• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Klinika magicznych chorób i urazów v
1 2 Dalej »
[06/05/1972] Kafeteria, Klinika magicznych chorób i urazów || Cameron & Heather

[06/05/1972] Kafeteria, Klinika magicznych chorób i urazów || Cameron & Heather
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
04.08.2023, 03:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:08 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

—06/05/1972—
Kafeteria, Klinika magicznych chorób i urazów
Cameron Lupin & Heather Wood



Ogólnie rzecz biorąc, Cameron nie uchodził za zbyt zorganizowaną osobę. Należał raczej do osób spontanicznych, które często pozwalały sobie na to, aby po prostu płynąć z prądem i pozwolić, aby to inni wytyczali mu ścieżkę, którą miał pokonać danego dnia. Beltane jednak sporo zmieniło w jego nawykach, chociaż minęło zaledwie kilka dni. I zwłaszcza w stosunku do Heather Wood, która wylądowała na oddziale, aby dojść do siebie po potyczce z siłami Czarnego Pana.

Lupin dosłownie nie potrafił przestać o niej myśleć. Bez względu na to, czy akurat przyjmował nowych pacjentów, odprawiał starszych, pracował w magazynie, czy też pomagał w przygotowaniu nowej partii eliksirów... Ruda cały czas krążyła mu po głowie. Nie na tyle, aby zupełnie nie nadawał się do pracy, ale na tyle wystarczająco, że większość swoich przerw spędzał w jej okolicy, aby mieć ją na oku.

— Wiem, że raczej nie na to liczyłaś — skomentował, pchając wózek inwalidzki ze swoją przyjaciółką przez korytarze szpitala. — Ale zabranie cię poza szpital to jak samobójstwo. Co by było, gdybyś wpadła komuś pod miotłę? Mogłabyś umrzeć, a ja wylecieć z pracy! Pośmiertnie, bo pewnie bym do ciebie dołączył chwilę później.

Wykręcił wózkiem w bok, co by uniknąć zderzenia z unoszącą się w powietrzu noszą, na której spoczywała kobieta w średnim wieku. Chłopak skręcił do wolnej windy i wcisnął przycisk, który miał ich zabrać na niższe piętra placówki medycznej.

— Obawiam się, że kafateria na parterze, to obecnie szczyt twoich możliwości pod moimi skrzydłami — stwierdził, poprawiając białą szatę lekarską. Teoretycznie skończył już na dzisiaj swój dyżur, jednak sytuacja w szpitalu dalej była nieco napięta, toteż lepiej, żeby był w pogotowiu. Poza tym tak czy siak kręciłby się po budynku szpitala, jak nie w kafeterii, to na sali, na której leżała Heather.

Po kilku minutach tułaczki dotarli na miejsce i zajęli stolik przy oknie z widokiem na ulicę. Z tej perspektywy w ogóle nie widać, że cokolwiek się wydarzyło, pomyślał. Wydarzenia ostatnich dni wpłynęły na ludzi, ale nie na samo miasto. Londyn trwał i zapewne trwać będzie, dopóki i jego nikt sobie nie obierze za cel.

— Wyjątkowo pozwolę ci odpuścić sobie szpitalną dietę. — Uśmiechnął się do Rudej wspaniałomyślnie, podsuwając jej stosunkowo krótką kartę dań. — Na co masz ochotę? Tym razem ja stawiam.

Szpitalna knajpa – o ile można było ją tak nazwać – była zdecydowanie bardziej na jego kieszeń, niż ekskluzywna restauracja w centrum.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
04.08.2023, 08:52  ✶  

Tygodniowe położenie Wood w szpitalu było czymś, co zupełnie wybiło ją z rytmu. Wiedziała, że to dla jej dobra, jednak jej narwany charakter nie do końca to akceptował. Nie znosiła siedzieć bezczynnie na tyłku, a w szpitalu nie miała zbyt wiele do roboty. Policzyła wszystkie liście na drzewie, które znajdowało się za oknem już pierwszego dnia. Przespała też dużą część czasu, nie potrafiła sobie znaleźć innego zajęcia.

Na całe szczęście w tym nieszczęściu było i trochę pozytywów. Cameron pracował w Mungu, mogła widywać go częściej. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna wykorzystywać ich bliskiej znajomości do tego, aby zajmował się nią jakoś bardziej niż pozostałymi pacjentami, jednak korzystała z tej możliwości. Przez Beltane czuła za nim dziwną tęsknotę, sama nie miała pojęcia dlaczego - skoro widywała go codziennie. Ciągle jednak chciała więcej, najlepiej by było, gdyby spędzał z nią każdą minutę - wiedziała jednak, że jest to niemożliwe.

Ogromnie się więc ucieszyła, kiedy ją odwiedził. Najwyraźniej jej list nie przeszedł bez echa, bo pojawił się na jej sali z wózkiem inwalidzkim, co oznaczało wycieczkę! Nie mogła sobie wymarzyć lepszej rozrywki w tym miejscu. - Fakt, myślałam, że pojedziemy na Pokątną na jakieś dobre ciastko i kawę, ale masz rację to może być ryzykowne, gdy jestem w takim stanie. Na całe szczęście ty zawsze byłeś trochę bardziej odpowiedzialny ode mnie. - Lupin był dobrym kompanem do szaleństw, jednak potrafił stwierdzić, kiedy coś jest nie do końca odpowiednie z czym Ruda miewała problemy.

- Śmierć pod czyjąś miotłą brzmi słabo, zdecydowanie nie jest to sposób w jaki chciałabym umrzeć. - Dodała szczerze. Wood raczej wyobrażała sobie, że zginie w walce o słuszną sprawę, a nie poturbowana przez magiczny patyk.

