• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
05.09.1972r | [R.M&B.M&S.M]

05.09.1972r | [R.M&B.M&S.M]
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#1
24.01.2025, 11:16  ✶  
Wróciła do domu, a jednak żaden dźwięk nie dobiegł jej uszu. Nie dziwiło jej to, było wciąż bardzo wcześnie. Przeszła do pokoju, aby przysiąść nad papierami, które miała dostarczyć do kancelarii po śniadaniu, a które należało posegregować przed oddaniem. Do śniadania wciąż miała chwilę toteż postanowiła spożytkować ją na wkuwaniu kodeksu, który stał się jej ulubioną lekturą. Zawsze jak czegoś się podejmowała to wkładała w to całą siebie w myśl, że albo robi się coś dobrze albo wcale. Wraz ze zbliżającą się godziną, o której to zazwyczaj jadali, wyłoniła się z pokoju. Skrzat przygotowywał właśnie stół, a na blacie stały już talerze z jedzeniem, które wyczekiwały wykończenia zastawy, by móc zalec na stole i czekać.
Sophi nie widziała, ta musiała wyjść i nie uprzedzić nikogo o swojej nieobecności, w tym skrzata, który rozstawiał trzy zastawy z myślą, że ruda wróci. Stała, obserwując jak skrzat kończy przygotowywać wszystko, jednocześnie oddając się myślom, które krążyły dookoła wisiorka z ptasią czaszką, którego miętosiła delikatnie między palcami.
Przeszła spokojnym krokiem do gabinetu Richarda w którym zgadywała, że ten zalega. Zastukała po czym otworzyła drzwi
-Dzień dobry, Tatku - powitał go łobuziarski uśmiech Mulciberówny - Śniadanie już w sumie gotowe...
Wtem i usłyszała pukanie do drzwi, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
-Spodziewamy się gości? - zagaiła, aby zaraz podążyć na dół do drzwi, które otworzyła. Nie przypominała sobie by miał kto ich odwiedzić. Czyżby Charles jednak pozbył się alergii związanej z kamienicą i postanowił wpaść na śniadanie?
Gdy otworzyła drzwi na jej twarzy przez krótką chwilę wymalowało się zaskoczenie, Malfoy był w tym momencie ostatnią osobą jaką spodziewała się zobaczyć w progu swoich drzwi.
-Już się stęskniłeś? - Zagaiła z zaczepnym uśmiechem, otwierając szerzej drzwi - Chodź, nie stój w progu...- skinęła głową, nim zdążyłby wyjaśnić po co się pojawił. Mógł to zrobić chwilę później, ale nie w progu, w progu się nie stoi.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#2
24.01.2025, 17:03  ✶  

Richard był już przyzwyczajony do tego, że córka wracała momentami nad ranem do domu. Nie dał rady jej tego od uczyć jak weszła w nastoletni wiek buntu, to chociaż wyuczył ją samoobrony jak i komunikacji umysłowej na odległość. Aby w razie problemów, czy innej sytuacji dała mu znać gdzie jest i umiała sobie sama poradzić z osobami trudnych i wścibskich charakterów. Wtedy mógł być spokojny o to, że dziewczyna nawet teraz sobie poradzi.

W nocy za bardzo nie spał. Właściwie to każdej nie potrafił wysypiać porządnie. Kadzidła działały na tyle, aby choć minimum odpoczynku dostarczył swojemu organizmowi. Wstał bardzo wcześnie, odprowadził się do porządku, zakładając standardowo czarne barwy. Sweter i spodnie, włącznie z obuwiem. Umył się, przez moment przyglądając w lustrze swojemu odbiciu. Zarost jaki miał na sobie, był znacznie widoczny. Przez chwilę myślał, czy zostawić, czy ma na tyle chęci się go pozbyć. Brakowało mu tego braterskiego upominania. Zostawało sobie tylko o nim przypominać. Ostatecznie, ogolił się.

Do śniadania było jeszcze wcześnie. Musiał jednak coś ze sobą zrobić. Listy wciąż przychodziły z zamówieniami, pytaniami, umowami. Nie mogło to tak pozostać nieruszone. Chcąc nie chcąc, musiał przejąć gabinet brata aby w nim pracować. Gdzie także znajdowało się wiele ważnych zeszytów i katalogów. Wszedł do gabinetu, ciemnego o zasłoniętych okien, oświetlonego przez świece za pomocą różdżki. Panowała tu cisza. Głęboka cisza.

Do porannego posiłku było jeszcze trochę czasu, postanowił zająć się sprawdzaniem korespondencji. Gdzie pilnie odpisać, co może jeszcze poczekać. Być może słyszał jak skrzaty nakrywają do stołu. Może i to, że Scarlett wróciła do domu? Ten duży gabinet w tej kamienicy był tylko jeden, znajdujący na parterze. Nie było więc daleko do jadalni. Stał przy biurku, czytając jeden z listów, w którym treść była nie tylko kondolencjami ale i zamówieniem. Wielu też zadawało pytania, czy wciąż Mulciberowie będą sprzedawać świece i kadzidła. To był przecież ich jedyny zarobek w tym kraju. W tym mieście.

Pukanie do drzwi, odwróciło jego uwagę, gdzie przeniósł spojrzenie z pergaminu na Scarlett. Informująca o tym, że śniadanie gotowe. Richard spojrzał na zegarek, gdzie była niecała minuta do zjawienia się przy stole.

- Zaraz przyjdę.
Odpowiedział, składając po chwili list i chowając go do koperty. Pukanie do drzwi także usłyszał. I najpewniej jeden ze skrzatów podszedł by sprawdzić. Richard zmarszczył brwi, niezbyt z tego zadowolony. Odłożył kopertę i wyszedł z gabinetu chwilę po Scarlett. Nie miał dzisiaj ochoty na gości, a umówionego mieli na jutro. Musiał jednak wiedzieć, kogo tutaj niesie.
W pierwszej chwili, pomyślałby że wrócił Charles, ale to nie jego ujrzał w wejściu, kiedy zjawił się w korytarzu a Scarlett zrobiła przejście. Czy to był ten Malfoy, o którym mu opowiadała?


@Baldwin Malfoy @Scarlett Mulciber
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#3
27.01.2025, 10:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.01.2025, 10:18 przez Baldwin Malfoy.)  
Pobudka okazała się wyjątkowo lekka. Co było dość zaskakujące po tym jak ciężki sam w sobie był poprzedni dzień, zwieńczony równie ciężką nocą. I nawet gdy już wrócił i zastał Scarlett wciąż jeszcze pachnącą słodkim winem, śpiącą do spółki z Lucyferem, to aktualnie ciężko było nie czuć lekkiego rozczarowania, gdy o poranku już jej nie było.
Obudziła go Rozalinda, dźgając go w policzek czymś co trzymała dziarsko w zębach cały ten czas. Podniósł się do siadu biorąc na ręce pierwszego w historii szczura uzbrojonego w różdżkę.
- Nie ufam ci z tym, wiesz? - Mruknął leniwie, na co w odpowiedzi znów został dźgnięty, tym razem pod oko.- Żadnych niewybaczalnych przed śniadaniem miła damo. A to, to oddajmy lepiej pannie Mulciber.

- * -
Dlaczego rodzina taka jak Mulciberowie mieszkała w niemagicznej części Londynu, tego zrozumieć nie potrafił. Nie wnikał jakoś szczególnie czy kwestią były finanse, chęć pokazania swojej wyjątkowości, inne  ideowe przesłanki czy po prostu fakt, że chcieli się odseparować od magicznej socjety i zgiełku życia Pokątnej. Choć było to dziwne per se, zważywszy, że jedynym ich sklepem jaki kojarzył było to całe Olibanum na Ścieżkach. Właśnie. Świece. Zrobił w myślach mentalną notatkę, żeby zamówić do Necronomiconu kilka zestawów. I kwiaty. Pogrążony w swoim własnym świecie nawet nie zauważył jak nogi same go poprowadziły pod drzwi kamienicy w Covent Garden.
Zastukał w drzwi, w międzyczasie rozglądając się po ogródku. Trochę krzewów, drzew. Rozalinda siedząca mu na ramieniu coś zaczęła węszyć, więc postawił ją ostrożnie na murku. Poszła w siną dal nim się obejrzał.

Uniósł lekko dłoń na przywitanie w niemym hello, gdy dostrzegł Scarlett na progu. Nie zdołał się powstrzymać przed przesunięciem wzrokiem po jej szyi, którą ukrywała pod zapiętym wysoko kołnierzykiem. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł wisiorek, który sam jej ofiarował. A więc jej się spodobał.
- Stęsknileś się?
- Nie zdążyłem.- Skłamał, całą siłą woli powstrzymując się przed złapaniem dziewczyny, pchnięciem jej na ścianę i pokazać jej jak bardzo się stęsknił. Zamiast tego wszedł do środka, ale zatrzymał się tak naprawdę krok, może półtora za progiem. Tak żeby jeszcze nie zamknąć za sobą drzwi.  Nie planował siedzieć tu dłużej niż trzeba.
- Zapomniałaś różdżki.- Powiedział lekko, wyciągając jej różdżkę z tylnej kieszeni spodni.
Jak na siebie Baldwin wyglądał zaskakująco porządnie. W czarnej wyprasowanej koszuli (za którą podziękować można było tylko i wyłącznie Scarlett, bo ta zostawiła ową koszulę na krześle w kuchni, więc jego zasługa ograniczyła się do zapięcia w dobrej kolejności wszystkich guzików) i zwykłych ciemnych, zaskakująco czystych jeansach. Jego włosy układały się w srebrzystych falach. Świeżo przycięte, pachniały delikatnie waniliowym eliksirem. Gładko ogolony (to jak rozpaczał nad stratą zalążków wąsów, które planował wyhodować wraz z brodą na zimę przykryjmy zasłoną milczenia).

Choć skupiony na stojącej przed nim Scarlett, kątem oka dostrzegł poruszający się przy schodach cień. Zmrużył oczy, by w półmroku spojrzeć nieco uważniej na mężczyznę. Znał go. A raczej znał jego twarz, tylko że imię, które podsuwała mu pamięć nie miało żadnego sensu. Już go gdzieś widział. Nie musiał się nawet zastanawiać dłużej gdzie dokładnie. Pozwolił obrazom z kostnicy na moment wypełnić swój umysł. Odpowiedź na pytanie “co robi tutaj Robert Mulciber, skoro osobiście widziałem jak wynosili jego trumnę z Necronomiconu?” pozostawała jednak dla Baldwina nieuchwytna.
Zwłaszcza, że ten tutaj nie wyglądał jak duch; zresztą Baldwin podejrzewał, że duszy mają lepsze rzeczy do roboty niż napastowanie żywych za kradzież prześcieradła.
Dlatego bez większych ceregieli zrobił z trzy kroki w stronę starszego mężczyzny, pokonując większą dzielącą ich odległość i wyciągnął rękę na przywitanie.
- Pan Mulciber jak sądzę.- Powiedział miękko. Byli w kamienicy Mulciberów, rodzinnej własności Mulciberów, a gość wyglądał jak skóra zdjęta z trupa Mulcibera. Rozwikłanie, że ma coś z tą rodziną wspólnego nie było wyczynem na skalę zrozumienia mugolskiej fizyki kwantowej.- Malfoy. Baldwin Malfoy.- Przedstawił się jak zwykle w takich sytuacjach pozwalając wybrzmieć wpierw swojemu nazwisku. To ono miało największą wartość przy takich spotkaniach.- Proszę wybaczyć najście, ale pomyślałem, że Scarlett miałaby ochotę wybrać się ze mną do British Museum. Ponoć to ostatnia okazja, żeby zobaczyć złoto z grobowców faraonów zanim wywiozą wystawę do Sowietów.
To było niegroźne kłamstewko - bo rzeczywiście Baldwin do muzeum się wybierał. Ale zupełnie innego.Takiego, które stanowiło doskonały przedsmak przed wieczorem, który dla niej zaplanował w Necronomiconie. W samym sercu niemagicznego Londynu stał sobie stary przybytek zwany domem Johna Huntera, znanego ze swojej okazałej kolekcji zakonserwowanych eksponatów. Prawdziwa mekka mugolskiej sztuki preparacji zwłok; gabinet osobliwości, który - jak podejrzewał - z pewnością spodobałby się Scarlett, ale niekoniecznie był czymś czym chciał się dzielić z jej… ojcem? stryjem? Dziadkiem?

@Scarlett Mulciber
@Richard Mulciber
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
16.02.2025, 21:27  ✶  
Nie spodziewała się zastać go w drzwiach kamienicy, a jednak gdy tak stał, wyglądając przeuroczo, miała żywą ochotę chociażby dotknąć jego policzka. Chociaż wiedziała, że to okropny pomysł. Apetyt rósł w miarę jedzenia, więc bezpieczniej było go nie dotykać nawet jeśli korciło okrutnie. Aby chociaż tak skubnąć go troszkę. Chociaż ugryźć delikatnie, chociażby w koniuszek palca - stop. Przestań. Nie można gryźć uroczysz rzeczy, nawet jeśli to słodki blondyn w drzwiach domostwa. Chociaż nie, tych to szczególnie nie powinno się gryźć, głupia.
Nie zdążyłem - jej lica rozświetlił psotny uśmiech, lecz nim zdążyłaby dodać cokolwiek więcej, jej oczom ukazała się jej własna różdżka.
-Um... - umilkła, z konsternacją obserwując przedmiot, który Malfoy trzymał w dłoni, nie mogąc zrozumieć jak do tego doszło. Może w roztargnieniu, pośpiechu lub zamroczeniu poprzednim dniem przypadkiem zagubiła świadomość, zdrowy rozsądek i resztki instynktu samozachowawczego - który jednak odnalazła bardzo szybko, gdy tylko oczy Baldwina zaczęły przesuwać się z jej osoby na coś innego. Właśnie wtedy odebrała różdżkę, łudząc się że skrzat jej nie podpier... nie wróć, on patrzył wyżej. Zaraz i się ruszył, toteż Scarlett podążyła spojrzeniem za blondynem, odwracając się, tym samym chowając różdżkę.
-Tato to... - nie skończyła, gdyż Baldwin bardzo zgrabnie się przedstawił, jeszcze zgrabniej wyznał przyczynę wizyty, nie zdradzając jednak jej grzechu, którym było zapomnienie różdżki. Łudziła się jedynie, że jeśli Richard to zauważył to ulituje się nad nią i z reprymendą poczeka aż zostaną sami. Po to mieli cztery ściany i sufit by prać brudy w domu, a przynajmniej z takiej zasady wychodziła.
-Brzmi wybornie - stwierdziła, chociaż w głębi duszy nie do końca wierzyła w te jego plany. Średnio ją interesowała wystawa złota, szybciej samego faraona, a jednak brzmiało to bardzo ładnie. Nie, żeby nie lubiła biżuterii, po prostu nie wydawało to się w żaden sposób fascynujące. Chociaż był artystą, kto wie co takim strzeli do głowy.
-Skoro już tu jesteś to może.... zostaniesz na śniadaniu? - Błękitne tęczówki oderwały się od ślicznej buźki Malfoya, kierując pytające spojrzenie na Richarda, szukając tym samym aprobaty jej propozycji. Wiedziała, że to nie będzie komfortowe pewnie dla żadnej ze stron, w końcu trochę obu gwałtownie wrzuciła w coś zupełnie nieplanowanego do czego nie mogli się przygotować. No ale skoro już Malfoy tu był , to nie chciała za bardzo wypuszczać go z rąk. W dodatku zależało jej, aby tych dwóch mężczyzn, którzy stali w zasięgu jej wzroku się poznało. A teraz nadarzyła się ku temu okazja, okazja której nie chciała przegapić i czekać do planowanego spotkania. Nie lubiła czekać, raczej należała do tych impulsywnych.
-Tatooo? - podjęła niewinnym, uroczym tonem, wpatrując się w ojca szczenięcym spojrzeniem błękitnych ślepi. Zarówno ton jej głosu co wyraz jej spojrzenia ten bardzo dobrze znał.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#5
18.02.2025, 00:11  ✶  

Dostrzegł, że młodzieniec mu się przyglądał. Jakby jego oblicze już gdzieś widział. Może spotkał Roberta? Może mieli okazję minąć się na kiermaszu? Gdyby Richard miał się zastanawiać, najpewniej musiałoby chodzić o jego brata. Bo on sam o Baldwinie wiedział od Scarlett.

Duchem, nie był. Ale na pewno pewna część jego umarła.

Zdążył zauważyć, że Scarlett trzymała swoją różdżkę. Z jakiego powodu? W jakim celu? Zmarszczył lekko brwi, wzrokiem wodząc z jej różdżki na nią, po czym znów na jej broń. Uwagę ostatecznie skupił na młodzieńcu, który podszedł z przywitaniem się.

- Tak. Richard Mulciber.
Potwierdził swoją tożsamość, wyciągając rękę, aby uścisnąć dłoń. Nie musiał dodawać, jaką rolę pełni dla Scarlett w rodzinie, gdyż córka sama zwróciła się do niego "tato". Nie widział potrzeby, potwierdzania tego. Słuszna uwaga, że pojawiając w ich kamienicy rodzinnej Mulciber, tylko oni tutaj mieszkali.

Richard wyczuł woń wanilii, która mogła dochodzić od Baldwina. Przez spotkania z klientkami, co się perfumowały słodkościami, dostawał od ich nadmiaru mdłości. Dlaczego ten chłopak, także używał czegoś podobnego? Czy Malfoyska młodzież chyba ewoluowała do takiego stopnia, aby używać kosmetyków wyłącznie damskich? Nie będzie w to wnikał.

Wysłuchał tłumaczenia się młodzieńca, z jakiego powodu się tutaj zjawił. Coś jednak nie do końca Richardowi chciało się wierzyć, że jego córka byłaby zainteresowana oglądaniem złota grobowców.

- Jeżeli ją to interesuję, nie widzę przeciwwskazań.
Jego córka była przecież dorosła. Wiedziała czego chce. Być może coś zmieniło się w jej upodobaniach, odkąd zamieszkała z nim w Anglii.

Kolejnej propozycji się nie spodziewał. Baldwin Malfoy miałby zostać na śniadaniu? Popatrzył na nich przez chwilę, zastanawiając się czy ma na to siły. Obiecał jednak Scarlett, że pozna jej kolegę, przyjaciela, kimkolwiek był dla niej Baldwin.

Oderwany od chwilowego rozmyślania, spojrzał na Scarlett, atakującą go spojrzeniem szczeniaka. Czy ona naprawdę myślała, że to na niego działa? Jedynie westchnął. Powrócił wzrokiem na Baldwina.

- Jeżeli czas Ci pozwala, to możesz zostać.
Zgodził się, nie wiedząc jednak czy Baldwin przyszedł tylko na chwilę i rzeczywiście musiałby wracać do siebie bo praca czy inne sprawy. Ale, wyraził zgodę. Nie miał nic przeciwko, aby ugościć go na śniadaniu. Miejsca mieli dużo.

Na potwierdzenie odpowiedzi nie czekał. Skierował się w stronę jadalni, zastając tam Selar, która postawiła dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą. Wszystko było już gotowe. Zastawa dla trzech osób. Richard zostawił młodych za sobą, aby przedyskutowali, czy Malfoy ostatecznie zostanie.

- Sophie zejdzie?
Zapytał skrzatkę.
- Niestety panienka wyszła.
Odpowiedziała. Ale mimo to, na stole pozostawały trzy zastawy. Richard odpowiedź przyjął do wiadomości, skinieniem głowy dziękując. Zajął swoje standardowe miejsce, nie zaś szczytowe po bracie. Spojrzał na leżącą gazetę obok, ale na razie nie będzie czytał. Sięgnął po dzbanek, aby nalać sobie kawy. Tym samym czekał na młodych, czy dołączą do niego.


@Baldwin Malfoy @Scarlett Mulciber
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#6
19.02.2025, 15:23  ✶  
Oczywiście, że mu się przyglądał. Ale taka była po prostu Baldwinia natura - obserwował wszystko i wszystkich, bo nigdy nie wiedział co i kiedy przyda mu się do namalowania kolejnego dzieła. Richard. Nie Robert. Teraz zaczął odrobinę żałować, że nie przyjrzał się denatowi w kostnicy, nie był w stanie doszukać się żadnych konkretnych różnic między nimi.
Uścisnął dłoń Richarda. Sam nie był szczególnie zachwycony zapachem wanilii, ale miał przeczucie, że szanowny pan ojciec Scarlett wcale nie ma ochoty słuchać o tym jak dziwne pielęgnacyjne eliksiry jego córki kompletnie zaanektowały wszystkie wolne przestrzenie Malfoy’owej łazienki. Dziwny to był podbój. Praktycznie niezauważalny i błyskawiczny. Jednego dnia cieszył się swoim płynem 8w1, żeby następnego stanąć przed wyborem jak w perfumerii. Chcąc nie chcąc pachniał więc babeczka waniliowa w dodatku taka po brzegi napełniona kremem i obsypana cukrem.
- Miło poznać. Scarlett wiele mi o Panu opowiadała.- Skłamał jak z nut, prześlizgując się po słowach jak wprawny aktor, który teraz ma odegrać rolę przykładnego reprezentanta rodu. Dziedzica. Matka byłaby z niego dumna, gdyby wiedziała z jaką łatwością prostuje plecy, unosi dumnie podbródek i spogląda w oczy starszego czarodzieja jak równemu sobie. Malfoyowie nie kłaniają się nikomu. Nie uznawaj żadnych zwierzchności nad sobą prócz tej wskazanej ręką bogów. - prawił ojciec ze swojego miejsca przy stole niczym z ambony.

Nie rozwodził się jakoś szczególnie nad wystawą, bo i nie było szczególnie nad czym się rozwodzić. Ale uśmiechnął się lekko słysząc “zgodę”.  I jeszcze to “brzmi wybornie” , które padło z ust Scarlett. Ona już wiedziała, że nie będą oglądać żadnego nudnego złota, prawda? Odwrócił powoli spojrzenie z powrotem na pannę Mulciber, odsuwając się kulturalnie.
Całą siłę woli włożył, żeby się nie roześmiać na widok szczenięcego spojrzenia, które Scarlett rzuciła ojcu. Calanthe robiła dokładnie to samo, gdy próbowała ugrać coś więcej. Wystarczyła smutna minka, kręcenie włosów na palców, żeby nawet Marcus trochę spuścił z tonu. Gdy Malfoy był młodszy wierzył, że to jakaś magiczna, legilimencka sztuczka, ale potem odkrył, że nie - to naturalny babski dar. Co ciekawsze, ożywione nekromancją panienki posiadały podobny zestaw umiejętności o czym boleśnie przekonał się każąc Fridzie wyrzucić przytarganego z ulicy martwego wróbla bez wyprawienia mu “należytego” pogrzebu w starym pudełku po butach. Potok krokodylich łez później wróbel spoczął na honorowym miejscu w kaplicy Nekronomiconu, a zapytany o całą sprawę Baldwin ostro oświadczył, że “on nic nie wie; nie zna się; zarobiony jest”.
A potem do niego dotarło o czym do diabła Scarlett w ogóle mówi.
- Ja chyba podzięk… - chciał zrobić krok w tył, kiedy usłyszał jak drzwi wejściowe zamykają się z cichym skrzypnięciem zawiasów. Jego jedyna droga ucieczki została bardzo łagodnie odcięta. Utknął w kamienicy jak mugolski Daniel w jaskini pełnej lwów. Westchnął niemal bezgłośnie. Cudowni, tylko o tym marzył.- Chętnie. Dziękuję.

Odczekał aż Richard zniknie w jakimś bocznym pomieszczeniu (Kuchnia? Jadalnia? Nie miał pojęcia.), żeby leniwie złapać Scarlett w pasie i przyciągnąć ją do siebie na moment, gdy ta próbowała go wyminąć w drodze od drzwi..
- Zabiorę Cię w dużo ciekawsze miejsce niż British Museum.- Obiecał szeptem. Uniósł jej dłoń, po czym złożył krótki pocałunek na wewnętrznej stronie nadgarstka.- Ale to wieczorem.- Niewypowiedziane “a za tą akcję policzymy się później” zawisło w powietrzu. Puścił ją tak szybko jak złapał ani myśląc narażać się bardziej niż to konieczne.
To tylko śniadanie. Nic nigdy złego nie stało się  na śniadaniu, prawda?

Do jadalni wszedł za Scarlett przepuszczając ją grzecznie w drzwiach. Kiedy chciała usiąść, zrobił to co robił praktycznie od dnia, kiedy się poznali - odsunął jej krzesło. Tym razem jednak powstrzymał się przed czułym przesunięciu po jej szyi, dociśnięciu palcu do jasnej skóry, by poczuć pod nimi przyjemne ciepło. A potem jego wzrok padł na jedną z najbrzydszych kreatur jakie nosiła Matka w swym łonie - skrzat domowy. Oczywiście, że jednego mieli.
Usiadł przy stole ignorując skrzatkę na tyle na ile był w stanie. Policzył wystawioną zastawę - 3. Nie było opcji, żeby tak szybko dostawiono kolejną, więc…
- Mam nadzieję, że nikomu nie zająłem miejsca…- Zaczął, siląc się nawet na krótki nerwowy śmiech.- Czy ktoś jeszcze dołączy? Twój brat, Scarlett?- Przekręcił głowę by spojrzeć na blondynkę.

@Scarlett Mulciber
@Richard Mulciber
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#7
28.02.2025, 12:00  ✶  
Przez moment stała przypatrując się im z zaciekawieniem. Był to swego rodzaju powiew świeżości, coś na swój sposób egzotycznego. Coś co chciałaby zapamiętać, bo choć nie rysowała długoterminowych planów niczym naiwne, rozmarzone dziewczę i tego typu planów nie zamierzała malować - to wiedziała, że póki co chciała mieć blondyna blisko siebie i dopóki to się nie zmieni, poniekąd żywiła nadzieje, że tych dwóch mimo różnic - jak na ironie również podobieństw, bo oboje mieli trudny charakter - będzie sobie przychylnym, chociażby ze względu na nią.
Zerknęła na ojca, gdy wyraził poniekąd zdanie na temat wycieczki do muzeum. Uśmiechnęła się delikatnie, czując niewypowiedziane powątpiewanie co do obranego miejsca, cóż... rzeczywiście nigdy nie włóczyła się zanadto po muzeach, chyba że chodziło o cmentarzyska.
Słysząc aprobatę ojca na temat tego aby Malfoy został na śniadaniu, na jej usta wpłynął iście radosny uśmiech, a Ona sama cicho cofnęła się w kierunku drzwi, przenosząc wzrok na Baldwina, który grzecznie chciał się ewakuować.
Uroczę, łudził się, że go stąd wypuszczę - z ów myślą lekko pchnęła drzwi, które z miękkim stukotem, w akompaniamencie cichego skrzypu, obwieściły zamknięcie się.
Chętnie. Dziękuję. - ledwo powstrzymała śmiech, który cisnął się na jej usta.
Richard się wycofał, dając im najwidoczniej przestrzeń aby mogli ostatecznie zadecydować, niepotrzebnie.
Jej wewnętrzny despota podjął decyzje w chwili w której Malfoy przekroczył próg ich domostwa.
Potem, na osobności z każdym z nich, mogła zbierać plony swojej decyzji - Wiedziała, że nie tu. Nie teraz.

Ruszyła śladem ojca, chcąc złapać blondyna za rękę, aby zachęcić go do podróży, a jednak nim to uczyniła, Baldwin przyciągnął ją ku sobie.
-W to nie wątpię, min Kaejre - odszepnęła z szelmowskim uśmiechem, przyglądając się blondynowi uważnie. Wyglądał nielegalnie, pachniał tak jak powinien, tak jak go zostawiła, tak jak powinno być.
Przegryzła wargę, widząc jego poczynania.
-Już nie mogę się doczekać - mruknęła zgodnie z prawdą. Musnęła wargami jego policzek, niechętnie się odsuwając, gdy ją wypuścił. Było to bezpieczne, słuszne, tak sobie wmawiała, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Ty wyciągniesz konsekwencję za moje czyny, a jednak nim zdążysz to uczynić - ja pokaże Ci jak się kończy paradowanie przede mną w ten sposób - i Bogini mi świadkiem, że jedynie co Cię chroni to miejsce w którym jesteśmy i resztki rozsądku, które żarliwie panikują z tyłu głowy, rozpalając kolejno czerwone lampiony. Potem będziesz mógł mnie rozgrzeszyć z każdej z moich win, a ja grzecznie odpokutuje.

Zaprowadziła go do jadalni, grzecznie wchodząc jako pierwsza, siadając przy stole, czując się przy tym zaopiekowana - jak zawsze, gdy wychodzili gdzieś razem. Mogłaby nazwać to rutyną, a jednak każdy z tych drobnych gestów wywoływał ciepło, żadnego nigdy nie przeoczyła, zbierając każdy z nich, kolekcjonując skrupulatnie. Samemu Malfoyowi przychodziło to od zawsze tak naturalnie, zgrabnie - tak nieinwazyjnie, że jej niezależna dusza nigdy nie uznała tego jako coś złego, sztucznego, a wręcz przyjmowała jak komplement. Zresztą przy nim nie czuła potrzeby być silną i niezależną, jakoby bezpiecznie było pozwolić sobie taką nie być, opuścić gardę w domowym zaciszu na horyzontalnej - a to ostatnie dotyczyło każdej z jej twarzy.
A jednak czegoś zabrakło - dotyku, który zawsze był ukoronowaniem tego typu sytuacji. Wiedziała, że nie wypada. Pozwoliła sobie chociaż podążyć za nim spojrzeniem.
-Hm? - uśmiechnęła się pod nosem, sięgając po dzbanek aby nalać im picia, gdy oficjalnie mogli zacząć posiłek - Nie... - zapewniła, aby zaraz zerknąć na niego, gdy wspomniał o jej bracie - Nie, Charlie od momentu, gdy się wyprowadził zapomniał drogi do domu - dodała z krzywym uśmiechem. A jednak jak przykładny hipokryta potrafił zarzucić ją gradem oszczerstw - potrafi tylko szczekać z horyzontalnej - wyrwało jej się nim zdążyła ugryźć się w język. Uśmiechnęła się potulnie, jakoby miało to ugasić poprzednie słowa i sama nie do końca była pewna czy przed ojcem, czy Malfoyem, który zgrabnie starał się ugasić konflikt między nimi. Wiedział ile znaczył dla niej Charlie więc oczywistym było że reagowała mocniej, toteż znając jej upartość, sam chciał pchnąć ich ku sobie by pożar, który między nimi wybuchł -  wygasł całkowicie. I wychodziło mu to całkiem zgrabnie, bo mimo komentarzy jakie jej się wyrywały, to jego działania odnosiły pożądany efekt.
-Moja kuzynka wyszła niedawno, powiadomiła o tym ciut za późno - delikatnie wzruszyła ramionami. Czy było jej szkoda, że nie było z nimi Sophii? Z jednej strony może trochę, mogłaby poznać Baldwina. Z drugiej jednak strony wręcz przeciwnie - z tego samego powodu. Nie lubiła się dzielić ani nim, ani jego uwagą zanadto, szczególnie jeśli chodziło o kobiety. A Sophii jako wzór cnót, chodzący ideał, przykład idealnej żony od zawsze, mimo wszystko, powodował w niej niewypowiedzianą irytację. I to nie była jej wina, nie chciała jej za to winić, ale nie potrafiła inaczej. Nie sądziła by była w jego guście, ale również nie chciała tego sprawdzać. A być może powinna?
-W sumie to dawno nie jadaliśmy wszyscy razem... - dodała. Jakby miała się nad tym dłużej zastanowić w chwili w której wszyscy przenieśli się do Londynu, tak też się rozbiegli. Każdy w innym kierunku. Była to naturalna kolej rzeczy, a jednak sądziła, że wspólne posiłki będą czymś nieco częstszym dopóki żaden z nich nie znalazł małżonka, nie miał dzieci, nie wierzyła w to by byli zajęci. Wymówki.
-Co byś zjadł? - Spojrzała na niego z jednej strony pytająco, z drugiej wyczekująco, a jej wzrok jasno sugerował, że jeżeli Malfoy nie zacznie sobie nakładać jedzenia to Scarlett go wyręczy.
Na stole można było znaleźć jajecznicę, kiełbaski, ale również talerzyki na których leżała pokrojona wędlina oraz warzywa, masło oraz oczywiście bułeczki. Sama Scarlett w duszy tęskniła za śniadaniami Agnarr. Smakowały domem, nostalgią, Norwegią.  Przesunęła spojrzeniem po pustych krzesłach. Nie przeszkadzało, że są puste, chociaż nie tak dawno dom tętnił życiem. Powątpiewała by jeszcze zjedli wszyscy razem, a to coś za co jej bracia winni się wstydzić. A jednak miło by było gdyby dom, chociaż w pewnym stopniu, wypełnili ludzie. A kto wie... może gdyby sprowadzić innych członków rodziny to jej bracia w poczuciu odpowiedzialności również by się zjawili? 
-A może byśmy zaprosili wuja Alexandra na śniadanie? - rzuciła luźno. Niezbyt dobrze znała część rodziny, może był to dobry czas, aby coś ruszyło w tej sprawie? Szczególnie teraz, gdy wuj Robert odszedł.
-Albo zorganizowalibyśmy jakiś obiad rodzinny. Można by zaprosić również prababcie Philomene... -dodała, smarując bułkę masłem. Nie znała za bardzo ich relacji, a jednak czy musieli się wszyscy kochać? z rodziną najpiękniej się wygląda na zdjęciach, a jednak kontakt z takową długoterminowo może przynieść korzyści. W dodatku Charlie, przed tym jak się pokłócili, wypowiadał się bardzo przychylnie o wuju, więc może informacja, że ten również będzie zadziałałaby jako wabik? W końcu głupio byłoby nie pojawić się na tego typu ceremonii rodzinnej - Mogłabym posłać zaproszenia... Rozsądnie jest dbać o kontakty... - wymruczała, nakładając na bułkę szynkę, sięgnęła po pomidora, osypała wszystko niewielką ilością soli, dokładając kanapkę na talerzyk Malfoya, co było dość abstrakcyjnym widokiem, gdyż Mulciber nie należała do najbardziej troskliwych osób. Sama nigdy nie gotowała, dla nikogo, a mimo to zdarzyło jej się na Horyzontalnej coś przygotować Baldwinowi. Po części za ten stan rzeczy winny był sam Baldwin, to on często drobnymi gestami okazywał opiekę, którą ta zaczęła odwzajemniać, mimo że nikt jej o to nie prosił, nikt od niej nie wymagał, przyszło to samo i zupełnie naturalnie.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#8
06.03.2025, 01:06  ✶  

Obserwacja ludzi była fascynującym zajęciem, poznając ich nie tylko z wyglądu ale i charakteru. Nazwisko Malfoy Richardowi mówiło wiele, ale przyglądając się Baldwinowi, nie potrafiłby przypisać go do znanej mu gałęzi w ich rodzinie. A od strony zony, nie słyszał o tym młodzieńcu. Nie mógłby więc pochodzić od tak bliskiego pokrewieństwa. Wszystko może z biegiem czasu się wyjaśni.

"Scarlett wiele mi o Panu opowiadała." Gdy padły te słowa, Richard nie ukrył zaskoczenia. Ukazując to uniesieniem jednej brwi ku górze.

- Mam nadzieję, że dobre słowa.
Odparł, przenosząc wzrok skrycie porozumiewawczy do córki, mając właśnie taką nadzieję, jak sam powiedział. Czy miałby powody sądzić, któreś z dzieci mogłoby o nim swojej bliższej osobie, mówić o nim źle?

Kiedy grzeczności mieli za sobą. Richard zezwolił Baldwinowi dołączyć do ich wspólnego porannego śniadania. Nie żeby uległ córce, ale obiecał jej już że pozna jej "przyjaciela". Nawet, jeżeli nie był w nastroju na inne gościnności.

Czekając na młodych, zalał sobie już kawę i zerknął przelotnie na nagłówek Proroka codziennego. Czytać jednak nie będzie, skoro słyszał wejście córki z jej Malfoyem. Wiedząc już, że nie będzie ciszy przy stole. Podjęli rozmowę, do której wstępnie się nie odzywał. Spojrzał po nich, sięgając po jajecznicę, nakładając sobie na talerz. Niewiele. A nawet mało. Może jedną nabierkę? Przez ostatnie dni, nie jadał wiele. Jedynie tyle, by głód wyciszyć.

Charles. Wyglądało na to, że Baldwin miał chyba okazję poznać jednego z jego synów. Richard nie uważał, aby Charles zapomniał drogi do domu. Ostatnio jak z nim rozmawiał, dał mu przecież pozwolenie, aby ich odwiedzał. Nawet zaproponował, aby przeprowadził. Nie nalegał. Dał mu czas do namysłu. Nie wtrącał się nawet w to, jak Scarlett opisała zachowanie swojego brata, ale też nie zignorował tego co usłyszał o "szczekaniu". Czyżby coś się zmieniło w relacji między Scarlett a Charlesem i o tym nie wiedział? Będzie musiał wziąć to pod uwagę. Na razie, skupił się na jedzeniu jajecznicy.

Było dobrze, póki nie padły te słowa: " A może byśmy zaprosili wuja Alexandra na śniadanie?". Richard z niedowierzaniem spojrzał na Scarlett, która tak swobodnie o nim mówiła. O jego kuzynie. Charles też się o nim wypowiadał. Dlaczego temat jego marnego kuzyna jasnowidza wraca jak bumerang? Powoli odłożył widelec na talerzu.

"… zaprosić również prababcie Philomene…" – stracił już apetyt na śniadanie. Niedojedzona jajecznica, najpewniej nie zostanie już skończona. Jeszcze nad sobą panował. Sięgnął po kubek z kawą i upił łyk. Przełknął.

"Mogłabym posłać zaproszenia... Rozsądnie jest dbać o kontakty..." Odstawił kubek z kawą i spojrzał znów na córkę. Surowym spojrzeniem. Musiał jej od razu przerwać, zanim poleci za daleko ze swoim monologiem, marzeniami, cokolwiek jej w głowie siedziało.

- Scarlett. Myślę, że nie jest to jeszcze odpowiedni czas, aby rozmawiać o spotkaniach rodzinnych. Zwłaszcza, że mamy gościa.
Zwrócił się stanowczo do córki.
"- Nawet nie myśl o tym, aby wysyłać jakiekolwiek zaproszenia. Nie wyrażam zgody." – przekazał jej mentalnie swoje słowa, jako że nauczył ją używania zdolności Fali. Zrobił to dlatego, aby jej gość, nie musiał słuchać o rodzinnych podziałach. Richard nie chciał tego w taki sposób rozstrzygać. Mieć niepotrzebnych świadków. Nawet, jeżeli to Malfoy. Zapomniała, że mają w rodzinie żałobę? 
- Może opowiedzielibyście, jak się poznaliście?
Zmienił temat, łagodniejąc w tonie głosu i spojrzeniu. Zostawiając kwestię spotkań rodzinnych na później. Kiedy zostanie sam na sam z córką. Sięgnął ponownie po kubek z kawą, upijając łyk, delektując jej smakiem. Na razie musiał powstrzymać się od zapalenia papierosa.


@Baldwin Malfoy @Scarlett Mulciber
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#9
06.03.2025, 20:15  ✶  
Zgodnie z niepisaną zasadą “żadna wiadomość to dobra wiadomość”, Baldwin mógłby się zarzekać, że Scarlett o ojcu wypowiadała się w samych superlatywach. Może to była jego wina, że nie rozmawiali zbyt często (wcale) o swoich rodzicach. Malfoy tego tematu nienawidził; Zresztą o swoim ojcu nie mówił wcale, choć książki Marcusa Malfoy’a leżały w przykrytym kurzem stosie tuż przy sztaludze pod oknem służąc mu głównie za podstawkę pod słoiki z wodą, a portret Viseny’i śledził uważnie wszystko co działo się w mieszkaniu, nie szczędząc im raz po raz złośliwego komentarza.
- Po prostu ją ignoruj.- Mówił wtedy.- Jej żywa wersja jest jeszcze gorsza.
Ale w całej swojej bezczelności, nigdy matki nie zasłonił. Co więcej od wczorajszej nocy portret stał na sztaludze gotowy do naniesienia nań kilku poprawek i wplecenia nici kolejnych wspomnień.

Uniósł kąciki ust słysząc o szczekaniu z Horyzontalnej, starając się ukryć rozbawienie.  Nie wnikał jakoś szczególnie w relacje Scarlett z jej braćmi, tak długo jak nie wracała od nich wściekła czy smutna, co ostatnio zdarzało się coraz częściej. On tam Charliego lubił - trochę tak jak się lubiło zagubionego w świecie szczeniaka biegającego za własnym ogonem.
- Nie bądź niesprawiedliwa, Scar.- Powiedział przenosząc leniwie spojrzenie z Richarda na jego córkę.- Jak z nim ostatnio rozmawiałem tak pod koniec sierpnia to mówił coś o nowej pracy.- Nie dopytywał gdzie, bo zwyczajnie w świecie go aż tak życie prywatne Mulcibera nie obchodziło. Już i tak po po pierwszym spotkaniu dało się wyczuć, że ich światy nie będą się zbyt często przecinać. Mógłby się postarać, tylko i wyłącznie dlatego, że byli kuzynostwem i jednak chłopak był ważny dla Scarlett. Ale Charlie wolał kroczyć drogą pewnie jakiejś nudnej i monotonnej pracy, która miała mu pomóc utrzymać (odbudować?) dobre imię; taką drogą, która zupełnie Baldwina nie interesowała.
- Pamiętam, że mój pierwszy okres w teatrze Selwynów to był totalny koszmar. Rodzina mnie na oczy nie widziała tygodniami… Chociaż nie, Lorraine przychodziła na spektakle. Charlie się pewnie po prostu bardzo się stara zabłysnąć, gdziekolwiek teraz pracuje. Zrobić dobre wrażenie i te sprawy.
Zamilkł, bo w równaniu pojawiła się kuzynka. Zrobił mentalną notatkę, że Charles na pewno tu nie mieszka, ale jakaś tajemnicza, bezimienna panienka już tak. Nie poświęcił jej ani jednej myśli więcej, choć cała ta nonszalancja Scarlett wydała mu się podejrzana. Zawsze tak robiła, gdy udawała że jej coś nie obchodzi. Wzruszyła lekko ramionami, choć wyraźnie się spinała i nerwowo wbijała paznokcia w opuszek kciuka. Bezwiednie złapał jej nadgarstek, przesunął kciuk pod jej, nie pozwalając dalej skubać skóry.

- Co byś zjadł?
Tak szybko jak złapał ją za rękę, tak szybko puścił.
Nawet nie spojrzał na pełen wybór na stole, bo było mu to obojętne. Nałożył sobie jakąś kiełbaskę i posmarował kromkę chleba masłem. Ale nie zaczął jeść, Zamiast tego słuchał z żywym zainteresowaniem jak  Scarlett rozważa ściągnięcie najwyraźniej połowy rodziny na spotkanie rodzinne. Jeden pomysł, potem kolejny, na dokładkę jeszcze dwa. Wszystko do zrealizowania już, teraz, natychmiast. Powoli przyzwyczajał się do tego, że dziewczyna była jak żywe srebro. Do plejady emocji, które widywał każdego dnia, dziesiątków planów na sekundę. I tych krótkich momentów, gdy był w stanie ją wyciszyć, uziemić. Kiedy nie musieli robić nic ponad zwykłym siedzeniem na dachu teatru ze szczurem i kotem i wszystko wydawało się być zwyczajnie oke… Jego ciąg myślowy przerwał Richard i Baldwin nagle uświadomił sobie, że nie podoba mu się ten stanowczy ton w stosunku do Scarlett. Zmarszczył delikatnie brwi.
- Sir, niech się Pan mną nie przejmuje. - Zbył argument odpowiednio lakonicznym komentarzem.- Rozumiem jak ważne są dla Scarlett relacje rodzinne. Pewnie to te jej Malfoy’owe geny. Czasem mam wrażenie, że motto naszego domu powinno brzmieć “trzymaj przyjaciół blisko, wrogów jeszcze bliżej, a kuzynom wiś nad ramieniem”.

Dopiero teraz spojrzał z powrotem w swój talerz, na którym w dodatku pojawiła się starannie przygotowana bułka.  Zawahał się przez moment, ale obrócił ostrożnie obie dłonie nad talerzem wnętrzem do góry, ukazując przy okazji podłużne, przecinające je blizny.
- Bogini Matko niech twoje błogosławieństwo spocznie na tym posiłku i dłoniach, które je przygotowały.- Powiedział cicho słowa modlitwy, by jak zawsze ująć dłonie Scarlett i złożyć krótki pocałunek w powietrzu nad ich grzbietem. Dopiero wtedy zaczął jeść.
Pytania o okoliczności spotkania… No niby powinien się spodziewać, a jednak się nie spodziewał.
Przełknął trochę zbyt duży kęs. Uniósł lekko palec wskazujący do góry w niemej prośbie “sekundkę proszę”, krzywiąc się kiedy jedzenie boleśnie i cholernie powoli przesunęło się w dół przełyku. Odetchnął po chwili.
- Scarlett dużo lepiej ode mnie opowiada  tę historię.- Przyznał z rozbrajającym, nieco zakłopotanym uśmiechem kogoś kto zapomina połowy szczegółów. Choć w tym przypadku było dokładnie na odwrót. Nie był tylko pewien, który fragment obrzydziłby Richarda bardziej - wybebeszona żaba, to co się stało na rogu Pokątnej i Nokturnu czy to co się zadziało już na Horyzontalnej. Więc uznał, że Scarlett sprzeda lepszą bajeczkę.

@Scarlett Mulciber
@Richard Mulciber
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#10
29.06.2025, 20:54  ✶  
Zmarszczyła nos, gdy Baldwin po raz kolejny starał się usprawiedliwić, a przynajmniej nieco wybielić Charliego, załagodzić sytuację. Nic wielkiego, nie bądź niesprawiedliwa, ej może wyskoczymy gdzieś razem? Gdyby tylko wiedział - ale nie wiedział, bo prócz kilku przekleństw i rozrzuconych przedmiotów w złości nie podzieliła się swoją ostatnią rozmową z bratem i tym, że w tamtym momencie w ich relacji nastąpił rozłam. Pojawiły się pęknięcia, których nie dało się załatać - można było je tylko ignorować, udawać, że ich nie ma. Rozłam, który palił do kości bo poczuła się zdradzona.
-Szkoda, że jego ambicje nie potrafiły doścignąć jego mniemania o sobie, bo doszedłby z pewnością daleko - rzuciła nonszalancko, obserwując swój talerz. Lepił pieprzone świeczki, robił to co robił pracując u Ojca, a jednak wtedy nie cierpiał na przerost ego i brak czasu, nie zrzucał swoich wyrzutów sumienia na nią i nie był aż takim hipokrytom. Ale wciąż wszyscy go usprawiedliwiali. Biedny Charlie, szkoda, szkoda szkoda szkoda blablablabla... bezsensowne pierdolenie. Westchnęła cicho. Potrafił szczekać, siedząc w mieszkaniu na które z pewnością nie było go stać, udając kogoś lepszego niż był w rzeczywistości. Sięgnęła szklanki, aby upić sporego łyka, jakoby chciała przełknąć jad, który starał się wydostać z jej ust.
I wtedy zastygła w bezruchu, czując ciepło dłoni. Ale jak? - ukradkiem zerknęła w jego kierunku, gdy ten przesunął palcem wzdłuż jej dłoni, aby ta przestała wydrapywać dziurę w kciuku. Wróciła spojrzeniem w kierunku stołu, a jednak przez ten krótki moment poczuła ciepło i spokój. Ten mały gest. Z pozoru nic nie znaczący. Widzę, czuje, jestem. Bez słów, bez wyjaśnień, bez próśb. Nie musiała mówić, nie musiała prosić, nie musiała nawet na niego patrzeć, aby ten zareagował.

Spojrzała na ojca, a na jej usta wpłynął delikatny uśmiech. Oczywiście, że mówiła dobrze. Chociaż nie rozmawiali o rodzinie, ten temat ograniczał się do krótkich wspomnień, szczególnie z jej strony, aczkolwiek i Ona nie była nazbyt wylewna to jednak nie miała w naturze mówić o Richardzie źle, bo był jej ojcem.
-Nie dałoby się inaczej - rzuciła z uśmiechem, aby przenieść zaraz wzrok na Malfoya, który uniósł dłonie do modlitwy, tak jak zawsze przed jedzeniem. Nie było to dla niej nic ani nowego, ani szokującego. I chociaż Scarlett nigdy przesadnie wierząca nie była to nie zamierzała zostawić chłopaka z tym samego, szczególnie teraz, mimo tego, że zdawała sobie sprawę, że Baldwina to nie rusza. A jednak winna była go wspierać, tak jak i On wspierał ją. Pochwyciła jego dłoń, nim zdążył wypowiedzieć pierwsze słowo, unosząc drugą dłoń. Na słowa modlitwy przez jej usta przebiegł delikatny uśmiech, a na kolejny gest, zmrużyła delikatnie ślepia, wpatrując się w chłopaka. Bo mimo, że ten gest nie był niczym nowym to za każdym razem był tak samo wyjątkowy, tak samo uroczy i tak samo rozczulający. Był nieodłączną częścią posiłków, kolejną małą cegiełką w ich świecie gestów.
Grzecznie wrócili do jedzenia, a w zasadzie to oficjalnie rozpoczęli posiłek. Kątem oka doglądała, czy Malfoy aby na pewno je, czy na pewno nie ma ani pustego talerzyka, ani kubka, aby był w pełni zaopiekowany, szczególnie tu. Pierwszy raz zabrała go w gości i była to sytuacja dla niej całkiem nowa.

Ona zaczęła temat rodziny, ten w końcu musiał się pojawić kiedyś, ale tata nie był zbyt zadowolony. Wręcz przeciwnie. Uniosła dłoń, kładąc ją na ramieniu Baldwina, czując podskórnie że była to zła opcja dialogowa.
-Masz rację - rzuciła, chcąc uciąć temat rodziny, wyczuwając grunt. Cóż... nie teraz. Prać brudy będą zapewne później, tak jak i wyrażać opinie. Wiedziała to. Richard z pewnością też, bo Scarlett nie zwykła kończyć dyskusji przed jej rozpoczęciem. Chociaż nigdy zanadto nie rozmawiali na temat rodziny i wiedziała, że chciała dowiedzieć się więcej, znacznie więcej i ten temat wróci, gdy będą sami.
Przesunęła powoli dłonią z ramienia na dłoń chłopaka, ostatecznie zabierając rękę, chociaż ociągała się przy tym nieznacznie.

Jak się poznali... - spojrzała na blondyna, a zaraz uśmiechnęła się głupio na jego reakcje. Z jej ust wydobył się krótki śmiech, a ta pożałowała, że w takich chwilach nie ma Milforda.
-Cóż... - przeniosła wzrok na Richarda - Pamiętasz jak po tym jak przyjechałam, kazałeś mi nie wpakować się w żadne kłopoty? To... bardzo się starałam, aby w takie nie wpaść - na jej usta wpłynął głupawy uśmiech. Teraz wydawało jej się to zabawne, ale wtedy nie było jej do śmiechu.
-Szłam horyzontalną, gdy zaczął za mną iść jakiś osiłek... nie chciałam robić Ci problemów, toteż zrezygnowałam z konfrontacji i chciałam go zgubić...- wymruczała w zadumie, wzruszając ramionami. Pamiętała jak zirytowana była, że nie przeszła do rękoczynów, ale pamiętała równie dobrze, że nie chciała dokładać ojcu kolejnych zmartwień. Było to chwilę po sytuacji z Charlim, wystarczyło mu problemów.
-Nie bardzo mi wychodziło zgubienie go... Na przecięciu horyzontalnej i nokturnu zobaczyłam Baldwina i mój umysł stwierdził, że to cudowny pomysł, aby szukać w nim ratunku - pokręciła głową - więc... - umilkła na moment, jakby próbowała jednocześnie zebrać słowa, ale i się nie zaśmiać ani z rozbawienia, ani z lekkiego zażenowania - odegrałam stęsknioną narzeczoną, biorąc go pod łapkę... - zerknęła na niego z głupim uśmiechem, próbując się nie roześmiać - No a On zrozumiał... pociągnął przedstawienie, no i przegnał tego natręta, który zaczął mnie ostatecznie przepraszać - delikatnie wzruszyła ramionami -I tak nasze drogi się skrzyżowały i krzyżują się do dnia dzisiejszego... - uśmiechnęła się, stwierdzając, że ta historia nadawałaby się na jakieś romansidło, gdyby tak umiejętnie ją przyciąć tu i ówdzie, bo ich pierwsze spotkanie z perspektywy czasu rzeczywiście wypadało dość romantycznie i baśniowo.
Pamiętała, że to spotkanie miało być ich pierwszym i ostatnim, mieli stać się swoim wspomnieniem, a jakoś tak przypadkiem wtopili się w swoje życia wzajemnie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (1928), Baldwin Malfoy (2791), Scarlett Mulciber (2889)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa