• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[1969] Marsz Praw Charłaków - Cathal i Victoria

[1969] Marsz Praw Charłaków - Cathal i Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
19.03.2023, 13:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:43 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cathal Shafiq - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty, Victoria Lestrange (Pierwsze koty za płoty)

To nie miał być spokojny dzień – a przynajmniej w Ministerstwie od rana było nerwowo. Wszystko dlatego, że na dzisiaj planowano Marsz Praw Charłaków. Zupełnie pomińmy fakt, w którym ta cała manifestacja nie była na rękę Ministerstwu, które od lat, albo bardziej od zawsze ignorowało problemy, z jakimi borykały się osoby urodzone w magicznych rodzinach, jednak nie przejawiające w sobie ani kropli magii – już samo to powinno sprawić, że w Ministerstwie było nerwowo. Ale czekaj, tego jest więcej! Bo spodziewano się, że na każdego protestującego za prawami charłaków, znajdzie się przynajmniej jeden protestujący przeciwko. Przynajmniej! Z prostego wyliczenia wychodziło, że jeden plus jeden równa się problem.

I problem rzeczywiście był.

Czekanie i nerwowa atmosfera się opłaciło, może jakiś jasnowidz to wyśnił, przewidział, cokolwiek, ale dzisiaj kazali zostać na nadgodziny w BUMie i biurze aurorów – tak na wszelki wypadek. Victoria była już jedną nogą na kursie aurorskim, drugą jednak ciągle wspierała Brygadę Uderzeniową jako brygadzistka i… w końcu dostali cynk o zamieszkach. Jak można się było zresztą spodziewać. To i została posłana tam, żeby zrobić porządek, bo już było nieco za późno na jego utrzymanie, skoro ludzie do tego oddelegowani ewidentnie zawiedli. Zresztą nic dziwnego – złość i nienawiść były doskonałym napędem do tego, żeby zacząć ciskać w siebie paskudnymi zaklęciami, nie zważając przy tym na bezpieczeństwo tych, którzy znaleźli się tam przypadkiem, ani na to, że po wszystkim może nam przysługiwać całkiem niemilutka cela w Ministerstwie. Albo, że wylądujemy w Mungu.

Chwilę to trwało, nim udało się opanować sytuację na tyle, by nie trzeba było używać na zmianę Protego, Expelliarmus i Finite. Najgorsze było już za nimi, choć daleko było do całkowitego spokoju i przegonienia wszystkich ludzi. Niektórzy leżeli na ulicy, niektórzy siedzieli, krwawili, pomagali im uzdrowiciele. Victoria na przykład, z rozwianym włosem, bo kilka kosmyków wyrwało się z jej grubego warkocza zaplecionego na modłę francuską, zarumieniona od emocji, adrenaliny i ruchu, kończyła właśnie zakładać kajdanki na dłonie jakiegoś czarodzieja.

- Chyba nie było warto, co? Może następnym razem pomyśli dwa razy – mówiła do niego i z tymi słowami przekazała go swojemu koledze, który miał go zabrać… stąd.

Lestrange westchnęła, przejechała wierzchem dłoni po czole i rozejrzała się po okolicy, próbując w tych kilku sekundach znaleźć wytchnienie by nabrać sił na dalszą pracę. Za którą zresztą właśnie się rozglądała – zastanawiając się gdzie teraz podejść.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#2
19.03.2023, 15:32  ✶  
Cathal nie miał pojęcia, że tego dnia będzie organizowany Marsz Charłaków. Ba, jeszcze tydzień temu nie wiedział, że tego dnia będzie w Anglii.
Śmierć ciotki, wdowy po wuju Nolanie, dość nieoczekiwany spadek (nie setki galeonów, te przeszły na ich wnuka, za to coś w rodzie Shafiqów znacznie bardziej cenione: rezultaty prac badawczych oraz kilka eksponatów) oraz parę innych pilnych spraw sprawiły jednak, że Shafiq w błyskawicznym tempie musiał załatwić kilka spraw. Podróż do Anglii objęła trzy teleportacje, dwa świstokliki i jeden przejazd pociągiem i w sumie zajęła mu jakieś pięć godzin. I w to jakże piękne popołudnie, które zakończyło się puszczaniem zaklęć, krwią, pożogą i innymi atrakcjami, Cathal u boku dziesięcioletniego wnuka Nolana i Estery, szedł Pokątną ku Horyzontalnej – gdzie w posiadłości rodowej miały zostać ustalone ostatnie szczegóły jutrzejszego pogrzebu.
Tyle że najpierw wpadli w tłum, a potem wokół fruwały zaklęcia.
Shafiq mógłby się teleportować. Do diaska, miał ochotę. Musiał przywyknąć do przebywania czasem w tłumie, ale wciąż tego nie lubił, a w tym wypadku to był tłum z gatunku tych morderczych. Ludzie go potrącali, wokół rozbrzmiewały krzyki, fruwały zaklęcia, raz Cathal złapał jakąś upadającą kobietę, innym razem drętwota śmignęła mu tuż koło ucha, i wszystko to zapisywało się na zawsze w jego pamięci. Został jednak. Nie z powodu poczucia obowiązków czy sympatii wobec charłaków, którzy pozostawali mu równie obojętni, co mugole, mijani na egipskich bazarach albo londyńskich ulicach.
W tym tłumie był jego krewny. Wnuk Nolana. Fala ludzi rozdzieliła ich, a potem jeden czarodziej rzucił zaklęcie w tłumie, i ostatni moment, gdy Shafiq widział chłopaka, to był ten, kiedy jakiś inny czarodziej odciągał go na bok, zanim wszystko błysnęło…
A nawet gdyby Cathal nie czuł się w obowiązku próbować wyłowić chłopca z tłumu, doskonale wiedział, za jak podejrzane uznano by jego stratowanie akurat, gdy przebywał pod opieką wujka Cathala. Wujka Cathala, który, czystym przypadkiem, był potencjalnym spadkobiercą majątku wuja, gdyby Lorentesowi coś się stało. Kto uwierzy, że Shafiq nie poprowadził go Pokątną celowo? Że nie miał pojęcia o tym cholernym marszu, o którym trąbiły wszystkie gazety…?
Dlatego był w tłumie. A potem, kiedy główna fala się przetoczyła, i wokół zostali głównie ranni, zagubieni oraz ci aresztowywani, Cathal ciągle biegał po Pokątnej. Gdzieś w międzyczasie dostał czyimś łokciem, potem różdżką, a wreszcie zderzył się ze ścianą, więc obecnie paradował z modnie rozciętą wargą i twarzą zalaną krwią z rozciętego łuku brwiowego.
- Loren! – krzyknął, po czym jego wzrok padł na Victorię i mężczyznę, którego właśnie aresztowywała.
Cathal nie zapominał twarzy. Nie zapominał niczego. I ta twarz mignęła mu w tłumie: czarodziej złapał jego kuzyna i pociągnął, a potem wybuchło zaklęcie. Teraz go aresztowywano…
Nie dbając o to, że tuż obok jest dwóch Brygadzistów, Cathal rzucił się do przodu z furią.
- Gdzie jest dzieciak, ty sukinsynu?!
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
20.03.2023, 21:34  ✶  

Może nie było to oczywiste, kiedy spoglądało się na Victorię, na jej chłodną powierzchowność, w której rzadko kiedy odbijały się jakieś uczucia, ale była kobietą pasji i czynu, która nie lubiła siedzieć w miejscu. Która lubiła, kiedy coś się dzieje, kiedy dzień miała zapełniony od rana do nocy, kiedy widziała, że jej praca do czegoś się przyczynia. Jej często zblazowana, może zdystansowania mina nijak miała się do tego, co działo się w środku. To był ten przykład osoby, która na pierwszy rzut oka wydaje się być zupełnie inna, niż odkrywało się po bliższym poznaniu. Tak jak teraz – wydawała się zmęczona, znudzona, jakby bardzo chciała już po prostu wrócić do domu. Ale prawdę powiedziawszy… czuła, że jest tutaj praca do wykonania i o żadnym wygodnym fotelu wcale teraz nie myślała.

Szczerze myślała, że sprawę z tym czarodziejem mają już skończoną; zakuty w kajdanki, odprowadzany na bok… I wtedy z tłumu wbiegł na niego, nie zważając w ogóle na dwójkę brygadzistów, postawny, naprawdę wysoki mężczyzna. Całe szczęście, że Victoria miała już ręce wolne, bo nie wahała się, kiedy sięgnęła po swoją ciemną różdżkę, teraz wycelowaną prosto w Cathala.

- Ręce przy sobie, albo inaczej porozmawiamy – krzyknęła ostrzegawczo. W tym samym czasie jej kolega pchnął Cathala, by rozdzielić jego i tego drugiego, odsuwając faceta w kajdankach na bok.

- Odpierdol się, zjebie! – krzyknął w tym czasie atakowany, który został pozbawiony różdżki i ewidentnie nie miał się jak bronić przed nagłym atakiem.

- Spokój! – krzyknęła Victoria i wtedy dotarło do niej znaczenie słów, jakie wykrzyczał mężczyzna, kiedy rzucił się na swojego… rywala. Przeciwnika. - Jaki dzieciak? Proszę się uspokoić i wyjaśnić o co chodzi – dodała, nie opuszczając wycelowanej w blondyna różdżki, taksując go chłodnym spojrzeniem. A przynajmniej mogło się wydawać chłodne – a było po prostu neutralne. - Bez rękoczynów – przypomniała.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#4
21.03.2023, 14:21  ✶  
Cathal niezbyt przejął się ani odepchnięciem, ani nawet tym, że ktoś celował w niego różdżką. Własną już celował w czarodzieja, który kazał się mu odpierdolić. Jakaś jego część pewnie wiedziała, że nie jest zbyt mądre wdawanie się w wielką awanturę z Brygadzistami…
…tylko zupełnie go to nie obchodziło. Normalnie by ich oczywiście unikał, w tej chwili jednak sprawa przedstawiała się inaczej.
- Mój dzieciak – powiedział, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, od którego go oddzielono. Nie dostrzegł spojrzenia Victorii, choć pozostawał doskonale świadomy, że ta celuje w niego różdżką. Może dlatego ostatecznie opuścił swoją własną. A może tylko obudził się rozsądek i podpowiedział, że nawet jeżeli to Cathal będzie szybszy, nie odzyska dzięki temu kuzyna. – Odciągnął go ode mnie w tłumie, a potem rąbnęło zaklęcie.
Nawet Shafiq mógłby myśleć, że po prostu czarodziej próbował uratować chłopca, ale czy w takim wypadku teraz zostałby aresztowany? Musiał przecież coś zrobić, kogoś zaatakować, skoro miał na sobie kajdanki. Gdyby Brygada aresztowywała przypadkowe osoby z tłumu, zabrakłoby im cel – i w siedzibie Brygady, i w Azkabanie.
– Dziesięć lat. Ciemne włosy. Ciemna karnacja. Brązowe oczy. Metr czterdzieści pięć wzrostu. Pieprzyk pod okiem. Miał na sobie zieloną szatę. Rozdzielono nas na wysokości sklepu Ollivanderów – dodał jeszcze, bo właściwie może zgarnęli tego mężczyznę, to dostrzegli gdzieś Lorena. Przy okazji opis, jak na „jego dzieciaka”, nie do końca pasował – bo Cathal był jasnowłosy, jasnooki, i tylko skórę miał ciemną, mocno kontrastującą z resztą, ale to akurat było skutkiem egipskiego słońca, które także sprawiło, że jego z natury blond włosy jeszcze bardziej pojaśniały. Ale żadna tajemnica: Cathal po prostu wdał się w matkę z Gauntów, a i jego ojciec, nie miał aż tak ciemnego typu urody, jak jego brat, bo ten pierwszy przypominał nieco rodzicielkę z domu Blacków, a ten drugi był niemalże kopią ojca.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
23.03.2023, 22:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.03.2023, 22:51 przez Victoria Lestrange.)  

Byli tutaj, by zaprowadzić porządek i Victoria z pewnością nie zamierzała się patyczkować z nikim, kto ten spokój, wątpliwy bo wątpliwy, bo dopiero osiągany, zakłóca. Czy to był facet w kajdankach, w większości już spacyfikowany, czy wielki facet, który się rzucił na kogoś, kto nie mógł się nawet bronić. A może przede wszystkim ktoś taki…?

- Gdyby nie ja, to smarkacz już by nie żył, dupku – warknął ten drugi, ewidentnie niezadowolony, że atakują go i zakuwają w kajdany, a przecież… och jest na pewno niewinny. Ale za niewinność nikogo przecież nie zakuwano.  Dla Victorii to było kilka słów za dużo i na moment, ta różdżka, którą celowała w Cathala (który zdążył już opuścić swoją), przesunęła się – i to całkiem szybko – na facecika, który zdążył już jej zadziałać na nerwy. Wystarczyło zgrabne i wprawne machniecie różdżką, a jego kolejne słowa, najpewniej wyzwiska w kierunku Shafiqa, utonęły w jego gardle, bo jego usta… po prostu zniknęły.

- No. Tak lepiej. Jack, odprowadzisz pana na bok? Załatwię to sama – zwróciła się do kolegi i Cathal miał jej pełną uwagę. Coś w niej drgnęło nieco wcześniej, kiedy w ogóle usłyszała coś o dzieciaku, teraz zaś dochodziło to, że pewnie mężczyzna szukał swojego syna. Jego zachowanie było więc całkowicie zrozumiałe. - Przy panu… - Victoria zawahała się na moment i zmarszczyła brwi, po czym po prostu kiwnęła głową w kierunku odciąganego na bok typka. - Nie było żadnego dzieciaka. Wdał się w bójkę z kim innym. Ale z pewnością nie było tam nikogo pasującego do pańskiego opisu… - skoro Cathal opuścił różdżkę to i ta jej nie była w niego wycelowana, ale miała ją ciągle w gotowości. - Kiedy dokładnie został pan rozdzielony z synem? Ile minut temu? – zapytała, chcąc znać ramy czasowe, by wiedzieć o jak dawnej sytuacji w ogóle rozmawiają. Bo tak, zamierzała pomóc. Przecież nie zostawi tak sprawy dziecka, prawda? Mogła się wydawać zimna, może nawet sukowata, ale nie zamierzała odmówić pomocy ojcu w potrzebie. Ojcu… No opis nie przypominał Cathala, ale to przecież o niczym nie świadczyło. Chłopiec mógł się przecież wdać w matkę. - Proszę za mną. Jaka jest pańska godność? – Victoria planowała podejść do stacjonujących nieopodal medyków, może oni będą wiedzieli nieco więcej, ale sama też już od tego momentu zaczęła się rozglądać za dzieciakiem pasującym do opisu. Swoją drogą opis ten został przez mężczyznę wyrecytowany bardzo… skrupulatnie. Książkowo wręcz. Spanikowani rodzice rzadko kiedy byli przy tym tak skupieni i dokładni, często trzeba było zadawać im pomocnicze pytania, a tutaj Victoria nie musiała pytać zupełnie o nic.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#6
23.03.2023, 22:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.03.2023, 22:59 przez Cathal Shafiq.)  
Gdyby wokół nie było tylu Brygadzistów i nie musiał znaleźć pewnego dziesięciolatka, prawdopodobnie nie wytrzymałby i jednak dał mężczyźnie w nos. Cathal należał akurat do tych ludzi, którym niezbyt przeszkadzało, że ofiara jest bezbronna, jeżeli uważali, że zasłużyła sobie na kłopoty. Bo gdyby ten nagle nie postanowił odciągać chłopaka od niego, Shafiq wierzył święcie, że po prostu wyniósłby Lorena z tego tłumu.
Ale informacje o tym, że chłopaka nie było, a człowiek wdał się w bójkę z kimś innym, sugerowały, że chłopiec został rozdzielony i z czym człowiekiem. Nie miało znaczenia, jak ten go nazywał, skoro nie mógł pomóc w znalezieniu chłopca. Czarodziej raczej nie miał czasu gdzieś go umieścić, a potem przyprowadzić z powrotem.
…a jeżeli leżał gdzieś pośród ofiar, zatratowany?
Stratę ust skwitował tylko lekkim uniesieniem brwi, bo jeśli dobrze się orientował, była to klątwa, jakiej nie spodziewałby się po Brygadzistce. Ale też, po prawdzie, był ostatnią osobą, która miałaby komentować wybór akurat takiej metody zamiast silenco.
Jego opis był specyficzny, ale i umysł Cathala działał w niezbyt normalny sposób. W wielu sytuacjach było to zaletą. Na przykład w szkole albo w pracy z łatwością przyswajał informacje. W innych – mogło przeszkadzać w funkcjonowaniu. Choćby podczas samego marszu, może szybciej zebrałby się w sobie i zaczął szukać Lorena, gdyby nadmiar bodźców nie przytłoczył go na ładnych parę chwil. Teraz też nie od razu odpowiedział Victorii. Mogłoby się wydawać, że jest skołowany, ale tak naprawdę odtwarzał w pamięci każdą sekundę marszu: od chwili, kiedy wpadli w jego środek, zaczęli przebijać się ku Horyzontalnej, zaczęła się panika…
- Na samym początku. Trzy minuty po tym, jak zaczęło się zamieszanie – powiedział, ruszając za Lestrange. – Cathal Shafiq. Chłopak to Loren Shafiq – wyjaśnił jeszcze.
Nazwisko prawdopodobnie było Victorii znane. Nie zetknęli się ze sobą dotąd (inaczej by pamiętał: nie miałby wyboru, musiał pamiętać), na żadnej wielkiej fecie czystokrwistych, zapewne głównie ze względu na różnicę wieku – i na to, że gdy ona kończyła Hogwart, Cathal spędzał już więcej czasu poza granicami kraju. Jego imię dwa czy trzy razy pojawiło się w gazetach przy różnych okazjach, może ten i ów o nim plotkował na salonach, ale zdecydowanie daleko było mu do celebryty.
Rozglądał się, po znajomej ulicy, próbując wytyczyć drogi, jakimi chłopak mógłby wydostać się z tłumu. Myśl o tym, że mógł się nie wydostać – że dołączyć do ofiar… nie, nie chciał jej do siebie dopuścić. Może powinien teleportować się do świętego Munga?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
24.03.2023, 20:38  ✶  
Bylo kilka sposobów na to, jak uciszyć człowieka, ale w obecnej sytuacji Victoria bardzo się nie zastanawiała nad tym, która była jej lepsza. Adrenalina wciąż działała, a facet ją wkurzał. Nie było to też nic, czego nie dało się prosto odwrócić. Nie było tu zresztą od tego, żeby klepać ludzi po główkach, a żeby zapanować nad chaosem, który się wywiązał. Płacili im za skuteczność, a Lestrange zamierzała być właśnie taka: skuteczna.
  Teraz to i Victoria już się zastanawiała, w którą stronę musiał udać się chłopak. Z powrotem? Albo głębiej w tłum? Wiedziała już że koło Ollivanderów rozdzielił ich tamten mężczyzna, a według jego słów, ochronił chłopca przed jakimś zaklęciem. Ciemnowłosa wyobrażała sobie tę scenę w głowie; chaos, hałas, chłopiec idący z ojcem, przeciskanie się przez tłum, unikanie stratowania. Ale w twoich warunkach nietrudno o rozdzielenie się. Błyski. Huki. Ktoś kogoś pociąga, ktoś kogoś popycha i nagle nie wiesz gdzie jest osobą, z którą idziesz obok siebie. Może gdyby Cathal niósł go na rękach… ale najwyraźniej nie niósł. Chłopiec był na to zbyt duży? Czy nie pomyślał? Czy powód był jeszcze inny?
  Kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości to nader konkretne sprecyzowanie czasu, które też dawało do myślenia, ale nic nie powiedziała. Tak samo uniosła tylko wyżej jedną brew, znowu słysząc określenie "chłopak". Teraz już pomyślała, że to nie jest ojciec i syn. Za dużo w tym było "chlopakowania". Tak samo… nie musiał przecież podawać nazwiska zaginionego chłopca, wystarczyło imię. Za to nazwisko właśnie… znała rzecz jasna Shafiqów. To była czystokrwista rodzina i choć samego Cathala nie znała, to jakoś poczuła się bardziej swojsko. Niezależnie od statusu krwi pomogłaby szukać dzieciaka, ale jakoś z rodzinami czystej krwi łatwiej było sympatyzować.
  - Brygadzistka Victoria Lestrange – rzuciła do grupki czarodziejów, do których ich prowadziła – dokładniej to do dwójki medyków i dwójki ich obecnych pacjentów. Tych mniej rannych leczono na miejscu, nie wysyłając od razu do Munga. Kobieta wyciągnęła też swoją odznakę, by pokazać ją, ale szybko ją schowała. - Nie było tu przypadkiem samotnego chłopca? Dziesięć lat, ciemna karnacja, oczy i włosy. W zielonej szacie. Został rozdzielony ze swoim opiekunem – jakoś wydawało jej się, że to określenie jest jednak bardziej bliskie prawdy.
  - Chłopiec? Hmm.. nie, nie było tu żadnego. Nie widziałem też nikogo – odpowiedział mężczyzna w szacie medyka, w pierwszej kolejności wpatrując się jak jastrząb w odznakę Victorii, a następnie w zamyśleniu głaszcząc po brodzie.
  - Ja widziałem jakiegoś chłopca – odparł facet około czterdziestki, który siedział, a nad którym nachylała się druga medyczka, nim syknął, najwyraźniej z bólu.
  - Proszę się przestać wiercić!- upomniała go uzdrowicielka, a Victoria w tym momencie westchnęła ze zniecierpliwieniem.
  - Pasował do opisu? I gdzie? – zwróciła się do mężczyzny.
  - Ta, pasował. Ale nie nazwałbym go samotnym. Myślałem, że schował się ze swoją matką do cukierni, tej najbliżej pracowni z szatami.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#8
25.03.2023, 15:03  ✶  
Konkretyzowanie było czymś, co Cathalowi zdawało się naturalne, a niekoniecznie było takie dla innych. Choć nazwisko podkreślił też z dwóch innych powodów – po pierwsze, Victoria o to pytała, po drugie, nawet jeśli nie uczestniczył w gierkach czystokrwistych, zbyt zajęty siedzeniem w jakimś dole albo grobowcu poza granicami, doskonale wiedział, jak działały. Niejeden Brygadzista czy auror będzie bardziej skłonny szukać jednego z dzieciaków Shafiqów niż chłopca mugolskiej krwi albo małego charłaka.
Drgnął, kiedy usłyszał, że ktoś widział chłopca. Oczywiście: ciemnowłosych, śniadych chłopców, którzy nosili zielone szaty, mogło być w czarodziejskim świecie przynajmniej paru. Ale… starsi od Lorena byli w tej chwili pewnie w szkole, a zapewne niewielu młodszych zabrano w tłum marszu.
- Nie było tu jego matki – powiedział krótko, spoglądając na siedzącego mężczyznę, by zapamiętać jego twarz na później. Na wszelki wypadek. – Dziękuję – rzucił, może do niego, może do Lestrange, może do obojga, a potem obrócił się i ruszył pośpiesznie do cukierni. Może i nie był w kraju od długiego czasu, ale rozkład Pokątnej znał doskonale. Nie oglądał się: nie miał pojęcia, czy Brygadzistka idzie za nim, czy zdecydowała się zająć innymi obowiązkami i w tej chwili nie miało to dla niego znaczenia: liczyło się tylko dostanie się na miejsce.
Istniała całkiem spora szansa, że jakaś przypadkowa czarownica, widząc samotnego chłopca, zabrała go ze sobą do jednego z pobliskich budynków. Jak szacował, prawdopodobieństwo takie stanu rzeczy wynosiło trzy do jednego. Problem właśnie w tym, że pozostawało jeszcze to „jeden”. Marsz został w końcu zaatakowany i kto wie, czy ktoś z atakujących, gdy pojawiła się Brygada, nie złapał chłopca, aby wydać się mniej podejrzanym? Poza tym na ulicach było mnóstwo charłaków, czarodziejów krwi mugolskiej, a często też osób, które przyszły tu nie dlatego, że popierały prawa charłaków, a bo nie podobał się im świat, w którym niektórzy byli uprzywilejowany przez sam fakt swojej czystej krwi. I ci ostatni niekoniecznie byli miłymi ludźmi. A przecież gdy sytuacja się uspokoiła, jeżeli Lorenowi nic nie było, powinien ruszyć ku Horyzontalnej… nie znajdowali się aż tak daleko, aby chłopak tam nie trafił. (Chociaż Cathal mógł go przeceniać. Nie miał w końcu pewności, czy babka i matka nie trzymały go pod kloszem do tego stopnia, że nie wystawiał nosa za drzwi).
Shafiq szarpnął klamkę. Drzwi okazały się zamknięte, pewnie ze względu na całe niedawne zamieszanie, bo właściciele nie chcieli, by wpadło tu za wiele osób, ale nie przeszkodziło to Cathalowi, bo pośpiesznie wypowiedział „alohomora”, pchnął wejście i wszedł do środka.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
31.03.2023, 00:36  ✶  

W momencie, w którym Victoria założyła, że chłopiec jest synem Cathala i to całkiem nagłos, to potwierdzenie nazwiska chłopca nie było konieczne, bo już wiedziała, że chodziło o jakiegoś Shafiqa… to powtórzenie dało jej do myślenia, a po prostu Lestrange miała tendencję do zwracania uwagi na przeróżne szczegóły. Było tak jeszcze w Hogwarcie, a następnie w pracy – zawsze skrupulatna, zawsze obowiązkowa. Niektórzy śmiali się też, że po co chodzić do biblioteki, najlepiej zapytać Victorię Lestrange… Nie miała co prawda pamięci absolutnej, niektóre rzeczy jej umykały, niektórych wcale nie pamiętała, ale sam fakt tego, że lubiła się uczyć i była ciekawa chyba wszystkiego, przypiął jej właśnie taką łatkę.

Kiwnęła mężczyźnie, który podzielił się informacją i Victoria też starała się zapamiętać jego twarz. Zamierzała zrobić jeszcze bardzo krótkie rozpytanie wśród tej grupki, ale Shafiqowi najwyraźniej tyle wystarczyło i się odwrócił i… Na tym mogłaby sprawę zostawić. Pewnie niejeden brygadzista dokładnie tak by zrobił. Ale nie ona, nie. Ciemnowłosa chciała się upewnić, że chłopiec zostanie znaleziony, że potwierdzi, że przyszedł tutaj z Cathalem, a nie jest to jakaś wyjątkowo perfidna próba porwania chłopca, i dopiero wtedy uzna sprawę za doprowadzoną do końca. Dlatego rzuciła bardzo krótkie podziękowanie i ruszyła za wysokim mężczyzną, musząc przebierać nogami, żeby go w ogóle dogonić. A jemu wyraźnie się spieszyło. Na tyle, że nawet nie poczekał na nią i po prostu wtargnął do zamkniętej cukierni, do której ona mogła zażądać dostępu ze względu na bycie z Brygady i tak dalej, i tak dalej…

Ale już miała przygotowaną odznakę, bo gdy Cathal wpadł do środka, ona wlazła tam zaraz za nim, mając już odznakę na wierzchu.

- Spokojnie, Brygada, nic się nie dzieje. Na zewnątrz jest już spokojnie! – rzuciła od progu. Gdyby była taką służbistką, za jaką z jakiegoś powodu brali ją ludzie, to już w tym momencie powinna pewnie aresztować Cathala za to wtargnięcie do cukierni. - Szukamy chłopca – dodała jeszcze i wysunęła się na przód, by zobaczyć… Kobietę w średnim wieku, która z przerażeniem spojrzała na drzwi, Cathala a potem na Victorię, a obok niej zza lady wysunęła się głowa chłopca o śniadej karnacji. Chłopak spojrzał wprost na Cathala, a Victoria teraz czekała na reakcję.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#10
31.03.2023, 09:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.03.2023, 09:47 przez Cathal Shafiq.)  
Cathal uważał, że wykazał się wstrzemięźliwością, opanowaniem oraz poszanowaniem praw obowiązujących w Londynie, ponieważ wszedł do cukierni przez drzwi, a nie razem z drzwiami. To znaczy, raczej nie miał w zwyczaju takich rzeczy (przynajmniej nie na co dzień, bo dwa czy trzy razy w życiu się zdarzyło), ale tym razem chodziło o pewnego dziesięciolatka. Shafiq martwił się o niego, o to, co zrobi z nim jego matka, jeśli chłopca zgubi, a także o to, że cała rodzina uzna, że celowo doprowadził do jego śmierci, by położyć łapę na większej części spadku. W końcu to ich dwóch wyznaczono na spadkobierców.
Z resztą, gdyby go aresztowano, ciotka wyciągnęłaby go w ciągu dwóch godzin. Liczyło się tylko to, by został skuty, kiedy już będzie pewny, że Loren się znalazł, nie wcześniej.
Odetchnął z ulgą, widząc chłopaka, który wychynął za lady. Wyglądał na całego, zdrowego, nie był ranny i prawdopodobnie jednak nie został przez tajemniczą kobietę porwany. Shafiq pochylił się po prostu i wyciągnął ręce, a wtedy Loren rzucił się mu w ramiona.
- Gdzieś ty mi znikł, co?
- Bo ten gość mnie próbował gdzieś pociągnąć i na mnie krzyczał, jak mówiłem że nie chce! – zawołał dzieciak, kiedy został uniesiony (bo chociaż chłopak był już za duży na noszenie na rękach, Cathal miał twardy zamiar nie wypuszczać go, dopóki nie odniesienie go za próg na Horyzontalnej i nie odda w ramiona matki). – Ale kopnąłem go, tak, jak pokazywała ciocia Nell i mnie puścił, i wtedy uciekłem, i schowałem się za koszem na śmieci, a potem ta pani powiedziała, że mogę iść z nią do cukierni…
- …i cukiernia cię przekonała – dokończył Cathal chłodno. – Widzę też, że dostałeś jakieś pączka, bo masz lukier na buzi. Bardzo dobrze, że go kopnąłeś, ale powinieneś był podejść do Brygadzistów, nie iść do cukierni. Nie wolno ci chodzić nigdzie z obcymi.
- Oj… - wymamrotał chłopiec, spuszczając głowę. – Nie powiesz mamie o pączku?
- Nie powiem. Wytrzyj twarz. A teraz zabieramy cię do domu – poinformował, po czym zwrócił spojrzenie ku Victorii, której kiwnął głową. – Dziękuję za pomoc.
I, o ile kobieta nie postanowiła go aresztować, Cathal wyniósł chłopca z cukierni, by potem skierować się ku Alei Horyzontalnej.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (2320), Cathal Shafiq (1938)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa