• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[03.06.72] Niedokończone sprawy

[03.06.72] Niedokończone sprawy
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#1
02.01.2024, 15:47  ✶  
Cathal rozumiał ciekawość.
Bycie ciekawym stanowiło jedną z osi napędowych w jego życiu, i splatało się nierozerwalnie z pragnieniem poszukiwania nowych rzeczy, wrażeń, doznań, pchając go do podróży, miesięcy spędzanych nad starymi cmentarzystkami i lat w pustynnym obozie. Nie protestował więc, kiedy Ginny wspomniała, że chciałaby zobaczyć dworek Cape. Sam, chociaż wiedział, czego się spodziewać, był do pewnego stopnia ciekawy.
Fiona Cape.
Dziedziczka dworku Cape.
Na miejsce przybyli za dnia, bo mimo wszystko Cathal wolał nie pojawiać się nocą gdzieś, gdzie ciągnęła ich jakaś dziewczynka, rozmywająca się potem w niebycie. W ostrym, letnim słońcu, dało się bez problemu rozejrzeć po ogrodach i przyjrzeć budynkowi.
– Jest w pobliżu kilka takich ruin i opuszczonych budowli, może o jakichś nie słyszałem i też mają taką samą nazwę… ale to na pewno kiedyś był dwór Cape – powiedział, odpalając papierosa, kiedy dotarli na miejsce. Dziedziniec zachował się w zadziwiająco dobrym stanie: kostka brukowa wciąż była równa, niemal cała, niezarośnięta, na środku stała fontanna, nieczynna wprawdzie, ale z daleka wyglądająca całkiem przyzwoicie. Kamienna budowla jednak nosiła znamiona upadku, upływu lat, dekad, jeżeli nie wieków porzucenia i zaniedbana. Wciąż dało się wejść do dolnych kondygnacji, ale w słońcu dnia wyraźnie było widać, że jedna z wieżyczek częściowo się zawaliła. Nie miała już dachu, kawałek muru runął, przy okazji niszcząc i parter. Z pewnością nikt nie mógł tutaj mieszkać, a jeżeli istnieli jacyś dziedzice tego miejsca, nie było to dziedzictwo, którym warto by się chwalić.
Świadectwo dawnej świetności. Pełne ech bogactwa, życia, które istniało tutaj niegdyś, a teraz nic po sobie nie pozostawiło. Oboje widzieli takich miejsc już wiele.
Shafiq wydmuchał kłąb dymu i zadarł głowę, marszcząc lekko jasne brwi. Czy mu się zdawało, czy gdzieś tam, prawie na samej górze, w części budowli, w której kawałek muru odpadł, widział posąg dużej żaby…?
– Kompletnie nie wyglądała na ducha. Dzieci zresztą chyba rzadko nimi zostają? Widziałem dotąd… może dwie zjawy nastolatek – stwierdził w zamyśleniu, przypominając sobie Jęcząca Martę i jej zawodzenia, niosące się regularnie po drugim piętrze.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#2
02.01.2024, 17:41  ✶  

Sprawa Dworu Cape zainteresowała ją z dwóch powodów: skoro był w ruinie, to jej zacięcie historyka i archeologiczne chciało te ruiny zobaczyć, z ciekawości, owszem, ale to było też dla nabrania pewnego doświadczenia z tym, jak budowano w Anglii – bo było to coś zupełnie innego niż wykopaliska na terenie Egiptu czy innych okolicznych miejsc, bliskich jej miejscu urodzenia. Drugim powodem była sama dziewczynka, czy raczej jej duch. W Uagadou sporo uczyli się o duchach, duszach i innych, ale to dziecko wyglądało jak żywe – nie było w niej nic z przezroczystego, wypłowiałego z "barw" ducha, który unosił się zwykle w powietrzu. Guinevere, która była biegła, mimo wszystko, nawet jeśli nie była w tym tak doświadczona jak Jamil z jego zdolnością wywoływania duchów i dusz, kompletnie się nabrała i gdy Fiona zniknęła – była całkowicie zdziwiona takim obrotem spraw.

Była to więc ciekawość, oczywiście. Ale nie chciała dać za wygraną, póki nie zobaczy tego Dworu na własne oczy, nie przekona się, co te stare mury szepczą… na pewno miały do opowiedzenia jakąś historię, zupełnie jak Fiona, która zgubiła drogę do domu. Czy to tak zginęła? Czy dwór popadł w ruinę, bo nie było innego dziedzica, a rodzina w rozpaczy za córką straciła majątek?

Rozumiała, dlaczego Cathal nie chciał iść tam w nocy, mimo wszystko drogi nie były tak bezpieczne a nie widział w ciemności tak dobrze, jak ona. I tak była wdzięczna, że zgodził się z nią tam udać na następny dzień, bo wszak wcale nie musiał. Wiele rzeczy nie musiał, a jednak je robił i Nefret bardzo to doceniała. Zresztą była gotowa się odwdzięczyć.

- W sensie, że mieli tyle kasy, że te całe tereny należały do nich i dlatego nazywają się tak samo? – Ginny nie zwracała uwagi na to, że Cathal palił, kompletnie jej to nie wadziło; sama zresztą lubiła zapalić, ale wolała zdecydowanie bardziej shishe, od zwykłych (śmierdzących) papierosów. Jednak nie oceniała. Sama przyglądała się teraz zawalonej wieżyczce, ale zaraz jej uwaga skupiła się na dziedzińcu, tak różnym od tego co znała z Egiptu, i na fontannie. Znała historię Anglii, historię magii również, ale książki nie oddawały tego, co widziało się na żywo. Zaraz zresztą pomalutku ruszyła w kierunku fontanny, nie spiesząc się nigdzie jednak, i trzymając ręce splecione za plecami. - Ciekawe, że przez tyle lat, trawa nadal tutaj nie zarośla, nie? – przedziwne zjawisko. Świat dążył przecież do entropii.

- Tak, malo jest duchów-dzieci, bo te jednak nie mają takiego poczucia końca i niedokończenia swojego życia, jak dorośli – przyznała, nie patrząc jednak na Shafiqa, a na dziedziniec. Wyglądało, że byli tu całkiem cami. - Mnie też zaskoczyła, zupełnie się nie połapałam – kolejne słowa jednak zaskoczyły ją na tyle, że spojrzała na Cathala. - Nastolatek? Cholera, biedne dzieci – śmierć tak młodych osób zawsze bolała… ale z drugiej strony, każdy miał jakąś rolę w tym życiu, być może one tu zostały, bo jej nie wypełniły?

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#3
02.01.2024, 22:31  ✶  
Cathal nie należał do ludzi, którzy lubili poświęcać się dla innych. I właściwie tego zwykle nie robił. Nie wyświadczał przysług bez powodu. Skłaniały go do nich zwykle sympatia, którą miał raczej wobec jednostek niż całych tłumów, czy możliwość uzyskania wzajemności. McGongall z nim pracowała, znali się już od jakiegoś czasu, całkiem ją lubił i nic go nie kosztowało zabranie jej tutaj, a on mógł kiedyś potrzebować czegoś od niej i też nie zawahałby się o to prosić.
– Możliwe, że ktoś z rodziny Cape też miał dom o podobnej nazwie w okolicy, o którym nie słyszałem – uściślił, co dokładnie miał na myśli. – Ale jeżeli nawet tak, to na pewno leży w ruinie. Gdyby w pobliżu była wielka posiadłość o tej nazwie, to pewnie bym o tym wiedział. Bogate, czarodziejskie rody raczej nie żyją w izolacji od świata – stwierdził z pewnym zamyśleniem. A to oznaczało, że ta rodzina wymarła bardzo dawno temu, Fiona Cape zaś, tak podobna do człowieka, krążyła w okolicach Hogsmeade od setek lat, szukając drogi do domu.
Może gdyby miał wrażliwsze serce, to by go poruszało. Ale nie był człowiekiem skorym do wzruszeń, a to dziecko umarło bardzo, bardzo dawno temu.
– Może kostki są zaklęte albo ktoś je usunął? – zasugerował, wydmuchując kolejny kłąb dymu. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czy taka jest prawda. – Chcesz wejść do środka? – spytał, spojrzeniem jasnych oczu omiatając konstrukcję, jakby w próbie oceny, jakie są szanse, że coś akurat teraz postanowi zlecieć im na głowę.
Jego też dziwiło to, jak żywy wydawał się duch. Słyszał różne opowieści, na parę dziwnych duchów się natknął – przynajmniej dwa dość dziwaczne kręciły się po wiosce, którą padali – ale bodaj tylko dwukrotnie miał pewne problemy ze stwierdzeniem od razu, że ma do czynienia z duchem. I w obu tych przypadkach „coś było nie tak”. A tutaj? Dziewczynka naprawdę wyglądała tak… normalnie.
– Jęcząca Marta była, a pewnie dalej jest, przezroczysta i unosi się w powietrzu, jak na ducha przystało. I tak, nastolatka. Chociaż chyba niewiele osób uznałoby ją za biedną. Zmarła dobre kilkadziesiąt lat temu i w Hogwarcie uczniów raczej denerwuje niż wzbudza w nich współczucie.
Jeżeli dobrze łączył fakty, Marta Warren miałaby teraz jakieś czterdzieści trzy lata. Tymczasem pozostawała widmową nastolatką, zawodzącą w szkolnej łazience i ochlapującej innych uczniów wodą. Cathalowi ciężko było traktować ją poważnie: czy w ogóle jak istotę, która czuła, myślała i była… warta przejmowania się.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#4
05.01.2024, 09:34  ✶  

To, co Ginevrw robiła dla innych, było bezinteresowne. Pomagała, bo to lubiła, pomagała, bo ludziom, których znała i którymi się otaczała, nie potrafiła (i wcale nie chciała) odmówić. Liczyła się z tym, że nie każdy miał takie poczucie jak ona – że jest tu nie bez powodu, że ma jakąś misję do wypełnienia, a wszystko już jest zapisane w tych pięknych gwiazdach, które tak były rozsiane po niebie, tym piękniejszym, im głębiej szło się w pustynię. Tu jednak pustyni nie było, ale była ona i nic się nie zmieniło. Nawet jeśli Cathal nie był tak wspaniałomyślny i bezinteresowny jak ona – nie przeszkadzało jej to i akceptowała to takim, jakie było, ciesząc się, że nie odmówił i teraz wydawało się, że oboje z ciekawością obserwują pomnik, jakim były ruiny dworku.

- Musieli być kiedyś bardzo bogatą rodziną – nie spieszyła się z oględzinami dziedzińca i zniszczonych murów, ale to jedno było jasne: kiedyś byli bardzo bogaci, skoro mogli mieć więcej niż jedną siedzibę i skoro je wszystkie nazywało się "dworami Cape". Myśli Ginny automatycznie pobiegły do ducha dziewczynki – to musiał być duch, bo co innego? - Biedne dziecko – westchnęła. - W Egipcie jest trochę podobnie z rodami czystej krwi, ale nikt tak zazdrośnie na tę czystość nie patrzy. Bardziej liczą się zdolności i to, co można sobą zaoferować – nie to, że na to całkiem nie patrzono, bo inaczej takich czystej krwi rodów nie byłoby wcale, ale tu w Anglii chyba mieli jakieś kompleksy na tym punkcie i pomiędzy rodami co chwilę porównywano tylko długość przyrodzenia, a jak tylko zobaczono mugolak to dostawali jakiegoś ataku szału albo paniki. Jakby się bali, że taki mugolak coś in zabierze. Mugole to co innego, już to zauważyła, ale wyszkoleni czarodzieje często mieli zaskakujące podejście do świata.

- Wydaje mi się, że zaklęte kostki już dawno straciłyby swoją magię – stwierdziła po chwili w zamyśleniu. - Ale kto wie… Fiona też wydawała się być jakimś wyjątkiem od reguły – bo że ktoś tu przychodził i utrzymywał porządek z wyłożonym kostkami placykiem jakoś nie chciało jej się wierzyć. - Pytasz, a wiesz, że chcę – ten błysk w jej oczach mógł być teraz wszystkim.

Potem uniosła brwi w zdziwieniu, gdy Cathal zaczął opowiadać o jakiejś Marcie. Jazgocącej czy coś.

- Żartujesz? Wróciła do szkoły i tam mieszka? – McGonagall wcale nie pomyślała, że ta cała Marta zmarła w szkole, bo nie mieściło jej się to w głowie. Sądziła, że być może zachorowała śmiertelnie i zmarła, a potem jako duch powróciła do szkoły. To wydawało się być… logiczne. - Chciała być bliżej znajomych czy co… Jakaś niespełna rozumu chyba. W jaki sposób denerwuje uczniów? – im dalej w las, tym ta historia była coraz dziwniejsza.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#5
05.01.2024, 18:57  ✶  
Ginny była po prostu dużo lepszym człowiekiem niż sam Cathal. Co jednak nie znaczyło, że wyprawa tutaj stanowiła jakąkolwiek przykrość, bo zwyczajnie lubił jej towarzystwo, a poświęcenie godziny czy dwóch nie stanowiło problemu – czarodziejskie środki transportu naprawdę ułatwiały tego typu sprawy.
– Nigdy nie natknąłem się na jakieś informacje o nich, ale to możliwe. Pewnie po prostu wymarli bezpotomnie? – zastanowił się Shafiq. Sądząc po tym, jak wielki był to dwór, nie mogli być biedni, a z kolei większość nazwisk znanych rodów czystej krwi znał – chyba że te od dawna nie miały nie tylko męskich, ale też żeńskich potomków. Bo do genealogii w Anglii, czy nawet całej Europie, podchodzono wręcz fanatycznie, więc pewnie zobaczyłby to nazwisko gdzieś w księgach matki. Nie miał też pewności, czy w okolicy było więcej dworków, noszących to samo miano, ale tego nie wykluczał… żaden jednak z pewnością nie był zamieszkany, bo o tym by pewnie usłyszał. – W Europie niektórzy wierzą, że czysta krew oznacza większe zdolności.
Czy sam Cathal w to wierzył? Sam chyba nie był pewien. Mugolaki w Hogwarcie zdawały się mu zagubione, i nigdy do końca nie wpasowujące się w świat, poza którym wychowały się przez pierwsze jedenaście lat życia. Z drugiej strony „czysta krew” jego rodziny przynosiła większości przedstawicieli nie potęgę, a szaleństwo i choroby.
Szaleństwo miało być ceną za siłę, ale Cathal widział w tym tylko słabość.
– Nie jestem pewien, czy wróciła, czy nigdy jej nie opuściła… – zawahał się na moment, bo słyszał coś o jakimś dręczeniu Olivii Hornby przez Martę także poza szkołą, ale choć pamiętał każde słowo, to po prostu jego uszu dobiegły tylko strzępy rozmowy. Czy Marta kiedykolwiek opuściła mury Hogwartu? Na to pytanie nie potrafił odpowiedzieć. I nawet nie dlatego, że zupełnie nie interesował się jej losem. Myślał o tej sprawie więcej niż powinien, mając w pamięci małego węża umieszczonego przy kranie, śmiech Salazara w głowie i legendę o Komnacie Tajemnic… – Umarła w Hogwarcie. Jej ciało znaleziono w łazience. I nie wydaje mi się, żeby chciała być bliżej znajomych. Sądząc po tym, co czasem mówiła między zawodzeniami, to chyba raczej nie miała przyjaciół, a została tutaj… aby dręczyć jedną dziewczynę – przyznał, ruszając w stronę „wejścia”, czy też raczej fragmentu zawalonej ściany. Sięgnął po różdżkę, tak na wszelki wypadek, bo wprawdzie wątpił, czy coś od razu poleci im na głowy, ale takie miejsca potrafiły być niebezpieczne.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#6
06.01.2024, 18:20  ✶  

– Jeśli Fiona była jakimś dziedzicem, a wszystko wskazuje, że zginęła młodo, to… cóż – może było tak, że to było ostatnie dziecko i wszystko przepadło? Może miała rodzeństwo, które też nie dożyło dorosłości? Może to był jakiś zmasowany atak? A może jeszcze coś innego…? Choroba, klątwa… Uuuu. Tyle opcji. Chociaż McGonagall miała nadzieję, że to jednak nie było nic związanego z czarną magią.

– Mmmh… – mruknęła. – Magia ma swoje powody i swoje sposoby. Mugolacy też gdzieś w rodowodzie mają jakiegoś tam czarodzieja. Może i nie mają takich zdolności jak czarodzieje z linii na linię, ale szczerze? Z medycznego punktu widzenia nie jest to dobre, bo bardzo zawęża to możliwości rozmnażania się, by nadal zapewnić różnorodność genetyczną. Wręcz bardzo to wszystko ogranicza i w ostateczności powoduje szereg chorób genetycznych, w tym psychicznych, członków rodzin i znacznie zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci. W Egipcie już odrobili swoją lekcję, faraonowie uznawani za bogów mogli wchodzić w związki jedynie z własną rodziną… Efekt, jaki był, każdy widzi. Może w Europie powinni się dokształcić na temat inbredu – nie dość, że w większości byli sztywni jak kij od szczoty, ci czystokrwiści czarodzieje, to najwyraźniej byli też zacofani, usprawiedliwiając swoją chęć zachowania czystości krwi rodziny za wszelką cenę. Jeden czy dwa takie przypadki nie powodowały jeszcze tragedii, ale krzyżowanie się takich genów z pokolenia na pokolenie powodowało nie siłę, a karlenie.

Szaleństwo zdecydowanie było słabością. Zresztą Ginevra nie mówiła tego złośliwie, a całkowicie neutralnie i rzeczywiście w tej chwili mocno pod wpływem własnego wykształcenia i wiedzy, jaką dysponowała. Chów wsobny nie był dobry, jakkolwiek niektórzy ludzie chcieliby w to wierzyć.

– Nigdy nie… – kobieta zatrzymała się i spojrzała na Cathala. Co miał na myśli, mówiąc, że nie był pewien, czy Jęcząca Marta nigdy nie opuściła szkoły? Znaczy Ginny miała na to pomysł, oczywiście, nie była przecież głupia, ale miała wrażenie, ze to musiał być jakiś żart. Mężczyzna jednak po chwili kontynuował opowieść, nie pozwalając, by Egipcjanka musiała czekać w napięciu i niepewności. – Umarła w Hogwarcie? Na Matkę… Biedna dziewczyna, chorowała na coś? Nikt nie wiedział, nikt jej nie pomógł? – nie mieściło jej się to w głowie. A już na pewno nawet nie brała pod uwagę faktycznego powodu – że została tam zabita – no bo jak to było w ogóle możliwe? – Ale skazać się na wieczne zawieszenie, żeby kogoś dręczyć, to… Brzmi jakby była za życia bardzo małostkową dziewuchą – i okropną. Nic dziwnego, że wcale nie chciała być bliżej znajomych – może wcale ich nie miała?

Ginevra ruszyła za Cathalem, pozwalając mu iść jako pierwszemu. Nie dlatego, by to jemu coś się zwaliło na głowę, a nie jej… Chociaż może trochę właśnie dlatego. Ostrożnie przyjrzała się zawalonej ścianie, próbując ocenić, jaka jest szansa, że coś poleci na nich akurat teraz i dzisiaj, skoro tyle czasu sobie tutaj stało i najwyraźniej wcale się bardziej nie zawalało.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#7
07.01.2024, 11:44  ✶  
– Nie powiedziałbym, że to magia. Raczej krew i jak to mówią mugole… geny, lubiące płatać figle, a potem kwestia uporu i nauki – powiedział Cathal. Uśmiechnął się jedynie, uśmiechem pozbawionym wesołości na dalszą część dywagacji. Ginny nie pochodziła z Anglii, a Shafiq nie opowiadał historii rodzinnej na prawo i lewo, więc prawdopodobnie nie znała historii Gauntów, ale to jakie są konsekwencje mieszania genów wiedział doskonale. Pośród jego krewnych od strony matki nie było osób zdrowych. Magiczne choroby budziły się w ich krwi, pełen ich przekrój: nocna mara, harpie skrzydło, srebrzyca, zaniki nerwów. Milford nie był jeszcze najgorszym, co mogło się trafić, bo dawał i pewne przewagi.
A wraz z tymi chorobami szedł głos Salazara, postępująca degeneracja i szaleństwo.
– Europa ma za sobą długie lata nienawiści do czarodziejów i polowań na nich. Mugole byli tutaj darzeni dużą niechęcią. Niektórzy rozszerzają ją także na mugolaków – wyjaśnił, zamiast wdawać się w dywagacje na temat zalet wprowadzania nowej krwi do rodów.
– Nie sądzę, żeby Marta na coś chorowała. – Nie mógł tego wykluczyć, przynajmniej w teorii. Wciąż jednak pamiętał – i pamiętałby nawet bez choroby – wizerunek węża przy tym kranie. Przystanął na moment, zapatrzony w częściowo zniszczoną ścianę, chociaż tak naprawdę nie widział popękanych kamieni. Przed oczyma stało mi widmo Jęczącej Marty, a w głowie rozbrzmiewał jej piskliwy głos.
Oczywiście, że nie! To wszystko wina tego chłopca! Otworzyłam drzwi, by go stąd wyrzucić, a potem umarłam!
– Znaleziono ją martwą w łazience. Można by pomyśleć, że umarła na serce, ale sama twierdzi, że usłyszała czyjś głos, otworzyła drzwi kabiny… i nagle umarła – mruknął, otrząsnąwszy się z zamyślenia i ostrożnie wszedł do środka. Ciężko było powiedzieć, do czego służyło pomieszczenie, do którego się dostali: nie było wielkie, prawdopodobnie służyło więc raczej służbie niż właścicielom. Sprzęty dawno już rozkradziono, a to, czego nie dało się zabrać, rozpadło się z upływem lat. Cathal przeszedł kawałek, spojrzał na schody – ocalała ich tylko część i trzymała się na słowo honoru – a potem zadarł głowę, spoglądając przez rozwalony fragment sufitu w górę.
– Wygląda na to, że żeby zwiedzić wyższe piętra, potrzebowałabyś miotły.
Mogliby niby się teleportować, ale Shafiq obawiał się, że taka teleportacja na ślepo mogłaby zakończyć się tym, że podłoga, od lat wystawiona na deszcz i mróz, by się pod nimi załamała.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#8
08.01.2024, 01:09  ✶  

Uśmiechnęła się pod nosem.

– To nie żadne figle. Jak geny mają mało opcji do wyboru, to muszą się umacniać te złe, no nie ma innej siły. To nie jest żadna tajemnicza dziedzina, ani żadna… żadna czarna magia – westchnęła. – Natomiast jeśli chodzi o zdolności do władania magią… Gwarantuję ci, że jakby prześledzić rodowody mugolaków, to gdzieś daleko pojawi się inny czarodziej, choćby tylko jeden – a magia… była pewnego rodzaju życiem. Mówiła do ludzi, tylko trzeba było wiedzieć, jak ją słuchać. Gdy Ginevra wróżyła, to znaki, jakie widziała, to nie był wymysł jej wyobraźni ani gadanie byleczego. One tam były. To magia pokazywała je tym, którzy chcieli i potrafili patrzeć. Ale nie zamierzała Cathala nawracać na Jedyną Słuszną Ścieżkę. Po pierwsze wiedziała, że jest sceptykiem, po drugie to była jego sprawa, a jego niewiara nic nie zmieniała, po trzecie – wcale jej się nie chciało. I nie, nie słyszała o Gauntach, ani tym bardziej nie wiedziała, że Cathal ma z nimi coś wspólnego. Nic to nie zmieniało – może prócz tego, że tym bardziej powinien uważać z kim się wiąże i im dalej od koryta tym lepiej dla niego. Paradoksalnie Meropa Gaunt zrobiła najlepsze co mogła (tylko wykonanie było gówniane).

– Wiem, rozumiem. Cóż, nie jest to nasz problem, ale pewnie przyszłych pokoleń już będzie, kiedy niemowlaki przestaną dożywać wieku dziecięcego, bo będą zbyt słabe – kto wie, może zaleje ich fala charłactwa? Albo gorzej? Ale ich już tutaj nie będzie – a świat czarodziejów w Anglii miał czas się otrząsnąć i przejrzeć na oczy. Ginevra nie zamierzała jednak robić żadnej krucjaty, ot, rozmawiała o tym z Shafiqiem, bo tak akurat wyszło. Nie wiedziała nawet, jak blisko uderzyła. Sama nie była wielką fanką mugoli, chociaż do mugolaków nic nie miała.

– Nie? – zdziwiła się, bo to było jedyne sensowne wytłumaczenie, by dziewczyna umarła w szkole. A potem, gdy blondyn rozwinął myśl, to aż sobie zakryła usta dłonią. – Ktoś ją… Ktoś ją zamordował? W szkole? – aż wytrzeszczyła oczy na Cathala, ale zaraz odjęła dłoń od ust. – Czy tak się czegoś wystraszyła, że zmarła na atak serca… W tak młodym wieku, coś strasznego – jakoś jakaś część jej umysłu nie chciała przyjąć do wiadomości, że ktoś po prostu w szkole ją umyślnie z a b i ł. Jak? Jak to możliwe? Bo kto by do tego w ogóle dopuścił?

Ginevra sama nie była pewna czym miało być w przeszłości pomieszczenie, w którym się znaleźli. Małe, jak na wielkość całości dworu, ogołocone ze wszystkiego.

– Hmpf, miotły – burknęła. – Nie wiem co za masochista wymyślił miotły, one nadają się tylko do zamiatania – jeszcze kobiety na tych miotłach… jak cię mogę, ale mężczyźni? Ginevra zawsze się zastanawiała jakim cudem faceci grający w Quidditcha mogą tyle wytrzymać na tym patyku pomiędzy nogami. I czy nie mają problemu z potencją, skoro zgniatają swoje klejnoty rodowe czasem kilka godzin, bo jak tu się komfortowo ułożyć… – Nie obrażaj mnie w ten sposób – Ginevra nie potrzebowała żadnej miotły. I żadnego teleportowania się, o nie. Cathal raczej tego nie wiedział… chyba, ze mu się kiedyś Jamil wygadał, ale Ginny potrafiła ze swoim ciałem zrobić różne sztuczki – i latać też potrafiła. Uwielbiała to. Teraz jednak sama spoglądała przez dziurę w suficie, a potem na te liche schody, które od środka chyba przeżarły już korniki. Wyglądała, jakby robiła w głowie jakieś skomplikowane obliczenia. Jak kot, którzy mierzy, czy będzie w stanie gdzieś wskoczyć.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#9
08.01.2024, 17:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 17:34 przez Cathal Shafiq.)  
Cathal nie uważał tych całych genów za czarną magię, ale zwyczajnie - uczył się w szkole o historii magii, nie genetyce i biologii. Nie rozumiał do końca, jak to wszystko działa i po prawdzie rozumieć nie chciał. Gdyby zaczął czytać o mugolskiej genetyce, zostałoby to w jego głowie już na zawsze, a ta i tak była zaśmiecona na tyle, że po wyjątkowo nudnych spotkaniach czy lekturach Shafiqowi zdarzało się zażywać eliksir zapomnienia.
Ginwera miała jednak rację, co do tego, że bardzo, bardzo uważnie powinien dobierać potencjalną partnerkę. Gdyby kiedyś zdecydował się na ślub (nie wykluczał tego zupełnie, chociaż raczej zakładał, że to nie nastąpi - zarówno ze względu na charakter, jak i szepty rozbrzmiewające w głowie, bo związki z Gauntami uważał za wyrok), podstawowym kryterium byłoby sprawdzenie, czy przypadkiem nie są spokrewnieni minimum trzy pokolenia wstecz.
- W przypadku niektórych rodów naturalne wymarcie to najlepsza możliwa droga - skomentował tylko, nieco sucho. To spotkało męską linię Gauntów. I ich żeńskie odnogi też pewnie wymrą prędzej czy później. Oby zabierając ze sobą na zawsze klątwę, która płynęła w ich krwi i diabelskie podszepty Slytherina.
- Mówiąc szczerze, nie jestem pewien. Gdybym miał zgadywać: tak, zamordowano ją. Szukałem o tym informacji i wtedy w szkole dochodziło do... niepokojących rzeczy, a ona wspominała o wielkich oczach, które zobaczyła przed śmiercią. Ale może doszukuję się czegoś, czego nie ma i naprawdę umarła ze strachu - odparł. Czy czternastolatka w ogóle mogła umrzeć ze strachu? Jeżeli tak, to historia Marty całkiem by do tego pasowała.
A jednak...
Cathal wciąż pamiętał tego węża, wymalowanego w łazience. Cichy głos Slytherina, rozbrzmiewający w głowie. Jego śmiech, raczej pełen zadowolenia niż czegokolwiek innego. Może istniał Dziedzic Slytherina, najwyraźniej bardziej oddany idei swego przodka niż Shafiq? Zmusiło go to do poszukiwań i uzyskane informacje pchały do Komnacie Tajemnic i uśpionej tam bezimiennej grozie.
- Mnie nie pytaj - odparł, już z pewnym rozbawieniem na jej słowa o miotłach. - Ostatni raz siedziałem na takiej dwadzieścia dwa lata temu.
Shafiq uczył się latania, jak każdy inny uczeń. Zdarzyło mu się potem na taką wsiąść parę razy, by się gdzieś przemieścić albo zagrać z kolegami. Ale nigdy nie był w tym szczególnie dobry, a potem stał się za wysoki i za ciężki. Jeżeli zaś szło o resztę przemyśleć - pewnie mógłby wspomnieć, że większość mioteł obkładano specjalnym zaklęciem, by siedzenie na nich nie było aż tak niewygodne, ale ani nie wiedział, co myślała, ani nie był fanem ani latania, ani quidditcha, więc i nie chciałoby mu się ich bronić.
Zerknął na nią, kiedy zaczęła przyglądać się schodom i piętru. Zdawało mu się, że dostanie się tam nawet jako kot będzie trudne, ale ona na pewno lepiej znała swoje możliwości, nie zamierzał więc się wtrącać. A o jastrzębiu, jeśli o tym milczała, nie wiedział, nie miał w zwyczaju zresztą próbować wyciągać z ludzi w pobliżu sekretów, póki nie zagrażały wykopaliskom.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#10
08.01.2024, 22:40  ✶  

Nie można było być dobrym i biegłym w każdej dziedzinie życia. Tak jak Ginevra nie rozumiała starożytnych run, albo nie była żadną klątwołamaczką, tak Cathal nie miał w sobie odpowiedniej wrażliwości, by widzieć znaki podsuwane przez sploty magii, albo guzik się znał na medycynie. Nie musiał się znać – wystarczało, że ona się znała, a podchodziła do wszystkich swoich zainteresowań bardzo poważnie (i do pracy też… ale miała to szczęście, że praca również była jej zainteresowaniem). Miała też dość mocno otwarty umysł; może musiała go mieć, by się jakoś odnaleźć na zupełnie innym kontynencie, w innej kulturze (w pewnym sensie), choć z pewnością profitowało to, że miała tak mieszaną rodzinę.

– Zawsze szkoda i nieodżałowana strata – odparła spokojnie, rozglądając się po ścianach, z których już dawno zeszła farba, a teraz zostały tylko gołe mury i gdzieniegdzie jakieś ostatnie strzępki dawnej świetności. – Ciekawe czy to się stało z rodem Cape. Czy wymarli naturalnie, czy może jednak ktoś im w tym dopomógł – osobiście skłaniała się bardziej ku… drugiej opcji. Dworek chyba nagle podupadł, to, co stało się z Fioną było bardzo dziwne, Cathal mówił, że nie kojarzy tego rodu.

– Wielkie oczy? – Ginevra też zrobiła teraz wielkie oczy na Cathala, choć nie po to, by go wzrokiem spiorunować czy spetryfikować, a ze zdziwienia. – W szkole? – ach ten Hogwart, taki przereklamowany. W Uagadou nie mieli takich sensacji, szkoła była o wiele większa i najwyraźniej była znacznie bezpieczniejsza… O ile rzecz jasna teoria o tym, że Marta została zamordowana, była prawdziwa. – Cóż, chyba się mówi, że strach ma wielkie oczy… – powiedziała to dość niepewnie, bo akurat to Jamil z ich duetu radził sobie znacznie lepiej z tematami spirytystycznymi, niż ona. – Może to tylko głupia metafora tego ducha… Wiesz, ile miała lat, jak zmarła? – to była kolejna ciekawości i nie było jej to nijak potrzebne do szczęścia, ale skoro już gadali o tak młodych duchach… – Ciekawe co ją zatrzymało w tym zawieszeniu – może wyrównanie rachunków? Może ktoś ją po prostu wystraszył na śmierć, może to był tylko głupi kawał, który poszedł bardzo, baaardzo źle?

– No ja też jakoś tak – odparła. – Quidditch nigdy mnie nie ciągnął, a są lepsze sposoby na latanie niż wciskający się w dupsko kij. To bardzo pasuje do Anglików, bez urazy – odparła szybko i zamrugała do Shafiqa trzy razy jak niewiniątko, którym rzecz jasna nie była ani trochę. Ale Cathal przełamywał ten stereotyp swoim bezczelnym i bardzo bezpośrednim nieraz zachowaniem, był takim powiewem świeżości – i chyba dlatego tak go polubiła. Do tego stopnia, że czasami nie mogła się powstrzymać przed jakąś złośliwostką.

Ta druga forma animaga nie była jakąś wielką tajemnicą – na pewno nie w Egipcie, ale po prostu tak na co dzień i najczęściej sięgała po tą bardziej przyziemną, bo kota. Forma sokoła nie przydawała się tak często, bardziej na jej samotne wyprawy i wędrówki, kiedy chciała poczuć wiatr we… w piórach (dosłownie i w przenośni). Pewnie bardziej zaskakujące było w ogóle to, że opanowała dwie różne formy, a tym bardziej, że potrafiła zmieniać się tylko pośrednio. O tej drugiej formie nie chwaliła się na lewo i prawo, jeśli ktoś tego nie widział na własne oczy, albo od kogoś nie usłyszał, to nie wiedział.

Musiałaby wykonać kilka długich susów i odbić się w odpowiednich miejscach (może od pleców i głowy Cathala…), żeby zrobić taki skok, by dostać się na górę. I przez chwilę to rozważała, mierzyła, obliczała… jak najprawdziwszy kot, by ostatecznie lekko pokręcić głową. Ścisnęła różdżkę w dłoni i nie powiedziała ani słowa, ale jej ciało zaczęło się zmieniać, kurczyć, choć wcale nie po to, by ostatecznie na ziemi siedział kot. Nie – siedział sokół, ptak święty dla wierzeń starożytnych Egipcjan (zresztą równie święty, co koty…). Rozłożyła skrzydła i miękko odbiła się od podłoża, wzbijając się w powietrze i po chwili przeleciała nad schodami na górę. Przysiadła na piętrze, na podłodze, tuż obok dziury, przez którą jeszcze przed chwilą zerkali oboje i zresztą zaraz wsadziła do niej łeb.

I skrzeknęła na Cathala.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cathal Shafiq (3904), Guinevere McGonagall (4210)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa