Wolna od pracy sobota była zawsze w pewien sposób wyjątkowa. Trixie niestety podjęła się pracy w takim zawodzie, że często musiała pojawiać się na dyżurach w święta, czy weekendy. Nie było zmiłuj. Tym razem jednak jej się poszczęściło i mogła jak cała reszta cieszyć się sobotą. Oczywiście, że zamierzała skorzystać z okazji i celebrować ten dzień, skoro już miała tyle szczęścia.
Pogoda była piękna. Promienie słońca nie miały bariery w postaci chmur także przyjemnie ogrzewały twarze czarodziejów. Lato zbliżało się wielkimi krokami, wszystko o tym przypominało. Aleja Horyzontalna pełna była niewielkich straganów, na której można było kupić wiele niepotrzebnych nikomu bibelotów, chociaż może potrzebnych, skoro do tych stoisk ustawiały się takie kolejki?
Wielu czarodziejów postanowiło skorzystać z pięknej pogody, Trixie miała wrażenie, że wszyscy okoliczni mieszkańcy wyłonili się dzisiaj na ulice. Nie do końca przepadała za takimi tłumami, czuła się więc trochę nieswojo, powinna się jednak tego spodziewać, była sobota, okolice południa, nikt nie chciał siedzieć w domu.
Sama zresztą wyciągnęła na spacer nie kogo innego, a swojego narzeczonego z którym przemierzała ten tłum. Dzięki jego obecności czuła się trochę pewniej, szczególnie kiedy obok kręciło się tyle osób. - To chyba nie był dobry pomysł. - Powiedziała cicho ściskając mocniej jego dłoń. Mogli wybrać się gdzieś daleko, gdzie nie musieliby się martwić tym, że chodzą między szlamami. No, ale trudno, nie zamierzała się poddawać. Najlepiej by było, gdyby gdzieś usiedli na moment, aby faktycznie mieć możliwość nacieszenia się tą pogodą i wolnym czasem.
Wolną ręką poprawiła ramiączko fioletowej sukienki, które się jej zsunęło. Poczuła, że ktoś ją dotknął, odruchowo sięgnęła ręką w stronę sakiewki, którą powinna mieć w okolicach bioder, okazało się jednak, że zniknęła. - Złodziej! - Krzyknęła jeszcze, żeby narzeczony wiedział co się wydarzyło, odwróciła się i zobaczyła, że mężczyzna zaczął biec. - Tamten, tam z przodu. - Nie zamierzała pozwolić mu uciec, a że trzymała Rodolphusa za rękę to pociągnęła go za sobą. Musieli go dogonić.