Bycie ciekawym stanowiło jedną z osi napędowych w jego życiu, i splatało się nierozerwalnie z pragnieniem poszukiwania nowych rzeczy, wrażeń, doznań, pchając go do podróży, miesięcy spędzanych nad starymi cmentarzystkami i lat w pustynnym obozie. Nie protestował więc, kiedy Ginny wspomniała, że chciałaby zobaczyć dworek Cape. Sam, chociaż wiedział, czego się spodziewać, był do pewnego stopnia ciekawy.
Fiona Cape.
Dziedziczka dworku Cape.
Na miejsce przybyli za dnia, bo mimo wszystko Cathal wolał nie pojawiać się nocą gdzieś, gdzie ciągnęła ich jakaś dziewczynka, rozmywająca się potem w niebycie. W ostrym, letnim słońcu, dało się bez problemu rozejrzeć po ogrodach i przyjrzeć budynkowi.
– Jest w pobliżu kilka takich ruin i opuszczonych budowli, może o jakichś nie słyszałem i też mają taką samą nazwę… ale to na pewno kiedyś był dwór Cape – powiedział, odpalając papierosa, kiedy dotarli na miejsce. Dziedziniec zachował się w zadziwiająco dobrym stanie: kostka brukowa wciąż była równa, niemal cała, niezarośnięta, na środku stała fontanna, nieczynna wprawdzie, ale z daleka wyglądająca całkiem przyzwoicie. Kamienna budowla jednak nosiła znamiona upadku, upływu lat, dekad, jeżeli nie wieków porzucenia i zaniedbana. Wciąż dało się wejść do dolnych kondygnacji, ale w słońcu dnia wyraźnie było widać, że jedna z wieżyczek częściowo się zawaliła. Nie miała już dachu, kawałek muru runął, przy okazji niszcząc i parter. Z pewnością nikt nie mógł tutaj mieszkać, a jeżeli istnieli jacyś dziedzice tego miejsca, nie było to dziedzictwo, którym warto by się chwalić.
Świadectwo dawnej świetności. Pełne ech bogactwa, życia, które istniało tutaj niegdyś, a teraz nic po sobie nie pozostawiło. Oboje widzieli takich miejsc już wiele.
Shafiq wydmuchał kłąb dymu i zadarł głowę, marszcząc lekko jasne brwi. Czy mu się zdawało, czy gdzieś tam, prawie na samej górze, w części budowli, w której kawałek muru odpadł, widział posąg dużej żaby…?
– Kompletnie nie wyglądała na ducha. Dzieci zresztą chyba rzadko nimi zostają? Widziałem dotąd… może dwie zjawy nastolatek – stwierdził w zamyśleniu, przypominając sobie Jęcząca Martę i jej zawodzenia, niosące się regularnie po drugim piętrze.