Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Kontynuacja wątku zabójstwa Codyego Brandona
Brenna wcale nie była pewna, czy Cody powinien iść na miejsce zbrodnia. Ba, właściwie sądziła, że byłoby lepiej go tam nie zabierać - ale musiała przyznać, że pomoże, jeśli wskaże im konkretne miejsce i nie okaże się, że spędzą trzy godziny na oględzinach chodnika dwa metry dalej. Poprosiła, by poczekał chwilę na korytarzu, a sama poszła zabrać kilka rzeczy, między innymi pudełko świec oraz zgarnąć Heather zza jej biurka. Nie mogła sama biegać nocą po Londynie. Potrzebowała też kogoś, kto przypilnuje terenu, kiedy ona zajmie się widmowidzeniem. Nie wspominając o tym, że chodzenie po ciemnych uliczkach obok wampira, nie zdawało się Brennie dobrym pomysłem - nie miała pojęcia, czy Brandon potrafi się kontrolować. Po drodze do ministerialnego kominka, którym mieli teleportować się bliżej miejsca zbrodni, zrelacjonowała jej krótko, z czym mieli do czynienia.
A sprawa nie była banalna.
Młody chłopak, mugolak, zabity dwa tygodnie temu, podejrzenie napaści przez śmierciożerców - a więc jeśli to potwierdzą, sprawa trafi do Biura Aurorów. Najbardziej niezwykłą częścią było jednak to, że dzieciak sam przyszedł zgłosić zbrodnię: był wampirem. (Tu przy okazji Brenna na wszelki wypadek wspomniała, że obowiązuje je tajemnica służbowa i nikt nie może wiedzieć, że toczą śledztwo w takim przypadku. Sądząc po podobnym wieku, ta dwójka na pewno się znała, a że Brenna nie miała dotąd bardzo wiele do czynienia z Wood, wciąż nie była pewna, jak ta zachowa się w takiej sytuacji, a Cody bardzo nie chciał, by cały świat dowiedział się, że jest wampirem.)
Cody mógł być zaskoczony jej pośpiechem, ale Brenna była człowiekiem czyny, a poza tym każdy kolejny dzień zwłoki miał utrudnić im pracę. Nie wzywała całej ekipy tylko dlatego, że… w tym wypadku nie mieli ciała, a niestety po dwóch tygodniach i tak nie mieli już pewnie znaleźć wiele. Skoro ofiara żyła, to tak jakby zmieniało nieco wszystkie procedury. Brenna zostawiła jednak informację przełożonemu, by dał znać, komu trzeba i sprowadził tu w razie potrzeby resztę fachowców.
- To gdzieś tutaj, tak? Będę wdzięczna, jeśli wskażesz nam miejsce. Nie musisz podchodzić bliżej, jeżeli nie czujesz się na siłach - powiedziała, kiedy znaleźli się już na ulicy. Późna pora sprawiała, że okolica opustoszała i otaczał ich półmrok, tylko częściowo rozpraszany przez światło latarni. Ciemne chmury zasnuły niebo, a słynna, londyńska mgła, snuła się wokół nich, ograniczając widoczność i sprawiając, że powietrze przesycała wilgoć. Nawet ich kroki zdawały się brzmieć dziwnie głośno i Brenna wreszcie zrozumiała, dlaczego właśnie to miejsce wybrano na atak. Z jednej strony nie były to idealne okoliczności na oględziny miejsca zbrodni, z drugiej – sprawiało to, że zwracali na siebie mniej uwagi.