• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[09.09.1972] Give me somethin' I can feel

[09.09.1972] Give me somethin' I can feel
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#1
03.04.2025, 22:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2025, 23:48 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Leviathan Rowle - osiągnięcie Piszę, więc jestem


9 września, koło południa

Jak on nienawidził tego rynsztoka.
Było coś w Nokturnie takiego, co jego zdaniem powinno odrzucać każdego, kto posiadał odrobinę instynktu samozachowawczego i poczucia własnej wartości. Nie przeszkadzał mu fakt, jakiego rodzaju interesy się tutaj robiło, a raczej to kto przede wszystkim się za nie zabierał. Męty, życiowe odpadki i nieudacznicy. Ludzie, którzy nie byli w stanie wyjrzeć poza pociemniałe, popielnie śmierdzące uliczki. Ci, którym zawsze brakowało chociażby sykla, wyklęci przez rodziny i przynoszący wstyd.

Ale tego dnia było coś w Nokturnie pięknego.
Noc minęła, ale Leviathan miał wrażenie, że wciąż dało się wyczuć ciepłotę promieniującą z budynków i gruzów, jakby materiał opił się energii płomieni do oporu. Powietrze też pachniało inaczej i miało inną temperaturę. Dało się wyczuć charakterystyczny aromat spalenizny; głównie drewna i cegieł, ale pojawiały się tam też zgniłe nuty palonego mięsa. Wspomnienie tych, którzy nie uniknęli płomieni. Nie potrzebował wyczulonego nosa, by się tych zapachów dopatrzeć. Nie kiedy na co dzień igrał z ogniem i stworzeniami, które z taką łatwością się nim posługiwały. Miał też wrażenie, że świeże aromaty, jakie zostawiła za sobą Spalona Noc, przykrywała nawet zapach czarnej magii, który do tej pory wydawał się niezmienną i stałym elementem tej przeklętej ulicy.

Był tutaj bo był w gruncie rzeczy prostym człowiekiem. Było coś fascynującego i ciekawego w tym, co pozostawili po sobie i jak wyglądało to teraz w świetle dnia. Wszystko wydawało się nieco bardziej realne i jakby bardziej wyraziste, jak gdyby noc odrealniała wszystko, czego udało im się dopuścić. A może była to sprawa płomieni i sypiącego nieustannie popiołu. Może to noszone maski sprawiały, że odrywali się nieco od tego, czego się dopuszczali. Może była to nadana im anonimowość.

Patrzył i podziwiał ich dzieło. Swoje dzieło. I miał całkiem dobry humor do momentu, kiedy zobaczył znajomą twarz.

Niebywałe to było, jak jej obecność potrafiła wszystko zepsuć. Jakby nawet mimo dystansu, jego umysł już czuł przedsmak tego, co mogła mu dzisiejszego dnia zaprezentować. Czy znowu będzie to tylko i wyłącznie niechęć? Ostre słowa i złość? W sumie nie spodziewał się po niej niczego innego.
- Faye - powiedział miękko, kiedy zatrzymał się za nią, trochę zaledwie nachylając do jej ucha, ale wciąż w sylwetce i ułożeniu ciała zwyczajnie sztywny i ograniczony. - Nic ci nie jest? Nic ci się w nocy nie stało?
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#2
04.04.2025, 10:53  ✶  

Powiedzieć, że wrzesień był dla Faye okropny, to jak powiedzieć nic. Prawdziwą, kwaśną wisienką na torcie okazał się ogromny pożar, który strawił nie tylko Londyn, ale również Dolinę Godryka. Jej mieszkanie pozostało nietknięte, lecz mieszkanie niżej... Faye nie chciała o tym myśleć. Nie chciała wracać wspomnieniami do poprzedniej nocy, gdy miała iść spać, a z łóżka wyrwał ją trzask ognia i krzyki. Nie mogła pozwolić sobie na rozpacz i żałobę, gdy nie wiedziała co się dzieje z Maddoxem. O brata martwiła się odrobinę mniej: był pracownikiem Ministerstwa, Niewymownym - czuła, że dał sobie radę, że rzucił się w wir walki (o, naiwna, gdyby tylko wiedziała po której był stronie...) i jest cały. Martwiła się jednak wciąż, bo Nicholas nie był dobrego zdrowia, ale niestety nie zdołała opanować sztuki bycia w dwóch miejscach naraz.

Wcześniej wysłała sowę do Woodiego, ale nie była pewna czy nawet ją dostał. Londyn śmierdział okropnie, do tego stopnia że jej czuły nos wykręcało od środka, zmuszając kobietę do wstrzymywania oddechu, gdy przemierzała ulice najpierw Horyzontalnej, a potem: Nokturnu. Nigdy nie lubiła tego miejsca, lecz wiedziała, że to właśnie tu znajduje się Rejwach, do którego planowała wejść z buta, rozedrzeć szaty i błagać na kolanach barmana, by zaprowadził ją tam, gdzie znajduje się Sfora. Musiała upewnić się, że Greyback jest bezpieczny i zrobi to przy pomocy wszelkich sposobów - nawet swoim kosztem.

Faye byłą pokryta czerwienią i czernią. Czerwienią: bo została zaatakowana przez nieznajomego osobnika, który po prostu oblał ją farbą. Czernią, bo sadza opadła na Londyn jak śmiertelny, brudny całun i pokryła wszystko, a ona nie zwracała uwagi na to, co i kogo po drodze dotyka. Jej twarz nosiła na sobie znamiona walki o życie pani Poppy i zmęczenia, ale również: dziwnie pewnej i ognistej determinacji. Czerwień mogłaby zostać pomylona z krwią, być może dlatego na samym początku nikt jej nie zaczepiał.
- Leviathan - drgnęła, zatrzymując szperającą dłoń w kieszeni cienkiego, brudnego od czerwieni i czerni płaszcza. Odetchnęła, słysząc znajomy głos, ale i również dlatego, że chociaż denerwował ją każdą swoją komórką ciała: również był bezpieczny. Zrezygnowała z szukania papierosów i odwróciła się, ukazując brudną twarz, sklejone czerwienią włosy i oczy, które błyszczały albo od łez rozpaczy, albo od intensywnego kaszlu. Co dla niego miała? Na pewno nie ostre słowa i złość, które zwykle prezentowała. Rozpostarła ramiona tylko po to, by objąć mężczyznę i obdarzyć go mocnym, nieco desperackim uściskiem. - Żyjesz.
Stwierdziła głupio, mamrocząc prosto w jego ubranie. Nie zważała nawet na to, że przecież byli na Nokturnie - w miejscu, w którym ludzie mieli zwykle lepkie rączki, a teraz... teraz byli po prostu zdesperowani.

!Nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
04.04.2025, 10:53  ✶  

Podążają za tobą nieprzychylne spojrzenia. Może to zostać wykorzystane przeciwko tobie*.


* jeśli jesteś funkcjonariuszem, to trudno będzie ci załatwić to, po co tutaj przyszedłeś – postaci niezależne będą ostrzeżone o twojej wizycie.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#4
07.04.2025, 15:43  ✶  
Wrzesień dla niego, nawet się jeszcze nie zaczął. Mógł wyobrażać sobie, jak okropna była to noc dla wszystkich, którzy opowiadali się po stronie przeciwnej do Czarnego Pana, ale o to właśnie chodziło. O to, by Spalona Noc wyznaczyła rytm kolejnych dni i tygodni. By cała jesień była naznaczona lękiem i wspomnieniem tego, do czego Lord Voldemort był w ogóle zdolny. On i jego poplecznicy.

Podczas gdy ona martwiła się o poszczególne osoby, on mógł być spokojny. Jego rodzina znajdowała się bezpieczna w Walii, a mieszkanie Mony zostało przez niego wskazane jako bezpieczne miejsce. Ciotka natomiast... ciotka była odrobinę szalona i nawet jeśli jej kurza chatka mogła zostać nadgryziona przez Zadrapanie, to nie przeszkadzało jej to aż tak bardzo. Nie kiedy sama miała używanie w Londynie, kiedy już do niego dotarła.

Mimowolnie obrzucił przelotnym spojrzeniem ruderę, przed którą się zatrzymała, a która do tej pory wydawała się zabierać chociaż część myśli. Obskurny, typowy wręcz dla Nokturnu lokal nie mówił mu nic konkretnego, oprócz tego że któryś ze Śmierciożerców lub Naśladowców musiał mieć z nim jakieś głębsze kontakty, biorąc pod uwagę jak dobrze się trzymał.

Odwrócił spojrzenie od budynku i przyjrzał się jej samej. Wyglądała koszmarnie. Czerwień farby mieszała się z czernią i szarością popiołu, co tak wyraźnie kontrastowało z jego w miarę czystą szatą. W miarę, bo Leviathan darował sobie przesadnie wymuskane ubrane, zamiast tego sięgając po swoje robocze i wygodne ubranie. Coś, co tak strasznie nie rzucało się w oczy na tej nieszczęsnej ulicy.

Kiedy się do niego przytuliła, mogła poczuć znajomy zapach siarki, który zawsze gdzieś plątał się dookoła niego w ten gryzący, agresywny sposób. Nieodłączny element kogoś, kto pracował ze smokami i smoczognikami, tak chętnymi do testowania swoich płomieni nawet w obecności opiekunów. Było coś jeszcze, popielny zapach, który przy paru głębszych oddechach pewnie zacząłby zastanawiać, gdyby nie fakt że teraz wszystko dookoła śmierdziało spalenizną i popiołem. Szczególnie na Nokturnie.

Czując wokół siebie jej ręce, na moment się zawahał. Nie zesztywniał jednak, czego pewnie można było się po nim spodziewać, zamiast tego obejmując ją ramieniem, by drugą dłonią pogładzić uspokajająco po głowie.
- Żyję - powtórzył, jakby chcąc ją tylko w tym upewnić. Jego głos był cichy i miękki, pewnie dla niej nie pasujący przesadnie do niego. W myślach jednak Rowle modlił się o to, by nikt niepowołany ich teraz nie zobaczył. Mimowolnie też, czując pod palcami zlepione farbą strąki, pochwycił jedno z pasm i przyjrzał mu się uważniej, zanim odgarnął je za jej ucho. - Co się stało? Ktoś cię zaatakował? - wyglądała trochę, jakby ktoś unurzał ją we krwi, ale podejrzewał że gdyby faktycznie tak było, nie biegałaby teraz radośnie po mieście. Mogła kogoś szukać lub martwić się, ale w momencie gdy ktoś nieprzyzwyczajony, zderzony z traumą i cierpieniem zauważał tę znajomą czerwień, często robił wszystko by zedrzeć ją z siebie lub zmyć.


!Nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
07.04.2025, 15:43  ✶  

Podążają za tobą nieprzychylne spojrzenia. Może to zostać wykorzystane przeciwko tobie*.


* jeśli jesteś funkcjonariuszem, to trudno będzie ci załatwić to, po co tutaj przyszedłeś – postaci niezależne będą ostrzeżone o twojej wizycie.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#6
11.04.2025, 14:14  ✶  

To, że żył, było oczywiste, ale dopiero gdy Faye wypowiedziała to słowo na głos, stało się rzeczywiste. Traversówna miała wrażenie, że teraz nic nie było takie, jak powinno być: wszystko zostało wywrócone do góry nogami, trzeba więc było się łapać tego, co było rzeczywiste i materialne. A jeżeli takie nie było lub nie było się pewnym, że jest - trzeba było to urzeczywistnić. Nie spodziewała się łagodnego dotyku i głaskania po włosach - drgnęła więc, zaskoczona, ale nie odsunęła się. Nie spodziewała się też innego tonu głosu niż ten opryskliwy, którym zawsze ją raczył. Ale czy to teraz miało znaczenie? Każdy przeżywał tę noc na swój sposób, być może Rowle właśnie tak odreagowywał to zamieszanie?
- Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś bezpieczny w rezerwacie? - zapytała cicho, nie odrywając się od niego, jakby bała się, że gdy tylko to zrobi - wszystko się rozsypie. Jej postawa, jej głos, jej ciało, jej myśli. Do tej pory przemierzała Dolinę i Londyn z wysoko podniesioną głową, nie pokazując nikomu, jak bardzo wstrząsnęła nią ta noc, lecz gdy tylko czepiła się czegoś, co znała od lat: poczuła że ta głowa sama się ugina, jak pod wielkim ciężarem.

Ile można być silnym? Ile ciosów od losu można było przyjąć, zanim człowiek w końcu się złamie?

- Tak. Ktoś oblał mnie farbą - powiedziała w końcu, luzując uścisk. Odsunęła się na kilka centymetrów, chcąc unieść kawałek koszulki tak, by móc spojrzeć na farbę, która pokrywała materiał. Oberwało się jej dość mocno, ale nie śmierdziała krwią. Leviathan zaś pachniał siarką i popiołem, ale tak samo teraz pachniała i ona oraz wszystko w Londynie - nie miała powodów, by cokolwiek podejrzewać. Wszystko teraz śmierdziało spalenizną. - Ja... Nie wiem czemu. Powiedział, że kojarzy mnie ze szkoły i że uwzięłam się na niego, bo pochodzi z mugolskiej rodziny. Ale ja go nawet nie pamiętałam, nie wiem kto to był. Przegoniła go jakaś kobieta, dała mi coś do wytarcia się ale farba nie chce zejść.
Faye uniosła dłoń do pozlepianych włosów. Po prawdzie to nawet niespecjalnie próbowała się wyczyścić, bo po prostu nie miała na to czasu. Ani ochoty.
- Mieszkacie na tyle daleko, że nic wam się chyba nie stało? Jak twój ojciec? Rodzina... Ach, muszę znaleźć Nicholasa - w jej oczach błysnęły łzy. Tak wiele osób musiała odszukać, że zaczynała przeczuwać, że nie zdąży odnaleźć wszystkich ludzi na czas. Nie chciała jednak płakać, nie przed Leviathanem. Odwróciła więc głowę, chcąc wbić wzrok w bliżej nieokreślony przedmiot, byleby tylko Rowle nie zauważył, że tak naprawdę to Faye trzyma się naprawdę, naprawdę kiepsko. A wszystko zaczęło się jeszcze w jebanym sierpniu. - I... I Scarlett. I jej narzeczonego. I Maddoxa. Skolla, Hatiego... Sowy nie były w stanie się przebić przez ten dym.
Wymamrotała, wysprzęgając się z imion osób, które były dla niej najważniejsze, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że Leviathan wykorzystałby te informacje przeciwko niej - tak samo jak nie przyszło jej do głowy, że Lazarus, wchodząc w posiadanie jej wspomnień, przekaże je Voldemortowi.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#7
14.04.2025, 18:28  ✶  
Wbrew pozorom, Leviathan potrafił być miły. Potrafił być też delikatny, jeśli tylko chciał, albo lepiej - jeśli tylko dawało mu się ku temu szansę. Bycie opryskliwym i złośliwym wcale nie było jego pierwszą naturą, ale mimo tego jego relacja z Faye nigdy nie miała szansy na to by faktycznie zaprezentował jej kim mógł być. Oboje się o to postarali. Ale kiedy widział ją taką, zupełnie bezbronną, może zwyczajnie nie czuł że powinien się bronić przed jej atakami albo zwyczajnie im zapobiegać. W końcu, skoro wiedziało się że cios i tak nadejdzie to najlepiej było uderzyć pierwszemu, prawda?

Teraz, o zgrozo, przypominała mu nieco Septimę. Ollivander zawsze wyciągała z niego lepsze, spokojniejsze cechy, jednocząc się z nim pod sztandarem wspólnych zainteresowań i parcia w kierunku wiedzy. Ich sympatia stała na fundamentach, które zbudowali jeszcze w Hogwarcie, ślęcząc nad księgami i rozważając przeróżne zagadnienia ich poszczególnych zainteresowań. Teraz, kiedy jej nie było, Rowle'owi mimowolnie brakowało kogoś z kim mógłby porozmawiać chociażby o głupich drzewach i tym co w nie włożyć, by wycisnąć z różdżki jeszcze odrobinę więcej magicznego potencjału.

- Przyszedłem sprawdzić co z kuzynką. Czy jej mieszkanie jest całe. Trochę się nadpaliło, ale na całe szczęście nic co zrobiłoby jej krzywdę - wytłumaczył. Tak naprawdę nie musiał nawet oglądać mieszkania Mony by wiedzieć, że oprócz sadzy na posadzce i pękniętego okna było mu niewiele więcej. - Potem... potem poszło z górki. Może trochę wydawało mi się, że zniszczenia nie są aż takie duże i kolejna kamienica okaże się w lepszym stanie. Krok za krokiem i wylądowałem... tutaj. - dało się wyczuć to lekkie obrzydzenie przy ostatnim słowie. Tutaj, na Nokturnie. Tutaj gdzie pełzali czarnoksiężnicy za knuta.

- Przykro mi, że musiałaś przez to przejść - rzucił i jego głos nawet nie brzmiał w tak odrealniony, obcy sposób jak zazwyczaj. - Na całe szczęście, Snowdonia i posiadłość stoją jak stały. Z tego co się orientuję Walia znajdowała się poza obszarem zniszczenia. Mojemu ojcu nic nie jest, spokojnie. Reszcie rodziny też - zapewnił ją, uśmiechając się nawet lekko. - Widziałem, co stało się na Carkitt Market. Urząd Pocztowy zniszczony, nawet nie chcę sobie wyobrażać ile tych biednych sów nie zdążyło stamtąd wylecieć - i nawet jeśli on sam w towarzystwie Louvaina przyłożył do tego rękę, teraz dało się wyczuć w jego głosie faktyczny smutek. Cena była dla niego wysoka, bo było nią cierpienie zwierząt, ale musiała zostać poniesiona - dla większego celu. A dla tego własnego i absolutnie samolubnego, z ochotą zanotował sobie w pamięci imiona, które mimowolnie uleciały z jej ust. Scarlett, Maddox, Skoll, Hati - może to lepiej, że na ten moment nie mówiły mu zbyt wiele. Ale nawet jeśli o tym teraz nie wiedział, Traversówna tylko utwierdzała w jego głowie zamiary, które kiełkowały od ich ostatniej sprzeczki.

- Twój brat. Może jest w Ministerstwie? W końcu tam pracuje tak? Teraz jest tam taki chaos, że łapią kogo się da. A reszta, może mogę ci jakoś pomóc?
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#8
24.04.2025, 10:12  ✶  

Faye odetchnęła z ulgą. Rodzina Rowle była bezpieczna - jej rodzina z kolei była poza granicami Anglii, więc jej ojcu i matce na pewno nic nie groziło. Theon wyjechał, a Nick... Nick, właśnie. Kiwnęła głową.
- Tak, w Departamencie Tajemnic. Pewnie... Pewnie masz rację, wzięli go do pomocy - w jej głośnie przebrzmiewał strach, bo przecież według jej wiedzy i przekonań Nicholas był jajogłowym: osobą, która spędza całe swoje życie nad książkami, która je czyta, pochłania wręcz, a potem stoi nad stołami pełnymi trupów i analizuje. Nie wiedziała, że Nicholas był osobą, która była częściowo odpowiedzialna za to, co teraz działo się w Londynie. Według jej przekonań Nicholas nie dałby rady biegać po Londynie w tej chwili i chronić cywili na polecenie Ministerstwa, bo nigdy go w takiej sytuacji sobie nie wyobrażała. Nie wyobrażała go sobie w ogóle jako osobę biegającą. - Możliwe że go ściągnęli do Ministerstwa, ale też Nick pracuje do późna. Możliwe że był tam.
Faye rozejrzała się, ale nie patrzyła w konkretnym kierunku. Wzrok miała odrobinę nieprzytomny, ale paradoksalnie rozmowa z Leviathanem odrobinę sprowadziła ją na ziemię. No i kolejne pytanie. Traversówna powróciła wzrokiem do mężczyzny i zastanowiła się. Pomóc? Od kiedy Leviathan był skory do pomocy? I był taki... Taki normalny w rozmowach z nią? Nie zapaliło to w jej umyśle czerwonych, ostrzegawczych lampek, zrzuciła to na karb otoczenia i sytuacji, w której się znaleźli.
- W sumie... - może mógł? Zastanowiła się przez chwilę, zanim nabrała powietrza w płuca. Oczywiście skończyło się to napadem kaszlu, gdy dym wdarł się tam agresywniej niż klasyczny dym z papierosów, które paliła. - Hati Greyback. Ma swój lokal gdzieś tutaj. Oliva e Pozione. Jeśli chcesz, możesz upewnić się czy wszystko tam w porządku.
Hati był osobą, która miała tu lokal i faktycznie mogła potrzebować pomocy - nie wyśle przecież Leviathana na Ścieżki, gdzie przebywała reszta. Głównie dlatego, że sama nie miała pojęcia, jak na te Ścieżki trafić. To dlatego wędrowała ulicą śmiertelnego nokturnu: żeby dotrzeć do Rejwachu, znaleźć Woody'ego i poprosić go, by ją zaprowadził tam, gdzie powinien być Maddox. Czyli pod ziemię.
- Levi... Uważaj na siebie, dobrze? - powiedziała po chwili zawahania, nie wiedząc czy powinna dodawać tak oczywistą, trywialną prośbę, ale nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu kazała mu gdzieś iść i tyle. - Wciąż kręcą tu się tu osoby, które żerują na tej tragedii i mogą... No, robić różne rzeczy.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#9
03.05.2025, 04:38  ✶  
W gruncie rzeczy Leviathan potrafił być porządnym człowiekiem. Dobrym chłopakiem, jak to się mówiło i gdyby mieszkał w kamienicy, to pewnie mówiłby sąsiadom dzień dobry na klatce - póki byliby czystokrwistymi czarodziejami. Cała atmosfera Spalonej Nocy nie tyle wpływała na jego samego bo powiedzmy sobie szczerze, jak mogła skoro jemu i jego rodzinie nic nie było? Kiedy był jedną z osób odpowiedzialnych za całe to zniszczenie? Ale przynajmniej posiadał na tyle emocjonalnej inteligencji by zdawać sobie sprawę z tego, jakie słowa mogły być na miejscu. Może nawet faktycznie było mu szkoda, że musiała przez to przechodzić, bo przecież była czystokrwistą czarownicą. Jego żoną - dobre sobie - nawet jeśli taką niechcianą.

Traversówna nie miała zbytnio okazji poznać go od tej strony, ale przecież do pomocy był skory - tym, którzy na to zasłużyli, którzy posiadali w jakiś sposób jego serce, a ona ściskała je mocno. W ten niechciany, pełen złości sposób, taki który mu się absolutnie nie podobał, ale jednocześnie nie mógł o niej nie myśleć. Była obecna w jego życiu i gdyby poprosiła to faktycznie - wyciągnąłby do niej rękę.

Prawdopodobnie po to, żeby tym samym móc mieć na nią większy wpływ, ale to nie było teraz istotne.

- Oliva e Pozione - powtórzył za nią z zastanowieniem. W środku jednak krzywił się ze zniesmaczeniem, myśląc o tym że musiałby dalej chodzić po Nokturnie szczególnie, że wcale tej okolicy nie znał. - A kiedy już się upewnię? Jak dać ci znać? - zapytał, po tym jak wreszcie kiwnął głową, niby to zgadzając się na taką formę pomocy.
- Ty też - odpowiedział miękko, uśmiechając się delikatnie. - Byłoby przykro, gdyby coś ci się stało.


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#10
13.05.2025, 13:27  ✶  

Nie znała go od tej strony, chociaż zdążyła już zauważyć, że w stosunku do innych osób potrafił być uprzejmy, czuły i ciepły. Podobnie jak i ona. Pech chciał, że żadne z nich nie potrafiło być dla siebie samych tak czułymi, jak potrafili być dla innych ludzi. To było coś zupełnie nowego, co pewnie kazałoby się kobiecie zatrzymać i zastanowić - skąd nagle w Leviathanie taka zmiana? Skąd chęć do pomocy, skąd to złagodzenie rysów i ciepły uśmiech? Lecz znając ją to pewnie uznałaby, że gra. Tak, gra - że próbuje być miły, że chce pomóc bo tak wypada, bo przecież chcąc nie chcąc była kimś, z kim los splótł ich ścieżki na długi, długi czas. I po prostu nie wypadałoby, by teraz kopał leżącego.
- Powiedziałabym, żebyś wysłał sowę, ale... - Faye uniosła wzrok ku niebu. Wciąż było zasnute dymem, gryzącym i czarnym, pnącym się w górę. Skrzywiła się na myśl ile zwierząt zginie przez ten dym. - Mój dom w Dolinie Godryka jest cały. To znaczy: no, prawie cały. Mieszkanie nie zdążyło zająć się ogniem, spalił się tylko parter. Jak tylko sprawdzę co i jak tutaj, wrócę do siebie. Sąsiedzi będą potrzebowali każdej pomocy.
Powiedziała w końcu, z wahaniem. Nie podobała jej się idea zapraszania do siebie Leviathana ale w tej chwili nie było absolutnie żadnej innej opcji. Sowy nie wchodziły w grę, a ona gdy tylko upewni się, że z Maddoxem wszystko okej, to będzie wracać pomagać. Ogień pewnie został już opanowany, ale ile szkód wyrządził po drodze? Zaczynała mieć wyrzuty sumienia, że zabrała tę cholerną wodę.

Gdy dodał, że byłoby przykro, gdyby jej się coś stało, drgnęła. W jej oczach błysnęła podejrzliwość, zmrużyła je nieco, zadzierając głowę tak, by zderzyć swoje spojrzenie z jego spojrzeniem.
- Na pewno wszystko w porządku? Nie uderzyłeś się w głowę? - zapytała z wahaniem i chociaż wielu odebrałoby te słowa jako złośliwe, to... W jej tonie nie było złośliwości: tylko czyste niedowierzanie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (1878), Faye Travers (1660), Pan Losu (66)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa