Brzmiała, jakby miała za złe Alastorowi, że w ogóle śmie postrzegać ją jako kogoś, komu należy się szacunek. Jakby denerwowała ją sama insynuacja, że jest odrębnym od rodziny bytem. - Prawda jest taka, że bez ojca jestem nikim. Prawda jest też taka, że dzięki ojcu jestem potworem. Niemniej wolę być potworem niż nikim, bo brak jakiegokolwiek znaczenia by mnie zabił. - Skwitowała, a potem obwinęła się szczelnie rękoma, jakby nagle zrobiło jej się nieopisanie zimno. Jakby wyrzuciła z siebie wszystko, co ciążyło teraz na duszy, a potem zamknęła się na świat zewnętrzny, żeby nie odbiło się w nią rykoszetem.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#10
05.05.2025, 20:43  ✶  
Może nie było głupich błędów, ale bardzo chciał, żeby istniały. Tylko i wyłącznie głupie błędy, których skutkami były drobne potknięcia, a nie… śmierć! Nikt nie powinien bać się śmierci i szykanowania, bycia wyrzuconym z rodziny przez coś takiego jak zaproszenie mugolaków na wesele. Ta rzeczywistość była zwyczajnie okrutna i nie potrafił, jako człowiek z natury dobry, zaakceptować takiego stanu rzeczy.

Więc nawet jeżeli nie było głupich błędów, to będą głupie błędy. Bo on będzie walczył o świat z głupimi błędami i wywalczy to, choćby miał wyrwać tę nową rzeczywistość z rąk tych, którzy zbudowali ten paskudny system pełen nienawiści, przemocy i wykluczenia.

Uśmiechnął się smutno.

Nigdy nie wiedział, co powiedzieć kiedy ktoś miał rację, a przynajmniej nie wygłosił argumentu, który można było zbić, jedynie tezę, z którą można było zgodzić się lub nie.

Na jego twarzy pozostał więc ten jeden, smuty uśmiech niemówiący nic i zdradzający wszystko zarazem. Pogłębił się wraz z jej kolejnymi słowami. Ale chociaż przed chwilą zabrakło mu słów, Alastor Moody generalnie nie był człowiekiem, który bałby się mówić. Wielu posądzało go o sztywniactwo i brak wyczucia właśnie przez brak hamulców zakazujących wypowiedzieć wiele rzeczy wprawiających innych w dyskomfort.

- Nie masz racji - powiedział więc, nie pozwalając ciszy zdominować tej rozmowy. - Nie chodzi mi o błędy, może masz rację, może nie w naszej rzeczywistości, jaka nas zastała głupich błędów, tylko nie mogę się z tym pogodzić, bo min natura każe stawać w obronie każdego, nawet takich głupków jak Perseusz, ale tego co teraz powiem, jestem pewniejszy niż tego, że czarna magia przeżera ludzkie umysły i robi z nich sito. - Odetchnął. - Jesteś bez swojego ojca kimś. Masz tę siłę w swoich dłoniach i myślisz w ten sposób dlatego, że twój ojczulek wychował cię dokładnie tak, jak słabi mężczyźni wychowują silne kobiety. Nawet w świecie, w którym pozornie mają wiele praw, wciskają im do łba narrację, że nie poradzą sobie, jakby schowanie się za ich plecami to był jakiś wikt i opierunek, bez którego nie da się stanąć równo na nogach. To nie jest prawda, Eden. Poza tym - tutaj uśmiechnął się bezczelnie - gdyby na stołek Aurora prowadzili innych rodzice, to miałbym zdecydowanie łatwiejszą drogę niż ty. Chyba że pan Malfoy przeszedł za ciebie testy sprawnościowe.

Chciał sięgnąć jej ręką, ale nie było mu to dane. Woda wokół nich już dawno zapomniała o tym, że mieli swobodnie dryfować po tafli jeziora Loch Ness, otuleni ciszą przerywaną jedynie pluskiem wioseł i szelestem wiatru. Łódź drgała. Najpierw lekko, zaś w połowie jego wypowiedzi zrobiła to z impetem godnym uderzenia jej od spodu ciężkim buciorem.

Raz, drugi i nie zdążyli się złapać - jego monolog został zwieńczony przez rozgryzg chłodnej wody. Moody nie krzyczał, wpadł do wody godnie (jak na wędkarza przystało) i bardzo szybko zorientował się, że nie dane im będzie opaść w głębiny. Stanęli. Na płyciźnie mimo znajdowania się wyjątkowo daleko od linii brzegowej. Jego stopy dotykały mulistego dna. Zanurzony ledwo do pasa, spojrzał na Eden z niedowierzaniem, cudem powstrzymując wywołany szokiem śmiech.

Coś zamigtało obok. Z wody wynurzyła się głowa - lśniąca, o wielkich, rozumnych oczach i łagodnym pysku, który przypominał Alastorowi fokę. Stworzenie rzuciło im figlarny, niemal rozbawiony wzrok, a potem z cichym chlupnięciem wypluło coś z pyska. Różdżki. Następnie uniosła się na powierzchni wody brzuszkiem do góry, jakby czekała na nagrodę w postaci pogłaskania jej, nim magia pozwoli im wrócić do wynajętego ośrodka i zagrzać się przy kominku.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Alastor Moody (2501), Eden Lestrange (2747)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa