17.03.2023, 15:00 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.03.2023, 15:01 przez Danielle Longbottom.)
Bez większego namysłu wsunęła wylosowany pierścionek na palec; efekt był olśniewający i to dosłownie. Widząc co pierścionek, który wylosował Sami zrobił z jego skórą, roześmiała się. Może faktycznie to był jakiś znak?
- Czy przypadkiem syreny nie były tymi, które swoim śpiewem oczarowywały żeglarzy?- wypaliła w pierwszej chwili, przypominając sobie opowieści o tych pięknych czarujących stworzeniach, przez które o wielu wyprawach słuch zaginął. Jej brew uniosła się, gdy posłała mu zawadiacki uśmiech. - Myślisz, że dałbyś radę tak mnie zahipnotyzować?
Temat mugolskich wynalazków zdecydowanie podpasował Samuelowi - była pewna, że dostrzegła błysk w jego oku, gdy z zachwytem zaczął opowiadać o tych strasznych, metalowych maszynach. Rzadko kiedy spotykało się czarodziejów tak żywo zainteresowanych tym tematem. Może faktycznie te całe samochody nie były takie przerażające? Kiedy poprosił ją o to, by dochowała tajemnicy, tylko przez moment się zawahała - Sami był typem dobrego chłopaka, więc raczej nie uraczyłby jej jakąś brudną tajemnicą, z której ciężarem musiałaby żyć, a i przy okazji odciąć sobie język, by nie wygadać się kuzynostwu, w końcu obiecała milczenie.
- Nawet naszym psiakom? - upewniła się. Jak większość normalnych ludzi, prowadziła długie monologi z mieszkającymi w posiadłości zwierzętami. - No dobra. Zabiorę twoją tajemnicę do grobu! - dodała, wyciągając mały palec by uścisnąć jego na znak zawartej umowy.
Tajemnica Samuela była zaskakująca, bardzo. Dani uniosła brwi i przez moment wpatrywała się w niego z otwartymi ustami.
- Wkręcasz mnie, prawda? Nie wierzę Ci. Robisz sobie ze mnie żarty. - oświadczyła w pierwszej chwili. Dosyć szybko jej twarz rozpromieniła się. - Poważnie? Jak to możliwe? Przecież prowadzenie czegoś takiego musi być trudniejsze od latania na miotle. Te wszystkie znaki, linie, inne auta na drodze, guziki, przekrętła... - wymieniała wszystko to, co w jej oczach wydawało się być przerażające.
- Samuelu Carrow, jesteś bardziej szalony i odważniejszy od całej mojej rodziny razem wziętej. A jest to nie lada osiągnięcie .- oznajmiła mu. Na propozycję wycieczki, bez absolutnie żadnego zawahania pokiwała energicznie głową. Czyżby umawianie się z Carrowem wiązało się z wycieczkami różnego typu? Statek, samochód... Jeszcze tylko latający dywan i będzie komplet.
Po chwili do jej nozdrzy dotarł jeden z najpiękniejszych zapachów jakie istniały. Amortencja? Nie, to tylko stoisko Nory i jej wypieków.
- Czujesz? - posłała Samowi porozumiewawcze spojrzenie. - Poczekaj chwilę, zaraz coś dla nas przyniosę... - dodała szybko, nim kierowana zapachami wylądowała tuż przy stoisku z wypiekami. Wzięła głęboki wdech, rozkoszując się aromatami unoszącymi w powietrzu.
- Nora, brak mi słów. Twoje wypieki chyba nigdy mi się nie znudzą. - przywitała blondynkę, wodząc wzrokiem po stoisku. Jeżeli miała kupić wszystko na co tylko miała ochotę, nie starczyłoby jej rąk. Nic dziwnego, że stoisko Figg było licznie obleganym miejscem. W tej grupie ludzi dostrzegła twarz, którą całkiem dobrze znała.
- Dobry wybór. - odezwała się z nienacka, lekkim ruchem podbródka wskazując na trzymane przez Ulyssesa muffinki. Posłała mu wesoły, szczery uśmiech. Mężczyzna jak zawsze wyglądał na do bólu opanowanego i poważnego -jakoś nie dziwiło ją, że nawet w trakcie Beltane tak jest. A ona? Ona miała wetkniętego żółtego tulipana za ucho.
- Chociaż osobiście moim faworytem są... - stanęła na palcach, starając się dostrzec to, na czym najbardziej jej zależało. - O, tamte pączki! Próbowałeś ich? Na potwowrszenie moich słów mogę dodać, że przez bity tydzień jadłam je na każde śniadanie i dalej mi się nie znudziły. - nawijała, jak to miała w zwyczaju. Nawet, jeżeli Ulyssesa nieszczególnie interesowała historia jej życia. - I cześć Ulli, dobrze wyglądasz. - dodała, bo w całym zachwycie nad wypiekami zapomniała się przywitać
!pierwszy koszyk
!ciastko z kwiatkiem
- Czy przypadkiem syreny nie były tymi, które swoim śpiewem oczarowywały żeglarzy?- wypaliła w pierwszej chwili, przypominając sobie opowieści o tych pięknych czarujących stworzeniach, przez które o wielu wyprawach słuch zaginął. Jej brew uniosła się, gdy posłała mu zawadiacki uśmiech. - Myślisz, że dałbyś radę tak mnie zahipnotyzować?
Temat mugolskich wynalazków zdecydowanie podpasował Samuelowi - była pewna, że dostrzegła błysk w jego oku, gdy z zachwytem zaczął opowiadać o tych strasznych, metalowych maszynach. Rzadko kiedy spotykało się czarodziejów tak żywo zainteresowanych tym tematem. Może faktycznie te całe samochody nie były takie przerażające? Kiedy poprosił ją o to, by dochowała tajemnicy, tylko przez moment się zawahała - Sami był typem dobrego chłopaka, więc raczej nie uraczyłby jej jakąś brudną tajemnicą, z której ciężarem musiałaby żyć, a i przy okazji odciąć sobie język, by nie wygadać się kuzynostwu, w końcu obiecała milczenie.
- Nawet naszym psiakom? - upewniła się. Jak większość normalnych ludzi, prowadziła długie monologi z mieszkającymi w posiadłości zwierzętami. - No dobra. Zabiorę twoją tajemnicę do grobu! - dodała, wyciągając mały palec by uścisnąć jego na znak zawartej umowy.
Tajemnica Samuela była zaskakująca, bardzo. Dani uniosła brwi i przez moment wpatrywała się w niego z otwartymi ustami.
- Wkręcasz mnie, prawda? Nie wierzę Ci. Robisz sobie ze mnie żarty. - oświadczyła w pierwszej chwili. Dosyć szybko jej twarz rozpromieniła się. - Poważnie? Jak to możliwe? Przecież prowadzenie czegoś takiego musi być trudniejsze od latania na miotle. Te wszystkie znaki, linie, inne auta na drodze, guziki, przekrętła... - wymieniała wszystko to, co w jej oczach wydawało się być przerażające.
- Samuelu Carrow, jesteś bardziej szalony i odważniejszy od całej mojej rodziny razem wziętej. A jest to nie lada osiągnięcie .- oznajmiła mu. Na propozycję wycieczki, bez absolutnie żadnego zawahania pokiwała energicznie głową. Czyżby umawianie się z Carrowem wiązało się z wycieczkami różnego typu? Statek, samochód... Jeszcze tylko latający dywan i będzie komplet.
Po chwili do jej nozdrzy dotarł jeden z najpiękniejszych zapachów jakie istniały. Amortencja? Nie, to tylko stoisko Nory i jej wypieków.
- Czujesz? - posłała Samowi porozumiewawcze spojrzenie. - Poczekaj chwilę, zaraz coś dla nas przyniosę... - dodała szybko, nim kierowana zapachami wylądowała tuż przy stoisku z wypiekami. Wzięła głęboki wdech, rozkoszując się aromatami unoszącymi w powietrzu.
- Nora, brak mi słów. Twoje wypieki chyba nigdy mi się nie znudzą. - przywitała blondynkę, wodząc wzrokiem po stoisku. Jeżeli miała kupić wszystko na co tylko miała ochotę, nie starczyłoby jej rąk. Nic dziwnego, że stoisko Figg było licznie obleganym miejscem. W tej grupie ludzi dostrzegła twarz, którą całkiem dobrze znała.
- Dobry wybór. - odezwała się z nienacka, lekkim ruchem podbródka wskazując na trzymane przez Ulyssesa muffinki. Posłała mu wesoły, szczery uśmiech. Mężczyzna jak zawsze wyglądał na do bólu opanowanego i poważnego -jakoś nie dziwiło ją, że nawet w trakcie Beltane tak jest. A ona? Ona miała wetkniętego żółtego tulipana za ucho.
- Chociaż osobiście moim faworytem są... - stanęła na palcach, starając się dostrzec to, na czym najbardziej jej zależało. - O, tamte pączki! Próbowałeś ich? Na potwowrszenie moich słów mogę dodać, że przez bity tydzień jadłam je na każde śniadanie i dalej mi się nie znudziły. - nawijała, jak to miała w zwyczaju. Nawet, jeżeli Ulyssesa nieszczególnie interesowała historia jej życia. - I cześć Ulli, dobrze wyglądasz. - dodała, bo w całym zachwycie nad wypiekami zapomniała się przywitać
!pierwszy koszyk
!ciastko z kwiatkiem