16.03.2023, 13:22 ✶
Daisy znowu się uśmiechnęła, tym razem z ulgą. Ludzie nie zawsze dobrze reagowali, gdy robiła im zdjęcia, lub próbowała przeprowadzić wywiad. Czasami w ogóle źle reagowali, jakby nie rozumieli, że była dziennikarką i po prostu wykonywała swoją pracę najlepiej jak potrafiła.
Miło było wiedzieć, że przynajmniej Martin nie należał do tej nieprzyjemnej grupy. Nie przeszkadzało jej, że odpowiadał cicho czy nieśmiale. Najważniejsze, że na nią patrzył i prowadził z nią konwersację.
Wyciągnęła rękę by popatrzeć na niebieskie motyle. Uniosła brwi skonsternowana i zachwycona jednocześnie. Najwidoczniej można było wylosować różne pierścionki i jakaś jej część najchętniej zmarnowałaby kolejne kilka sykli, by mieć je wszystkie. A potem ściągnęła aparat z szyi i podała go Martinowi.
- O, tu możesz poprawić ostrość – poinstruowała. – Światło jest coraz słabsze. To może chwilę zająć. Nie bój się zrobić kilka. Będzie z czego wybierać.
A potem ustawiła się do fotografii. Spojrzała wprost w obiektyw, ustawiając palce w geście Victorii. Zaczekała aż zrobił jej zdjęcie (albo kilka) a potem odebrała aparat.
- Masz ochotę przejść się ze mną? O ile nie będzie ci przeszkadzało, że będę robić zdjęcia mijanym ludziom i straganom. Prorok Codzienny oczekuje fotorelacji. Wiesz, to jednak strasznie ważne święto – paplała, prowadząc Martina w stronę loterii.
W międzyczasie, przystawała, robiła zdjęcie, a jeśli ktoś próbował reagować, machała mu przed twarzą plakietką z akredytacją dziennikarską (a na niej napisane było: Daisy Lokchart, fotoreporter i dziennikarka). Daisy miała zaskakującą zdolność, że gdy kimś się interesowała, patrzyła na tę osobę, jakby była całym jej światem, kompletnie ignorując obecność innych.
- Uwielbiam loterię. Ciekawe co uda mi się wygrać…
Miło było wiedzieć, że przynajmniej Martin nie należał do tej nieprzyjemnej grupy. Nie przeszkadzało jej, że odpowiadał cicho czy nieśmiale. Najważniejsze, że na nią patrzył i prowadził z nią konwersację.
Wyciągnęła rękę by popatrzeć na niebieskie motyle. Uniosła brwi skonsternowana i zachwycona jednocześnie. Najwidoczniej można było wylosować różne pierścionki i jakaś jej część najchętniej zmarnowałaby kolejne kilka sykli, by mieć je wszystkie. A potem ściągnęła aparat z szyi i podała go Martinowi.
- O, tu możesz poprawić ostrość – poinstruowała. – Światło jest coraz słabsze. To może chwilę zająć. Nie bój się zrobić kilka. Będzie z czego wybierać.
A potem ustawiła się do fotografii. Spojrzała wprost w obiektyw, ustawiając palce w geście Victorii. Zaczekała aż zrobił jej zdjęcie (albo kilka) a potem odebrała aparat.
- Masz ochotę przejść się ze mną? O ile nie będzie ci przeszkadzało, że będę robić zdjęcia mijanym ludziom i straganom. Prorok Codzienny oczekuje fotorelacji. Wiesz, to jednak strasznie ważne święto – paplała, prowadząc Martina w stronę loterii.
W międzyczasie, przystawała, robiła zdjęcie, a jeśli ktoś próbował reagować, machała mu przed twarzą plakietką z akredytacją dziennikarską (a na niej napisane było: Daisy Lokchart, fotoreporter i dziennikarka). Daisy miała zaskakującą zdolność, że gdy kimś się interesowała, patrzyła na tę osobę, jakby była całym jej światem, kompletnie ignorując obecność innych.
- Uwielbiam loterię. Ciekawe co uda mi się wygrać…
!goblin