• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
1972, Wiosna, 16 kwietnia - Mieszkanie zajęte przez BUM

1972, Wiosna, 16 kwietnia - Mieszkanie zajęte przez BUM
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#1
16.06.2023, 12:38  ✶  
Ponad dziesięć lat czynnej służby nauczyło Moody'ego jednej, wbrew pozorom bardzo ważnej rzeczy – nikt nie lubił dostawać listów z Ministerstwa. Nawet jeżeli nic się nie przeskrobało, to urzędnicza pieczęć zdobiąca kopertę potrafiła wytrącić z równowagi, bo była zwiastunem kłopotów. I nieważnym było, czy zajmowałeś się sklepikarstwem, czy byłeś samym Ministrem Magii, na pewno nie chciałeś dostać listu o tym, że w wynajmowanym przez ciebie mieszkaniu zalęgł się zbir i zostało zajęte na mocy prawa, na tak długo, jak trwać będzie jego rozprawa w Wizengamocie. Nie myślałby o tym wcale, bo co go obchodził nastrój jakiegoś landlorda, ale wystarczyła jedna, drobna rzecz – rubryka z imieniem i nazwiskiem, i nagle sprawa nie potrafiła opuścić go nawet na minutę.

Zawsze się we wszystko dotyczące pracy angażował niesamowicie silnie, nikt więc nie zwrócił uwagi na jego zachowanie, chociaż był tym wyraźnie poruszony. Inni Aurorzy nie mogli wiedzieć, że nie chodzi o sprawę, a obecność na miejscu Eden (której, prawdę mówiąc, nie spodziewał się zastać jeszcze długo, skoro żadne z nich nie raczyło wysłać do siebie listu po balu zorganizowanym przez rodzinę Longbottom). Spotkanie w takich okolicznościach było czymś wyjątkowo... uh, jak dobrać odpowiednie słowo? Nie było to niewygodne, bo to miałoby negatywny wydźwięk, a on (czy powinnam tu dodać – o zgrozo?) cieszył się na jej widok, ale to właśnie było powodem, dlaczego ostatecznie nie odważył się nawiązać z nią regularnego kontaktu. Jej obecność była dobra, wyjątkowa, jakby los dał mu kolejną okazję do naprawienia błędu z przeszłości, ale Alastor wciąż był tak samo nieodpowiedzialnym człowiekiem jak wcześniej. Nie brakowało mu jednak serca, a to serce mu mówiło, że najgorszym co mógłby komuś zrobić, to go do siebie przywiązać, kiedy się ewidentnie do tego typu relacji nie nadawał, nawet jeżeli nie mógł przeskoczyć tego ogarniającego go jak nastolatka uczucia zauroczenia. Nie czuł się tak od Hogwartu, a w Hogwarcie był tak dawno, że nie pamiętał już, ile to lat minęło i zdziwił się, kiedy to wszystko policzył w pamięci.

- Czemu robisz taką dziwną minę? – Zapytała Bridgers, kiedy przekraczali razem próg kamienicy. Zmieszany Alastor odparł, że się po prostu zamyślił. „Tylko się nie zamyśl, jak będziesz otwierał szafki, bo chuj wie, co jeszcze jest tam w środku”. Z niechęcią musiał przyznać jej rację. Tak w tym wszystkim utonął, że sens ich przybycia do tej dzielnicy stracił w jego umyśle na znaczeniu za bardzo jak na kogoś na tym stanowisku. Ostatecznie, przyszedł tutaj do pracy.

Prawda?

Prawda?

Nie był tego taki pewny, kiedy stojąc na klatce trzeciego piętra, usłyszeli, jak na dole otwierają się drzwi. Ktoś wszedł do środka, stawiał na schodach płynące echem, charakterystyczne kroki przywodzące na myśl szpilki, albo przynajmniej buty na lekkim obcasie. Dało się wyczuć z rytmu ich stawiania elegancję. Moody ostatni raz zaciągnął się papierosem, który następnie dogasił o poręcz schodów. Podobnie jak poprzednio, śmiecił.

Kiedy Eden znalazła się już tak wysoko na schodach, żeby zobaczyć ich dwójkę, Alastor stał oparty plecami o ścianę, z rękoma splecionymi na wysokości klatki piersiowej. Uśmiechał się serdecznie, nie zważając na unoszący się wszędzie smród papierosów, do których wszyscy i tak powinni już przywyknąć, bo mimo kampanii antynikotynowych wciąż pozwalano na palenie ich absolutnie wszędzie. Bridgers stała odwrócona plecami do schodów. Była wysoką, szczupłą, odzianą w mundur Brygadzistki kobietą o popielatych włosach i nienaturalnie złotych oczach, być może będących objawem jakiejś choroby. Była w szeregach Brygady dosyć świeżym nabytkiem, nie skojarzyła więc Eden z tym miejscem.

- Pani Lestrange, jak mniemam? Dzień dobry. Florence Bridgers, a to mój dzisiejszy partner Alastor Moody. – Rzuciła w jej kierunku, wyciągając ze skórzanej torby czarną teczkę. – Zanim zdejmę z drzwi taśmę i przejdziemy do pracy, wyjaśnię pani protokół–

- Nie wydaje mi się, żeby to było konieczne – przerwał jej Moody, odklejając się wreszcie od tego bezpiecznego kąta w roku klatki, w którym stał do tej pory. – Ona z tych zasad miała zawsze najlepsze wyniki na testach sprawdzających. – Bridgers zmierzyła go spojrzeniem, kiedy ściągnął z dłoni skórzane rękawice, żeby podać Eden rękę. Po przyjacielsku. – Cześć, Malfoy.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#2
24.06.2023, 01:32  ✶  
Przeklęte Ministerstwo.
Nie wiedzieć czemu, nawet kiedy się zwolnisz, oni i tak za tobą łażą. Dosłownie niczym domokrążcy, zawsze znajdą sposób, żeby odciągnąć cię od codziennych zajęć, a potem dołożyć ci problemów na talerz.
Miała w głębokim poważaniu, komu wynajmuje mieszkania. Mogłaby gościć w swoich progach nawet samego Czarnego Pana; tak długo jak interesant płacił czynsz i nie robił bajzlu, był mile widziany. Toteż kiedy w liście przeczytała, że czarnoksiężnik mieszkał w jednym z jej mieszkań, na głos zapytała kartkę papieru: a co mnie to obchodzi?
Niestety doskonale wiedziała, jakie są procedury i czemu musi się fatygować. Znała je na pamięć i zdawała sobie sprawę, jak niedorzeczne będzie całe przedstawienie. Będzie musiała udawać przejętą i zaskoczoną, bo jeśli poślą pod próg mieszkania jakiegoś świętego nadgorliwego, to może skończyć się tak, że brak zainteresowania sprawą w oczach Eden będzie odebrany jako współudział lub przyzwalanie na czarnomagiczne występki. A ostatnim czego potrzebowała, to zwracanie się z prośbą o pomoc do matki, żeby poruszyła sznurkami w Wizengamocie i zakończyła tę farsę.
Przybyła modnie spóźniona. Nie dlatego, że coś jej wypadło, tylko dlatego, że wybitnie nie chciała tu być. Przed wejściem do kamienicy westchnęła głęboko, po czym wydała z siebie zażenowane jęknięcie. Dopiero wtedy pociągnęła za ciężkie drzwi wejściowe i weszła na klatkę.
Już z dołu poczuła zapach papierosów. Wywróciła oczyma, ale nie połączyła jeszcze woni najtańszego ścierwa z obecnością Moody’ego kilka pięter wyżej. Była zbyt skupiona na trzymaniu się na tyle daleko od poręczy schodów, by impulsywne myśli nie zmusiły jej do skoku przez barierkę.
I wiecie, co było w tym wszystkim najgorsze? Że musiała wejść na trzecie piętro. Bo oczywiście ten frajer nie mógł prowadzić swojej czarnomagicznej działalności na parterze.
Wchodziła powoli, bo nie miała siły wskakiwać co drugi schodek jak za dawnych lat. W tych butach i tak niespecjalnie się dało, więc wycieczka na górę chwilę potrwała. Jedną rękę trzymała w kieszeni garniturowych spodni, drugą przytrzymywała skórzaną teczkę przy swoim boku. Po drodze rozpięła guzik pasującej do spodni pomarańczowej marynarki, bo jakoś po drugim piętrze się zgrzała.
Najpierw zauważyła kobietę; a raczej wieszak na mundur Brygady. Nie miała pojęcia, kto to, ale jeśli miała być szczera - nieszczególnie ją to obchodziło. Nie zatrzymując więc wzroku na niej za długo, rozejrzała się po dalszej części piętra.
Parsknęła cichym śmiechem pod nosem. Oczywiście, że i jego tu przywiało.
- Ten dzień byłby dobry, gdyby mnie tu nie było - odparła na przywitanie brygadzistki, nawet nie siląc się na uśmiech. Otaksowała Florence wzrokiem od góry do dołu, nie poświęcając jej wiele więcej uwagi. Od razu zwróciła wzrok ku Alastorowi, nie mogąc posiąść się z dziwacznego zachwytu, że ze wszystkich dostępnych aurorów, wysłali tu właśnie jego. Jeszcze jedno takie spotkanie i zacznie wierzyć w przeznaczenie albo horoskopy.
- Gdzie diabeł nie może, tam Moody’ego pośle - rzuciła z westchnieniem, unosząc jedną brew i uśmiechając się z przekąsem. Przełożyła teczkę do lewej ręki i podała mu wolną dłoń, ściskając ją mocno. - Cześć, często tutaj przychodzisz? - Cudem powstrzymała się od śmiechu; profesjonalizm na szczęście wygrał w ostatecznym rozrachunku. Odsunęła się nieco, skupiając się na przyniesionej przez siebie teczce.
- A propos naszego ulubionego protokołu - zaczęła, przeszukując dokumenty. Wyjęła z nich list, który otrzymała od Ministerstwa. Zmrużyła oczy, by skupić wzrok na treści; wyglądało na to, że potrzebowała okularów, ale nie miała ich ze sobą. - Poproszę o kopię niniejszego dokumentu oraz pani odznakę - zażądała, spoglądając na Bridgers. W liście obiecali jej, że funkcjonariusze na miejscu się wylegitymują. - Twojej nie chcę - dodała wkrótce, zerkając spod byka na Alastora. - Widziałam ją wielokrotnie i mogę się założyć o galeona, że nadal jest brudna. Zupełnie tak, jak moja klatka po twoim przybyciu. Posprzątaj to - powiedziała, wskazując na peta oraz popiół walające się pod barierką. Nie wyglądała, jakby można było z nią polemizować w tej kwestii.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#3
28.06.2023, 14:44  ✶  
Przeklęte uczucia.

Czy to na pewno wciąż był ten sam on, czy coś z nim jednak było nie tak? Chyba to drugie, bo kiedy tylko Eden otworzyła usta, Moody znowu uśmiechnął się w ten głupi sposób - ten, który od razu pokazuje, że to jest uśmiech pojawiający się na twarzy mimowolnie, nawet gdyby chciało się za wszelką cenę utrzymać jej pokerowy wyraz.

- Ciebie też miło widzieć - skomentował głośno tekst o tym, jak bardzo nie chciała tutaj być, ale nie wziął tego do siebie. W gruncie rzeczy... on też nie chciał tutaj być. Istniało milion o wiele ciekawszych zajęć od przeszukiwania mieszkania kogoś, kogo i tak zamknięto już w areszcie. Będąc tutaj tracił możliwość prześcignięcia Atreusa w niezwykle istotnym rankingu, który gwarantował w Biurze Aurorów prestiż bycia uznanym za najpotężniejszego samca w tym miesiącu. (Oczywiście, gdyby go ktokolwiek o to zapytał, to by o żadnej rywalizacji nie wiedział, przecież to była ciężka praca, a nie zabawa...) Z drugiej strony... Trzeba było tylko na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, jak wiele zmieniała tutaj jej obecność. Bo wystarczył moment i nagle nie widzieli się miesiąc temu. Miesiąc temu?! To na pewno nie był miesiąc, to musiało być ledwie wczoraj, albo przynajmniej w zeszłym tygodniu, bo pamiętał całą scenę tak wyraźnie, jakby mu ją ktoś wyrył w umyśle dłutem. - Biuro przesyła uniżone przeprosiny, główny Moody - mając tutaj oczywiście na myśli Harper - był dzisiaj zajęty, ale przyszedłem w zastępstwie. Co byś zrobiła, gdybym po prostu chciał, żebyś podała mi klucze?

Ściskając jej dłoń, zachował karykaturalnie poważny ton głosu.

- Niekoniecznie, ale często bywam w The Loft, szczególnie w te piątki o dziewiętnastej - rzucił, z pełną świadomością tego, że było to dosyć ryzykowne, ale... Załapie aluzję na pewno, bo głupia nie była. Z chęciami mogło tutaj być gorzej, bo przecież nie tylko on milczał od marca, ona też. Co najgorszego może się stać? Zgasi go jak peta?

Po tych wszystkich latach już do tego przywykł.

- A ja specjalnie na tę okazję pucowałem ją pół nocy, żeby ci pokazać, jaki mam wysoki stopień na komendzie - wywrócił oczami, zakładając z powrotem skórzaną rękawiczkę. Nie wykonał jednak jej polecenia, a jedynie rzucił: Oczywiście, mamo, jak będziemy wychodzić.

Bridgers oglądała tę scenę z lekko rozchylonymi ustami. Odpłynęła gdzieś, więc wpierw nie zareagowała na to, co powiedziała od niej Eden. Dopiero po kilkunastu sekundach podskoczyła w miejscu, wydając z siebie niewyraźny, piskliwy dźwięk.

- Eee... tak. Przepraszam, zamyśliłam się. - W głośny sposób przełknęła ślinę, zaciskając palce na tej teczce. Następnie otworzyła ją, stanęła obok Lestrange i zaczęła kartkować dokumenty. Nie znalazło się wśród nich nic zaskakującego - to była po prostu kopia tego, co przekazano już listownie. - Jak pani widzi, wszystkie posiadają oficjalne pieczęcie, będę potrzebowała też pani podpisu o tutaj... To potwierdzenie tego, że otworzyła nam pani dzisiaj drzwi. Może pani towarzyszyć nam w środku lub zaczekać na klatce.

- Czyli mogę już zdejmować? - Zapytał Moody, obserwujący je z boku, a widząc potwierdzenie w oczach partnerki, szybkim ruchem zerwał naklejone na drzwi taśmy i zabezpieczenia. - Jedenasta trzydzieści siedem - przekazał, po spojrzeniu na zegarek, żeby kobieta wpisała im to do protokołu. Skoro już tam stał, to i zamek mógł otworzyć - złapał w locie klucz, wsadził go do środka, przekręcił, nacisnął klamkę, pchnął je jeszcze barkiem, bo się ciężko otwierały i...

- O cholera...

Na korytarz wylała się fala smrodu, ale był to smród o wiele gorszy od tego, którego można było spodziewać się po mieszkaniu czarnoksiężnika. Gryząca w gardło woń popiołu? Jasne. Tutaj była dodatkowo tak silna, że by się nie zdziwił, jakby ktoś od niej zasłabł, ale ta spalenizna podszyta była czymś jeszcze - taką wonią zepsutej wody, jakby coś w tej wodzie zdechło, a potem śnięte ryby wypłynęły na powierzchnie. Moody wzdrygnął się, a Bridgers pobladła momentalnie, chwytając się za usta.

- Mogę wejść sam. Jak pracowałem w Brygadzie, to musiałem zanurkować w stawie jakiegoś pojeba, żeby wyciągnąć z niego jego córkę i pod wodą znalazłem dowody tego, że jego żona wcale nie wyjechała do Stanów. Od tego czasu nic mnie nie rusza.

- Nie zrzygam się, obiecuję. Ale zamknij mord... - zawahała się, rzucając spojrzenie towarzyszącej im czarodziejce - zamknij się.

Wszedł do środka pierwszy, rzucając do środka jakieś niewerbalne zaklęcie, mające zapewne sprawdzić, czy nie zastawiono tutaj na nich żadnej niespodzianki. Wnętrze wydawało się być całkiem normalnie. Nie było zalane, nie było zniszczone. Meble śmierdziały spalenizną, ale były nietknięte. Komody, stół, fotel, kanapa - wszystko niezniszczone, porzucone tak, jakby nikt tutaj nie mieszkał. Zero pozostawionych gdzieniegdzie rzeczy codziennego użytku, dywan idealnie ułożony, kotary zasunięte...


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#4
29.06.2023, 15:18  ✶  
Próbowała na niego nie patrzeć; za każdym razem, gdy przypadkiem zerkała na jego rozpromienioną twarz, sama miała ochotę parsknąć śmiechem, a powaga sytuacji chyba wymagała jakiegoś opanowania. Nie chciała, żeby brygadzistka wklepała w protokół, że obydwoje ewidentnie szaleju się najedli i chyba pomylili potencjalne miejsce jakiejś zbrodni z biesiadą. Eden mogła wydawać się niewzruszona całym ambarasem, ale o swoją opinię mimo wszystko dbała.
Plan spalił na panewce jednak, bo Moody wcale nie zamierzał ułatwiać jej sprawy. Bridgers zeszła na drugi lub dalszy plan, zmieniając się w element wystroju klatki schodowej. Równie dobrze mogłoby jej tu nie być, tak samo jak i mieszkania.
Posłała mu piorunujące spojrzenie, gdy wyjechał z The Loft. Zerknęła najpierw na niego, potem oczy przeskoczyły na moment na brygadzistkę, aby z powrotem wrócić ku twarzy Alastora. Chciała dać mu znać bezgłośnie, że to nie jest czas i miejsce na podryw, ale jednocześnie przegrała walkę ze samą sobą i uśmiechnęła się pod nosem. Przymknęła powieki, a potem zacisnęła szczelnie usta, próbując się nie zaśmiać - widać było jak na dłoni, że profesjonalizm Eden właśnie staczał walkę z głupim poczuciem humoru, które mało kto był w stanie wydobyć.
Alastorowi zawsze udawało się bezbłędnie.
- O dziewiętnastej? Nie robisz już nadgodzin do późnej nocy? W domu wszyscy zdrowi? - Zapytała sztucznie zmartwiona, po czym w końcu pozwoliła sobie na śmiech. Odnosiła wrażenie, że jeśli tłumiłaby ten chichot w piersiach choćby chwilę dłużej, rozsadziłby ją od środka. - Coś ci nie wierzę. Będę musiała to sprawdzić - rzuciła, nie przystając wprost na jego zawoalowaną propozycję. Może przyjdzie, a może nie? Na pewno chciała, ale czy serce wygra z rozumem? Tego dowiedzą się dzisiaj wieczorem.
Musiała przelotnie skupić się na Bridgers, choć w sumie sama wywołała szydło z worka. Przejrzała od niechcenia prezentowane dokumenty, po czym kiwnęła głową, gdy kobieta poprosiła o podpis. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjęła pióro wieczne, a następnie umieściła pierwszą literę swojego imienia i nazwisko. Zawsze czuła dziwne spięcie, widząc, że spod jej palców wychodzi Lestrange.
Schowała pióro za pazuchę, zapięła marynarkę i już zakładała ręce na piersi, gdy Alastor otworzył drzwi i zalał ich smród tysiąclecia. Eden widocznie się skrzywiła, marszcząc nos. Była wyraźnie niezadowolona, ale nie wyglądała na wzruszoną. Może dlatego, że przekleństwa wybrzmiewające w jej głowie słyszała tylko ona sama.
- Mnie od urodzenia nic nie rusza - oświadczyła, wzruszając ramionami. Musiała przyznać, śmierdziało nieziemsko, aż w oczy szczypie, ale nie miała zamiaru chować się jak dziecko. Przeżyła w życiu gorsze rzeczy, a ponadto dorastała z nieco starszym bratem.
Weszła do środka ostatnia, unosząc brwi w zaskoczeniu. Stan mieszkania był sprzeczny z jego wonią. Rozejrzała się raz jeszcze dokładnie, obracając się wokół własnej osi. Nawet otworzyła jakąś losową szafkę, najwyraźniej nie bojąc się śmierci.
- Uwielbiam aromat czarnej magii przed obiadem. Wzmaga apetyt - rzuciła sarkastycznie, rzucając swoją teczkę na pobliski stolik, a następnie podparła się pod boki. - Panie władzo, mogę sobie usiąść w czasie, gdy sprawdzacie oczywiste? - Zapytała Moody’ego, wskazując palcem na kanapę.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#5
30.06.2023, 14:20  ✶  
Alastor zaśmiał się dosyć głośno, co chyba ostatecznie wyprowadziło Bridgers z równowagi emocjonalnej, bo na sam dźwięk musiała podeprzeć się ręką o komodę, a kiedy zobaczyła go tak wesołego, postanowiła podtrzymać relację z meblem na jeszcze kilkadziesiąt długich sekund. Moody nie był kimś szczególnie popularnym, ale czasami się o nim mówiło - bo żył tylko i wyłącznie pracą, bo mieszkał ze swoją współpracowniczką, bo jedyne jego dziewczyny, o których w Brygadzie było wiadomo, były jego partnerkami z pracy (co miało sens, bo w sumie jak inaczej ktokolwiek miałby poznać go bliżej), bo go w gruncie rzeczy nigdy poza pracą nie widziano... Sprawa zdążyła urosnąć do pewnego rodzaju legendy, odkąd aresztował dwójkę naśladowców Voldemorta i nie przyszedł po odbiór nagrody od szefa Departamentu, bo robił nadgodziny w terenie. Udało jej się stłumić wyciekający na twarz szok chyba tylko dlatego, że chociaż otwarcie mówił o przesiadywaniu w barze, to wciąż zaprosił tam kogoś, kogo znał z biura.

- Wszystko okej? - Zapytał ją, unosząc do góry brwi. - Sprawdź najpierw, na czym siadasz, bo to ta kanapa może tak śmierdzieć, jeżeli schował coś do środka. - Widząc, jak Bridgers kiwa głową, rozpoczął przeszukiwanie pierwszych szuflad. Nie było to nic szczególnie trudnego, bo wszystkie były puste. - Kurwa, ten typ tutaj w ogóle mieszkał, czy tylko płacił za czynsz? - Trzecia, czwarta, piąta, szósta... puste. Szafki w kuchni - kilka talerzy, zostawionych tu pewnie przez poprzednich lokatorów, nietknięte. Brak jakiegokolwiek jedzenia, brak rzeczy osobistych. Sprawdzał, czy szuflady nie mają drugiego dnia, czy szafa przypadkiem nie prowadzi do Narnii, czy któraś z desek podłogowych nie kryje pod sobą skarbu, czy pod dywanem nie znajduje się klapa do innego wymiaru. Może jakaś walizka? Teczka? Coś z poszerzoną magicznie przestrzenią?

- Przeczytaj mi jeszcze raz, co on przekazał Wizengamotowi...

- Ekhm... To o miejscu, w którym schował tiarę? - Moody skinął głową. - „Wynajmowałem uroczą kawalerkę przy Falcon Street”...

- Nie to, to... wiesz co... jak on to ujął słowami?

- Dlaczego się o nią nie boi? Bo... „jest pewny, że ktokolwiek odnajdzie tiarę, nie odnajdzie jej w sposób, w jaki pracuje Brygada, odnajdzie ją ktoś, kto myśli tak jak on i dokończy jego dzieło”.

Moody zaniechał dalszych poszukiwań. Przeszedł się po pokoju, jakby miało to sprawić, że nagle jego umysł się rozjaśni. Jego partnerka wyglądała tak, jakby nie chciała myśleć wcale - coraz bledsza, nie wytrzymywała napięcia wywołanego obrzydliwym zapachem. On - wręcz przeciwnie - ściągnął nawet rękawiczkę i w zamyśleniu zaczął przygryzać paznokieć kciuka. Oboje rozglądali się po pomieszczeniu. Patrzyli, ale nie widzieli. Maleńkiego, czerwonego światełka w oknie malowidła wiszącego nad komodą. To nie był obraz najemcy - widział tutaj odkąd udekorowano to pomieszczenie w zeszłym roku i wcale tego światełka nie posiadał. Gdyby tylko go dotknąć palcem, gdyby sprawdzić, o co z nim chodzi, posiadając w sobie przynajmniej odrobinę zepsucia, okazałoby się, że obraz ten nie był już zwykłym obrazem. Był niczym woda przy falochronie - momentalnie wciągał człowieka do środka, w ciemną, śmierdzącą ściekami toń.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#6
01.07.2023, 02:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2023, 02:01 przez Eden Lestrange.)  
O ile Moody, który na moment wypluł wcześniej połkniętego kija, był dla brygadzistki niejako szokiem, dla Eden nie było to nic nowego. Nie była pewna, czy zachowywał się tak nonszalancko w towarzystwie wszystkich bliskich znajomych; równie dobrze mogła być to tylko i wyłącznie zasługa tej zgryźliwej Malfoyówny, która nie tylko potrafiła mistrzowsko robić sobie żarty z pogrzebu, ale również posyłać ludzi do piekła w taki sposób, że jeszcze sami prosili o wskazanie drogi. Każdy śmiech Alastora podczas pracy traktowała jak małą odznakę, order dzielnego zawadiaki, który na moment uciszył w nim służbistę. Zbierała je niczym znaczki, choć zdecydowanie nie chwaliła się przed nikim tą kolekcją.
- Mhm - odparła na troskę Alka. - Po prostu nie chce mi się stać. Poza tym ta kanapa się nie rozkłada. Takie bajery nie w tym pułapie cenowym - wyjaśniła, opadając z ciężkością na sofę. Była pewna, że nic tutaj nie schował, ale mimo wszystko odruchowo przejechała palcami po siedzisku tak, by wjechać w każdą szczelinę i sprawdzić, czy coś nie kryje się między poduszkami. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Mnie nie pytaj, ostatni raz tutaj byłam, gdy wręczałam mu klucze i podpisywał umowę. Nie miał ze sobą rzeczy, bo tylko dopełnialiśmy formalności. Sądziłam, że przyniesie je później - oświadczyła, zatapiając się wygodnie w oparciu. Wsparła na nim kark, od niechcenia rozglądając się na lewo i prawo. Niby od lat nie była już aurorem, a jednak lustrowała wszystkie zakamarki tak, jakby chciała czegoś dojrzeć. Zboczenie zawodowe, czy chęć pomocy Moody’emu? A może obydwa?
Jednym uchem słuchała słów pojmanego, które przytaczała Bridgers, lecz nie patrzyła w jej kierunku. Kiedy uwagę Eden przykuł obraz wiszący tuż naprzeciw, nie była w stanie oderwać od niego oczu. Zmrużyła je, przechylając głowę w skupieniu. Próbowała dojść, co z nim jest nie tak. Fotograficzna pamięć zwykle jej nie zawodziła, ale wzrok już miała nie ten, więc na pierwszy rzut oka nie spostrzegła różnicy. Przyłożyła rękę do ust, by nikt nie widział, jak skubie zębami wargi, próbując rozszyfrować swoje dziwne przeczucia. Przesunęła wzrok na okienko, z którego dobiegało się mieniące na czerwono światło.
Bingo.
Już otwierała usta, chcąc rzucić coś na kształt “ech, partacze”, uderzyć dłońmi w kolana i wskazać im oczywiste, ale wtedy przypomniała sobie słowa brygadzistki.
“Odnajdzie ją ktoś, kto myśli tak jak on”.
Westchnęła ciężko, zderzając się z ciężkim wyborem. Pomóc im, wskazując, gdzie pies jest pogrzebany i tym samym jasno pokazać, że sama ma więcej wspólnego z czarną magią, niż mogliby podejrzewać? A może udawać głupią i ślepą, nie wychylać się przed szereg i nie zwracać na siebie uwagi?
Spojrzała na Alka, który zdawał się chcieć zjeść własnego kciuka. Wypuściła powietrze głośno, wywróciła oczyma i podniosła się z kanapy.
- To nie moje - oświadczyła wszem i wobec, ruszając w kierunku obrazu. Wskazała nań palcem, ewidentnie decydując się na białe kłamstwo. Chciała wskazać im, gdzie leżała przyczyna nietęgiej atmosfery, ale jednocześnie nie kierować na siebie podejrzeń. Liczyła, że sami zbadają ten obraz i dojdą do tego, co jest z nim nie tak. Bez świadomości, że tylko ona widzi migoczącą czerwień w małym okienku.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#7
07.07.2023, 15:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2023, 15:33 przez Alastor Moody.)  
Niby usłyszał, że nie chciało jej się stać, że coś tam z kanapą, ale to już były te informacje, które wpadały lewym uchem i wypadały prawym bez większego wpływu na to, co myślał. Nie działo się to oczywiście z braku sympatii, lecz z powodu małej podzielności uwagi. Skupiony na tym, żeby wymyślić jakieś rozwiązanie tej zagadki, bo tak właśnie postrzegał tę enigmatyczną wypowiedź, nie skupiał się na otoczeniu tak bardzo jak zwykle. Oczywiście do momentu, w którym Malfoy dała im bezpośrednią wskazówkę. Mogło się wydawać, że kiedy Eden zwróciła uwagę na obraz, Alastor nie spojrzał w ten ewidentnie świecący, czerwony punkt od razu, bo był zwyczajnie rozkojarzony, ale nie - on go po prostu nie widział. Jego oczy przeanalizowały wpierw ramę, później zaczęły śledzić ruchy pędzlem. Albo był ślepy (ale o ślepotę ciężko go było posądzić, bo przecież zawsze widział trochę więcej niż inni), albo naprawdę Eden była jedyną osobą, która dostrzegła ten drobny mankament. Jego palce przesuwały się po płótnie, czasami nawet absurdalnie blisko tego cholernego punktu, ale zawsze o ten jeden włos za daleko, jakby robił jej tymi ruchami na złość.

- Nie do końca chcę rzucać na niego zaklęcia, bo jeszcze się okaże, że wygaszę jakieś przejście – mówił, odsuwając ramę od ściany, żeby zajrzeć czy niczego tam nie ukryto. Wpadł nagle na to, że może to rękawiczki blokowały odkrycie czegoś zaklętego. Postanowił więc je zdjąć i właśnie wtedy, zupełnym przypadkiem, dotknął tego domku świecącego na czerwono. Ten zamrugał jak zepsuty neon, a później palił się dalej.

Nic się nie stało.

- Ehhh… – Moody stęknął, ale nie poddawał się w odszukaniu prawdy – bo on się nigdy w takich sytuacjach nie poddawał. I chociaż odpowiedź była oczywista i on sam się jej w jakimś stopniu domyślał, to nie podejrzewał Eden o to, że to właśnie jej miało ukazać się rozwiązanie. No bo dobrze – nie każdy był święty, ale żaden z niej był czarnoksiężnik, bo gdyby się takim praktykom oddawała, to by tu wyczuł w czasach parania się aurowidztwem, a… nie zmieniła się przecież aż tak bardzo, prawda?

…prawda?

Ale kiedy dotknęła tego domku swoim palcem, obraz zadrżał. Moody trzymał go wtedy w górze, spoglądał na niego pod kątem, oddzielając ich od Bridgers ramą.

- I co? Z tyłu nic nie widzę – powiedziała. Moody uniósł je wyżej, ponad ich głowy. Płótno zafalowało i nie zdążył już rzucić go w bok. Wiedział, że jest za późno. Oboje wpadli do środka, a pusta rama wylądowała na ziemi z głośnym trzaskiem. Później nie mógł oddychać. Byli pod wodą, ale pod nogami nie czuł żadnego gruntu. Gdzie powinien płynąć? Czy zaufanie własnemu instynktowi miało tutaj jakikolwiek sens? Chyba tak, bo nie utonęli. Kiedy się cudem wynurzyli z tej bezkresnej, zimnej toni, ściskał jej koszulę z całej siły i wyciągnął ją na powierzchnię siłą, żeby mogli bezwładnie opaść na ziemię. Nie miał pojęcia, czy ona w ogóle umiała pływać, ale i tak nie dał jej zbyt wiele przestrzeni na ten popis - wyciągnął ją stamtąd jak pies ratunkowy, bo by w życiu nie popłynął dalej bez niej.

Wokół - ciemność.

- Lumos nie dzi-

Zdążył to już nawet skomentować, a wtedy czubek jego różdżki rozbłysł, migając jak zepsuta żarówka.

Wokół - wciąż ciemność, ale przynajmniej mógł spojrzeć na jej twarz. Leżeli na zimnych, starych kafelkach. Butami wciąż w wodzie, która była tak brudna, że wyglądała na czarną.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#8
11.07.2023, 13:29  ✶  
Cały ten czas, kiedy Alastor namiętnie studiował każdy element obrazu poza tym najistotniejszym, Eden nie podążała wzrokiem razem z nim, lecz patrzyła na twarz aurora wyczekująco. Spojrzenie miała uporczywe; gdzieś w oczach kobiety tańczyła nutka irytacji, że nie dostrzega oczywistego. Wrodzona zołza dosłownie targała trzewiami Lestrange, by zapytać, czy jest może ślepy, ale na szczęście zdrowy rozsądek przypominał, że po pierwsze temu panu niekoniecznie chcemy dopiec, bo nie dość, że go chyba lubimy, to jeszcze jest zwyczajnie zbyt dobrym człowiekiem, by dostrzec wskazówkę czarnoksiężnika. Po drugie - zwracanie uwagi na fakt, że Eden ten zaszczyt kopnął, też nie było jej na rękę. Nie chodziło nawet o konsekwencje ministerialne (i było to dla niej szokiem), ale przede wszystkim nie chciała, by Alastor się na niej zawiódł.
Po chwili dotarło do niej, że choć intencje miała zgoła inne, to gapi się na niego w sposób nieprzyzwoity, i Bridgers, o ile nie była również w pełni skupiona na badaniu obrazu, może zinterpretować to nie tak, jak należy. Toteż wróciła wzrokiem do obrazu, wodząc wzrokiem za palcami Moody’ego. Zrobiła to akurat w momencie, kiedy opuszkami przejechał po okienku, a światełko zamrugało i zniknęło. Otworzyła szeroko oczy, prostując się jak struna; nie mogła przewidzieć, co się stanie, ale miała złe przeczucia. Spodziewała się, że obraz jest przejściem, ale dokąd? Mieli do czynienia z czarnoksiężnikiem, więc raczej nie wylądują na łące z kwiatkami. A nawet jeśli, to te kwiaty prawdopodobnie będą mięsożerne.
Tak czy siak, przez moment nic się nie działo. Chciała wypuścić powietrze z ulgą, widząc, że dotyk Alastora nie otworzył bram do piekieł, ale z drugiej strony nie dawało jej to spokoju. Miała wrażenie, że to cisza przed burzą. Światełko musiało coś wskazywać, cokolwiek by to nie było. Mimo czyhającego niebezpieczeństwa ciekawość Eden wygrała i odruchowo dotknęła domku, przejeżdżając po nim kciukiem. Obraz zafalował, co sprawiło, że mimowolnie zrobiła krok do tyłu.
Na próżno.
Nagłe objęcia wody nie były czymś, czego się spodziewała. Oczekiwała twardego upadku, który złamie im karki. Niemniej spotkanie z głębinami było równie nieprzyjemne, bo Eden nigdy nie nauczyła się pływać - zawsze była typem osoby, która brzydzi się jezior, rzek i innych akwenów, gdzie woda jest nie tylko zimna, ale i zwyczajnie nieprzyjemna. Zanim więc Moody wyciągnął ją gwałtownie na powierzchnię, zdążyła się nałykać nerwów, paniki oraz brei, w której pływali.
Oparła się na łokciach ze zwieszoną głową, wykaszlując całą wodę z piersi. Mokre włosy przybrały nieprzyjemny kolor brudnego blondu i przylepiły się do ciała, oplątując ją niczym dzikie pnącza. Miała wrażenie, że wygląda obrzydliwie i tak też się czuła.
Kiedy blask światła rozbłysł tuż przy jej głowie, zwróciła w tym kierunku twarz. Wytarła usta, spoglądając na Alastora w taki sposób, jakby nie wyjął jej z wody, a ściągnął z krzyża. Była widocznie wdzięczna, ale jednak rozważała powrót do bezkresnego zbiornika przed nimi i dokończenia tego, czego woda nie zdołała.
- Wiedziałam, że ten dzień byłby dobry, gdybym nie przyszła do tego mieszkania. Wyczułam pismo nosem - oświadczyła wreszcie chrypliwym głosem, którego brzmienie ewidentnie sugerowało, że nie pozbyła się jeszcze całej wody z gardła. - Dziękuję. - Przypomniała sobie o manierach dopiero po salwie narzekania, dochodząc do wniosku, że gdyby nie odruch ratowniczy Moody’ego, skończyłaby na dnie bez oznak życia. Podciągnęła kolana i wspierając się na dłoniach wstała z podłogi, a następnie podała rękę Alkowi.
- Znowu razem przeciwko złu - oznajmiła, czując nawracającą falę wspomnień z czasów, kiedy byli partnerami. Wolną ręką odgarnęła włosy z twarzy i zarzuciła je do tyłu. - Jak za starych dobrych czasów, co? -  Uśmiechnęła się pod nosem, choć sytuacja nie powinna wywoływać w niej radości.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#9
07.09.2023, 17:40  ✶  
- Aż tak bardzo nie chciałaś mnie widzieć? - Był wciąż zaczepny, nawet jeżeli chwilę wcześniej musiał odkaszlnąć wodę, żeby nie udusić się po niespodziewanym pływaniu w... czy w ogóle chciał wiedzieć, w czym płynęli? Czarnoksiężnicy miewali naprawdę złe pomysły i absolutnie by się nie zdziwił, gdyby znajdowali się w jakichś ściekach. - Ja nie nazwałbym tego dnia złym. - To mówiąc, podniósł się z zimnej ziemi i spróbował wyprostować. Zaoferował jej swoją rękę, jeżeli potrzebowała pomocy przy wstaniu, nie narzucił jej się z tym jednak tak, jakby zapewne zrobiła to większość osób. - Powiedziałbym nawet, że miałem farta, bo najwyraźniej sam nie odkryłbym tego przejścia nawet gdybym stukał różdżką w obraz kilka godzin.

Twarz Moody'ego była znów skupiona. Jego oczy szukały czegoś na wysepce, na której się znaleźli, oświetlał ten obszar coraz to mocniejszą wiązką światła, aż wreszcie zatrzymał rękę w bezruchu i spojrzał na przedmiot leżący na czymś, co przypominało uciętą kolumnę. Była to błyskotka, z pozoru błyskotka jak każda inna, ale nie trzeba było być wybitnie inteligentnym, żeby domyślić się, że nie był to zwyczajny przedmiot, skoro tutaj wysłali dwójkę ludzi z Ministerstwa. Spróbował nawet iść w jej kierunku, ale wszystko wokół nich zadrżało. Tafla wody, do tej pory spokojna, zmącona jedynie ich przybyciem, poruszyła się nagle, nieznacznie. Z jej głębi wyłoniło się kilka bąbelków.

- To - wskazał różdżką na najbardziej oczywisty punkt w okolicy - tę kolumnę - jest to, czego szukamy. I najwyraźniej otoczenie nie reaguje na ciebie. Złap ją. Tylko nie zakładaj na głowę, choćby nie wiem co.

Jeszcze kilka bąbelków. Alastor skierował swoją różdżkę w ich kierunku.

Dotknięcie tiary sprawiło, że wszystko stało się całkowicie jasne. Wystarczyło ją założyć, żeby odblokować ukryty w środku czar - ta jedna błyskotka wystarczyła, żeby wszyscy wokół klęknęli do twoich stóp, żeby wedrzeć się do ich umysłów, żeby kazać im wykonywać wszystkie twoje polecenia. Nic dziwnego, że Biuro Aurorów próbowało ją zlikwidować. Byłaś całkowicie pewna, że gdybyś wpięła ją w swoje włosy i kazała Alastorowi wejść do wody i przestać oddychać, zrobiłby to bez choćby cienia zawahania się, chociaż kojarzyłaś go jako wprawionego oklumentę. Jaką cenę miałaś za to zapłacić? Niestety nikt nie dołączył do niej tej instrukcji. Słyszałaś za to te piekielne szepty, podstępnie mówiące ci: załóż mnie, Eden, przecież ze mną wszystko, co robisz stanie się jeszcze łatwiejsze, nikt nie będzie w stanie ci się sprzeciwić, nikt nie zwątpi w żadne twoje słowo.

- Eden?

Powiedział tylko jej imię, ale chciał zawrzeć w nim tak wiele. Najbardziej ze wszystkiego pytanie - czy go usłyszała? I czy wzięła to sobie do serca?


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#10
16.09.2023, 23:24  ✶  
Przechyliła głowę i posłała mu wymowne spojrzenie; coś pomiędzy skarceniem a błaganiem o litość, bo przecież doskonale wiedział, że nie to chciała powiedzieć. Skorzystała z podanej ręki, chwyciła się mocno i podniosła na równe nogi, co nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać - woda sprawiała, że ciągle się ślizgała.
- Cieszę się twoim szczęściem - skwitowała, uśmiechając się sztucznie. Z jednej strony faktycznie czuła satysfakcję, że była w stanie mu pomóc, lecz z drugiej wciąż czuła pewien niepokój. Nie, żeby miała Alka za niezbyt lotnego na umyśle, ale zastanawiała się, ile zajmie mu połączenie kropek, zauważenie, że odkryli przejście w obrazie tylko dlatego, że ciągnie swój do swego. Nie wiedziała, czy dalej to do niego nie dotarło, czy po prostu skrzętnie ignorował fakty, ale prędzej czy później musiało przejść przez jego głowę, że czarnoksiężnik nie oddałby swoich skarbów komuś, w kim nie dostrzegłby pobratymcy. Stąd też martwiła się, do jakiej konkluzji dojdzie. Czy będzie miał do niej żal?
Czując drżenie, rozejrzała się w popłochu wokół siebie, próbując zlokalizować źródło nagłego poruszenia. Zacisnęła palce wokół własnej różdżki, kurczowo i silnie, aż pobielały jej kłykcie. Powiodła wzrokiem za różdżką Moody'ego, również skupiając się na kolumnie.
- Może to pułapka na blondynki - rzuciła dla rozładowania atmosfery, cudem powstrzymując się od wywrócenia oczyma. Ciekawe, czemu otoczenie nie reagowało na złą królową? Może dlatego, że z zepsuciem moralnym oraz czarną magią było Eden do twarzy?
Podeszła do przedmiotu i zbliżyła doń wolną rękę, ale w ostatnim momencie zawahała się. No dobra, może nie założy tego na głowę, ale co jeśli sam dotyk będzie jej zgubą? Nie miała zielonego pojęcia, co to za szajs, nie urodziła się też wczoraj. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaraz jej ręka do tego przyrosła i trzeba byłoby szukać łamacza klątw.
Obejrzała się przez ramię na Alastora, jakby próbując odnaleźć cień zwątpienia w jego oczach. Nie widząc jednak innej opcji niż dotknięcie tiary, westchnęła cicho i, pocieszając się wizją śmiania się z tego za jakiś czas, położyła nań palce.
Nie zdążyła nawet mrugnąć, a umysł przepełniły ścigające się ze sobą podszepty. Potrząsnęła głową, próbując się ich pozbyć; nie mogła dosłyszeć spomiędzy nich swoich własnych myśli. Głosy nęciły potęgą, władzą na wyciągnięcie ręki - oferta, wydawać by się mogło, nie do odrzucenia. Eden zacisnęła rękę mocniej wokół tiary, jakby podświadomie. Uniosła ją na wysokość swojej twarzy i poczęła przyglądać się bacznie, jakby chciała dojrzeć w niej coś niecodziennego.
Gdyby tiara trafiła w ręce Eden sprzed kilku lat, sprzed czasu, gdy Elliott utarł jej nosa i uciekł się do klątwy, nie zawahałaby się. Głosy nie musiałyby jej przekonywać dwa razy - bez względu na cenę sprzedałaby duszę diabłu, byleby tylko postawić na swoim. Wtedy tak panicznie potrzebowała wznieść się na piedestał, być numerem jeden, mieć cały świat w garści.
Dzisiaj chciała tylko i wyłącznie świętego spokoju; była nieziemsko zmęczona. A diabelskie podszepty dudniące w jej głowie nie sprawiały, że czuła się lepiej - wręcz przeciwnie. Wyprowadzały ją z równowagi.
- Słyszę - odpowiedziała wreszcie, po długiej chwili ciszy, która w obecnej sytuacji zdawała się trwać wieczność. Odwróciła się do Alka dzierżąc w dłoni tiarę, trzymając ją tak, jakby marzyła, aby nią zaraz cisnąć o ziemię. Nie zrobiła tego jednak; stała jedynie w bezpiecznej odległości od mężczyzny, nie próbując ukryć niezadowolenia na twarzy.
- Nie założę jej. Nie tylko dlatego, że jest kurewsko brzydka i nie pasuje mi do żakietu, ale też dlatego, że najchętniej to bym ją zezłomowała. - Eden cedziła słowa przez zęby, wyraźnie nie będąc w stanie powstrzymać narastającej irytacji. Źle się działo, jeśli Malfoy uciekała się do przekleństw. - Ona do mnie mówi, Alastor. Cały czas słyszę szepty w głowie i zaraz trafi mnie szlag. - Prawdę powiedziawszy, Lestrange w tym momencie nie upuszczała tej tiary jedynie dlatego, że nie chciała zrobić krzywdy Moody'emu. Przyszło jej na myśl, żeby założyć ją z nadzieją, że uciszy to podszepty niosące się echem wokół jej czaszki, ale nie była pewna, czy to czasem nie zmyłka z ich strony. Toteż stała tam dzielnie, trzymając przedmiot w takiej odległości od siebie i z taką niechęcią, jakby trzymała niemowlę, które trzeba przewinąć.
- Co dalej, panie auror? - Zapytała z niecierpliwością, chcąc się stąd wydostać i pozbyć tiary. Nie była pewna, jak długo wytrzyma presję i nie chciała założyć wątpliwej ozdoby na głowę. Toteż liczyła, że Alek ma jakiś plan, nawet jeśli wymyślił go na poczekaniu.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Alastor Moody (3833), Eden Lestrange (4495)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa