• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
[8 Maja 1972] Jak grzyby po deszczu | Stanley x Cynthia

[8 Maja 1972] Jak grzyby po deszczu | Stanley x Cynthia
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#1
18.07.2023, 22:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:43 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I

Ciepły wiatr zakołysał jasnymi pasmami włosów Cynthii, która stała w milczeniu kilka minut przed osiemnastą na rogu jednej z magicznych ulic, gdzie znajdowała się restauracja. Powietrze było ciepłe, a gdyby nie wrzeszczące gazety, wszyscy zapomnieliby o tym, co wydarzyło się na Beltane. Miała dużo na głowie, prosektorium wypełnione było zwłokami, Louvain i Victoria balansowali na granicy życia i śmierci, a jej ojciec zachowywał się tak nierozsądnie, podejrzanie, że przyjęła z ulgą jego kolejny rejs handlowy, mogąc odetchnąć. Miała wrażenie, że odkąd zabrał ją z tego nieszczęsnego jarmarku, obserwował każdy jej ruch i uważał, pilnował, z kim rozmawiała i co robiła w wolnym czasie, jakby coś miała niby ukrywać. Owszem, ukrywała, ale nie były to rzeczy, którymi winien się niepokoić. Wychował ją sam, udoskonalał jej umiejętności aktorskie na przestrzeni ostatnich raz i niechętnie, ale wspierał jej wybory dotyczące kariery, które, chociaż kolidowały z jego planami dobrego mirażu, przynosiły wiele korzyści. Przymknęła powieki, pozwalając sobie na głębszy oddech, gdy nieprzyjemny dreszcz dotyczący członków rodu Lestrange przemknął po jej karku, zostawiając na bladej skórze gęsią skórkę. Nie powinna była się w to wplątywać, angażować w te niedorzeczną wojnę pomiędzy wyznawcami konserwatywnego lorda a miłośnikami mugoli. A tkwiła pomiędzy, bo Tori była Aurorem, a Louvain podlegał Voldemortowi, pakując się w kłopoty i robiąc rzeczy zwyczajnie głupie. Zerknęła na zegarek w momencie, gdy jej uszu dobiegły kroki. Obróciła się, prostując głowę i obdarzając Borgina pociągłym spojrzeniem, uśmiechnęła się niewinnie i uroczo, jakby z podekscytowaniem. Wyuczone emocje zatańczyły na drobnym licu blondynki, która niedbałym ruchem dłoni zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Dobry wieczór. - przywitała się dość miło, pozwalając kącikom ust unieść się ku górze w uśmiechu, odgrywając wybraną przez siebie rolę na potrzeby miejsca oraz przechodniów, wszak tkwili w samym centrum miasta, przynajmniej na razie. - Tak myślałam, że skusi Cię tutejsza kuchnia. Jest doskonała. - wskazała ruchem głowy na restaurację, prostując dłonie, uprzednio pozwalając sobie na wygładzanie materiału wybranej przez siebie sukienki. Cynthia zawsze była elegancka, zawsze nosiła szpilki i dobierała kreacje tak, aby podkreślać swój subtelny wizerunek, co lata temu zasugerował jej ojciec. Wyglądem można było zdziałać naprawdę dużo, a udając do tego głupią? To zestawienie było praktycznie gwarancją sukcesu. Wsunęła dłoń pod jego ramię i skierowała się do lokalu, wchodząc do środka.
Elegancko ubrany kelner przywitał ich z czarującym błyskiem w oczach, a kobieta podała numer rezerwacji. Skierowano ich na schody, a następnie w stronę malutkiej sali, gdzie były tylko dwa stoliki oraz parawany. Zajęła miejsce, kładąc torebkę na kolanach, a gdy chłopak poszedł po menu, podniosła spojrzenie jasnych oczu na swojego towarzysza.
- Mamy osiemnaście minut, może nawet zdążymy zjeść.- wyjaśniła krótko, przesuwając spojrzeniem po pomieszczeniu. Była rozsądna, odpowiedzialna, a przede wszystkim musiała nad wszystkim mieć kontrolę, każdy detal spotkania z pasjonatem grzybobrania dopięła więc na ostatni guzik. Po wydarzeniach z festynu nie mogli tak po prostu zniknąć w porcie, zbyt wielu było aurorów na patrolach, zbyt wiele szeptów mogłoby to roznieść. Kominek oraz teleportacja sprawiała zbyt wiele problemów, dodatkowo była dużo łatwiejsza do namierzania niż nielegalnie stworzony świstoklik, który z odpowiednimi zabezpieczeniami niknął w zawiłej sieci magicznego Londynu. Mężczyzna podał im kartę, zapalając tkwiącą na stoliku świeczkę, a ona uśmiechnęła się do niego nieśmiało, dziękując. Nie odchodził jednak, czekając na zamówienie. - Poproszę kieliszek białego Chardonnay i risotto z grzybami, na deser pucharek lodów z owocami. Proszę dopisać do rachunku mojego ojca.
- Oczywiście Panienko, wszystko jest już załatwione i obsługę poinformowano, aby nie przeszkadzać.
- Doskonale, jest Pan niesamowity. - posłała mu bezpośrednie spojrzenie, pozwalając sobie na wywołanie delikatnego rumieńca na twarzy, zupełnie jakby mieli robić w tym pokoju jakieś nieprzyzwoite rzeczy. A przecież chodziło tylko o grzyby! Cynthia wyjęła jednak z torebki kilka galeonów, wsuwając kelnerowi do dłoni i puszczając mu oczko, zanim wyszedł, zabierając zamówienie od Stanleya. Gdy zostali sami, westchnęła bezgłośnie i wbiła w niego chłodne już, naturalne dla siebie spojrzenie. - Zabrałeś Atlas?
- zapytała jeszcze, pozwalając sobie przekręcić głowę odrobinę na bok, a jasne pasmo włosów nienachalnie musnęło jej szyję.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#2
22.08.2023, 00:07  ✶  

Nie do końca miał wybór. Nie był w pozycji aby odmówić Cynthii, ta nadal miała na niego haka i chcąc, nie chcąc, musiał się zgodzić. Nie to żeby miał coś do kolacji czy do Cynthii... ale ciężko rozmawiać z kimś jak równy z równym, kiedy ta druga osoba może zakończyć Twoją karierę i żywot jednym pstryknięciem palców.

Stanleyowi nie pozostało nic więc innego jak założyć nieskazitelnie białą koszulę, krawat i marynarkę. Ubrać spodnie w kant z pantoflami i narzucić płaszcz, a następnie, czym prędzej, udać się do docelowego miejsca spotkania. Nie śpieszył się, wszak wyszedł wystarczająco wcześniej aby móc na spokojnie dotrzeć i nawet się nie spóźnić.

- Dzień dobry Cynthio. Mam nadzieję, że nie musiałaś na mnie za długo czekać - przywitał się równie miło - Bardzo dobrze wiedziałaś. Zaryzykowałbym stwierdzeniem, że moja matka by tego nie wiedziała, a jednak Ty dałaś radę - odparł, spoglądając na to co chciała mu pokazać. Lokal jak lokal - nie widział w nim nic szczególnego. Co prawda to wsunięcie dłoni pod jego ramie mogła sobie darować ale kim on był aby jej teraz odmówić. Ruszyli do środka.

Z każdą kolejną sekundą zdawał sobie sprawę, że to nie jest byle restauracja jak jeszcze sądził moment temu. Teraz zdał sobie sprawę, że można by tutaj nerkę zastawić, a i jeszcze by zostało trochę długu do spłacenia. Tutaj panował nieprzyzwoity przepych, coś do czego nie był aż tak przygotowany. Spokojnie Stanley. Dasz radę Dodawał sobie otuchy, co przynosiło efekty, dopóki nie znaleźli się w małej salce. Nosz kurwa mać, ma mnie w szponach Westchnął, a następnie odsunął jej krzesło jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Po chwili sam zajął miejsce na przeciwko, odwzajemniając spojrzenie aby po chwili wpaść w zdziwienie.

- Dlaczego akurat osiemnaście minut? - dopytał, nie bardzo widząc powiązania pomiędzy kolacją, a... czymkolwiek. Dlaczego nie trzydzieści? Czemu nie piętnaście? To była zagadka, której nie był w stanie rozwiązać - brakowało mu elementów układanki. Wszystko jednak wskazywało na to, że Flint miała plan na najbliższą godzinę.

Odebrał od eleganckiego młodzieńca kartę i zaczął ją pieczołowicie oglądać. Zdziwił się jak szybko Cynthia podała mu zamówienie, zupełnie jakby znała całe menu na pamięć. Niby był skupiony na czytaniu rozpiski dań ale tak naprawdę przysłuchiwał się konwersacji pomiędzy pozostałą dwójką, więc kiedy przyszła jego kolej składania zamówienia, został zaskoczony - Umm... W sumie może być to samo... Tylko zamiast tego wina - gestykulował jakby chciał pokazać aby się pozbyć tej lampki - Poproszę coś mocniejszego. Może być koniak. Dziękuje - kiwnął do kelnera, pozwalając sobie powrócić do prowodyrki dzisiejszego spotkania.

- Mam. Nie przejmuj się. Teraz już go pilnuje - zapewnił ją z uśmiechem na twarzy, poklepując się po boku płaszcza. I pomyśleć, że gdyby go przypadkiem nie zabrał do Ministerstwa, to dzisiaj nie musiałby tutaj siedzieć niczym jak na jakimś tureckim kazaniu - Powiedz mi... Po co ta cała szopka i co chcesz w zamian? Bo jak się domyślam po to mnie tutaj zaprosiłaś - wyjaśnił to co go trapiło od jakiegoś czasu - No chyba... - zamilkł na moment - Że się mylę? - dodał, podpierając się dłonią. Wolną ręką sięgnął po paczkę papierosów, którą następnie skierował w kierunku swojej rozmówczyni.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#3
02.09.2023, 23:29  ✶  
Nie interesowało ją wykorzystywanie go lub podkładanie mu min, przynajmniej na razie. Dostrzegała w tej znajomości znacznie większy potencjał, jeśli oczywiście będzie skłonna mu zaufać i podzielić się z nim swoimi źródłami oraz wiedząc, oczekując również odrobiny tego samego w zamian. Wymiany zawsze musiały być równowarte. Była chłodna, manipulowała i kłamała, owszem, ale nie była na tyle wyrafinowana, aby wymuszać na nim zgodę szantażem. To była propozycja, którą Stanley mógł odrzucić, jeśli tylko zechciał.
Mężczyźni mieli to do siebie, że byli z natury równie ciekawscy, co kobiety. I chyba bardziej nawet plotkowali, gównie na temat tych wyżej wymienionych właśnie. Miał szczęście, że trafił na nią lub też ona na ten atlas, uściślając, otwierało to drzwi do całkiem nowych możliwości. Wyglądał nienagannie, przystojnie, chociaż zupełnie nie interesował ją pod kątem relacji damsko-męskich. Nie omieszkała zlustrować go jednak wzrokiem, błękitne tęczówki bezwstydnie przesunęły po jego twarzy, a blondynka uśmiechnęła się uroczo, niewinnie i dygnęła delikatnie na przywitanie, kiwając głową w odpowiedzi.
- Ciesze się, że Cię widzę, Stanley. Nie, perfekcyjnie przed czasem, nie kazałeś na siebie czekać. - zaczęła w odpowiedzi, wzruszając delikatnie ramionami, co wprawiło w ruch materiał lekkiej sukienki. Jakichś przechodzeń uśmiechnął się w ich stronę, mówiąc zaraz "dzień dobry", widocznie pracował w Ministerstwie. Odpowiedziała oczywiście, obdarzając go przez kilka sekund całą swoją uwagą, chociaż był tylko niewiele znaczącym parobkiem wśród szarej mały absolutnie nieobchodzących ją bytów. Marnował jej czas, który teraz zamierzała poświęcić grzybom i Borginowi. Mogła, ale nie chciała. Jej plan był doskonały, zabezpieczał ich na wypadek wszelkich spojrzeń i plotek. Te o romansie by zniosła, te o nekromancji, mogłyby zrujnować im życie. - Poczekaj, aż spróbujesz.
Najważniejsze w magicznym Londynie, to mieć znajomości. Miejsca, gdzie mogłeś zniknąć, a mówiono by, że wciąż tam byłeś. Jej ojciec uwielbiał ten lokal, dostarczał im trochę produktów, przez co miała tutaj odpowiednie traktowanie, a ojciec regulował rachunek, gdy przychodził tu w interesach. Kelner od razu wiedział, gdzie ich zabrać, ku jej zadowoleniu. Nie zwróciła uwagi na mężczyznę, nie zauważyła potencjalnego zdenerwowania lub niepewności. Usiadła wygodnie, zerkając na chwilę przez okno.
- Bo za tyle aktywuje się świstoklik. - wyjaśniła mu ze spokojem, przybierając już charakterystyczny dla siebie, chłodny i obojętny wyraz twarzy, pozbawiony kokieterii oraz niewinności. Ruchem głowy wskazała na leżący nieopodal przedmiot, a tym samym pozwoliła, aby mieniące się srebrnymi refleksami pasma, zakołysały się leniwie. Błękitne oczy wróciły uwagą do Borgina. A potem wrócił uczynny pracownik, zebrał zamówienie i jeszcze pochwalił wybór koniaku, obiecując, że przyniesie mu coś specjalnego. Oparła się wygodnie na krześle, zakładając nogę na nogę.
- Mają importowane alkohole, mój ojciec je dostarcza, więc na pewno będziesz usatysfakcjonowany. - powiedziała jeszcze, gdy kelner wychodził, brzmiąc całkiem pewnie. Jej ojciec znał się na trzech rzeczach: żegludze i handlu, alkoholu i interesach. Znacznie lepiej, niż chociażby na wychowywaniu dzieci lub na romansach, bo przecież nie miał drugiej żony.
Milczała, słuchając go ze spokojem, pozwalając sobie na wypuszczenie spomiędzy warg jedynie krótkiego mruknięcia, a jeden z kącików ust króciutko drgnął, unosząc się ku górze. A on wciąż o tym samym.
- No tak, przejrzałeś mnie. Zamierzam Cię szantażować i oznajmić, że teraz musimy wziąć ślub, a to jest randka. - odpowiedziała całkiem poważnie, teatralnie wzdychając. Zrobiła przy tym minę nieprzyzwoitą, ale i zawstydzoną jednocześnie, taką, jaką każdy facet uznałby za jednoznaczną. A potem nieco drgnęła, wywróciła oczami, wysuwając dłoń w stronę paczki, sięgając jednego z papierosów. Ah Ci mężczyźni, myślą tak prosto. - Oczywiście, że się mylisz. Nie chce niczego w zamian, mówiłam Ci już. - kontynuowała już poważnie, pozbawionym romantyzmu tonem, przesunęła palcami wolnej dłoni po włosach, podnosząc wzrok na jego oczy. - Dostrzegam potencjał płynący z naszej relacji i zaprosiłam Cię tu, aby sprawdzić, czy jesteś odpowiednią osobą. Sam wszak pytałeś o innych miłośników grzybobrania, prawda? - gdy końcówka papierosa zapłonęła, Cynthia zaciągnęła się, przymykając na chwilę oczy. Były dość mocne, odrobinę duszące, ale nie dała po sobie niczego poznać. Popalała bardzo okazjonalnie, ojciec twierdził, że damie niezbyt wypada. Kelner zapukał, wchodząc do środka z zamówionymi przez nich trunkami oraz przystawkami, a ona posłała mu delikatny, subtelnie zawstydzony uśmiech, przykładając palec do ust i poruszając papierosem. Wszystko, co w tym pokoju miało w nim zostać, nawet ojciec miał nie wiedzieć. A nie szczędziła tutaj napiwków. Chłopak przytaknął i wyszedł, po uprzednim przygotowaniu wszystkiego odpowiednio na blacie stołu. Pozbawiła papierosa żaru, strzepując go do kryształowej popielniczki. - Żyjemy w czasach, w których trzeba dbać o detale.
Dodała jeszcze, wyjaśniając tym samym pytanie o szopkę i sięgnęła po kieliszek ze schłodzonym winem. Poruszyła naczyniem, wprawiając płyn w ruch i powąchała, a potem zrobiła małego łyka, uśmiechając się pod nosem z zadowoleniem.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#4
19.10.2023, 21:52  ✶  

Co by nie mówić to Cynthia zachowywała idealnie pozory. Z perspektywy obserwatora wyglądała jak niewinne osoba, która nie była skłonna do niczego złego czy nawet groźnego. Pytanie na ile było w tym prawdy, a na ile gry? A jak już zdążył się przekonać, szło jej co najmniej nieźle.

Uśmiechnął się mimo wszystko słysząc, że nie kazał na siebie czekać. Borgin kiwnął głową do przechodnia, którego nie kojarzył za bardzo. Tego jednak wymagała szeroko pojęta kultura - skoro Flint mu odpowiedziała to kim on był aby nie zrobić tego samego? Zwłaszcza, że przecież nie przyszli tutaj robić nic złego, czyż nie? - Poczekam - zapewnił ją spokojnym głosem, chociaż wcale spokojny nie był. Też grał, a przynajmniej starał się to robić.

Wszystko miała przygotowane. Przypięte na ostatni guzik. Zupełnie jakby miała zaplanowaną każdą sekundę tego spotkania. To było zarazem imponujące, a z drugiej strony niepokojące. Taki obrót spraw powodował, że czuł się jeszcze bardziej jak jakieś zwierze zamknięte w klatce. Kiedy młody kelner skomplementował jego wybór, kiwnął do niego głową, a następnie powrócił swoją uwagą do Cynthii - No tak. Czysta perfekcja w dosłownym tego słowa znaczeniu - skomplementował jej dokładnie wyliczenia i kwestię świstoklika po kilku sekundach jak zniknął obsługujący ich mężczyzna. Wszystko wskazywało, że jednak nici z kolacji, bo szykowało się coś więcej, coś innego.

Zamrugał z dwa, może trzy razy szybciej. Co Ty bredzisz... O ile w szantaż mógł uwierzyć, tak w jakieś ustawianie śluby nie bardzo... Chociaż raczej chciał w to wierzyć, niż to robił. Jej pewność siebie i reakcja sprawiała, że mimo wszystko się wahał. Na szczęście szybko rozmyła jego obawy, a ta scenka to był zwykły teatrzyk, który co by nie mówić, wyszedł dobrze. To też nie było tak, że Flint była brzydką kobietą - nic z tych rzeczy. Jej włosy wpisywały się do listy upodobań Borgina, co od razu dawało jakąś przewagę - Ludzie mówią dużo rzeczy, a ja mimo wszystko chciałbym pożyć jak najdłużej - zapewnił ją - Potencjał... Heh... Pytałem, to prawda. Nie da się tego ukryć - dodał, odpalając sobie papierosa. Potrzebował tego, wszak pozwalało mu to na zachowanie spokoju.

Zaciągnął się, a wtedy do środka wszedł kelner. Stanley podziękował mu za to wszystko i od razu sięgnął po szklankę z alkoholem. Trunek pachniał znakomicie, a smakował jeszcze lepiej. Nawet nie chciał zastanawiać się ile to może kosztować, ponieważ najpewniej nie wypłaciłby się do końca świata - Żyjemy też w czasach gdzie trzeba się ukrywać przed wszystkimi... I wszystkim - dopowiedział do słów Cynthii - Uchylisz chociaż rąbka tajemnicy? Może coś więcej powiesz czy będziesz napawać tym faktem, że nic nie wiem? - zapytał, strzepując popiół do popielniczki. Im dłużej rozmawiali, tym mniejszy miał apetyt na jedzenie czegokolwiek. Dużo bardziej posmakował mu koniak, który został mu zaserwowany. Stanley miał tylko nadzieję, że nie zostały tam dorzucone żadne "dodatki" - tych przecież nie byłby w stanie rozpoznać wśród swoich kubków smakowych, wszak alkohol wszystko przysłaniał.

- Ile zostało nam czasu? - zapytał, gasząc papierosa w przeznaczonym do tego miejscu, pozwalając sobie wypuścić solidną chmurę dymu. Nie odżywał się nic więcej na razie, a obserwował swoją rozmówczynię i co jakiś czas sięgał do szklanki. Chęć zwilżenia ust była większa, niż silna wolna aby tego nie robić. W tym momencie nawet nie był pewien dlaczego tak było - czy to stres czy cokolwiek innego.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#5
25.10.2023, 02:35  ✶  
Skoro Stanley oceniał ją w ten sposób, musiała być naprawdę zdolna, opanować sztukę socjalnego kamuflażu do perfekcji. I uznałaby to za olbrzymi komplement. Im mniej ludzie wiedzieli o człowieku, tym mniej znali jego słabych punktów, a w dzisiejszych czasach, tak było zwyczajnie bezpieczniej. Była więc rozkoszna, miła i nieco przygłupia, tak, aby wpasować się w standardy narzucone kobietom przez społeczeństwo. Paskudnie niesprawiedliwie, ale walcząc o awans i święty spokój, musiała się dostosować. Jej błękitne oczy przyglądały mu się uważnie zza miłych i grzecznych iskierek, jakby próbowała doszukiwać się w jego twarzy wskazówek. Tylko do czego? On też się przecież dopasował, tylko na swój sposób. Sytuacja, w której się znalazł, nie mogła być dla niego komfortowa, widziała to w każdym geście, każdym błysku w oczach.
Na jego słowa przekręciła głowę na bok, jasne pasmo spłynęło leniwie w dół, łaskocząc szyję i okolice dekoltu, a dziewczyna uniosła ku górze kąciki ust, jakby faktycznie, była to forma najlepszego z możliwych komplementów. Uwielbiała być zorganizowana, mieć kontrolę i możliwość na każdy scenariusz, który była w stanie przewidzieć jego głowa.
- Ciesze się, że jesteś zadowolony. - odparła jedynie niewinnie, przenosząc na chwilę wzrok na kelnera, jakby tylko czekała, aż wyjdzie. Ta restauracja była najlepszym, najbezpieczniejszym wyborem dla ich sprawy, ale nie mogła domknąć jej tutaj. Śluby nie były jej w głowie, ale głupie społeczeństwo najlepiej przyjmowało wymówki lub tłumaczenia związane z jakimś tajemniczym romansem, lub inną głupotą, jakby tylko do tego kobiety z magicznego Londynu były stworzone. Idealne wyczucie na przyniesienie alkoholu, doprawdy.
- I to, Drogi Panie Borgin punkt, na którym warto się skupić. - pochwaliła jego wybór w kwestii pozostania przy życiu i zapewne poza ścianami Azkabanu, do którego grzybobrania mogły prowadzić. Upiła trochę chłodnego wina, zwilżając wargi, przyglądając się, jak para osiada na zamarzniętym szkle, tworząc mozaikę. - Wiele rzeczy da się ukryć, jeśli bardzo się chce.
Skwitowała jedynie z delikatnym wzruszeniem ramion, podnosząc na niego spojrzenie, które ostatecznie powędrowało w stronę dymu, który unosił się z palonego przez mężczyznę papierosa. Brew jej delikatnie drgnęła na stwierdzenie o napawaniu się, jednak tego bezpośrednio zdecydowała się nie komentować. - To niespodzianka. Musisz mi zaufać, dać się porwać.
Ryzyko było zbyt duże, aby rozmawiać tu o sprawach ważnych i ważniejszych, zwłaszcza że kelner kręcił się niemiłosiernie, przynosząc im teraz zamówione dania. Dziewczyna podziękowała mu za doskonałą obsługę, wsuwając w dłoń kilka galeonów i puszczając oczko po tym, jak dodała "To wszystko.". Przysuneła trochę krzesło, łapiąc za sztućce.
- Powinieneś spróbować, naprawdę doskonałe. - rzuciła pogodnie, nabierając na widelec odrobinę risotto z grzybami, które wybrane przez nią wino, doskonale podkreślało. Wiedziała, że nie zdążą zjeść lodów. Jego pytanie sprawiło, że przeniosła wzrok na zegarek.
- Osiem minut. - mówiła spokojnie, chociaż nieco bardziej naturalnie, głosem pozbawionym wyuczonej słodyczy i niewinności. Kolejna porcja risotta zniknęła popita trunkiem. Cała porcja była zbyt duża na nią samą, ale fakt, że była od śniadania tylko na kawach, nieco napędził apetyty. Zostało mniej więcej pół, gdy odłożyła sztućce i wytarła usta serwetką, którą potem odłożyła na bok. Dopiła wina, znów zerkając na zegarek. Niewielka figurka na parapecie drgnęła, a Cynthia wstała, przekładając płaszcz przez ramię oraz łapiąc torebkę. Odgłos uderzających o podłogę obcasów rozniósł się echem, gdy zbliżyła się do świstoklika, którego złapała w dłoń. Druga wyciągnęła w stronę mężczyzny, wbijając w niego spojrzenie.
- Idziesz, czy zmieniłeś zdanie? - zapytała cicho, dając mu wolny wybór. Nie zamierzała go do niczego zmuszać, chociaż podświadomie, znała przecież odpowiedź.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#6
01.11.2023, 19:23  ✶  

Czy był zadowolony? Ciężko było stwierdzić. Na pewno nie byłby zadowolony na jakiś ustawiany ślub, a jeszcze bardziej na to jakby ktoś zaczął coś gadać na jego temat i jeszcze by te kłamstwa doszły do pewnych osób. To przecież było spotkanie czysto biznesowe - ona miała interes, a on musiał jej wysłuchać, nie mając zbytnio wyboru.

Wsłuchiwał się w słowa swojej rozmówczyni, zwłaszcza kiedy trzeba było się na tym skupić. Dobrze, że go ostrzegła - zupełnie jakby wiedziała, że miał sposobność do tego aby nie słuchać wtedy gdy nie miał na to chęci albo temat był nieinteresujący - Tak,  da się ukryć ale nie bardzo kiedy ktoś cytuje Twoje własne słowa, nie? - zapytał retorycznie. Oczywiście, że dało się ukryć wiele rzeczy. Najprościej jednak ukrywało się rozmówcę, a raczej jego ciało zaraz po tym kiedy takiej osoby się pozbywało z tego świata.

Raz jeszcze się zaciągnął, powtarzając jej słowa głowie - musisz dać się porwać... Pokiwał głową na zgodę. W końcu nic innego mu nie pozostało jak Cynthia nie chciała uchylić rąbka tajemnicy - Niech tak zatem będzie - rzekł. To, że kelner kręcił się nad wyraz dużo, to był fakt. Jakby ktoś się uparł to mógłby go osądzić o próby podsłuchiwania, chociaż podobno była to zaufana restauracja.

Z początku nie wziął swoich sztućców, a jedynie obserwował jak Flint spożywa swoje danie. Stanley wziął za to łyk alkoholu i dopiero po jakichś dwóch czy trzech minutach spróbował swojego posiłku. Nie był najgorszy ale też nie było to coś co mógłby jeść na co dzień. Jakoś specjalnie nie trafiał w jego gusta i guściki, czego nie można było powiedzieć o rudawym trunku - To nie jest zbyt dużo czasu - skwitował, nabierając kolejny kawałek grzyba na swój widelec. Borgin wyglądał trochę jak te małe dzieci co wybrzydzają i szukają to co smaczniejszych kąsków wewnątrz ich talerza.

Obserwował bacznie jak się podniosła i ruszyła po swój płaszcz z torebką. Sam uczynił to kilka sekund później, uprzednio wycierając usta w serwetkę. Założył swój płaszcz, rozglądając się raz jeszcze i pewnie ostatni po tym lokalu. Słysząc jej pytanie, zawahał się przez moment. I o ile nie dotyczyło to samej kwestii opuszczenia tego miejsca, tak rozmyślał nad tym czy aby na pewno nie chce wziać jeszcze łyka tego trunku. Jako, że chciał - to tak też zrobił. Podszedł do stolika, zakręcił szklanką i napił się z niej - Idę. Czemu miałbym zmienić zdanie? - odparł, podchodząc do niej. Złapał ją za dłoń. Borgin był bardzo ciekaw jakie atrakcji dla nich przygotowała jeszcze Cynthia, bo według jej słów, warto było poczekać na rozwój wydarzeń. Stanley tylko się modlił, aby nie było to nic podejrzanego.


Koniec sesji


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (1997), Stanley Andrew Borgin (1519)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa