• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[wiosna 1957] Uwaga, odwraca się!

[wiosna 1957] Uwaga, odwraca się!
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#1
12.12.2024, 00:40  ✶  
Wiosna już na dobre rozgościła się na Highlandach i udzielała się każdemu, kto poświęcił, chociaż chwilę, na przystanięcie i nabranie głębszego oddechu. Przyroda nie trwoniła ani chwili i kiedy tylko poczuła ciepłe promienie słońca, wybuchła radośnie soczystymi kolorami zieleni. Zwierzęta też czuły, że zbliżają się ciepłe dni. Ptaki coraz wcześniej zaczynały swoje koncerty, a Bijąca Wierzba zdawała się mniej rozdrażniona niż zawsze i nawet pozwalała biegać po sobie wiewiórkom z puszystymi rdzawymi kitami.

Ten dzień był kwintesencją wiosny - słoneczny i ciepły, ale nie gorący. Niebo aż raziło swoim błękitem, a na horyzoncie nie było widać ani jednej chmury, o czym mówił co trzeci uczeń siedzący na zajęciach z ONMS, czyli opieki nad magicznymi stworzeniami. Regina słysząc „idealna pogoda na dzisiejszy mecz”  po raz dziesiąty, miała ochotę zacząć tłuc się podręcznikiem tak mocno i długo, aż padnie nieprzytomna. Liczyła, że obudzi się dopiero po meczu albo, co byłoby jeszcze lepsze, na zakończenie roku szkolnego. Nie była ani wielką fanką quidditcha, ani przeciwniczką. Po prostu o rozgrywce Huffepluf versus Ravenclaw wspominał dzisiaj każdy i przy okazji komentowali, jakie to latanie na miotle jest wspaniałe.

Według niej latanie nie było wspaniałe, chociaż w głębi serca chciałaby bez strachu wsiąść na miotłę lub skrzydlatego wierzchowca i wzbić się w powietrze. Niestety po wypadku w ubiegłe wakacje, oderwanie się od ziemi nawet na kilka stóp napawało ją przerażeniem. Oczywiście nie miała zamiaru nikomu o tym mówić, ale też i nie musiała. Ostatnimi czasy mało kto pytał ją o cokolwiek.

Wysoką Puchonkę kojarzyli wszyscy, bo w końcu, jak można nie kojarzyć nastoletniej dziewczynki, która górowała nad większością swoich rówieśników, ale i starszych uczniów. Miała prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i jej organizm ani myślał zatrzymywać się w tym rośnięciu wzdłuż. Chuda, wysoka, z pociągłą twarzą i orlim nosem. Wyglądała trochę komicznie, co szybko podłapały naczelne klauny czwartej klasy. Przechodząc koło jakiejś większej grupki Ślizgonów od razu słyszała szyderczy śmiech. Czasem wytykali ją palcami, a ostatnio usłyszała, że mówią o niej  „trollica” albo „dryblaska”.

Spojrzała na puste miejsce obok i westchnęła. Zazwyczaj siedziała z Isabelą Tonks, ale ta zerwała się na rozgrzewki przed meczem. Była pałkarzem drużyny Puchonów i to od niedawna, więc chciała dać z siebie wszystko. Regina westchnęła ponownie i ułożyła splecione ramiona na ławce, a na nich oparła brodę, co wyglądało, jakby układała się do snu. Lubiła ONMS, ale w ten sposób wtapiała się w tłum, nie wystając ponad nim.

— Siadajcie! Nie mam zamiaru tracić cennych minut, które możemy poświęcić wspaniałym istotom!

Za ich plecami rozległ się donośny, choć nieco skrzekliwy głos profesora Kettleburna, który następnie przemaszerował na przód klasy. Rozejrzał się po uczniach i zaczerpnął świeżego powietrza w płuca.

Zajęcia prowadzone były nieopodal murów zamku, przy kamiennej chacie, gdzie pod zadaszeniem mieściły się ławki. Tam też, ale bliżej ściany domostwa stała pokaźnych rozmiarów klatka z kamienną podstawą, teraz akurat zakryta szarą  płachtą. W ciepłe dni, taki jak ten, usuwano płócienne ściany i można było obserwować wszystko, co dzieje się w okolicy.

Profesor Kettleburn był lubiany wśród uczniów za entuzjazm, z jakim podchodził do nauczania o magicznych stworzeniach. Przede wszystkim skupiał się na praktyce, ale czasem postępował lekkomyślnie. Na przykład wtedy, gdy drugoroczniakowi zaproponował, by nakarmił hipogryfa, ale nie przypomniał mu, że najpierw należy się pokłonić. Podobno był potem niezły cyrk, bo rodzice dzieciaka byli gdzieś wysoko postawieni w ministerstwie i Kettleburna zawieszono na dwa tygodnie. O jego nieodpowiedzialności świadczył też brak ręki i nogi, które według jednej z jego opowieści, stracił w paszczy smoka, którego przypadkowo obudził.

—  No już kochani, dzisiejsza lekcja jest ważna, bo wiedza zdobyta tutaj może wam się przydać w przyszłym roku podczas egzaminów. —  profesor przespacerował się wzdłuż ławek, spoglądając na uczniów z uśmiechem. — Czy ktoś z was domyśla się, jakie zwierze dzisiaj poznamy?

Regina bardzo lubiła profesora, tak samo jak zajęcia, które prowadził. Podręczniki oraz proponowane książki do uzupełnienia wiedzy przeczytała kilka razy i to jeszcze w wakacje, więc ani lekcje, ani zadania domowe nie sprawiały jej trudu. Mimo to nie wyrywała się do odpowiedzi, chociaż domyślała się, co dzisiaj będzie tematem przewodnim.

— Panie Prewett, tam jest chyba pusta miejsce, więc proszę je zająć.

Nadal półleżała na ławce, kiedy usłyszała wzmiankę o wolnym miejscu i uniosła trochę głowę, by się ukradkowo rozejrzeć. Teraz była pewna, że mowa o krześle przy niej, bo wszystkie inne były zajęte. Ciekawe, o którego Prewetta może chodzić, pomyślała i zwróciła głowę w kierunku chłopaka, który szedł w jej stronę. Kiedy dosiadał się do niej, kiwnęła głową na powitanie i z powrotem ułożyła ją na rękach. Czyżby usłyszała jakieś śmiechy?

W tym samym czasie profesor Kettleburn zdążył wrócić na początek klasy. Zamachał ramionami, chcąc skupić na sobie spojrzenia wszystkich i powiedział:

— To co, nikt nic nie wie? Ludzie, zgadujcie chociaż!
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
17.12.2024, 00:32  ✶  
Może i Opieka nad Magicznymi Stworzeniami nie była ulubionym przedmiotem Basiliusa, ale Prewett też nigdy nie narzekał, że wybrał te zajęciami. Po pierwsze lubił wszystko co wiązało się z naukami przyrodniczymi, a po drugie na czwartym roku swojej edukacji w Hogwarcie nie był jeszcze do końca pewny, jakim uzdrowicielem chciałby zostać. Nie było więc wykluczone, że może w przyszłości będzie zajmował się urazami po spotkaniu nieuważnych czarodziejów z magicznymi stworzeniami właśnie.
Prawdę mówiąc miał się pojawić na zajęciach trochę wcześniej, niż się pojawił, tak aby zająć dobre miejsce, ale wyjątkowo wyszedł nieco za późno, a że tempo jego chodzenia nie należało do najszybszych, by nie powiedzieć że po prostu było wolne, to stracił te kilka minut, które pozwoliłoby mu wyprzedzić część grupy i wybrać miejsce z większej ilości ławek.
Posłuchał więc polecenia Kettleburna i skierował się w stronę Reginy, aby dosiąść się do niej, posyłając jej uśmiech na przywitanie. Nie trudno było zauważyć, że rosła Puchonka wyróżniała się z tłumi swoim wzrostem i oczywiście nie dało się również nie usłyszeć nigdy pewnych żartów z tym związanych, posyłanych pod adresem Rowle, ale prawdę mówiąc czarownica mogłaby mieć na głowie i skrzydła hipogryfa, a i tak by się do niej bez problemu przysiadł o ile te skrzydła nie przeszkadzałyby mu w nauce. Poza tym niektórzy uczniowie byli po prostu bardzo durni.
Rozmowy o meczu Quidditcha powoli zaczynały cichnąć, co przyjął z pewnym zadowoleniem, nawet jeśli sam sport był dla Basiliusa obojętny. Grać nigdy nie mógł, bo chyba doprowadziłby tym do zawału siebie, matką jak i uzdrowicieli, ale zawsze chętnie kibicował swojemu domowi, nawet jeśli czasem nie pojawiał się na widowni.
Profesor ponaglił ich do odpowiedzi, a on spojrzał pytająco na koleżankę z ławki bo prawdę mówiąc nie miał pomysłu co mogli dzisiaj omawiać, zwłaszcza że najwyraźniej ich jedynie wskazówką, jak na ten moment było krótkie domyślcie się.
I tak jak cenił wiedzę ich profesora, tak miał nieodparte wrażenie, że może ze swoją ryzykowną naturą, nie był on dobrym materiałem na nauczyciela niepełnoletnich czarodziejów i gdyby nie to, że miał w sobie jednak całkiem sporo przyzwoitości, już dawno założyłby się z kimś o to, czy do końca ich pobytu w Hogwarcie ktoś nie straci przez Kettleburna jakiejś kończyny.
Nie oznaczało to jednak, że nie mógł przyjmować jakichkolwiek zakładów.
– Dwa galeony na to, że to toksyczek – mruknął cicho w stronę Reginy, tak aby przypadkiem nie usłyszał ich profesor.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#3
19.12.2024, 16:56  ✶  

Od razu rozpoznała starszego brata Icarusa Prewetta, a to dlatego, że z młodszym Prewettem prowadzała się Mona, kuzynka Reginy. Nie raz wspominała o starszym bracie swojego przyjaciela, uśmiechając się przy tym wymownie, co Regina za każdym razem ignorowała.

Zamierzała postąpić podobnie z Basiliusem, ale ten wspomniał o toksyczku. Zerknęła w jego stronę i mimowolnie wzruszyła ramionami.

— Na ostatnich zajęciach wspominał o czymś wybuchowym, więc chyba nie. — uniosła głowę i wymamrotała, otwierając książkę.

Profesor Kettleburn spoglądał na uczniów z tajemniczym uśmiechem. Przyglądał się każdemu z osobna, kiwając głową do swoich myśli.

— Więc? Nikt nie chce strzelać? Lepiej odpowiedzieć źle, niż wcale. — zatrzymał się pośrodku klasy i oparł drewnianą dłoń na biurko, przy którym siedziała dwójka gryfonów i cicho ze sobą rozmawiali. — Panienko Grubbly, chce się pani podzielić swoimi domysłami?

Gryfonka poderwała głowę i poczerwieniała na twarzy. Powoli otworzyła usta i niepewnie odpowiedziała:

— Toksyczek?

Profesor uśmiechnął się ciepło i pokręcił przecząco głową, po czym ruszył dalej wzdłuż rzędu ławek.

— Nie, panienko Grubbly, to nie toksyczek, ale cieszę się, że nie wymieniła pani żadnego ze stworzeń, które przerabialiśmy, bo zacząłbym podejrzewać, że nie uważa pani na moich lekcjach.

Po klasie rozszedł się szmer śmiechów, a wspomniana gryfonka pochyliła głowę, ale i tak było widać, że ma czerwone końcówki uszu.

Regina tego nie zauważyła, bo była zajęta wertowaniem książki „Fantastyczne stworzenia i jak je znaleźć”. Zmarszczone brwi i zaciśnięte usta jasno wskazywały, że szuka czegoś konkretnego.

— Ktoś jeszcze chciałby spróbować? Może dzięki tej podpowiedzi ktoś z was zgadnie. Mianowicie... — przerwał na moment i obrócił się na pięcie, będąc teraz na samym końcu klasy. — Należy wystrzegać się tylnej części ciała tego stworzenia.

Wybuchowe, tylna część ciała, pobrzmiewało w głowie Reginy, która już wiedziała o jakim stworzeniu mowa. Znalazła rozdział o ognistych krabach i rozprostowała strony. Garbiła się nad nią tak, by nie wystawać ponad głowami innych uczniów, i przeskakiwała spojrzeniem po słowach i rycinach. Nie musiała, bo czytała o nich z dobre kilkadziesiąt razy i większość tekstu znała na pamięć, ale bała się, że natknie się na wzrok profesora, który wywoła ją do odpowiedzi.

— Tak panie Plank?

Nauczyciel machnął ręką w stronę krukona o blond włosach i pulchnej twarzy, który zgłosił się do odpowiedzi.

— Czy to jednorożec, panie profesorze?

Kettleburn zacmokał z dezaprobatą i westchnął smutno, jakby ta odpowiedź go strasznie zawiodła. Przeszedł na początek klasy i stanął przy zasłoniętej klatce.

— Panie Plank, rozumiem że mecz quidditcha jest dla pana bardzo ważny i zapewne zajmuje pana uwagę niemal w stu procentach i ma pan poniekąd rację, że nie należy się zbliżać do zadniej strony wierzchowca, w dodatku nie tylko jednorożca. Ale przerabialiśmy je na początku poprzedniego semestru.

Olbrzymka zagryzła wnętrze policzka i nadal spoglądała na strony książki. Znała odpowiedź, ale za każdym razem kiedy miała powiedzieć coś na głos i to przed innymi uczniami, chwytała ją trema, jakby miała wystąpić na deskach teatru przy Drury Lane. Była niemal w stu procentach pewna, że mowa o ognistych krabach, ale to niemal urastało do ogromnych rozmiarów i lokowało się gdzieś w jej gardle, nie pozwalając wydobyć z siebie głosu. Odpowiem następnym razem, pomyślała jak zawsze i potoczyła spojrzeniem po rówieśnikach.

Niektórzy przeglądali książki, pewnie szukali w nich odpowiedzi. Inni naprędce zapisywali kolejne linie na pergaminach, zapewne kończyli jakieś eseje. Z kolei reszta cicho rozmawiała albo tęsknie spoglądała ku boisku, odliczając niecierpliwie minuty do końca lekcji.

Na sam koniec zwróciła głowę w stronę Basiliusa. Wydawał się trochę dziwny przez jego chorobliwie bladą cerę i sposób chodzenia. Tylko Regina była ostatnią osobą, która by do tego przywiązywała uwagę.

Zmarszczyła brwi, usilnie się nad czymś zastanawiając i raz jeszcze zerknęła w stronę chłopaka. Nieznacznie przesunęła podręcznik w jego stronę i postukała w tytuł rozdziału, podpowiadając mu, co za zwierze kryje się w klatce.

Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
28.12.2024, 15:55  ✶  
Basilius westchnął cicho dwa razy, najpierw gdy okazało się, że to jednak nie był toskyczek (może dobrze wyszło, ze Regina nie przyjęła zakładu), a potem drugi raz, gdy profesor najwyraźniej nie chciał im po prostu powiedzieć o czym będą się uczyć, a zamiast tego urządzał zgadywanki, które nie miały żadnego sensu poza tym, że opóźniały rozpoczęcie prawdziwej lekcji.
– Albo zgubił gdzieś tego stwora i przedłuża w nadziei, że zaraz sam się znajdzie, albo jest podekscytowany dzisiejszą lekcją bardziej niż zwykle – mruknął cicho w stronę Puchonki uznając że jeśli rzeczywiście zajęcia miałyby mieć jakiś związek z wybuchami, to ta druga wersja brzmiała bardziej prawdopodnie. Jeśli natomiast pierwsza była prawdziwa to... No cóż. To tego pewnie też się zaraz dowiedzą.
Słysząc dalsze słowa profesora i jego podpowiedź Basilius zmarszczył brwi i sam zaczął kartkować swój podręcznik w nadziei, że coś przyjdzie mu do głowy. Nie traktował tych zajęć pobłażliwie, wręcz przeciwnie, naprawdę starał się zdobywać na nich jak najlepsze oceny i dobrze mu to wychodziło, ale jednocześnie nie były to takie przedmioty jak eliksiry, czy też obrona przed czarną magią, aby wertował podręcznik na zapas. Pewnie dlatego ciężko mu było namierzyć stworzenie omawiane dzisiaj na lekcjach, aż z pomocą nie przyszła mu dopiero Regina.
Oh...
Ognisty Krab.
Może więc jednak dzisiaj ktoś naprawdę straci kończynę. Bezgłośnie, skinieniem głowy, dał znać czarownicy, aby coś powiedziała, skoro to ona znalazła odpowiedź, ale gest ten najwidoczniej przykuła uwagę ich profesora.
– Panie Prewett? Ma pan jakieś pomysły? –Kettleburn przeniósł na niego swoje spojrzenie, a Basilius nieco się wyprostował, gotowy do udzielenia odpowiedzi.
– Tak, właśnie konsultowaliśmy się z Reginą, która zasugerowała, może jest to być ognisty krab – odpowiedział, a uśmiech na twarzy profesora, wskazywał, że trafili, jeszcze zanim zdążył coś powiedzieć.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#5
29.12.2024, 01:24  ✶  

Zerknęła na Basiliusa z ukosa, kiedy wspomniał, że profesor albo zgubił stwora, albo nie mógł się doczekać, aż uczniowie zobaczą, jaką to bestię dla nich przygotował. Właściwie Regina była skłonna uwierzyć w obie te opcje, ale powstrzymała się od komentarza i jedynie wzruszyła ramionami.

Małomówność Olbrzymki była często wiązana ze średnią inteligencją, jakby we wszechświecie panowała dziwna niepisana zasada, mówiąca o tym, że jeżeli ktoś milczy to na pewno dlatego, że nie ma nic sensownego do powiedzenia. Do tego jeszcze dochodził wzrost Reginy, bo przecież do Matki stały dwie kolejki... Przez to nastawienie, wyśmiewanie i ogólnie niską samoocenę i jeszcze mniejszą pewność siebie, Regina stroniła od rozmów z nieznajomymi uczniami. Ograniczała się do wąskiego grona znajomych i jednej przyjaciółki, z którą też nie rozmawiała o wszystkim.

Siedzący obok niej Basilius w żadnym stopniu nie zachęcał jej do tego, by zmieniła swoje zachowanie. Jednak coś pchnęło ją do tego, by podsunęła mu książkę i bardzo możliwe, że tym samym pozbawiła swój dom okazji zdobycia kilku punktów. A kto nie chciałby dotknąć Pucharu Domów?

Pokręciła głową, dając Krukonowi do zrozumienia, że nie zamierza się zgłaszać. Jakie było jej zdziwienie, kiedy usłyszała, jak Basilius mówi, że wspólnie odgadli, co za zwierzę kryje się w klatce. Zrobiło jej się głupio, bo była pewna, że chłopak po prostu odpowie na pytanie, nie wspominając o niej. Otworzyła szeroko oczy i zamrugała kilkukrotnie, jakby cała sytuacja była wymysłem jej wyobraźni. Do rzeczywistości przywołał ją głos profesora Kettleburna:

— Z panienką Reginą tak? Proszę, proszę, cóż za piękna współpraca między domami! Pięć punktów dla waszych domów, kochani.

Oczy wszystkich przeskakiwały pomiędzy Reginą a Basiliusem, jakby doszukiwały się w tej odpowiedzi, jakiegoś drugiego dna. Profesor odchrząknął znacząco i kiedy uznał, że skupił na sobie uwagę wszystkich, płynnym ruchem ściągnął prześcieradło. Po klasie poniósł się pomruk zdziwienia wymieszanego z niepokojem, bo oto w klatce, zupełnie jak Krukon i Puchon przewidzieli, był ognisty krab.

Właściwie ciężko pojąć, czemu te zwierzęta tak nazywano. Prędzej przywodziły na myśl ogromnego żółwia, w którego skorupie zatopione były najróżniejsze klejnoty. Posiadały typową żółwią głowę z ciemnymi szklistymi oczami osadzoną na pomarszczonej ciemnofioletowej szyi. Rzeczywiście na skojarzenie z krabem można było wpaść, gdyby skupić się na nogach, których łącznie było sześć par. To one właśnie wyglądały, jakby ktoś oderwał je od kraba i doczepił do żółwia.

Ten przedstawiciel gatunku nie odbiegał w swej budowie od reszty. Odnóża i głowa były od góry ametystowe i im niżej, tym kolor bladł nieregularnie, jakby kraba tylko chwilę trzymano w farbie. Skorupa za to była w kolorach spiżu, terakoty i ciemnej czekolady, które układały się w regularne wzory, wychylające się nieśmiało spod mieniących się nieoszlifowanych diamentów najróżniejszej wielkości. Największy klejnot spoczywał na samym środku grzbietu i był wielkości dwóch złączonych ze sobą pięści.

Krab zdawał się niewzruszony widownią, jaką miał i z zapałem szturchał i podgryzał coś, co wyglądało jak czarny kamulec. Profesor poczekał chwilę, by wszyscy przyjrzeli się zwierzęciu i spytał:

— Czy ktoś z was jest w stanie powiedzieć, co to za rasa oraz na podstawie czego wytypował ją?

W głowie Reginy od razu pojawiła się odpowiedź. Była prosta, bo z książek wiedziała, że można wyróżnić cztery główne rasy ognistych krabów i brały się one z kryształów, które kolekcjonowały na swych skorupach. Oczywiście nie znaczyło to, że będą się wzbraniały przed kryształami innego typu, ale należało określać je poprzez przeważający rodzaj kryształów, jaki prezentowały na sobie.

Idąc tym tropem, Regina strzelałaby w ciemno, że to diamentowy ognisty krab. Żeby być dokładniejszą, to nazywane są bortowymi ognistymi krabami, a nazwa ta pochodzi od typu diamentu, jaki zwykle na sobie noszą, pomyślała, wbijając spojrzenie w książkę.

Ku jej przerażeniu, usłyszała głos profesora:

— Panie Prewett, panno Rowle? Może wy znacie odpowiedź, skoro udało wam się odgadnąć moją zagadkę?

Panna Rowle już czuła na sobie spojrzenia wszystkich. Serce zerwało się biegu, a krew z twarzy odpłynęła, przez co barwą skóry zaczęła przypominać Basiliusa. Zerknęła na niego, powoli unosząc głowę i potoczyła niepewnym spojrzeniem dookoła.

Wróciła spojrzeniem do podręcznika i raz jeszcze zerknęła na siedzącego obok niej Krukona. Bez dalszej zwłoki podsunęła mu podręcznik i przejechała palcem po ustępie, który wyglądał tak:

(...) Wyróżnia się cztery główne rasy ognistych krabów; diamentową, szafirową, rubinową i szmaragdową. Istnieje jeszcze wiele innych, które zależnie od miejsca bytowania zbierają znajdujące się tam kamienie i kryształy. Te cztery główne rasy nie ograniczają się jedynie do tych kryształów, ale rozpoznać je można po przeważającej liczbie danego kamienia szlachetnego na ich skorupie.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
29.12.2024, 17:17  ✶  
Po twarzy Basiliusa przebiegł cień nieco cwanego uśmiechu, tak charakterystyczny dla jego rodziny, bo oto udało mu się rozegrać to w taki sposób, że zdobył punkty dla swojego domu, ale jednocześnie nie wyszedł na takiego, który w całości przypisuje sobie zasługi innych. Regina też przecież na tym skorzystała.
Ognisty krab zdecydowanie przyciągał uwagę wszystkich zgromadzonych, chociaż Basilius bardziej, niż na bogato zdobioną skorupą stworzenie skoncentrował się raczej na fakcie, że ktoś pewnie skończy dzisiaj poparzony i miał tylko nadzieję, że nie będzie to on. Uśmiechnął się jednak w stronę profesora i skinął głową w ramach podziękowania za pochwałę i punkty, a potem ponownie skupił się na istocie, a raczej na podręczniku, próbując odgadnąć jakim konkretnie rodzajem kraba był ten ich. Na pewno diamentowym, ale jakim konkretniej? Były jeszcze jakieś dokładniejsze klasyfikacje? Z pewnością. Magizoloogowie uwielbiała wszystko klasyfikować tak bardzo, jak tylko się dało.
Nie dane mu było się jednak jeszcze dłużej się nad tym namyślać, bo profesor, najwyraźniej zmotywowany ich poprzednią odpowiedzią, zadał pytanie wprost do nich.
I znowu Regina, zamiast samej odpowiedzieć, podsuneła mu podręcznik. Basilius zawahał się na moment. Niby też znał odpowiedź, więc nawet nie żerowałby zbytnio na małomówności koleżanki z ławki, ale jednocześnie miał trochę ochotę popchnąć Reginę, aby to ona odpowiedziała, skoro najwyraźniej znała się na tym temacie lepiej od niego samego. Domyślał się jednak, że jeśli czarownica z jakiegoś powodu nie chciała się odzywać, to próba szybkiego zmotywowania jej do tego, mogła skończyć się tym, że jedynie bardziej zamknie się w sobie i już naprawdę nie odezwie się, ani razu podczas całej lekcji, a on raczej nie chciał być odpowiedzialny za straumatyzowanie jakiejś Rowle. Mógłby też po prostu powiedzieć, że znowu razem wpadli na odpowiedź, ale po którymś razie takiej sytuacji, będzie to już brzmiało strasznie głupio.
Westchnął, czując na sobie wyczekujące spojrzenie profesora i wreszcie odpowiedział.
– Rasa diamentowa, tak? – spytał, marszcząc brwi, jakby nie był do końca pewny odpowiedzi, ale pytające spojrzenie nie skierował w stronę profesora, a samej Puchonki, aby chociaż skinęła głową w odpowiedzi i tym samym sposobem, dała jakikolwiek znak, że i ona znała odpowiedź.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#7
04.01.2025, 01:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.01.2025, 21:01 przez Regina Rowle.)  

Nauczyciel w tym czasie przemierzył pół szerokości klasy i przystanął przy ławce przed nimi, którą zajmowała dwójka gryfonów - Erik Longbottom i Geraldine Yaxley. Chłopak przeglądał bez przekonania książkę, a Geraldine marszcząc nos, przyglądała się ognistemu krabowi, jakby zastanawiała się, czy trudno by go było z tej skorupy wyciągnąć. Profesor przebiegł po nich wzrokiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy i dalej, aż nie zatrzymał oczu na Prewettcie i Rowle.

Głowy uczniów ponownie zwróciły się w stronę tej dwójki, w tym i głowa Longbottoma czy Yaxley. Regina, starając się unikać wzroku kuzynki, popatrzyła na Basiliusa i napotkała jego pytające spojrzenie. Bardzo powoli pokiwała głową.

— T... Khem... Tak, to diamentowa. Rasa, oczywiście. — odezwała się niepewnie i dodała niemal na jednym wydechu. — Dokładniej to... To bortowykrabognistypanieprofesorze.

Spojrzała na Kettleburna i mimowolnie lekko się przygarbiła, jakby chcąc uchronić się jakoś od wzroku wszystkich. Miała wrażenie, że świdrują ją na wylot i tylko szukają kolejnych rzeczy, z których będzie można się nabijać na najbliższej przerwie.

— Mhm, bardzo dobrze, bardzo dobrze, kochani.

Na twarzy profesora wykwitł uśmiech, który częściowo skrył się pod płowym gęstym wąsem. Raz jeszcze zlustrował spojrzeniem krukona i puchonkę, po czym ruszył z powrotem na przód klasy. Regina w głębi ducha liczyła, że przyzna jej chociaż kilka punktów, ale zaraz zganiła się za tę myśl, bo przecież Basilemu też się należały.

Wtem jakieś cztery kroki od klatki profesor przystanął i popatrzył w ich kierunku, po czym ogłosił:

— Zakładam, że wspólnie doszliście do tego, więc... Kolejne pięć punktów dla Ravenclaw i Hufflepuff, brawo.

Olbrzymka nie zdołała skryć radości, jaką ta wiadomość u niej wzbudziła. Zerknęła na Prewetta i delikatnie skinęła głową, jakby chciała mu i podziękować, i pogratulować.

Ognisty krab nadal miał w głębokim poważaniu to, co działo się poza jego klatką. W najlepsze skubał czarny kamulec, odłupując od niego czarne grudy, spod których co jakiś czas błyskało coś jasnego. Kettleburn podszedł do swojego biurka, nałożył ciężki skórzany fartuch, grube rękawice z twardej skóry i gogle, po czym stanął przy drzwiach klatki.

— Kochani, opieka nad ognistym krabem może pojawić się na egzaminie w przyszłym roku, dlatego obserwujcie uważnie.

Po tych słowach nauczyciel dobył różdżkę i otworzył drzwiczki. Dopiero przeciągłe skrzypnięcie metalu zwróciło uwagę kraba, który uniósł żółwią głowę i zwrócił ją w kierunku czarodzieja. Cichy warkot dobył się głęboko z trzewi zwierzęcia. Pochyliło ono głowę i schowało do skorupy, po czym zaczęło się powoli obracać tak, by wycelować zadkiem w potencjalne zagrożenie.

— O właśnie! W chwili zagrożenia odwraca się tyłem, wypina i...

Profesor zaczął mówić, ale niedane mu było dokończyć, bo krab nagle przyśpieszył ruchy, odnóża zastukały o kamienną posadzkę i wszyscy ujrzeli czerwony rozwierający się zadek, z którego wydobył się kłąb dymu. Uczniowie z przestrachem spoglądali na wypiętego w ich stronę kraba, gotowi nurkować pod ławki.

— I normalnie wypuszcza strugę ognia, lecz my na to nie pozwolimy.

Dokończył Kettleburn i machnięciem różdżki przemienił płomienie z zadka zwierzęcia w powiew ciepłego wiatru, który kilku dziewczynom rozwiał włosy.

— Jak widzieliście wcześniej, krab był zajęty kamieniem, który mu rzuciłem. W pierwszej kolejności należy odwrócić jego uwagę i najlepiej do tego użyć nieoczyszczonego kamienia szlachetnego. Dzięki temu stworzenie zajmie się nim, a wy będziecie mogli podejść bliżej.

Niezrażony niczym wszedł do klatki i ruszył w kierunku gada. Ten, odwrócił się w jego stronę i wychynął ze skorupy, zapewne spodziewając się kupki popiołu. Zdziwiony, że czarodziej był cały i zdrowy oraz że szedł do niego, postąpił kilka kroków w tył, po czym wciągnął z powrotem głowę, a kończyny przyciągnął szczelnie do tułowia.

— Zwierzęta te nie będą walczyły z wami. Sama obrona jest już ciężka, bo muszę się odwrócić tyłem w stronę zagrożenia, więc najczęściej wybiorą schowanie się i po prostu przeczekają przeciwnika.

Nauczyciel skierował koniec różdżki w stronę wiadra i przywołał je do z siebie. Ze środka wyciągnął szczotkę o białym włosiu i do taktu szurnięć nią o skorupę kraba, mówił:

— Oczywiście musicie pamiętać, żeby mimo to nie przechodzić za krabem oraz mieć w pogotowiu różdżkę. Do czyszczenia skorupy używa się specjalnego odwaru, który ją konserwuje i jednocześnie nabłyszcza klejnoty. Jego skład oraz sposób przygotowania macie w podręczniku. Podczas pielęgnacji zwracajcie uwagę czy nie ma dziwnych nieregularnych pęknięć lub zmian na skorupie, które mogą świadczyć o chorobie lub niewłaściwej diecie.

Mężczyzna na chwilę przestał szorować kraba, odchylił się, by ocenić swoją pracę i zadowolony z efektu wstał. Zwierzę nadal pozostawało w pozycji obronnej, co Kettleburn odnotował krótkim skinięciem głowy.

— No, połowa skorupy wyczyszczona, kto weźmie się za drugie pół? — z szerokim uśmiechem uniósł szczotkę, spoglądając na uczniów.

W ciszy, jaka zaległa na sali, dało się słyszeć brzęczenie much oraz szum liści okolicznych drzew. Nawet to jak komuś z tyłu klasy zaburczało w brzuchu i co lepsze, nikt nawet nie parsknął śmiechem.

Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
16.01.2025, 16:07  ✶  
Basilius uśmiechnął się nieznacznie do Puchonki, słysząc jak przydzielono im kolejne punkty, ale w duchu zaczął się bardzo poważnie zastanawiać, czy Kettleburn przypadkiem nie szalał tak z ich rozdawaniem dlatego, że nikt inny się nie zgłaszał, a on powoli tracił wiarę w przyszłość magizoologii. Chociaż nie... To chyba nie mogło być to. Kettleburn, i mówił to z całym szacunkiem do nauczyciela, nie był raczej osobą, która wydawała się przejmować jakkolwiek długofalowymi, negatywnymi konsekwencjami czegokolwiek. Dlatego pewnie jeszcze chwila i zaraz dokona jakiejś inflacji punktów. Nie że narzekał. Chciał, aby jego dom wygrał, a Kettleburn najwyraźniej po prostu cieszył się, że ktoś odpowiada na jego pytania.

A potem profesor zaczął demonstrować jak wyczyścić ognistego kraba i Basilius nie tylko zaczął zastanawiać się, czy któryś z uczniów zostanie podpalony, ale i czy całe błonia nie pójdą z dymem. Zginął myjąc ognistego kraba. Nie palił się długo. Cudowne epitafium. Robił  w skupieniu notatki, jednocześnie przyglądając się z uwagą poczynaniom profesora, aż ten nie zapytał, czy ktoś nie chciałby zająć się drugą częścią skorupy. Zapadło milczenie.

Basilius zawahał się. Z jednej strony, wiedział że jeśli mogło to być na egzaminie, to pewnie warto byłoby to jakoś przećwiczyć, najlepiej w teoretycznie bezpiecznych warunkach. Z drugiej strony, był przecież absolutnie beznadziejny jeśli chodziło o jakikolwiek ruch i trochę obawiał się sytuacji, w której musiałby szybko odskoczyć przed ogniem.

– Jak widzicie nie jest to trudne. No dalej. Ktoś? A może tak ku korzyści własnego domu – zachęcał profesor z uśmiechem na ustach.
Basilius przeniósł spojrzenie na Reginę, aby wywnioskować, czy uczennicą paliła się do zgłoszenia, czy też wręcz przeciwienie, absolutnie nie chciała tego robić. Najgorsze było, że Kettleburn był przecież dzisiaj nimi zachwycony, więc szanse na wzięcie ich "do tablicy" wzrastały, ale młody Prewett uznał, że jeśli zobaczy niechęć na twarzy Rowle, a oczy profesora nieco za długo zawisną na nich, Basilius po prostu uda, że się źle czuł i poprosi Puchonkę, aby mu pomogła w dotarciu do dormitorium. Nauczyciele wiedzieli w końcu o jego przypadłości, więc nie powinni robić problemów, zwłaszcza że nie nadużywał nigdy tej sytuacji. Myślał o nadużywaniu, ale nie nadużywał.

Profesor natomiast dalej czekał. Nikt się wciąż nie zgłaszał. I to by było tyle z Gryfonów. Niby tacy odważni i pewni siebie, ale jak przyszlonco do czego i trzeba było zgłosić się do unikania poparzeń to nagle nikt nie był chętny. Przyszłości magipolicji. Akurat.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#9
16.01.2025, 23:14  ✶  

Notowała to, co mówił profesor bez większego przekonania, a bardziej z przyzwyczajenia, jakie miała od pierwszej klasy. Informacja o nieregularnościach na skorupie była ciekawa, ale jeżeli Regina się nie myliła to, to samo było w podręczniku. Podkreśliła słowo “nieregularności” i zamoczyła pióro w kałamarzu.

I tak zastygła, bo profesor Kettleburn zwrócił się do klasy z zaproszeniem, żeby ktoś z nich wyczyścił drugą część skorupy kraba. Zapadła cisza i to tak ciężka, że Regina przygarbiła się jeszcze bardziej. Bardzo powolnym ruchem, jakby Kettleburn był jakimś drapieżnikiem, którego szybszy może sprowokować, ułożyła dłoń na ławce.

Nie podnosząc głowy, rozejrzała się po rówieśnikach i wszyscy zachowywali się podobnie do niej. Unikali wzroku nauczyciela, poświęcając zadziwiająco dużo uwagi belkom u powały albo kamiennej posadzce. Inni zaczytywali się w podręczniku, jakby szukali tam odwagi albo odpowiedzi na jeszcze niezadane pytanie.

Profesor Kettleburn westchnął, pokręcił głową i z marsową miną zwrócił się do uczniów z kolejnymi słowami zachęty. To też nie podziałało i wszyscy jak tylko mogli, unikali jego spojrzenia, jak, no śmiechom nie było końca, ognia.

Kolejne westchnięcie nauczyciela i spojrzał na dwójkę najaktywniejszych dzisiaj uczniów, czyli Basiliusa i Reginę. Właśnie otworzył usta, by przywołać ich do siebie, kiedy z pierwszej ławki dobiegł krzyk Ethana Planka:

— Uwaga, odwraca się!

W tym samym momencie wydarzyło się wiele, ale zanim do tego dojdziemy, cofnijmy się o jakieś dwie minuty. Do momentu, w którym Kettleburn ponownie zachęcał do zgłoszenia się na ochotnika. Wtedy też ognisty krab wysunął kawałek żółwiego pyska poza skorupę, bardzo powoli rozejrzał się po okolicy. Ciemne ślepia natrafiły na plecy mężczyzny i zabłysły złowrogo. Bardzo powoli stanął na krabich nogach i zaczął się obracać, zapewne chcąc wycelować zadkiem w Kettleburna, którego nadal uznawał za zagrożenie.

I teraz wracamy do krzyku Planka i tym, co wydarzyło się chwilę później. A wydarzyło się sporo i wszystko w jednej chwili. Kettleburn odskoczył od ognistego kraba, jak oparzony, zapominając kompletnie, że ma przy sobie różdżkę i że powinien się nią posłużyć. Uczniowie zaczęli rzucać się w popłochu pod ławki albo ku tyłom klasy. Dziewczęta w większości piszczały, a chłopcy, co prawda nie wszyscy, wrzeszczeli równie wysoko i donośnie, jak ich koleżanki.

Regina wytrzeszczyła oczy, trochę nie wierząc temu, co widzi. Miała wrażenie, jakby wszystko rozgrywało się w jakimś innym wymiarze. Oprzytomniała dopiero wtedy, kiedy zobaczyła smugę dymu unoszącą się z wściekle czerwonego anusa kraba, z którego dobywała się też lawa.

Niewiele myśląc złapała Basiliusa za rękaw szaty i zanurkowała razem z nim pod ławkę. Ułamek sekundy później coś przeleciało nad ich głowami ze złowieszczym sykiem i z dziwnym plaskiem i chrzęstem upadło nieopodal. Zaraz do ich nozdrzy dotarła ostra woń siarki i spalenizny. Potem był kolejny syk i plask z chrzęstem. I kolejny.

Gdyby któremuś z nich przyszło zerknąć ponad blatem, pod którym się skryli, to widzieliby, jak ognisty krab strzela z zadka gdzie popadnie, a profesor Kettleburn skacze po klatce niczym kulawa małpa, unikając lawowych pocisków.

Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#10
18.01.2025, 16:10  ✶  
I już, już Basilius kierował dłoń w stronę swojego nosa, zastanawiając się jak najlepiej będzie zasymulować krwotok, tak aby jednocześnie nie wyszło na to, że po prostu próbował uniknąć zostania wywołanym do pomocy w czyszczeniu ognistego kraba, kiedy nagle... Nie, że problem rozwiązał się sam, bo pojawiło się tych problemów znacznie więcej, ale przynajmniej na razie nie groziło im, że będą musieli czyścić skorupę. Na razie jedynie groziło im, że zostaną spaleni, bo stworzenie postanowiło zrobić się wyjątkowo złośliwe.

– Kurwa – zaklął cicho, gdy Regina pociągnęła go pod łaskę, gdzie przynajmniej na chwilę byli bezpieczni. I tak się właśnie kończyło się przynoszenie pirotechnicznych stworzeń na zajęcia z profesorem, który najwyraźniej nie dbał o to, aby patrzeć, czy wystrzeliwujacy ogniem krab, nie postanowi wystrzelić w nich ogniem! To znaczy... Teoretycznie wszyscy inni też mogli to zauważyć, ale nie było to teraz istotne.

Co dziwne, młody Prewett nie był nawet znowu, aż tak przerażony tą sytuacją. Był... Zmartwiony, zirytowany, zaniepokojony, ale... Ale może w tym wszystkim czuł na swój sposób pewną ekscytacje, że właśnie oto działo się coś zupełnie nieprzewidywalnego, ale nie zamierzał do tego przyznawać się nawet przed samym.

– Dzięki. Nic ci nie jest? – upewnił się, przyglądając się uważnie Puchonce na wszelki wypadek, gdyby ognisty krab jakoś ją trafił. Nie wyglądała jednak, jakby płonęła, więc chyba było dobrze. Ostrożnie spróbował wychylić się zza ich ochrony i spojrzeć, czy sytuacja rzeczywiście jest już prawie opanowana, tak jak krzyczał właśnie Kettleburn, czy jednak nie. Skrzywił się. Jednak nie była. Ponownie schował się i przeniósł spojrzenie na Reginę. Niby mogli tu czekać, aż zagrożenie minie, ale po pierwsze obawiał się, że bez jakiejkolwiek pomocy dojdzie do jeszcze większych szkód, a po drugie siedzieli przecież w pierwszej ławce, a to się mogło skończyć dla nich tragicznie. Poza tym całkiem lubił tę szkołę i nie chciał, aby poszła z dymem, lub została zamknięta, bo przebywanie cały rok szkolny z ojcem brzmiało jak koszmar. No i gdyby coś mu się teraz stało, matka wpadłaby pewnie w panikę, Florence go zabiła, a Atreus się śmiał. Tak. Chyba niestety powinni coś zrobić. Westchnął ciężko, sam już nie miał pojęcia po raz który. – No dobrze. Spróbuję rzucić tarczę, która ochroni nas przed ogniem, a ty... Byłabyś w stanie jakoś go unieruchomić?
Coś znowu wystrzeliło, a potem usłyszeli huk. Któraś uczennicą krzyknęła bardzo głośno Nic mi nie jest! Kolejny huk. Kolejne Nic mi nie jest. Ktoś potem zasugerował, że rzuci w kraba ławką.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Regina Rowle (4216), Basilius Prewett (2485)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa