22 sierpnia 1968 roku
posiadłość Longbottomów
Dolina Godryka była jednym z tych miejsc, z którymi nigdy nie było mi po drodze. Na palcach jednej dłoni mógłbym prawdopodobnie policzyć ile razy zdarzyło mi się odwiedzić ją w przeszłości. Pomimo tego doskonale jednak wiedziałem dokąd należało się udać, żeby znaleźć Brennę. Długoletnia znajomość robiła w tym przypadku swoje. Gdyby nie ona, cholera jedna wie czy zdarzyłoby mi się kiedykolwiek odwiedzić posiadłość należącą do Longbottomów. Tak samo jak i znajdujący się przy budynku sad.
Nie chciałem zwracać na siebie większej uwagi. Wizyta była jedną z tych, które powinny były przejść względnie niezauważonymi. Przede wszystkim dla mojego własnego dobra. Nikogo więc nie informowałem o swoich planach dotyczących spotkania z pracownicą BUM. Miałem też nadzieje, że sprawa ta jakimś dziwnym trafem... cóż, nie wycieknie. Konsekwencje mogłyby okazać się zbyt duże. Może lepiej zrobiłbym trzymając się od tego z daleka i nie wtrącając w sprawy, które w zasadzie nawet mnie nie dotyczyły?
Szkoda tylko, że to nigdy nie było takie proste.
Poruszając się pomiędzy drzewami, starałem się ją wypatrzeć. Wiedziałem, że tego dnia nie pracowała. Upewniłem się co do tego wcześniej, odwiedzając w tym celu odpowiednie pomieszczenie na drugim piętrze Ministerstwa Magii. Tam również nie bywałem szczególnie często. Na ogół nie było takiej potrzeby.
I oby nie zmieniło się to w najbliższym czasie.
Mająca swoje lata, drewniana huśtawka ogrodowa przywoływała wspomnienia sprzed lat. O ironio również związane z wydarzeniami, które miały miejsce latem. W trakcie przerwy pomiędzy kolejnymi latami nauki w Hogwarcie. Podczas tych kilku wizyt, które zdarzyło mi się w przeszłości złożyć młodej Longbottomównie, to właśnie tutaj spędzaliśmy sporo czasu. Na świeżym powietrzu. W otoczeniu drzew, które dostarczały o tej porze jeszcze zielone jabłka. Niedojrzałe, choć niedużo brakowało im już do tego momentu, kiedy zachwycać będą żywszym kolorem. Jakoś wcale nie zaskoczyło mnie, że to tutaj znajdywałaś się w wolnym czasie. Niby ludzie się z biegiem czasu zmieniają, ale prawda jest taka, że nigdy nie pozbywają się wszystkich nawyków, przyzwyczajeń.
Nie spieszę się. Chociaż prawdopodobnie jest już zbyt późno na to, żeby się tak po prostu wycofać, kolejny raz zastanawiam się nad tym czy postępuje właściwie. Czy aby na pewno powinienem się tu pojawić? Ostrzec Ciebie? Spróbować przekonać do tego, żebyś przestała węszyć, grzebać przy tej sprawie? Opieram się o jedno z drzew. Zatrzymuje się na tyle blisko, żebyś bez trudu zdołała mnie usłyszeć, o ile jeszcze nie zdążyłaś się zorientować w tym, że się tutaj pojawiłem.
- Niektórzy w trakcie urlopu wyjeżdżają w jakieś ciekawe miejsca, choćby do takiego Egiptu, ale widać Brenna Longbottom nadal woli spędzać ten czas na drewnianej huśtawce w sadzie przy rodzinnej posiadłości. - Odzywam się wreszcie, nie siląc się na jakieś... bardziej odpowiednie przywitanie? Zwłaszcza, że przecież od dawna nie byliśmy już tak blisko, żeby bez zapowiedzi składać sobie wizyty. To już nie te czasy.