Była pełna podziwu dla umiejętności Camerona związanych z prowadzeniem wózka inwalidzkiego. Musiał spędzić trochę czasu wożąc pacjentów, bo profesjonalnie unikał wszystkich przeszkód, jakie znajdowały się na drodze. - Nie liczy się miejsce, a towarzystwo. - Uśmiechnęła się jeszcze, chociaż Lupin pewnie nie dostrzegł tego uśmiechu, skoro znajdował się za nią.

Jakoś udało im się dotrzeć do kafeterii. Cieszyło ją to, mimo, że miejsce wcale nie należało do jakichś górnolotnych, wszak była to miła odmiana od szpitalnego łóżka. - Dziękuję za podwózkę. - Rzekła jeszcze, kiedy zaparkował wózek inwalidzki przy stoliku. Przeniosła spojrzenie na ulicę, która znajdowała się za oknem. Ludzie nadal gnali, jak wcześniej, a dla niej czas się zatrzymał. Nie wszystkich dotyczyły wydarzenia, które zdarzyły się podczas Beltane.

- Jaki jesteś dla mnie dzisiaj łaskawy. - Na samą myśl o szpitalnej diecie robiło jej się niedobrze. Sięgnęła po kartę, którą przesunął w jej stronę Cameron. - Zdecydowanie coś słodkiego, jakieś ciasto z owocami najchętniej. - Dopiero wtedy jej wzrok skierował się na menu. - i lody! Marzyłam o lodach. - Odparła z nieukrywanym entuzjazmem, gdy zobaczyła taką pozycję na liście.

- Dzięki, że mnie tutaj zabrałeś, to wiele dla mnie znaczy. - Uniosła spojrzenie znad menu i przyglądała się uważnie Lupinowi, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Właściwie to trochę poczuła się, jakby wcale nie leżała w szpitalu, chwilowy powrót do normalności i nie przeszkadzał w tym wcale fakt, że miała na sobie pidżamę.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
14.08.2023, 00:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.09.2023, 23:13 przez Cameron Lupin.)  

— Pójdziemy — obiecał bez wahania. — Kiedy już będziesz mogła chodzić, nie krzywiąc się przy co drugim kroku, jak podczas spaceru do łazienki przed weekendem

Wprawdzie z oczywistych względów nie mógł przebywać na sali Rudej przez cały swój dyżur, jednak nie oznaczało to, że nie miał na nią oka. W tym wypadku nie musiał nawet zbytnio wykorzystywać swojego naturalnego uroku osobistego. Nawet sam był zdziwiony, bo praktycznie wystarczyło się uśmiechnąć i tyle.

Pielęgniarki lubiły gadać, a zdarzenia na Beltane były na tyle tajemnicze i... dramatyczne, że nawet personal medyczny nie potrafił powstrzymać się przed plotkowaniem i spekulacjami. A obecność na oddziale brygadzistki, która była w samym środku walki i na dodatek była gwiazdą społeczności czarodziejów, jeszcze wzmagała chęci do rozmów.

— Jak tak o tym myślę, to byłaby z tego niezła ironia losu — stwierdził z krzywym uśmiechem, śmiejąc się nieco nerwowo. — Biorąc pod uwagę twoje zainteresowania i karierę sportową. Już widzę te nagłówki: „Była szukająca Harpii z Holyhead ginie pod trzonkiem Nimbusa 1971! Artykuł na stronie 2!”.

Pokręcił głową, a gdy już rozsiedli się w kafeterii, wysłuchał w skupieniu zamówienia Rudej, aby po chwili ruszyć do kasy. Słodkości... Słodkości... I jeszcze raz słodkości. Z tego, co się orientował, na dziewczynę nie czekały żadne ważne testy, więc może faktycznie spróbowanie czegoś innego by jej nie zaszkodziło. Święty Mung obfitował w cuda, do jakich dochodziło na salach operacyjnych czy na oddziałach ratunkowych, jednak jedzenie wydawane pacjentom nie było szczytem marzeń.

— Bardzo proszę, bohaterko — zapowiedział, stawiając przed nią, niczym profesjonalny kelner tackę z logo szpitala, na której znalazło się ciastko z kremem i owocami na talerzyku, szklany pucharek z lodami oraz kartonik z sokiem pomarańczowym. — Smacznego.

Wrócił na swoje miejsce. Dla siebie wziął paczkę herbatników czekoladowych i filiżankę herbaty owocowej.

— Ja też — odwzajemnił uśmiech, ściskając lekko jej dłoń. — Mam wrażenie, że od Beltane panuje jeden wielki chaos. Gdyby nie to kryzysowe centrum medyczne w Dolinie, to pewnie byłoby tu jeszcze gorzej. — Wzdrygnął się na samo wspomnienie o warunkach, w jakich musiał wręcz z Florence Bulstrode leczyć ocalałych po sabacie. — Wolę widzieć cię tutaj, niż tam, jeśli mam być szczery. Przynajmniej jesteś bezpieczna.

Na tyle, o ile, pomyślał gorzko. To, co go odróżniało od Heather i Charliego było to, że nie miał zbyt wielu problemów z tym, aby pozwolić, żeby ważne wydarzenia odbywały się bez jego udziału. Chciał się trzymać jak najdalej od centrum zdarzeń, zwłaszcza jeśli były nim takie jatki, jak ta, do której doszło w Dolinie Godryka pod wodzą Czarnego Pana i jego Śmierciożerców. Było to samolubne, ale cieszył się, że na razie odsunięto Rudą od zadań służbowych. Może szczęście jej dopisze i wróci do aktywnej służby, gdy w Ministerstwie Magii najgorsza burza dobiegnie końca?

— Wiesz już, co będzie, gdy stąd wyjdziesz? — spytał z zaciekawieniem, ale dopiero po chwili zreflektował się, że nie doprecyzował. — To znaczy... Wracasz do rodziców, czy masz jeszcze coś innego na oku?

Osobiście podejrzewał, że matka Heather mogła mieć w tej kwestii całkiem sporo do powiedzenia, ale wolał nie zakładać z góry pewnych oczywistości. Ruda była uparta, a pobyt w szpitalu mógł rozbudzić jej kreatywność. A może rodzina chciała ją wysłać gdzieś na wieś lub za granicę do dalszej rodziny, co by doprowadziła się do porządku w... bezpiecznym kraju? Cameron nieco zbladł na tę myśl.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#4
14.08.2023, 18:05  ✶  

- Co drugim kroku? Dałabym sobie rękę obciąć, że to było co trzeci krok... - Uśmiechnęła się promiennie do przyjaciela. Jednak wzięła sobie do serca obietnicę o tej wizycie w cukierni i skorzysta z tej deklaracji w najmniej odpowiednim momencie. Kolejna karta, którą będzie mogła wyciągnąć niespodziewanie.

Zdawała sobie sprawę z tego, że Lupin robi co może aby mieć ją na oku. Naprawdę czuła się bardzo dobrze zaopiekowana, chyba nikt się nigdy jeszcze tak o nią nie troszczył. Ułatwiał to na pewno fakt, że Cameron pracował w Mungu i naprawdę mógł jej poświęcić wiele czasu. Ba, nie musiał być obok, żeby mieć ją na oku, a ściany w tym przypadku miały i uszy.

- Nie, nie, nie! - Zaprzeczyła trzy razy, żeby miał pewność, że się z tym nie zgadza. - To nie byłaby strona druga, tylko pierwsza mój drogi. Gwarantuję Ci. - Humor miała całkiem niezły i była skora do żartów mimo tego, że nadal nie do końca wróciła do zdrowia. Zmrużyła na moment oczy, bo przypomniała sobie, że wtedy podczas Beltane taka sytuacja miała miejsce. - Nie wiem, czy Ci wspominałam, ale wiesz, tam, kiedy oni nas atakowali, jeden z tych pajaców zaczarował moją miotłę i dostałam nią w łeb, kiedy czołgałam się po ziemi. - Zmieniła ton na bardziej poważny, właściwie to nikomu jeszcze jakoś dokładniej nie opowiadała o tym, co się wydarzyło. Poza nią widzieli to jedynie brat Brenny i Charlie.

Odprowadziła go wzrokiem, kiedy udał się po zamówienie. Jeszcze chwila, a wreszcie zaspokoi swój głód. Szpitalne jedzenie, było dosyć specyficzne, mimo, że Heath zawsze miała ogromny apetyt, który trudno było zaspokoić to wolała, żeby kiszki grały jej marsz niż jeść to, co było przygotowywane w kuchni.

Oczy jej się zaświeciły, kiedy zobaczyła zawartość tacki, którą przyniósł jej Lupin. Ogromny uśmiech pojawił się znowu na jej twarzy, nie mogła się doczekać, kiedy zje to wszystko. Żołądek miała zdrowy w przeciwieństwie do innych części ciała, więc na spokojnie mogła się uraczyć tymi słodyczami.

Pierwszą rzeczą po którą sięgnęła był pucharek z lodami. - To wygląda pięknie! - Jak na te warunki, ale tego nie dodała. Wzięła łyżeczkę w dłoń i zaczęła jeść. Zajadała się lodami dłuższą chwilę, kiedy dostrzegła, że on postawił raczej na zdecydowanie skromniejsze zamówienie. - Herbatniki? Tylko? Może zjedz ciastko, bo mi głupio, że ja się tak obżeram. - Powiedziała z pełną buzią. Przesunęła nawet talerzyk w jego stronę, żeby się poczęstował.

- Dużo osób oberwało. Masz prawdziwy test bojowy, może dzięki szybciej skończysz staż i będziesz mógł już działać na własną rękę. - Na pewno mieli ręce pełne roboty i pozwalali stażystom na więcej, skoro czasu było mało. Może więc i Cameron coś zyska na tym zamieszaniu? - Też się cieszę, że tutaj trafiłam. - Po chwili dotarło do niej, że nie brzmiało to specjalnie dobrze. Na uścisk dłoni zareagowała uśmiechem, właściwie to nie schodził on znowu jej z twarzy. - Znaczy wiesz, nie chodzi o to, że się cieszę, że jestem w szpitalu, tyle, że akurat w tym twoim. - Próbowała jeszcze wyjaśnić o co dokładnie jej chodziło. - Nie wiem tylko, czy gdziekolwiek możemy czuć się bezpieczni. Skoro zaatakowali sabat, co powstrzymuje ich przed zaatakowaniem szpitala? - Podzieliła się z nim jeszcze swoimi obawami, bo właściwie jaką mieli pewność, że zaraz nie wejdzie tutaj kilku śmierciożerców i nie zaczną zabijać kogo popadnie jak to mieli w zwyczaju.

- Hmm. - Pomyślała przez chwilę. Nie miała pojęcia, co będzie, gdy stąd wyjdzie. Wiedziała tylko tyle, że do końca miesiąca nie będzie pracować, mieli ją też wypuścić jutro, albo pojutrze, jeśli wszystko będzie w porządku. Cały miesiąc najprawdopodobniej spędzi na rehabilitacji, aby wrócić do pełni sił i do pracy. - Nic mi nie wiadomo o tym, żeby matka chciała mnie gdzieś odesłać. Zresztą tylko by spróbowała... - Heath powoli kończyła swój pucharek z lodami. - Nie zamierzam stąd wyjeżdżać Camiś, zresztą czeka mnie rehabilitacja, myślę, że nigdzie nie będę miała lepszej opieki niż tutaj. - Ton jej głosy był dosyć stanowczy, właściwie dobrze, że Lupin poruszył ten temat, bo kto wie, co mogli wymyślić jej starzy.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
13.09.2023, 19:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.09.2023, 15:43 przez Cameron Lupin.)  

— Ty dostałaś po głowie? — Uniósł wysoko brwi. — Czy twoje miotły nie są jakoś zaklęte? Pamiętam, że w szkole potrafiły do ciebie przylatywać praktycznie za pstryknięciem palca.

Nie podobało mu się to. Każda czarodziejska rodzina miała jakiś talent; niektóre bardziej widoczne, niż inne. Cameron zawsze lubił myśleć, że tego typu zaklęcia były potężniejsze od innych. W końcu krew grała dużą rolę w ich społeczeństwie, czyż nie? A teraz dowiadywał się, że pierwszy lepszy czarnoksiężnik był w stanie przeładować umiejętności magiczne Heather.

— To tak nie działa. I nie skończy się zbyt szybko — mruknął z kwaśną miną.

Minęło zaledwie kilka miesięcy, odkąd zdecydował się podjąć staż w szpitalu św. Munga. Wprawdzie ostatnie tygodnie obfitowały w całą masę zdarzeń, jednak nie przyspieszało to w najmniejszym stopniu tego, że Cameron po prostu na tym etapie nie miał wystarczająco wiedzy, aby wyrwać się z ograniczeń, jakimi obłożeni byli praktykanci. Nawet gdyby został awansowany przez nadzwyczajną sytuacją w kraju wywołaną przez działania Czarnego Pana, wiązałoby się to raczej z uwiązaniem na smyczy szpitala.

Bądź co bądź, jeśli sytuacja była tak... niepokojąca, jak wskazywało Beltane, to nikt przy zdrowych zmysłach nie pozbędzie się osób, które mogłyby pomóc na miejscu. To samo zresztą pewnie tyczyło się Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Teraz, gdy niebezpieczeństwo objawiło się jeszcze bardziej bezpośrednio niż kiedykolwiek wcześniej, zapotrzebowanie na brygadzistów i aurorów jedynie wzrośnie. A jeśli do tego Śmierciożercy kontynuują swoje prowokacyjne ataki, to szpital także będzie potrzebował każdego pracownika.

— Chociaż nie miałbym nic przeciwko temu, aby po roku pracy przejść na pełnoprawną emeryturę i spędzić resztę życia na tropikalnej wyspie, tak chyba będziemy musieli z tym poczekać — kontynuował swój wywód, uśmiechając się coraz szerzej i szerzej. — Przynajmniej od czasu, aż nie wymyślę leku na jakąś popularną chorobę. Czy eliksir pieprzowy oficjalnie liczy się jako lekarstwo na przeziębienie, czy tylko leczy objawy? Chyba powinienem celować w coś prostego, niż jakieś... choroby genetyczne, czy coś w tym rodzaju.

Skrzywił się lekko na myśl, że mógłby coś zepsuć w tej dziedzinie. Ta dziedzina była dużo trudniejsza niż zwykłe ważenie eliksirów, czy przygotowywanie mikstur na grypę. Poza tym... Zdębiał, gdy usłyszał o potencjalnym ataku na szpital. Wbił w Heather skonfundowane spojrzenie. W najśmielszych snach nie pomyślałby o tym, że to placówka medyczna mogłaby się stać celem Śmierciożerców. Przecież to kompletnie mijało się z celem! Nie leczyli tylko ludzi mugolskiego pochodzenia, leczyli czarodziejów o każdym statusie społecznym w tym czystokrwistych. Nie zdziwiłbym się, gdyby nawet ktoś z tych złych się tu obecnie leczył, pomyślał z przekąsem. Czy Czarny Pan faktycznie mógłby wskazać Munga, jako kolejny cel swojej organizacji?

— Nie podoba mi się ta myśl — stwierdził, nie wiedząc, jak mógłby uspokoić Rudą. Spędziła kilka dni na oddziale. Widziała, jakie mają tu zabezpieczenie. Pielęgniarki mogły powstrzymać kilku pijaczków lub reporterów, ale nawet te kobiety musiałyby się ugiąć pod siłą czarnej magii, gdyby przyszło co do czego. — Może nie będą chcieli sobie robić dodatkowych wrogów? Nie może ich być aż tylu, aby sprzeciw całej społeczności nie zrobił na nich wrażenia, prawda?

Dalej wpatrywał się w Heather, szukając odpowiedzi w jej spojrzeniu. To ona na własne oczy widziała oddziały Śmierciożerców w akcji, a nie on. Czy można było założyć, że mieli przytłaczającą przewagę nad ludźmi, którzy po prostu chcieli mieć święty spokój lub otwarcie im się sprzeciwiali?

— W takim razie będziesz musiała dać z siebie wszystko na rehabilitacji — odezwał się metalicznym głosem, który brzmiał, jak poszczekiwania starego psa. — J-ja... Ja nie mogę cię chronić, gdy jesteś w pracy. — Odchylił się na krześle, drapiąc się po policzku. — P-po prostu nie umiem. Nie znam się na tym. W-więc jedyne co mogę z-zrobić, b-bez w-wywiezienia cię na jakieś o-o-odludzie to upewnienie się, że będziesz gotowa rozwalić k-kilka łbów.

Mówił całkowicie na poważnie i ze świecą było szukać jakiegokolwiek podtekstu w jego słowach. Skoro zamierzała tu zostać i kontynuować współpracę z departamentem po ukończeniu leczenia, to musiała pokazać, na co ją stać. Podobnie jak on. Będzie musiał zasięgnąć rady u kilku rehabilitantów. Może zasugerują mu, jak pokierować dalej leczeniem Wood, co by wróciła do pełni sił.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
14.09.2023, 11:08  ✶  

- No właśnie, że są. One przylatują na moje zawołanie, ale to nie wystarczyło. Tamten typ wypowiedział jakieś zaklęcie i moja miotła, moja własna miotła uderzyła mnie w łeb. - Widać było, że nie mogła tego przeboleć. Bardzo ją to zirytowało, bo przecież te miotły to były najlepsze z mioteł dostępnych na rynku, jej rodzina umiała je zaczarować tak, że reagowały na właściciela w każdym momencie. Gdy przyszło co do czego, to ją zawiodła. Mocno ją to rozczarowało.

- Nie ma jakiegoś trybu przyspieszonego dla wschodzących gwiazd wśród uzdrowicieli? - Pytała zupełnie szczerze, bo nie miała zielonego pojęcia, jak to wyglądało w Mungu. Jej zdaniem Cameron już dawno powinien otrzymać możliwość bycia prawdziwym uzdrowicielem, a nie jakimś tam stażystą. Już tyle razy ją składał, nadal była w jednym kawałku, że zdecydowanie powinien znajdować się wyżej w hierarchii szpitalnego personelu. W oczach Wood był prawdziwym profesjonalistą i nikt nie zmieni jej zdania, żadna Florence Bulstrode, która się szarogęsiła w Mungu, czy jeszcze ktoś inny.

Wybrali sobie pracę w takich branżach, które były powiązane dosyć mocno z tym, co aktualnie działo się na świecie. Kamiś leczył wszystkich poszkodowanych, a Heather będzie musiała złapać winnych tej apokalipsie, która się wydarzyła. Wszystko było powiązane, spodziewała się, że mogą się przez to wszystko mniej widywać, kiedy już wróci na służbę, bo każde z nich miało naprawdę dużo do roboty. Na całe szczęście ten najbliższy miesiąc będzie inny.

- To byłoby trochę nudne, wiesz? - Nie umiałaby sobie siebie wyobrazić w jednym miejscu przez tyle lat. Wood potrzebowała adrenaliny, zanudziłaby się na śmierć na tropikalnej wyspie. - Najważniejsze wiesz, to pracować tak, żeby zarobić, ale się nie narobić, widzę, że w dobrą stronę się kierujesz. - Oczywiście, że uważała, iż Cameron jest na tyle uzdoliony, że wymyśliłby lekarstwo na najbardziej złożone choroby czarodziejskiego świata, po co jednak miał się przemęczać?

Heather spoważniała, kiedy przeszli do tematu śmierciożerców. Cameron mógł dostrzec, że jest jak na siebie wyjątkowo przygaszona, najwyraźniej starcie podczas Beltane odcisnęło na niej piętno. - Też mi się nie podoba Kamiś. Oni są straszni, nie mają żadnych zahamowań. - Dodała spoglądając na niego swoimi niebieskimi oczyma. - Sama już nie wiem. Na pewno jest ich wielu. Oczywiście nie mówię, że pojawią się tu dzisiaj i wszystkich pozabijają, ale właściwie kto wie? Kto wie, co planuje Czarny Dzban? - No nikt, dlaczego więc cokolwiek miałoby go powstrzymywać przed zaatakowaniem takiego miejsca jak szpital, skoro wybrał sabat, na którym było pełno czarodziejów czystej krwi.

- Oczywiście, że dam z siebie wszystko. Muszę wrócić do pełni sił, albo nawet jeszcze bardziej popracować nad sprawnością, bo jak widać byli lepsi. Muszę być najlepsza Kamiś. - Nadal była śmiertelnie poważna. Zamierzała ich wszystkich powybijać, tylko musiała być pewna, że jej ciało będzie na to gotowe. Miała jeszcze trochę oleju w głowie. - Nie musisz mnie chronić, wiesz, że zawsze się jakoś wyliżę, jak teraz. Mogłam umrzeć, a tylko mnie trochę poturbowali. - Ruda była niepoprawną optymistką, jak widać na załączonym obrazku. - Co to w ogóle za pomysł, myślisz, że dałabym się gdzieś wywieźć? - Uśmiechnęła się do Camerona, bo rozumiała, czym się kieruje, jednak to było niemożliwe do wykonania. Wood nie da się zamknąć gdzieś w pizdu daleko. - Cieszę się, że o tym mówisz. Wierzę, że razem nam się uda doprowadzić mnie do porządku. Zresztą dziękuję ci, że tak się mną opiekujesz. - Mało kto mógł liczyć na takie wsparcie, jak ona.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
14.09.2023, 16:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.09.2023, 16:15 przez Cameron Lupin.)  

Współczuł Heather tego, co ją spotkało podczas Beltane w związku z przełamaniem oryginalnych zaklęć jej rodziny. Przez swój lęk wysokości starał się trzymać jak najdalej od mioteł i innych magicznych środków lokomocji powietrznej, tak nie musiał sobie dopowiadać zbyt wiele. Latanie było dla Rudej drugą naturą; widział to za każdym razem, gdy podczas szkolnych rozgrywek wskakiwała na miotłę lub, gdy odnosiła kolejne zwycięstwo dla Harpii. Nawet teraz gdy odeszła ze sportowego światka, zdarzało mu się dostrzec ten osobliwy błysk w oku, gdy miała okazję dosiąść kolejnego Nimbusa czy innego Zmiatacza w edycji limitowej.

— C-coś takiego już kiedyś się wydarzyło? W H-hogwarcie albo podczas treningów? — spytał z zaciekawieniem. Dziewczyna pewnie dużo lepiej rozpoznawała potencjalne zmiany w zachowaniu swoich mioteł, więc wolał zaufać jej intuicji i wspomnieniom. — M-myślałaś nad tym, żeby odwiedzić rodzinną pracownię? Pracujesz teraz dla M-ministerstwa, więc może uda im się jakoś dodatkowo zakląć twój sprzęt?

Zanim dobrze się namyślił, machinalnie pokręcił głową na pytanie Heather. To nie tak, że nie miał żadnych kwalifikacji, nie licząc dobrych wyników egzaminów szkolnych. Bądź co bądź, zanim zgłosił się do munga, wziął udział w kursie magii leczniczej i kursie zielarstwa, jednak to było zbyt mało, aby wstrzelić się na konkretne stanowisko. Czy mógł rzucić to wszystko w diabły i zostać obwoźnym uzdrowicielem, który podróżował od wsi do wsi? Jasne. Równie dobrze mógł się przenieść do rodzinnej apteki. Tylko, czy to był szczyt jego ambicji?

— O ile nie chcę skończyć w szałasie na odludziu, który przyjmuje pacjentów za trzy knuty, to raczej jestem uziemiony.

Westchnął cicho. Był młody, wszystko chciał mieć na już, ale niektóre kwestie były nieprzyspieszalne. W ciągu pół roku nie wyrobi sobie obycia w środowisku lekarzy, nie zdobędzie też koneksji wymaganych do współpracy z innymi oddziałami w szpitalu. Podobnie zresztą pewnie było w Brygadzie Uderzeniowej; w jeden dzień nie złapią Czarnego Dzbana, choćby nie wiadomo, jak się starali.

— Zależy, kto ma jaką definicję nudy — obruszył się Cameron. — Moglibyśmy mieć na tej wyspie tratwę, która zabierałaby nas na inną wyspę, gdzie byłyby bary, wesołe miasteczka i inne atrakcje. W końcu w tej egzotyce muszą na coś łapać turystów, co nie?

Również spoważniał, gdy dostrzegł, że Heather przestała się śmiać. Doceniał to, że brała niebezpieczeństwo na poważnie, jednak z drugiej strony poczuł lekkie ukłucie w sercu. Oboje byli tacy młodzi... Powinni mieć zupełnie inne problemy, niż to, czy w ciągu kilku dni nad tym szpitalem nie zawiśnie Mroczny Znak.

— Ten gość raczej nie zwraca zbytnio uwagi na konsekwencje swoich działań, dopóki osiąga swój cel — mruknął z niezadowoleniem. — Powiedziałbym, że blisko mu do kogoś zaburzonego, ale obmyślił jakiś tam plan. — Przewrócił wymownie oczami. — Słyszałaś jakieś plotki o tym, czemu w ogóle zaatakował akurat wtedy?

Cameron był nieobecny na Polanie Ognisk podczas ataku, toteż nie wiedział zbyt wiele o tym, co się tam konkretnie wydarzyło. Może był zbyt ciekawski, wypytując Rudą o tajemnice zawodowe, jednak chciał mieć lepszy pogląd na sytuację. Czy Czarny Pan był na tyle niezrównoważony, że po prostu zaatakował największe zbiegowisko czarodziejów na początku maja, czy też chodziło w tym wszystkim o coś więcej?

— Będziemy musieli znaleźć ci jakiegoś trenera z prawdziwego zdarzenia — stwierdził nieoczekiwanie, odpychając zazdrość względem ewentualnych kandydatów do tej roli. — Wolałbym cię nie wypuścić do kolejnej bitki z tymi chujkami, jak nie będziesz w szczytowej formie. A ja cię zbytnio ćwiczyć nie mogę. — Zaczerwienił się. — No... Chyba że chcesz ćwiczyć wspinaczkę na pale majowe. W tym zyskałem trochę doświadczenia.

Wzdrygnął się na samo wspomnienie. Cóż to była za żenada. Próba wygrania serca Rudej podczas tej konkurencji była z góry skazana na porażkę, ale mimo to spróbował. I przegrał. A potem znowu. I ponownie poniósł sromotną porażkę. Eh, może przyszłość będzie dla niego łaskawsza?

— Och, hahaha! Oczywiście, że nie! — zaśmiał się sztucznie na pytanie o wyjazd. — Wiem, że byś się nie dała. Po prostu, gdyby było to jedyne wyjście, nie pytałbym cię o zgodę. Transmutowałbym cię w jakąś duperelę i złapał pierwszy świstoklik za granicę. Zaraz po tym, to samo zrobiłbym z Charlesem.

Miło sobie czasem tak pofantazjować, pomyślał przelotnie. Raczej zabrakłoby mu odwagi, aby przeprowadzić tak złożoną akcję, jednak... Jak daleko byłby w stanie się posunąć, aby ocalić najbliższych przed ogniem nadchodzącej wojny domowej? Chyba tylko czas pokaże.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
14.09.2023, 22:22  ✶  

Sama Heather była okropnie rozczarowana tym, co wydarzyło się podczas Beltane. Rozumiała wszystko, jednak nigdy w życiu nie spodziewała się, że jej własna miotła uderzy ją w łeb. To był ogromny cios. Nie spowodowało w niej to jednak lęku - nie mogła się doczekać, kiedy ponownie wzbije się w powietrze i pofrunie do nieba. Brakowało jej ogromnie latania, w końcu robiła to prawie codziennie, a minął już prawie tydzień od kiedy ostatni raz trzymała miotłę w rękach. Zapewne wsiądzie na nią już za kilka dni, gdy tylko wyjdzie ze szpitala. Musiała spróbować, wierzyła też, że będzie to pomocne podczas rehabilitacji.

- Nigdy dotąd. To pierwszy raz, kiedy nie była mi posłuszna. - Miała wiele mioteł, jednak nigdy, przenigdy nie zdarzyło się, aby któraś jej nie słuchała. Jej ojciec tworzył je specjalnie dla niej, były inne niż wszystkie. Nigdy się na nich nie zawiodła i te ogólnie dostępne nie mogły im dorównać, tyle, że podczas Beltane coś poszło nie tak. - Tata pewnie zrobi mi nową, zwrócę mu uwagę na to, że powinien popracować nad nią porządnie i zdam relację z tego, co się przydarzyło. Czuję, że będzie mocno rozczarowany. - Wiedziała, że ojciec był naprawdę dumny ze swoich dzieł, najwyraźniej nie były jednak wcale takie doskonałe, jak mu się wydawało.

- Masakra, nie brzmi to kolorowo, chociaż szałas, w lesie, w wybornym towarzystwie? - Mrugnęła do niego porozumiewawczo. - Wiem, co czujesz, też jestem na najniższej pozycji, chociaż Brenna nie jest taka straszna jak ta twoja Bulstrode. Na początku się jej trochę bałam, wiesz, jest starsza i w ogóle, ale teraz naprawdę doceniam to, że na nią trafiłam. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej partnerki, można się przy niej sporo nauczyć, czasem nawet nagina zasady! - Dodała jeszcze. Rozumiała to, że Cameron musi przejść długą drogę, żeby zostać ordynatorem w Mungu, prędzej, czy później na pewno obejmie to stanowisko. Z jego zapałem to było możliwe.

- Pewnie tak. Przydałyby nam się chociaż krótkie wakacje. Może wybierzemy się na jakiś weekend do tego domku mojej matki? - Sama myśl o jasnobłękitnej wodzie i słońcu powodowała u niej bardzo przyjemne uczucie. Dobrze by było zrelaksować się chociaż na chwilę, z dala od ludzi, odpocząć i zająć się sobą.

- Ma manię wielkości, na pewno jest zaburzony. - Dodała jeszcze, kiedy Cameron się odezwał. - Nie wiem ile w tym prawdy, ale wiesz, Beltane to dobra okazja, żeby skorzystać z innych sił, które wtedy są najbardziej aktywne. Mistycyzm i cała reszta, wydaje mi się, że chciał zaczerpnąć stamtąd jakąś energię, nie wiem, czy mu się udało. Patrząc na to, co się wydarzyło to pewnie tak. - Śmierciożercy wygrali to starcie, tak się jej wydawało. Może jakichś złapali, zresztą ona z Erikiem i Charlsem sami to zrobili, jednak reszta nadal biegała sobie po Wielkiej Brytanii gotowa pojawić się na wezwanie Czarnego Dzbana.

- Myślisz, że potrzebuję trenera? - Zamyśliła się na moment. Może to faktycznie był jakiś pomysł, tylko średnio wiedziała, kto byłby w stanie się tym zająć. - Sądziłam, że sama sobie poradzę, ale możesz mieć rację. - Będzie musiała wrócić do tego tematu, kiedy wydobrzeje. - Możemy się wspinać na pale, naprawdę świetnie ci poszło! Nie musiałeś tego dla mnie robić. - Uważała, że to naprawdę miłe, że ze swoim lękiem wysokości wspinał się dla niej na ten pal trzy razy i trzy razy spadł, co pewnie było bardziej bolesne od samej wspinaczki.

Nie uważała tego za żadną ujmę, nie wszyscy w końcu byli jakoś świetnie wysportowani, sam Cameron miał wiele innych atutów, za które ceniła go Ruda. Nie musiał się dla niej wspinać na żadne pale, bo już dawno zajmował miejsce w jej sercu. Miała wrażenie, że ostatnio patrzy na niego trochę inaczej. Nie wiedziała dlaczego, ale bardzo za nim tęskniła, kiedy nie było go obok i gdzieś w tym wszystkim zaczęła gubić Charlesa, a przecież zawsze byli w tym we trójkę. Ostatnio jakby Cameron wysunął się na pierwszy plan. Nie sądziła, że będzie to się kiedyś wydarzy, nie wiedziała dlaczego teraz i o co jej samej chodziło.

- W duperelę? Obraziłabym się za to. Obiecaj mi, że jeśli kiedyś to zrobisz, to nie będzie żadna duperela, tylko coś fajnego! - Zaśmiała się w głos, bo cały ten pomysł był tak okropnie abstrakcyjny, że mogła uwierzyć, iż dokładnie to mógłby zrobić Lupin z jego wyobraźnią.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
17.09.2023, 00:32  ✶  

Pokiwał głową. Odezwanie się do Wooda wydawało mu się dobrym pomysłem. Skoro magię miotły już raz udało się komuś przełamać, to mogło się to stać po raz drugi. Lepiej było się dodatkowo ubezpieczyć poprzez zdobycie nowego sprzętu. Lupin na własne oczy widział, jak bardzo zmotywowana jest Heather, toteż podejrzewał, że miotełka dosyć szybko zostanie sprawdzona pod wieloma kątami.

— O-o jak uroczo. Komuś tutaj marzy się rehabilitacji na łonie natury! — Uśmiechnął się szeroko, czerwieniąc się lekko na tę sugestię. — I to właśnie to naginanie zasad pozwoliło wam znaleźć wspólny język?

Uniósł rozbawiony brwi. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, co pozwoliłoby mu na nawiązanie podobnej więzi z Florence. W ich przypadku kobieta była jeszcze starsza od niego, poza tym miała zamiłowanie do robienia wszystkiego od linijki. Cameron potrafił się dostosować do jej wymagań, jednak dalej pozostawał w tym nieco chaotyczny, dając sobie całkiem spory margines błędu, dalej będąc niepewnym swych umiejętności. Czy ta sytuacja ulegnie zmianie w miarę rozwoju jego kariery w gronie stażystów? Na to chyba nawet Florence Bulstrode nie znała odpowiedzi, co więc mógł myśleć Cameron?

— Beltane bardziej mi się kojarzy z miłością i fizycznością — przyznał przyciszonym głosem. Niby miłość była utożsamiana z najczystszymi uczuciami, jednak czy taka magia mogłaby się poddać komuś, kto nazywa się Czarnym Panem? Jeśli tak, to „dobro” było w cholernie nieciekawej sytuacji. No, chyba że niczym pradawne bóstwo czekało, aż ktoś je ocali przed niegodziwością czarnoksiężników. — Ugh... To się wydaje takie dziwaczne, gdy pomyślę, że chciał jakoś wykorzystać uczucia tych wszystkich zakochańców, co tam byli. To prawie tak, jakby wykorzystywał nas.

Cameron szczerze wątpił, aby specjaliści obsługujący stricte Brygadę Uderzeniową i Biuro Aurorów mogli w stu procentach zadbać o to, aby Heather miała odpowiednie warunki do ćwiczeń. Bądź co bądź, jeśli pracownicy departamentu przechodzili jakiś trening, to raczej chodziło w nim o podciągnięcie danej jednostki do ich standardów, niż dopasowywanie do pracowników. A trener sportowy? Wynajęty za prywatne pieniądze? Jeśli nie trafią na kogoś o agresywnej naturze, to mogło to przynieść same korzyści. O ile będzie profesjonalny.

— Oczywiście, że musiałem! — Uniósł obie dłonie na wysokość twarzy, wpatrując się w Heather takim wzrokiem, jakby oznajmiła mu, że wcale nie jest człowiekiem, a wróżką z księżyca. — A co innego miałem zrobić? T-t-to w końcu tradycja! I... I jeszcze ktoś m-mógłby się w-wtrącić i z-z-zrobić to za mnie!

Może i nie miał nic przeciwko temu, aby go wyręczać w większości obowiązków, jednak gdyby ktoś o d b i ł mu Heather w kluczowym momencie obchodów Beltane, to prawdopodobnie zapadłby się pod ziemią. A potem, w zależności od tego, czy w zasięgu wzroku znalazłby się Charles albo zacząłby wyzywać pomocy lub zaczął tworzyć pierwszy podziemny tunel na trasie Dolina Godryka – Londyn. Innych opcji nie było. Chociaż z drugiej strony... Płacz i próba wzięcia Rudej na litość, też by mogła coś zdziałać w takiej sytuacji.

— No okej, to inaczej... Bardzo kurde eee kosztowny drobiazg? — Przekrzywił głowę w bok, nie wiedząc, czy odpowiednio się określił. — Wyglądałabyś w chuj gustownie jako złota szkatułka czy z rubinowymi zdobieniami albo... Miotła? — Oczy mu na moment rozbłysły. Przecież to było genialne w swej prostocie. — Wyobrażasz sobie przeszmuglować kogoś za granicę w formie miotły?! Byłabyś sławna! To znaczy... Teraz też jesteś. Ale wtedy byś była jeszcze bardziej.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
17.09.2023, 07:18  ✶  

Nie zamierzała odpuścić. Temat był dla niej dosyć delikatny, bo chodziło o jedną z najbardziej osobistych rzeczy, które posiadała. Znicza - zrobił specjalnie dla niej jej ojciec, który poświęcał tym miotłom naprawdę dużo uwagi. Nigdy by nie pomyślała, że tak szybko zostanie złamana. Nie można było lekceważyć umiejętności śmierciożerćów - tego była pewna.

- Mam wrażenie, że na łonie natury bym się rehabilitowała zdecydowanie szybciej. Te mury strasznie przybijają. - Miała na myśli oczywiście szpital, w którym nie czuła się dobrze, jakby została tu zamknięta za karę. Taka chatka w lesie w oczach Wood brzmiała zdecydowanie lepiej.

- Wiesz co, nie tylko to. Ona się mną zainteresowała i chce mnie nauczyć wszystkiego, co potrafi. Naprawdę nie spodziewałam się, że ktoś się mną tak zaopiekuje w pracy. - Miała pewne obawy, gdy zaczęła pracę w ministerstwie, jednak wszystkie zostały rozwiane już na samym początku. Jej partnerka okazała się wcale nie być taka straszna, jaką ją malują i złapały wspólny język. Heath czuła, że nie mogła lepiej trafić, patrzyła na Longbottom z ogromnym podziwem i wierzyła, że może się od niej naprawdę wiele nauczyć, a to było istotne - nie znosiła stagnacji.

- Tak, ale czy miłość nie jest silniejsza od magii? - Zdaniem Wood miłość właśnie była najsilniejszą i najczystszą postacią magii. W końcu przychodziła zupełnie naturalnie, łączyła ludzi jeśli dobrze trafili na całe życia, jakby byli sobie przeznaczeni. Nic nie mogło być trwalsze, nawet jeśli rzuciło się na to jakieś zaklęcie, bo zaklęcia przecież można było złamać. Może Voldemort chciał skorzystać z tej pradawnej siły? - Nawet nie chciałby, a wykorzystał i nas. - W końcu i oni brali udział w rytuale, może im trochę nie wyszło, no ale próbowali.

- Cameron, nie dopuściłabym do tego, żeby ktoś inny zrobił to za ciebie. Kiedy wreszcie to zrozumiesz? - Powiedziała dosyć stanowczo. Miała wrażenie, że nadal do niego nie dociera, że ona sama wybrała właśnie jego, nie musiał jej nic udowadniać, ani nikomu innemu, bo Wood wiedziała swoje.

Nie miała pojęcia, że aż tak się bał, że ktoś może się nią zainteresować, może powinna bardziej okazywać, że jej na nim zależy? Wpatrywała się w niego teraz bardzo uważnie, nie mówiąc ani słowa. Powinna zmienić swoje zachowanie, skoro czuł się tak niepewnie. Może robiła coś nie tak i właśnie przez to nie do końca się to wszystko układało. Po tym Beltane czuła, że chce czegoś więcej, że zawsze jej tego brakowało w życiu.

- Rubinowe zdobienia pasują do moich włosów. - Uśmiechnęła się, bo pomysł nawet jej się spodobał. - Może bardziej jakiś pierścień, mógłbyś mnie nosić zawsze na palcu i miał pewność, że mnie nie zgubiłeś po drodze. - Pierścionek był mniejszy od szkatułki i łatwiejszy w przenoszeniu. - Jako miotła? Musiałbyś mnie ciągle trzymać w ręku, bo ty przecież nie latasz, to byłoby zabawne. - Sama nie wiedziała, czy chciałaby być miotłą, jednak pomysł na pewno nie był wcale taki najgorszy.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cameron Lupin (3516), Heather Wood (2975)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa