Ciąg dalszy kampanii zaczętej tutaj i kontynuowanej tutaj
Trop wiódł do niemagicznego Londynu.
Było to sprytne miejsce spotkania, bo na Pokątnej czy Horyzontalnej roiło się od patroli. Nokturn? Nokturn był idealną miejscówką dla każdej podejrzanej męty, ale z drugiej strony… właśnie. Tam spodziewałeś się podejrzanych męt. A kto z Ministerstwa Magii szukałby ich w niemagicznym Londynie? Nie mając żadnych wskazówek, to było jak ściganie wiatru w polu.
Czasu miały bardzo niewiele. Mężczyzna, którego złapały, mówił o dwóch godzinach, a przecież jego zleceniodawca mógł pojawić się wcześniej. Tymczasem chwilę poświęciły na walkę z infernusem, a potem samo przeszukanie domu, by sprawdzić, czy nie ma tam żadnych niespodzianek albo dowodów, mimo że bardzo pobieżne, zajęło im kilkadziesiąt minut. W końcu nie chciały uruchomić jakiejś pułapki albo klątwy, a po tym, jak wpadły na infernusa, mogły spodziewać się przecież niemal wszystkiego. A jeszcze musiały znaleźć właściwe miejsce, wszak sama nazwa ulicy i numer budynku nie wystarczyły, aby mogły się teleportować w ciemno, jeśli nigdy tam nie były… Apollo wraz z Sadwickiem pofrunęli do Ministerstwa Magii – po pierwsze, osadzić schwytanego w celi, po drugie, posłać grupę z dyżuru do nich, by nie zostały same podczas akcji – a im pozostawało teleportować się w jeden z londyńskich zaułków.
Brenna na szczęście całkiem często włóczyła się po niemagicznym Londynie, więc znała i miejsce, w którym mogły się aportować, licząc na to, że nie zostaną zauważone przez tłum ludzi, zwłaszcza w ciemnościach, i zdołała po odrobinie błądzenia trafić na właściwą ulicę.
– To chyba jadłodajnia – mruknęła Brenna, spoglądając ku lokalowi po drugiej stronie ulicy. O tej porze był oczywiście zamknięty. Drzwi zaryglowano, do środka dałoby się zajrzeć pewnie przez zakratowane szyby, ale musiałyby podejść pod same okna, a wtedy mogłyby zwrócić na siebie uwagę. Longbottom zerknęła na zegarek: do spotkania zostało pół godziny. Posiłków z Ministerstwa mogły spodziewać się w ciągu najbliższych minut, istniała więc spora szansa, że dotrą tutaj, zanim pojawi się czarnoksiężnik. – Obserwujemy stąd, czy teleportujemy się bezpośrednio do środka? – spytała, oceniając odległość. Wątpiła, by lokal był przed tym zabezpieczony, a w najgorszym razie obiją się o jakieś krzesło albo stolik.