— Ja nie...
Otarł oczy i z kolejną dozą zdziwienia odkrył słoną wilgoć na twarzy. Może jednak żył? Może coś było z nim nie tak, ale żył? Ale przecież...
Nie było tu miejsca na ale. Z jakiegoś powodu zwrócenie uwagi na łzy oprzytomniło go trochę. Spojrzał na zabandażowaną rękę. Do tego wystarczyło proste zaklęcie, pomyślał. Ale nie wymagał od Aveliny, oprócz bycia mistrzem eliksirów, posiadania także potężnych umiejętności medycznych.
Wyglądał, jakby powoli wracał do normy, chociaż jego twarzy wciąż brakowało charakterystycznego uśmiechu. Niby jeden detal, ale tak bardzo zaburzał całą prezencję.
— Proszę nie mówić o tym nikomu. Bardzo proszę...
Jeśli czarownica się na to zgodzi, był pewny, że nie wyda go Ministerstwu, ani Mungowi, ani nikomu innemu. Tak bardzo się tego obawiał. Czuł, jakby cała przyszłość była teraz w rękach Aveliny. Po tym, jak dopiero co umieścił ją w...
— Oh, panienka Heather! — Westchnął nagle. — Panienka, której wiele zawdzięczam, została poważnie ranna na Beltane. Dowiedziałem się tego dzisiaj i... i idąc tu chciałem spytać też o to. Nie zdążyłem się dowiedzieć, co się jej stało, ale udało mi się zdobyć informacje o Beltane. Bardzo niespodziewane zdarzenie, prawda? Chciałbym jej coś sprezentować, ale nie wiem co...
Wstał z podłogi i otrzepał spodnie.
— Zakładam, że jest pod profesjonalną opieką uzdrowicieli, ale może jest coś, co mogłoby jej pomóc, a nie wchodzi w skład podstawowej opieki zdrowotnej?