Beltane. Święto na które wszyscy czekali. Miało się odbyć już dzisiaj. Wood nie była do końca zadowolona - co to za przyjemność spędzać ten dzień w pracy? Żadna, ale jak mus, to mus - trzeba zacisnąć zęby i jakoś doczekać do końca dyżuru. Wood przyodziała rano swój mundur, zaplotła rude włosy w dwa warkocze, żeby jej nie przeszkadzały, zjadła lekkie śniadanie i wyszła z domu.
Na polanie pojawiła się oczywiście na miotle - był to jedyny środek transportu, jaki akceptowała. Nie do końca wiedziała, czego się spodziewać. Po ostatnim spotkaniu ze swoimi współpracownikami pozostał jej niesmak - w końcu nie przywykła do tego, żeby ludzie w pracy traktowali się jawnie w ten sposób. Rozumiała, że nie wszyscy muszą się lubić - nie ma w tym nic złego. Jednak przy współpracownikach jednak warto trzymać język za zębami.
Zaparkowała miotłę na parkingu dla mioteł i wyruszyła na poszukiwania swojego partnera podczas patroli. Miał to być Orion Bulstrode - z tego, co zostało jej przekazane. Na całe szczęście nie musiała jednak iść z tym starym dziadem, który został jej przydzielony na początku. Miała wrażenie, że gdyby się odwróciła to byłby w stanie jej rzucić zaklęcie w plecy. Bulstrode był dla niej obcy - jednak nie sądziła, że mogłaby trafić gorzej niż Rookwood, także nawet się cieszyła. Zmiana jej się spodobała. Oczywiście, że wolałaby patrolować z Brenną, w końcu to ona była jej partnerką na co dzień, mimo krótkiego staży w brygadzie naprawdę ją polubiła i miała wrażenie, że Longbottom naprawdę daje jej się możliwość wykazać i nie traktuje jej z pogardą. Każdemu życzyłaby takiego mentora. No, ale nie zawsze można pracować z jedną osobą, miała tego świadomość.
Dostrzegła mężczyznę. Orion Bulstrode - wiedziała, jak wygląda, nie znała go jednak osobiście. Podeszła więc do niego i wyciągnęła rękę. - Heather Wood, miło mi Pana poznać, chyba dzisiaj pracujemy razem. - Posłała mu ciepły uśmiech na przywitanie. Niech się dzieje wola nieba.
!patrole3