Było oczywiste, że żadne z nich nie będzie spać tej nocy dużo, a jeżeli tak, to na pewno nie będą spać wszyscy jednocześnie. Nie, kiedy nie byli pewni, czy nagle nie zobaczą łuny pożaru nad pobliskim lasem albo czy drzwi domku nie wylecą z hukiem, trafione przez zaklęcie.
Nad New Forest zapadła już ciemność, kiedy Brenna usiadła u boku Victorii na ganku. Do uszu dolatywał jednostajny szum fal, a wiatr niósł ze sobą chłód, wilgoć oraz zapach morza. Zdawało się tu spokojnie: tak spokojnie, że trudno byłoby uwierzyć, że może dojść do jakiegokolwiek ataku. A jednak Brenna zaciskała palce na różdżce. Była też w pełni ubrana, chociaż marynarki się pozbyła i pożyczyła ciemną, bo jej własna była nazbyt jasna, aby nadawała się do czuwania w mroku, gdy nie chciały być zauważone w ciemnościach.
Z tego samego powodu nie zostawiła w salonie zapalonego światła i teraz nie użyła lumos. Gdyby to zrobiła, stałyby się widoczne z daleka, a ich oczy nawykły do blasku i nie dostrzegłyby zagrożenia, czającego się wśród cieni.
Czasem światło nie dawało wizji, a oślepiało.
Za pomocą różdżki przelewitowała dwa kubki z kawą, jeden ustawiając obok Victorii, a drugi obok siebie. Milczała przez chwilę, wpatrując się gdzieś przed siebie. Może tak powinny spędzić ten czas: w ciszy. To byłoby najrozsądniejsze, wszak powinny czuwać. A jednocześnie miała wrażenie, że między nimi jest już zbyt wiele ciszy – nawet jeżeli mogłoby się to zdawać paradoksem, bo przecież Brenna zawsze mówiła dużo. Niewidzialne cienie, które zaczęły się w nie wkradać pod koniec roku 1970, stawały się coraz bardziej namacalne i mnożyły się w nieskończoność. Wyrastając z różnych spraw.
W dodatku Brenna sama nie była pewna, skąd niektóre z nich się biorą. Po prostu... przeczuwała ich istnienie.
– Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, po prostu powiedz – przemówiła w końcu, zniżając głos. Trochę odruchowo, bo w nocnej ciszy, zakłócanej tylko szumem drzew i fal, jakoś niewłaściwe zdawało się mówienie głośno. Trochę, bo w końcu spodziewały się potencjalnego ataku. A trochę, bo po prostu nie chciała, żeby dało się je usłyszeć w domku, z którego właśnie wyszła za Victorią. Zarówno dlatego, że nie chciała, by Lestrange siedziała tutaj sama, jak i z kolei nie chciała zostać sama z Atreusem. Przebywanie przy nim było po prostu… trudne. Zazwyczaj nieszczęśliwe zauroczenia w popularnych chłopcach przepracowywało się mniej więcej na etapie piętnastych urodzin, ale Brenna była pod tym względem wybitnie opóźniona. – Zauważyłam, że nie masz już pierścionka – dokończyła. Za pierwszym razem założyła, ze Victoria nie chce nosić go w pracy, bo biżuteria tam bywała niebezpieczna, ale… chyba jednak nie chodziło o to. Nie była pewna, czy powinna pytać, bo może Victoria nie chciała o tym rozmawiać.
Ale być może chciała, a póki ktoś nie spytał, nie była pewna, czy ktoś zechce posłuchać.