16.03.2023, 02:23 ✶
Czy Longbottomów byłoby stać na zakup ogromnego statku? Pewnie tak, byli dosyć zamożnym rodem, który nie musiał martwić się o pieniądze. Sęk w tym, że Dani utrzymywała się głównie z pracy w Mungu, a do fortuny rodzinnej tak na dobrą sprawę nie miała swobodnego dostępu. W razie naglącej potrzeby, bo takie również się zdarzały, nie było większych problemów z pożyczeniem pieniędzy na wieczne nieoddanie - ani Erik ani Brenna nie rozliczali jej co do galeona. Czy zakup ogromnego statku zostałby uznany za naglącą potrzebę? Zdecydowanie nie. Ale obserwowanie reakcji jej kuzynostwa, gdy przedstawia swój najnowszy pomysł to coś, co chętnie by obejrzała.
Słysząc pochwałę z ust Samuela, uśmiechnęła się delikatnie i z wyraźnym zakłopotaniem na moment spuściła wzrok.
- Kiedyś też nie miałeś doświadczenia w budowaniu świstoklików.- zauważyła, nawiązując do jego zmartwienia, czy oby na pewno da radę zbudować łódź. - Teraz mógłbyś je tworzyć z zamkniętymi oczami i związanymi rękoma, a i tak byłyby lepsze od tych, które można dostać na Pokątnej.- dodała, a kącik jej ust uniósł się lekko. Nawet do głowy by jej nie przyszło, że zdarzało mu się wątpić we własne umiejętności.
Niby nasz pomysł, ale w sumie to nie, nie pozwolę Ci się ubrudzić. Pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą i z teatralnym westchnięciem zagrodziła mu drogę tak, że musiał się zatrzymać - w przeciwnym razie by na nią wpadł.
- Sammy, z całego serca doceniam twoją troskę, ale jeżeli mamy pracować nad tym razem, nie możesz najfajniejszej części rezerwować wyłącznie da siebie. Poza tym, ja naprawdę nie boję się pobrudzić. - za kogo on ją miał? Miała ochotę przypomnieć mu, że jako uzdrowicielka niejednokrotnie ubrudziła się znacznie gorszymi substancjami, więc smar nieszczególnie robił na niej wrażenie. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Umowa stoi? Obiecuję, że spróbuję niczego nie popsuć!
Carrow nie był zamieszany w stopniowo narastający konflikt, a ona nie zamierzała go w niego wciągać. Pomimo dobrego nastroju i uśmiechu, który właściwie przez większość czasu nie schodził z jej twarzy, miała z tyłu głowy ciążącą myśl, że nadejście zmierzchu może być katastrofalne w skutkach. Do tego czasu Carrow musiał opuścić teren Beltane - jeszcze nie wiedziała w jaki subtelny sposób go do tego nakłonić.
Podsunęła w jego kierunku pejczyk.
- Trzymaj. Ty na pewno będziesz wiedział, co z nim zrobić.- odezwała się. Z przymrużeniem oka obserwowała go, gdy przyłożył perukę. Szybko i zbyt energicznie potrząsnęła głową. - Po stokroć lepiej Ci w blondzie. W tej rudości wyglądasz jak...- pstryknęła kilkukrotnie palcami, jakby starała się przypomnieć sobie, z kim kojarzą jej się te włosy. Machnęła jednak ręką.
- Dołączymy ją do stracha na wróble. Znaczy mewy. Nie wiem, czy na statkach takie są potrzebne, ale pewnie tak. - oznajmiła; kiedy uświadomiła sobie jak głupio to zabrzmiało, nie powstrzymała wybuchu śmiechu. - To... gdzie teraz idziemy? - wyraźnie się ożywiła.
Słysząc pochwałę z ust Samuela, uśmiechnęła się delikatnie i z wyraźnym zakłopotaniem na moment spuściła wzrok.
- Kiedyś też nie miałeś doświadczenia w budowaniu świstoklików.- zauważyła, nawiązując do jego zmartwienia, czy oby na pewno da radę zbudować łódź. - Teraz mógłbyś je tworzyć z zamkniętymi oczami i związanymi rękoma, a i tak byłyby lepsze od tych, które można dostać na Pokątnej.- dodała, a kącik jej ust uniósł się lekko. Nawet do głowy by jej nie przyszło, że zdarzało mu się wątpić we własne umiejętności.
Niby nasz pomysł, ale w sumie to nie, nie pozwolę Ci się ubrudzić. Pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą i z teatralnym westchnięciem zagrodziła mu drogę tak, że musiał się zatrzymać - w przeciwnym razie by na nią wpadł.
- Sammy, z całego serca doceniam twoją troskę, ale jeżeli mamy pracować nad tym razem, nie możesz najfajniejszej części rezerwować wyłącznie da siebie. Poza tym, ja naprawdę nie boję się pobrudzić. - za kogo on ją miał? Miała ochotę przypomnieć mu, że jako uzdrowicielka niejednokrotnie ubrudziła się znacznie gorszymi substancjami, więc smar nieszczególnie robił na niej wrażenie. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Umowa stoi? Obiecuję, że spróbuję niczego nie popsuć!
Carrow nie był zamieszany w stopniowo narastający konflikt, a ona nie zamierzała go w niego wciągać. Pomimo dobrego nastroju i uśmiechu, który właściwie przez większość czasu nie schodził z jej twarzy, miała z tyłu głowy ciążącą myśl, że nadejście zmierzchu może być katastrofalne w skutkach. Do tego czasu Carrow musiał opuścić teren Beltane - jeszcze nie wiedziała w jaki subtelny sposób go do tego nakłonić.
Podsunęła w jego kierunku pejczyk.
- Trzymaj. Ty na pewno będziesz wiedział, co z nim zrobić.- odezwała się. Z przymrużeniem oka obserwowała go, gdy przyłożył perukę. Szybko i zbyt energicznie potrząsnęła głową. - Po stokroć lepiej Ci w blondzie. W tej rudości wyglądasz jak...- pstryknęła kilkukrotnie palcami, jakby starała się przypomnieć sobie, z kim kojarzą jej się te włosy. Machnęła jednak ręką.
- Dołączymy ją do stracha na wróble. Znaczy mewy. Nie wiem, czy na statkach takie są potrzebne, ale pewnie tak. - oznajmiła; kiedy uświadomiła sobie jak głupio to zabrzmiało, nie powstrzymała wybuchu śmiechu. - To... gdzie teraz idziemy? - wyraźnie się ożywiła.