• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[01.09.972] Not yet corpses! | Basilius & Lorien

[01.09.972] Not yet corpses! | Basilius & Lorien
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#1
13.12.2024, 11:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2024, 11:22 przez Lorien Mulciber.)  
Wczesnym rankiem stukot jej obcasów na bruku Alei Horyzontalnej był jedynym głośniejszym dźwiękiem. Odbijał się od ścian pogrążonych w śnie kamienic, gdy zakapturzona drobna istotka przemykała główną ulicą w pogodzie dalekiej od idealnej.
Znajome drogi, znajoma klatka schodowa, znajome drzwi przed którymi ostatecznie zamarła.
Może nie powinna tu przychodzić? Może powinna wpierw napisać chociaż list? Zapowiedzieć się? Umówić na wizytę? Pozwolić umówić się na wizytę. W sumie może nawet to nie był aż taki wielki problem... Po co zawracać mu głowę. To mogło zaczekać.
No właśnie nie mogło zaczekać.
Zdusiła głupie myśli - to miała być tylko szybka, bardziej niż rutynowa kontrola. Wejdzie, poprosi o eliksir na wzmocnienie, wyjdzie. Nie raz nie dwa słyszała, że powinna go informować o każdym… wypadku. Zwłaszcza teraz, kiedy czas zdawał się uciekać coraz szybciej.
Jeden głęboki oddech, dwa, trzy. W końcu uniosła dłoń i zastukała stanowczo, modląc się do dowolnego słuchającego bóstwa, żeby Basilius był w domu. Minęła chwila nim usłyszała szczęk zamka.
Odetchnęła z ulgą, a mimo to zacisnęła mocniej palce na gustownej, prostej laseczce o której się wspierała. Już sam fakt, że ją wyciągnęła z najgłębszych czeluści kufrów świadczył, że ze stanem pani Mulciber nie było za dobrze.

Dopiero wpuszczona do środka zsunęła z głowy czarny kaptur.
Nawet jak na siebie zdawała się być chorobliwie blada, choć zmęczenie przykrywała warstwa ciężkiego makijażu. Sądząc po eleganckich, czarnych szatach, w które była ubrana i zgrabnie upiętych lokach to nie był jej dzień wolny. A jednak z jakiegoś powodu zamiast iść od razu do Ministerstwa zboczyła nieco z kursu, lądując na Horyzontalnej.
- Basiliusie…- Natychmiast zaczęła się tłumaczyć, nerwowo postukując długimi paznokciami o rzeźbioną rączkę laski.- Przepraszam za tak niezapowiedzianą wizytę, wiem że jesteśmy umówieni dopiero pod koniec miesiąca i nie zawracałabym Ci głowy, ale…- Zamilkła. No właśnie “ale”. Kiedyś przyznawanie się młodszemu kuzynowi, własnemu lekarzowi, że nie upilnowało się własnych emocji było nieco łatwiejsze. Z biegiem lat urosło w Lorien nieprzyjemne przekonanie, że to już nie powinno się zdarzać.
Ile ty masz lat? Weź się w garść! Nie jesteś chora od dzisiaj! Słyszała w głowie ostry głos Adeline Prewett i niezmienną od lat śpiewkę.
- Ale… mój mąż. Pewnie widziałeś w Proroku… nie żyje. Ostatnich kilka dni było trudnych… i…- Niebywałe! Kobieta, która zbiła swoją własną małą fortunę na kwiecistych przemowach w Wizengamocie, teraz plątała się we własnych zeznaniach jak mała dziewczynka.- nie wzięłam w odpowiednim momencie eliksiru nasennego.
Z całej tej paplaniny łatwo było wydobyć sens – straciła kontrolę, przemieniła się w wilgowrona, a całe to osłabienie jest tylko pokłosiem klątwy.
Spojrzała na kuzyna z nieco wymuszonym, żałosnym uśmiechem.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
28.12.2024, 17:18  ✶  
To nie tak, że nie lubił wizyt Lorien. Po prostu nie lubił ich wtedy gdy zjawiała się niezapowiedziana w jego domu, z bledszą cerą i bardziej podkrążonymi oczami od niego samego, opierając się o przy tym o laskę. Nie lubił ich bo w takich momentach wszystko krzyczało wręcz, że dobrze nie było, a miało być jeszcze tylko gorzej.
– Daj spokój i nie przepraszaj – powiedział, próbując zakryć pojawiające się na twarzy zaniepokojenie. Ciekawe, czy sam tak wyglądał w najgorszych momentach, gdy wszyscy widzieli, że opadał z sił, a on próbował uspokoić ich, że czuje się lepiej niż wyglądał? – Możesz tu przecież przychodzić, kiedy tylko potrzebujesz, a ja i tak nie byłem teraz zajęty. – Chyba, że powinien liczyć pakowanie się na wyjazd do Egiptu, ale to przecież mogło jeszcze chwilę zaczekać. Tak jak i zastanawianie się, czy kamienica i jego rodzeństwo przeżyją bez niego przez te kilka dni.
– Słyszałem, strasznie mi przykro – powiedział, ale w jego głowie już pojawiały się kolejne obliczenia i możliwości, co to mogło znaczyć dla klątwy, jak i okrutna myśl, której nie odważyłby się wypowiedzieć na głos, że Robert Mulciber naprawdę mógłby poczekać te kilka lat z zawałem serca, zamiast narażać na takie problemy jego kuzynkę. – Chodź, przejdźmy do mojego gabinetu. Herbaty? Coś do jedzenia?
Zaraz będzie musiał zapytać o szczegóły, chociaż z tego co mówiła dało się zrozumieć, że było źle. Straciła kontrolę. Na ile? Śmierć jej męża była świeżą sprawą, więc na pewno nie mogło to być kilka dni. Przynajmniej tyle.
Najwyraźniej jednak, powstała podczas wieczorku pokerowego myśl, że ktoś naprawdę powinien był krzyknąć na jej ślubie nie zgadzam się, najwyraźniej w dalszym ciągu pozostawała jak najbardziej aktualna.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#3
28.12.2024, 22:19  ✶  
Lorien nie musiała patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że jest źle. Zresztą samo patrzenie w lustro od tego przeklętego wieczorku pokerowego u Agnes sprawiało jej paskudny dyskomfort. Powstrzymała odruch uszczypnięcia się w ramię. Zbyt często ostatnimi czasy balansowała między jawą, a snem.
- Strasznie mi przykro.
Uniosła lekko wolną dłoń w geście, że nie warto roztrząsać tego tematu. Umarł to umarł.  Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym dochodziła do dziwnego przekonania, że nikomu nie było rzeczywiście przykro z powodu śmierci Roberta Mulcibera. Może za wyjątkiem jego brata, ale szczerze powiedziawszy uczucia Richarda leżały poza zakresem jej zainteresowań odkąd tylko czarodzieja poznała. Był tylko kolejnym ciałem złożonym w kostnicy; kolejnym, który ją zostawił, choć obiecał, że tego nie zrobi. To złamana obietnica bolała ją bardziej niż pustka, którą po sobie pozostawił czy upokorzenie, które poczuła po odczytaniu testamentu. Śmierć męża była jak zacięcie palca kawałkiem papieru. Uciążliwe, bolesne, trudne do zagojenie, ale czy ostatecznie nie wystarczyło nakleić nań plastra by krople krwi przestały brudzić wszystko dookoła?

Przemiana była tylko pochodną emocji, które wymknęły się pani Mulciber spod kontroli, a pogrzeb - ostatnim gwoździem do tej trumny. Zbyt wiele rzeczy zadziało się na raz, zbyt wiele bólu spadło na tą małą ptasią głowę w zbyt krótkim czasie – może powinna przyznać, że ten jeden raz naprawdę chciała się już nie obudzić. Uwolnić od wszelkich problemów codziennego, ludzkiego życia i utknąć na zawsze w swoim małym pałacu wspomnień. Ale powiedzieć, że się zapomniało, przegapiło taki drobiazg, zwyczajnie w świecie popełniło malutki błąd z dawką eliksiru nasennego było o wiele prościej. Bezpieczniej. Ale bez względu na wszystko – przeżyła. Po raz kolejny wyślizgnęła się z miękkich objęć własnej klątwy tak morderczej dla jej ludzkiego ciała. Ktokolwiek nie powiedział (choć powinien) „nie zgadzam się” na jej ślubie, z pewnością zadbał o to, by powiedzieć to w odpowiedniej chwili podczas ostatniej przemiany.

Zastanowiła się nad pytaniem chwilę dłużej niż to było konieczne.
- Herbaty. Napiłabym się zwykłej, czarnej herbaty.- Powiedziała spokojnie, odwieszając swój płaszcz na jeden z haczyków przy drzwiach. Nie chciała nic jeść, bo to nadal było trudne. Ale nie chciała kompletnie odrzucać kuzynowskiej gościny.
Zgodnie z życzeniem Basiliusa przeszła głębiej do mieszkania, znajomą drogą do jego gabinetu, pozwalając by całej tej krótkiej podróży towarzyszyło jedynie ciche stukanie. Domowe wizyty były zawsze lepszą alternatywą. W Mungu ludzie zadawali pytania. Wściubiali nos w nieswoje sprawy. Plotkowali na potęgę o drobnej pani sędzi, która wyglądała jakby sama wygrzebała się z grobu. W dodatku niekoniecznie o własnych siłach. 
- Ptaszki ćwierkają, że Anthony zabiera cię do Egiptu. Chciałam się z tobą spotkać jeszcze przed waszym wyjazdem.- Przyznała, nerwowo skubiąc skórę przy paznokciu. Usiadła wreszcie w fotelu, wzdychając z bezgłośną ulgą, która zresztą na parę sekund odmalowała się na twarzy czarownicy.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
29.12.2024, 18:51  ✶  
Basilius skinął głową i tak jak Lorien ruszyła do jego gabinetu, tak on zahaczył jeszcze o kuchnię, aby na szybko przygotować jej zwykłą, czarną herbatę, dokładnie taką o jaką prosiła i całkiem szybko, jak na niego, przyniósł ją czarownicy do swojego gabinetu.
Pokój, w którym Basilius ostatnio przebywał coraz częściej, skupiając się na pracy było oczywiście odpowiednio uporządkowane i w przeciwieństwie do reszty kamienicy, utrzymane w jasnych kolorach, chociaż Lorien mogła pewnie pamiętać, jak jeszcze przed śmiercią jego ojca i wyprowadzką matki, do której należało ono wcześniej, pomieszczenie utrzymane było w ciemnych barwach.
– I dobrze zrobiłaś – powiedział, kładąc spodek z herbatą przy kobiecie, samemu zajmując drugi fotel po czym wyciągnął różdżkę. – Nie będzie mnie tylko przez kilka dni, wracam piątego rano, więc gdyby coś się działo po południu będę już do twojej dyspozycji. Mogę też zapisać ci kilka nazwisk, do których możesz zgłosić się w razie czego, gdyby sytuacja tego wymagała zanim wrócę. – Ten Egipt... Z jednej strony naprawdę chciał jechać, ciekawy tego czego mógł się tam dowiedzieć. Z drugiej strony, wyjazd niósł ze sobą również pilnowanie uczestników ekspedycji, aby nikt przypadkiem nie umarł, potencjalne zrywanie się w środku nocy, bo ktoś jednak postanowił spróbować umrzeć, a tak poza tym martwił się zostawieniem Londynu w momencie, w którym Icarus przechodził gorszy okres w swoim życiu, a teraz jeszcze doszło mu martwienie się o Lorien. Eh... Może po prostu powinien przyjąć taktykę, że skoro będzie na innym kontynencie to powinien się mniej martwić tym, co będzie się działo w Wielkiej Brytanii. W Egipcie przecież też będzie miał wiele zmartwień. Sam Anthony Shafiq był jednym z nich.
– No dobrze. Rzucę kilka zaklęć diagnostycznych, skoro mniej więcej wiem, co się wydarzyło. Nie ruszaj się przez chwilę, dobrze? – powiedział, wstając jeszcze na chwilę, aby wyjąc teczkę z zapiskami na temat historii klątwy Lorien, przeczytał coś w skupieniu, ponownie usiadł na fotelu i zabrał się do pracy.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#5
05.01.2025, 00:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.01.2025, 00:56 przez Lorien Mulciber.)  
Przyjęła z wdzięcznością filiżankę i upiła ostrożnie gorącej herbaty, parząc sobie przy okazji lekko usta. Ale zdawała się nie zwracać uwagi na takie drobiazgi. Przytrzymała ciepłą porcelanę w obu dłoniach, grzejąc skostniałe palce. Nie mogła pozbyć się tego uporczywego bólu w nadgarstkach i dłoniach.
- Nie chcę innych lekarzy.- Powiedziała. Nie zresztą pierwszy raz w życiu. Co do tego od lat pozostawała straszliwie uparta, opiekę nad sobą zrzucając może dość samolubnie, na barki młodszego kuzyna. Ale taka już była Lorien. Nigdy nie ukrywała przed ludźmi faktu istnienia swojej klątwy. Zrobiła z niej swoją ulubioną kartę przetargową już w szkole, z czasem tylko wygładzając obraz przeklętej przez bogów czarownicy. Ale szczegóły miały pozostać na zawsze zakopane w tej jednej teczce u Basilliusa Prewetta. Im mniej osób wiedziało, że jest źle, tym mniej próbowało sprawić, żeby było jeszcze gorzej.
- Sam mówisz, że to tylko kilka dni.- Posłała mu uspokajający uśmiech.- Przepisz mi proszę po prostu mocniejszą dawkę eliksiru uspokajającego. Mam też zapas kadzideł. Gdyby przyszło co do czego – obiecuję, że się nie dam. Zduszę ptaszysko i emocje farmaceutykami.- Zrobiła czerwonym pazurkiem krzyżyk nad sercem, jakby składała sekretną obietnicę.- Zresztą, mieszkam aktualnie w Little Hangleton. Jakie problemy mogą mnie tam spotkać? Tam się nic nigdy nie dzieje.
Może powinna odstukać w niemalowane drewno, ale cóż – nie zrobiła tego, święcie przekonana, że najbliższych kilka dni spędzi nad nudną pracą, może wypije samotnie lampkę wina w swoje urodziny. Nic szczególnego i tak nie planowała.
Odstawiła filiżankę na stolik, zgodnie z życzeniem Basilliusa zamierając nieruchomo w miejscu. Oddychała spokojnie, pozwalając mu rzucać wszystkie potrzebne zaklęcia. Nigdy nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie, ale Lorien… lubiła wiedzieć. Prognozy, nawet jeśli brutalne pozwalały jej na planowanie pewnych rzeczy. Rozkładanie ich w czasie, który jej pozostał. Może małą nadzieję, że zdoła jeszcze troszkę go ukraść. Ale przede wszystkim pozwalały jej żegnać się z ludźmi na własnych zasadach.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
26.01.2025, 17:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.01.2025, 17:08 przez Basilius Prewett.)  
Basilius powstrzymal ciche westchnięcie nie chcąc komentować uporu kuzynki wobec jakichkolwiek innych magimedyków, niż on sam. Nie mówił oczywiście, aby  Lorien nagle uznała, że nie będzie się u niego leczyć i poszuka kogoś innego, oczywiście że nie, ale naprawdę wolałby, aby w razie szczególnych przypadków, była gotowa pójść do poleconego przez niego eksperta. Miał jednak wrażenie, że do tego obecnie jej nie przekona. Może, skoro byli rodziną i doskonale wiedział że Lorien potrafiła korzystać ze swojej klątwy,  sam powinien zrobić to samo, śladem starszej kuzynki, i użyć swojej choroby jako karty przetargowej. Mógł przecież na przykład spytać co będzie jeśli skończy na jakiś czas przykuty do łóżka bez możliwości prowadzenia jej klątwy.

– Zobaczę co i ile ci przepisać - powiedział więc po prostu, a potem skrzywił się nieco słysząc co Lorien uznawała za spokojne sąsiedztwo dla kogoś kto kategorycznie nie powinien się czymkolwiek stresować. - Little Hangleton? Mówimy o tym najbardziej przelętym miejscu w Angli, gdzie mają Las Wisielców, a ja znalazłem tam raz rozczłonkowane ciało, czy to jakaś kokurencyjna miejscowość emerytalna, a zbieżność nazw jest zupełnie przypadkowa?
Ton jego głosu sugerował, że absolutnie nie wierzył w tę drugą wersję. Little Hangleton... Co ona robiła w Little Hangleton? Ah no tak. Odpoczywała.

Chociaż mina Basiliusa przedstawiała jedynie silne skupienie, Lorien mogła od razu zauważyć, że wszystko trwało dłużej, niż zazwyczaj, a niektóre badania były powtarzane więcej niż jeden raz. Sam Prewett też częściej niż zwykle, przerywał wszystko, aby zerknąć do jej kartoteki.

Prawdę mówiąc niektóre badania Basilius powtórzył bardziej dla własnej korzyści, niż Lorien, nie dlatego, że były niejednoznaczne, a dlatego, że właśnie bardzo jednoznacznie sugerowały coś, co wraz z różnymi wyliczeniami, jej historią i obecną sytuacją nie przedstawiało korzystnej diagnozy dla kobiety. I w sumie czemu był tym taki zaskoczony? Wiedział, że to kiedyś musiało nadejść. Po prostu... Po prostu bardzo egoistycznie łudził się, że Lorien zwyczajnie pewnego dnia przemieni się w ptaka i już się nie odmieni, a nie że będzie musiał powiedzieć kuzynce w twarz, że jej czas się kończy.

I chyba dlatego paradoksalnie, zamiast wejść w tryb zmartwionego członka rodziny, po prostu przestawił się na tryb zupełnego profesjonalisty, a gdy ostatnie zaklęcie dało mu kolejne, pesymistyczne wyniki, Prewett posłał jej wyćwiczony uśmiech I podszedł do biurka, aby poczynić notatki.
– Przepraszam, potrzebuję jeszcze chwili. Proszę jeśli chcesz to w kuchni są ciastka, którymi możesz się częstować. Zaraz porozmawiamy.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#7
12.02.2025, 09:35  ✶  
Prawda była taka, że Lorien nie dość, że była pacjentką upartą, to w dodatku okropnie samolubną. Jakoś nie przyjmowała do wiadomości, że Prewett mógłby nie być w stanie jej leczyć. Postawiona pod ścianą możliwe, że by się ugięła, ale póki był w stanie unieść różdżkę do zaklęć i pióro do wypisania recept - nie widziała powodu do szukania alternatyw.
Skinęła w podziękowaniu głową.

- Wiesz… Każde miejsce, w którym zamieszkam będzie odrobinę bardziej przeklęte. Gdybym chciała przejść na emeryturę pewnie wyjechałabym na… Nie wiem, może na hiszpańską Ibizę?- Zaśmiała się na samą myśl o leżeniu na plaży w słońcu z drinkiem w ręku odpowiednio daleko od wody, żeby nie dostać ataku paniki. Albo w kurorcie. W kurorcie były bary, jakieś dancingi i kompletny brak morderczej wody, w której mogłaby się utopić. Idealne miejsce dla małego wilogowrona.
Nie wyglądała jakby się specjalnie przejęła kwestią Lasu Wisielców czy jakimś rozczłonkowanym ciałem. Na tym etapie życia panią sędzię naprawdę niewiele okrucieństw zdawało się zaskakiwać. Ludzie byli mordowani albo umierali sami z siebie w najróżniejszych okolicznościach - ot, taki był cykl życia.
Little Hangleton miało swój urok kameralnego, odciętego od wścibskich sąsiadów miejsca do życia; przepełnionego tragicznymi historiami, snującymi się po lesie duszami zmarłych i… ciszą. A tej potrzebowała ostatnimi czasy najbardziej.
- Po śmierci mojego męża wyraźnie dano mi do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w kamienicy Mulciberów.- Powiedziała miękko. Jakoś zapomniała przy okazji powiedzieć, że sama stamtąd umknęła pod osłoną nocy jak szczur z tonącego okrętu.- Uznałam, że mieszkanie w hotelu, póki nie skończę remontu kamienicy w Little Venice będzie poniżej mojej godności, podobnie jak nocowanie w Ministerstwie albo na kanapie u Alexandra. Anthony zaoferował pomoc - nie było powodu, żeby odmówić.
To, że Lorien od zawsze była blisko Shafiq'a nie było żadną wielką tajemnicą. Przynajmniej dla Prewetta, który trzymał ich oboje pod opieką medyczną.

Cierpliwie znosiła wszelkie mniej i bardziej przyjemne zaklęcia diagnostyczne, starając się nawet nie drgnąć. To nie było trudne; po tylu latach szło się przyzwyczaić do niekiedy dziwnego uczucia przepływu magii przez ciało, miarowego szeptu kolejnych inkantacji. Czy trwało to dłużej niż zwykle? Może trochę, ale Lorien nie zwróciła na to szczególnej uwagi - jak zwykle skupiła się na wszystkim co miała do zrobienia. Przez ten pogrzeb dużo rzeczy w Ministerstwie zaczęło się nawarstwiać, kilka ważnych spraw czekało nieruszonych. No i jeszcze Louvain miał dzisiaj zacząć. Dzisiaj? Tak, chyba tak.
Z powrotem na ziemię ściągnął ją temat… ciastek w kuchni? Spojrzała na kuzyna wyraźnie zaskoczona.
- Basiliusie.- Jej głos po raz pierwszy uderzył w mocniejsze tony. Pozbawione gniewu co prawda, ale twarde. Nieprzejednane.- Nie chcę ciastek.- Dodała nieco łagodniej, ale z miejsca się nie poruszyła. Głównie dlatego, że nie chciała uskuteczniać niepotrzebnych wędrówek wte i wewte. Ciastka były.. zapewne kruche. Drapałyby w podrażnione gardło okruszkami o ostrych krawędziach jak papier ścierny. Może gdyby utopiła je w herbacie… Nie. Szczerze powiedziawszy zrobiło jej się nieco niedobrze na samą myśl o zjedzeniu takiej paskudnej papki. Pobladła jeszcze bardziej pod swoją solidną maską z makijażu.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
12.02.2025, 16:09  ✶  
– U Shafiqa? Tak zgaduję, że to rzeczywiście lepsze niż nocowanie w hotelu – zgodził się z nią, nawet jeśli jego opinia o Shafiqu nieustannie wahała się od możliwe, że jednak jest on w porządku do nie ufam mu. Zazwyczaj było to coś pomiedzy. Jakoś nie miał zaufania do osób, które wynajdywały lekarzy, którzy przypadkowo mieli jakieś długi i spłacali je za dług wdzięczności. Wiedział jednak, że on i kuzynka byli blisko, więc tu chyba rzeczywiście było to całkiem dobre rozwiązanie.

Zaskoczył ją jej stanowczy ton, kiedy zaproponował ciastka. Na chwilę oderwał wzrok od notatek, aby spojrzeć na kuzynkę przepraszającym spojrzeniem.
– Przepraszam. Tak tylko zaproponowałem. Po prostu potrzebuję jeszcze chwili. Chcę najpierw zapisać wyniki – powiedział i ponownie wrocił do zapisków, porównując dzisiejsze dane, jak i poprzednie. Wszystko, dosłownie wszystko krzyczało, że przeprowadził badania poprawnie i nie było szansy na żaden błąd na który tak liczył. W końcu zamknął notes i skupił się z powrotem na kuzynce, wstając od biurka tylko po to, aby przysiąść się obok niej.

– Lorien, to jest czas, w którym naprawdę musisz na siebie uważać i wiem, że warunki temu nie sprzyjają, ale nie denerwować się, bo inaczej w optymistycznym scenariuszu masz czas do Yuli. – Mówił rzeczowo i spokojnie, patrząc cały czas, czy do kuzynki dotarł sens jego słów. – Przepiszę ci silniejsze eliksiry uspokajające, wywary, spróbujemy skontaktować się z innymi specjalistami.ale kluczowe jest abyś się nie stresowała. Ignoruj Mulciberów. Wyjedź nawet gdzieś na chwilę.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#9
17.02.2025, 13:25  ✶  
- Nie to ja przepraszam.- Westchnęła, widząc spojrzenie kuzyna. Nagle poczuła potrzebę wytłumaczenia się. Jest twoim lekarzem, powinien wiedzieć o takich rzeczach. Upomniała się w myślach nim pociągnęła dalej niewygodny temat.- Po prostu… Od ostatniej przemiany praktycznie nie mogę nic przełknąć.- Bezwiednie przesunęła palcami po swojej smukłej szyi, starając się zbyt mocno nie dociskać ich do skóry, gdyby znów miało rozboleć. Nie przeszkadzała mu więcej, popijając powoli herbatę. Odstawiła filiżankę dopiero, gdy postanowił się przesiąść bliżej.

Spodziewała się? Nie spodziewała się? Ciężko powiedzieć. Jedyną reakcją na tą nowinę było nieco bardziej nerwowe, parokrotne mrugnięcie. Lekkie wygięcie ust, gdy przygryzła dolną wargę.
- Yule, huh.- Zacisnęła nieco mocniej palce na przodzie spódnicy, analizując wszystko to co usłyszała. Pierwszą myślą było dopytać czy na pewno to Yule ma na myśli czy może jakieś za piętnaście lat, ale znała odpowiedź. Ciało samo jej podpowiadało, że nie jest za dobrze. Jakaś cząstka jej duszy się buntowała - wszystko działo się zbyt szybko; to niesprawiedliwe - inne czarownice dożywały czterdziestki, powinna mieć jeszcze kilka lat! Druga cząstka z kolei milczała, bo Lorien naprawdę nie chciała westchnąć kołaczącego w głowie “nareszcie” na głos.
- Dziękuję Ci.- Powiedziała wreszcie, gdy zdołała choć trochę uporządkować myśli. Całe życie czekała na taką prognozę. Gdy była młodsza ćwiczyła nawet swoją reakcję na to wszystko. Różne reakcje, od szoku i niedowierzania, przez jedną łzę spływającą po policzku, po kompletną apatię i nonszalanckie machnięcie ręką. Ale teraz, gdy ją wreszcie usłyszała - poczuła dziwną ulgę. Jakby mogła przestać żyć w zawieszeniu. Wysłuchała go uważnie, każde kolejne słowo i zalecenie. Nowe eliksiry i wywary brzmiały dobrze. Skrzywiła się delikatnie na kontakt z kolejnymi specjalistami - nienawidziła być obiektem eksperymentalnym. Ale tym razem wyjątkowo nie oponowała.
- Całe szczęście, że mam tak spokojną, bezstresową pracę.- Pokręciła głową, kiepskim humorem próbując zatuszować nerwowe drżenie głosu. Nie planowała się wybierać na przedwczesną emeryturę. Diagnoza nie otworzyła nagle magicznej furtki w jej umyśle, a sama Lorien nie zapragnęła naraz porzucić wszystko co znała i kochała, by wyruszyć w podróż dookoła świata; nie chciała nagle zrealizować miliona marzeń i sporządzać listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią.- Masz moją pełną zgodę na konsultowanie mojego przypadku z innymi magomedykami czy klątwołamaczami. Jeśli ma się to jakoś przysłużyć nauce - droga wolna.- Oparła policzek o grzbiet dłoni, a łokieć o podłokietnik. Głowa jej ciążyła od tych wszystkich niechcianych myśli. Co dalej. Co z pracą, Gringottem, domem. Powinna powiedzieć rodzicom. A jeśli im to komu jeszcze? Alexander. Tak. Musiała z nim o tym porozmawiać. Anthony? To… To była trudniejsza decyzja.- Ale wierzę, że nie muszę ci przypominać Basiliusie, że trzymasz pieczę nad wyjątkowo wrażliwymi informacjami o urzędniku państwowym.- A jednak, przypominała, bo czasem warto było przypomnieć, że choć chorowała Lorien, to wyciek takich informacji nawet w dobrej wierze - był naruszeniem dobra pani sędzi Mulciber.
Nie skomentowała też tego, że miałaby gdzieś wyjechać czy zacząć ignorować Mulciberów. Głównie dlatego, że nie lubiła Prewetta kłamać.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#10
28.02.2025, 12:51  ✶  
– Tak, Yule – powtórzył nieco dziwnie, jakby sam nie do końca wierzył w wydaną przez siebie samego diagnozę. Jakby wszystkie badania nie wskazywały jednoznacznie, że wkrótce jego kuzynka przybierze na stałe ptasią formę. Zaczynał się zastanawiać, czy Lorien aby przypadkiem się nie pomyliła, powierzając mu pieczę nad swoją przypadłością. Może ktoś inny, ktoś bardziej utalentowany, bardziej obeznany w tej całej sytuacji, mógłby jej skuteczniej pomóc. Ustawić inne eliksiry. Wiedzieć lepiej, gdzie szukać pomocy. Cokolwiek. Łatwiej też byłoby winić kogoś innego o potencjalne złe prowadzenie choroby, niż samego siebie.
Sześć miesięcy...
Przez sześć miesięcy dało się tyle zrobić. Sześć miesięcy to było dużo czasu. Sam miał wrażenie, że ostatnie pół roku, trwało zdecydowanie znacznie dłużej, a jednocześnie... A jednocześnie doskonale wiedział, że pół roku mogło minąć w mgnieniu oka. Nie znajdą lekarstwa w ciągu pół roku, skoro inni próbowali od wieków bez większych sukcesów.

Nie masz za co – chciał jej odpowiedzieć, ale ostatnim czego teraz potrzebował, były jej jakiekolwiek zapewnienia, że na pewno zrobił wszystko co było w jego mocu. Skinął więc jedynie głową, a zaraz potem prychnął trochę wbrew samemu sobie, słysząc jak szybciej od niego, planowała bazowanie dalszych badań na jej przypadku.
– Zadedykuję tobie podręcznik na ten temat – powiedział, siląc się na słaby żart. – I mówię poważnie Lorien. Odpocznij. Nie stresuj się, a może uda nam się to przedłużyć. – Nie powiedział, że skoro i tak ma pół roku, to równie dobrze może po prostu wyjechać na wakacje i cieszyć się ludzka formą, tak długo jak mogła. Może powinien, tradycją ich rodziny, wyzwać ją na partię pokera z zastrzeżeniem, że jeśli wygra (a przecież oszukiwać umiał) to Lorien wyjedzie na jakieś fajne wakacje? Sfałszować wydanie Czarownicy, w którym napisze że niejaką sędzina Wizengamotu, Lorien Mulciber wygrała kilkumiesięczne wakacje we Włoszech? Gdyby pogadał z rodziną na pewno udałoby się je ufundować.

Kolejny raz skinął głową.
– Nie, nie musisz, ale chciałbym ci przypomnieć, że jako twój lekarz, mogę Ci doradzać i doradzałbym ci poinformowanie o tym osoby, która prosiła mnie o informację o twoim stanie i była w tym wobec mnie bardzo stanowcza – Zwłaszcza, że tak jak szczególnie nie przepadał za Anthonym Shafiqiem, tak nie chciał szczególnie łamać słowa danego komuś kto spłacił jego długi. – Mówiłaś, że już kiedyś sprowadził ekspertów. Może znowu kogoś znajdzie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lorien Mulciber (2714), Basilius Prewett (1612)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa